Strona 6 z 38
: 09 gru 2014, 18:20
autor: Pasterz Kóz
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Bezchmurny niewzruszenie stał, czekając aż Cienista wszystko ułoży i nawet nie drgnął, gdy się z nim połączyła. Gdy przesłała obraz, przez chwilę myślał, aż w końcu wydał werdykt.
-Dobrze, podoba mi się ten krajobraz. To tyle z magii precyzyjnej. Czegoś jeszcze chciałabyś się nauczyć, hm?– spytał z delikatnym uśmiechem.
//Raport – Magia Precyzyjna I
: 09 gru 2014, 20:41
autor: Spiżowa Łuska
Uśmiechnęła się lekko do Bezchmurnego. Już chciała powiedzieć, że to widać z jej małej norki, ale powstrzymała się. Zrezygnowała z powiedzenia tego, bo była nieco zagubiona w tych kwestiach. Ale to nic. Bezchmurny wszak nie milczał! Zapytał ją jeszcze o coś, a ona w odpowiedzi bardzo szeroko się uśmiechnęła. – Jeśli to nie byłby problem, mógłbyś nauczyć mnie walczyć magią? Tak w razie czego, żebym mogła bronić się na wyprawie. Mógłbyś? – Zapytała śmielej niż do tej pory prosiła o cokolwiek. Ale jak tu się dziwić? W końcu nauczyciel Thei był bardzo wyrozumiały i przyjazny w obyciu. Jej ogon drgnął na ziemi. Spojrzała na śnieg. Kwiatka już nie było.
: 11 gru 2014, 16:40
autor: Pasterz Kóz
-Mógłbym, mógłbym. Jak chcesz to zrobić? Wpierw magia obronna, magia ataku czy obie razem, hm?– spytał. Nauczanie magicznej walki przyszłej Uzdrowicielki miało swoje plusy. Na pewno mógł liczyć u niej na leczenie, bo dzięki temu będzie mogła bronić się podczas zbierania ziół i korzeni. Co z tego, że była z Cienia? Trochę to wadziło, zwłaszcza, gdy ostatnio była nieco napięta atmosfera spowodowana wojną, ale co poradzić. Polubił ją nawet i smucił go jej los. Wątpił w to, by wymyśliła to wszystko, żeby ją nauczał.
: 14 gru 2014, 15:50
autor: Spiżowa Łuska
– Chciałabym połączyć obie nauki. Jeżeli będę kiedyś walczyć magicznie to nie powinnam mieć zbyt wiele czasu pomiędzy atakiem a obroną. – Stwierdziła na głos posyłając Bezchmurnemu delikatny uśmiech. Taki wdzięczny uśmiech. Jej ogonek drgnął trochę, a szyjka wyprostowała się. Cieszyła się, że to on mógł ją uczyć. Że ją chce uczyć! Był w końcu taki przyjazny i nie karcił jej.
: 14 gru 2014, 23:44
autor: Pasterz Kóz
-Zatem wpierw teoria. Czym możemy zaatakować, w sensie z czego może zostać zrobiony wyobrażony przez nas atak? Podobnie w magii obronnej, jak najlepiej się bronić. Co tworzyć? Co wykorzystywać?– spytał, uśmiechając się przyjaźnie. On? Karcić? W życiu! Musiałby nie mieć serca, aby podnieść łapę na pisklę czy Adeptkę, zwłaszcza taką miłą jak Spiżowa, która niczym mu nie zawiniła.
: 16 gru 2014, 21:44
autor: Spiżowa Łuska
Ależ zawiniła mu w wielu rzeczach! O! Nadgorliwością, ciekawością, zabieraniem czasu, sobą, wszystkim! Ale była tak wdzięczna, że ją uczył. Czuła się spokojnie i mogła się skupić. Więc wszystko szło gładko. Magia to moja wyobraźnia. Mogę użyć wszystkiego o czym pomyślę w formie, którą sobie wyobrażę. Stwierdziła w myśli z lekkim duchowym uśmiechem. – Mogę użyć żywiołów, ziemi, wody, lodu, wiatru, ognia, albo innych substancji, jak kwasu, drewna, kamieni. A żeby się bronić to dobre byłyby tarcze. Mniejsze czy większe. Takie bardzo wytrzymałe, albo takie, które zneutralizują atak. – Powiedziała pewna swoich słów. Prawie. Ale! To już bardzo dużo jak na tego czarnego, skażonego malca. Malca Cienia. Cienia, który w jej łbie już jest inny niż jest.
: 19 gru 2014, 15:49
autor: Pasterz Kóz
-Ogólnie wszystko co przyjdzie nam do głowy, ale musi być skuteczne. Teraz opowiem Ci o zasadach magii. Opowiem Ci o ofensywnych możliwościach. Możesz przykładowo wyobrazić sobie wybuchający liść, ale im bardziej skomplikowany twór tym więcej trudności w jego tworzeniu czyli w tym czy podźwignie to nasza wyobraźnia. Można stworzyć zimny ogień, ale łamie to pewne naturalne prawa i wymaga od nas większych obrotów niż po prostu gorący płomień. Jest to zaskakujące i tak jak u wojownika zmyłka, kosztuje skomplikowaniem ruchu i większa szansą jego niepowodzenia. Im bliżej tworzysz twór przy przeciwniku, tym większą odległości musi przebyć w surowej formie maddara, gubiąc się trochę po drodze, co przekłada się na siłę tworu. Trzeba po prostu znaleźć złoty środek. Jeszcze jedno ograniczenie. Naturalna powłoka maddary w skórze nie pozwala na bezpośrednie interakcje w nasze ciało, jak podgrzanie go tak, by stworzyć oparzenia. Zamiast tego możemy posłać kulę ognia. Znasz może jakieś zasady co do defensywnego wykorzystania magii, hm? Albo domyślasz się jakichś? Jak nie to nic nie szkodzi, byłbym zdziwiony, gdybyś sporo ich znała.
: 20 gru 2014, 12:55
autor: Spiżowa Łuska
Mała pokiwała łebkiem, kiedy Bezchmurny mówił jej o ograniczeniach maddary. W pewnym sensie już je znała. Nie do końca te związane z iluzją, ale te związane z leczeniem. – Tą barierę można pokonać dotykiem. – Powiedziała cicho. Ale kto w magicznej bitwie da się dotknąć na tak długo, by uzdrowiciel mógł wprowadzić maddarę i zranić? Bo jak stworzyć twór w zwięzłym ciele? – Najlepiej jest tworzyć obrony przy ciele, bo, jak powiedziałeś im twór dalej tym jest bardziej osłabiony. Należy mu nadać dobre właściwości jak twardość czy wytrzymałość i nieprzepuszczalność, by nie doprowadzić do nas ataku. Jeśli tworzy się kopuły, bo trzeba ochronić całe ciało powinno się pamiętać o tym, że wewnątrz kopuły zużywa się powietrze i robi się duszno i ciepło. Poza tym... Gdyby ktoś atakował mnie lodem, to mogłabym zrobić coś gorącego, rozgrzany kamień, aby w razie czego stopił lód. – Powiedziała dosyć szybko, jakby i zamyślona i zdenerwowana. Spojrzała na Bezchmurnego pytającym spojrzeniem zastanawiając się czy dobrze mówiła, czy te dodatkowe właściwości o których mówiła to zwyczajne przedobrzenie.
: 23 gru 2014, 16:17
autor: Pasterz Kóz
-Yhm, masz rację. Ale zważ na jeszcze jedno. Może się zdarzyć, że zamiast rozgrzanego kamienia stworzysz ścianę ognia. Bardzo gorącego, dodam. Temperatura wokół tego żywiołu będzie potwornie wysoka i może Cię oparzyć. Trzeba uważać na to co się tworzy, by sobie nie zaszkodzić. Lepiej nie kombinować za bardzo. To teraz przejdziemy do praktyki. Bronisz się, a potem atakujesz. Bez żadnych wymyślnych tworów, sądzę, iż lepiej nie przesadzać, bo możesz jeszcze zemdleć z wyczerpania- ostrzegł. Bezchmurny odszedł na stosowną odległość, a potem stanął w kierunku Cienistej. Nagle, w połowie drogi między nimi, pojawiła się kula pomarańczowego ognia. Nic niezwykłego, leciała tak wolno, że Spiżowa miała spokojnie czas na wymyślenie, a potem stworzenie obrony. Jeśli jej się tego nie uda, to na pewno Niebo zatrzyma tą kulę, żeby nic się nie stało samicy.
: 24 gru 2014, 22:44
autor: Spiżowa Łuska
Nie zawsze będzie bezpieczna. Wszystkie jej myśli poznikały powpychane gdzieś nie wiadomo gdzie. Dostrzegła kulę i stwierdziła, że nawet czuje jej ciepło. Wyobraziła sobie w połowie odległości między nią, a kulą, dokładnie na środku trajektorii lotu kamień. Gruby na dwie łuski, a szeroki na tyle, by kula zmieściła się cała i zostało jeszcze pół szpona marginesu. Kamień miał być ciemnogranatowy i lekko połyskujący, jak smocze łuski. Poza tym bardzo, bardzo wytrzymały, jak to kamień. Pomyślała też o tym, że skoro to kamień, to nie powinien za szybko się nagrzać, bo zanim to się stanie kula rozpryśnie się na cząsteczki. Skupiła się na sobie czując ruch swojej Mocy. Wysłała jej element w twór. Oby się udało.
Po zneutralizowanej obronie pora na atak. Wyobraziła sobie kulę lodu. Bardzo zbitego i twardego, tak zmrożonego, że aż białego. A jednak kula była gładka. Miała się nie topić, po prostu trwać. I być. Wyobraziła sobie, że kula jest bardzo twarda. Jak diamenty. Te to w ogóle były nieprzeniknione. Ale ciężar kuli, chociaż ta miała tylko półtora szpona średnicy, miał być powalający. Bardzo, bardzo, bardzo ciężki. Kula miała się pojawić 10 szponów nad kłębem Bezchmurnego i popędzić w dół atakując go w kark, co mogłoby skończyć się ogłuszeniem, lub stałym paraliżem... i innymi... Tchnęła Moc w twór.
: 25 gru 2014, 22:34
autor: Pasterz Kóz
Kula ognia rozprysła się o kamienną tarczę. Co do kuli lodu... Bezchmurny się uchylił. Był na tyle szybki, iż lód uderzył w ziemię, a nie w niego.
-Dobrze, ale uważaj, by nie przesadzać. To w końcu tylko nauka- stwierdził, a z nieba posypał się deszcz kamiennych igieł pokrytych kwasem, które nie zżerały akurat tego co obecnie pokrywały. Były skierowane ku grzbietowi Spiżowej, ale miała czas na obronę, jak gdyby grawitacja słabiej na nie działała. Pewnie kolejna drobna pomoc od Bezchmurnego.
: 28 gru 2014, 13:53
autor: Spiżowa Łuska
Czuła, że nie potrzebuje pomocy. Wyciszyła się idealnie. Miała pustkę we łbie. Przychodziło jej to dosyć łatwo. Wyobraziła sobie diamentową kopułę grubą na niecałą łuskę, ale bardzo wytrzymałą i twardą. O nieregularnym, kryształowatym kształcie. Kopuła miała być błękitnawa, ale w głównej mierze przezroczysta. I lśniąca. Tchnęła maddarę w twór. Słysząc, że igiełki przestały stukać o diament i pewnie opadły na boki zniwelowała twór i przystąpiła do ataku. Miała nie przesadzać? Przez wzgląd na to, że mogła zadać rany Bezchmurnemu? Wyobraziła sobie, jak z podłoża wychyla się łodyga w całości wykonana z drewna. Miała mieć ćwierć szpona szerokości i kanciaste kształty. Taki nieregularny ośmiobok. Łodyga miała być dosyć szybka. Miała dwukrotnie owinąć się wokół nadgarstka Bezchmurnego, dopiero potem powoli, ale zdecydowanie mocniej miało się zaciskać. Tchnęła Moc w ten twór.
: 30 gru 2014, 16:25
autor: Pasterz Kóz
Bezchmurny z łatwością przeciął ją szponami drugiej łapy.
-Chodziło mi o wykorzystywanie maddary, a nie ogólne osłabienie ataków. Przy oplatywaniu, musisz unieruchamiać wszystkie łapy, skrzydła i pysk, żeby nie mogli przegryźć czy przeciąć. Wciąż mogą się szarpać, więc lepiej, żeby tkanka była wzmocniona- wyjaśnił, a potem pokazał w praktyce. Spod ziemi wyskoczyły korzenie, przyszpilając łapy Spiżowej, a pnącza oplotły pysk oraz boki, przyciskając do nich skrzydła. Zaczęły ciągnąć ją w dół, by nie mogła się szarpać. Cienista musiała sobie jakoś poradzić.
: 15 mar 2015, 11:21
autor: Bezwzględny Drapieżca
Próbując poznać tereny – a przy okazji dowiedzieć się czegoś o tutejszym świecie, gdyż w Kasar wciąż nie mógł zrozumieć, co się tu dzieje – przybył nad jakiś staw. potrafił pływać, ale korzystał z tej umiejętności tylko przy polowaniu na wodne stworzenia lub gdy było mu za gorąco i musiał ochłodzić swoje ciało. A teraz temperatura sprawiała, ze nie miał ochoty na kąpiel. Czym innym było jednak pragnienie. odszedł daleko od terenów należących do czarnego smoka. Tu również był wyraźny jego zapach, ale mieszał się z innymi woniami, których kasar nie potrafił zidentyfikować. Sprawiało to, że czuł się tu niepewnie, a przez to całej jego ciało nie potrafiło się rozluźnić. Zmysły były wyostrzone, mięśnie napięte, a Kasar gotowy do obrony. Ostrożnie podszedł do brzegu i pochylił głowę, zanurzając pysk w lodowatej wodzie. Zaczął pić długimi łykami, rozglądając się przy tym czujnie po okolicy i wypatrując zagrożenia. Z doświadczenia wiedział, jak łatwo jest zaatakować ofiarę schodzącą do wodopoju. Sam również często korzystał z takich lokalizacji do upolowania ofiary. Instynkt smoka grał tu większą rolę niż rozum. Kasar, wychowany samotnie i w dziczy był bardziej dzikim drapieżnikiem niż cywilizowanym smokiem. Zresztą nie znał nawet pojęci a "cywilizacji". Inne smoki nie miały na niego wpływu, dlatego nie odebrał wychowania innego niż to, jakie odbierał każdy dziki drapieżnik, próbujący przetrwać w głuszy.
: 15 mar 2015, 21:39
autor: Azyl Zabłąkanych
Chaos panował nie tylko w życiu Cienistego Adepta, ale również czasami dawał o sobie znać w istnieniu młodej Ognistej. Ostatnio czuła narastające w niej zmęczenie – tak, jakby liczne treningi poprzedzające jej test na dorosłą rangę wypuściły z niej powietrze. Na niezbyt pozytywny humor Wiernej składały się również inne, piętrzące się powolutku czynniki. Konflikt pomiędzy nią, a Runą, dręczył ją już od długiego czasu, a teraz jeszcze Zapomniany... Dopiero niedawno dowiedziała się o jego ślepocie, co wywoływało u niej wiele rozmyślań i niezbyt przychylnych opinii w stronę tej, która pozbawiła go wzroku, a także kiedyś uczyła młodą walki. Martwiła się, czy chęć mordu pewnej fioletowej smoczy nie przeniesie się na Ogień, a także czy pomiędzy Cieniem, a Życiem nie wywiąże się kolejna, większa jeszcze wojna.
Chcąc nieco odpocząć, skierowała się więc na tereny wspólne, w okolicę Szklistego Zagajnika, najprawdopodobniej po raz pierwszy w życiu wybierając drogę powietrzną. Naprawdę lubiła to miejsce – spokojne, ciche. Nawet młode, dopiero co wyklute pisklęta mogły czuć się tutaj bezpiecznie – poza tym wydawało się, iż sama historia tych okolic odpychała smoki z niecnymi zamiarami, zaś przyciągała te łagodne i przyjazne.
Pogrążona w zamyśleniu, w pierwszej chwili nie zauważyła jasnego kształtu czającego się przy brzegu Srebrzystego Stawu. Skierowała się więc w dół, a gdy zauważyła smoka, było już za późno. Jako niezbyt wprawna w samym locie, a także uchodząca za niezbyt zręczną, spanikowała nieco. Skrzydła, które przez swoją formę – były krótkie, lecz szerokie – nie sprzyjały długim lotom, a także samemu ich używaniu nawet w tak prostych czynnościach, jak lądowanie. W ostatniej chwili oddaliła się wystarczająco dużo, by chociaż nie wpaść na nieznajomego smoka i opadła dość niezgrabnie na ziemię obok, jednocześnie znienacka obrzucając Kasara znaczną dość ilością śniegu. Biały puch był wyjątkowo sypki w tej Porze, więc przez wiatr wzburzony jej ruchami obsypał bezskrzydłego.
Przeklęła w myślach swoje zamyślenie, od razu zwracając się ku obcemu smokowi.
– Przepraszam! – odezwała się, a na jej pysku malowało się zakłopotanie. – Nie jestem zbyt wprawnym lotnikiem...
Dopiero teraz zauważyła, że smok nie ma skrzydeł. Równocześnie do jej nozdrzy dotarł jego zapach – niewyraźny, przesiąknięty lasem, terenami, na które żaden z przedstawicieli Wolnych Stad jeszcze się nie zapuścił. Wyczuła u niego niewielką nutkę Cienia, co ją wyraźnie zestresowało.
Cienisty tym czasem miał chwilę, aby potwierdzić swoje teorie, które jakiś czas temu zaświtały w jego pierwotnym umyśle. Siarka, zapewne nieznana dla jego węchu, nieprzyjemnie drażniła zmysły, uświadamiając, iż młoda samica zdecydowanie nie pochodzi z tych terenów, na których on miał okazję się dotychczas pojawiać. Zapewne więc pochodzi z innej watahy, prawda...? A na domiar złego była jedną z tych, której pasją była maddara, a więc dla Kasara między innymi zrzucanie mięsa z nieba – ale tego samiec nie mógł już wiedzieć.
: 16 mar 2015, 17:03
autor: Bezwzględny Drapieżca
Ponownie do jego uszu doleciał dźwięk. Kasar przypadł niżej do ziemi, unosząc jednak łeb i rozglądając się dookoła wyraźnie zaniepokojony. tak jak podejrzewał, wodopój był dobrym miejscem do zaskoczenia niespodziewającej się niczego ofiary. a chociaż on sam był drapieżnikiem, bardzo łatwo mógłby stać się taką ofiarą. Być może ten ruch spowodował, ze stworzenie pikujące na niego z nieba chybiło? Takie wrażenie odniósł dzikus, przyzwyczajony do świata, w którym albo się zjada, albo zostaje się zjedzonym. Natychmiast poderwał się na łapy, otrzepując łuski ze śniegu tak, aby nie przeszkadzały mu w walce. Bursztynowe ślepia natychmiast zlokalizowały przeciwnika. I znów jego serce zabiło mocniej, a on sam mimowolnie przełknął ślinę. Co to było za stworzenie?
Było to podobne do tego stwora, którego już spotkał i którego nie udało mu się upolować. różniło się jednak nieco budowa, a już przede wszystkim barwami. Tamto było jasnoszare, a to tutaj... Brązy, beże, różne odcienie. Stanowiłyby dobry kamuflaż... Zaraz, pomylił się. Po bliższym przyjrzeniu się odkrył, ze ciało stworzenia pokrywają łuski. Mówiąc szczerze Kasar w tym momencie zupełnie zgłupiał. już myślał, że odkrył zagadkę – tereny te zamieszkiwały duże drapieżniki będące mieszanina ptaków i ssaków. Ale ten tutaj... przypominał smoka! Gdyby nie to futro na grzbiecie i pióra na skrzydłach, mógłby wziąć samice – bo wyczuwał poz zapachu, że ma do czynienia z samicą – za smoka, obdarzonego skrzydłami jak te, które do tej pory spotkał. We wzroku samca można było odczytać pełne zagubienie.
Ale było jeszcze coś, co sprawiało, że czuł się zagubiony. nie był to zapach – wyraźny swąd spalenizny i siarki, przywodzący na myśl te góry pełne ognia oraz jeziora gorącej wody, czasami tryskającej w niebo. Widział już takie tereny i sprawiały one, ze czuł się tam nieswojo. Żyło tam zresztą niewiele zwierzyny, dlatego nieczęsto tam polował. Ale tym, co sprawiło, że był jeszcze bardziej zagubiony niż poprzednio były dźwięki, które wydawała z siebie istota.
Były to dźwięki podobne do tych niezrozumiałych warkotów, ryków czy czymkolwiek to było, które wydobywały się z pysków spotkanych przez niego smoków. Czyżby istota ta rzeczywiście była smokiem, pomimo takiego cudacznego wyglądu? A może wszystkie stworzenia tutaj używają jednaj, niezrozumiałej dla niego mowy? Najdziwniejszy był jednak ton, jakim wydawała te dźwięki. Nigdy nie słyszał czegoś takiego i nie potrafił tego zidentyfikować. Nie było to ostrzeżenie, nie była to panika ani agresja. Czym to było?
Wszytko to sprawiło, że Kasar nie wiedział, co ma zrobić. Atakować, uciekać? Jego życie składało się do tej pory z tego typu reakcji? Zastygł zatem w bezruchu – chociaż jego pozycja wyrażała coś pośredniego pomiędzy gotowością do walki, a gotowością do ucieczki. Jego oczy, wpatrzone w smoczyce wyrażały natomiast podejrzliwość i niezrozumienie. Niepewność typową raczej dla pisklęcia niż do smoka w jego wieku. na próbe wydał z siebie ostrzegawcze syknięcie, ale nawet ono brzmiało raczej niepewnie.
: 25 mar 2015, 19:49
autor: Azyl Zabłąkanych
Gdy Kasar próbował rozwikłać zagadkę ciemniejących z czasem łusek, które, gdy Wierna była pisklęciem, były beżowe, teraz zaś przechodziły w czerwień i fiolet, a także podobnych piór, Ognista spoglądała na niego niepewnie, zaś w umyśle kotłowały się coraz to inne myśli.
Zapewne nie był tym, który urodził się w Cieniu. Pomimo tego, iż nie kojarzyła dobrze tego stada, większość członków przemykała jej podczas pobytów na wspólnych terenach, więc potrafiła większość osobowości rozpoznać. Tymczasem ten nieznajomy samiec... on musiał przybyć zza bariery!
Pomimo wyczuwalnej, delikatnej woni stada, za którym szczerze mówiąc nieszczególnie przepadała, powoli zakwitało w niej zainteresowanie. Na przykładzie Płowego Kolca wiedziała, iż za magiczną warstwą, która chroniła ich świat, czyhało wiele pięknych, ale również niebezpiecznych rzeczy. Co więc przeżył on, jasny, nieznany smok?
Wkrótce jednak ciekawość została zastąpiona niepewnością. Obcy samiec przyglądał jej się z taką intensywnością, aż sama młoda samiczka poczuła się kompletnie zagubiona. Gdy zaraz potem, pełen uczuć podobnych do przerażenia, zastygł w bezruchu, wytrzeszczyła nieco ślepka. Można powiedzieć, że i sama Przysięga kompletnie ogłupiała w tym momencie.
Stali więc tak, oboje w równym stopniu zaskoczeni zaistniałą sytuacją.
– Wszystko w porządku...? – Odważyła się spytać, a jej łagodny głos wyrażał jeszcze większą troskę, wymieszaną z nutami swego rodzaju niepewności. – Nic ci się nie stało? – Po krótkiej przerwie kontynuowała: – Kim jesteś? Pochodzisz z Wolnych Stad?
Nie mogła wiedzieć, iż zapewne nie doczeka się żadnej odpowiedzi. Od czegoś jednak trzeba zacząć, prawda?
: 26 mar 2015, 16:28
autor: Bezwzględny Drapieżca
Stali zatem jak dwa ogłupiałe smoki, wpatrując się w siebie z kompletnym niezrozumieniem. Wierna wiedziała chociaż, że ma do czynienia ze smokiem. W przypadku Kasara nie można było tego powiedzieć. bezskrzydły samiec nie był głupi. Był po prostu kompletnie nieuświadomiony co do istnienia smoczych ras, stad czy chociażby tego, gdzie w ogóle się znajdował. Zapach siarki uderzał w jego nozdrza, nie była to jednak nieprzyjemna woń. No, może nieco drażniła jego nos, ale czuł dużo gorsze rzeczy. Za nic nie skojarzył tegoż istnieniem innego stada. Był również niepewny tego, co należało uczynić. We wzroku tej dziwnej istoty dostrzegał coś, czego nie widział nigdy w życiu i czego nie potrafił zidentyfikować. Wyczuwał, że jest równie zagubiona co on. Nie wyczuwał jednak z jakiego powodu i to jeszcze bardziej go stresowało.
smoczyca ponownie zaczęła wydawać z siebie dziwne dźwięki. Smok zdążył już skojarzyć, że prawdopodobnie zwracała się do niego i używała tego samego języka, co jego nowy pan. jednakże jej głos i ton były zupełnie odmienne od tego, co znał i rozumiał. gdy tylko istota otworzyła pysk, uniósł wargi i ukazał kły, wydając z siebie ostrzegawcze warczenie. Warczenie to rozlegało się przez cały czas, w którym wypowiadała niezrozumiałe dla niego słowa, raz wznosząc się, raz opadając, do wtóru jej głosu. Zupełnie jakby z jego pomocą nie tylko ostrzegał, ale i próbował odgrodzić się od nieznanych sobie doświadczeń. Agresja, najprostsza reakcja na coś, czego się nie rozumiało.
Smok nareszcie się poruszył. uczynił niewielki krok w tył, nie przestając warczeć, po czym ponownie zamarł w bezruchu, pełen niezdecydowania. instynkt podpowiadał mu, że powinien coś zrobić. Uciec lub zaatakować. Przez myśl przeszło mu, ze mógł upolować tą istotę dla swojego Władcy. ostatnia, podobna wzbiła się jednak w powietrze, poza jego zasięg. Na szczęście okazał się silniejszy i jasna istota, pachnąca inaczej niż ta tutaj oraz inaczej niż Kheldar uciekła. To był jego pierwszy sukces po przybyciu na te ziemie. innym było upolowanie sobie obiadu. Czy upolowanie tej istoty dla Władcy byłby trzecim sukcesem? Może...
Ale ona była inna! W jej głosie i spojrzeniu było coś, co peszyło młodego bezskrzydłego. Coś, czego nie rozumiał i co sprawiało, że kompletnie nie wiedział, jak się zachować. Postanowił jednak coś powiedzieć. On, z którego gardła nie wydobyło się nic poza warczeniem, skomleniem, rykiem czy innymi naturalnymi dźwiękami jak na przykład syczenie, postanowił spróbować wydać z siebie te same dziwne dźwięki, które wydawała samica nieznanego mu gatunku.
Z wielkim, wyraźnie widocznym na pysku wysiłkiem próbował coś powiedzieć. Jakieś warczenie, syczenie i prychanie, które wydobywało się z jego pyska pełne było agresji – ostrzegawczej, obronnej reakcji kasara na wszystko, czego nie znał i o czym nie wiedział, czy stanowiło dla niego zagrożenie czy nie. W końcu odniósł coś na kształt sukcesu.
– Kasssarrr – ni to wysyczał, ni to wywarczał. Słowo, które wypowiedział do niego jego pan, nadając mu tym samym imię i sprawiając, że z dzikiego gada stał się... Mo, dzikim gadem z imieniem. Była to jego pierwsza próba mowy, dlatego słowo mogło nie być w pełni zrozumiałe. Na dodatek jego głos był warkotliwy, pysk i gardło nienawykłe do mówienia nie ułatwiały sprawy. podobnie jak fakt, ze kompletnie nie miał pojęcia, o co pytała ta istota, ani czy w ogóle o coś pytała. Powiedział jedynie to, co potrafił... Nie spuszczał jej z oczu, czujny jak przed atakiem. nie wiedział jaki skutek odniosą jego słowa.
: 02 kwie 2015, 21:45
autor: Azyl Zabłąkanych
// Przepraszam za ten czas odpisu, ale dopiero wczoraj zauważyłam twój post. ;__; Musiał mi on umknąć, gdy codziennie przeglądałam "nieczytane posty", przepraszam! :(//
Z drugiej jednak strony, mnoga ilość zapachów, których Kasar musiał doświadczyć, gdy przechadzał się przez tereny wspólne mogła zaalarmować jego umysł. Wonie te powtarzały się, występując naprzemiennie – na pustyniach pomimo braku drzew wyrazista woń żywicy, indziej, na polanach, ostra siarka, w górach i pełnych życia lasach nieco niepokojąca, trudna do określenia, a jednak charakterystyczna i tak nie pasująca do otoczenia woń.
Wierna widziała, jak mięśnie samca drgają niespokojnie, nie wiedząc, co uczyć. Ślepia Ognistej wychwyciły również ruch jego ogona, który poruszał się na boki, jeszcze bardziej obwieszając zestresowanie.
Ciągły warkot, który wydobywał się ze smoczego gardła zestresował ją, gdy mówiła. Jej głos w pewnej chwili załamał się. Chwilkę później jednak, wiedząc, iż to może doprowadzić do nabrania przez nieznajomego większej pewności siebie, postarała się, by brzmiał na silniejszy i bardziej zdecydowany pomimo widocznej w nim niepewności.
Gdy w pierwszej chwili nie uzyskała odpowiedzi, spięła się, napinając nieco mięśnie. Sytuacja przestawała być dla niej taka beztroska.
Samiec cofnął się, nie przestając warczeć, a Wierna Przysiędze sięgnęła po maddarę, gotowa użyć jej, gdyby zaszła taka potrzeba.
Nagle, wśród otaczających ją agresywnych, ostrzegawczych dźwięków wychwyciła coś, co mogła uznać za słowo. Uniosła nieco łuki brwiowe, zaskoczona, a chwilkę potem zmrużyła ślepia, chcąc dokładnie przypomnieć sobie, jak brzmiało. Sasar? Hasar? Trudno było to określić.
– Kasar – powiedziała głośno, spoglądając w oczy samca.
Nagle nieco rozluźniła się, orientując się w sytuacji, w jakiej się znalazła. Wiedziała, jakim stadem jest Cień, wiedziała, jakie osobistości do niego dołączają oraz jakie wartości przedstawia. Fakt, iż przyjęli w swoje grono smoka nie znającego tutejszych tradycji – ba, nie znającego nawet ani słowa! – nie powinien więc dziwić. Przesuwając wzrokiem po zgrabnych, wyćwiczonych i dobrze widocznych mięśniach wiedziała, jak zręcznym jest Kasar. Po całym życiu spędzonym samotnie, wśród drzew i Równinnych, a także kierując się instynktem przetrwania, zapewne wiedział o wiele więcej o sztuce podkradania się, kamuflażu, a także śledzenia od przeciętnego smoka, który nie zdecydował się wspierać stada jako łowca. Dlaczego więc Cień mógłby stracić okazję na wzmocnienie swych szeregów przez kogoś, który może pomóc im zniwelować głód? Gdyby Kasar chciał ją i Cienistych zabić, zrobiłby to już dawno. Była nie tylko o wiele mniejsza, ale również fizycznie wyglądała na o wiele słabszą. Musiał być ucywilizowany chociaż na tyle.
– Masz na imię Kasar – ni to stwierdziła, ni zapytała. Pomimo badawczego wzroku, wciąż brzmiała łagodnie, chociaż z jej pyska zniknął już niepewny wyraz. – Kasar – powtórzyła, a jej ślepia i wargi uśmiechnęły się.
– Wierna Przysiędze – odezwała się wyraźnie, unosząc ostrożnie łapę i przykładając ją do piersi tak, jakby wskazywała na swoją osobę.
: 13 kwie 2015, 16:08
autor: Bezwzględny Drapieżca
//nie szkodzi, mnie też jakiś czas nie było, więc i Ty musiałaś czekać na odpis:)
Ucywilizowany? Nie, to nie było dobre słowo na określenie przyczyny, dla której nie zabił Cienistych czy Wiernej Przysiędze. W pierwszym przypadku próbował to zrobić dwa razy – raz z pisklęciem, w czym przeszkodziła mu jakaś samica. Drugi raz właśnie z tą samica, która ku jego zdumieniu okazała się od niego silniejsza – a przecież to samce w większości przypadków górowały fizycznie nad samicami. Chyba, że te drugie chroniły swoje młode, ale w przypadku tej dziwnej smoczycy tak nie było. samica ta również polowała na małe pisklę, a próba sił pomiędzy nimi wykazała wyższość tej drugiej. niestety. trzecim cienistym był natomiast jego Pan i władca – Kheldar, któremu mięso spadało z nieba. kasar nie miał świadomości, że była to prosta sztuczka, jaka każdy smok potrafił wykonać przy pomocy magii. Dla niego Szyderca jawił się jako istota wyższa i czuł przed nim nabożny lek, a to zabraniało ataku.
W przypadku Wiernej również miało to raczej prozaiczny wydźwięk. Po prostu go zamurowało i nie wiedział, z czym ma do czynienia. Widział tu tyle dziwów, ze słępy atak byłby skrajna głupotą. to podpowiadał mu tym razem rozum, nie instynkt, który kazał uciekać lub atakować. Rozum podpowiadał natomiast, ze należy rozeznać się w sytuacji. było to działanie nieznane dotąd Kasarowi, który w życiu kierował się instynktem. O cywilizacji nie mogło być zatem mowy – o naturalnych reakcjach jak najbardziej.
Jego źrenice zwęziły się nieco, gdy dziwne stworzenie wymówiło imię nadane mu przez Czarnego Władcę. W jej pysku brzmiały one bardziej zrozumiale, jakby nawykła ona do wymawiania podobnych słów. Czyżby zatem dźwięki, które padały z pyska tych wszystkich smoków i innych gadów miały jakieś znaczenie? Jaszczur poczuł nagła irytację na samego siebie – dlaczego nie rozumie tego języka? No tak, nie spotkał do tej pory innego smoka, więc nie mógł się tego nauczyć. Ale dlaczego zatem istota o skrzydłach jak u ptaka posługiwała się tą mową, a on, smok jak jego Pan nie mógł? Kasar machnął z irytacja ogonem, uważniej wsłuchując się w słowa padające z pyska Przysięgi. Powoli zaczął je rozróżniać, zwłaszcza jeśli padały powoli, a przerwy miedzy nimi pokazywały, gdzie kończy się jedno a zaczyna drugie, ale w żaden sposób nie potrafił przyporządkować im znaczenia.
Wychwycił jednak gest smoczycy i jej słowa. Dziwne brzmienie, dwa wyrazy. Co oznaczały? Pewnie były jej imieniem, ale nie znaczyło to, że zrozumiał jego znaczenie. mógł jedynie próbować je powtórzyć, ale wydobył z siebie słowa, które jako tako dawało się zrozumieć. Był to głos chrapliwy, ledwie odróżnialny od zwykłych porykiwań drapieżnych zwierząt, ale przynajmniej biedna gadzina próbowała.
– Wierrrna Prrryssssię... – Zmarszczył lekko pysk. nie zabrzmiało to zbyt dobrze, sam słyszał, ze brzmiało inaczej niż słowa wypowiedziane przez to stworzenie. jednak dla jego nienawykłego do wydawania takich dźwięków pyska było to zadanie zbyt trudne. Na dodatek wyglądało na to, że nie potrafił sobie przypomnieć, jak to szło dalej. To również sprawiało, że zaczynał się irytować. Miał zakodowanych tylko kilka reakcji na stres – agresję lub ucieczkę. było to prymitywne, ale on sam nie zdawał sobie z tego sprawy. po prostu nigdy nie musiał zachowywać się wbrew naturalnym zachowaniom dzikich zwierząt. A teraz? podejrzliwie spoglądał na to dziwaczne stworzenie, a sama Wierna mogła dostrzec w jego ślepiach niezadowolenie, irytacje, ale także podejrzliwość, niepewność i pytanie. Zwłaszcza gdy patrzył na jej skrzydła, usiłując dopasować ją do znanych sobie gatunków zwierzyny.
: 14 maja 2015, 21:17
autor: Słodki Kolec
Pogoda była słoneczna i ciepła. Wiatr miło wiał. Ptaki śpiewały są pieśń, a ja spacerowałem ku nieznanemu. Dzień był taki piękny. "Spacerek dobrze mi zrobi" pomyślałem kierując się gdzieś przed siebie.
Nie minęła długa chwila a znalazłem się na dużej łące znajdującej się obok jeziora. Woda w nim była krystalicznie czysta. Nie zważając na nic weszłem do niej i chłodziłem się.
Wiatr zawiał niosąc czyjąś woń z kierunku stada życia. "Kolejny smok?" pytanie samo pojawiło się w mojej głowie. Czekałem z lekkim zniecierpliwieniem na przybysza siedząc w wodzie.