Strona 7 z 34

: 10 sty 2015, 16:05
autor: Rozsądny Kolec.

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Zagryzł wargę, powstrzymując jawny wybuch wesołości. Zatem rościła sobie pretensje do miana inteligentnej! Ciekawe. Starał się wyglądać poważnie, co zapewne tylko pogarszało sprawę.
Na kolejne zdanie mina mu zrzedła. Nie dlatego, że się przestraszył – bądź co bądź, samiczka była młodsza – ale tego typu deklaracja nie podniosła mniemania Haru o Cienistej. Wysłuchał spokojnie instrukcji, nic się nie odzywając. Jej groźby zaczynały go irytować; obnosiła się ze swoją domniemaną krwiożerczością, której nie dane jej będzie pokazać jeszcze długi czas, nim rozpocznie walki czy polowania. I tego nie skomentował. Zabrał się za to do pracy.
Po doświadczeniach z innymi naukami wiedział już, że do wytycznych należy podchodzić z lekką rezerwą, toteż przyjął w miarę swobodną postawę: łapy lekko ugięte, ale niespecjalnie napięte, skrzydła stabilnie przy bokach, ogon jedynie uniesiony. Obniżył jeszcze nieznacznie łeb i rozpoczął bieg, jak zwykle, od marszu. Postanowił wykonać ćwiczenia na niespiesznym truchcie, nie chcąc narazić się na jakieś nieprzyjemności związane z trudnością przy rozgryzaniu nowego manewru przy wyższej prędkości. Oddaliwszy się nieco od Alyssy zmienił tor biegu, przednimi łapami stąpając bardziej w prawo. Wygiął przy tym ciało w odpowiadający kierunkowi łuk i, uważając przy tym na sprawiające kłopoty skrzydła, skręcił dość płynnie, wykonując naziemny 'nawrót'. Poczuł to, o czym mówiła mu samiczka: ogon wygiął się samoistnie i tym samym uchronił go od upadku. Samiec wyrównał chód i powrócił do tempa, odrobinę zwolnionego poprzednim manewrem. Teraz przednie łapy powędrowały w lewo, za nimi zaś zgięty już tułów i ogon. Prawe łapy faktycznie miały odrobinę dłuższą "drogę", jednak bez większych już trudności samcowi udało się skręcić. Zakończył manewr zgrabnym machnięciem ogona i podbiegł spokojnie do Cienistej.

: 15 sty 2015, 17:48
autor: Niecna Łuska
Patrzyłam na niego ze znudzeniem malującym się na moim pysku. Straciłam nim zainteresowanie. Wydawał się być taki.... nudny. Inaczej tego nie nazwę. Gdyby chociaż był taki, jak tamta beksa. Byłoby się z czego pośmiać. Choć z drugiej strony, to byłoby niezłe wyzwanie. Zrobić sobie z niego milutką zabaweczkę. Oblizałam kły akurat wtedy, gdy wrócił. – Wyglądasz niezdarnie, gdy biegasz. Jakbyś połknął jakiś kawał drewna. Niemniej jednak jeśli chodzi o to, co najprostsze, to chyba załapałeś. A jak nie, to twoja wina. Najwyżej wgryziesz się zębiskami w glebę, gdy będziesz próbował doścignąć jakieś zwierzę. – wzruszyłam lekko barkami, fukając cicho.

//raport

: 15 sty 2015, 18:00
autor: Rozsądny Kolec.
Zatrzymał się i wprawnym spojrzeniem ocenił jej postawę. Wiele mu powiedziała.
– A ty wyglądasz niepoważnie gdy udajesz, że jesteś groźna – odrzekł z równie obojętną miną, jednak dało się po nim dostrzec oznaki rozbawienia. Przeciągnął się leniwie i wygiął grzbiet w ostry łuk, z zadowoleniem słuchając ostrych dźwięków przeskakujących kości.
Podszedł do Cienistej i ponownie usiadł obok.
– Jesteś zabawna – mruknął, patrząc na nią z niepoważną miną. Taka mała, krucha, delikatna – a jaka pyskata i przekonana o własnej wartości!

: 18 sty 2015, 22:11
autor: Niecna Łuska
Uśmiechnęłam się lekko, z drapieżnym błyskiem w ślepiach. Ach te głupie gadziny. Ale to dobrze. To nawet bardzo dobrze. Niech sobie myślą, że to tylko pisklęce przechwałki. Nie będę ich póki co wyprowadzać z błędu. Przechyliłam lekko łeb na bok. Zabawna? Ja? Prychnęłam cicho, po czym z mojej gardzieli wydobył się cichy śmiech. Wbrew pozorom, nie ten wredny, nie ten sadystyczny. Wręcz przeciwnie. Spokojny, niemal normalny. Popatrzyłam na niego z rozbawieniem w ślepiach. – Niech będzie. Ale nie martw się, to tylko do czasu. Nie wiem jeszcze wszystkiego, czego potrzebuję. A do tego czasu, tak, będę zabawa. – dodałam, a na sam koniec mojej wypowiedzi moje żółte ślepia zapłonęły. Pojawił się w nich dziwny błysk. Trudny do rozszyfrowania.

: 19 sty 2015, 17:11
autor: Rozsądny Kolec.
Uniósł jedną brew. Siedmioksiężycowe pisklę zachowywało się, jakby kopiowało niezrównoważonego ojca, co w Cieniu było bardzo prawdopodobne.
– W takim razie chwilowo ćwiczysz na mnie srogie spojrzenia i groźne riposty? Na twoim miejscu najpierw zdobyłbym umiejętności i sławę, a dopiero potem bawił się w potwora – doradził jej, przekrzywiając lekko łeb. Jeszcze z dziesięć księżyców minie spokojnie, nim stoczy parę pierwszych walk.
– Ale z twoich dość niedwuznacznych aluzji wnioskuję, że będziesz dużo walczyć. Spróbujemy się na Arenie za pięć księżyców? – zaproponował. Towarzyszył temu uśmiech – odrobinę złośliwy, może lekko zamyślony. Na kogo ona wyrośnie przez pięć księżyców?

: 29 sty 2015, 19:29
autor: Zorza Północy
Ailla kołowała niezdarnie nad pokrytą białym puchem łąką. Zniżała lot coraz bardziej i bardziej aż tu nagle. Łup! Niegroźne zderzenie z ziemią. Wstała i otrzepała futro ze śniegu. Może należy potrenować latanie?– pomyślała. Rozejrzała się. Teren był wręcz idealny płaski i bez szans na zderzenie z drzewem podczas startu. Jak niedawno uczyła uczyła ją Hipcia, przyjęła pozycję gotowości. Pełna chęci szybko ugięła lekko rozstawione łapy, uniosła ogon, przycisnęła lekko skrzydła do boków aby móc je później szybko rozprostować, pochyliła głowę i ruszyła biegiem przed siebie. Nie była zmęczona jak wtedy, kiedy po raz pierwszy uczyła się latać. Gdy wystarczająco się rozpędziła w biegu ugięła łapy, tylne mocniej i wybiła się jak najwyżej. Wyciągnęła łapy do góry i wygięła ciało w łuk, jak podczas zwykłego skoku. Tak wysoko jeszcze nigdy się nie wybiła.
W końcu nie jestem zmęczona no i jestem starsza- pomyślałam.
Gdy osiągnęła odpowiednią wysokość i poczuła, że zaraz zacznie spadać. Rozprostowała skrzydła i zaczęła nimi machać. Serce zabiło szybciej, jednak szybko opanowała strach. \
Spokojnie góra, dół – powtarzała w myślach.
Była zadowolona z siebie. Skrzydła unosiły się powoli i z tą samą prędkością opadały. Wznosiła się coraz wyżej i wyżej.
Rozumiem – pomyślała.– Wolne, równe i dokładne machanie skrzydeł jest lepsze, ponieważ powietrze nie ucieka spod skrzydeł tak szybko, jak gdy macha się nimi szybko, chaotycznie i niedokładnie, dzięki temu się wznoszę.
Po głowie przeszła Ailli jeszcze jedna myśl: A gdyby tak machać i szybko i dokładnie?
Płynne ruchy skrzydeł przyspieszyły i wystrzeliła w górę, jak z gejzeru. Zauważyła, że łąka zaczęła się oddalać, a ona już dawno wzleciała wyże,j niż sięgały korony drzew. Zwolniła ruchy skrzydeł na tyle, aby unosić się nad ziemią nie opadając i nie wznosząc się. Spojrzała w dół i poczuła wolność, prawdziwą wolność. W powietrzu czuła się, jakby wszystkie ograniczenia znikały. Postanowiła potrenować skręty. Przechyliła się lekko do przodu, a skrzydła ustawiła tak, że gdy nimi machała wypychała powietrze za siebie. Zaczęła lecieć do przodu nabierając szybkości. Nie musiała już odliczać w myślach, skrzydła unosiły się i opadały, było to dla niej tak naturalne, jak oddychanie. Przyspieszała coraz bardziej i bardziej machając skrzydłami, coraz pewniej i rytmiczniej. Stwierdziła, że to idealny czas na skręt. Wygięła ciało w prawą stronę, nie usztywniała skrzydeł, bo wiedziała, że to niepotrzebne i po prostu zwolniła unoszenie i opadanie skrzydeł, żeby już się nie rozpędzać, prawe skrzydło lekko przechyliła na dół zaś lewe do góry, a ogon przechyliła w tą samą stronę i skręciła z większą gracją, niż zazwyczaj. Wyrównała lot i wyprostowała się. Usztywniła skrzydła, bo zauważyła, że wznosi się coraz wyżej. Postanowiła więc machać tylko raz na jakiś czas, by utrzymać wysokość. Po chwili prostego lotu znów zaczęła skręcać. Wygięła ciało w łuk skręcając w lewo, ogon dałam również, zablokowała skrzydła, lewe lekko pochyliła, zaś prawe uniosła wyżej. Znów machnęła skrzydłami, by utrzymać wysokość. Po ostatnim skręcie wyrównała skrzydła i wyprostowała się. Leciała kilka ogonów do przodu wytracając prędkość, uniosła lekko klatkę, ustawiając skrzydła tak, by stawiały opór powietrzu. Zatrzymała się, machała skrzydłami tak, aby wypychać powietrze pod siebie unosząc się nad ziemią.
Wystarczy- pomyślała.
Przechyliła się lekko do przodu, skrzydła ustawiła tak, żeby z każdym machnięciem wypychały powietrze za siebie i poleciała przed siebie. Po chwili równego lotu wygięła się w prawo, prawe skrzydło przechyliła do dołu, a lewe do góry. Zablokowała skrzydła pozwalając sobie opadać zataczając koła. Machnęła raz skrzydłami spowalniając opadanie w dół. Gdy była blisko ziemi wyciągnęła łapy. Machnęła skrzydłami jeszcze kilka razy zwalniając, jak wtedy gdy uczyła ją Hipcia, po czym złożyła skrzydła i pochyliłam się lekko do przodu, by wyciągnięte już przednie łapy dotknęły ziemi pierwsze, jak podczas skoku. Dotknęła ziemi już przednimi łapami, do których dołączyły i tylne. Nie zaliczyła bliskiego spotkania z ziemią, więc uznała to za sukces.

: 30 sty 2015, 13:56
autor: Niecna Łuska
Zaśmiałam się cicho, przyglądając mu się. – Nie spodziewałam się tego, ale jesteś ciekawszy niż niektórzy w moim Stadzie. – odparłam, a w moim głosie kryło się zadowolenie. Dźgnęłam go lekko pazurem w pierś, jakby sprawdzając jego reakcję. Po chwili zmrużyłam lekko ślepia i ziewnęłam. Szeroko i nieelegancko. Choć nie zamierzałam zmieniać mojego sposobu ziewania. To byłoby głupie, zachowywać się jak potulna sarenka. Pokręciłam lekko łbem, przypominając sobie jego pierwsze słowa. – Sława? Nie. Nie o to mi chodzi. – wzruszyłam lekko barkami. Nikt nie powiedział, że niezrównoważone psychicznie smoki będą się zachowywały zgodnie z przewidywaniami. – To, że jestem jeszcze młoda nie znaczy, że nie znam świata. Bardziej interesuje mnie znęcanie się nad słabymi gadami. Póki co większość ma mnie za zarozumiałe pisklę, ale to nawet lepiej. Później się zdziwią. A im wcześniej wyznaczysz sobie jakiś cel, tym szybciej i pełniej go zrealizujesz. – przy ostatnim zdaniu coś w moich ślepiach i głosie się zmieniło. Nie było to takie lekceważąco krwiożercze, ale jakby inteligentne spostrzeżenie zdrowego na umyśle smoka.

: 02 lut 2015, 18:34
autor: Rozsądny Kolec.
Uniósł brew.
– Doprawdy? – rzucił w tonie przejaskrawionego niedowierzania i wzruszenia wyróżnieniem takim komplementem. Spojrzał na nią z nigdy niegasnącym w jego ślepiach rozbawieniem.
Widząc, że chce go dotknąć łapą, odruchowo sięgnął po magię; kiedy jednak przypomniał sobie, że nie skończył z Pierzastą treningu, zaklął pod nosem. Ze zmrużonymi ślepiami przyjął 'cios', po chwili zarzuciwszy do tyłu łbem. Jęknął z udawanym bólem, trwając chwilę w agonii, po czym znów przygiął szyję do przodu. Spojrzał bystro na Alyssę.
– Czego we mnie szukasz? – spytał, patrząc na nią kątem oka. Była... interesująca.

: 03 lut 2015, 17:56
autor: Niecna Łuska
Widziałam, że udaje. Wszak nawet wrzeszcząca Hipnotyzująca nie mogłaby tak na to zareagować. Przyglądałam mu się z dziwnym zaciekawieniem, okraszonym, jak zwykle, drapieżnością. No, nie taką do końca wykształconą, ale jej zalążki z pewnością nie przerodzą się w nic dobrego.
Po chwili uniosłam łeb, gdy usłyszałam jego pytanie. Uśmiechnęłam się lekko, nieco tajemniczo. I wzruszyłam barkami. – To zależy. – stwierdziłam, szczerząc kły w diabolicznym uśmiechu. – Nie jesteś tak beznadziejny jak większość gadzin, które spotkałam. Co prawda można by popracować nad tym i owym, ale przynajmniej jesteś jak smok. Momentami. – dodałam, siadając na ziemi z głośnym klapnięciem. Ziewnęłam, szeroko otwierając pysk. Nie przejmowałam się tym, co sobie o mnie pomyśli. Nie zamierzałam udawać, że mam nie wiadomo jakie maniery. Choć i tak potrafię się zachowywać lepiej niż większość tych rzekomych Cienistych.

: 04 lut 2015, 19:47
autor: Rozsądny Kolec.
Pokiwał głową, przymknąwszy ślepia. Poczuł na pysku ostry podmuch wiatru i uśmiechnął się do nadchodzącego chłodu. Rozłożył nieco skrzydła, z zadowoleniem czując, jak powietrze je wypełnia. Chwilę trwał nieruchomo.
– Wiesz – zaczął i urwał nagle. – Tak właściwie to Rozsądny Kolec – dokończył z odrobinę ironicznym uśmiechem. Spojrzał jednym okiem na Alyssę i wyszczerzył kły.
Nie żałował, że wybrał to imię. Jeszcze. Chwilowo ciągle bawiło go, jak coraz to nowe smoki, w większości starsze, zwracają się do niego per 'rozsądny'.

: 10 maja 2015, 13:13
autor: Subtelny Gniew
Seraficzna wylądowała na Bliźniaczych Skałach niestety nie po to, by spotkać kogoś nowego albo pokontemplować życie. Musiała wziąć się do roboty. Kolejną stacją trudnej, medycznej edukacji było praktykowanie magii, pełniącą jedną z dwóch ważniejszych ról w leczeniu i będącą przydatną czynnością w codziennym życiu.
Tym razem nie zamierzała tracić czasu na odpoczynek i ziewanie. Usiadła sobie wygodnie na świeżej, soczystej trawie i zaczęła wyobrażać sobie pierwszą z rzeczy.
Było to drzewko owocowe, dokładnie jabłoń. Młode i niewyrośnięte. Miało cienki konar, o dość jasnej korze powoli wchodzącej w bardzo jasny brąz. Korzenie drzewka były cienkie i mocno rozgałęzione. Sięgały w kierunku pobliskiego strumienia, z które będąc żywe pobierałyby wodę. Korzenie pokrywał drobny meszek, a wszystkie łączyły się w jedną grubą łodygę, której środek zajmował rdzeń otoczony twardzielem, bielem oraz łykiem, przez który roślina transportowała substancje odżywcze. Ten smukły i elastyczny konar rozgałęział się na mniejsze gałęzie, gdzieniegdzie zakrzywione i zniekształcające prosty tor. Każda z większych gałęzi dzieliła się na jeszcze mniejsze, z których wychodziły zielone listki i białe kwiatki, pod którymi rodziły się owoce, jeszcze nie dosyć wyrośnięte, bo przecież była wiosna i wszystkie drzewa pokrywały się kolorowymi płatkami, co oznaczało, że dopiero rozkwitały. Drzewko przedstawiało się zatem jako kwintesencja wiosny i młodości. A gdyby było prawdziwe rosło by powoli z każdym dniem odrobinę grubsze, wyższe i ciemniejsze, a na sam koniec życia Seraficznej byłoby już rosłą jabłonią dającą soczyste owoce.
Seraficzna przerwała nostalgiczną myśl i zaczerpnęła maddary, by jej wyobrażenie stało się rzeczywistością. Zawsze tworzyła rośliny. Była co do nich fanatykiem. Pachniały w końcu życiem, tak jak to drzewko, choć było tylko jej wyobrażeniem.
Na odmianę postanowiła jednak dorobić drzewku jakieś żywe stworzonko, które by poruszyło spokój roślinnego krajobrazu.
Postanowiła, że będzie to wiewiórka. Choć nie mogła wspinać się po młodym drzewku z pewnością mogła pod nim przebiec. Zwierzęta miały to do siebie, że stanowiły świetny materiał ćwiczeń do anatomii. W końcu, żeby je stworzyć należało oddać każdy szczegół żywego organizmu, podobnie jak wtedy, gdy Seraficzna uczyła Lśniącą Łuskę, albo gdy Słodycz Zbawienia uczyła ją. Wyobrażenie wiewiórki kleryczka rozpoczęła od zarysu kręgosłupa ciągnącego się od kości ogonowej przez wszystkie pojedyncze kręgi poprzecinane dyskami z rdzeniem przewodzącym impulsy nerwowe pośrodku. Kilka ostatnich kręgów pozbawionych było dysków, stanowiły czuły punkt kręgosłupa i łączyło się z czaszką okrywającą mały wiewiórczy mózg. Oczywiście cały pokryty odpowiednimi osłonami i oponami. Skoro już zaczęła od kości dopracowała cały szkielet wiewiórki. Do czaszki dołączyła żuchwę, od kręgosłupa poprowadziła łopatki połączone z kością ramienną, później łokciową i promieniową, pokrywającymi się w poziomie, na końcu śródręczem i palcami. W przypadku tylnych kończyn była to miednica, przy której kręciła się kość udowa, strzałkowa, piszczel, przegub i śródstopie. Oba zestawy po dwa, każda kość połączona za pomocą stawów i gładko się w nich poruszająca. Od górnej części kręgosłupa odchodziły oczywiście żebra zakręcające się do przodu i okrywające płuca i zawieszone między nimi serce. Od serca odchodziła cała gama naczyń krwionośnych, tętnic i żył, łącznie z najważniejszą aortą. W środku pulsowała płynna krew przewodząca tlen do każdej osobnej komórki w tkankach wypełniających i pokrywających ciało. Nie zapomniała o układzie limfatycznym i bardzo rozgałęzionym układzie nerwowym. W oczodołach czaszki umocowała oczy, do których docierało światło i obraz odbijający się od siatkówki. Tęczówka oczu miała kolor piwny. Nad żuchwą od otworu ustnego poprowadziła układ pokarmowy rozpoczynający się jamą ustną z językiem odpowiedzialnym za rozpoznawanie smaki, masą gruczołów ślinowych, zębami i otworem prowadzącym do nosa, którym tak jak otworem gębowym transportowany był tlen a w odwrotnym kierunku dwutlenek węgla. Kość nosowa stanowiła podstawę małego wiewiórczego noska, w którym znajdował się zmysł węchu. Po obu stronach jamy ustnej między żuchwą a czaszką pojawiły się miękkie, elastyczne policzki, łatwo wypełniające się powietrzem i jedzeniem. Na głowie dorobiła wiewiórce także małe uszka okręcające się we wszystkie strony i połączone trąbką z gardłem. Gardło tak samo jak i krtań okrywała błonka. A krtani znajdywały się naprężone struny głosowe. Rura układu pokarmowego prowadziła do żołądka, a dalej to długich zakręconych jelit połączonych z wątrobą. Nie zapomniała o parze nerek filtrujących płyny i o układzie wydalniczym, którym wszystkie zbędne produkty przemiany materii się wydobywały. Jej wiewiórka była płci żeńskiej, więc posiadała też okryte miednicą łono i dwa jajniki. A także gruczoły mleczowe na dolnej stronie ciała. O kości zawieszone były także mięśnie umożliwiające ruch, kurczące się i rozkurczające w zależności od sytuacji. W odpowiednich miejscach znajdywał się tłuszcz pełniący funkcję zapasową. Takie ciało pokryte było skórą, pełną odpowiednich bodźców, a co najważniejsze gęsto ułożonych brązowych włosków dających wiewiórce piękny ciemny kolor. Takie stworzenie mogło się poruszać, chwytać w palce orzeszki i miażdżyć je żabkami dla pożywienia. Nastawiać uszy, gdy coś je zaniepokoiło i uciekać ile sił w nogach w razie niebezpieczeństwa, ciągnąc za sobą puszystą kitę.
Także i w to wyobrażenie Seraficzna dała swoją maddarę, sprawiając, że wizja biegającego stworzeni spełniła się, a ona mogła popatrzeć, jak pięknie komponuje się to z otaczającą ją naturą. Popatrzyła jeszcze chwilkę na drzewko i biegającą wiewiórkę, i odwróciwszy się, odłączyła od wyobrażeń swój umysł. Wiedziała, że wszystko zniknęło, ale nie chciała patrzeć na ulotność myśli. Ruszyła z powrotem w kierunku obozu z zadowoleniem na pysku.

: 07 cze 2015, 13:59
autor: Uskrzydlony Marzeniami
Koniec z pilnowaniem się na każdym kroku. Koniec z myśleniem o wszystkim i wszystkich. Marzenie w końcu postanowił zrobić coś tylko dla siebie. Przez ostatnie księżyce nie widywał się praktycznie z nikim, kto nie był Życiowym. Czas coś z tym zrobić, dopóki ma okazję.
Po zmianie imieniu i powrocie do starej, zwykłej rangi zmieniły się nie tylko jego obowiązki, ale i nieco poglądy. Wciąż uważał, że Ogień zachował się gorzej niż podrzędny wilk, ale nieco bardziej rozumiał Runę teraz, niż wcześniej. Postanowił więc się z nią spotkać i po prostu porozmawiać. Jak dwa zwykłe smoki. Przysiadł na łące, owinął łapy ogonem i wezwał ją mentalnie. Czekając na jej przybycie obserwował chmury leniwie płynące po niebie, jakby to mogło mu wiele powiedzieć.

: 07 cze 2015, 14:18
autor: Pani Wojny
Trzeba przyznać Starszemu Życia, że zdziwił smoczycę wezwaniem. Nie był już Przywódcą, a jego miejsce zajął o wiele młodszy Świt Życia. Czas pokaże, czy stadu wyjdzie to na dobrze... Niemniej jednak, czego mógł od niej chcieć Wojownik? W obecnych czasach lekceważenie wezwania mogło przynieść nieprzyjemne skutki. Ataki elfów, rozpady. Więc Runa odpowiedziała dosyć szybko.
Gładko wylądowała na skraju łąki, a po wygodnym złożeniu skrzydeł podeszła do Uskrzydlonego Marzeniami. Nie wyglądał na rannego czy specjalnie przejętego, co nieco zaintrygowało fioletowołuską. Skinęła mu nieznacznie łbem.
– Witaj, Złudzenie... – zawahała się i uśmiechnęła przepraszająco. – Wybacz. Przyzwyczajenie.
Usiadła gładko i potrząsnęła łbem, pozbywając się płomiennej grzywy z oczu.
– Czemu zawdzięczam wezwanie?
Przekrzywiła pytająco głowę, widocznie i szczerze zainteresowana.

: 07 cze 2015, 14:29
autor: Uskrzydlony Marzeniami
Uśmiechnął się lekko, słysząc imię, jakie znała większość smoków. Doprawdy mało kto wiedział, jak nazywał się zanim został Przywódcą Ziemi. Gdy Runa przybyła Skrzydło skinął jej łbem, oddając należny szacunek Przywódczyni. To, że przewodziła innemu Stadu nigdy nie było dla niego czymś, co miało umniejszać jej znaczenie w ślepiach innych smoków.
Uskrzydlony Marzeniami. Wątpię, by ktokolwiek poza Jadem pamiętał mnie z tamtych czasów. – stwierdził, z zadziwiająco szczerym, spokojnym uśmiechem na pysku.
Dziękuję, że odpowiedziałaś na wezwanie. Choć nie jest ono zbyt ważne. – dodał, przyglądając jej się uważnie, choć nie nachalnie.
W gruncie rzeczy od czasów wojny nie było okazji, aby porozmawiać. Nie chcę jednak wracać do oskarżeń czy czegokolwiek. Zdałem sobie jednak sprawę z tego, że przez ostatnie księżyce zaniedbałem coś, co przez długi czas było dla mnie nazbyt oczywiste. Kontakty z innymi smokami.

: 10 cze 2015, 21:01
autor: Trzy Odcienie
Podszkolić się z biegu i skoku, ot co! Przecież jako przyszły łowca musi mieć pewność że uda mu się dogonić ofiarę!

Rozstawił łapy szeroko, ugiął je w stawach. Ogon ustawił prosto, nad ziemią, nieruchomo na sam początek. Szyję i łeb tak samo, nieco obniżył aby wraz z ogonem tworzyło to linię prostą z mocnym kręgosłupem. Skupił się na tym co przed sobą. Jako iż nie były to podstawy, pamiętał też o skrzydłach które od razu przylgnęły do ciała. Musiał się nieco bardziej wysilić, a więc i zaplanował więcej skrętów. Najpierw jednak ruszył z wyskoku do biegu, rozpędzając się i ćwicząc wytrzymałość. Oddychał tak jak organizm potrzebował, otworzył też paszczę. Łapy stawiał w dużych odstępach, na przemian tak jak należało aby nie upaść. "Skanował" oczami całe otoczenie aby się nie przewrócić, raz zwalniając a raz przyspieszając. Przeniósł ciężar ciała na tylne nogi, coraz wolniej ruszając łapami aż usiadł gwałtownie na zadzie i zaparł się łapami. Tak udało mu się szybko zahamować. Ale na tym nie koniec, bo zaraz przechylił się do przodu, wybił się przednimi łapami i znowu zaczął biec w pełnym pędzie. Ogon był prosty tak samo jak szyja i łeb, uniesiony nad ziemi. Ustawił łapy pod skok na lewo, ogon również w tę stronę no i ciało w łuk. Wszystko wraz z szyją, ogonem, skrzydłami do ciała no i łapami powędrowało na prawo. Gwałtownie przechylił się na lewo, ogon w lewo, szyja z łbem jakby to ona prowadziła, łapy pod skos w kierunku zwanym prawo. Zrobił to parę razy a więc ponownie ustawił łapy pod skos na lewo, ogon również w tę stronę no i ciało w łuk. Wszystko wraz z szyją, ogonem, skrzydłami mocno przylegającymi do ciała no i łapami powędrowało na prawo. Szybko przechylił się na lewo, ogon w lewo, szyja z łbem też, łapy pod skos w kierunku zwanym prawo. Łapami mocno odpychał się aby nadal biec w pełnym pędzie. Teraz zaszaleje. Zaczął biec prosto, na początku ustawiając łapy na przemian, energicznie i płynnie, aby się nie przewrócić. Nagle jego przednie łapy równomiernie wystrzeliły do przodu, potem tylne dołączyły się, lądując bardzo blisko przednich. Biegł teraz podobnie jak biegają gepardy, ogonem nadawał sobie tor biegu. Przechylił ogon w prawo, ciało w łuk a łapy pod skosem w prawo. Potem zamiast tak biegać, niemal cwałować jak koń, zwolnił. Wbijał pazury w ziemię, łapy na przemian, płynnie, równo aby nie zaliczyć gleby. Potem im wolniej stawiał łapy, tym wolniej się poruszał i tak w końcu usiadł na zadzie, przeciągnął pazurami po ziemi robiąc ładny ślad i zatrzymał się. Był zdyszany, przecież to i tak jego rekord. Teraz skok. Ale w sumie tutaj nie ma co przeskakiwać. Wybierze się więc do lasu.
z.t

: 24 cze 2015, 14:19
autor: Chór Światła
Przyszedł tu z nudów, oraz po to by przemyśleć pewne sprawy. Narodziny kolejnego członka rodziny trochę zaniepokoiło malca. Do tego wyglądał dokładnie jak jego przeciwieństwo, uznał to za zły znak. -Oby był spokojniejszy od Kiary.– Pomyślał. Martwił się też czy ojciec już zupełnie o nim zapomni, poświęcał mu już bardzo mało czasu od kiedy narodziła się Kiara a teraz zapewne nie będzie miał go wcale. Przestał szybko o tym myśleć, w końcu to jego brat. Podobne nastawienie miał po narodzinach Kiary, a teraz prawnie nie odstępuje jej na krok. Może teraz będzie tak samo. Pogrążony w rozterkach nie zauważył nawet jak dostał się na Łąkę Szczęścia. Gdy w końcu poczuł że obszar na którym jest nie pachnie jego stadnymi terenami podniósł głowę, rozglądając się. Nie widział w tej łące niczego niezwykłego, ale i tak uznał to miejsce za urokliwe. Duży otwarty tere, pozbawiony drzew, to wszystko dawało swoistą, spokojną atmosferę. Gdzieniegdzie kwitły polne kwiaty kontrastując z monotonią zielenią trawy. Miał ochotę podbiec do nich, ale po chwili przypomniał sobie że tego nie potrafił, jak wiele innych czynności które smoki w jego wieku już dawno mogły robić. Zmartwił się, czy nie jest przypadkiem jakiś przygłupi czy coś podobnego... Miał nadzieje że nie jest to prawda.

: 24 cze 2015, 14:29
autor: Lenifiell
Elen udał się na spacer, dawno tego nie robił, non stop miał coś do zrobienia, ilość treningów jakie ostatnio przeszedł była ogromna. Był już bardzo zmęczony. Lubił chodzi po terenach wspólnych było tutaj całkiem cicho, o ile nie słychać gdzieś za krzakami smoka tłumaczącego jakiś trening pisklakowi, bądź dorosłemu któremu uczyć się nie chciało w dzieciństwie, nie dziwiło go ze te dorosłe nie chciały trenować u siebie w stadzie, pewnie nie chciały się przyznać że czegoś nie umieją, zaśmiał się w duchu. On jak na swój wiek był smokiem który umiał już chyba prawie wszystko, do tej pory miał rozterki czy chce walczyć normalnie, czy może jednak z użyciem maddary. Wszedł na Łąkę szczęścia, przyjemnie tu było naprawdę zawsze, nawet w trakcie burz. Zauważył ze nie jest sam, zobaczył białego pisklaka podobnego do niego samego, o no to nowość myślał że biały jest tylko on i Shiro – jego przyjaciel. Podszedł do niego spokojnie, nie lubił jak ktoś się do niego czaił i sam tez tak wolał nie robić nikomu. – Witaj, jestem Elendrajis, kim jesteś? – pachniał Ulotną i troszkę Shiro – czyżbyś był synem Ulotnej? – zapytał.

: 24 cze 2015, 15:29
autor: Chór Światła
Dość późno zauważył przybysza, a dokładnie mówiąc dopiero gdy ten się z nim przywitał. Ach, ta spostrzegawczości...
-M-miło mi, nazywam się Nixlun.– Za jąkał się w pierwszej chwili. Popatrzył na Elendrajis, i stwierdził że jest trochę podobny do Shiro, tylko bez pasków i o jaśniejszych oczach. No, może były też inne różnice ale teraz nie były one takie ważne .Ucieszył się też że jest cały biały, myślał że tylko on i brat są jacyś inni. Nixlun, jak miał w zwyczaju zaczął wpatrywać się w ślepia starszego smoka. Stwierdził że są bardzo ładne i "miłe". Mimo zimnej barwy biło z nich ciepło. Po pewnej chwili przypomniał sobie że zostało mu zadane jeszcze jedno pytanie.
-Tak, Ulotne Wspomnienie jest moją mamą. Znasz ją?– Zapytał. Dopiero teraz zaczął wąchać woń jaką przybysz roztaczał. Podobnie pachniała Ulotna, Shiro i Tsunami podczas ich spotkania w Wierzbowym Lesie. Malec domyślił się że jest to zapach nowego stada, Zdrajców jak mówił ojciec. Jedak nie obchodziły go poglądy ojca. Ponownie spojrzał na Elendrajisa, tym razem oglądając go całego. Po mimo trochę drobnej postury było widać że jest starszy o kilka księżyców. Pewnie posiadał już bardzo dużo umiejętności, i może już niedługo zostanie adeptem! Różowooki zobaczył w tym szansę dla siebie, ale nie wiedział czy wypada o nią prosić. Nie dość że dopiero co się poznali, to jeszcze przyznanie się do braku tak podstawowych zdolności było trochę upokarzając... Ale Nixlun nie był smokiem który przywiązywał wagę do czegoś tak głupiego jak duma. Bardziej martwiło go że jego prośba może być mało taktowna.
-Przepraszam, wiem że dopiero co się przywitaliśmy, ale czy mógłbyś mi w czymś pomóc?– Zaczął dość niemrawo, ciągle nie pewny czy wypada od tak prosić o naukę kogoś dopiero co poznanego.-Chodzi o to że na pewno umiesz już duuużo rzeczy, i zastanawiałem się czy przypadkiem nie miałbyś ochoty przekazać komuś trochę wiedzy.... Bo widzisz, ja nie umiem biegać...– Niepewnie dreptał przednimi łapkami w miejscu, machając przy tym delikatnie ogonem.

: 24 cze 2015, 20:42
autor: Lenifiell
Pisklak troszkę się zdziwił kiedy Nixlun się zająknął, przecież nie był taki straszny, uśmiechnął się siarczyście by go bardziej uspokoić.– Tak znam ją, uczyła mnie, a teraz razem jesteśmy w wodzie, mam nadzieje że twój tata za bardzo was na nas nie nakręca, co? Ja was cały czas traktuje jako rodzinę i przyjaciół.
Hmm chciałby się pouczyć biegania no dobrze – dobrze mogę cię pouczyć. A więc, zrób tak by biegać musisz rozstawić łapy, wyprostować ogon daleko w tył by ci nie przeszkadzał, opuścić łebek na wysokość tułowia i teraz aby biegać musisz układać łapy tak, na razie ustaw się w takiej postawie jak wytłumaczyłem.

: 26 cze 2015, 21:53
autor: Chór Światła
Wiedza że starszy samczyk jest uczniem matki odstresowało Nixluna. Na szczecie po mimo że Świt uważał Wodę za zdrajców, nie wpajał tej nienawiści do swych piskląt. Ale mówił o nich jak o kłamcach i oszustach.
-Wiele dorosłych powinno się od ciebie uczyć...– Powiedział cichutko.
Cieszył się że Elendrajis nie wyśmiał brak tak podstawowych umiejętności, szybka zgoda na prośbę o naukę uspokoiła różowookiego. Do tego uśmiech którym obdarzył malca sprawił że ten wnet zaufał mu jak bratu. Na prawdę był do niego podobny, ale w odróżnieniu od Shiro o wiele spokojniejszy.
Posłusznie wykonał polecenie. Staną prosto, rozstawił swoje tylne i przednie łapu w szerokim odstępie, napinając je. Ogon postawiał prosto, starając wyciągnąć go jak najdalej by na pewno w niczym nie zawadzał po czym zniżył go na wysokości tułowia. Następnie wyprostował szyję i pochylił łepek. Nie wiedział co zrobić skrzydłami, więc trzymał je złożone, trochę przyciskając je do tułowia. Można powiedzieć że od końca ogona to pyszczka biegła prosta linia, a malec starał się ją zachować. Stał w takiej pozie, czekając na dalsze polecenia. Malec nie wiedział że wykonał tą pozę trochę niepoprawnie, przez utrzymywanie ciała w takiej pozie całe ciało szybko robiło się spięte, a mięśnie równie szybko męczyły się. Stał w ten sposób wyczekując dalszych poleceń.

: 27 cze 2015, 7:30
autor: Lenifiell
Pisklak uśmiechnął się uznał, że jest to komplement. Przyglądał się jak maluch ustawia się w pozie jaką ten mu zalecił, hmm coś mu w niej nie pasowało. – Rozluźnij jeszcze mięśnie jesteś tak spięty, że po pierwszym ruchu twoja poza by się rozwaliła, przytul skrzydła do ciałka, tak by ci nie przeszkadzały – powiedział z rozbawieniem. – Dobrze kiedy zakończysz się ustawiać, zrobisz tak, najpierw powoli zaczniesz iść z każdą chwilą przyspieszając, potem zaczniesz biec, przestań przyspieszać kiedy uznasz to za stosowne. – czekał na to jak on zacznie to robić, był przygotowany do zareagowania, jeśli ten by się wywrócił. Wyobraził sobie kilka pnączy grubszych pnączy, żeby nie poharatały malucha, miały one go złapać, utrzymać w pozie stojącej gdyby ten zaczął się wywracać, był gotów na przelania maddary cały czas, ale uważał ze chyba nie będzie musiał. Ruszył za nim niedaleko, musiał uważać nań, więc cały czas był w pobliżu.