Strona 8 z 32

: 18 gru 2014, 14:56
autor: Chciwa Łuska

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Chciwa podeszła do kamieni i ustawiła je w dużych odstępach, zajęło jej to trochę bo nie potrafiła się zdecydować w jakiej odległości je ustawić. W końcu skończyła i wróciła do Shurikana aby zaraz ruszyć przed siebie. Minęła kamień i ustawiła pod skosem łapy, lekko zgięła ciało w łuk a ogon powędrował za nią. Tak samo gdy minęła trzeci kamień, tyle że teraz wszystko poszło w prawo. Przy ostatnim kamieniu trochę się zachwiała ale pomógł jej ogon. Wróciła zadowolona do nauczyciela.
(a skoku też mnie nauczysz?)

: 20 gru 2014, 15:26
autor: Vailen
//Skok mam na 1 więc nie mogę.

-Dobrze, myślę że to już wszystko. Możesz odejść.

Shuri uśmiechnął się, odbił się mocno od ziemi i poleciał do jaskini Krzewiciela.



/Bieg I

: 20 gru 2014, 23:07
autor: Chciwa Łuska
Skinęła łbem i poszła w świat.
z.t


Naomi: Regulamin obowiązuje bez względu na to, w którym punkcie nauki się znajdujemy. Minimum 3 ROZBUDOWANE zdania.

: 31 sty 2015, 21:35
autor: Posępny Czerep
Lecąc bez celu przez całą noc zwiedzał liczne tereny Wolnych Stad. Przez te wszystkie księżyce, odkąd opanował lot, poznał już każdy dostępny mu skrawek nieba, poznał właściwości chmur i wszelkich małych-braci-z-piór. Słabo za to znał ziemię pod sobą. Im był starszy, tym częściej pozwalał pochłaniać się niebiosom. Szybował i pływał na prądach powietrznych, lecąc całymi dobami i przysiadając na wysokich skałach lub silnych, starych drzewach tylko wtedy, gdy opadał z sił. Miał wrażenie, że dopada go choroba. Gdy tylko dotykał gleby, cała jego siła, pewność siebie, gracja, radość.. Opadały. Był stworzony do lotu, był jak jerzyk – gdyby mógł, nigdy by nie lądował.
Teraz nadeszła jedna z tych właśnie chwil. Mógłby jeszcze lecieć, gdyby musiał, ale nie chciał lądować w chwili skrajnego wykończenia – wtedy bowiem byłby bezbronny. Wykonał zgrabny sus w dół, zwijając częściowo skrzydła i pochylając się w dół. Po chwili rozłożył je ponownie, tak, że znalazł się na wysokości pozwalającej mu na względne zbadanie terenu. Pod sobą miał coś na kształt łąki.. Noo.. Może zanim spadł tu śnieg. Nadciągał właśnie poranek i Chłód tęsknie spojrzał w stronę blednącego brata, Księżyca, z ponurym westchnięciem witając oślepiające Słońce. Wylądował na hałdzie śniegu, która skutecznie stłumiła huk, jaki często wywoływał tak niezgrabnym wejściem na ziemię. Rozejrzał się i skrzywił pysk. Okolica była nudna, i nad wyraz bezpieczna. "Z moim szczęściem i tak czeka tu na mnie cała armia dwunogów zagrzebana w śniegu.." wymruczał pod nosem, zwijając się w kłębek na śniegu. Przymknął oczy, uniósł poczwórne, czułe uszy i zapadł w lekki jak zefir sen.

: 04 lut 2015, 21:39
autor: Niewinna Łuska
Z lotu ptaka, wszystko musi wyglądać tak pięknie...
Myśli Kaszmira nie mogły skupić się na niczym innym, gdy obserwował jak duży smok podchodził do lądowania. Wyglądał tak majestatycznie i niezwykle. Chwila, w której na niebie pojawił się ciemny kształt jego sylwetki, wydawała się młodemu z Życia niemal magiczna.
Otaczało go całkowite pustkowie, wibrujące od nieprzeniknionej ciszy i bezruchu, przykrywające wszystkie dźwięki, kolory i zapachy grubą, białą pierzyną śniegu. Podobna pierzyna nakrywała wszystko z góry, jednak ta druga nie była tak nieskazitelna – bure, nieciekawe, brudne niebo, napuszone ciężkimi, zimowymi chmurami. Spod niebiańskiego przykrycia, co jakiś czas słychać było ciche, niepewne i rozedrgane w zmrożonym powietrzu krzyki ptaków, wędrujących kilometrami w poszukiwaniu chociaż odrobiny jedzenia. Przy wtórze skrzekliwych nawoływań kilka z nich schodziło poniżej chmur, by po chwili znów wzlecieć wyżej, nie zwracając uwagi na zagubionego w śniegu pisklaka. Ogólnie mówiąc – martwota i beznadzieja ogarniała wszystko w zasięgu wzroku. Nawet ten przyprószony śniegiem kamulec, rysujący się niewyraźnie gdzieś tam po drugiej stronie łąki, był przechylony w tak żałosny i błagający o litość sposób, że mógł wprawiać w depresję zawodowego komika.
Przynajmniej jest przekrzywiony, nie tak nieskazitelnie idealny i nijaki jak cała ta durna biel dookoła. Nawet moje ślady wyglądają tak samo. Ohh... Dam sobie cztery łapy uciąć, że kręcę się w kółko. Te ślady przecinają się w tym miejscu z tamtymi. Widziałem dokładnie taki układ pięć minut temu. Głupi śnieg. Głupie ślady. Głupi świat!
Mały smok podskoczył, uderzając łapami w śnieg i wzbijając białą chmurę. Cały dygotał z frustracji (i zimna), stojąc pośrodku dziesiątek własnych odcisków łap, prowadzących chyba we wszystkich znanych i nieznanych kierunkach świata. Fantazyjne wzory ze smoczych łap, przeplatające się i wijące jak dzikie węgorze wrzucone do śniegu, mogłyby zająć honorowe miejsce na wystawie sztuki nowoczesnej.
No dobra. Możliwe, ale tylko możliwe, że odrobinę się zgubiłem.
Kaszmir westchnął, rozglądając się bezradnie dookoła, widząc przytłaczające i obrzydliwe... nic. Wolałby chyba być w samym środku obozu równinnych, bo przynajmniej tam byłby pewien, że oprócz niego na tym świecie został jeszcze ktoś żywy. Nie, więcej! Cokolwiek, co się porusza, zmienia, nie stoi zamarznięte jak ta badziewna, bezkształtna kupka skał na wprost niego.
– Głupi kamulec! – wydarł się na całe gardło w stronę rzeczonej skały. Echo poniosło jego słowa dużo dalej, niż się spodziewał. Jednak jak można łatwo się domyślić, pomimo jasnego i prostego przekazu, nie otrzymał zbyt konstruktywnej odpowiedzi od swojego rozmówcy.
Pisklak już nabrał kolejny haust powietrza, by wykrzyczeć tępej kupie gruzu co myśli o niej i całym cholernym świecie, ale właśnie w tym momencie przerwał mu cichy, lecz wyraźny odgłos łopotu wielkich skrzydeł. Kaszmir powoli wypuścił powietrze, cały dysząc od nagromadzonych emocji. Obrócił głowę w stronę, z której doszedł go charakterystyczny dźwięk, by zobaczyć szybujące cielsko Lunarnego. W tym momencie, wyglądał dla niego jak ósmy cud świata (jeśli w ogóle jest ich osiem w smoczym świecie), jak archanioł w glorii zstępujący z nieba (jeśli w smoczym świecie istnieją anioły) albo jak Tupolew podchodzący do lądowania (na szczęście, nie było tutaj żadnych drzew).
Ktoś żywy! Więc jednak inne smoki istnieją! Dzięki bogom...
Skrzydlata postać przeleciała centralnie nad jego głową, zniżając się powoli w stronę gleby. Wątpił, żeby obcy smok go zauważył. Z jego perspektywy musiał wyglądać co najwyżej jak królik, przedzierający się przez śnieżne pustkowie z determinacją Tytanica, ryjącego górę lodową.
– Hej! Zaczekaj! – Krzyknął mimowolnie, gdy Lunarny zaczął się nagle oddalać, wciąż nie dotykając łapami ziemi. – Nie zostawiaj mnie tu samego z tą skałą!
By nie odstawać od wcześniej opisanego wyglądu królika, Kaszmir czym prędzej zaczął sadzić długie, desperackie susy w stronę lądującego samca z obcego stada, będącego jedyną żywą istotą w zasięgu kilku mil (statystyka rozsądek – wzrasta). Tamten natomiast spokojnie wybrał miejsce lądowania i opadł z gracją na ziemię, jak gdyby nic nie ważył, wyzwalając minimalną, śnieżną falę uderzeniową. Ale co to, czemu on się układa do snu? O nie! Nie pozwolę mu na to. Za dużo przeszedłem, żeby znów zostać samemu.
– Hej ty! Poczekaj na mnie! Nie zostawiaj mnie samego z tym kamieniem! – rozpaczliwy głos mógł już dobiec uszu samca z niewielkiej odległości.
No to zaczęło się.

: 14 lut 2015, 13:51
autor: Azyl Zabłąkanych
Po raz kolejny skierowała swoje kroki w kierunku Błękitnej Skały. Wydawałoby się, że przez minione księżyce powinna przyzwyczaić się do śniegu – w końcu miała zaszczyt być pisklęciem urodzonym podczas Pory Białej Ziemi – a jednak wciąż, wędrując, czuła radość mijając śnieżne zaspy i białe płatki ciągnięte przez powiewy wiatru w siną dal. Tak samo cieszyło ją zimne powietrze kąsające młode płuca. Wydawałoby się, że zimowy całun dla wszystkich innych jest przekleństwem, tylko nie dla niej i nawet jeżeli nadejdzie czas, gdy sama będzie mogła polować to nie ulegnie zmianie.
Wkrótce znalazła się w centrum niewielkie łączki przy skale. Rozejrzała się, wyobrażając sobie to miejsce latem – wysoka trawa, kwiaty i młode drzewka. Musiało być sympatycznie, prawda? Tymczasem jednak wszystko to pokrywała gruba powłoka białego puchu.
Przysiadła na skraju nowego dla niej miejsca, wypatrując błękitnymi ślepkami z jasną źrenicą znajomą, smoczą sylwetkę.

: 15 lut 2015, 13:26
autor: Zorza Północy
Ailla opuściła Obozowisko, kierując się ku Błekitnym Skałom. Wzbiła się w powietrze, wiedząc, że podróż na czterech łapach zajmie zbyt wiele czasu i pochłonie wiele energii. Lot na sprzyjających prądach była znacznie przyjemniejsza, nawet jeżeli nie była mistrzynią akrobacji powietrznych, czy też ideałem gracji. Lubiła to, ten fakt był najważniejszy.
Już po jakimś czasie dostrzegła masyw skały, a dalej ośnieżoną łączkę, na której stała nie wiele mniejsza od niej sylwetka.
Wylądowała trzy ogony od samiczki, składając pierzaste skrzydła na bokach i zbliżyła się do małej Ognistej, usmiechając się delikatnie.
Była w wyborowym nastroju. W końcu czuła się w pełni zdrowa, nic ją nie bolało, a i osłabienie minęło. Miała wrażenie, że jest w stanie zrobić wszystko, nawet jeżeli wiedziała, że jest ono bardzo mylne.
Witaj, malutka. Jestem Ulotne Wspomnienie, jeżeli chcesz możesz mi też mówić Ailla, nie pogniewam się – mrugnęła do niej porozumiewawczo, a nastepne przysiadła naprzeciw samiczki.
Tak więc, jeżeli się nie mylę, pragniesz zgłębić tajniki Maddary, tworzenie iluzji, a także poznać sposoby obrony, jak i ataku za pomocą zaklęć. Powiedz mi, czy miałaś już styczność z tą siłą? Domyślasz się, czym ona jest? – zagadnęła raźnym, ciepłym głosem.

: 15 lut 2015, 15:54
autor: Azyl Zabłąkanych
Dostrzegając kolorowy punkcik na niebie, ucieszyła się. Obserwowała ciekawie, jak czarodziejka Życia, którą poprosiła o naukę zbliża się w jej kierunku, zniża lot i w końcu ląduje kilka ogonów dalej, wzburzając sypki śnieg.
Zastrzygła uszami. Wydawało się, iż jej nowa towarzyszka ma wyborowy humor, przez co na jej pyszczku mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech. Skinęła jej łebkiem na powitanie.
Malutka. Rzeczywiście była o wiele niższa i drobniejsza, niż przeciętny smok w jej wieku, co zapewne było sprawką buzującej w żyłach krwi drzewnych przodków.
Wierna Łuska – odrzekła, w ostatniej chwili powstrzymując się od wypowiedzenia swojego poprzedniego miana. – Do niedawna, Jaźń – dodała raźno, spoglądając w morskie ślepia samiczki.
Zależy, co masz na myśli poprzez "styczność" – zaśmiała się cicho, po raz kolejny wykrzywiając usta w lekkim, wesołym grymasie. – Wiele smoków używało jej obok mnie, słyszałam również wiele opowieści, jednak sama nigdy nie miałam okazji się nią posługiwać. Dlatego tutaj jesteśmy – stwierdziła, przyglądając się czarodziejce. Sprawiała dobre wrażenie, zgarniając dla siebie cząstki sympatii w sercu młodej.
To siła, darowana smokom przez Naranleę w zaraniach dziejów, magia niezbędna do smoczej egzystencji – kontynuowała po krótkiej chwili. – Drzemie w każdym z nas, używana nawet do tych najprostszych, prozaicznych rzeczy. Gdy przecenimy swoje możliwości i zużyjemy jej za dużo, może skończyć się to nawet omdleniem. Także nie stworzy niczego za nas, więc używając jej trzeba pomyśleć o wszystkich szczegółach – wytłumaczyła.
Zerknęła po raz kolejny na Aillę, oczekując aprobaty bądź też słów uzupełniających jej wywód. Po chwili jednak odezwała się po raz kolejny.
Słyszałam, że niektórzy wizualizują ją sobie jako wewnętrzne światło lub ciepło. To prawda? – zapytała.

: 15 lut 2015, 16:52
autor: Zorza Północy
Ailla przyglądała się młodszej samiczce z zaciekawieniem, ale bez typowej nachalności cechującej smoki. Była przy tym tak swobodna i wypełniona pozytywną energią, iż ciężko byłoby się na nią za to gniewać. Morskie ślepia migotały wyraziście, kiedy zastrzygła długaśnymi uszami, słuchając delikatnego tembru głosu Ognistej.
Och, gratuluję ci zatem awansu. To zawsze takie emocjonujące wydarzenie! Ale! – tu zawiesiła na chwilę głos, przybliżając wąski pysk do pyszczka samiczki. – Ciesz się młodością, naprawdę, bo ta ulatuje zbyt szybko wraz z radością, gdy zapominamy, że wszystko, co robimy powinno nieść szczęście – trąciła Ognistą nosem w polik i odsunęła się o kroczek z leciutkim uśmiechem igrającym na jasnych, gadzich wargach.
Zaśmiała się, potrząsając łebkiem.
Też tak sądzę! Interesują mnie właśnie twoje obserwacje i refleksje na ten temat – odpowiedziała wesoło.
Kiedy młoda mówiła, wsłuchiwała się w jej słowa z należyta uwagą, kiwając od czasu do czasu łebkiem.
Tak, to wszystko prawda. Zaś co się tyczy źródła. To taka mała zagadka dla nas wszystkich. Smoki, które uczą się posługiwać Maddarą muszą odnaleźć w sobie jej źródło, ale tak naprawdę nikt nie wie, gdzie ono się znajduje i analogicznie wiążąc Maddarę z inteligencją i umysłem, właśnie tam je "umiejscawiają". Każde źródło jest inne. Inni wyobrażają je sobie jako światło o różnych barwach, inni jako ciepło, a jeszcze inni, przewaznie Wojownicy, jako energię, którą tak naprawdę ona jest. Sama właśnie przystapisz do tego zadania. Musisz się wyciszyć. Zamknij oczy, oddychaj spokojnie i głeboko.Musisz odsunąć od siebie wszelkie bodźce zewnętrzne, które utrudniają koncentracje. Skup się na swym wnętrzu, poczuj, jak w twych żyłach pulsuje życie, poczuj moc, która w tobie drzemie. Gdy uda ci się odnaleźć źródło, skiń po prostu pyszczkiem – poinstruowała.

: 16 lut 2015, 10:59
autor: Azyl Zabłąkanych
Dziękuję – odpowiedziała cicho, uszczęśliwiona taką małą rzeczą, jakimi były złożone przez Aillę gratulacje. Być może robiła to jedynie z dobrego wychowania – ale Wierna nawet pomimo to doceniła te kilka słów. Nie każdy w jakikolwiek sposób by na to zareagował. – Będę o tym pamiętać – dodała jeszcze, spoglądając z sympatią na czarodziejkę. Młoda Adeptka nie należała jednak do tych osób, które tryskały energią, przy okazji obdarzając dobrym humorem wszystkich wokół – żyła cicho, łagodnie, lecz pewnie przedzierając się przez wszystkie nadane przez los przeszkody, czasami myśląc o stadzie więcej, niż o sobie samej.
A twoje źródło? – spytała jeszcze, gdy samiczka skończyła opowieść i zanim przystąpiła do dalszej części nauki.
Według podanych chwilkę temu instrukcji, Wierna wyciszyła się. Przymknęła jaskrawe ślepia – rażący błękit tęczówek wraz z jasną, kojarzącą się z delikatnym oranżem źrenicą było dość oryginalnym połączeniem – i uspokoiła chaotyczne czasami myśli. Tłumiąc kotłujące się w umyśle emocje samoistnie sprawiła, iż jej oddech stał się wolny, głęboki, cichy. Odsuwając od siebie wszystkie bodźce, które utrudniały jej koncentrację, rozluźniła się.
Wkrótce skupiła się na energii przepływającej przez całe jej ciało, chcąc odnaleźć Źródło. W milczeniu zagłębiała się coraz bardziej, aż w końcu – Czy to to? poczuła przyjemne, powoli rozlewające się po jej mięśniach ciepło. Wpierw zaczynając od górnej części jej postaci, szybko przelało się dalej, obejmując całe jej wnętrze.
A więc tak to wygląda?
Przełamując niepewność, skinęła delikatnie łebkiem, wciąż nie otwierając ślepi.

: 16 lut 2015, 12:47
autor: Zorza Północy
Ailla cieszyła się ze spotkania tej młodej samiczki, nie wiele miała do czynienia ze smokami Ognia, ale odświeżającym był fakt, że nie każde z nich było dokładnie takie, jak opowiadali inni. Niestety z Cieniem była zupełnie inna sytuacja, tam wszyscy byli dokładnie tacy, jak opowiadali.
Słysząc pytanie, usmiechnęła się leciutko samymi kącikami gadzich warg i wyciągneła przednią prawą łapę, rozcapierzając szponiaste palce. Energia ciepłą falą przelała się w to miejsce, a następnie wypłynęła do wnętrza łapy, formując się w coś w rodzaju kolistego kształtu, emanującego delikatnym światłem. A ono miało różne barwy, od szlachetnego szafiru, po fiołek i srebro, a nawet nici onyksu przenikające się nazwajem, tworząc bajeczne wzory, niczym bańka mydlana.
Potem rozwiała się, a Czarodziejka przypatrywała się uczennicy z zainteresowaniem, obserwując jak z wolna się rozluźnia, zapada w sobie. Gdy skinęła pyszczkiem, powiedziała cicho, aby jej nie dekoncentrować.
Na sam początek zwizualizuj sobie tą energię w formie kuli chociażby, nadaj jej właściwości światła, a także barwy. Nie zapomnij przelać Maddarę do swojego wyobrażenia, po prostu pomyśl, jak Maddara przenika twój twór.

: 16 lut 2015, 16:48
autor: Azyl Zabłąkanych
A co opowiadali inni? Ogień, pomimo pozorów, nie był stadem pełnym niezrównoważnowych, gwałtownych smoków, jak głosiły legendy. Wiele z nich było było przyjaźnie nastawionych do świata, niezbyt głośnych, ale jednocześnie wymagających, przez co nie uchodzili za grupę smoków niezwykle towarzyskich. Wiernej podobało się myślenie, iż Ogień to ciepło, którego nie znajdzie nigdzie indziej. Ogień mógł być, nikomu nie zawadzać... a jednak, gdy zbliżysz się za blisko, jego płomienie boleśnie poliżą twe palce, sprawiając ból. Lubiła myśleć, że pokazują, na co ich stać dopiero, jeżeli sytuacja tego wymaga.
Czując wibrację maddary, na chwilkę jeszcze otworzyła ślepia, by zerknąć na twór Ulotnej. Przyglądając się kolorowemu, bajecznemu światłu na jej pysk wpłynął mimowolny uśmiech. Zaraz potem jednak po raz kolejny zasłoniła błękitne tęczówki ciemnymi powiekami. Skupiła się całkowicie na swoim umyśle.
Tak, jak poradziła jej czarodziejka, młoda smoczyca wyobraziła sobie kulę. Była niewielka, nie mogąca mieć więcej, niż jeden szpon średnicy, mająca pojawić się pomiędzy nią, a Aillą. Powłoka jednak ją okrywająca nie była zwyczajna – niczym utkana ze złotej nici, skomplikowana, tworząca różne prostokątne wzory przypominające labirynt. Oprócz tych słonecznych linii nie było nic – wnętrze tworu było puste.
Do czasu.
Zaraz potem wyobraziła sobie uchodzące z niej, delikatne, płynące światło w odpowiednim kolorze – pulsowało delikatnie, migotało oświetlając niewielką przestrzeń, przykuwając wzrok. Obijało się o trzymające je w ryzach wzory, tworząc na śniegu, na ciemnych łuskach Wiernej i fiłkowym futrze Wspomnienia skomplikowane cienie. Gdyby tylko skrajne zapragnęły zbliżyć do niej łapy, poczułyby delikatne ciepło bijące od jej wnętrza, tak inne od zimnego, zimowego powietrza kąsającego młode płuca. Kula nie lewitowała nieruchomo – obracała się powolutku dookoła własnej osi, hipnotyzując.
Przelała w wyobrażenie maddarę i powoli otworzyła ślepia, a jej wzrok przeniósł się na migotającą przed nią świetlną kulę.

: 16 lut 2015, 22:39
autor: Zorza Północy
Drobna Czarodziejka odpowiedziała szerokim, entuzjastycznym uśmiechem na uśmiech małej Ognistej. Potem już się nie odzywała, jedynie obserwowała zaciekawionymi ślepkami poczynania Wiernej, lustrując jej sylwetkę, badając stan skupienia, wczuwając się w migocący jeszcze niepewny obraz przyszłego tworu. Była naprawdę podekscytowana i dumna. Pierwszy raz uczyła kogoś użytkowania Maddary, a więc tego, co kochała najbardziej, zaraz po swym Stadzie! Nie mogła uwierzyć, że teraz to ona jest nauczycielką, ani w to, jak ten czas przeciekał pomiędzy szponami, niczym ta krnąbrna, przerażająca woda zabierająca oddech!
Końcówka puszystego ogona Ailli podrygiwała przy jej przednich łapach, gdy przed nią poczał odgrywać się przepiękny spektakl światła. Uwielbiała światło i wszystko, co z nim związane! Była taka szczęśliwa, widząc jak piękny umysł posiada Ognista. Niemalże nie zerwała się z ziemi, aby podbiec do młodej i nie wyściskac jej najmocniej, jak potrafiła. Podrygiwała więc w miejscu, zapominając o godności, w sumie nigdy nie była jakoś szczególnie dumną smoczycą, a przynajmniej nie afiszowała się tym uczuciem przed obliczem wszystkich napotkanych na swej drodze smoków!
Śliczne, cudowne! – zawyrokowała wyższym z podniecenia głosem.
Odchrząknęła zakłopotana, nadymając nieco poliki. Poskrobała szponem polik.
No tak, to ten. Teraz nie przerywając dopływu Maddary do tworu, przekształć go. Masz dowolność w wizji artystycznej. Nie przesadź jeszcze. Zbyt duży spadek energii w tak krótkim czasie może sprawić, że skończy się to migreną, a nawet omdleniem. Więc spokojnie, bez wariacji, dobrze? Jeszcze posądzą mnie o znęcanie się nad innymi! – jak zwykle, gdy była w pewien sposób poddenerwowana, gadała niczym najęta, zjadając końcówki niektórych wyrazów.
Odetchnęła głeboko.
Okey, już milczę, wybacz – zasmiała się nerwowo i w końcu zacisnęła szczęki.

: 17 lut 2015, 11:13
autor: Azyl Zabłąkanych
A więc być może Wierna powinna czuć się zaszczycona, skoro była pierwszą uczennicą Ulotnej spoza jej własnego stada?
Z kuli przeniosła wzrok na nauczycielkę, a na jej wargi wpłynął krzywy, niepowstrzymany uśmiech. Rozbawiła ją reakcja fioletowej smoczycy, ale nie chciała tego okazywać – być może właśnie dlatego grymas na jej twarzy był taki dwuznaczny?
Skinęła krótko łebkiem słysząc kolejne polecenie, nie decydując się na żadną słowną odpowiedź. Wciąż milczała – i nie czując potrzeby odzywania się, i nie chcąc tracić koncentracji.
Przymknęła ślepia po raz kolejny, chcąc nieco ulepszyć swój twór. Pamiętała oczywiście o ostrzeżeniu, które usłyszała chwilkę wcześniej – musiała uważać na zasoby swojej maddary. Nie chciała w końcu przyprawić młodej czarodziejki o mały zawał, gdyby osunęła się nieprzytomna na ziemię.
Zastanawiała się przez dłuższą chwilę, nie wiedząc, co mogłaby dodać. A gdy pomysł zakwitł w jej umyśle, uśmiechnęła się mimowolnie. Przelewała maddarę ciągle, pozwalając, by stopniowo jej twór zmieniał się, równolegle z tym, co działo się we wnętrzu jej łebka.
Pozornie wszystko było tak, jak wcześniej. Kula wirowała powolutku dookoła swej osi, raz nieco unosząc się w powietrzu, raz opadając – jednak gdyby Ulotne Wspomnienie poświęciła jej trochę więcej niż wcześniej uwagi, dostrzegłaby, jak złote wzory zaczynają się poruszać. Początkowo powoli, nie zmieniając za bardzo ogólnej struktury – potem nieco gwałtowniej, zabierając coraz to większą powierzchnię tworu. Aż w końcu pokryły kulę w całości.
Grube nitki nie stwarzały jednolitej, gładkiej powierzchni – gdyby jedna ze smoczyc zapragnęła jej dotknąć, poczułaby nierówności pod swoimi palcami. Jednocześnie zaskoczyłoby ją coś innego – wraz z tym, jak twór stawał się coraz bardziej zasłonięty, tym mniej emitował ciepła. Gdy tylko ostatnia z nitek zakryła ostatni element, całe gorąco wyparowało, zostawiając złotą kulę w samotności.
Lewitowała na wietrze przez kilkanaście chwil.
Czarodziejka mogła dostrzec, jak przyciąga do siebie drobne, śnieżne płatki. Początkowo rozpuszczały się na miękkiej powierzchni, delikatnie zmieniając jej barwę. Im dłużej to trwało, tym kula stawała się coraz bardziej niebieska – aż w końcu, przybierając błękitną barwę, śnieżynki pozostawały na jej zewnętrznej powłoce, przyklejając się i tworząc nową, jeszcze piękniejszą niż wcześniej, warstwę. Im większą i grubszą powierzchnię zajmowały, tym kula stawała się coraz zimniejsza.
Nagle Ulotna dostrzegła, że twór młodej adeptki zupełnie zmienił swą strukturę. Z materiału nagle, stopniowo, nie zwracając uwagi czarodziejki zamienił się w idealnie okrągłą, lodową bryłę, teraz obklejoną miękkimi płatkami. Emitowała zimnem jeszcze większym, niż to, które obie czarodziejki czuły dookoła siebie. Biały dym unosił się z niech, by potem zostać porwanym przez wiatr – wydawałoby się, że dotknięcie jej będzie bardzo ryzykowne.
Skończony twór wciąż obracając się delikatnie, podleciał bliżej nauczycielki, by ta mogła z bliska i lepiej ocenić pracę swej uczennicy.

: 17 lut 2015, 11:36
autor: Zorza Północy
Ailla uśmiechnęła się z zakłopotaniem, kładąc nieco po sobie uszy, widząc niejednoznaczny grymas pojawiający się na pyszczku Ognistej.
"No tak, znowu się wygłupiłam" – pomyślała z niejaką rezygnacją, szponami przeczesując gęstą kitę na ogonie.
Zerkała to na młodą, to na przekształcający się twór, poddenerwowana. Nie chciała zawalić pierwszego szkolenia, jak by to o niej świadczyło?
Zdusiła westchnięcie na własną nerwowość, a potem odetchnęła głeboko, korzystając z metod wyciszania się.
Tym razem nie powiedziała ani słowa, nie pokazała niczego po sobie, gdy obserwowała przekształcająca się kulkę. Tak, czy siak była pod ogromnym wrażeniem. Samiczka miała piękny umysł, a jej twory? Rewelacja! Pełne finezji!
Gdy kulka podleciała ku niej, przybliżyła nieco do niej pysk, oglądając ją uważnie. Jednym ze szponów musnęła kulkę, sprawdzając, czy jest rzeczywista, a nastęnie uśmiechnęła się promiennie.
Naprawdę zacny twór. Będziesz wspaniałą Czarodziejką. To, co potrzebne na podstawy znajomości osiągnęłaś tak naprawdę sama, przy niewielkich wskazówkach. Teraz po prostu przetnij dopływ Maddary do tworu i to będzie wszystko – powiedziała.

/MP I

: 17 lut 2015, 12:22
autor: Azyl Zabłąkanych
Otworzyła powoli ślepia, zerkając w pierwszej chwili na swoją lodową kulę, a potem na nauczycielkę. Tym razem wpatrywała się w jej twór z napięciem, pewną powagą – czyżby jej uśmieszek aż tak ją przejął? – i dotknęła palcem pierwszego magicznego przedmiotu stworzonego przez Wierną. Czarodziejka mogła poczuć, jak po jej dłoni rozchodzi się niebywałe zimno.
Dziękuję – odezwała się radośnie, słysząc pochwałę, miło łechtającą jej ego i młode serce. – Dziękuję też za to, że poświęciłaś mi czas – dodała, będąc Ailli naprawdę wdzięczną za naukę. Poza tym, kolejna smoczyca, która mimo, iż nie miała takiego obowiązku, zdecydowała się nieco poduczyć młodą Ognistą bez zapłaty.
Według jej wskazówek, młoda przecięła odpływ maddary do tworu. Zanim jednak to nastąpiło, zadbała jeszcze o należyty efekt – i teraz, gdy kula nie była już podsycana jej energią, powoli straciła na swych właściwościach, stała się niewyraźna. A potem pękła, rozsypując się na tysiące malutkich, migoczących w słońcu kawałków – kryształków lodu i samych śnieżynek. Błyskały chwilę w powietrzu, nie zmieniając swej pozycji i obracając się powoli, nieregularnie, a potem pofrunęły z wiatrem w dal, znikając wkrótce z pola widzenia obu smoczyc.
Spoglądała przez chwilę w tamtą stronę, aż w końcu po raz kolejny przeniosła wzrok na nauczycielkę.
Myślę, że to już wszystko. Do zobaczenia... kiedyś – powiedziała łagodnie, uśmiechając się delikatnie. Wstała i skinąwszy Ulotnej łbem w geście pożegnania, ruszyła swoją drogą, kierując się ku Obozowi Ognia.

// z/t //

: 28 mar 2015, 16:04
autor: Migotliwa Aura
Lśniąca wędrowała sobie po terenach wspólnych. Ostatnio więcej czasu spędzała na granicy, albo właśnie na zwiedzaniu, niż na samym przebywaniu w obozie. No ale to nic. W końcu musiała poznawać smoki, aby wiedzieć niektóre rzeczy. Miała swój cel w życiu, jakim była pomoc innym. Tym razem jednak Lśniąca póki co odpoczywała. Nie spieszyła się z niczym, szła po prostu, ciesząc się wszechogarniającą ją bielą. Dobrze, że słońce skryło się za chmurami, bowiem rażące promienie słońca bardzo ją denerwowały.

: 28 mar 2015, 22:49
autor: Spojrzenie Mroku
// Wybacz że tak późno. BTW ja chcesz nauki napisz że czekasz, bo wtedy od razu możemy przejść do nauki >.> //


Granatowołuski samiec także przechadzał się po terenach wspólnych. Miał już dość obecności innych. Nawet swojej partnerki. nie żeby jej nie lubił, ale po prostu taki był. Samotnikiem. Jak chyba z resztą każdy w tym chorym stadzie, ale u niego widać to było aż nazbyt wyraźnie. Wtem spostrzegł smoka. I poczuł jego zapach. cienisty. Całe szczęście że nie smok z życia. Te lubią zaczepiać innych, którzy wcale sobie tego nie życzą. Niewzruszony szedł dalej, pogrążony w rozmyślaniach.

: 28 mar 2015, 23:29
autor: Migotliwa Aura
W zasadzie Lśniąca nie zauważyłaby Antrasmera, gdyby nie to, że akurat odwróciła się na chwilę, jakby mając przeczucie. No i to jej przeczucie się nie myliło. Na początku widząc zamyślonego pobratymca nie chciała nawet do niego podchodzić i mu przeszkadzać, ale po chwili przypomniała sobie, że przecież ma do czynienia z łowcą. A potrzebowała się jeszcze nauczyć kilku spraw. Chociażby to, jak się dobrze ukryć. Westchnęła ciężko i podniosła się, by podbiec do przechadzającego się starszego ze stada kolegi. Skoczyła przed niego i spojrzała na niego z uśmiechem błąkającym się w kącikach pyska.
– Antrasmer, czy się mylę?
Zagadnęła, po czym przechyliła głowę lekko na bok.
– Jestem Lśniąca Łuska, kleryczka stada. Ale potrzebuję nauki kamuflażu, by móc cokolwiek zdziałać. Pomógłbyś mi?
Zagadnęła z nadzieją w głosie. W końcu nie każdego da się namówić na nauki.

: 29 mar 2015, 19:48
autor: Spojrzenie Mroku
A więc jednak. Spojrzenie westchnal pod nosem, gdy adeptka (bo na adeptke wygladala) podeszla do niego. Rozpoznala go, co nie bylo w zasadzie dziwne. W koncu sa z jedneto stada. Odparl na jej pytanie krotkim, potwierdzajacym mruknieciem. Zaitaeresowal sie dopiero, gdy uslyszal o randze samicy.
– Kleryczka? -zagadnal ja, zaintrygowany. Skrzywil sie slyszac o nauce ale sie nie zrazil- Moge cie czegos nauczyc. Jakie znasz metody kamuflazu?

: 29 mar 2015, 23:05
autor: Migotliwa Aura
Potwierdziła swoją rangę skinieniem łba. Nie było z jego stron więcej pytań, więc nie miała czego jeszcze dodawać. Wprawdzie dopiero się zaczęła szkolić i jeszcze będzie musiała sporo popracować, nim w ogóle zacznie leczyć, ale ten czas powoli się zbliżał i miała nadzieję, że jakoś przysłuży się stadu. Zaraz jednak usłyszała pytanie odnośnie nauki i zmarszczyła pyszczek. Metody, coś tam jej się kiedyś obiło o uszy.
– Chodzi o magiczne kamuflowanie się i wykorzystywanie elementów otoczenia do fizycznego kamuflowania się?
Odpowiedziała pytaniem na pytanie, ale w tym pytaniu zawarta była odpowiedź, chyba.