Strona 8 z 30

: 04 lis 2014, 19:05
autor: Dwuznaczna Aluzja

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Czas na lot. Odetchnęła głęboko i w skupieniu ugięła wszystkie cztery łapy, by wzbić się jednym susem w powietrze. Gdy tylko jej łapy znalazły się ponad ziemią, od razu w najwyższym punkcie skoku, tuż przed tym, gdy zaczęła opadać na dół, rozłożyła skrzydła i machnęła nimi, najpierw raz, potem drugi raz, aż zaczęła powoli wzbijać się do góry, przy okazji lecąc do przodu, bo skrzydła miała tak ustawione, żeby wznosiły ją coraz wyżej i dalej. Niektóre smoki kochały lot, ale Grzeszna osobiście nie widziała sensu w uwielbianiu tego. Wolała walkę. I w sumie nic dziwnego, bo była wojownikiem z krwi i kości. Ogon delikatnie sterował lotem i pomagał utrzymać kierunek w którym leciała. Łapy miała podkulone. Łeb lekko pochyliła, a ślepia zmrużyła. Leciała tak przez chwilę, skupiając się na samym locie, oraz chłodnym wiatrem. Po chwili jednak przyszedł czas na podniebne akrobacje. Po to tu przybyła. Postanowiła zacząć od tak zwanej pętli. Pochyliła łeb bardziej i zmieniła ułożenie skrzydeł. Reszta ciała podążała za łbem, zataczając koło. Gdy wykonywała pętlę, była w powietrzu do góry brzuchem. Machanie skrzydłami w tej pozycji było co najmniej dziwne. Ale adeptka się nie poddawała. Płynnymi, zgrabnymi ruchami zataczała koło. Ogon delikatnie kiwał się na boki, pomagając jej w utrzymaniu odpowiedniej pozycji podczas tej akrobacji. Musiała zatoczyć całe koło, aby powrócić do poprzedniej pozycji. Chciała spróbować następnej akrobacji, ale do tego musiała lecieć normalnie, równolegle do ziemi i brzuchem do dołu, więc przez chwilę leciała normalnie, pozwalając skrzydłom i mięśniom przywyknięcia do bycia w powietrzu i takiego wysiłku, bo co prawda było to jakieś obciążenie dla skrzydeł. Na szczęście jej budowa ciała była dość lekka i opływowa, a skrzydła, jakimi dysponowała, większe niż zazwyczaj, co świadczy o jej genach smoka powietrznego. Czas na następną część jej treningu, jaki sobie wcześniej przygotowała. Tym razem postanowiła zrobić coś innego, ale musiała nabrać prędkości. Zaczęła trochę szybciej machać skrzydłami, by nabrać prędkości, a gdy to jej się udało, przechyliła się na lewą stronę. Skrzydła delikatnie zgięła, by ułatwić akrobacje i nabrać prędkości. Niezbyt była zainteresowana cudami, jakie wyprawiała, ale o zawsze jakieś porządne ćwiczenia. Obracała się teraz wokół własnej osi z zawrotną prędkością. Czas kończyć tą akrobacje, dlatego wyrównała lot, skrzydła normalnie rozłożyła. Gdy wiatr napiął błony, adeptka musiała się postarać, żeby utrzymać równowagę, bo zakręciło jej się trochę we łbie. Tym razem przećwiczy nowy sposób lądowania. Widziała kiedyś, jak to robią inne smoki i sama też chciała spróbować. Ponownie nabrała prędkości, bo przez poprzednią akrobacje zaczęła wolniej lecieć. Kiedy tylko nabrała znów prędkości, wtedy jej łeb powędrował w dół, a całe ciało za nią, a na końcu jak zawsze ogon. Skrzydła złożyła, z tym samym powodem co wcześniej, czyli nabierała prędkości. Nie leciała prostopadle do ziemi, bo wolała nie ryzykować, zwłaszcza, teraz gdy jest tutaj całkowicie sama. Zmrużyła ślepia trochę bardziej, przez co jej złote oczy stały się niemal niewidoczne na tle złotych wzorów okalających jej pysk. Leciała, pod dość dużym kątem w dół. Jakieś trzy ogony od ziemi wygięła ciało w łuk i rozłożyła skrzydła. Wiatr od razu przez rozpiętość skrzydeł wyhamował ją i nie uderzyła ani nie dotknęła podłoża. Machnęła kilka razy skrzydłami, by unieść się trochę w górę. No, całkiem fajne. Stanowczo szybsze niż kołowanie. Po chwili machnęła kilka razy skrzydłami, żeby jeszcze nie opaść na ziemię. Wzbiła się trochę wyżej, po czym ustawiła skrzydła nieruchomo. W ogóle nimi nie machała, zmieniał tylko ich ułożenie tak, aby łapać wiatr. Jej ciało delikatnie się wyginało, aby być w jak najkorzystniejszej pozycji. Dzięki temu swobodnie szybowała w dół. Ogon delikatnie się poruszał za jego ciałem. Oddychała spokojnie, głęboko. Starała się nie zataczać okręgów, a lecieć w miarę prosto. Tuż nad ziemią wyciągnęła łapy. Najpierw opadła na przednie, później dołączył tylne i złożyła skrzydła. Podczas lądowania lekko ugięła łapy. Wylądowała i spojrzał w górę. To wszystko.

: 21 sty 2015, 0:42
autor: Śnieżny Kolec.
Noce takie jak obecna były szczególne. Czerń i biel, odwieczny kontrast, nigdy nie wygląda tak pięknie jak w pogodną, zimową noc. Księżyc stał wysoko na bezchmurnym niebie, a jego zimny, tak pasujący do obecnej pory blask, mieszał się z wszechogarniająca zmarzliną. Ta, skrząc się w srebrnym świetle rozganiała zwykle zalegający nocą mrok. Wszystko co białe, lśniło, pyszniło się w zimnym świetle, zaś czerń miała głębię niezbadanych pieczar. W noc taką jak ta... Bezlistne drzewa rzucały na ziemię długie cienie, tworząc na alei fantastyczną, nieregularną mozaikę. Ona zaś, przy podmuchach mroźnego wiatru układała się w coraz to nowe wzory, jednocześnie kusząc pięknem, ale i niepokojąc zbyt śmiałą wyobraźnię. Wszak wśród cieni zawsze może kryć się coś niebezpiecznego. Nawet w tak piękną noc jak ta. Nawet w tak piękną noc jak ta... Pod gałęziami drzew nie tylko cienie przemykały po nienaruszonej bieli. Był ktoś jeszcze. Kolejny kontrast, który tak doskonale komponował się z dzisiejszą nocą. Biel wtapiała się, niknęła, ale czerwień... ta płonęła w blasku srebrnej tarczy. Krew... Kroki młodego smoka dźwięczały skrzypieniem śniegu. Łapa za łapą. Krok za krokiem. Nierówny szlak. Zbyt równy oddech i nieudolna próba ukojenia zbyt szybko bijącego serca. W noc taką jak ta... Obce lasy, obce cienie, obce wonie. To nie ta noc. Nie ten czas. Złoto, jedyna prawdziwie ciepła barwa szybko stała się zimna z chwilą gdy młody smok wzniósł pysk ku bezchmurnemu niebu, a księżyc odbił się w jego oczach. Serce uspokoiło się, a ból jaki rozpalał mu trzewia ucichł przygaszony chłodem obojętności.
– Obce lasy, obce cienie, obce wonie. To nie ta noc. – Ostatni ciepły szept. Usiadł nieporuszony kąsającym chłodem obiecując, że po raz ostatni pozwala sobie na cierpienie. Co było, nie ma przecież znaczenia. Jest tu i teraz ważniejsze od tam i wtedy.

: 21 sty 2015, 1:12
autor: Zorza Północy
Ailla miała to dziwne przeświadczenie, które sprawiało, że nie mogła usiedzieć w jednym miejscu – zmuszało ją do ruchu i poszukiwań, których nie potrafiła zrozumieć. Nawet teraz, zatopiona w myślach o zarysowanej dumie, którą naznaczył hardy wygłodzony młody wilk, śledziła ścieżkę wytyczaną przez lodowy pył, zapędzany przez niewidoczne szpony wiatru. Chłód wyciskał ciepło z każdego zakamarka, skuwał krainę wiecznym lodem, okrywał smocze dusze i tylko te, których ogień płonął dostatecznie jasno i gorąco nie poddały się wyziębieniu szarej codzienności.
Migotliwe Srebrzyste Oko wisiało niezwykle wysoko na atramentowym firmamencie, Nocny Strażnik, Wieczysty Opiekun sekretów, tajemnic mówionych zaledwie szeptem niknącego oddechu, bądź tańcem ciał osnutych cieniem, niczym woalem Tarramowego skrzydła, zapomnianego Boga pochłoniętego przez białą duszę Pana Uzdrowień.
Taka noc i Strażnik Pan wydawali się wyjątkowymi, jedynymi w swoim rodzaju, a jednak Ailla żyła w przeświadczeniu, że takich nocy było i będzie wiele, że przeżyła ich po stokroć więcej, niż każdy kogo napotkała na swej drodze. Jarzmo zapętlonego czasu, Widmo Przeszłości zapomnianej, ale domagającej się zapamiętania.
Uśmiechnęła się pod nosem, sunąc poprzez białe zaspy pośród akompaniamentu trzaskającego pod łapami śniegu, oddechu mieszającego się z tchnieniem Niesfornego Zefiru. Zastanawiała się, skąd te myśli? Dlaczego były jej tak bliskie i tak obce jednocześnie?
Nie wiedząc kiedy wkroczyła na rozległe kamienne pola, wytaczające migotliwą, srebrzystą ścieżkę, niczym wstęgę utkaną z pereł snów, nierealną, a jednak namacalną.
Przystanęła zatem i zapragnęła objąć cały świat skrzydłami, wchłonąć każdą jego cząstkę w swe wnętrze, poczuć jak rozpala ją miliardem pragnień, marzeń i nadziei, studzi zwątpieniem i niepewnością – niepowodzeniem.
Była złakniona życia, bo chociaż żyła czuła się niczym ślepiec, a może ktoś w głębokim letargu, nie mogącym doświadczyć wszystkiego tego, co czekało tylko na wyciągnięcie łapy.
Dlaczego winna rozpatrywać to, co boli? Przeszłości nie zmieni.
Przeszłośc zawsze da się zmienić – dziwna myśl, absurdalna, ale czy niemożliwa?
Przeszłość i przyszłość, subiektywne realia zalezne od postrzegania.
Pokręciła łebkiem i zaśmiała się ze swych myśli.
Dziwaczejesz, Aill! – zarzuciła sobie na głos, a ton ten był zarówno melodią, jak i aż nazbyt naturalnym dźwiękiem.
Wtedy też dostrzegła dysonans pomiędzy bielą, a mrokiem. Czerwień, soczysta purpura, niczym posoka pochodząca prosto z rozerwanego serca.
Na Immanora! Skończ z tym!
Nakazała sobie, zniesmaczona własnymi surrealistycznymi porównaniami.
Czy zbliżyła się do tej nieprawidłowości? Nie, gdyż wydawała się być harmonijną częścią tego wszystkiego. To, co inne nie oznaczało niestosownego.
I melodia słów, echo zaledwie, nic nie znaczące. Czy miała prawo wedrzeć się w ten spokojny sen na jawie?

: 21 sty 2015, 13:52
autor: Śnieżny Kolec.
Spokój... I tylko wiatr porywami rozsypywał świetliste okruchy chłodu. Ciskał nimi usypując coraz to nowe zaspy burząc te, które zbudował jeszcze kila chwil temu. Śnieżny był jak te okruchy. Miał poczucie władzy nad swoim losem, ale gdy już-już czuł się na swoim miejscu, los zaraz rzucał go w inne kłopoty, szarpiąc za duszę i rozrywając serce. A on poddawał się temu choć tak rozpaczliwie pragnął mieć władzę nad własnym życiem. Nim tu przybył, tak wiele razy powtarzał sobie, że nie zapomni o swym dziedzictwie. Pragnął pamiętać i rodzinę i stado, ale wszystko minęło razem ze zmianami. Minęła chęć przynależności gdziekolwiek. Tak, był samotny, ale nauczył się kochać tę samotność. Miał po co żyć. Żył dla siebie i już nigdy dla nikogo innego.
Skrzypienie śniegu przebiło się przez szum mroźnego wiatru skupiając uwagę smoka, odciągając go od goryczy wspomnień. Wiedziony odruchem spojrzał za siebie. Cóż za pyszne futro. Śmieszna myśl. Nie zastanowił się nad potencjalnym niebezpieczeństwem ani też nad powodem dla którego ktoś jeszcze znaczył nieskalana dotąd biel, odciskami swych łap. Zwrócił uwagę na nietypowość barw, którym chłodne światło zabrało jaskrawość, jakby to było najistotniejsze. Kolory choć wypłowiałe, kompletnie nie pasowały do nocnych cieni i zimowego chłodu. Obcy smok zdawał się być jedyną żywą istotą pośród śniegów. Jedyną, która jak zwiastun wiosny, przynosiła nadzieję na lepsze jutro. Jedyną, która... Sprawiasz mi radość samym istnieniem. Śpiewne echo jego myśli rozedrgało mu serce. Zaskoczenie zmusiło do wypełnienia płuc mroźnym powietrzem. Cofnął pysk nieco zbyt gwałtownie wprawiając w ruch jaskrawy pióropusz. Szelest piór zmieszał się z szumem wiatru. To nie pierwszy raz gdy miał poczucie rozerwania. Nie pierwszy raz na granicy świadomości słyszał głos, tak podobny do swego własnego, a jednak zupełnie inny. Nigdy natomiast... tak wyraźnie jak teraz. Czasem sądził, że wariuje, że szaleństwo zabierze mu ostatni cel. Umysł podda się żalowi i jego koniec będzie taki, jakiego najbardziej się obawiał, ale... w gruncie rzeczy coś mówiło mu, że nie musi się obawiać. Że to ta delikatniejsza, lepsza cząstka jego istnienia. Nie chciał z niej rezygnować. Zwykle zgadzał się ze swoim wewnętrznym głosem, ale teraz... Teraz bredził. Stąd żywe zaskoczenie i niemal automatyczna negacja. Lecz nie poruszył się. Nie zrobił nic by uciec, choć czuł, że powinien. Jakaś niezwykła, niezrozumiała powinność trzymała go w miejscu zabraniając odwrócić spojrzenie od delikatnej sylwetki majaczącej w oddali.

: 21 sty 2015, 14:09
autor: Zorza Północy
Drobna sylwetka stała na rozdrożu srebrzystej alejki, owiewana mroźnym wiatrem, który obsypywał ją lodowym pyłem, niczym diamentami osiadającymi na jej futrze i grzywie. I tylko one, a także ślepia samicy, błyszczały w tym półmroku wypranym z wszelkich żywych barw.
Obserwowała wędrowną duszę pośród głuszy, pragnąc do niego podbiegnąć i zmazać z pyska ten smutek, odegnać niepewność.
Gdy spojrzał w jej stronę błyszczącym płynnym złotem, uśmiechnęła się nieskrępowanie, chociaż nie była pewna, czy z tej odległości samiec to dostrzegł. Dostrzegła, jak szarpnął łbem, jakoby zaskoczony. Przekrzywiła pyszczek, ramieniem skrzydła osłaniając go przed wiatrem.
Aby się śmiać, musisz odnaleźć w sobie szczęście, zrzucić z siebie kajdany niepewności i strachu...
Końcówka ogona samiczki drgnęła, a sama ruszyła raźnym krokiem ku samcowi, pchana właśnie tą dewizą dźwięczącą w jej umyśle.
Nie wiedzieć kiedy przeszła do biegu, stawiając czoła porywistym podmuchom, a śmiech jej nieskrępowanie połączył się z dudnieniem rozgarniającym biały puch.
W tej chwili nie myślała o tym, że samiec może odebrać ją jako zagrożenie. Dla niej było jasnym, że nie uczyni mu krzywdy. Czasami zachowywała się po pisklęcemu naiwnie. Ale czyż życie nie było za krótkie, aby ciągle się umartwiać?
Cześć! – wykrzyknęła radośnie, gdy wiedziała, że będzie mógł ją usłyszeć. Znajdowała się w odległości około trzech skoków od niego.
I to słowo, tak trywialnie zwyczajne, przekuło bańkę pompatyczności, którą odczuwała chwilę wcześniej.

: 21 sty 2015, 19:08
autor: Śnieżny Kolec.
Dostrzegł. Biel kłów na tle wyblakłych barw. Dostrzegł i nie rozumiał. Gdy ruszyła pędem w jego stronę roztrącając na bok śniegowe płatki, odruchowo uniósł jedną z przednich łap, cofając do tyłu pysk. Jakby obawiał się, ze zaraz z rozpędu skoczy na niego i zacznie lizać niczym uradowane szczenię. Jej entuzjazm go zniechęcił, niemal od razu w jego umyśle pojawiła się chęć ucieczki. Skrzywił się nieprzyjemnie, przygotowując do manewru odwrotu, ale zaraz przez szum wiatru przebił się jej głos, a ona sama zatrzymała się. Teraz, gdy nie stała już w cieniu drzew, widział ją doskonale. Opuścił łapę, wyprostował się, odetchnął. Nie odpowiedział na jej uśmiech, choć był śliczny i zdawał się rozganiać mroki nocy. Jaśniał nie jak księżyc, lecz słońce. Natomiast jego oblicze było nieprzyjemnie obojętne i tylko w spojrzeniu tliło się wspomnienie bólu, które mogło świadczyć, ze ten lodowy posąg ma jakieś uczucia. Przez chwilę między nimi była cisza. Nawet dźwięczność śmiechu została porwana przez wiatr. Śnieżny zastanawiał się skąd w obcej samiczce tyle radości... przecież noc była zimna i martwa. Po co w ogóle zabierała mu czas? I dlaczego na wszystkich bogów jeszcze stąd nie odszedł? Odetchnął wolno, wypełniając swoje ciało uwolnioną mocą. Maddara załaskotała jego jaźń i wylała się razem z szeptem.
Witaj... – za sprawą magii słowo splotło się z szumem wiatru, zawirowało między zaspami i poniosło się subtelnym, eterycznym echem wśród drzew. Samiec otworzył ślepia spoglądając wprost w delikatny pysk nocnej towarzyszki, a choć przez chwilę wyglądał jakby miał powiedzieć coś jeszcze, zrezygnował.

: 21 sty 2015, 19:27
autor: Zorza Północy
Przekornie przekrzywiła smukły pyszczek, a w jej piersi rozbrzmiał cichy śmiech, gdy zauważyła, jak wzdraga się przed nią, jakby obawiał się, że się na niego rzuci. Stała w odległości dwóch skoków od niego, patrząc na jego sylwetkę. Musiała nieco zadzierać przy tym łeb, gdyż był od niej znacząco wyższy, a sama Ailla była nie wiele mniejsza od dziesięcioksiężycowego smoka. Chociaż apetyt miała iście wilczy.
Wyczuła subtelne mrowienie, to odległe echo pierwotnej mocy, iskrzącej na granicy jaźni. A potem w przestrzeni rozbrzmiał jego głos. Jednostajny, niby cichy, a jednak tak dobitny. Był niczym melodia wplatająca się w harmonię świata. Zamrugała powiekami, a uśmiech na chwilę zniknął z jej oblicza, gdy patrzyła na niego dużymi morskimi ślepiami. Czuła się... dziwnie. Tak, jakby rozpoznawała dawno przebrzmiałe echo.
Potrząsnęła pyszczkiem, strosząc irracjonalnie długie uszy. Uśmiech powrócił na lawendowe oblicze smoczycy. Postąpiła kilka kroków ku niemu, ale w jej ruchach nie było żadnej gracji, czy też typowej płynności. Była nieporadna, niczym nowo wyklute pisklę uczące się chodzić. Na ziemi nigdy nie czuła się pewnie, dopiero w przestworzach ożywała, pomimo braku wrodzonej gracji, którą posiadała jej siostra. Czasami chciałaby być tak dumna, dostojna jak Velum, ale... Przecież gdyby wszyscy byli tacy sami, czyż świat nie byłby niebotycznie nudny?
Zlustrowała uważnie smoka spojrzeniem roziskrzonych oczu, zatrzymując się w końcu na jego pysku. Ogon samiczki falował za nią targany szponami wiatru.
Przepiękna noc, prawda? – odezwała się ponownie z lekkim wahaniem, przystając na odległośc dwóch ogonów od niego.
Rozejrzała się dookoła, chłonąc posrebrzany krajobraz nocy.
Jestem Ailla, czy też jak niektórzy wolą mówić: Odrodzona Łuska – dodała, zerkając na smoka z leciutkim uśmiechem.

: 22 sty 2015, 17:58
autor: Śnieżny Kolec.
A wiec byli jak ogień i woda. Przeciwieństwa. Śnieżny siedział wyprostowany, dumny, spokojny... Jakby był dużo starszy niż te marne piętnaście księżyców. Ona zaś, nieporadna, urocza jak kilku księżycowe pisklę śmiała się niewinnie, zupełnie nieświadoma z kim przyszło dzielić jej uroki zimowej nocy. Czy byłaby równie śmiała gdyby widziała to co on? Gdyby dostrzegała na jego łapach ślady bratniej krwi?
Spojrzał na nią z góry, choć nie z wyższością. Łagodnie, melancholijnie, z wyrozumiałością godną starego, doświadczonego życiem smoka. Piękna? Podniósł głowę rozglądając się dookoła. Przysypany śniegiem krajobraz pysznił się w bladym świetle.. Zaiste. Zadarł brodę zatapiając spojrzenie w czerni usianej setkami gwiazd. Gładka łuska zalśniła podczas ruchu upodabniając się do błyszczących okruchów lodu. Odetchnął powoli, a gdy opuścił głowę i znów spojrzał na uśmiechnięte oblicze samiczki, kąciki jego pyska drgnęły nieśmiało. Zamknął ślepia wolno kiwając głową tym samym zgadzając się z nią. On nadal potrafił dostrzegać piękno otaczającego go świata, może nawet robił to śmielej wobec niego niż wobec innych istnień, które z zasady wydawały mu się przeżarte kłamstwem i agresją. Odrodzona... Patetyczne imię, tak kompletnie do ciebie nie pasuje.
– Aillia? – Powtórzył jak echo, tym razem nie podsycając brzmienia głosu swoją magią. Właściwie tylko dlatego wydał się delikatniejszy, nie wzmocniony syntetycznym brzmieniem, i... cichszy. – Co to znaczy? – A choć wciąż na nią patrzył i choć zapytał, zdawał się kompletnie oderwany od własnych gestów, jakby tak naprawdę nie miały znaczenia.

: 22 sty 2015, 18:29
autor: Zorza Północy
Przeciwieństwa lubiły się przyciągać, wypełniać swoje niedostatki – uzupełniać w całkiem harmonijną całość. Przynajmniej tak sądziła, widziała to po przykładzie swej matki i ojca. Matka czuła i wesoła, ojciec poważny i dostojny, a jednak się kochali. Sama samiczka nigdy nie miała problemów, aby akceptować inność. Czyż jej pisklęcy temperament przeszkodził w zadzierzgnięciu więzi z chaotyczną smoczycą Cienia?
Ailla była zachwycona wyglądem samca. Był... biały. Białe były jego łuski, przechodzące w karmazynową czerwień. Zaskakiwała ją harmonia układu łusek przeradzających się w pierze i ten pyszny czub pióropusza, przypominał jej nieco ten Ursusa, tylko barwy były inne.
Dostrzegła drgnięcie gadzich warg, a jej ślepia rozbłysły.
A cóż ja to widzę?! Uśmiech, czyżbyś właśnie się uśmiechnął? – wykrzyknęła zachwycona miękkim tembrem, zbliżając się bardziej, wspinając się na palcach, aby zajrzeć w jego spokojne złote ślepia.
Wydęła nieco poliki, co nadało jej raczej mało poważnego wyglądu. Ale czy ona w ogóle mogła wyglądać poważnie? W tej chwili ciężko było w to uwierzyć.
Gdzieś tam widzę jednak smutek – zacmokała cicho i bezpardonowo, delikatnie ujęła palcami jego pysk. Zawsze zachowywała się swobodnie, w jej zachowaniu nie było niczego zdrożnego, czy też niewłaściwego, a przynajmniej ona niczego takiego nie dostrzegała.
Puściła go jednak szybko i uśmiechnęła się zawstydzona. A może jednak zrozumiała, że mogła w ten sposób urazić samczyka?
Odsunęła się i okręciła dookoła własnej osi, padając w końcu grzbietem w miękki zimny błyszczący puch, patrząc w migocące oblicza Gwiazd.
Zaśmiała się, odgarniając łapą pasma długiej grzywy z pyska.
Moja mama ma poczucie humoru – wyznała, przekrzywiając pyszczek tak, aby spojrzeć na smoka. Widziała najpierw jego łapy, potem szeroką pierś, szyję i żuchwę. – Ailla to inaczej Najpiękniejsza. Lubię sobie myśleć, że w ten sposób jestem jej nieco bliższa, chociaż tak naprawdę wcale jej nie znam – uśmiechnęła się leciutko, ogonem zgarniając hałdę śniegu.
Rozłożyła skrzydła, wciągając głęboko przez nozdrza mroźne powietrze.
A ty, jak się nazywasz? – zagaiła nagle zainteresowana, przekręcając się na bok, wzburzając obłok śnieżnego pyłu.

: 24 sty 2015, 1:29
autor: Śnieżny Kolec.
Momentalnie spoważniał, jakby obawiał się, że jeśli dalej będzie się uśmiechał to złamie jakieś niepisane prawo. To było nawet zabawne, bo wyglądał jakby się zaniepokoił, że w ogóle ktoś to widział. Odwrócił spojrzenie jedynie strzygąc uszami. Czuł się zażenowany. Właśnie dlatego rezygnował z pokazywania komukolwiek jakichkolwiek przejawów uczuć. Po co? Po to by zostać wzgardzonym? Złoto momentalnie stężało stając się zimne jak śnieg wokół. Tylko... był tak zaskoczony jej dotykiem, że poddał mu się bez cienia oporu. Spojrzał prosto w jej morskie ślepia. Zamrugał. Bez wątpienia Odrodzona była pierwszym smokiem od dawna, który mógł oglądać tak żywe zaskoczenie na jego pysku. Ale skąd ona mogła o tym wiedzieć? Gdy się odsunęła i padła grzbietem w śnieg, potrząsnął głową i wstał. Co on tu jeszcze robił? Co to właściwie za dziwaczna sytuacja? Jednak gdy już chciał się odwrócić i odejść, usłyszał jej słowa. Zatrzymał się w pół kroku zerkając na nią nieufnie, by... zaraz parsknąć gdy nieoczekiwanie znów poruszyła się gwałtownie podburzając przy tym śniegowe płatki, które osiadły także na jego nosie. Była taka... żywa. Najpiękniejsza? Kolejny przejaw pychy, tym razem jej rodziców. Nie znała swej matki? Zapewne i tak lepiej niż on znał swoją. Gorycz podsycana wstydem i nieufnością przepełniła jego serce. W duchu oskarżył ją o nieszczerość uparcie dławiąc wszelkie pozytywne uczucia, które ta dziwaczna część jego jestestwa starała się wobec niej pielęgnować. Na granicy świadomości, jakaś jego cząstka chciała upaść w biały puch i wtulić pysk w miękkie futro.
– Śnieżny. – Odparł chłodno, patrząc na nią z góry. W ton wkradły się wrogie nuty. – Czego chcesz? – A mimo to nie ruszył się i pragnął by ukoiła jego smutek. Irracjonalne uczucia przerażały go i jeśli dalej będzie to czuł, to w końcu dla własnego spokoju, ucieknie. Ale jeszcze nie teraz, nie kiedy może patrzeć na opruszony śniegiem, uśmiechnięty pyszczek.

: 24 sty 2015, 10:43
autor: Zorza Północy
Spróbowała się nie śmiać, kiedy widziała jego zmieszanie. Był taki zabawny! A jednocześnie czuła jego zagubienie. I jakiś bliżej nieokreślony strach. Miała ochotę utulić go w bólu, ułagodzić każdy zszargany nerw, okryć skrzydłem i nie wypuszczać, aż sam nie zechce odejść.
Zmarszczyła delikatnie nos, unosząc się tylko odrobinkę, chociaż głównie to podniosła się jej szyja i łeb, gdy spojrzała na niego z żywym zaskoczeniem. Zamrugała powiekami. Był taki nieufny! W jednej chwili zaskoczony ukazywał jakiekolwiek uczucie, a w drugiej zamykał się w sobie, niczym paprocie nocą.
Uśmiechnęła się jedynie delikatnie.
Śnieżny? Ładnie, to na cześć twoich białych łuseczek i piór? – zainteresowała się.
Czuła jednak, że nie, ale pragnęła, aby sam jej wyjawił znaczenie swego imienia.
Dosłyszała zrazu wrogość w jego cichym głosie i nieufność przez kilka chwil bijącą w złotych ślepiach.
Opadła z powrotem na śnieg, patrząc na migocące wirujące i nieliczne płatki śniegu.
Wyciągnęła jedną łapę, rozstawiając szponiaste palce, jakby chciała schwytać lodowy kryształek. W końcu się poddała.
Chciałabym mieć przyjaciela – szepnęła. – Chciałabym, aby mój kontakt z rodziną był lepszy, niż jest. Teraz czuję się... niepotrzebnym dodatkiem. Chciałabym zrozumieć swoje sny, a czasem chciałabym zrozumieć Boski Plan, chociaż to nazbyt pyszne z mojej strony – odwróciła się ku niemu, patrząc na niego z ledwie cieniem uśmiechu jaśniejącego w kącikach gadzich warg. – Chciałabym nie czuć się bezużyteczna, chciałabym potrafić żyć chwilą, tak jak moja Nauczycielka. Wiele tego, a jest jeszcze więcej – dodała odrobinkę głośniej.
Jak widać odpowiedziała bardzo dosłownie.
Zmarszczyła na koniec nieco nos i poderwała się z ziemi, podchodząc tylko kilka kroczków ku niemu, nie chcąc znowu, aby myślał o niej źle.
Spojrzała w złociste ślepia z uwagą, końcówka jej ogona drżała delikatnie.
Może... może chciałbyś zostać moim przyjacielem? Nie jestem taka zła, naprawdę – zapewniła, z zawstydzeniem przeczesując szponami grzywkę opadająca na oczy.

: 24 sty 2015, 21:13
autor: Śnieżny Kolec.
Nie wierzył w to co słyszy. Sądził bowiem, że zniechęci samiczkę, a widać za słabo się starał. Jej słowa sprawiały, ze sam zaczynał zastanawiać się nad swoimi pragnieniami, ale to nie był odpowiedni czas by nad tym myśleć, a ona nie była odpowiednią towarzyszką do takich rozmów... nikt nie był. Wtedy nawet nie zaintrygowały go jej sny, ani to, ze w gruncie rzeczy była równie samotna co on.
Jesteś idiotą.
Zacisnął szczęki odpędzając od siebie irracjonalne poczucie straty. Jakby przez takie właśnie myśli miał stracić coś ważnego i zacząć cierpieć. To nie miało żadnego sensu.
Śnieg zaskrzypiał nieoczekiwanie. Na samiczkę padł mroczny cień jego sylwetki gdy zwiesił nad nią masywny pysk. Przesłonił sobą zimny blask księżyca. W półmroku złote ślepia zdawały się jaśnieć zapewne przez odbite od śniegu światło.
– Może nie jesteś zła, ale jesteś naiwna. – Powiedział w prost, chłodnym, twardym tonem, ale mimo to nie mówił w taki sposób by sprawić jej przykrość. Po prostu stwierdził fakt, który aż cisnął się do pyska. To jak ona to odbierze nie miało znaczenia. Poważne, zimne złoto popatrzyło na nią pierwszy raz oceniając. Śnieżny zmrużył ślepia, lekko zmarszczył pysk i po chwili oderwał wzrok od jej oczu patrząc przed siebie, jakby tam miał znaleźć odpowiedzi na wszystko, co teraz kłębiło się w jego umyśle. – Ale chciałbym być tak naiwny tak jak ty. Może moje życie nie byłoby wtedy takie... puste, a ja byłby szczęśliwszy. – Głęboki, chłodny tembr głosu na chwilę zyskał trochę przyjemnej łagodności. Znów na nią spojrzał i tym razem także spojrzenie było łagodniejsze. – Więc co tu jeszcze robisz? Idź i szukaj go. Idź naprawiać relacje z rodziną i poznawać boski plan. Ja nie jestem odpowiednim smokiem, który mógłby ci w tym pomóc. – Uśmiechnął się gorzko w rzeczywistości do siebie, nie do niej. Przez jego pysk przemknął cień żalu i niechęci do samego siebie. Cofnął się wyraźnie mając zamiar odejść, ale zatrzymał się w pół kroku. Obejrzał się.
– Śnieżny, bo przyszedłem na świat wraz z pierwszym śniegiem.
I ruszył przed siebie. Nawet nie biegł, a już na pewno nie próbował lecieć. Odkąd pamiętał bał się ogromu przestworzy i nie ufał nigdy swoim skrzydłom. Nauczył się ich używać jedynie z przymusu. Teraz już nikt nie mógł go do niczego zmusić. Był wolny... fizycznie. Dusza natomiast została uwięziona w klatce jego własnych obaw i niespełnionych pragnień.

: 24 sty 2015, 21:52
autor: Zorza Północy
Zauważyła, iż samiec wyraźnie zatopił się we własnych myślach, gdyż jego złociste ślepia stały się nieobecne, pozbawione wyrazu. Tylko gdzieś tam ponownie dostrzegła coś w rodzaju udręki. Cóż wydarzyło się w jego życiu, że wyssało z niego niemal całą radość z życia, z samego faktu przeżywania go?
Kiedy zwiesił nad nią łeb, odruchowo położyła po sobie uszy, jednak nie odsunęła się. Czuła, jakby przymarzła do podłoża, a to uczucie wzmagała świadomość, że samiec wydawał się być na nią zły.
Zimny głos ciął powietrze, niczym lodowe szpony, zatapiał się w jej ciele, zagłębiał w sercu, a stamtąd lodowata struga wędrowała arteriami ku innym częściom ciała. Miała wrażenie, że sama stała się lodem. Blask w ślepiach samiczki zamigotał, aż w końcu zgasł, niczym zdmuchnięty płomyk z rozżarzanego ogniska.
Spuściła pyszczek, patrząc na swe łapy, zawiedziona, ale i... urażona? Nie, było jej przykro.
Nawet jego dalsze słowa były smutne, wypełniały ją dziwną nostalgią. Kiedy odwrócił się i zaczął odchodzić, spojrzała na jego oddalającą się karminowo śnieżną sylwetkę.
Pojęła, że była egoistyczna, zapatrzona w siebie. Czymże był jej smutek i ból w porównaniu do jego własnego?
Współczuję ci, urodzony porą śniegu – mruknęła cicho, jednak na tyle głośno, iż mógł zapewne jeszcze ją usłyszeć. – Uważałam się za nieszczęśliwą, ale ty jesteś nieszczęśliwszy na własne życzenie, nie chcesz dopuścić do siebie światła, ani innych. Chciałam się tylko zaprzyjaźnić. Moglibyśmy być dla siebie, wystarczyłoby zrzucić pęta niepewności i strachu – tych słów jednak nie mógł dosłyszeć, albo przynajmniej tak się wydawało samiczce.
Bądź wierny! Idź! – wykrzyknęła nagle, unosząc wysoko pysk.
Słyszała te słowa od pierwszych chwil i głęboko w nie wierzyła. Dodawały jej sił, może i jemu dodadzą.

: 24 sty 2015, 22:50
autor: Śnieżny Kolec.
Nie chciał jej współczucia. Nie chciał niczyjego współczucia, a jedynie spokoju w którym będzie mógł rozkoszować się magią – jego jedyną miłością. Wykrzywił pysk czując rozrywający serce, niepojęty ból. Jakby właśnie sam ukarał się za złą postawę. Zaczął iść szybciej, ale gdy echo jej słów nie przestało go gonić, zwolnił, by w końcu przystanąć. Obejrzał się.
Potrzeba czegoś więcej niż deklaracji żeby nazwać kogoś przyjacielem. I jeśli sądzisz inaczej, ja właśnie uczę cię, że będąc jedynie naiwną nigdy nie osiągniesz celu. – Patrzył na nią beznamiętnie. Słowa rozbrzmiały w jej głowie równie beznamiętnym tonem. – Nie licz, że zawsze będziesz mogła zasłaniać się tą naiwnością. Tak się nie da. I... jestem wierny sobie. Jedynemu smokowi jakiemu powinienem być wierny. – Odwrócił głowę i skoczył do przodu pokonując kolejne śniegowe zaspy. Zostawił za sobą gorycz i niezrozumiałe uczucia, które wiązały się z Odrodzoną. Wiedział jednak, że nie uwolni się od myśli i zaszczepionych przez samiczkę wątpliwości.

z/t

: 03 cze 2015, 18:50
autor: Spojrzenie Mroku
Tarramie jak tu pięknie. Tego wieczoru można poczuć miłość. Można ją niemal kroić szponem, jak truchło świeżo zamordowanego pisklęcia! Wzruszające. Było tu tak słodko, że Spojrzenie, przechadzając się po Alei zakochanych ledwo powstrzymywał się przez wyrzyganiem całej zawartości układu pokarmowego. Kwiatki rosły, ptaszki śpiewały, słodki zapach bzów roznosił się po okolicy... Pięknie!

: 03 cze 2015, 19:19
autor: Dwuznaczna Aluzja
Co tutaj do jasnej cholery robiła Aluzja? Nie wierzyła w ogóle w magiczną moc Bliźniaczych Skał. To durne brednie, bo dwie smocze pary na krzyż postanowiły spędzić ze sobą resztę życia. Tyle. Jako iż miejsce było to raczej rzadko odwiedzane, miała nadzieję że teraz będzie okazja do pobycia samemu.
Nagle zatrzymała się, wodząc ślepiami po znajomej, samczej sylwetce. Nawet go nie zauważyła, a był zaledwie kilka metrów od niej. Tak dawno go nie widziała, ale wcale nie tęskniła.
– Stary lis wyszedł z nory? – spytała na jakże życzliwe powitanie swojej... Bratniej duszy. Na samą myśl miała ochotę zapaść się pod ziemię. Co jej kiedyś odbiło?

: 03 cze 2015, 20:12
autor: Spojrzenie Mroku
Swego czasu odbiło nie tylko Aluzji ale i innym samicom. Cóż, w takim razie nie jest to wyjątek i jest coś na rzeczy? No i jeszcze jedna sprawa. Młodsi są znacznie bardziej pociągający. Tyczy się to wszystkich.
-Raczej wilk. Lisy są tchórzliwe -rzekł do niej obracając się jednocześnie się w jej kierunku. i zrobił parę kroków w jej kierunku, by nie musieli do siebie drzeć.
-Ostatnio nikt nie narzeka nas twoje "próby" morderstwa na arenie. Odpuściłaś? -zapyta się jej z lekkim uśmieszkiem. Nie tylko o nim nie było nic słyszeć.

: 05 cze 2015, 22:28
autor: Dwuznaczna Aluzja
Nie wszystkich, ale z pewnością większości. Stare samce są dość nudne i wyczerpane, może nie licząc kilku, o których Aluzja nie wie.
– Więc lis jest znacznie lepszym określeniem – stwierdziła, waląc prosto z mostu, obdarzając samca kpiącym uśmiechem, błyskając białymi kłami które odbijały boleśnie słoneczne promienie.
– Pewnie dlatego, że długo mnie nie było, a po moim powrocie nikogo nie dziwią morderstwa. Ja to ja, przywykli do mojego stylu życia i walki – odpowiedziała Antrasmerowi, nie ruszając się nawet centymetr z miejsca. Nie miała ochoty się z nim widzieć, po prostu nie przepadała za jego obecnością. Skąd ta niechęć do byłego partnera? Może po prostu przejrzała na oczy. Nie pasują do siebie, on nie jest jej, ona nie jest jego.
– Opowiadaj mi lepiej o swoich podbojach wśród panienek – rzekła. Nie była głupia, sama również nie dochowywała wierności, a na pewno nie spodziewała się bezwzględnej od strony łowcy. Chętnie posłucha, osobiście nie interesowało jej to gdzie się szlajał. Jego życie, jego sprawa.

: 07 cze 2015, 18:38
autor: Spojrzenie Mroku
Spojrzenie patrzył się na ukochaną we wszystkich stadach samicę z lekkim rozbawieniem.
-Rozumiem że nie darzysz łowców zbyt wielkim szacunkiem. Zapewne słusznie. Jak bardzo trzeba być nieudolnym by nie upolować samemu sobie kupy mięsa? -rzucił, całkowicie szczerze, bez cienia sarkazmu.
-Zapewne. Albo po prostu zmiękłaś i odkąd nie możesz walczyć ze smokami z Życia, nie masz dość odwagi by walczyć tak jak dawniej, kiedy masz tylko Ogień. No i wodę. Oni są z życia, więc chyba będziesz mogła wrócić do bycia kontrowersyjną wojowniczką -dodał po chwili, tonem jakby mówił o jakiejś dokuczliwej chorobie, po chwili kontynuując:
-Ostatnio się wycofałem. Ale z tego co wiem Jesień, ostatnio złożyła parę jaj i nikt nie wie kim jest ich ojcem.

: 24 cze 2015, 9:23
autor: Dwuznaczna Aluzja
Teraz to z jej pyska wydobyła się dezaprobata, a właściwie kpiące parsknięcie, któremu towarzyszył lekki, złośliwy uśmieszek.
– Darzę łowców szacunkiem. To czarodzieje mają u mnie przerąbane. Oczywiście, z łowcami zdarzają się wyjątki od reguły – rzekła, posyłając mu krótkie, porozumiewawcze spojrzenie. Uśmiech zrobił się szerzy, kły były widoczne w całej okazałości.
– Skoro tutejsze smoki nie mają jaj, by pojawić się na arenie, to jak mam walczyć? – spytała retorycznie z kpiną, strzelając ogonem niezadowolona. Ostatnio coraz mniej smoków pojawiało się na arenie. Ostatnią walkę stoczyła bodajże z Uskrzydlonym, którą zresztą wygrała, ale potem – nic.
– No tak, z wiekiem tracisz swoje umiejętności i zapał, rozumiem to – rzekła, wzruszając niedbale barkami gdy wspomniał o pisklętach Jesieni. Domyśliła się już dawno, że to Atrasmer jest ich ojcem. Ale co jej do tego? Nie są razem od dawna, a i wtedy niezbyt jej interesowało jego życie prywatne.

: 07 wrz 2015, 14:46
autor: Zabójczy Umysł
Wdech i wydech, wdech i wydech. jednak na taka przyjemność ignorowania bólu nie mogłam sobie pozwolić z powodu ran. Gardło miałam pokiereszowane, pysk spalony – i jak tu się relaksować? No nie można. Na szczęście (czy raczej i nieszczęście) byłam silna, no pomijając oczywiście sam wygląd zewnętrzny, który jednak siły mi raczej odbierał niż dawał, dlatego też siedziałam w bezruchu. A raczej starałam się siedzieć w bezruchu. Z zamkniętymi ślepiami.
Zabójczy Umysł
Rany: 1x rana lekka (rozdarte kilka łusek na pysku, krwawienie z naczyń włosowatych łatwe do zatamowania); 3x rana średnia ; ; ; 1x rana ciężka
Choroby: nerwica (02.09)