Strona 6 z 9

: 06 cze 2018, 17:24
autor: Płynący Kolec

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Powietrze... Dopiero teraz Smok zrozumiał, jak jest cenne – gdy cudownym wietrzykiem pogładziło jego pysk, a po paru szybszych oddechach rozjaśniło myśli. Wspaniałe, słodkie, chłodne i ożywcze, wywiewało zamroczenie i dodawało sił... Choć z jasnością umysłu powróciła też świadomość trawiącego łapę bólu.
W końcu zdobył się na to, by usiąść i ostrożnie, z lękiem, spojrzeć na okaleczoną kończynę.
Jęknął cicho, dostrzegając zniszczenia, jakie w jego ciele poczyniło... coś. Bo wciąż nawet nie wiedział, co go zaatakowało i dlaczego. Jednak część jego łusek, wraz ze skórą i wszystkim, po prostu zniknęła! Coś, niby rozżarzony pręt, po prostu wypaliło część jego ciała, pozostawiając tylko cienką warstewkę chroniącego kości mięsa. Na dodatek, zapewne na skutek ruchu, z wypalonego paska powoli sączyła się krew...
Odwrócił łeb, zaciskając oczy. Pazury wbiły się w trawę, gdy żołądek podjechał do gardła, a na języku rozpanoszył się obrzydliwy smak żółci. Nie zwrócił śniadania chyba tylko dlatego, że go nie jadł. Skończyło się na kilku bolesnych skurczach pustego żołądka...
Wiedział, co teraz się stanie. Rana była zbyt wysoko, by dało się odciąć ranną kończynę... Umrze. Tak daleko od domu, od wszystkiego, co znał... Będzie się męczył, znosił ból, rana zacznie śmierdzieć i ropieć, a w końcu zakażenie go zabije...
Westchnął cicho, boleśnie. I uniósł łeb, zdeterminowany, by nim stąd odejdzie, znaleźć jakieś spokojne miejsce na oddanie się skutkom tych zdarzeń, poznać odpowiedź.
Szybkie rozejrzenie się ukazało mu dwie sprawy – po pierwsze, pojawiły się kolejne stworki, a w tej chwili biły się między sobą. Po drugie... Istota, która zniknęła na początku, wróciła.
Czarne źrenice zwęziły się, choć w kącikach ślepi czaiła się zdradziecka wilgoć. Ciężko było unieść zad... Jednak jeszcze ciężej byłoby pozostać. Dlatego Smok ruszył w kierunku znikającej istoty, trwającej teraz w jakiejś dziwnej, niezrozumiałej pozycji. Stanął może ze trzy metry od niej, nie znając podziału na łuski i ogony, po czym spróbował przybrać najgroźniejszą minę, jaką potrafił.
– Dlaczego...? – mimo groźnego wyglądu i wyszczerzonych kłów, jego głos przypominał skowyt wystraszonego pisklęcia, a drżenie w nim zdradzało, że wielka bestia jest na skraju załamania nerwowego i niewiele brakuje jej do wybuchnięcia płaczem.
Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego mnie zabijasz?
To musiała być ona. Ona była odpowiedzialna za wszystko, co się tutaj wydarzyło – więc i za jego ranę.

: 06 cze 2018, 17:53
autor: Nocny Tropiciel
To było najdziwniejsze 10 sekund jego życia. Kto by pomyślał że w tak krótkim czasie może wydarzyć się aż tyle niewytłumaczalnych dla niego rzeczy? Może dla ułatwienie należałoby zrobić listę tego wszystkiego? A więc:
Pierwsze co zaskoczyło Khurana to ilość smoków które rzuciły się by rozkopać dziurę pod barierą. wiedział że krzyczał do Wierzbowej z prośba o pomoc ale nie spodziewał się że jeszcze ktoś go usłyszy ponad hałasem i harmidrem jaki panował pod barierą. Prawdą jest że w związku z tym że pomdlało tyle smoków było mniej pysków z których mógł wydobywać się hałas. Nie było to coś co mu się nie spodobało. Ba, była niezwykle szczęśliwy że uzyskał aż tak znaczną pomoc w próbie wydostania się na zewnątrz.
Drugą sprawą były te całe kropki. Za cholerę nie wiedział co to było. Nagle, kompletnie znikąd ruszyła na nich fala czegoś czarnego, składająca się z tysięcy drobinek. Jedyne co przeczuwał to to że nie powinien wejść z tym w jakikolwiek kontakt. Wokół niego było tyle niepojmowalnych zjawisk, a każde z nich groźne i niebezpieczne, że nie podejrzewał tego czegoś o dobre intencje. Przerażony pisklak rzucił się do świeżo wykopanej dziury i zaczął się przeciskać między ziemią, a krawędzią bariery, ledwo się mieszcząc. Nie mieli do tej pory zbyt wiele czasu na jej poszerzenie.
Po trzecie, wszystko nagle zniknęło. Nie dawno przecież bariera się wzniosła, a ich zaatakowały jakieś macki z mgły, na które na szczęście znaleźli sposób. Teraz jak za dotknięciem czarodziej różdżki wszystko zniknęło, akurat gdy Khuran był w połowie drogi na wolność i zorientował się że utknął. Nagle nacisk na jego grzbiet zniknął i był znowu wolny. Zdziwiony wstał i zobaczył...
...Czwarte niewytłumaczalne zjawisko! Ostatnie i najdziwniejsze ze wszystkich. Gdy zmaterializował się pierwszy, pomarańczowy duszek Khuran już stał i jeszcze mu lekko piszczało w uszach po jakimś niesamowicie ogłuszającym wrzasku, kompletnie znikąd. Nie zdążył nawet zareagować, gdyż usłyszał koło siebie czyiś głos... a obok niego nikogo nie było! Obejrzawszy się mało nie dostał zawału i odskoczył odruchowo zaskoczony, pokonując susem naprawdę imponujący dystans. W samą porę bo ten dziwny zielony smoczek rzucił się z niebywałą furią na pomarańczowego.
Kompletnie skonfundowany Khuran gapił się na twa naparzające się duszki czując się jakby znalazł się na innej planecie. Dopiero po chwili dotarł do niego jakiś rozum i rozejrzał się dookoła. Zauważył ze wróciła dorosła samica z Ognia która zniknęła gdy zaczął się ten ambaras. W sumie dopiero teraz zorientował się że nie było jej cały ten czas w czasie ostatnich wydarzeń. Nie zwrócił na to specjalnej uwagi, tylko znowu przeniósł wzrok na duszki, do których podeszło nieznane mu pisklę z obcego stada gadające kompletnie od rzeczy. Khuran poczuł że musi mocniej zakotwiczyć się w rzeczywistości bo chyba zaczęli od niej odpływać całą naprzód. Obejrzał się na Garruka i na Wierzbową.
-Eeeeee... –zaczął bardzo inteligentnie- Co teraz robimy? Uciekamy stąd?
Jakby nie patrzeć wydawała się to być najrozsądniejsza z opcji. Mało nie zostali uduszeni, a teraz są wolni. Jego rozważania przerwał jakiś dziki wrzask dorosłego, który najwyraźniej był ranny. Miał zdecydowanie dość krzyków, głośnych hałasów i temu podobnych, Mógł tylko prosić w myślach by tamten się zamknął.

: 06 cze 2018, 18:19
autor: Zaciekły Kolec
Zmęczony, niemalże odebrany z sił Garruk walczył o przetrwanie, o zdrowie swoich braci i sióstr, przesiąknięty obrazem okropnego chaosu i paniki. W jednej chwili jak sen, który stał na drodze rzeczywistości, jak tafla lodu roztrzaskany, uwalniający od koszmaru i zderzający z prawdziwym światem.
Czuł jak gdyby czas stanął, zupełnie jak gdyby za chwilę, w chwili uświadomienia miał ponownie otworzyć oczy i obudzić się, widząc znów źdźbła trawy, wylegując się na miękkim podłożu, czując chłodny wietrzyk i pierwsze promienie słońca.
Nic takiego jednak się nie stało, wciąż jak stał jak słup, czekając na czyjś znak, pstryknięcie palcami. Garruk zamrugał oczami i rozluźnił mięśnie. W tym samym momencie usłyszał czyjś głos, a raczej czyjeś głośne wykrzykiwania.
Mimowolnie obrócił wzrok w kierunku słyszanego głosu. Dobrze widział? Dwa małe smoki, jeden widocznie pełen nienawiści do drugiego, zupełnie jak gdyby miał go tam zaraz udusić. To było dziwne, bo wyglądało to na to, że ta bariera która miała ich zabić była pomysłem pomarańczowego smoka?
Co..?
Garruk pełen konsternacji, przez chwilę wszystkiemu się przyglądał, jednak chwilę później świadomość uderzyła go w podobny sposób jak zielony mały smok pomarańczowego, przypominając że to jednak nie sen, a niektórzy leżeli wciąż nieprzytomni.
Sam złapał haust świeżego powietrza, pozwalając sobie na chwilę odpoczynku, zerkając później na Caretha którego wyciągnął. Przysunął się, trącając go czubkiem pyszczka i sprawdzając czy wszytko w porządku. Był poraniony, wątpił by te rany teraz tak znikły same z siebie. Czy ktoś się tym zajmie?
Uniósł łeb, rozglądając się za Parasomnią. Była blisko Słonecznego, widocznie wziął ją i przyniósł pod barierę tuż przed jej zniknięciem. Chwała mu za to, nie wyobrażał sobie co by było gdyby Parasomnii coś się stało.
Nie jego rolą było przerwanie tym dwóm smokom w obijaniu się. Zdrowie Cienistych było najważniejsze, może któryś z dorosłych im przerwie i zażąda jakichś wyjaśnień? Bo do tej pory Garruk nie miał pojęcia czym całe to wezwanie miało służyć. Mógł najbliżej stwierdzić, że była to jakaś forma rozrywki, przynajmniej dla jednego z nich. Maltretowanie głupszych i słabszych.
Khuran który widocznie był równie zdziwiony jak reszta, zaproponował ucieczkę.
Chyba.. chyba tak.. – Odpowiedział, patrząc na miny reszty zgromadzonych. Faktycznie, sprawcy byli zajęci sobą – czy to nie był najlepszy moment na ucieczkę?
Wszystko cacy, tylko to by oznaczało ratowanie wyłącznie swojego tyłka. Ciągnięcie Caretha czy Parasomnii którzy leżeli nie zaliczałoby się do efektownej ucieczki. Czekał więc na ewentualny sygnał by wziąć łapy za pas.

: 06 cze 2018, 21:20
autor: Skryta Łuska
Bariera zaczynała pękać pod wpływem ich wysiłków. Skowronek była coraz bardziej pewna tego, że może jednak jest szansa na wyrwanie się stąd. Czuła się zupełnie jak jakiś intruz. Kompletnie nie rozumiała, co się tu wyprawia i kim są ci wszyscy nieszczęśnicy uwięzieni razem z nią. Jeszcze chwila i zniknie... Starała się tłumić wyrzuty sumienia, że zostawi za sobą inne smoki, które jednak jej w jakiś sposób pomogły! Powtarzała sobie, że tworzenie dziury przepuszczającej tlen to najlepsze, co jest w stanie zrobić dla innych.
Była coraz słabsza. Oddychanie stawało się męką, a wysiłki smoczycy coraz bardziej gwałtowne i chaotyczne. Jednak teraz też mieli szczęście. W jednej chwili powietrze wyrównało się, a ona poczuła największą ulgę w swoim życiu. Trwało to jedno drgnienie serca zanim powrócił koszmar! Zaraz napłynęła masa... czegoś. Smoczyca odskoczyła, patrząc z obrzydzeniem i przerażeniem na dziwne, obłażące ich stworzenia. Szarpała się pod nimi, otrzepywała i próbowała je odpychać, ale nie miałaby żadnych szans... gdyby nie interwencja kogoś drugiego.
Samica zamarła zupełnie skołowana, wpatrując się w znikający koszmar i kłótnię dwóch dziwnych stworzeń, które pojawiły się tu znikąd. Zaczęła coraz bardziej wątpić w stan swojego umysłu. Może już dawno oszalała po drodze i to wszystko nie dzieje się na prawdę? Gdyby tego było mało, znów pojawiła się starsza (od nich!) smoczyca, która gdzieś przepadła na samym początku! W miarę swoich obecnych możliwości mentalnych wsłuchiwała się w kłótnię, próbując zrozumieć z tego... cokolwiek. Właściwie jeden fakt był dla niej istotny. Całe to przedstawienie to był jakiś głupi żart. Była w bardzo złym humorze i cóż, żart nie przypadł jej do gustu, co można było rozpoznać po zirytowanym i jednocześnie wykończonym grymasie na pysku. Najeżyła się, siedząc na uboczu i spoglądając na duszki z niechęcią. Ta druga wydawała się nawet opiekuńcza, ale przybyszka nie zamierzała dać się drugi raz nabrać. – Pfff.. i po co mi to było.. – Mruknęła cicho, przymykając oczy i zaciskając zęby. Gdyby chociaż była tu jej siostra... Ona wiedziałaby, co robić.

: 07 cze 2018, 11:44
autor: Nihilius
Powoli otworzył oczy, gdy tylko pozwolił mu na to tlen dopływający do jego mózgu. Więc jednak zasnął. A wiedział, że nie był to najlepszy pomysł. Tylko co mógł zrobić, kiedy nagle stał się taki senny i oddychanie było takie trudne. Zamrugał, poruszając bardzo ciężkimi powiekami i zmusił się żeby podnieść równie ociężały łeb i ocenić obecną sytuację. Wydawała się dużo lepsza niż poprzednio. Wszystko się uspokoiło, niebezpieczeństwo musiało zostać jakimś cudem zażegnane. Przegapił tylko ten moment, w którym do tego doszło. Teraz z niecodziennych i niepokojących rzeczy, pozostały tylko dwie lewitujące istoty, które najwyraźniej nieszczególnie się lubiły. Wyglądało to dużo lepiej, niż mgliste macki. Nihilius nie myślał jeszcze przejrzyście. Cały świat wydawał się spowolniony i nielogiczny. Powoli przypominał sobie jak obsługiwać własne łapy, po czym wykorzystał odzyskaną wiedze do podniesienia swojego ciała z ziemi i uzyskania postawy wyprostowanej. Patrzył z niezrozumieniem na dwójkę duszków i na inne smoki, które wyglądały na równie zdezorientowane co on sam. Może ktoś ze starszych za chwilę rozjaśni dla niego tą sytuację mówiąc coś mądrego, co nada sens wszystkim tym wydarzeniom.

: 07 cze 2018, 15:57
autor: Obsydianowa Łuska
Gdy patrzyła się na kolejne rzeczy, które się działy, była coraz bardziej skonfundowana, przez co nie miała zbytniej możliwości zbytniego zareagowania na otaczającą ją rzeczywistość. Gdy zaatakowały ją te kropki, skuliła się w sohie w oczekiwaniu na śmierć... W pewnym momencie jednak poczuła powiew świeżego powietrza, okrzyk dość kategoryczny... Po chwili usłyszała także okrzyki conajmniej złe, conajmniej wkurzające i conajmniej niepokojące... Rozchyliła się i spojrzała w tamtą stronę, po czym obejrzała się na te dwie kotłujące się istoty. Kilka razy mrugnęła z niedowierzaniem, ale obraz nie znikał. Podeszła tam z zamiarem rozdzielenia dwójki najpierw poprzez warknięcie, a potem poprzez rozdzielenie łapą. Warknęła raz jeszcze i powiedziała tylko jedno:
-Co to było?! Wyjaśniać! Ale już!!! Bo będą dwa pieczone!!! – Po czym jak gdyby na potwierdzenie jej wnętrze pyska zapełniło się blaskiem ognia i tak trzyma to w stanie gotowości. Może i jest zdekoncentrowana, ale jeśli ta dwójka miała swój udział w tym, że młodziki prawie się podusiły... Nie daruje...

: 07 cze 2018, 16:19
autor: Urągliwy Kolec
Padł.
Naprawdę, położył się jakby nigdy nic, obserwując oburzenie smoków wokół, skonfundowanie, a nawet radość wywołaną napływem świeżego powietrza tlącego się w ich płucach. A on smyrał pociesznie swym frędzelkiem źdźbła trawy. Wszystko przed jego znużonymi oczyma wydawało się być efemeryczne. Jakby żywot był nieubłaganym potokiem ciągnącym wszystko ze sobą. Może to, że cały czas był nieobecny myślami pod kopułą sprawiło, że nie doceniał zastałej sytuacji tak, jak inni? Może to, że nieustannie borykał się z problemami życia i śmierci sprawiło, że traktował to jako zwykłą przeszkodę na drodze życia? Trudno.
Ach, ta trawa. Przyjaciel smoka. Muskała lubieżnie podbrzusza, amortyzowała upadki, pachniała klarownie. Naprawdę niedoceniana przez innych. Kątem oka zaś, gdy tylko pazurem oplatał kilka kosmyków zielonej poszewki, wyszukiwał Sayperith. Na miarę niechcenia znalazł ją, a jak tylko przyczepił swe ślepia to nie mógł odkleić. Opiekowała się jakimś silnym, acz starszym samcem.
Złota postura, smukła oraz zwinna, lśniła wśród pozostałości po harmiderze.
I nic wokół nie miało takiej wagi jak młódka zamartwiająca się pierwszym lepszym smokiem. Nawet Neptun, najbliższy sercu druh, nie był aż tak intrygujący. Jakże to odważnym trzeba być, hardym, by udać się do dwóch astralnych istot, kpiących wprost na silne gady u szczytu łańcucha pokarmowego? Beztroskim oraz dobrym, by podbiec do kogokolwiek, płacząc tuż nad pyskiem i szepcąc modlitwy? Oboje inni... zajęli mózgownicę Uranu.
Opuścił grzecznie łeb, posępny błękit, łkając niewidocznie. W środku ulewa, w piersiach rosnące kwiaty, wszak na pysku kamień. Chmara białego włosia przysłoniła smukły pysk, który skwaszony swymi narastającymi emocjami, wpieniał oczyska w nieznaczny grunt. Tak, to co myślał o niedocenianym puchu było kłamstwem. Nie szanował trawy.
Nie szanował. Nie szanował. Nie szanował. Nie szanował.
Wtem krawieckie szpony wbiły się pod powłokę ziemi, wyciągając leniwie grudki. Trzecia powieka zasłoniła ślepia, pozwalając im na żmudną zmianę kolorytu na krwisty. Szkliły się.
Mimo to patrzył. Na wszystkich. Obdarowywał swym schowanym okiem domniemania wszystkim, których napotkał. Chciał oderwać się od wątku Neptuna oraz Sayperith.
Samotność.
Wstał ociężale.
Sapanie.
Ból.
Złapał się szparko za pierś, ścisnął z gorzkim uczuciem w gębie, rzucając spsiałe spojrzenia na dwie smukłe sylwetki. Złotą i turkusową. To na łapę, brudną od kopania. Nadgarstek spowity gruntem, reszta to resztki. Nie mógł oddychać, niemniej kopuła została bezzwłocznie otwarta.
Nie chce być przyjacielem.
To tylko sen.
Wargi drgały, zimno wkradło się pod mięśnie.

: 07 cze 2018, 17:26
autor: Iluzja Piękna
Kiedy opadłem nie miałem siły już wstać a słysząc krzyk nie miałem ochoty nawet próbować. Niedługo potem jednak mogłem ponownie odetchnąć głęboko. Powietrze powróciło! Poczekałem spokojnie aż mroczki przed moimi oczami znikną po czym ostrożnie ustałem na łapkach oraz skrzydłach. Rozejrzałem się i z ulgą zauważyłem iż nikt z mojego stada poważnie nie ucierpiał. Zobaczyłem również jakieś dwa duszki które się kłócą postąpiłem o dwa kroki w ich kierunku wyciągając w ich stronę łepek.
-Kim jesteście?– Spytałem zaciekawiony nie bardzo wiedząc czy mnie w ogóle usłyszą.

: 07 cze 2018, 18:46
autor: Wędrówka Słońca
Dopóki nie odetchnął głębiej świeżym powietrzem, nie zdawał sobie sprawy jak bardzo mu go brakuje i jak powoli płuca zaczynają go piec. Szybko wciągając nozdrzami kolejne dawki słodkiego, słodkiego tlenu, ogarnął wzrokiem zgromadzone wokół pisklęta. Były wszystkie, chociaż fioletowy zlazł mu z grzbietu i klapnął na ziemię. Już miał pochylić się nad pisklakiem, kiedy niedaleko Niebotycznego zabrzmiał chrzęst, ostateczny jak wyrok, i pojawiła się masa czerni. Umysł krzyczał by wypchnął młodsze smoki za barierę i spróbował odgrodzić ich od tej masy, ciało stało jak spetryfikowane. Wiedział, ze nie da rady nic zrobić...
I, jak się okazało, nie musiał nic robić. Wrzask sprawił, że Słoneczny aż się skrzywił, jednak odruchowo spojrzał w kierunku z którego dobiegał wściekły głos. Jednocześnie bariera zamigotała i znikła. Byli wolni... Chociaż nie był pewny, czy byli bezpieczni.
Rozpoznał dwa duszki – opłacało się wędrować po terenach Wody i za barierą, poznał całkiem sporo przeróżnych istot – i o mało nie wybuchł śmiechem. Nie, żeby tak go to rozbawiło – po prostu nerwy dały mu o sobie znać. No, i Naqimia dająca Riromiemu lanie jego życia wyglądała zabawnie. Aż czuło się satysfakcję.
Jednak uwaga Słonecznego znowu została przekierowana na inną rzecz. Czy też, innego kogoś. Szklana Melodia pojawiła się tak gwałtownie, jak zniknęła. Mimowolnie odetchnął z ulgą, starając się dostrzec czy smoczyca nie jest ranna. W tym całym zamieszaniu nie pomyślał o próbie pomocy Ognistej, skupiony na zbieraniu piskląt. Na szczęście, chyba nic jej nie było. Może poza chwilową słabością, bo skłoniła się aż do ziemi.
Rozejrzał się. Smoki różnie reagowały na nadprzyrodzone istoty, większość jednak reagowała podobnie do niego samego – zdziwieniem i niepewnością.
"– Mmm! Gadziki! Łowio rybke?"
Aha, tak, to byłby Neptun. Widać panika mu już minęła. Po nim lament podniósł jakiś czarnołuski. Słoneczny, słysząc ból w jego głosie, mimowolnie zaczął mu współczuć. Może nawet podszedlby go niego, gdyby nie Obsydianowa Łuska.
Aż syknął, mimo bolącego gardła. Co za pustogłowa bestia! Nie widziała, z kim miała do czynienia?
Delikatnie zdjął Morana ze swojego grzbietu i posadził go obok Tiala. Prędko ruszył w kierunku Obsydianowej, przeklinając w cichości ducha.
~ Zamknij pysk, nieopierzona adeptko! Nie widzisz, z kim masz do czynienia? Myślisz, ze skoro ukazali się naszym oczom to twój ogień czy kły zrobią im krzywdę? ~ Przesłał telepatycznie adeptce, nie ukrywając gniewu w swoim głosie. Czy ona chciała sprowokować duszki jeszcze bardziej?
~ Szanowna Naqimio, jestem Słoneczny Kolec, przyszły Piastun ~ skierował sie do zielonego dusza, pozwalając by maddara uczyniła jego głos słyszalnym tez dla innych smoków. I bezwstydnie próbując się odwołać do miłości Naqimii do piskląt. ~ Czy Riromi nas tutaj sprowadził? ~
Na pomaranczowego duszka jedynie spojrzał. Wolał się doń nie odzywać, bo jedyne slowa które miał dla niego nie były przyzwoite na tyle by wymawiać je głośno.

: 07 cze 2018, 21:17
autor: Parasomnia
Wyglądało na to, że ktoś ją niósł, gdyż czuła pod sobą nie grunt a smocze łuski. Czyżby ktoś ją ratował?
Po chwili wciągnęła w płuca dużo powietrza, głowa ją już nie bolała i zawroty także gdzieś przepadły. Nie była już osłabiona, w końcu mogła się swobodnie poruszać. Jej myśli nigdzie nie odpływały – znów potrafiła skupiać się na danej rzeczy i myśleć w miarę racjonalnie.
Prędko oprzytomniała, po czym podziękowała złotołuskiemu smokowi z innego stada.
– Dziękuję... – Mruknęła pod nosem, po czym zeskoczyła z grzbietu Słonecznego Kolca. Gdy stała już na ziemi, wciąż się jeszcze nieco chwiała, ale to prawdopodobnie tylko chwilowe.
I wtedy poczuła się strasznie głupio, bo przegapiła część zdarzeń. Niedaleko kłóciły się jakieś dziwne istotki, czyżby duchy? Dodatkowo jakimś cudem powróciła ta smoczyca, która na początku zebrania – bo jak inaczej można to nazwać? – zniknęła. Puf! Tak po prostu!
Po chwili usłyszała, jak jej wybawiciel rzekł coś do zielonego duszka. A więc ma na imię Naqimia? Nic to Parasomnii nie mówiło. Za to bardzo przejęła się tą sytuacją i zaczęła obserwować wszystkich dookoła, nie tylko te nowo przybyłe stworzenia, ale i smoki. Jak na to zareagują? Co teraz powiedzą?Czy cokolwiek teraz zrobią? Co w takim razie zrobi ona?
I, co najważniejsze, czy warto czekać na wyjaśnienie tego wszystkiego? A może po prostu... uciec?
Nic już nie wiedziała, była za mała, była zdecydowanie za mała.
Ale w życiu trzeba sobie jakoś radzić. Postanowiła, że oprze się wszelkiemu zagrożeniu. Nie podda się nawet braku tlenu.
Nie tym razem. W tej chwili chciała już tylko...
Spać.
Ziewnęła przeciągle i klapnęła na boku. Ciągle jednak pozostawała czujna, obserwowała wszystko i wszystkich. I czekała... na dalszy zwrot wydarzeń.

: 07 cze 2018, 21:35
autor: Erupcja Epidemii
//zgadnijcie jak zaatakowany przez Reo Careth krzyczał
//soundtrack

Co ja tutaj robię?
Nozdrza poruszyły się, a Cienisty wziął nieco głębszy wdech. Delikatny powiew świeżego powietrza na pysku. Owiewał jego łuski, jak wtedy, podczas nauki lotu... tyle, że tym razem jego ciało było bardziej obojętne na tę wolność, którą czuł podczas prucia przez nieboskłon. Tym razem chodziło o przeżycie, o odratowanie mózgu i uruchomienie na nowo spokojnej pracy płuc, miast płytkiego poruszania się klatki piersiowej, kiedy tlenu było coraz mniej i mniej. Wokół. Zaraz... czy on czuł nacisk? Czy ktoś go pchał? Ewidentnie się poruszał. Nie mogło być żadnej pomyłki, w końcu poczuł...
Desperacki wdech. Otworzył szeroko ślepia, mrugając z szokiem.
Życiodajne powietrze. Cała jego masa zwaliła mu się na głowę. Serce zabiło gwałtownie, kiedy ignorując przyszywający ból na grzbiecie podniósł się na równe łapy. Od razu, wstając tak nagle i niespodziewanie, że ciśnienie omal nie zmusiło go do ponownego opadnięcia bez sił. Utrzymał się jednak, przeganiając agresywnie mroczki przed oczyma. Uch.
Nie miał zielonego pojęcia, co się działo. Dłuższą chwilę zajęło mu przypominanie sobie wszystkiego, co przeszli tego dnia, jak zetknęli się z niebezpieczeństwem. Mrugał, starając się odegnać osłabienie i rażące światło. Rozejrzał się tępo i dopiero okrzyk razem z przybyciem walczących... ktosiów przywrócił go dostatecznie do rzeczywistości. Skulił się w pierwszym symptomie instynktu, rozglądając się nerwowo. Dopiero po dłużej chwili, jednym uchem ledwie usłyszawszy rozmowy smoków między sobą wyprostował się, mimo bólu, mimo otępienia. Na jego pysku pojawił się niezadowolony grymas, a łuki brwiowe omal nie zasłoniły jego błyszczących ślepi. Podszedł o parę kroków, zbliżając się do duszków. Spotkał już kiedyś coś podobnego na swojej drodze. Ani to miłe, ani ładne, jakieś takie nijakie.
Da się je zjeść? – bąknął niecierpliwie nieco ochrypłym głosem, rozglądając się po zgromadzonych. Widocznie miał na myśli dwójkę walczących. Miał dość. Miał ochotę rzucić to wszystko i sobie pójść... ale wpierw trzeba było znaleźć winnego. Ewidentnie. Bez tego nie mógłby spać po nocach, zastanawiając się, kto też sporządził im takie wesołe spotkanko minionego ślicznego dzionka.

: 07 cze 2018, 22:07
autor: Ostatnie Ogniwo
Upadłem na ziemię, wtedy światła zgasły na pewien moment. Kiedy się obudziłem wszystko zniknęło, nie było dziwnych tworów, które zwołały do nas macki. Zamiast nich były dwie walczące ze sobą postacie. Pomału podniosłem się na łapach, które odmawiały posłuszeństwa. Zmęczenie prawie mnie pokonało, tylko prawie. Resztkami sił podszedłem bliżej tłumu i zobaczyłem kłaniającą się Melodię. Od razu wiedziałem co to były za postacie Naqimia opiekunka piskląt i Riromi, ten bożek co zawsze płatał wszystkim figle, podejrzewam, że panował nad sytuacją, a zielona dramatyzuje. Stanąłem obok Rek wpatrując się w bójkę. Wszyscy ją obserwowali i miałem nadzieję, że bóstwa tym razem odbiorą mój mentalny przekaz.
~ Co wy do licha wyprawiacie? Bijecie się o to co zaszło, ale nic przecież nie zmienicie! Co się stało się nie odstanie i to, że Naqimia mu coś zrobisz nie znaczy, że cofną się te wszystkie rzeczy z, którymi się zmagaliśmy. To był niewinne wygłupy i nikomu nic się nie stało. Poza tym jaki przykład dajecie pisklakom? Że każdy spór trzeba rozwiązać bójką? Zastanówcie się czasem! ~ pouczanie Bogów. Głupota, a może pewność siebie?

: 07 cze 2018, 23:04
autor: Masochistyczny Kolec
Wszystko działo się tak szybko, Hidanowi nie udało się złamać bariery, pisklaki rzuciły się na tą wykopaną dziurę jak chorzy na pomoc uzdrowiciela. A dalej? Coś na moment go oślepiło, kopuła zniknęła, ponownie wróciła ta jakaś biała smoczyca, do tego jakieś duszki się pojawiły.
Masochistyczny Kolec patrzył na ten teatrzyk, który odstawiały duszki. Jeden rzucił się na drugiego, obwiniając go o wszystko, co zaszło tutaj przed chwilą, jakby obrońca rzucił się na ciemiężyciela. Cienisty miał wielką ochotę zacząć się śmiać z ich bójki, która nie wyglądała ani trochę groźnie, raczej jak przepychanki piskląt. Daleko temu było do prawdziwego pojedynku. Szkoda, że szarołuski był niemy, w innym wypadku naprawdę wyśmiałby to całe zajście.
Zamias tego spojrzał się z politowaniem na wszystkich, którzy gadali do duszków, szczególnie na tą adeptkę, która krzyczała. Czuć od niej było stadem Ognia. No, ta to na pewno wyrośnie na kolejnego, niepotrzebnego nikomu, żałosnego smoka rządzącego się. Taka młoda, a od samego początku wszystkich pouczała. Miał ochotę złapać ją za pysk i pokazać jej kto tu naprawdę rządzi. Niestety, za dużo świadków, pewnie znalazłby się jakiś o wielce czystym sercu i stanął w jej obronie. Jeszcze się z nią kiedyś spotka, sam na sam...
Przeniósł wzrok na duszki, a w jego oczach były rozbawione iskierki.

: 07 cze 2018, 23:27
autor: Administrator
//soundtrack

Sytuacja się uspokoiła, i pomimo dostatecznej ilości dostępnego powietrza, można było odnieść wrażenie, że smoki pozapadały w śpiączki. Khuran, Garruk, Skowronek, Nihilius, Urągliwy Kolec, Parasomnia, Careth i Masochistyczny Kolec na swoje sposoby obserwowali rozwój wydarzeń, pozwalając innym grać przysłowiowe pierwsze skrzypce. Na ich stratę poniekąd.
Nie wiadomo co Ostatnie Ogniwo i Obsydianowa Łuska próbowali osiągnąć groźbami i krzykami mentalnymi, ale nie dało to efektów. Naqimia dalej biła się z Riromim jakby od tego zależało zdrowie i szczęście wszystkich tu zgromadzonych. Opiekunka piskląt wyglądała na prawdziwie rozsierdzoną. Być może zamiast rzucać się do niej i pouczać byt, którego pojmowanie rzeczywistości wyglądało trochę inaczej niż Ostatniego Ogniwa, należało najpierw przerwać jakoś tę bójkę i zdobyć pare słów wyjasnienia. Ah, nie. Słoneczny Kolec... Na pytanie Rionnaga odpowiedział własnie on. Poza tym...Cóż, wyszło na to, że Naqimia usłyszała słowa Słonecznego, bo na moment przydusiła Riromiego do skał swoją eteryczną łapą, obróciła się by spojrzeć na Wodnika, i odpowiedziała krótko ale konkretnie. Na głos, a nie mentalną mową.
– Tak.
W tym słowie brzmiała cała złość, cała desperacja, jaka miotała Naqimią do tego stopnia, że zwróciła sie przeciwko własnemu współplemieńcowi do takiego stopnia. Bo spójrzmy na chwilę na całą tę sytuację z jej perspektywy. Duszek złośliwości, Riromi, zwołał pisklęta i młodzież, którą Naqimia się opiekowała... By co im zrobić? Zastraszyć? Torturować? Patrząc na Smoka – zranić?
Pytanie Głębinowego Kolca zbiło ją z pantałyku na chwilę. Jedzenie było ostatnią rzeczą, o jakiej Naqimia myślała w tym momencie. Może to była dobra taktyka – odwrócenie uwagi. Nawet na chwilę. Bo Riromi węsząc osłabienie koncentracji swojej oponentki zaczął się wić i z sykiem próbował się wyrwać, ale to sprawiło u Naqimii powrót agresji, i zaraz Riromi wyrżnął łbem w okoliczną skałę i przestał się wić. Bo cokolwiek Naqimia czuła, widać było, że odebrała atak na młodsze pokolenie BARDZO personalnie.
Tymczasem Szklana Melodia dalej była unieruchomiona. Nie miała jak zareagować na pytanie Smoka, bo też maddara nie poddawała się jej władzy. Więc tkwiła w dziwnym milczącym bezruchu. Przydałoby się nią zainteresować i może jakoś jej pomóc. Ewidentnie nie była sprawczynią dziejących się tu tragedii, skoro teraz ona cierpiała z jej tytułu.
PLASK
Przez Skały Pokoju przetoczył się głośny trzask, kiedy Riromi uwolnił jedną swoją łapę z uścisku Naqimii i przywalił jej z całej siły w pysk. Opiekunka piskląt wyglądała na lekko oszołomioną. Być może ktoś powinien zareagować zanim teraz to wymknie się spod czyjejkolwiek kontroli.



//Kolejny odpis w sobotę – wcześniej niż dotąd, bo nie będe w stanie czekać do po 23! Więc koło 22.
Zależnie od waszych reakcji i waszego działania zostały nam jeszcze dwie-trzy tury, więc warto zrobić ostatni zryw żeby wyrwać nagrody. Pamiętajcie, że siedzenie i obserwowanie... może naukę wydłużyć.

: 08 cze 2018, 13:47
autor: Nocny Tropiciel
Chyba dobrze że nie odbiegli od razu, tylko poczekali chwilę aż sytuacja się trochę rozwinie, bo kilka dłuższych chwil stania spokojnie i słuchania co inne smoki mają do powiedzenie lub jak zareagują pozwoliło mu zebrać jakiś obraz tego co tu się dzieje, co nie było zbyt proste do rozwikłania dla małego pisklaka. Zdecydowanie najbardziej pomocne były tu wypowiedzi kierowane do duszków. No dobra, część z nich bo jedna z samic z ognia tylko darła japę. Cze wszystkie smoki z ognia muszą zachowywać się tak bezmyślnie? Z wartościowych wypowiedzi mógł wywnioskować że miał do czynienia z jakimiś nie-smokami ale o ich wyglądzie, a ten pomarańczowy jest winny całej zaszłej sytuacji. Wyglądało na to że zielony nie-smok stara się go za to ukarać. A więc zielony był ich sprzymierzeńcem, a pomarańczowy ich wrogiem! Wszystko na to wskazywało. Co go dziwiło to to, że żaden ze starszych smoków nie zamierzał włączyć się do bójki by pomóc sojuszniczej im istocie. Khuran nie zamierzał siedzieć jednak bezczynnie. Obejrzał się na Garruka i na budzącego się Caretha i powiedział:
-Musimy pomóc tej zielonej!
I... rzucił się pomóc tej zielonej. Nie umiał się bić ale nie przeszkadzało mu to w tym co zamierzał robić, czyli pochwycić i przytrzymać winowajcę. Całe szczęście że te istoty nie były duże, niemalże ich rozmiarów. Khuran skoczył na pomarańczowego, chwycił go i próbował go odciągnąć na bok, od zielonej istoty, łapiąc go za przednią łapę i wbijając w nią kły. Szarpał mocarnie jak na takie pisklę licząc na pomoc Cienistej braci. W jego umyśle taka akcja prezentowała się jako wyśmienity plan.

: 08 cze 2018, 17:37
autor: Dziadke
Sytuacja wyglądała na nieopanowaną. Nikt nie wiedział co tak właściwie ma miejsce. Widocznie miejscowym duszkom bardzo się nudziło- szkoda tylko, że zabijanie nudy odbyło się kosztem zebranych tutaj adeptów i piskląt. Głębinowy zmarszczył brwi, badawczo obserwując bójkę, jednocześnie zapominając o reszcie zamieszania. Te małe, śmieszne istoty, które zaszczyciły ich obecnością były aż nader interesujące. Niby potężne gadziki, a jednak... o cholera. Chwila atencji! Jeden z duszków spojrzał na niego! Powinien czuć się zaszczycony? Może Naqima pójdzie z nim łowić rybki?! Byłoby...
Trzask. Uderzenie do tej pory obezwładnionego Riromiego wyrwało morskiego ze stanu zamyślenia, zmuszając przyszłego łowcę do podjęcia jakiejś decyzji, bo inaczej będzie tutaj stał do wieczora licząc, że czegoś się dowie.

Rzucił się energicznie na potencjalnie dużo słabszego i mniejszego napastnika jakim był pomarańczowy duszek. Cienki ogonek samczyka zatoczył szeroki łuk w powietrzu, zakręcił pokonując opór wilgotnego powietrza, a potem strzelił samą uzbrojoną w hak końcówką, mając na celu dać złośnikowi bolesnego prztyczka w nochal. Syknął przy tym przeciągle, próbując osłonić Naqimę. Dla niej miał coś zupełnie innego.

NIE ODPOWIEDZIAŁA NA JEGO PYTANIE.

: 08 cze 2018, 18:01
autor: Brzozowy Kolec
Bądźmy szczerzy, najwyczajniej w świecie straciłem przytomność a kiedy się ocknąłem nie do końca wiedziałem co się dzieje. Rozejrzałem sie uwaznie chcąc ogarnąc wzrokiem jak najwiecej lecz nie potrafilłem zrozumieć co się wydarzyło. zsunąłem sie bardzo ostrożnie po ogonie Żółtego po czym wepchnąłem się pod jego brzuch cicho popiskując. Strach nadal sprawiał że moje ciało trzęsło się jak galareta a łapy były jak z waty. Spojrzałem na smoki które były w poblizu jednak nie zamierzałem wychodzić z tej bezpieczniej kryjówki. Ślina zalała już suchy pysk i zaczęła wyciekać bokami pyska pomiedzy krzywymi zębiskami. potrząsnałem łowa strzepując pare kropli na pobliskiego smoka. po czym cofnałem sie dwa kroki.

: 08 cze 2018, 20:53
autor: Skryta Łuska
//co ja poradzę na to, że u mojej postaci przejmowanie inicjatywy było tępione od dzieciństwa xD

Sytuacja na nowo robiła się coraz poważniejsza. Po pierwszym szoku i nieufności wobec dwóch dziwnych istot, Skowronek jakoś oswoiła się z faktem, że jedna z nich wyraźnie ich broni. Należałoby jej więc pomóc w momencie, gdy ich wróg zyskał przewagę, dla własnego dobra... Inne smoki szybciej ruszyły do ataku, jak zwykle. Ona jak zwykle analizowała argumenty za i przeciw. Nie było jednak wyboru, tym razem musiała coś zrobić.
Podniosła się i cicho przemknęła w kierunku pomarańczowego smoka, wyraźnie się wahając. Co właściwie zamierzała zrobić? Nie była szczególnie szybka. Sama też nie wierzyła, że na prawdę to robi. Biegnie, by włączyć się do walki... Chyba pierwszy raz w życiu. Tutaj był kolejny problem. Niezbyt wierzyła, że stać ją na coś wielkiego, więc znów wzięła przykład z Khurana i złapała zębami za tylną lewą łapę Riromiego, przypadając przy tym płocjliwie do ziemi, gdyż kątem oka dostrzegła atak strasznie wyglądającego Głębinowego Kolca na pysk wroga. Pociągnęła duszka za łapę, gotowa za moment odskoczyć najdalej, jak się da. Może to wystarczy, by ta druga znów odzyskała kontrolę nad sytuacją? Jak na razie to wydawało się najbezpieczniejsze wyjście.

: 08 cze 2018, 23:01
autor: Obsydianowa Łuska
Spojrzała się na dwójkę smoków małych, które nie do końca miały przyjacielskie stosunki ze sobą. Patrzyła się na to ze zdziwieniem, ale przede wszystkim po jej czaszce kołatało się jedno, jedyne pytanie... Kto to u diabła jest Naqimia i Riromi? Nie miała nigdy z nimi styczności, więc sam ten niedorzeczny pomysł był.. Niedorzeczny... Ale i owszem... Jednak zanim zdążyła cokolwiek zrobić widziała, jak na tego pomarańczowego rzuca się cała okoliczna smocza brać... Tak bardzo typowe... Nawet nie wiedziała szczerze, co o tym myśleć... Nagle się wszyscy zaczęli na niego rzucać, szarpać... Szaleństwo, to byłó szaleństwo!!! Ale ona jest w sumie lekko szalona, więc... Najpierw się nieco odsunęła, by spokojnie móc mieć większy rozpęd... Ale jednak podbiegła tylko swobodnym kłusem i postarała się przytrzymać tamtego pomarańczowego duszka tą łapę, którą uwolnił. Przez przypadek bujnęła Głębinowego Kolca w bok i lekko przejechała swoim ogonem po jego brzuchu, ale trzymała swoją łapą tamtej jego łapy.
-Wystarczy – warknęła.

: 08 cze 2018, 23:19
autor: Ostatnie Ogniwo
Słowa nie działały. Zamiast tego kłótnia się tylko pogłębiała i co teraz miałem zrobić? Niektórzy próbowali bronić Naqimi, ale niestety i tak to pewnie wyjdzie na marne.
~ Pomóżcie Szklanej Melodii ~ powiedziałem po czym zacząłem biec do Riromiego. Chciałem stanąć przed nim, żeby nie zablokować mu jakąkolwiek drogę do Naqimi i równie dobrze obronić go przed atakami pisklaków. Miałem nadzieję, że zdążę. Następnie wyczarowałem niewidzialny obłok gdzieś niedaleko z boku, z którego miał wydobyć się głośny słyszalny przez wszystkich ryk, tak żeby odwrócić ich oraz bożków uwagę. Następnie kiedy ten ustanie ja zamierzałem zabrać głos w tej sprawie.
~ Stop! To koniec walki czy tego chcecie czy nie, niby pseudo Bogowie, którzy dają przykład i opiekują się smokami, a zachowujecie się jak banda pisklaków. Przemoc to nie jedyne rozwiązanie. Nie twierdzę, że Riromi zrobił dobrze, trochę przesadził ale to nie powód by lać się po pysku! Co to zmieni? On i tak się nie nauczy, dajcie już sobie spokój. Nie przyszliśmy tutaj po to, żeby oglądać jak się lejecie, tylko zostaliśmy zwołani! ~ liczyłem, że tym razem wysłuchają tego co miałem do powiedzenia. Może w końcu przestaną się bić.

: 08 cze 2018, 23:35
autor: Erupcja Epidemii
//soundtrack

Biedny pomarańczowy smokopodobny. Wszyscy się na niego rzucili jak jeden mąż, nie bacząc na to, że zafundował im przecież naprawdę świetną zabawę. Każdy ma w końcu swój gorszy dzień, najwyraźniej agresor po prostu potrzebował rozrywki. A cóż może być lepszego od zajadania prowiantu i oglądania tej komedii, którą urządziły pisklęta i adepci? Doprawdy, wyśmienita zabawa!
Tak samo jak zaatakowali Cienistego, który zranił Caretha, nie dając nawet temu ostatniemu samemu dostatecznie porachować kości. Znaczy się, miło z ich strony i w ogóle, ale mimo wszystko to nie była ta sama satysfakcja jak samemu sprać komuś zadek. Syn Perlistego Uśmiechu przyglądał się więc jedynie biernie całej tej szamotaninie. Krzyki, agresja, ugh. Czemu musieli tak hałasować? Dopiero kiedy jego zmysły zaczynały się stabilizować coraz bardziej docierało do niego, jaki chaos panował wokół. Bez przerwy chaos, w każdym działaniu. Indywidualiści w większości? Przynajmniej jego Bracia i Siostry ze stada starali się jakoś porozumiewać z resztą. Pozostałe słowa jednak ledwie wychwytywał, nie koncentrując się na nikim poza Khuranem tak naprawdę. Bo najwyraźniej jedyny potrafił raźno myśleć w wyniku niebezpieczeństw i wykazał się kreatywnością. Mimo to jedynie podreptał parę kroków bliżej, wzdychając. I tak był ranny. Osłabiony. Nie było co się pchać. Za to rozglądał się wokół, jakby szukając czegoś do roboty, wypatrując pułapek, niebezpieczeństw... i dostrzegł ją, piastunkę Ognia. Ściągnął łuki brwiowe w zamyśleniu, zbliżając się do niej. Spojrzał pytająco na Smoka, jakby licząc, że ten coś więcej mu powie na temat piastunki i jej położenia.
Hej, ruszże się Ogniku – syknął, przekrzywiając łepetynę i dostrzegając, że ta najwyraźniej zastygła niczym posąg i nic nie robi. Może czas ją rozruszać, huh. Czyżby i ona nie czuła się najlepiej? A może była tylko iluzją? Wciągnął ostro powietrze przez nozdrza, podnosząc się na tylnych kończynach oraz szykując się do delikatnego złapania pod polikami Szklanej i szarpnięcia w dół. Nie na tyle gwałtownego, by zrobić krzywdę, lecz i tak dosyć silnego.