Strona 7 z 19
: 17 cze 2020, 23:58
autor: Despotyczny Ferwor
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
No i Mułek przybył na wyspę, w celu przekazania swoich futer nieznajomemu ktosiowi, który to najwyraźniej tego potrzebował. Całe szczęście był z ognia, a wiec mógł na spokojnie przekazać mu te futra, bo z plagusami, to nie byłoby takie proste i pewne. Dlatego ucieszył się, że może obcować ze smokiem pochodzącym z ognia. Przybył na miejsce, lądując na środku wyspy oraz zaczął rozglądać się za smokiem, który go wezwał.
: 18 cze 2020, 0:05
autor: Brat Win
– Tu jestem – rzucił oschle z traw, począwszy do nieznajomego podchodzić. Wiedział, że brzmi na starszego niż jest, lecz nie oczekiwał zaskoczenia od łowcy Wody; pachniał tak typowo do opisywanych nań woni stada, że wstyd byłoby się pomylić. A Aedal skrupułów przed bagiennym nie miał, bo jakkolwiek odmienny kolorem, plamami byli spokrewnieni. Traktował go nieomal jak członka rodziny, lecz bardziej jako kuzynostwo, które widzi się tylko na rodzinnych spotkaniach typu, chociażby, stypa. – Dziękuję bardzo.
I młodzik wyciągnął wielkie jak dęby ramiona do zręcznego chudzielca, uśmiechając się sztucznie pod firanami wąsów. Oczekiwał tylko prędkiego przekazania; czystej formalności. Nie miał zamiaru tego ukrywać. Był zbyt rozjuszony wewnątrz by angażować się w jakiekolwiek nowe znajomości.
: 18 cze 2020, 0:08
autor: Despotyczny Ferwor
– bierz – rzucił mu futra pod jego łapy, nie zamierzając się bawić z przekazywaniem mu go jakoś profesjonalniej, czy bardziej dostojnie. Miał futro to miał, a po nic innego tutaj nie przyszedł.
– Jeżeli udajesz miłego, to przynajmniej zacznij od tego na początku. Łatwo cię przez to przejrzeć. – Mruknął i zaczął odchodzić. – Dorzuciłem tam ci skórę hydry, może coś z niej wykombinujesz. – Rzucił jeszcze na odchodne i zaczął kierować się ku swojej jaskini, jednak zatrzymałby się, jeżeli młodzik miałby jakieś pytania
: 18 cze 2020, 0:14
autor: Brat Win
– Nie udaję – chrząknął przy odebraniu, siląc się na jeszcze większy uśmiech. Nie miał zamiaru być podpuszczanym na wylanie agresji; ich podejścia należały do prawdziwie odmiennych, gdyż nigdy, ale to przenigdy, nie powinno się mylić wspomnianej formalności z byciem niemiłym. Strzelił skrzydłami dla balansu, stojąc pokracznie na tylnych łapach, i osunąwszy jedną z nich by odwrócić się na pięcie, dodał pośpiesznie: – Bardzo miło z twojej strony. Wiesz może jak do ściany to przyczepić w takim razie?
: 18 cze 2020, 0:22
autor: Despotyczny Ferwor
– źle to robisz – skomentował jego starania. – musisz robić to bardziej subtelnie, bo szerszy uśmiech nie załatwia sprawy. – Zaraz momentalnie się uśmiechnął, jednak nie bardzo, a tak aby jak najlepiej sprawiać wrażenie szczerego uśmiechu, a jego oczy nabrały promiennego przekazu. – coś ala to. – Wrócił następnie do swojej standardowej znudzonej miny. – chociaż może i nie udajesz. – Rzekł lekko zaciekawiony. – wiesz... nie za bardzo. Znaczy, mam pomysł, ale nie mam niczego co pomogło mi to go zrealizować.... zwrócę się do ciebie jak już coś znajdę, dobrze? –
: 18 cze 2020, 20:41
autor: Brat Win
Przytaknął mu na radę, mrużąc ulegle ślepia. Słowa te były przydatne i sam Aedal odpowiedział bagiennemu lekkim, skromniejszym uśmiechem. Polikami ujmował sobie powierzchni oczu, nieomal niknąc w wielkości wężowego pyska. Widok to istnie uroczy, dopełniający estetykę pisklęcia; bowiem niezależnie od głosu, jak już powiedział, na pewno był bardzo młody. I z tym się nie krył. Dwie pary wąsisk trzasnęły instynktownie, przypomniawszy sobie słowa Szarego. Nie igraj z kłamstwem, Aedal, upomniał się w myślach, lecz jakoś nie potrafił zdjąć naniesionego uśmiechu z gęby.
Mruknął w nieokreślonym aspekcie na „dobrze“ bezimiennego, stosując to jako swego sposobu odpowiedź. Zaakceptował taką ewentualność, a wręcz miło mu się zrobiło, że Wodny łowca był otwarty, ba, altruistyczny na nieznajomego rozmówcę – jego, utulonego światłem dnia. Pożegnał go krótkim skinieniem głowy, a następnie przeszedł do środka Skalnego Giganta bardzo leniwym, ostrożnym krokiem, na odchodnym dodając:
– Będę czekać!
Męczył się przy podeście bardzo, bo wielkie łapska miał zajęte skórami oraz futrami, to jak człek musiał iść, zarazem szczypany słońcem po łuskach. Nie ufał swoim skrzydłom, patrząc na swoją tuszę – dziwne, że go w ogóle uniosą, tę grubą parówę, a jeszcze gorzej ze względu na bagienne korzenie, krzyczące żałobnie o wodę na ciele. I prawdziwie tyle go było, niknącego w wielkim snopie złota. Miał zamiar rozstawić futra na środku lichej biblioteki Skalnego Giganta... a ze skórą się zobaczy. Z tym, co na środku lichej biblioteki, też się zobaczy.
: 21 lip 2020, 16:44
autor: Strażnik
Podróżował w ciszy, większość drogi pokonując lotem, żeby niepotrzebnie nie oddalać konfrontacji z Apogeum, który powinien znajdywać się niedaleko. Strażnik lubił się przemieszczać, gdy zależało mu na odpoczynku, ale w tym celu potrzebował absolutnej samotności. W rozmowach był sztywny – całkowicie, nawet w tym fizycznym sensie poświęcony drugiej osobie, jakby konieczność empatyzowania się z inną perspektywą paraliżowała jego ciało. Wędrówka połączona z dyskusją nie wchodziła w grę, więc przestrzeń potencjalnej wymiany zdań zajęły przemyślenia. Jakież to pytania były Ziemisty mógłby mieć do Strażnika. Czyżby miał w głowie potrzebę spontanicznej krytyki jego funkcji albo podjętych decyzji? A może nagle zainteresował się bogami? Denerwowała go niewiedza, bo o ile rolą proroka była rozmowa, tak wiele przeprowadzonych ostatnio nie wydawało się dokładać do żadnej zmiany, poza pogorszeniem jego samopoczucia.
Wylądował zgrabnie i złożywszy skrzydła rzucił ślepiem w stronę kamiennego olbrzyma, jak gdyby się gdzieś wybierał. On i jego kula energii pozostały na miejscu. Żałosne z jakim zaangażowaniem prorok unikał wydarzeń z czasów Dzikiej, ale prędzej czy później będzie musiał się z nimi zmierzyć. Na chwilę obecną zatrzymał się na tyle daleko od centrum zdarzeń, żeby nie musieć doń nawiązywać. Spojrzał zmęczony na Apogeum, który powinien dołączyć jako drugi i nim zabrał głos, przybrał tę typową dla siebie, pomnikową pozę – Zdążyłem niemal wymazać twoją osobę z pamięci, nim pojawiłeś się na zebraniu. Mam nadzieję, że odnalazłeś w Pladze szacunek i rodzinę, której brakowało ci w Ziemi – Nie mówił tego w zupełności sarkastycznie, ponieważ rzeczywiście nie wiedział jak powodziło się Hojnemu, ale nie ukrywał dozy niechęci obecnej w surowym tonie. Kolejne słowa wypowiedział jednak odrobinę łagodniej, zdradzając zainteresowanie – O co chciałeś zapytać?
: 21 lip 2020, 17:43
autor: Szara Rzeczywistość
Calad natomiast podróżował w kompletnej ciszy i z myślami na tematy tak różne, że nawet nie podejrzewał, iż po trzydziestu księżycach ktoś może mieć mu za złe zmianę. Był tchórzem, był zdrajcą i był dziecinny. Tak, wiele razy już to słyszał i emocje z tym związane już dawno wypłowiały. Rozstanie z żywiołakiem było nawet zabawne, gdyż smok po prostu poszedł za prorokiem, a potem wzbił się, a niedźwiedź nawet na chwilę nie zatrzymał się, tylko po prostu gdzieś sobie poszedł z tymi całymi krysztalami. Mniejsza o jego... kompana. Odciął się od niego na tą chwilę, aby ten mu nie wysyłał głupich ostrzeżeń o tym jakie drapieżniki napotkał na swojej drodze... Był ziemnym! Poradzi sobie, albo wchłonie znaleziony kamień i się uleczy- smok nie był mu zupełnie do niczego niepotrzebny i to czyniło go właśnie kompanem idealnym.
Och prorok to jednak prorok nie? Przewiduje przyszłość, ale jeśli nie zna odpowiedzi na pytania związane z bogami to zwyczajnie Calad zmarnuje swój czas... Na razie tego jednak nie wiedział i nieświadomie pchał się coraz dalej w tereny wspólne.
Wylądował niemniej zgrabnie, szczególnie że z wyglądu zaczął przypominać wygłodniałego latawca. Był zdecydowanie jak zaszczute zwierzę, które trafiło na obcy teren, ale to uczucie znikło kiedy usłyszał pytanie. Przybrał ponury wyraz pyska i przymrużył po prostu ślepia pozwalając irytacji na opłynięcie jego mysli.
– Musiałem wycierpieć tyle, ile mi przeznaczono... wypić swoją kałuże wody z błotem... tylko problem w tym, że ciągle w nią zwracam i znów ją napełniam. A mimo tego nigdy w życiu nie cofnąłbym tej decyzji...
Calad westchnął i otworzył tobołek z którego buchnął mocny zapach ziół. Wyciągnął stamtąd fajkę, którą zapchał i sobie odpalił nie szarżując z pytaniami. Był na tyle uprzejmy, że sobie zostawił dobre dwa ogony od Strażnika i stanął tak, aby na niego nie zawiewało dymem.
– Jesteś prorokiem, a ja potrzebuję informacji, oczywiście że o bogach. W końcu wszystkich pozostałych mam w Pladze, ale nikt ani grama się do wiary w cokolwiek nie przyznaje... Wierzą przede wszystkim w siebie. A jak jest z Tobą? Co czujesz będąc prorokiem... Czemu się na to zgodziłeś? Powołanie czy zwykły pakt "Zostań moim kompanem, a nie zginiesz tak szybko...?"
Oh, zgodził się przecież na pytania to i zadawać je już mógł, prawda? Nie przyszedł tu obrażać jego, ale on był takim samym smokiem jak dawny łowca, też popełniał błędy i być może nawet gorsze od niego niegdyś? Tego też nie wiedział, ale czas uzupełnić wiedzę na tyle na ile to możłiwe.
: 23 lip 2020, 12:38
autor: Strażnik
Dotąd Strażnik ignorował obecność torby napchanej ziołami, ale podświadomie uzasadnił jej obecność jako zbiór pomocny dla Plagowego uzdrowiciela, a nie samego posiadacza. Fajka też nie sugerowała jednoznacznie, że Hojny przybrał nową rangę, bo mógł po prostu lubić palić rośliny. Specyficzność tego zachowania nie pozostała jednak niezauważona. Nie skomentował go oczywiście, nie chcąc skoczyć do pochodnych wniosków, zwłaszcza że tytuły samca sugerowły iż jako taki spełniał się w swojej łowczej funkcji.
Jego filozofowanie nie było już dla Strażnika żadnym zaskoczeniem, choć musiał przyznać, że po konfrontacji z bogami, tylko Hojny dorównywał im w niepotrzebnym udziwnianiu swojego przekazu. A zatem było mu źle w Pladze ze względu na niego samego? Przemilczał ten aspekt, cierpliwie czekając na swoją kolej
– Nie chciałem ciążyć stadu jako nieprzydatny gbur, więc postanowiłem zaryzykować i zasugerowałem Kaltarelowi swoją kandydaturę. Wiem, że niektóre smoki z twojego stada twierdzą, iż zrobiłem to z obawy przed śmiercią, ale choć nie mogę się z tym zgodzić, jeśli jest to coś w co wierzysz, po prostu cię z tym zostawię – Źle. Natychmiast przeszedł do defensywy, na tyle gwałtownie, że sam był w stanie to zauważyć. Rzecz jasna nie wrogość postawy czy głosu miał tutaj na myśli, a samą treść. Z jednej strony wolał wyprzedzić dyskusję o tym jak bezprawnie, żałośnie kuli się na stanowisku boskiego pupilka – z drugiej, nie chciał wkładać w wargi Hojnego tego, czego jeszcze nie powiedział. Konflikt którego nie dało się wygrać – Powołanie zdołałem wypracować w trakcie. Pomniejsze cele nadal muszą się wyklarować – Nie wierzył że robił chociaż połowę z tego co powinien, a czym bardziej poznawał bogów, tym mniejszą miał do nich sympatię, lecz tym już nie zamierzał się dzielić. Niech przynajmniej wygląda na smoka, który wie co robi.
– Nie do końca jest to pytanie o bogów, chyba że zamierzałeś w ten sposób zgłębić, czego ode mnie oczekują – Odpowiedź na to byłaby zapewne bardzo pogmatwana, więc nie zamierzał zagłębiać się w nią bez potrzeby – Nie wyglądałeś na szczęśliwą osobę wśród pozostałych plagijczyków. Masz na to jakąś mniej wymijającą odpowiedź? – Nie zamierzał zupełnie rezygnować z dyskusji o bogach, ale żeby nie siedzieć bezczynnie, postanowił odbić przynajmniej jedno pytanie. Sennah mogła wiedzieć wiele rzeczy, ale niezależnie od jej ewentualnej chęci współpracy, poza imionami, o innych smokach Strażnik wolał dowiadywać się sam. Nie ukrywał też, że po prostu interesowała go perspektywa Hojnego i czy na dobre zaplątał się w swojej racjonalizacji, na tyle żeby nie móc świadomie poszukać szczęścia. Hipokryzja od kogoś takiego jak Strażnik, ale on przynajmniej nie paradował przed innymi ze swoim załamaniem.
: 23 lip 2020, 21:06
autor: Szara Rzeczywistość
Ah, nie za bardzo chciał się z tym obnosić... Jednak teoretycznie warto było pokazać pewną dozę zmiany. Calad nie powiedziałby do niego, że pomoże mu kiedy będzie tego potrzebował, jednak takie subtelne podepchnięcie ciekawostki może uruchomi za jakiś czas trybiki w jego łbie. No nic, pozostawało liczyć na to, iż staruszek w młodym ciele zwyczajnie nie zabije się któregoś pięknego księżyca. Skoro spostrzeżenia zostawił sobie to i jego własną nieuwagę też warto przemilczeć.
Udziwniał odpowiedzi? Oczywiście, że tak! W naturze nic nie jest jasne i klarowne. Calad mówił przynajmniej szczerze, gdyż kłamstwo nigdy nie przychodziło mu zbyt łatwo, a nawet jeśli to zwyczajnie nie potrafił utrzymywać kłamstw na tyle długo, aby to się faktycznie opłacało.
Szczera i prosta rozmowa to jednak nie to samo co mówienie samej prawdy... Związek pomiędzy szczerością, a prawdą jest taki, jak między korzeniem, a ostatnim liściem drzewa. Najpierw pojawia się szczerość, a dopiero na końcu prawda. I czas, który je dzieli jest proporcjonalny do wielkości drzewa.
Dlatego prawda na temat rzeczy wielkich... przynajmniej w życiu niektórych... staje się widoczna dopiero po bardzo długim czasie. Niekiedy pojawia się dopiero po śmierci rozmówcy. Oh jak miło samemu sobie być mędrcem. Dla innych Calad mógł być tym głupcem, który wypowiada dziwne słowa, a niewiele robi. Zawsze i wszyscy dookoła postrzegali go w tak perfidnie płytki sposób...
– Przejmujesz się ich zdaniem, albo moim? Nie powinieneś. Może nie wszyscy bogowie, ale jedna bogini cie wybrała... To nadal znaczy wiele więcej, niż zdanie paru kretynów, do których dociera tylko walka i wewnętrzny kodeks stada.
Jeśli Strażnik szukał defensywy to właśnie w tej chwili Calad oddał mu jego własną broń i poprawił tarczę. Pod żadnym względem nie był lepszy od proroka, dlaczego więc ten próbował się skulić? Były łowca postrzegał to partnerstwo z bogiem zupełnie inaczej, niż próba skrycia się za boginią. Fakt, obroża i złota blizna nadal były na ciele proroka. Ile minęło? Dlaczego tak marnie się starał wrócić do poprzedniej sprawności? W jego łbie była to tylko słabość jego własnej woli, bo przecież Sennah na pewno nie zabroniła mu się uleczyć.
Kolejna sprawa była jednak ciekawsza. Calad przyjął ją oczywiście westchnięciem i przewróceniem ślepi. Nie skomentował jednak tego dopóki ten finalnie się nie wypowiedział. Przerywanie drzewnemu nie leżało w jego celu, przynajmniej nie teraz.
– Śpieszno Ci gdzieś?
Były łowca ze znużeniem się rozejrzał tylko po to, aby na chwilę znów pojawiła się cisza i nadać tej chwili szczyptę cynizmu. Nie pojawił się jednak uśmieszek na jego pysku.
– To też jest ciekawe. Chcesz mi powiedzieć, że wystarczyło pójść do byłego... Nauczyciela? Czy on teraz w ogóle jest bogiem zimy znów, czy jest smoczym duchem...? Mniejsza. Poszedłeś i po prostu powiedziałeś, że chcesz nim być, a on nakazał Ci powysyłać smoki po obozach, aby odnaleźli nimfy? Nie uważasz, ze to dość zabawne, iż to inne smoki odwaliły najwięcej roboty, ale to Ty zeżarłeś najlepsze kąski?
Westchnął, ale od razu się poprawił.
– Jak już mówiłem... Nie zamierzam spierać się z wyborem bogów, bo oni wiedzą lepiej. Po prostu ciekawi mnie jak to połączenie wyglądało, bo chyba coś się stało, prawda? Miałeś kompanów zwierzęcych? Czy jesteś w stanie określić czy to połączenie... przypomina nieco połączenie za pomocą więzi ze zwierzęcem? Czy przypadkiem to nie Ty odgrywasz rolę zwierzęcia w tym połączeniu?
Ta myśl za każdym razem pojawiała się kiedy widział proroka... Patrzył na niego jako na kukiełkę, którą próbowano nauczyć pociągać za własne sznurki, ale czy tak faktycznie było? To tylko jego obserwacje w końcu, a nie próby udowodnienia sobie, że "hej ja jestem lepszy, bo jestem wolny!". Co to znaczy "być wolnym"? Czy nawet jeżeli uda nam się wydostać z jednej klatki okazuje się, że znaleźliśmy się w innej, większej? Calad im więcej żył tym coraz bardziej w to wierzył. Dla niego strażnik żył w pewnego rodzaju klatce nie tylko należącej do bogini. On sam zamknął się we własnej porażce walki skoro wciąż nosił bliznę na swoim ciele.
A on sam? Uwolnił się od jednej klatki i wpadł w dwie kolejne. Jedna sama uznała, że ma dość jego obecności w sobie i zmarła, a druga była większa od pierwszej, jednak trzymała znacznie mocniej niż poprzednia. Samotnicy po prostu mięli największe klatki, ale pułapki ich umysłów wcale nie kusiły wolnością. Wystarczyło patrzeć na szaloną kupczynię, która lubowała w bólu i chyba nic nie jadła... To chore, a choroba to też klatka, podobnie jak starość. No ale koniec o niewoli!
Czas na kolejną prawdę.
– Każdy ma swoje zmartwienia i swoje złości... Czy jeśli podzielę się nimi z Tobą to Ty uczynisz to samo? Staram się już nie użalać nad sobą skoro mój rozmówca zamierza biernie się przysłuchiwać.
Ten, kto raz ci wyrządził przysługę, będzie bardziej skory oddać ci nową niż ktoś, komuś ty usłużył. To również tyczyło się tajemnic... Tak, to była właśnie kolejna prawda dla Strażnika, ale czy ją popierał? Zobaczymy
: 28 lip 2020, 19:52
autor: Strażnik
Powiedzenie, że Sennah go wybrała byłoby tutaj ogromnym naciągnięciem, bo nie sądził że ta wszechwidząca istota miała jakikolwiek wpływ na to w czyich łapach wyląduje. Strażnik był też ponad wszelką wątpliwość przekonany, że istniało dziesiątki Wolnych smoków, którym teraz zaglądała do łbów, żeby uwolnić się od jego myśli. W porządku, sam by to robił, gdyby dano mu taką możliwość. Kaltarel natomiast wyglądał na zwyczajnie znudzonego i choć niezachwianym argumentem proroka było iż rzeczywiście mógł go odrzucić, tak nie zrobienie tego było zwyczajnie wygodne. Ranga którą piastował Strażnik nie była bowiem w żaden sposób wyjątkowa i jak trafnie wspomniała Mahvran – z czym oficjalnie nie miał prawa się zgodzić, bycie "zaakceptowanym" przez smoki nie miało w tym scenariuszu żadnej znaczącej wagi. Po prostu czasem miało, bądź nie miało miejsca.
– Uważam, że mądrym jest w jakimś stopniu przejmować się opinią innych, gdyż bycie zamkniętym na krytykę utrudnia rozwój. Naturalnie jest czasami frustrująca, stąd mój komentarz, ale jeśli miałbym być gorszą, czy bardziej nieszczęśliwą osobą, to nie przez nią – To jakie miał wątpliwości nie należało się Hojnemu, jeśli sądził że tak marnie nacechowane optymizmem spostrzeżenie może jakkolwiek przedrzeć się do rozmówcy. Sam potrafił sformułować znacznie lepiej brzmiący argument, a potem równie spektakularnie go obalić i rozerwać na szczątki.
Na to czy mu śpieszno nie odpowiedział, choć westchnął krótko, jakby w próbie zrzucenia z siebie napięcia. Bezskutecznie niestety, bo przy pewnych smokach nie potrafił się zrelaksować. Przy większości właściwie, ale to już inna kwestia. Domyślił się za to, po jego kolejnej wypowiedzi o pożeraniu najlepszych kąsków, że ten pozornie przyjazny wstęp miał jedynie przygotować go na słyszenie podobnych szyderstw, którymi "nie powinien się przejmować".
Sęk w tym, że zamierzał, ale ponieważ nie miał obowiązku na nie odpowiadać, jedynie lekko uniósł łuk brwiowy, w oczekiwaniu aż samiec przebrnie do kolejnego, rzeczywiście wymagającego odpowiedzi argumentu – Kaltarel nie jest już Nauczycielem, więc może być bardziej niezależny. Nadal ma jednak funkcję boga, zwłaszcza że nigdy nie przestał i to on rozesłał smoki w poszukiwaniu nimf, nie ja – Skorygował tylko możliwe przekłamania i zamierzał ruszyć dalej. Rozmowa o boskiej niewoli, choć nadal drażniła go wewnętrznie, nie była dla niego już takim zaskoczeniem, jak gdy pierwszy raz poruszył ją z Infamią. Odniósł się do niej względnie niewzruszony – Mam inny stopień świadomości niż zwierzę Caladzie, co nie zmienia faktu, że Sennah odczytuje moje emocje i myśli, a także dobrowolnie może mi przekazać własne – A czy to czyniło go zwierzęciem? Może, ale nie wiedział co dokładnie insynuował plagijczyk, poza oczywistą degradacją wartości proroka. Nie odniósł się do kwestii posiadania kompana, ale dlatego że nie lubił nawiązywać do niego, dopóki nie musiał.
– Wymiana zmartwieniami to nie coś, co należy ci się jako rozmówcy, bądź co jesteś w stanie wyżebrać przedstawiając własne żale. Powiem ci wprost, że nie mam szacunku do ciebie za to jak potraktowałeś Ziemię. Ta personalna wrogość nie jest w stanie powstrzymać mnie od udzielenia ci odpowiedzi, których potrzebowałbyś w związku z bogami, bądź nawet własnymi problemami, bo jestem po to żeby służyć, niemniej jesteś ostatnią osobą, której powiedziałbym cokolwiek o samym sobie – Zdawał sobie sprawę, że nie musiał formułować tego wprost, ale nie chciał żeby Hojny czarował się w tej kwestii co do swoich szans. Jeśli to utrudniłoby mu mówienie o swoich doświadczeniach... Eh, oto dlaczego bycie szczerym było w cholerę niedyplomatyczne. Strażnik odchrząknął pod nosem, starając się zredukować niepotrzebnie ofensywny ton – Cokolwiek masz do powiedzenia, jestem zainteresowany i mogę się w to zaangażować, lecz nie oczekuj tego samego ode mnie – Wciąż była w jego głosie nuta niechęci, ale raczej nie większa od postawy do której Hojny mógł się już przyzwyczaić.
: 28 lip 2020, 20:41
autor: Szara Rzeczywistość
Szczerość zdecydowanie potrafiła być dobra, ale równie dobrze potrafiła krzywdzić, taka była prawda. Calad to zrozumiał, dlatego przełknął już jakiekolwiek zbędne komentarze i po prostu coraz bardziej mrużył ślepia, które w końcu zamknął i westchnął, żeby opanować się przed wybuchem kolejnych niepotrzebnych słów. To było bezcelowe, od samego początku skoro nadal był widziany pryzmatem dawnych występków. Strażnik był faktycznie niczym drzewo. Czasami stukałeś, a słychać było tylko pustkę, bo w środku coś spróchniało. Dokładnie tym była rozmowa o ich własnych relacjach. Teraz wreszcie Calad zrozumiał, że prorok po prostu uznaje go za... wroga? No można tak powiedzieć, skoro był zarazem ostatnią osobą z którą zmierzał dzielić się własnymi przemyśleniami...
Były łowca się uśmiechnął.
Nie zmieni się...
Nie mógłby wymazać ze swojego życia tych pięćdziesięciu żałosnych księżyców.
Nie mógł osunąć wspomnień tego, co zrobił. Nie mógł obudzić się pewnego dnia z postanowieniem, że dalej będzie żył nadziejami i marzeniami, czyimiś obietnicami świetlanej przyszłości.
Nie będzie już kłamał. Zawsze dbał o zdanie innych, ojca, poświęcał wszystko i nie oczekiwał niczego, ale nigdy nie szedł na kompromisy. Nie był dobry ani przesadnie uczciwy, ani przyzwoity i nigdy nie będzie.
Nie mógł taki być. Bo gdyby spróbował, to byłoby ż e n u j ą c e. Tak samo jak żenujące byłoby żalenie się prorokowi z własnych rozterek.
– W takim razie równie przyjacielską rozmowę mogę odbyć z Viliarem i od niego przynajmniej mogę liczyć na odzew w postaci gniewu, jak kolejny raz mnie zrani... Zapomnij więc, Strażniku o pytaniach co do mojego życia i emocjach.
Nie było w tym żadnej wrogości, po prostu Calad musiał zmienić opinię na temat proroka. Do tej pory wydawało mu się, że ten jest zwyczajnym gburem, ale jak się teraz okazało... był zwyczajnie nieprzychylny mu. Koniec z tym dzieleniem się własnymi opiniami...
– Przejdźmy więc do bardziej istotnych tematów.
Samiec westchnął i z powagą zrobił dokładnie tak jak zamierzał. Żadnych kompromisów.
– Kim są duszki w świątyni? To są wysłannicy nieobecnych bogów...? I co oznacza, że bogów w tej chwili 'nie ma' w świątyni, że są duchy, czemu to iskry ściągają znów tutaj bogów...?
: 01 sie 2020, 21:15
autor: Strażnik
Trudno pchać się do założenia, że Hojny był nastawiony entuzjastycznie do rozmowy ze Strażnikiem, ale definitywnie jego ostatnia odpowiedź zabiła jakąś iskierkę nadziei z jaką tutaj przyszedł. Czy skoro drzewny przejmował się opinią innych smoków, a także zależało mu na poprawienie swojego wizerunku, tak wrogie podejście było w ogóle opłacalne? Nie chciał być nieszczery ze sobą, ani tym co czuł, lecz reakcja plagijczyka również nie przyniosła mu satysfakcji, której oczekiwał.
Chcąc pierw przetrawić jego słowa, pozwolił mu zakończyć wypowiedź, a potem zmusił go do chwili oczekiwania, w której na moment nawet odwrócił wzrok. Nie wyglądał na smoka który się wahał, bądź czymś martwił, choć gdy nie był zdenerwowany, potrafił się z tym dobrze maskować.
– Duchy istniały od zawsze. Powiedzenie, że współpracują z bogami nie byłoby błędne, ale nie są do końca ich wysłannikami – Choć byłoby to interesujące, bowiem jeśli działałyby z nimi zawsze w ścisłej współpracy, być może jego zjawienie się tutaj, za sprawą poglądów uformowanych przez duszka, było od początku zaplanowane. Zamyślił się na chwilę, ale odepchnął tę myśl, uznając ją za zbyt nieprawdopodobną. Zapewne dziwne było mieć sceptyka za proroka – Bogowie mają swoją przestrzeń w której funkcjonują, a iskry ułatwiają im kontakt z wami. Nie trzeba być specjalnie wnikliwym, żeby domyśleć się iż każda z iskier jest na swój sposób związana z bogiem, którego reprezentuje, ale nie oczekujesz chyba, że wyjaśnię ci dokładnie skąd się biorą i dlaczego występują akurat w takiej formie – A jeśli oczekiwał przychodząc tutaj, to już chyba domyślał się, że nie zdoła zdobyć wszystkich szczegółów. Nie ze złośliwości Strażnika jednak, bowiem taką odpowiedź otrzymałby każdy – Nie czuj się zniechęcony moją odpowiedzią. Są po prostu aspekty świadomości w których wygodniej poruszać się smokom, podczas gdy inne należą do bogów. Zresztą nie o genezę zjawisk powinieneś pytać, a co możesz zrobić z tym już co posiadasz – Tutaj był rzecz jasna hipokrytą, bo na stanowisku proroka musiał i chciał wiedzieć rzeczy, ale jednocześnie nie przepadał za opowiadaniem o nich, zwłaszcza gdy wiele z tych zjawisk mogło rozproszyć uwagę smoków. Czy właśnie po to przychodził Hojny? Nie po wiarę, a sposób na rozproszenie? Smokom jego pokroju wyznawanie bogów akurat bardzo pasowało, biorąc pod uwagę jak wiele należało spekulować nad sensem ich obecności oraz wolą.
Choć Strażnik wahał się względem tego czy nie dopowiedzieć czegoś jeszcze, dać może jakiś znak, że rozpoczął dyskusję w złej wierze, nie poddał się temu ostatecznie i spokojnie postanowił wyczekiwać kolejnej odpowiedzi. Nie sympatia do samca wzbudzała w nim wahanie, a myśl że mógł swoją postawą popełnić błąd. Obiektywnie.
: 11 sie 2020, 10:56
autor: Szara Rzeczywistość
Prawda była bolesna, ale prawda nadal była lepsza niż kłamstwo. Stąd też pewnie w ogóle jeszcze rozmawiali, chociaż Calad zdecydowanie stracił zapał i chęć na rozmowę po tym co usłyszał. Niemniej jednak niezależnie od ich relacji, samiec nie zamierzał oddać niechęć w takim stopniu jak zrobił to Strażnik, który z góry skreślił smoka, który "zdradził" stado w którym się urodził.
Nie.
Calad nie przejmował się zbytnio zdaniem proroka, który sam osobiście lekceważył... nie... po prostu odczuwał niechęć do własnych piskląt. Nie był hipokrytą i po prostu puścił córkę wolno, aby kroczyła samodzielnie- sam prędzej zniechęcał do siebie, niż chciał zniechęcić się do innych.
Teraz było zresztą podobnie.
Uzdrowiciel wysłuchał co miał prorok do powiedzenia, a następnie westchnął na tyle głośno, aby przerwać ciszę z której nie wypłynęło już żadne pytanie.
– Nie tyle zniechęcony co odczuwam w tym pewną lekcję, że być może nieświadomość jest lepsza od prawdy.
Z cichym jęknięciem uzdrowiciel wstał i zebrał swoją torbę. Planował, aby ta rozmowa rozwinęła się pewnie na długie spotkanie przez pół nocy, jednak ta niechęć go prześladowała, powodowała, iż sam czuł się źle w tym miejscu. Z goryczą na pysku zrobił krótki ukłon łbem.
– Dziękuję za odpowiedź. To wszystko.
Po czym rozprostował skrzydła i obrócił się. Czas najwyraźniej odejść stąd.
: 28 sie 2020, 18:30
autor: Poszept Nocy
Minęło sporo księżyców odkąd Poszept Nocy ostatni raz odwiedził swoje dzieło – bibliotekę w szkielecie Skalnego Giganta. Niestety zbieranie historii, strzępek po strzępku, słowo po słowie, łatwe nie było. Smoki jako cztery stada wiedziały bardzo wiele, znały nie tylko swoją przeszłość ale również legendy i podania które nie musiały mieć wiele wspólnego z rzeczywistością. To wszystko było cenne, ale bardzo ulotne.
No a do tego to całe zamieszanie z umieraniem...
Pod samego Giganta odprowadziły go obie gryfice, dbając o to by kaleki samiec nie zasłabł po drodze. Przesadzały oczywiście, nawet jeśli upały nie sprzyjały jego sercu. Bestie położyły się przy wejściu, czuwając, a samiec z torbą pełną kamiennych tabliczek zapisanych drobnym, równiutkim i wykonanym maddarą pismem wszedł do środka.
Uśmiechnął się delikatnie, widząc że nie był jedynym gościem Giganta, nawet jeśli od poprzedniego sprzątania kurz zdążył na nowo osiąść wokół. Pojawiły się nawet skóry! Poszept metodycznie oczyścił zabrudzone powierzchnie, nie spiesząc się i nie marnując zbytnio sił.
Topiąc maddarą skałę, formując ją do odpowiedniego kształtu i ochładzając przygotował nowe półeczki na zbiór wiedzy pokoleń, w której on tak naprawdę niewiele maczał szpony. On tylko przekazywał ją potomnym, dziękując w myślach przodkom którzy przyczynili się do przekazania tych informacji. Pozostawił po sobie tabliczki, po czym z delikatnym uśmiechem na pysku ruszył – ze swą gryfią obstawą – do domu.
: 05 paź 2020, 23:42
autor: Mackonur
Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę! To zdanie przyświecało mu przez całą drogę! Ogólnie nie miał pojęcia, gdzie idzie, ale to szczegół! Kilka smoków w Obozie mu mniej więcej powiedziało czego ma szukać, a raczej czego miał nie szukać! No i tak ogólnie powoli, ale do przodu! Ze sobą wziął swojego nieustraszonego kraba – wojownika, czyli Ctouklissa! Razem jakoś tak raźniej! Musieli odnaleźć Takharę, ale nie zrobią tego sami! TAKI BYŁ PLAN! Musiał pomóc im Prorok! On jest najwybitniejszym ze wszystkich smoków i ma nadzwyczajne moce, które mogą okazać się bardzo przydatne w podróży! No i Prorok, to jedna z tych osób, które raczej nie będą próbowały go zabić nie wiedzieć czemu! Oni mają ten swój cały kodeks moralny i w ogóle! No więc wyruszył, a o drogę pytał tych, których napotkał! NA PRZYKŁAD KRUKI!
– Panie Kruku! PANIE KRUKU! Wiesz w którą stronę do Wyspy Proroków? W PRAWO? TAK!? DZIĘKUJĘ! Pan jest bardzo dobrym krukiem, już idę w prawo! Paaa! – Jak powiedział, tak zrobił! Poszedł w prawo i niech bogowie dziękują losowi, bo był to akurat ten kierunek w którym miał iść! Czysto teoretycznie mógł iść w prawo, prosto, lewo, lub za siebie! Jedna na cztery decyzje będzie prawidłowa i to akurat była ta! A może kruki mu sprzyjają? Może zna język ptaków? KTO WIE! Wyruszył do przodu, a ostatecznie wzbił się w powietrze, nienawidził latać, ale dla Takhary zrobiłby wszystko! Wskoczyłby za nią w ogień i nawet by się z tego śmiał! Dużo pomagała mu nazwa "Wyspa Proroków" a raczej pierwsza jej część! Już wiedział, że szuka wyspy i wiedział również mniej więcej w jakim kierunku podążać! No i pan Kruk! Po długim czasie zobaczył jakąś dziwaczną wyspę, to też wylądował przed początkiem wody! Dość już latania, czas popływać! Dał nura i już chciał odbić w górę, gdy nagle zobaczył TAKHARĘ! To ona! ZNOWU! To naprawdę ona, topiła się! Była na dnie! Próbowała płynąć do góry, ale prąd wciągał ją w dół! Mówiła do niego, choć była pod wodą!
– Auuu-ra-ła-ła! Auuu.... – Rzuciła do niego i rozpłynęła się, a Axarus pojął, że było to jedynie złudzenie. Wyprostował łeb, który znajdował się nad wodą nieco, machał synchronicznie łapami, pływając tak, jak to go nauczyli! Powoli, ale do przodu i tak właśnie dotarł na sam brzeg Wyspy Proroków! Takharoooo, Axarus już niedługo po ciebie idzie! Znaczy, już teraz idzie! Jak miał znaleźć Proroka? Normalnie! Starym, prostym sposobem! Łazić i głośno wołać! W końcu przyjdzie! A jak go tu nie ma, to w końcu wróci! GENIALNE! No więc czas na realizację planu, miał tylko nadzieję, że Prorok gdzieś tutaj będzie! Jeśli ktoś ma mu pomóc, to musi być to Prorok! Axarus darzył go olbrzymim szacunkiem i bardzo go podziwiał!
– PANIE PROROOOOKUUU! TO JA, AXARUS! POMOOOOCY! Musisz mi pomóc, proszę! PANIE PROROOOKU! Wiem, że Pan tu jest! To w końcu Wyspa Proroków! O WŁAŚNIE! Wie pan może, jak witają się prorocy? No niech pan zgadnie! Na pewno pan nie wie! Uwaga.... NIE WITAJĄ SIĘ! Bo prorok jest tylko jeden! No jeden normalnie! Nie? Nie zrozumiał Pan? No jeden! Jak na przykład jedna matka jest tylko! No oprócz Wędrujących Fal, bo one tam chyba po sześć matek mają! Teraz pan na pewno zrozumiał! WRACAJĄC! Potrzebuje Pana pomoooocy! Musimy odnaleźć Takharę, ona się zgubiła! Potrzebuje naszej pomocy! Proszę, to moja najlepsza przyjaciółka! MUSIMY JĄ ZNALEŹĆ! A pan jesteś sercem tych ziem, Pan jeden masz takie moce! Proooszę pana! Będę pana dłużnikiem na zawsze! Dołączę do służby proroczej, zostanę pana podwładnym! Tylko musimy ją znaleźć, proszę! – Chodził i wołał, chodził i wołał! W końcu w ten sposób musiał znaleźć proroka! NO MUSI TU BYĆ! A jak się gdzieś schował, to Axarus miał chytry plan! Będzie opowiadał Prorokowi żarty, ten się zaśmieje, a Axarus znajdzie go po proroczym śmiechu! GENIALNE! Ctoukliss tymczasem siedział przywiązany do grzbietu Axarusa!
– (Niezrozumiałe, krabie bulgotanie Ctouklissa) – Krab też pomagał w szukaniu Proroka! A może wołał o pomoc? A może po prostu bulgotał sobie, bo jest krabem? Tyle możliwości, ale odpowiedź na to pytanie to wiedza tajemna!
~ Słownik Języka Nieumarłych (bądź nie) Wilków ~
– "Nieudacznik. To wszystko przez ciebie. "
: 11 paź 2020, 6:40
autor: Światokrążca
/*kaszl* nie wiem czy się wam nie wbijam do tematu, ale jakby mam post silnie zależny od położenia, więc piszcie sobie swoje A ja będę swoje i potem się przeniose x'D
Świat to jakiś czas odwiedzał Skalnego Giganta. Nieraz nawet siedząc w środku z szponem zawieszonym w powietrzu nad gładką skałą. Jednak nigdy nie przemógł się by cokolwiek zapisać. Miał oczywiście, wiele notatek na kamiennych tabliczkach spisanych u siebie w grocie, lecz tutaj to było co innego. Był zbyt przytłoczony potrzebą by słowa dla potomności były idealne, nieskazitelny i najbardziej obiektywny jak się tylko dało. I tak też. Nie robił nic. Bo jakby miał patrzeć obiektywnie na wydarzenia, w których sam brał udział. Westchnął lekko się krzywiąc. Tym razem jednak było inaczej. No. Nie w kwestii spisywania. Ale to wyjście do Giganta było inne z gdyż w jego środku znalazły się nowe historie, które natychmiastowo przyciągnęły uwagę starego samca. ...Dawne dzieje Wolnych oraz... Sąd Wrotycza. Zmrużył ślepia. Zapowiadało się na ciekawą lekturę.
...
Po skończeniu, morski wyszedł na zewnątrz spoglądając w błękitne niebo. W skupieniu zebrał maddare, kierując wiadomość ku niejakiemu "Aedalowi".
~ Przeczytałem twoje runy Ognisty. Wspaniale posługujesz się słowem i pazurem, który je ryje. Informacje, przynajmniej ze strony Ziemistych, zgadzają się prawie idealnie, chociaż widzę pewien błąd pod koniec. Mrok wpierw opuścił grote, pozostawiając nas samych i nie przypominam sobie by ktokolwiek go gonił, ale dużo się wtedy działo mogłem czegoś nie zauważyć. Tak więc Cykuta padła już gdy Mroku nie było a Wrotycz wyleciał do Ognia po jej śmierci. A mimo wszystko, zechciałbyś się spotkać? Mam przeczucie, że będzie nam się dobrze gawędzić. ~
: 11 paź 2020, 10:01
autor: Brat Win
Nagle oczy się rozwarły. Głos niczym bęben zadudnił okropnie we łbie Ognistego. Wielki wąż wyciągnął łapska spod pięciu łbów, po czym ziewnął przeciągle – i tryliardy bąbelków uciekło w górę Oazy. Wirowały panicznie, znikając sprzed byczego pyska. Jak gdyby spieszyło im się bardziej do przebłysków, niż Aedalowi do rozmówcy. Hydra spojrzała z zaciekawieniem na plamistego, który zarzuciwszy łapskami, wystrzelił w górę za szlakiem powietrza. Tylko świst pozostał w leżu.
Już go nie było.
~ Wyczekuj mnie, jestem w drodze. ~ Rozbrzmiało w odpowiedzi, a niezmierna niskość, a także służalczość głosu, sugerowała kogoś wręcz starszego od Ziemistego, który go zwołał. Kogoś, kto szybko nie przyleci, bo go skrzydła już nie poniosą, i kogoś, kto specjalnie dłużył się z wypowiedzią by gardła nie nadwyrężyć. Zapowiadało się na to, że Światokrążca do wieczora będzie czekać, a nie ujrzy jeszcze pisarza.
Wtem plamista postać wyszła z jeziora. Wystarczyło, że słońce zaszło za chmurę srebrną i tabliczka łupnęła o ziemię. Wielkie jak dąb łapska wylęgły z tafli dłużące się cielsko. Plamiste i grube, okiełznane nastroszoną błoną między wężowym futrem. I oczy jego bez źrenic, koloru jak niebo, a czole kropa zwiastowała rozmówcę. Aedala, o kryzie przezroczystej, i o łzach Pacyfikacji, jaki to pędził... krokiem zanadto leniwym ku smokowi o tuszy podobnej. Spoglądał na niego wzrokiem pustym, zaś z uśmiechem łagodnym. Uszy królicze latały mu w ekscytacji. I gdy tylko ukłonił się nisko po jego stronie, uśmiech tak się poszerzył, że niebieskie dziąsła mignęły niedługo.
Niejeden polemizowałby, że więcej w nim Ziemi niż Ognia. Że nawet dusza Ziemista jednego maga zalęgła się w nim i w manierze formalnej ukazywała swój byt.
– Z każdym dniem dowiaduję się o kolejnych kłamstwach Wrotycza – rzekł spokojnie, unosząc głowę przed starszym. – To zaszczyt słyszeć od kogoś, kto brał w tym udział.
: 11 paź 2020, 13:27
autor: Światokrążca
Starzec z zaciekawieniem obserwował postać wyłaniającą się z wody. I niestety nawet z tak licznymi podobienstwami do Pacyfikacji Pamięci, nie skojarzył go z nią. Gdyby miał się zastanawiać nad pokrewieństwem jego i niektórych smoków, pewnie by musiał podejrzewać połowę młodych smoków, które spotyka.
Na jego wargach pojawił się wąski uśmiech, a z krtani wydobyło krótkie rozbawione parskniecie.
– Mam tendencje do pchania się w kłopoty. Pewnie uczestniczyłem w większości interesujących wydarzeń, które rozgrywały się przez ostatnie stulecie. Chociażby w tym – zachichotał i wskazał tyłem dłoni na Skalnego Giganta. Następnie przydługo zamruczał.
– Mmm. Czy po za ostatnim fragmentem, o tym co się działo w Ziemi usłuszałeś od Płomienia? Bo mam wrażenie, że poznaję moje słowa. – wyszczerzył wesoło kły, strzygąc przy tym różowymi uszami
: 13 paź 2020, 14:24
autor: Brat Win
Oczy Ognistego rozświetliły się jak dwie iskierki i nawet wątłe źrenice pojawiły się w zaskoczeniu. Przez chwilę wręcz zapomniał, że przed nim siedzi sama legenda i ogrom Skalnego Giganta, w którym przebywał w jesienne noce... zabrał dech w piersiach. Smok, niewiele mniejszy od niego samego, starszy o tyle by własnymi oczyma patrzeć jak głazy sypią się i rujnują wszystko na swej drodze. Jakieś nieokiełznane uczucie, jak gdyby po raz pierwszy widział zachód słońca, oblało go całego. Brało go bez ostrzeżenia.
Uszy zadrżały. Aedal wziął głęboki oddech. Powstrzymywał się przed okropnym, szerokim uśmiechem, a zachwyt skrył pod ścianą dymu, jaka wiła się leniwie z nozdrzy. Wyglądał na nieporuszonego, mogłoby się wydawać, że wprawdzie go tu nie było; gdyby nie diamentowe oczy. Te dwa kółka, które prześwitywały przez najgłębszą sadź.
Wzrok przeskoczył prędko na pysk rozmówcy, a nagle wargi pękły. Młodzian wygiął niepokaźnie usta w uśmiech, nie mogąc zrozumieć co się dzieje. Łuk brwiowy ścisnął kropę.
Przekręcił łeb w lewo. Miliardy myśli jak gwiazdy błysnęły, nozdrza fuknęły i niewiele więcej. Siedział przed mówcą, wbity w ziemię. Rozwarł lekko usta, kły ukazał, chciał coś powiedzieć. Grdyka skoczyła na szyi.
Przerwał nagle. Łapa ścisnęła mocniej tabliczkę i Aedal przytaknął niemo, sparaliżowany szokiem.
Następnie nachylił się z niedowierzaniem:
– Kim jesteś?
: 13 paź 2020, 14:58
autor: Światokrążca
Zaskoczony samiec uniósł jeden łuk brwiowy.
– Obszerne pytanie. Pytasz o coś konkretnie? – zapytał w mieszance rozbawienia i zdziwienia. – Nazywam się Światokrążca, jestem starszym i wojownikiem Ziemi, niegdyś pod imieniem Żeru Zwierząt. A także byłym przywódcą Trzęsieniem Ziemi. Amatorem poszukiwania przygód i pakowania się w kłopoty. Miłośnikiem wszystkiego co dziwne i nieznane. Samozwańczym badaczem świata i od całkiem niedawna Czempionem Viliara. – odparł lustrując młodzieńca wzrokiem. Na pewno nie spodziewał się by ktokolwiek tak na niego zareagował. A na pewno nie ktoś spoza Ziemi.