Strona 8 z 20

: 26 lis 2016, 12:09
autor: Płacz Aniołów

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

– Podejrzenie? Nie. Ale może znajdziemy jakieś fajne rzeczy. – jego głos był bardzo poważny, smok ewidentnie brał tą wyprawę na poważnie. No, przynajmniej taki miał głos. Na jego pysku nadal malował się pewny siebie uśmiech. Odwrócił potem łeb w stronę Ziemistego, który... no właśnie, gdzie on jest? Było już tak ciemno, że czarnego smoka już nie było widać. Stukot pazurów Wodnistego ustał, a rozszerzone źrenice Łzawego nie wychwytały już nic a nic.
– Ej... ciemno tu jak w zadzie. – przyznał zdziwiony. Przydałoby się nieco rozświetlić tą grotę. Wyobraził sobie małą kulkę, która miała świecić intensywnie białym światłem, lekko niebieskawym. Podobnym do tego, które świeciło, gdy księżyc rozświetlał nocny mrok. Jednak im bardziej Łzawy skupiał się na wyobrażeniu, tym bardziej zaczął odczuwać pulsujący ból głowy. Zmrużył ślepia, chcąc to zignorować. Ale niestety nic z tego. Był zmuszony porzucić wyobrażenie, po czym znowu rozejrzał się po ciemności, która ich ogarniała.
– Umiesz czarować? – spytał, ale nie czekał na jego odpowiedź. – Jeśli tak, to wyczaruj jakieś światło... Nie jestem w stanie Cię nawet zobaczyć. – zaproponował Wodnisty. On sam zaś nadal stał w miejscu, nie chcąc postawić nawet jednego kroku po omacku. Aż zazdrościł w tej chwili swojej córce. Ślepotka na pewno lepiej by sobie poradziła w tej sytuacji niż on sam.

: 27 lis 2016, 1:41
autor: Czarny Lis
Dwa ostatnie słowa zadziałały na Dyskretnego jak robaki na haczyku dla ryby. Z wielką chęcią szedł za łzawym co nie było trudne. Jego jaśniejsze kontury dawały jako taką widoczność dla niego. W przeciwieństwie do czarnych łusek naszego bohatera. Trzymał się blisko Łzawego, by przypadkiem nie skręcić w złą stronę no i by go słyszeć gdyby coś ujrzał, co raczej nie było konieczne, bo Adept nic nie widział.
Przynajmniej ta sprawa nie cuchnie – jakoś zażartował Dyskretny by rozluźnić nieco ta mroczną atmosferę. Sam sibie zaskoczył, że tak to stwierdził, nie był typem żartowniś tylko myśliciela. Widać i siebie można zaskoczyć. I tym stwierdzeniem wrócił do swego filozoficznego stanu. Nie było jednak czasu nad tym myśleć, trzeba było się skupić na ich grotołazowym zadaniu. Potem usłyszał pytanie. Szczęśliwie znal ta umiejętność. Miał jednak pewne wątpliwości
Jesteś pewien, ze to rozsądne? W takim otoczeniu ja mam przewagę – chwilę się namyślił nad tym i raczej jego stwierdzenie też nie było rozsądne. Sam ledwo widział czubek swego nosa. A gdyby coś było i ich zaatakowało partner nie mógłby mu pomóc, by nawet nie wiedział gdzie ma szarżować. Gdy sobie to uzmysłowił dodał Daj mi chwilę – potem wyprostował przed sobą łapę i wyobraził sobie okrągłe światełko w kolorze ognia. Z czerwonym i pomarańczowym wzorem dając tym samym ciepły obraz nieprzemierzającego przez ci korytarza. Uniósł swoją kulkę nad ich łbami by mogli widzieć gdzie stawiają łapy i by mogli dojrzeć co kryję się przed nimi
Możesz iść kulka będzie tuż przed tobą. A ty nie nie miałeś okazji nauczyć się tej umiejętności?

: 27 lis 2016, 21:50
autor: Płacz Aniołów
Podniósł łuk brwiowy a następnie zachichotał cicho niskim głosem. Nie spodziewał się takiego żartu i sam fakt, że Dyskretny go powiedział, rozśmieszyło go. Sam zdążył zauważyć, że Dyskretny mówi w sposób dość poważny i, można by rzec, oficjalny. Tyle zdążył przynajmniej wywnioskować po jego zachowaniu. Ale w końcu nie da się ocenić smoka znając go jedynie chwilę.
– Zawsze można sprawić, żeby zaczęła cuchnąć... – o bogowie, nikt by tego nie chciał. A Łzawy uśmiechnął się szeroko i szyderczo. Wyraźnie było widać, że mówił serio. Przed ziszczeniem swoich słów nie wahałby się ani chwilę.
Wtedy usłyszał pewne obawy ze strony Ziemistego. Futrzasty nie do końca był pewien, o czym mówi Dyskretny, dlatego nieznacznie przechylił łeb w bok w geście zapytania.
– Przewagę? W czym? – spytał z czystej ciekawości, lecz jego głos miał w sobie nutkę pewnych rodzajów podejrzeń.
Zaraz jednak o tym zapomniał, kiedy Ziemisty w końcu sprawił światłość. Przez pierwsze bicia serca Łzawy musiał mrużyć oczy, bo te przyzwyczajone do ciemności były wrażliwe nawet na najmniejszą zmianę oświetlenia. Szybko jednak przyzwyczaił się do światła, po czym w końcu mógł spojrzeć na Dyskretnego. Posłał mu uśmiech, po czym spojrzał w górę, w świecącą kulę.
– Umiem, i to nawet lubię. Ale łeb mnie boli jak nie wiem, gdy zaczynam myśleć. – odpowiedział beznamiętnie.
Patrząc w kulę zaczął stawiać kroki w przód. Dopiero po jakichś kilku szponach spojrzał pod łapy i... jeszcze dwa kroki i spadłby. W przepaść? Nie, chyba coś było tam na dole... Jakaś większa przestrzeń. Droga, którą dotychczas szli, urywała się właśnie tutaj, gwałtownie schodząc w dół. Przypominało to urwisko na powierzchni. Być może jest tu jakieś zejście w dół, za pomocą którego potencjalni mieszkańcy groty mogli się wydostać z niej... Ale może to przeoczyli. A może i nie? Po to tu też są, by się dowiedzieć, co to za jaskinia!
Łzawy cofnął się o krok do tyłu, a urwisko było jakieś 4-5 szponów przed nim. Spojrzał wtedy na Ziemistego, jakby czekał na jego reakcję dotyczącą tego "znaleziska".

: 28 lis 2016, 1:17
autor: Czarny Lis
Zazwyczaj przemawiał bez żartów był całkowicie poważny lub przemawiał o filozofii. Tutaj jednak poczuł, że musi wyluzować. Wszak ruszają na wyprawę w nieznane. By poodkrywać, a ciekawość tłumił jego uczucie ostrożności i może to przez takie zachowanie zignorował niebezpieczeństwo. Zrobił krótkie
Heh – na wypowiedź Łzawego widać załapał dowcip i zachował swoją ostrożną naturę. Dyskretny mimo powściągnięcia swej ostrożnej części natury. Nie tłumił instynktów. Gdy tak przemierzali jaskinie cały czas się skradał. jego korki były niemal niesłyszalne. Tak to jest gdy się wyrabia nawyk jako łowca. Swoje nawyki użytkuje w codziennym życiu. To była jedna z przewag o których chciał wspomnieć Łzawemu, ale powstrzymał się od tego, gdy w końcu zdecydował się na wyczarowanie kuli światełka. Wykonując to usłyszał czemu Adept nie korzysta z magii. Wydawało mu się dziwne jak może łeb boleć od myślenia. Dla Dyskretnego to byłby wyrok śmierci. ewentualnie cierpiał by na niekończące się migreny. Dyskretny na chwile przystanął by przyzwyczaić wzrok do jasności tak jak wcześniej starał się przyzwyczaić tym razem do jasności. Puszczając przodem swego pobratymca. Gdy już jego szmaragdowe oczy się przyzwyczaiły ruszył za przewodnikiem, który z jakiegoś powodu przystanął. Znów cicho podszedł do niego bliżej i w kocu ujrzał czemu stanął i rzekł
No los dziś nam sprzyja do brze, że wysłuchałem rozsądku. Inaczej byśmy mieli lot ostateczny – skwitował tymi słowami Dyskretny tak to był jego styl filozoficzny. Mówiący o losie, która raz się uśmiecha, a raz daje figusa. Spojrzał na czeluść znajdującą się na dole i tym razem zadał pytanie
Jak sądzisz dokąd prowadzi i jak głęboka jest to czeluść? – trochę filozoficzne trochę logiczne. Był ciekaw w jakim stopniu myślenia był łzawy. Czyż to nie jest jeden z najlepszych sposobów poznania smoka? Tego nie wiadomo na pewno, ale dla naszego bohatera to była jedna z e słusznych decyzji. Oczekując na odpowiedź łzawego obserwują jego reakcje to raz łypał wzorkiem w czarną glebie.

: 28 lis 2016, 17:41
autor: Płacz Aniołów
Nie ruszał się z miejsca, gdy Dyskretny podszedł bliżej brzegu. Jedynie wodził za nim wzrokiem, a po stwierdzeniu Dyskretnego, aż powtórzył jego ostatnie słowa.
Lot ostateczny... szepnął do siebie, jakby chciał sobie pomóc zrozumieć, o co chodzi Ziemistemu. Łzawy wprawdzie nie myślał dość filozoficznie i nie podchodził do życia w ten sposób. Żył raczej z chwili na chwilę, niczym się nie przejmował. Jest, bo jest, wyszło, bo wyszło i tyle. Rzadko udawało mu się wprowadzać w taki stan, by faktycznie rozmyślać nad czymkolwiek.
– Dobrze, że mamy światło. – odparł bez przejęcia Łzawy. No, brał wszystko dość dosłownie.
Raz jeszcze spojrzał w dół, chcąc określić głębokość tego spadu. Światło bijące z kuli sięgało jego dna, a okazuje się, że nie jest to takie głębokie. Jakieś skrzydło, może półtora głębokości. Było to zaś znacznie bardziej szerokie, niczym spora jaskinia jakiegoś smoka lub zwierzęcia o jego rozmiarze. Gdyby smok tam wpadł, w najgorszym z możliwych przypadków by się potłukł i zarobił kilka siniaków. Ale przecież smoki znoszą znacznie gorsze rany niż to. Łzawy, gdy Dyskretny nie patrzył, wyszczerzył zęby w szyderczym uśmiechu, po czym cicho postawił kilka kroków w tył.
– Zaraz się przekonamy – rzucił wrednie, po czym skoczył na Ziemistego, oparł się łapami o jego bok i mocno go pchnął w tą dziurę. Zaraz po tym słychać było śmiech, jakby chciał się bawić, i sam zeskoczył z tej półki skalnej. W powietrzu rozłożył skrzydła, by móc powoli wylądować na ziemi bez najmniejszego uszczerbku. W międzyczasie rzucił okiem na swojego nowego kolegę, gdzież on to się znajduje.

: 29 lis 2016, 13:19
autor: Czarny Lis
Chyba nasz bohater powoli zaczynał rozumieć kiedy powinien myśleć a kiedy działać w danej sytuacji. Skoro w tym wypadku wysłuchał rozsądku w trakcie tej przygody. W innym przepadku mogłoby się skończyć tragicznie. Chociaż w tym przypadku jedynie boleśnie. Gdy Dyskretny przyglądał się w tę czeluść spostrzegł, że nie była tak głęboka jak przedtem myślał. Filozoficznie wyszło mądrze, ale logicznie niezbyt. Jak spostrzegł na reakcję Łzawego na jego słowa. Niemniej dobrze się spisał rzucając nieco światło na tę sprawę. Lepiej jest wiedzieć jak ruszyć dalej. Czekając na odpowiedź Łzawego zerkał na dół próbując wypatrzyć dzięki światłu co się tam znajduje. mógłby rzucić światło w dół, ale szkoda energii, którą mógłby spożytkować mądrzej.
Zaraz się przekonamy? Może lepiej rzucić kamień by sprawdzić czy na pewno nie ma na dole czegoś co może się skończyć czymś gorszym niż siankami. – pomyślał Dyskretny już chciał to zasugerować na głoś jednak nim zdążył coś powiedzieć Wodny adept wykonał swój wredny plan. nagle poczuł uderzenie, nie było to bolesne, ale było wystarczająco silne by unieść tył Smoka, przez co musiał cały ciężar przenieść na przednie łapy. Skrzydła się nastroszyły z powodu szoku takim zachowaniem. Jednak one były zbyt blisko krawędzi i się ześlizgiwały sprawiając, ze smok upadł pyskiem i przednią częścią ciała o kamienisty grunt. By po chwili reszta ciała upadła wraz z nim uderzając z łoskotem. Po jęknięciu z bólu wyprostował obolałe łapy i rzekł z lekka gorzycka
A to niby za co? – lampka dyskretnego w tym momencie polazła za nim ukazując nieco zdenerwowany wyraz pyska Dyskretnego jednak po kilku wdechach uspokoił się i sobie pWiedze, że los się odpłacił za mój wredny uczynek[/color] – nie było powody denerwować się z tak błahego powodu. Chciał przeżyć przygodę z Łzawym to ma, wiec mimo wszystko uśmiechnął się ukazując swój raz kłów na pysku. Nie chowając urazy.

: 05 gru 2016, 19:35
autor: Płacz Aniołów
Jego łapy dotknęły ziemi i złożył swoje pierzaste skrzydła. Tuż po dość głośnym upadku Dyskretnego, można było usłyszeć jedynie delikatny stukot pazurów Łzawego, a następnie głośny śmiech.
– A żeby nie było nudno – odparł dość chamsko Wodnisty. Łzawemu przychodziło wiele głupich i wrednych pomysłów do głowy, ale właśnie w ten sposób się bawił. Po co podchodzić do życia poważnie, skoro można sobie z niego pożartować? Kto jest zbyt ostrożny i się boi, ten nie przeżyje wielu ciekawych chwil. A na starość miło będzie wszystko jeszcze raz powspominać.
Ignorując to, czy Dyskretny uraził się przy upadku czy też nie, rozejrzał się po grocie. Grota miała cztery rozgałęzienia, których korytarze prowadziły wgłąb ciemności. W jednej z odnóg mignęło mu delikatne, ledwo widoczne niebieskawe światło. Samiec zmrużył oczy, chcąc wychwycić co je daje, lecz nie mógł nic dostrzec. Samo światło zdawało się już zniknąć. Lub było tak blade, że zmyło się z gęstą ciemnością jaskini. Od czasu do czasu można było usłyszeć echo pewnych nieokreślonych dźwięków, które przypominały piski myszy lub spadające krople. Jednak większość dźwięków była trudna do rozpoznania. Atmosfera była niewątpliwie dość straszna.
Odwrócił łeb ku Ziemistemu.
– Podoba mi się tu. – skwitował, po czym wyszedł na środek groty. Zaczął się uważnie przyglądać każdemu z czterech korytarzy i zastanawiał się dokąd może prowadzić każda z nich.
– Gdzie idziemy najpierw? – jego głos rozbił się echem od pustych ścian i dopiero potem dotarł do uszu Dyskretnego. W tym czasie Łzawy ponownie przeniósł swój wzrok na Ziemistego i czekał, aż ten zaproponuje co dalej zrobić.

: 14 gru 2016, 1:31
autor: Czarny Lis
Rozruszał nieco swe obolałe łapy, licząc, na to, że wkrótce przestaną go boleć. Upadek nie był zabójczy ale dosyć bolesny, zwłaszcza dla kogoś, kto upadł w ten sposób co Dyskretny. Łzawy natomiast wylądował z gracją godną ptaka, który wraca do swego gniazda. Słysząc jego odpowiedź na podejście do życia. Już miał pewien obraz osobowości Kolca. Cóż przynajmniej nie będzie się przy nim nudził. Gdy już rozruszał jakoś obolałe stawy. Rozejrzał się po jaskini do której wylądował. Jaskinia po oświetleniu Dyskretnego wyglądała niesamowicie. Zawsze wolał otoczenie przyrody, ale takie wnętrza ziemi tez wyglądało przepięknie Te stalaktyty i kolumny stalagnatów. Cień tańczący za nimi dzięki światłu, które wyczarował Dyskretny. Dawały niesamowity klimat tej groty. Dziwił się czemu nikt tej groty nie zamieszkał. Dodał jedynie do swego towarzysza
Faktycznie przepiękne widoki. Natura potrafi i tu zdziałać cuda. – kolejne filozoficzne stwierdzenie piękna czy może bardziej naukowe. Później się nad tym zastanowi. Zdziwił się nieco na pytanie swego kolegi. On przecież dowodził wyprawą to on powinien decydować gdzie iść. Cóż nie będzie narzekał, że dał mu wybór. Jako ceniący ostrożność smok Uważnie przyjrzał się grotom nim zdecydował Z jednej dobiegały jakieś piski i spadające krople rzeźbiące tą jaskinie. W drugiej chyba coś majaczyło. Przybliżył Do niej swe magiczne światło. Zauważył, że chyba coś się tam odbija, może przy okazji jakiś fajny łup znajdą. Po krótkim namyśle
To może tędy – powiedział wskazując łapą i prostując jeden ze swych szponów w stronę jaskini , w której Łzawy Kolec ujrzał przez chwile jakieś blade światło. Czekał, aż Kolec się z nim zrówna i będzie bronił jego boku, dokonując wraz z dowódcą dalszą eksploracje jaskini.

: 14 gru 2016, 21:58
autor: Płacz Aniołów
Z kimś, kto kolokwialnie mówiąc lekceważy swoje życie, trudno się nie nudzić. Takim smokom co chwilę przychodzą jakieś niecodzienne, czasem nawet niebezpieczne pomysły. Okazuje się jednak, że tacy żyją całkiem długo. Jak to mówią, głupi ma zawsze szczęście?
Łzawemu trudno było pojąć jak ktoś może mieć sztywne podejście do życia. Zdarzało mu się nawet oceniać zbyt ostrożne smoki jako nudne. Nie potrafił dobrze zrozumieć tego, że nie wszyscy żyją chwilą jak on i że są osobniki dużo bardziej spokojniejsze pod tym względem. Ale był młody. Całe życie jeszcze przed nim, by nauczyć się tego, czego chce. Mimo tego, że często sam jest obserwatorem i bacznie przygląda się innym smokom wyrabiając sobie o nich jakieś szczególne zdanie, nadal wielu rzeczy nie potrafił rozumieć. Ale je akceptował. To go uczyło.
Wodnisty rozejrzał się raz jeszcze po jaskini, gdy ta została oświetlona. Jego łuki brwiowe uniosły się w zdziwieniu, że takie coś może istnieć tak niedaleko. I najwyraźniej nie ma żadnych przeszkód, by takie miejsca zwiedzać. Zastanowiło go to, czy ktoś już kiedyś znalazł tą grotę i zagłębił się w jej rozgałęzieniach.
Skinął łbem na słowa Dyskretnego i mruknął z aprobatą. Oj tak. Sam był pod sporym wrażeniem.
Zaraz po tym Ziemisty ruszył naprzód, w kierunku jednego z tuneli. Łzawy zauważył, że zmierza do tego rozgałęzienia, gdzie przed chwilą widział to dziwne, niebieskawozielone światło. Zupełnie jakby jakiś księżyc świecił, a światło trafiało przez jakieś szczeliny aż tutaj, pod ziemię. Ale przecież niebo było zakryte grubą warstwą chmur. Adept szybko zrównał z nim krok i weszli do tunelu.
Korytarz był dość długi i przeciętnie szeroki. Akurat na tyle, by pomieścić dwa idące obok siebie smoki średnich rozmiarów. Na ich drodze znajdowało się sporo stalaktytów i innych kamiennych sopli, a na ziemi była wilgoć. Jeszcze niedawno tędy musiała płynąć woda. Łzawy rozglądał się po korytarzu i zastanawiał się skąd może dobiegać to obce źródło światła.
W pewnym momencie coś niebieskozielonego mignęło mu tuż przed oczami.
– Zgaś światło – rzucił szybko i cicho do Dyskretnego, jakby zauważył ich jakiś drapieżnik. A przecież niczego ani nikogo prócz nich tam nie było. Prawda?
Zatrzymał się, a jego wzrok skupił się na jednym punkcie w skalnej ścianie korytarzu i czekał na reakcję Dyskretnego.

: 17 gru 2016, 18:14
autor: Czarny Lis
Mieli podobny gust jeżeli chodzi o gust w kwestii pięknych widoków. Sam lubił siedzieć i podziwiać piękno przyrody czy to na powierzchni czy to podziemiom. Jednak nie są tu tylko by podziwiać przepiękne widoki tylko w jednym miejscu. Dyskretny już zrobił kilka kroków naprzód w stronę, która uprzednio wskazał. Po chwili się zatrzymał, na swego kolegę. Wszak mieli razem ją zwiedzać. Poczekał aż się z nim zrówna, szczęśliwe jaskinia była dostatecznie szeroka by się zmieścili. Dyskretny mimo pięknych widoków co jakis czas a to łypał na jaskinie, jak się zmieniała z każdym krokiem, stalaktyty mieniły się w rożnych wielkościach. raz łypał na kolegę, a raz starał się wyłapać coś przed sobą być może znów ujrzy coś co się mieniło w mroku. Wtedy nagle coś mignęło, Łzawy nie musiał dwa razy powtarzać swego rozkazu, Dyskretny automatycznie zgasił światło. Nie był tylko pewien czy to był mądry uch, znów ich oczy musiały przyzwyczaić się do ciemności, których ich otacza. A to coś mogło mieć większe doświadczenie, ale być może światło Dyskretnego mogło go zdezorientować. To wszystko było jedną wielką niewiadomą. Dyskretny siedział przez długa chwilę stał nieruchomo. Mogło się wydawać, że był sparaliżowany, jednak on głęboko myślał nad tym co mógłby zrobić. Myśli i pomysły kłębiły mu się w głowie. Musiał je jakoś pookładać no i przekazać Łzawemu swój plan. Gdy już uspokoił tę burzę w umyśle wybrał jedną z opcji i szepnął bardzo cicho. Szczęście byli obok siebie, więc taka komunikacja była możliwa
Liczę, że widziałeś co to było. – to była płonna nadzieja, ponieważ to pojawiło i zniknęło i równie szybko jak piorun na nocnym niebie. Nie mniej wolał się upewnić, jak to ostrożnie kalkulował. Mimo tego dodał potem – Mam pewien pomysł by się upewnić, jeżeli umiesz ziać ogniem moglibyśmy ustrzelić i ujrzeć to coś, a jak nie to wyczarujemy ogień, który przeleci i oświetli widok. Jak nie trafi to bądź gotów na atak w jego stronę – najostrożniejsza opcja dla Dyskretnego i jego kolegi. W razie wystrzelenia płomienia, mogliby trafić to coś i załatwić na miejscu, gdyby uniknęło ataku, byśmy widzieli gdzie to coś jest i zaatakować ponownie, a gdyby to było coś niegroźnego lub jakiś zwykły przedmiot to przynajmniej upewnią się po oświetleniu drogi. Czekał na odpowiedź i znak do rozpoczęcia swego planu. Gotów na każda ewentualność jaka może ich spotkać.

: 26 gru 2016, 14:09
autor: Samiec
//będę z wami współpracować jeśli macie jakiś pomysł, pięknie dobrana lokalizacja ♥

Jaskinia wydawała się równie opuszczona, co pełna życia, wszystko zależnie od smoczej wyobraźni. Ci którzy twardo stąpali po ziemi nie dawali się przekonać szmerom, tłumacząc że to podmuch wiatru docierający przez szczeliny albo dźwięk kropli, zdeformowany na różne sposoby, przez echo albo dziwne ukształtowane skały. Ci bardziej strachliwi lub po prostu smoki wolące bardziej śnić na jawie niż myśleć, każdy taki szmer postrzegały inaczej, jakby był spowodowany przez żywą istotę. Szczury? A może jakieś owady albo robaki? Podłużne, wijące się, z błyszczącą chityną i setką nóżek wybijających rytm na twardych, śliskich powierzchniach. To albo demon z innego wymiaru czający się na nich, żeby zatopić szpony w ich grzbiecie jeśli tylko będą nieostrożni!
Do którejkolwiek grupy by nie należeli, skrzek który dało się usłyszeć za chwile był zdecydowanie realny. Był dość cichy, ale pochylone czarne ściany potęgowały go. Źródła skrzeku nie dało się jednak wypatrzyć, a w pierwszej chwili nawet określić z którego miejsca dochodził. Ciekawe czy miało to jakiś związek ze światłem widzianym przez jednego z samców

: 03 sty 2017, 17:20
autor: Płacz Aniołów
Otworzył gębę, żeby odpowiedzieć Dyskretnemu na pytanie, gdy do jego uszu dotarł tak samo cichy, jak i przerażający skrzek. Z otwartym pyskiem Łzawy cofnął się o krok, a ogon gwałtownie poruszył się i brakło łuski, by uderzył o ścianę i zrobił hałas. Dopiero po krótkiej chwili ugiął łapy i pochylił łeb, a pazury ułożył w taki sposób, by nie szurały o skalną podłogę. Odwrócił łeb w stronę Dyskretnego – którego nie widział – i powiedział najciszej, jak się da.
– Czaruj. Umiem ziać tylko lodem – rzucił szybko futrzasty. Zrobił dwa kroki w bok, by zrobić miejsce dla ewentualnego czaru Dyskretnego, by ten mógł wystrzelić kulę ognia wgłąb korytarza (a może dalej i kolejnej groty). Wbił ślepia w gęsty mrok w nadziei, że może ponownie wypatrzy to niebieskozielone coś, co przed chwilą mignęło mu przed oczami. Miał nadzieję, że to tylko jakiś przedmiot nieożywiony... szczerze mówiąc Łzawy nie chciał mieć do czynienia z jakimś stworem, o którym nie ma pojęcia i nie wie, jak z takim walczyć. Ano właśnie. Bo nie wie co to za stwór. Ale machnąć pazurami na pewno by chciał. Wyszczerzył kły w dziwnym uśmiechu i wyczekiwał tworu Ziemistego. Chętnie wspomógłby go w czarowaniu... ale niestety.
– Oby tylko nie było to nic... niewinnego. – mruknął sam do siebie. Bo "przypadkiem" to skrzywdzę.

: 04 sty 2017, 12:04
autor: Czarny Lis
Czekał na odpowiedź swego towarzysza, wciąż wpatrując się w mrok, starając się zbytnio się nie przyzwyczajać do niego bu swoim ewentualnym czaru. Gdy powoli zaczynał realizować swój plan usłyszał nagle głośny skrzek dobiegający z głębi tego mroku. Ten dźwięk uciszający i zniekształcający się przez skalne ściany. Ciało Dyskretnego drgnęło od karku po końcówkę ogona. Musiał się jednak opanować, niech strach nie zmąci jego umysłu. Potem jedynie co usłyszał to odpowiedź swego kolegi.
Dobra to do dzieła – pomyślał
Powoli zbierał swoja maddarę by utworzyć kulę ognia. Wpierw wyobraził sobie formę kuli i dodał efekt kuli ognistej. Sięgnął do swego źródła maddary i napełnił swój twór. po chwili przed Dyskretnym utworzyła się kula ognia koloru pomarańczowego. Jej wijące się ogony sprawiały, że cienie wokół nich zaczęły wyginać si drgać w tym dziwnym tańcu. Teraz wystarczyło tylko wprawić ją w ruch. Nim jednak to zrobił, usłyszał
"Oby to było nic niewinnego"
Tutaj uderzyła nagła myśl dyskretnego, to coś mogło nie mieć wrogich zamiarów, a to tylko wyobraźnia i strach wykreowała jakieś straszne stworzenie, które mogło być przed nimi. Postanowił lekko zmodyfikować plan.
Dobra jak tylko kula poleci i oświetli ścieżkę ruszaj naprzód, jak jest wrogie to będę osłaniał – Cicho szepnął do Płaczu Aniołów
Modyfikacja polegała na tym, że wystrzeli kulę, która poleci przez sufit jaskini, oświetlając drogę. Reszta bez zmian. Gdyby to było coś wrogiego, to pójdą w ruch kły i pazury. Szarżującego smoka da radę powstrzymać pędzącej kuli już niekoniecznie, zresztą czuł, że ta kula mogła nie do końca spełnić oczekiwać Dyskretnego, nie był p[przecież magikiem. Wystrzelił kulę zgodnie z planem i ugiął łapy gotów do ataku ewentualnej obrony. Patrzał na wprost oczekując nieoczekiwanego.

: 04 sty 2017, 17:22
autor: Samiec
Maddarowa kula poleciała w pobliżu kamiennego sklepienia i oświetliła drogę, tak jak oczekiwał samiec. Niespodziewanie trafiła na stalaktyt i rozbiła się o niego, ale ponieważ nie nastawiona była na atak, nie zdołała go uszkodzić. Tunel przed nimi wcale nie był taki głęboki, kiedy już się go rozświetliło, chociaż gdy twór łowcy zniknął, pomieszczenie znów wypełniło się potęgującym jaskinię mrokiem. Nim jednak to nastąpiło oba gady zdołały dostrzec w oddali niewielki ruch. Tuż przy ścianie, w wąskiej szczelinie musiało kryć się jakieś drobne stworzenie. Jego duże ślepia błysnęły na niebiesko dzięki obcemu światłu. Zdawało im się, że stwór posiada brązową błyszczącą sierść, ale choć było to jedyne co wyróżnili, nie mogli być tego pewni, musieli na spokojnie zbadać to bliżej. Po samych dźwiękach nie potrafili do końca określić gatunku, choć jeśli byli pojętni, mogli zorientować się, że wrzaski należą do młodego osobnika. Nie były cieniutkie i żałosne, ale wysokie i ostrzegawcze, ale wydobywały się z mało wyrobionego gardła. Ni to ptasi skrzek ni ryk, skąd wzięło się tu takie stworzenie?Wyraźnie przestraszyło się światła i zrobiło się jeszcze głośniejsze, ale kiedy ponownie nastała ciemność, zupełnie ucichło, zapewne z powodu wyczerpania.

: 23 sty 2017, 20:50
autor: Płacz Aniołów
Drobne stworzenie... Może szczur? Ale niebieskie ślepia? Jakie ślepia mają szczury? Nie są przypadkiem czarne? A może to nie jest szczur...
Płacz w pozycji gotowości zastygł w miejscu, nie było słychać nawet jego oddechu, który całkowicie wyciszył. Był nisko na łapach, brzuch prawie dotykał ziemi. Zerwał się z miejsca na sekundę przed tym, jak maddarowa kula światła Dyskretnego zgasła. Z piskiem pazurów przebiegł kilka długich kroków wgłąb groty nadal mając w pamięci ogólny wygląd tego małego stworzonka. A nawet nie zdołał zapamiętać wiele. Ale jego łapy były szybsze od jego myśli.
Zatrzymał się na środku groty. Łeb miał zwrócony – a przynajmniej tak mu się wydawało – w stronę tego małego, piskliwego stworzonka. Skupił się na odczuwaniu fizycznych bodźców. Nie mógł niczego zobaczyć, słuch przez echo też mógł go zmylić. Jeśli ten mały futrzak będzie chciał go zaatakować, może się bronić dopiero gdy... poczuje jego atak na sobie? To nie miało najmniejszego sensu. Ale chyba to nie było na tyle duże, by mogło spowodować smokowi jakąś większą krzywdę, prawda? A nuż to coś się przestraszy i ucieknie...
Podniósł wargi, szczerząc kły. W płuca wziął głębszy oddech, jakby przygotowywał się do zionięcia lodem. Tylko co by miał z zamrożonej którejś części ciała? W końcu ma bronić się, gdy coś poczuje. Zamroziłby sobie łapy. Może chce zionąć na oślep? Ale co, jeśli skrzywdzi coś niewinnego?
Tyle pytań i niepewności się zrodziło w jego głowie.
Przecież wojownik nie może się wahać. Któż Cię ukarze za morderstwo czegoś tak małego?
Otworzył pysk i wypuścił powietrze z płuc wraz z lodem, który dał o sobie znać tylko trzaskającym dźwiękiem łamanego lodu, coś jak pękająca kra na jeziorze. Strumień lodu miał być skierowany tam, gdzie Łzawy ostatnio widział potencjalnego wroga. Był pewny, że uda mu się go zamrozić. Zupełnie zlekceważył słowa, które jeszcze przed chwilą wypowiedział do Ziemistego. Oby to nie było nic niewinnego... Ale czy oszczędzenie tego zbawiłoby świat? Raczej nie.
Odsunął się kilka kroków w tył, gdy skończyło mu się powietrze w płucach. Ślepia przez ciemność były nienaturalnie otwarte, aż prosiły się, by wpadło jakiekolwiek światło do tego pomieszczenia. Łeb trzymał nisko, że kolcem prawie zawadzał o skalistą ziemię. A jego kroki przy cofaniu się objawiały się jedynie stukotem, który był cichszy od innych dźwięków, które powstawały z nieznanych źródeł w jaskini. Płacz czuł się, jakby walczył o swoje życie. Otulony ciemnością miał wrażenie, że zaraz wszystko zaatakuje go ze wszystkich stron. A przecież to tylko małe zwierzątko. Czego on się boi? Bo chyba nie ciemności?... A może w ogóle się nie boi.

: 29 sty 2017, 0:20
autor: Czarny Lis
(sorki trochę spraw się nazbierało)

Tuż przed atakiem Czarny lis poczuł jak serce uderza o jego żebra. Czyżby z przerażenia... Prawdopodobnie. Jednak na pewno z powodu bycia gotowym na Cokolwiek by jego mięśnie zareagowały na atak tego stworzenia. po to by pomóc swemu koledze w razie potrzeby. Mięśnie były napięte w końcu nadszedł czas na wypuszczenie maddary. Skupił się dokładnie na zadaniu jakie miał wykonać. Przesłał energie maddary z wewnątrz siebie. I posłał kule Energi w daną stronę. Wszystko poszło zgodnie z planem jego kula poleciała prosto i po drodze uderzyła w stalaktyt. Częściowo ucieszył się z tego powodu nie zranił nic niewinnego, źle bo tuż po tym uderzeniu twór Czarnego się rozpłynęła znów otaczając wszystko mrokiem. przeklął pod nosem wypowiadając jedne z najbrzydszych słów jakie mu przeszły przez myśl. Jedynie co zdołał dostrzec to coś jakby przebiegało tuż przy ziemi niestety było za szybkie by Czarny mógł to dostrzec nawet gdy w jego żyłach pompowana była adrenalina. Lis postanowił nie szarżować na oślep, to byłoby najgłupsze posuniecie i tutaj mądrze postąpił, ponieważ Płacz zaczął atakować na oślep lodem by trafić w cokolwiek to było. Poczekał aż sytuacja się uspokoi. Dzięki czemu będzie mógł spokojnie zebrać swe myśli i wymyślić następny ruch. Zdążył w tym czasie zauważyć pewne cechu u swego "przeciwnika" o ile można tak powiedzieć o danym stworzeniu z którym mieli do czynienia. Raczej ciężko było to nazwać groźnym, było przyzwyczajone do ciemności to pewne, bo kula światła przeraziła malca. Druga sprawa "malec" to jest małe stworzonko. I miało niebieskie ślepia. Trudno było Łowcy wymyślić jakie to stworzenie mogło być. Okej już miał już analizę sytuacji podszedł bliżej do Płaczu i rzekł
Doby plan z zamrożonym pola przed nami tym razem mamy przewagę jak zaatakuje to się poślizgnie. Zauważyłem, że nasz Gospodarz jest raczej ostrożny. Proponuje pilnować przodów i i góry żeby na nas nie zleciał jakby co trzymajmy rogi by być pewni uderzenia od przodu i najeżmy swe kolce na wypadek ataku z góry
Taktyka Czarnego lisa polegała tym razem na kontrataku. Wykorzysta ruch przeciwnika na jego niekorzyść. Chociaż z każdym wydarzeniem w tej jaskini miał więcej wątpliwości, ze to było coś naprawdę groźnego.

: 07 lut 2017, 17:19
autor: Samiec
Wydobywający się z samczego pyska chłód, prześlizgnął się po skalistym podłożu, tak jak wspomniał Lis, czyniąc z niego ślizgawkę aż do szczeliny. Gdyby stworzenie nie zdołało uniknąć ataku, przekształciłoby się zapewne w apetyczną mrożonkę, lecz jego zwinność i popychająca do działania adrenalina, uratowały je od niechybnej śmierci. Odgłos szponów drących po kamieniu, kiedy stworek ruszył do ucieczki, zapewne umknął Wodnemu smokowi, którego uszy wypełniło echo jego własnego ataku. Unik niestety nie wróżył dla włochatej istotki lepszego losu, gdyż opuściła swój jedyny schron. Smoki usłyszały jak przy lądowaniu łapki stworzenia rozjeżdżają się, a ono uderza bokiem o zimny kamień. Nadal nie sprawili sobie stałego oświetlenia, więc oprócz błyszczących przez moment kryształków lodu, znów nic nie widzieli. Usłyszeli jak mały stwór podnosi się prędko, trzepocząc czymś, jakby... pierzastymi skrzydłami! Czyżby to co atakowali, nie było żadną zjawą, a przestraszonym północnym pisklęciem? Coś wciąż nie pasowało do tego obrazu, ponieważ nie pachniało zbyt smoczo, ale jeśli wdarło się tutaj spoza bariery istniała szansa, że jego woń była trudna do odczytania.
Czymkolwiek był ich nieletni przeciwnik, skulił się popiskując w rogu jaskini. Możliwe, że po ciemku bał się podejmować dalszej ucieczki, więc gdyby rzucili się na niego ponownie, mógłby nie mieć już tyle szczęścia.

: 05 mar 2017, 18:36
autor: Brutalna Łuska
// Inny czas

Popołudnie. Złota Twarz nie była już w zenicie. Brutalna Łuska ostatnimi czasy naprawdę wolała przebywać z dala od innych. Nie, żeby była typem samotnika. Stanowczo trzeba temu zaprzeczyć. Lubiła towarzystwo, ale musiało być dobre. Nie śmieszki, nie pisklęta, nie irytujące osobowości. Zatem nie mogąc wytrzymać w codziennym hałasie, wyruszyła na spacer. Oczywiście skorzystała z usług, jakie proponowała umiejętność lotu. Gwarantowane szybkie dotarcie na miejsce drogą powietrzną! O ile wpierw się, rzecz jasna, nie spadnie.
Gdy wylądowała, po chwili poszukiwań wpadła na wejście do groty. Całkiem sporej. Weszła do środka. Jej ruchy były nerwowe. Łapy drżały od ciągłego tłumienia i chowania tego, co naprawdę czuła. Jak tylko poczuła się pewniej, głośno się wydarła, klnąc na wszelkie niedogodzenia. Nie mówiła raczej nic bardziej osobistego, wiedziała, że ktoś mógł podsłuchiwać. Lepiej, żeby niektóre fragmenty życia zostały zakopane pod ziemią i nigdy nie odkryte. Darła pazurami skalną powierzchnię, nie robiąc większych uszkodzeń na podłożu. Dziko smagała ogonem na boki. Energicznie przechadzała się po jaskini, prawdopodobnie swoimi gniewnymi okrzykami przeganiając stacjonujące tu stworzenia z ich własnych domów. Cóż mogły poradzić nietoperze? Najłatwiej było uciec jak najdalej od źródła irytujących dźwięków.

: 07 mar 2017, 23:08
autor: Niewinna Łuska
– P-przepraszam? – zawołałam w głąb jaskini, stojąc na jej skraju i nieśmiało wsuwając kawałek łba do jej wnętrza. – Cz-czy wszystko w porządku?
Nie miałam pojęcia co tutaj się działo. Ale zdecydowanie mnie to niepokoiło. Schyliłam się, gdy kilka piszczących stworzeń przeleciało nad moim łbem. Ja tylko tędy przechodziłam. A przypadkiem trafiłam na scene morderstwa? Przynajmniej tak to brzmiało.
– J-jest tam ktoś? – zaczęłam się jąkać, jak zwykle, gdy napotykałam coś nieznanego.
Może po prostu stąd pójdę? Może to tylko... wiatr?
Pogoda była bezwietrzna.

: 08 mar 2017, 20:44
autor: Brutalna Łuska
Odwróciła się, słysząc głos. Pewnie należący do smoka cichego, nie lubiącego zamieszania i wrażliwego. A skoro takie cechy mógł lub mogła, bo pewności nie miała, to prawdopodobnie była słaba psychicznie oraz fizycznie.Idealnie. Z nozdrzy Ognistej wyleciał niewielki obłoczek wynikający z tego, co właśnie czuła. Po zwyczajowych złowróżbnych ruchach ogona wraz z miarowym uderzaniem nim podczas zastygnięcia poza nim w bezruchu łatwo było domyśleć się, co to oznaczało. Dochodziły jeszcze zwężone ślepia oraz mimika. To wszystko składało się w piękną całość zezłoszczonej Brutalnej Łuski. Ruszyła raźnym, dudniącym krokiem ku, jak się zorientowała, smoczycy. Znów starsza od niej, ech. Naprawdę stadom brakowało młodszych, o ile pogłoski usłyszane od Mistycznej były jedynie plotkami. A to była prawda, której potwierdzić granatowołuska nie potrafiła. Spotkała jednego, jedynego pisklaka z Ziemi i tyle. Była pewna, że właśnie spotkała kolejną Ziemistą. Typowy, leśny zapach prędzej czy później musiał dotrzeć do niej dotrzeć. Przybrała groźną postawę.
Jestem. Wszystko w porządku, a jakże, nie licząc pewnej pokrytej futrem Ziemistej słuchającej moich okrzyków – wychrypiała z przekąsem, rozdrażniona przez przerwanie jej jęków. – Czego chcesz?

: 13 mar 2017, 21:39
autor: Niewinna Łuska
Cofnęłam łeb, pod naporem nadciągającej ognistej. Może była młodsza, ale chyba nie zdążyłam nawet tego wyczuć. Dla mnie liczyło się, że rozmiarowo była co najmniej porównywalna. Moja krucha anatomia nie dawała mi zbyt dużej przewagi nad pisklętami i młodymi. Może to i lepiej, zwykle ich nie straszyłam, gdy chcieli się czegoś nauczyć. Teraz jednak, nie pożałowałabym sobie kilku dodatkowych szponów wysokości. Cofnęłam się o krok przed nadchodzącą burzą.
– J-ja... Co? Przecież krzyczałaś, jakby ktoś kroił cię żywcem – stwierdziłam zdziwiona, że w ogóle można zadać tak dziwne pytanie, po tym jak roznosiło się jakąś dziurę w ziemi od środka. – Tylko... Martwiłam się.
Przekrzywiłam łeb. Moje rozszerzone ślepia powoli zaczęły wracać do normalności. Nie wyglądała aż tak źle, jak można było przypuszczać po głosie. Nadal stałam z łapą wysuniętą do tyłu.