Strona 8 z 33
: 06 sty 2016, 14:27
autor: Azyl Zabłąkanych
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Azyl Zabłąkanych nie lubiła polityki. Unikała jej. Unikała jej tak skutecznie, iż nawet wtedy, gdy jej młodsza siostra objęła pieczę nad stadem, ona wciąż uparcie nie poznawała szczegółów. Być może to dlatego imię Kruczopióry w pierwszej chwili zdało jej się obce.
Gdy samiec zaczął mówić, spojrzała na niego. Słyszała, iż jego głos stał się mniej pewny, w jego ruchy wkradła się odrobina podenerwowania; nie odezwała się jednak.
Już pierwsze wersy wywołały u niej konsternację. Zmrużyła nieco ślepia, powoli łącząc wątki; niedawne podejrzenia zdawały się potwierdzać. Czy to stąd jego imię wydawało się jej znajome?
Na wzmiankę o Cieniu Otchłani, odwróciła wzrok na chwilę.
Nie wiem, na ile ją znasz… Nie znała jej, to prawda. Jednak słyszała wystarczająco wiele, by każda wzmianka o tym mianie była niczym szpila wbijania w serce; przypominało jej ono o wściekłości wszystkich tych, których wojowniczka zraniła. Wszystkich tych, którzy i dla niej byli bliscy.
Z każdym kolejnym słowem, a także kolejnym krokiem postąpionym w głąb traktu, spoglądała na Kruczopiórego z coraz większą troską… i bezradnością. Nie spodziewała się tego, iż jej pytanie pociągnie za sobą taką ilość emocji.
Zatrzymali się, a samiec wpatrywał się cienie skryte za drzewami, wciąż opowiadając. Nie mogła patrzeć na to, jak po jego łuskach spływają pojedyncze, a potem coraz liczniejsze łzy. Widok ten oddziałał na nią o wiele mocniej, niż sama historia – i ona musiała odetchnąć głęboko, by powstrzymać emocje.
Kilka księżyców temu Życie było zbyt słabe, by plątać się w konflikt z Cieniem. Nawet, jeśli Kruczopióry zdawał sobie z tego sprawę, to i tak bolało; a to, iż Kaszmirowy Dotyk zadziałał dla dobra większości, nie mogło mieć tutaj znaczenia. Chociaż, czy ona postąpiłaby tak, jak on? Nie.
Mogła też kontynuować inny temat. Pochwalić go za wybór, pocieszyć… Czasem gesty działały lepiej, niż jakiekolwiek słowa. Uniosła więc skrzydło i jedynie otuliła nim samca, trwając w ciszy.
Była niska, drobniejsza, niż inni przedstawiciele gatunku; Ognisty, chociaż znacznie młodszy, już dawno osiągnął jej wzrost. Jej skrzydło, słabe i niewielkie, tym bardziej nie mogło okryć całej jego sylwetki, jednak Uzdrowicielka nie cofnęła się. Wręcz przysunęła się nieco bliżej, chociaż nie spoglądała na obliczę swego towarzysza, a uciekła wzrokiem w bok, zastygając w melancholii.
: 06 sty 2016, 18:06
autor: Kruczopióry
Gest Azylu... zaskoczył go. Nawet bardzo. Spodziewał się, że może napotkać na opór; większość – ba! – praktycznie wszystkie smoki choć z jednej strony wyznawały sądzenie jednostek, tak z drugiej... i tak na pierwszym miejscu stawiały stado. Ale nawet jeśli Azyl była taka sama, nie okazała tego. Jej ciepłe futro i matczyny uścisk...
Wtulił łeb głęboko w szyję północnej, przyciskając łeb do niej mocno. I rozpłakał się. Dosłownie: rozpłakał się – jego rzewne łzy ściekały wartkim strumieniem z pyska na futro uzdrowicielki, kiedy adept – choć przecież te wydarzenia miały już miejsce tak dawno temu! – wreszcie mógł dać upust wszystkim swoim emocjom. Po raz pierwszy od tamtego dnia... Po raz pierwszy poczuł czyjąś prawdziwa bliskość i zrozumienie, choć przecież Azyl nie odezwała się ani słowem.
Tkwił tak długo; bardzo, bardzo długo. Tego właśnie potrzebował: zrozumienia. Nie słów, które prędzej czy później rozpłyną się w niepamięci, a kogoś, kto zwyczajnie wysłucha jego opowieści i przyjmie go takim, jakim jest. Kogoś, kto nie będzie na niego patrzył tylko przez pryzmat stada, a przez pryzmat jego samego: Kruczopiórego. Uciekiniera z Cienia.
Nie mówił już nic, gdyż nie czuł takiej potrzeby – po prostu wtulał się w futro Azylu tak długo, aż wreszcie emocje opadły, zaś łzy na jego policzkach zaczęły zasychać. Westchnął; chyba nastał czas, aby się odsunął. Powoli, niespiesznie, ocierając łapą pysk wyszedł trochę niezdarnie spod skrzydła uzdrowicielki, po czym odwrócił ku niej, wpatrując się uważnie w jej lico.
– Dzię... Dziękuję – wymamrotał, na moment spuszczając łeb, nim posłał jeszcze jedno spojrzenie Azylowi. – Ty... nie będziesz patrzeć na mnie przez pryzmat faktu, że jestem w Stadzie Ognia... prawda?
: 06 sty 2016, 23:27
autor: Azyl Zabłąkanych
Czując, jak Kruczopióry wtula się w jej szyję, drgnęła lekko. Spuściła wzrok, zerkając na ciemną postać, a na jej pysku pojawił się delikatny uśmiech. Poprawiła łeb, w pewien sposób również go przytulając.
Słyszała, jak szlocha, czuła jego ciepło, czuła, jak gorzkie łzy wsiąkały w białe futro. Serce jednak nie krajało się już więcej; łzy, chociaż liczne, jedynie pomogą.
Tak jak on był zaskoczony jej gestem, ona była zaskoczona tym, jak zareagował. Ale nie wzbraniała się, a jedynie oddawała to mocniej. I chociaż byli dla siebie nieznajomi, trwali tak długo. Tak długo, iż emocje opadły, oboje uspokoili się. Płacz ustał, a pozostał jedynie cichy, urywany oddech, którego ciepłe opary ogrzewały jej wilgotne od łez futro. Oboje się uspokoili, chociaż żadne z nich nie odważyło się poruszyć, nie chcąc przerywać tego, co się działo. Biały puch przedarł się przez gęste korony drzew, powoli opadając dookoła nich.
Patrzyła przez chwilę, jak śnieżne płatki przyklejają się do ciemnego ciała, przez krótki moment kontrastując z czarną łuską. Wystarczała chwila, by białe ślady zmieniały się wilgoć, która maleńką kroplą zsuwała się w dół.
Czuła, że Kruczopióry uspokoił się już całkowicie. Oddychał cicho, spokojnie, chociaż wciąż przyciskający łeb do jej szyi. Zamienili ze sobą zaledwie kilka słów, a jednak stali się sobie… bliscy?
Jeśli tak, oznaczało to, iż stało się to o wiele szybciej, niż niemal w każdej jej znajomości. Rzadko kiedy ona decydowała się na bliższą relację z kimkolwiek; i rzadko kiedy ktoś wyciągał w jej kierunku rękę. W innym czasie trudno byłoby jej uwierzyć w to, co działo się tutaj, pośród mroku Traktu do Prastarego Drzewa.
Wyczuwając ruch, drgnęła po raz kolejny, powoli odsuwając łeb. Samiec niezgrabnie wydostał się spod jej skrzydła, ocierając przednią łapą pysk. Uśmiechnęła się, a wesołość przemieszała się z zatroskaniem.
Wypuściła powietrze, gdy rozbrzmiały słowa podziękowania.
– Nie dziękuje się za takie rzeczy – powiedziała cicho, a uśmiech nabrał cieplejszej, chociaż wciąż troskliwej barwy. – Nie ma za co dziękować.
Zrobiła to, co zrobić powinna.
Słysząc kolejne pytanie, zatroskała się nieco.
– Postaram się nie – odpowiedziała, spoglądając w jasne ślepia. Czy potrafiła? Życie zawsze było dla niej ważne, niemal najważniejsze. Spoglądała na niego jeszcze przez dłuższą chwilę, wahając się. – Zależy jednak, czego oczekujesz.
Czy mówił o tym, jak chłodno zareagowała, gdy wspomniał o próbie pomocy Cieniowi? Czy zależało mu na tym, by nie łączyła wszystkich decyzji jego stada z jego osobą? Czy może… dotyczyło to jego samego? Ich… relacji? Tego, iż mogą być mniej prawdziwe jedynie przez fakt, iż należał on do stada, którego stosunki do Życia były wyjątkowo niepewne?
: 07 sty 2016, 0:15
autor: Kruczopióry
Kruczopióry westchnął; jego psychika wróciła już chyba do względnej równowagi. Tyrania Aluzji, ucieczka na granicę i sceny znad stawu Aterala zaczęły oddalać się coraz bardziej i na nowo rozmywać we mgle wspomnień, wracając ponownie na dno umysłu smoka, aby zapewne znów wypłynąć kiedyś w najmniej odpowiednim momencie. Spojrzał na Azyl bacznie; co ona mogła mieć na myśli przez to pytanie?
– Po prostu jest wiele smoków, które potrafią na kimś postawić krzyżyk tylko dlatego, że pochodzi z innego stada – dodał dość stanowczym i już dużo bardziej pewnym siebie głosem. – Taki Kaszmirowy, choć rozmawiał ze mną, kiedy jeszcze byłem pisklęciem, bardzo długo trzymał w tej rozmowie dystans tylko ze względu na moją przynależność do Cienia. Keith chciał mnie zabić jedynie za ten zapach, mimo że poznawszy go, byłem już w Ogniu. A Sombre, która w moim byłym stadzie uczyła mnie podstaw egzystencji, wpajała mi do łba, że wiedźmy spotkam tylko w Życiu i Wodzie. – Westchnął i zmarkotniał, spuszczając łeb. Wziął kilka głębszych oddechów, namyśliwszy się, po czym sam do siebie pokiwał przecząco głową, podnosząc ją ponownie. – Tak nie powinno absolutnie być; każdego smoka sądzić należy wedle tego, jaki on sam jest, a nie wedle tego, do którego stada należy. Wszędzie są smoki dobre i są smoki złe; smoki kierujące się sprawiedliwymi kryteriami i smoki, którym ich filozofię należy czym prędzej wyplenić ze łbów. – Spojrzał głęboko w oczy Azylu. – Ty też się przez jakiś czas wahałaś co do moich intencji tylko dlatego, że należę do Stada Ognia... prawda? – zapytał, patrząc na uzdrowicielkę wręcz wyzywająco. – Gdybym nie opowiedział ci swojej historii ucieczki, niekoniecznie tak łatwo przekonałbym cię co do swojej szczerości... czyż nie? – kontynuował... po czym nagle westchnął, odwróciwszy się. I spojrzał w niebo.
– Czego oczekuję...? – powtórzył za Azylem. – Oczekuję, że i dziś, i w każdej innej naszej rozmowie w przyszłości nie będziesz we mnie widzieć smoka Stada Ognia... ale też nie będziesz widzieć ani uciekiniera z Cienia, ani nawet przyjaciela Stada Życia. Bo to nie tak – stwierdził, przymykając ślepia i cicho mrucząc pod nosem. – Oczekuję, że oceniając mnie, nie będziesz nijak baczyć na te wszystkie śmieszne zależności międzystadne, które nie prowadzą do niczego innego jak do idiotycznych wojen. Chcę, żebym nie był dla ciebie nikim innym, jak po prostu sobą. Kruczopiórym. I tylko Kruczopiórym. – Nabrał powietrza. – Tak jak ty dla mnie jako smoczyca jesteś Azylem Zabłąkanych. I na pewno zapamiętam, że ta Azyl Zabłąkanych dzisiaj opowiedziała mi przebieg wojny, kiedy martwiłem się o swoich przyjaciół, którzy w niej uczestniczyli. I że ta Azyl... wysłuchała też mojej historii. – Odwrócił nagle nagle łeb ku uzdrowicielce. – Za co jeszcze raz ci dziękuję; wbrew tobie uważam, że jest za co...
: 09 sty 2016, 15:25
autor: Azyl Zabłąkanych
Tyrania Aluzji.
O ile u Kruczopiórego temat ten powoli zanikał, u Azylu Zabłąkanych nie potrafił rozwiać się całkowicie. Tkwił pośród odmętów umysłu, utrzymując się niemal jako coś stałego; coś, z czym uzdrowicielka nie do końca potrafiła sobie poradzić. Teraz młody samiec dołożył do tego kolejną cegiełkę.
Pozornie były to jedynie mieszane uczucia w kierunku do samicy, bliżej – swego rodzaju niepokój. Niepokój, którego wzrost odnotowywała ze strachem, bojąc się, iż pewnego dnia przerodzi się on w nienawiść. Nienawiść; uczucie zbyt mocne, by potrafiła sobie z nim poradzić.
Uśmiechnęła się półgębkiem, słysząc jego pierwsze słowa, nie odezwała się jednak, pozwalając mu dokończyć. Zmrużyła nieco ślepia, gdy zadał jej pytanie; i tym razem odpowiedź padła od razu.
– Tak – odparła jedynie, chociaż jedynie na pierwsze pytanie; odezwała się zbyt szybko, zanim jeszcze padło kolejne. – Ale to nie powinno być dziwnym. Ogień jest czymś obcym, o czym słyszę jedynie pogłoski. Otaczam się Życiem i Wodą, Kruczopióry. Nie oczekuj zaufania od razu… tym bardziej, jeśli pojawiają się powody działające na tego niekorzyść.
Spojrzała w bok, przyglądając się przez chwilę cieniom pośród drzew, jakby szukając odpowiednich słów. Drugiego pytania nie skomentowała, pozostawiając je sferze domysłów. Domysłów, których, jak sądziła, dla Kruczopiórego równać się będą potwierdzeniu jego słów. Ale nie miała ochoty zagłębiać się we własne odczucia.
– Stada to nierozerwalna część Wolnych Stad – zaczęła, spoglądając w ślepia Ognistego. – Czasem najważniejsza wartość spośród wszystkich. Jeśli ten Kruczopióry odmówiłby udziału w wojnie i napadzie na Życie, stałby się zdrajcą. Gdyby wziął w niej udział, również by się nim stał… ale dla kogoś innego. – Zmrużyła nieco ślepia, nie odrywając spojrzenia od jego oczu. – A to, iż nie miał wyboru, w oczach wielu przestałoby mieć znaczenie.
To nie był temat, o którym mówiło się jej łatwo. I chociaż nie lubiła polityki, nie lubiła wojen, nie lubiła zależności pomiędzy stadami, wiedziała, iż życie bez nich było niemożliwe. Być może kiedyś, w przyszłości, ale nie dziś. Sama również powoli temu ulegała, chociaż jeszcze niedawno starała się tego unikać. Wplątana w politykę, powoli stawała się hipokrytką, jednak wiedziała, iż być może nie miała takiego wyboru.
Być może gdyby nie wojna, w którą została wplątana niemal przypadkiem, a także to, co mówiło się w jednym z sojuszy o Cieniu, w drugim zaś o Wodzie i Życiu, wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale w dzisiejszym świecie odraza pośród stad była zbyt mocna, by nagle mogła przestać istnieć. Niechcący stawała się tego częścią.
– Zależności stadne są problematyczne, czasem jednak nie można ich ignorować. Jeśli ktoś bierze je pod uwagę również w jego codzienności, powinieneś starać się to zrozumieć; wielu z nich ma swe własne powody, by tak sądzić. Zaufania nie da się zdobyć ot tak. Nawet, jeśli ktoś z początku będzie uprzedzony, nadal może stać się przyjacielem, a wytrwałość obu stron jedynie wzmocni tę relację. – Wzruszyła barkami.
Po raz kolejny spojrzała na Kruczopiórego, spoglądając w jego ślepia. Ślepia tak zwyczajne w porównaniu do tych, które widziała na co dzień, pozbawione udziwnień, zdradzające o wiele więcej, niż postawa.
– Dlatego powiedziałam jedynie, że będę się starać.
: 10 sty 2016, 0:52
autor: Kruczopióry
Westchnął cicho i spuścił lekko łeb; Azyl miała wiele racji, czego Kruczopióry nie mógł jej odmówić, ale jednocześnie... była już trochę wplątana w te wszystkie zależności. Jak i prawie każdy smok, nawet on – trudno pozostawać całkiem obojętnym na inne stado, mając na pieńku z jego przywódczynią. Kwestia nie należała do prostych i choć dobre intencje uzdrowicielki nie wzbudzały u czarnego smoka żadnych wątpliwości, tak jednak...
– Zdarzają się sytuacje, w których nie ma dobrego wyjścia – rzekł nieco ponurym tonem, przybierając markotny wyraz pyska. – Tak często jest w przypadku wojen; dlatego w ogóle nie powinno być wojen. Wojny to bezsens, wojny budzą w smokach wszystkie ich najgorsze cechy charakteru, a nawet ci, którzy chcieliby się przed nimi wzbraniać ze wszystkich sił, często nie mogą uniknąć chociażby minimalnego zaangażowania. Niestety, brak wojen to utopia, czcze życzenia – kontynuował i wzniósł łeb ku niebu, znów wzdychając. – Coś, co bardzo trudno jest zrealizować w świecie, w którym między stadami istnieje tyle relacji. Choć w najlepszym położeniu w tej materii wydaje się być Ogień – stado z samej swojej idei starające się o neutralność, mam nadzieję, że kiedyś prawdziwą, gdyż teraz wciąż bliżej mu do Cienia niż do innych stad – stwierdził, zaś jego pysk pokrył uśmiech, choć uśmiech był to kwaśny. – Bliżej politycznie; jak już wiesz, mnie wcale nie jest bliżej.
Namyślił się na chwilę. Kolejne stwierdzenia Azylu – jak i poprzednie – należały do tych, z którymi trudno dyskutować. To znaczy... obecnie trudno dyskutować. Gdyby udało się zrealizować utopijne idee...
– Zbudowanie zaufania to najtrudniejszy krok – rzekł. – Na poziomie stadnym krok być może wymagający pracy przez całe pokolenia, zbyt wiele jest historycznych niesnasek dzielących je w taki czy inny sposób. To przykre – powiedział, znów skrzywiając pysk. – Trudno zmienić cały świat; można jedynie zmieniać siebie – rzekł, nagle patrząc w oczy Azylu. – Nie tyle ufać każdemu od początku; to idiotyczne, nawet pozorny przyjaciel z własnego stada może okazać się zaufania niegodny. Ale po prostu nie skreślać tych, którzy w świetle czystej polityki są wrogami. Tak, aby każdy mógł pokazać swoje prawdziwe "ja", nim zostanie spławiony, a czasem nawet skrzywdzony. Każdemu ta szansa się należy... – zakończył... i nagle uśmiechnął się. Tym razem pogodnie.
– Myślę, że wystarczy już smęcenia; odnoszę wrażenie, iż rozumiemy się wzajemnie, jedynie może ubieramy swoje myśli w trochę inne słowa. Czym się trudnisz na co dzień? – zapytał, zupełnie zmieniając temat i w międzyczasie ruszając z miejsca, aby znów rozpocząć spacer wzdłuż traktu. Tym razem spokojny, raczej leniwy... i znacznie pogodniejszy. Chciał wymienić z Azylem kilka słów na temat inny niż wojna, niż relacje międzystadne i w ogóle jakiś taki... poza polityką. Od początku dyskusji pytał tylko o nieszczęsne wydarzenia i o światopogląd uzdrowicielki, co oczywiście jest ważne, ale troszeczkę zaprzecza naturalnej kolei rzeczy. Teraz czul potrzebę, aby to nadrobić i poznać drzewno-północną z bardziej... smoczej strony. Zwłaszcza że po dotychczasowej dyskusji wydawała mu się zdecydowanie wartą poznania bliżej postacią.
: 10 sty 2016, 22:12
autor: Azyl Zabłąkanych
Pokiwała oszczędnie łbem, słuchając jego słów.
– Być może są bezsensem, ale nie da się ich uniknąć. Nie teraz, nie w takiej formie Stad, jaka jest teraz – powiedziała, uśmiechając się kwaśno. – Ale nie jest możliwym doprowadzenie ich do innej formy. Nie w takiej liczbie, nie pod barierą. Smoki różnią się pomiędzy sobą tak mocno, iż prędzej czy później pojawiłby się wewnętrzny konflikt. Dlatego właśnie istnieje podział na grupy; a bez zagrożenia z zewnątrz nie mamy powodu, by się zjednoczyć i przymknąć ślepia na niedawne zatargi.
Zacisnęła nieco wargi, milknąc. Stwierdzenie, iż wojny wywołują najgorsze cechy charakteru, okazało się być boleśnie prawdziwe. W przypadku tych, których broniła i szanowała, ale również jej samej. Czasem wstydziła się przyznać to sama przed sobą; ale jednak nie potrafiła powstrzymać Cichych Wód przed zemstą, nie potrafiła przekonać Kaszmirowego Dotyku, by nie brał w tym udziału.
Uniosła nieco łeb, słysząc kolejne słowa, spoglądając w ślepia Kruczopiórego.
– Każdemu daję tę szansę – odparła, a jej spojrzenie nabrało swego rodzaju zdecydowania. Jednocześnie na jej pysku zabłąkał się lekki, nieco pewny siebie uśmiech.
Ów uśmiech stracił nieco na swej brawurze, gdy usłyszała jego pytanie.
Wytrącona nieco z rytmu, dopiero po chwili podążyła za samcem, pierwsze swe kroki stawiając z pewną dozą wahania.
Takie pytania wprawiały ją w konsternację. Odpowiedzi na nie zawsze wymagały otwartości, śmiałości, tych cech charakteru, z którymi nie lubiła się obnosić. Oprócz tego, opowiadanie o sobie zdawało się być jej zajęciem wyjątkowo… nieciekawym.
Dlatego przedstawiła jedynie wybrane przez siebie fakty.
– Zielarstwem – powiedziała słodko, sprawnie ukrywając rozbawienie. – Ocalam życie smoków spoza bariery, leczę centaury, walczę na wojnach, dyskutuję z bogami. – Nagaduję rodzeństwu. – Nic specjalnego. – Posłała mu najbardziej uroczy uśmiech, na jaki potrafiła się zdobyć.
I, mimo pozorów, nie ubarwiała faktów. Na jej pysku wciąż trwał urokliwy uśmiech, chociaż spoglądała przed siebie, a nie na towarzyszącego jej Ognistego; na tego zerkała jedynie czasami, powstrzymując chęć uniesienia kącików ust w rozbawieniu. Skoro pytał, dała mu odpowiedź, chociaż bawiąc się nim w pewien sposób. Ot, liczyła na wzbudzenie zaintrygowania, chociaż nie zamierzała rozwijać oszczędnych opisów.
: 10 sty 2016, 23:14
autor: Kruczopióry
Chciał ją poznać; tak, zdecydowanie chciał poznać Azyl nieco bliżej, jej postawa i zachowane z każdą chwilą stawały się dla Kruczopiórego coraz bardziej interesujące, na tyle, iż nie mógł sobie odmówić tych starań. Nawet jeśli sama smoczyca nie chciała opowiadać zbyt wiele o sobie. Może nawet... powinien ją trochę pociągnąć za język? Może ona też – tak jak i on – potrzebuje czasem się trochę... wygadać?
Zielarstwo... A więc uzdrowicielka? Rzeczywiście, mógł się tego domyślić, czując od niej intensywną woń ziół, ale jakoś nie zwracał na to uwagi, inne tematy zbyt mocno zaprzątały jego głowę. Odpowiedziała lakonicznie, w kilku słowach... ale jednocześnie tak, aby zaintrygować adepta. Nie mógł wyzbyć się wrażenia, że w każdym z tych krótkich stwierdzeń – "leczę centaury" czy "dyskutuję z bogami" – kryje się jakaś... osobna historia. Każda z nich wcale nie krótka, a zdolna wypełnić... może nawet cały wieczór? Zastanowił się przez moment, czy smoczyca chce, czy też nie chce się nad tym rozwodzić – z jednej strony przeczyła temu lakoniczna odpowiedź, ale z drugiej – gdyby naprawdę nie chciała... chyba nie poruszyłaby tematu, czyż nie?
– To wcale nie brzmi jak nic specjalnego – stwierdził Kruczopióry, patrząc teraz uważnie na Azyl. I niezmiennie maszerując wolnym krokiem wzdłuż traktu. – Centaura nigdy nie widziałem na oczy, nie brałem udziału na wojnie, choć niewiele do tego brakowało, zaś bogowie jak dotąd pozostawali głusi na moje modlitwy. Jedyne z twojej listy, co wcale nie wydaje mi się tak wyjątkowe, to ratowanie życia innego smoka; też mi się raz zdarzyło, choć tamten wcale nie pochodził zza bariery – dodał, mrugnąwszy porozumiewawczo ślepiem. – Może opowiesz mi którąś z tych historii? – zapytał, uśmiechnąwszy się do uzdrowicielki pogodnie. – Czas... chyba mamy, a przynajmniej ja mam, jeśli ty go nie masz, nie obrażę się, i tak już dużo ci go dzisiaj zabrałem. Aczkolwiek... przyznaję, zainteresowałaś mnie – stwierdził, przenosząc swój wzrok na ciągnący się przed smokami trakt. – I dlatego bardzo chętnie wysłucham więcej o tym, co cię kiedyś spotkało...
: 11 sty 2016, 19:44
autor: Mistrz Gry.
Czasami wiedza musi być przekazywana z pokolenia na pokolenie. Każdy ze smoków uczy się od starszych, często wręcz i starsi muszą zaczerpnąć wiedzy z góry... Od osobników, które niejednego pokolenia doświadczyły.
Mawiają, że raz na pewien czas zachodzi dziwne zjawisko, podczas którego Złota Twarz kryje się za cieniem. Czy jednak obserwację taką można przeprowadzić w lesie, mimo doskonałej wręcz pogody do obserwacji nieba?
Cóż, może w pomniejszym lesie byłoby to możliwe... Jednak nie w Dzikiej Puszczy. Obecnym tu smokom mogło się zacząć wydawać że coś jest nie tak już jakiś czas temu... A przynajmniej zauważyłby to Łowca.
Zarówno Azyl jak i Śmiały zauważyli, iż dookoła nich las robi się coraz ciemniejszy.
Zaniepokojone ptactwo nagle się wyciszyło, a dookoła zaczęło rozlegać się odległe pohukiwanie sowy. Co to jednak dla smoków... Nie mogli się czegoś takiego przestraszyć, prawda?
: 14 sty 2016, 19:35
autor: Azyl Zabłąkanych
Azyl Zabłąkanych nie miała jednak potrzeby się wygadać. Wiele razy opowiadała swe historie; w tamtych chwilach stawały się one narzędziem, które ułatwiało przyswajanie smokom odpowiedniej wiedzy. Wątki jednak, które poruszyła przy Kruczopiórym, były nieco bardziej prywatne, często takie, które nie ujrzały jeszcze światła dziennego.
Uśmiechnęła się lekko, słysząc jego pierwsze słowa. Po raz kolejny, gdy poruszył temat ratowania życia, a jej przemknęło przez myśl, iż mógłby być zdziwiony, słysząc szczegóły. Nie odezwała się jednak, a nałożony przez nią cień tajemnicy pozostał.
– Jedną z nich już ci opowiedziałam – rzuciła, mrugnąwszy do niego porozumiewawczo w taki sam sposób, jak on przed chwilą. Samiec mógł dostrzec, że w jej ślepiach czaiły się rozbawione iskierki; uzdrowicielka szybko jednak odwróciła wzrok, przenosząc spojrzenie na trakt. – Być może na kolejną przyjdzie czas przy następnym spotkaniu. – Stwierdziła beztrosko, uśmiechając się delikatnie.
Skoro pytał, dała mu odpowiedzi, ale nie zamierzała ich rozwinąć. Ot, bawiła się nieco, rozbudzając jego ciekawość, a jednocześnie nie planując jej zaspokoić. Niewielka nauczka za to, w jakim kierunku popchnął ich rozmowę. Pytania, które zmuszały drugą osobę do ogólnego opowiadania o sobie, zdawały się jej nadzwyczaj… nieinteresujące.
Zamilkła, zauważając, iż las cichnie. Nie wzięła tego jednak za żaden zły znak, a jedynie pokierowała ich chodem w taki sposób, by szybciej znaleźli się w tej części lasu, w której korony drzew stawały się nieco rzadsze. Ciemność, która nagle zapadła dookoła nich, wzbudzała u niej dyskomfort. Nieświadomie kierowała się ku światłu; a przynajmniej miejscu, w którym spodziewała się jego obecności.
: 14 sty 2016, 20:27
autor: Kruczopióry
Kruczopióry cicho westchnął, nieco zawiedziony, kiedy Azyl zdecydowała się jednak nie opowiedzieć mu kolejnej historii. Trochę nawet potraktował to niczym mały pstryczek w nos, niemniej... nie mógł być na nią zły. Nie po tym, co dla niego zrobiła. Uśmiechnął się więc jedynie przyjaźnie, kiedy zaś padły słowa "przy następnym spotkaniu"... nawet go to nieco uradowało w sercu. Czyli spodziewała się, że jeszcze się ujrzą? Ach, to oczywiste, uzdrowicieli każdy smok musi przecież od czasu do czasu spotkać na swej drodze! Zwłaszcza czarodziej! Choć większość skupiona jest podczas tych spotkań całkowicie na leczeniu, nie zaś na opowieściach...
– Będę więc go wyczekiwał z niecierpliwością – odpowiedział krótko i pogodnym tonem, następnie zaś znów spojrzał przed siebie... i po chwili przystanął. Coś... było nie tak, ewidentnie. Ta cisza i mrok nie mogły napawać optymizmem. Widząc nieustające kroki uzdrowicielki, po chwili smok ruszył dalej za nią, nie chcąc zostać sam, choć rozglądał się przy tym na wszystkie strony niezwykle uważnie, obserwując tak korony drzew, jak i ich pnie, ściółkę, oraz wiodący naprzód trakt... Za plecy też się obejrzał. I węszył – rozmyślnie odsuwając przy tym pysk nieco na bok, aby silna woń ziół bijąca od Azylu nie zamaskowała czegoś potencjalnie groźnego. Wprawdzie nie był łowcą, ale że pochodził z Cienia, nawet nie szkoląc się, miał zmysły wyczulone nieco bardziej od przeciętnego smoka...
– Zaczekaj... – szepnął cicho, zatrzymując się znów na moment. – Jesteś pewna... że powinniśmy iść? – zapytał, spoglądając bacznie wprost w ślepia uzdrowicielki. Będąc przy tym śmiertelnie poważnym – jak nigdy. – Wiesz, co się dzieje...? – drążył i znów się rozejrzał. Za chwilę też postanowił wytworzyć niewielkie, maddarowe światło wielkości zaciśniętej pięści, żółte, któremu nakazał powoli wykonać koło wokół siebie, aby mógł uważniej przyjrzeć się ciemnej okolicy. Jego wyraz pyska wskazywał na prawdziwy niepokój; jeszcze nigdy nie znalazł się w podobnej sytuacji. Czy miał się czego bać...?
: 21 sty 2016, 20:59
autor: Mistrz Gry.
// Co Wy wiecie o stojącym temacie z udziałem Mistrza.... xD
Wyglądało na to, że smoki niespecjalnie miały się czego bać... A może jednak?
Przez prześwity w drzewach Azyl zauważyła, że Złota Twarz z pewnością znajduje się wciąż na niebie, jednak z jakiegoś powodu jej jasność zdecydowanie zmalała. Dlaczego? Bogowie wiedzą...
Tymczasem z racji braku światła zrobiło się jeszcze zimniej niż wcześniej. Młodsze smoki z pewnością doznałyby odmrożeń gdyby przebywały dłuższy czas na tej pogodzie. Szczególnie dotkliwie czuł to Kruczopióry, którego skórę pokrywała łuska miast zbawiennego futra. Delikatne dreszcze dały adeptowi znać, że coś jest nie tak... Czy to jednak zwykłe wychłodzenie czy przeczucie niebezpieczeństwa?
Jego czujne oczy za to ujrzały małe zwierzątko chowające się w ciemności... Czy to zając krył się pod drzewem, licząc na to że nie zostanie zauważony przez dwoje obecnych tu drapieżników?
: 14 lut 2016, 17:26
autor: Słodki Kolec
Leciałem tutaj z pisklakiem, którego uśpiłem i "wyczyściłem" z ostatniego wspomnienia. Wylądowałem na trakcie i położyłem torbę.
Czekałem, aż się obudzi, a w tym czasie oglądałem okolice i przyrodę. Skrzydłem ogrzewałem malutką , którą wcześniej wyciągnąłem z torby. Lepiej aby sie nie przeziębiła...
: 14 lut 2016, 19:12
autor: May
No cóż przetransportowana bez pozwolenia jej a tym bardziej jej rodziców smoczyca spała smacznie nie wiedząc zbytnio co się wokół niej dzieje i wyrabia. Podobnie było po przebudzeniu, obudziła się i łepek strasznie ją bolał przez co zaczęła głośno popiskiwać i miziać się skrzydełkiem po łepku, który bolał. Popiskiwanie z chwili na chwilę robiło się coraz głośniejsze podobnie jak ból głowy, który narastał. Po chwili można, więc było stwierdzić, że samiczka aż płacze.
: 14 lut 2016, 20:47
autor: Słodki Kolec
Głośne piski zaczęły dochodzić spod mojego skrzydła, tak samo jak uczuci jakby ktoś miział mnie po skrzydle. Tam gdzie trzymałem pisklaka. Po chwili zaczęła płakać. "Chyba nie musiałem walić ją tak mocno..." Stanałem przed nią i delikatnie położyłem łapkę na jej głowie...
–Nie płacz... Jesteś bezpieczna. Nic ci nie grozi – polizałem ją po główce w nadziei, że jej przejdzie ból
: 14 lut 2016, 21:08
autor: May
Położenie łapki na jej łępku wcale nie pomagało, cały łepek bolał i to strasznie i jak niby dotknięcie obolałego miejsca od uderzenia miało pomóc w ukojeniu bólu? Ten stary smok chyba był niepoważny. May chciała tylko by to wszystko minęło i by ból minął i by mogła spokojnie zasnąć, bo wszystko jej się kręciło przed ślepiami. Słowa nawet nic nie dawały ale mniejsza z tym. Popiskiwała coraz głośniej i piskliwiej jakby ktoś robił jej straszną krzywdę, a w dodatku jej małe ciałko poczęło trząść się.
: 15 lut 2016, 0:05
autor: Słodki Kolec
Poczułem jej ból. Oczywiście niedosłownie. Maddarą uśmierzyłem jej ból, jak dobrze być uzdrowicielem. Poczułem jak zaczyna się trząść. Chyba z zimna. Jare-jare... Wziąłem ją na łapki i przytuliłem do swojej piersi. Skrzydłami otuliłem ja z wraz z moimi łapkami. Zacząłem ją ogrzewać.
–Lepiej sie juz czujesz? – maddarą zacząłem ocieplać powietrze wokoło malutkiej istotki – Jak się nazywasz? – polizałem ją po główce i czekałem az się uspokoi do kńca
: 15 lut 2016, 13:49
autor: May
Jej ból po chwili zniknął co za szczęście, że smok wiedział jak to leczyć. Mała mogła, więc odetchnąć w spokoju. Wtuliła się w większego smoka, który ją ogrzewał. Ciepełko było bardzo milutkie, fajne no i potrzebne jej troszkę zamarzniętemu ciałku. Na jego pierwsze pytanie pokiwała twierdząco łepkiem tuląc się do źródła ciepełka. [b]-Jestem May.[/b]-powiedziała i zaraz kichnęła wycierając nosek skrzydełkiem.
: 15 lut 2016, 18:51
autor: Słodki Kolec
Patrzyłem na nią i pogłaskałem ją po głowie. Następnie ona kichnęła tak bardzo słodko. Serce sie rozpuszcza na taki widoczek.
–A gdzie twoi rodzice i co robiłaś tutaj sama w tej dziczy. Mógł ktoś cie porwać i ci coś zrobić – zachowałem sie jak ojciec, choć to ja ja zajumałem i ogłuszyłem tak, ze straciła pamiec
: 15 lut 2016, 20:36
autor: May
Wytarła swój zimny nosek w skrzydełku po tym jak kichnęła, a serduszko jej ojca rozpuściło się niczym lód na wiosnę. Na jego pytanie podniosła łepek i spojrzała się na niego nie wiedząc co ma odpowiedzieć. Tak właściwie to nie znała odpowiedzi an to pytanie. [b]– Nie wiem, chyba ich zgubiłam.[/b]-powiedziała, a w jej oczkach pojawiły się smocze łzy. [b]– Ale mi nic nie jest ja chciałam tylko się pobawić i rozprostować łapki.[/b]– stwierdziła pociągając noskiem no i w brzuszku jej zaburczało.
: 15 lut 2016, 20:56
autor: Słodki Kolec
Patrzyłem na płaczącą samiczkę. Co się tu dzieje... No nic języczkiem wytarłem jej słone łzy.
–Nie płacz, a przynajmniej wiesz kim są twoi rodzice? – zapytałem z miłym tonem. Mam nadzieję, że całkowicie o nich zapomniała. Jeśli nie zapomniała to będzie bardzo ciekawie. Zaśmiałem się w duchu – Jeśli ich nie pamiętasz to może cię przygarnę? – posłałem jej miły uśmieszek