Strona 6 z 33

: 13 gru 2014, 20:29
autor: Śnieżny Kolec.

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Mała łapka uderzyła w pierś, pazurki zahaczyły o szorstką łuskę i nawet jej nie drasnęły.
– Mocniej, pewniej! – warknął, ale nie dał jej ponowić ataku. Spojrzał na młodą oblizując pysk, jakby miał ochotę zaraz ją zeżreć. Uśmiechnął się paskudnie i bez ostrzeżenia podniósł mocarną łapę celując w pysk samiczki. Zamachnął się od niechcenia od prawej do lewej. Jeśli mała nie odskoczy, a on nie powstrzyma ciosu w porę mógłby nie tylko zostawić na delikatnym, futrzastym pyszczku długie szramy, ale nawet przetrącić kruchy kark. Oczywiście Khan nie chciał jej zabić. Tego by mu brakowało! Postarał się jednak, żeby wyglądało to poważnie. Niech w ciele małej zagra adrenalina, niech poczuje smak walki, oswoi z poczuciem zagrożenia.

: 19 gru 2014, 20:36
autor: Zorza Północy
Samiczka zdusiła pisk, widząc, jak samiec szykuje się do ataku. Widziała, jak jego mięśnie się spinają, falują pod matową łuską. W filetowych ślepiach pojawił się groźny błysk. Kochała walkę, ale świadomość, że musi polegać na wlasnej szybkości i sile mięśni nieco ją przerażała, bo nie była ani silna, ani szybka.
Odetchnęła głęboko, stojąc na rozstawionych łapach, skrzydla trzymając przy sobie, ogon uniesiony, szyja wyciągnięta, łeb podniesiony.
Zmrużyła powieki, a kiedy machnął łapą wykorzystała swój raczej mizerny wzrost i... padła na ziemię, uginając wszystkie łapy, brzuchem przylegając do podłoża, a łeb kładąc przed sobą. Było to lepsze wyjście, niż odskok, gdyż wiedziała, że po prostu już nie zdąży wykonać tego manewru, a samiec zdawał się atakować naprawdę.
Miała nadzieję, że ten mały fortel sprawi, iż jego łapa przemknie tuż nad nią, może muśnie gęstniejącą zielono morską grzywę, ale nie zrani...

: 17 mar 2015, 16:39
autor: Ujmujący Kolec
Był głodny. Oj jak bardzo głodny. Nie jadł od zdecydowanie zbyt długiego czasu. Cud (albo szczęście głupiego), że jeszcze trzymał się na łapach. Ale już niedługo, bo wzdychając ciężko i niezdrowo, chrapliwym głosem, osunął się na ziemię przy jednym z drzew niedaleko traktu. Resztką woli uszczypnął maddary spod skóry, wysyłając w przestrzeń krótki impuls, który zawierał w sobie równie zwięzły przekaz. O pomoc, konkretniej pożywienie. I przymknął powoli ślepia, jak zwykle typowo dla siebie nie myśląc o tym, że przecież może być tu niebezpiecznie. W zasadzie, to wszystko dla niego w takim stanie mogło być niebezpieczne.

: 17 mar 2015, 18:16
autor: Niepamięć Świtu
Chyba jedynie przypadkiem łowczyni przelatywała niedaleko Dzikiej Puszczy. I tym samym przypadkiem wychwyciła mentalny impuls od nieznanego jej osobnika. Zawierał prośbę o jedzenie, a ona, jako łowca, nie raczyłaby odmawiać. Zakołowała jakąś odległość od traktu, resztę drogi dochodząc już na piechotę. Niemądre byłyby loty pomiędzy gęstymi drzewami puszczy, jeśli w ogóle możliwe. Szybko znalazła się obok leżącego i doprawdy mizernie wyglądającego samca. Ślepia miał przymknięte, przez chwilę zastanawiała się czy w ogóle jeszcze żył. Ale dychał, więc chyba tak. Przywołała do siebie porcję mięsa , którą bez zbędnych grzeczności położyła przed smokiem. Ciekawe było to, że nie pachniał jej bezpośrednio żadnych stadem. No, ale lepszy taki nijaki niż cienisty. Przekrzywiła lekko łeb, swoim zwyczajem dodając jeszcze krótkie "smacznego". Opuściłaby to miejsce niedługo po tym, jak samiec uporałby się z posiłkiem.

: 17 mar 2015, 18:33
autor: Ujmujący Kolec
Zapach mięsa szybko wybudził smoka. Otworzył niebieskie ślepia, zamrugał, uszy postawił na sztorc. Przed nosem miał konkretny kawał mięska, które tylko aż czekało by je zjeść. Ale to za chwilę. Ujmujący wzniósł wzrok, patrząc na swoją wybawicielkę. Pysk mimowolnie wykrzywił mu uśmiech wdzięczności, poprzedzający ciche "dziękuję" skierowane w stronę smoczycy. Umiał okazać wdzięczność, kiedy mogła być ona uzasadniona. A ratowanie jego wychudłego zadka przed dłuższą głodówką mogła zaliczać się do czegoś takiego. Wzrokiem powrócił z powrotem do podarowanego mu pożywienia, na którym zacisnął po chwili kły. Jadł raczej wolno, ale gdyby miał więcej siły, to mięso zniknęłoby w mniej niż kilkanaście uderzeń serca.
Trochę to czasu zajęło, ale w końcu najadł się do syta. Za krótki czas pewnie od razu poczuje się lepiej, niczym nowo narodzony, gotowy do prezentowania swojego piękna i takie tam. Pożegnał się jeszcze uprzejmie, przed czmychnięciem między drzewami.

: 19 maja 2015, 13:47
autor: Zorza Północy
Przedzierała się przez chaszcze, chcąc zostawić jak najdalej za sobą nieszczęsny Zagajnik, gdzie dopuściła się zdrady na swej przyjaciółce, wymuszając coś niemoralnego na jej partnerce. Czuła do siebie obrzydzenie, chociaż w podbrzuszu nadal czuła to przyjemne mrowienie, posmak spełnienia.
Mrużyła ślepia w półmroku. Ogniste Ślepię zdążyło się schować za horyzontem, chociaż nadal, gdzieś tam, majaczyła krwistoczerwona łuna zmierzchu.
Wszystko dookoła wydawało się takie nienaturalnie ciche, a jej oddech nieznośnie głośny, tak jak i każdy krok, który wyrzucał spod łap mniejsze kamyki i piach, gdy dotarła do skały o błękitnawej barwie. Zatrzymała się, kierując morskie ślepia ku zachodowi, podziwiając zjawisko przemijania. Kolejny dzień chylił się ku końca, a jego miejsce miała zająć noc. Unosząc łeb obserwowała ciemniejący firmament nieba, gdzie nieśmiało wychylały się pierwsze, migocące jasnym, bladym światłem gwiazdy, przodkowie, którzy na wieki spoczęli w przestworzach, mogący jedynie obserwować znudzonym wzrokiem swych bliskich, ze świadomością, że sami już nigdy nie zaznają ziemskiego żywota.
Czy chciałaby na zawsze spocząć pośród nich? Nie, czuła, że nie, to równałoby się z wyrzeczeniem tego wszystkiego, co czuła, a przecież nawet cierpienie było lepsze, od nie odczuwania.
Westchnęła, a jej długie uszy drgnęły, wychwytując szybciej, niż świadomośc, jakieś dźwięki za sobą.
Krótkie futro na grzbiecie zjeżyło się, a ogon świsnął, przecinając powietrze.

: 19 maja 2015, 16:00
autor: Bezwzględny Drapieżca
Kasar tym razem nie próbował się skradać. Wyjątkowo jak na siebie nie polował, a zwyczajnie przemykał przez te tereny. Tak, przemykał, gdyż spacer byłby nieodpowiednim słowem. Jak najciszej krążył pod drzewami i wśród krzewów, nie wychodząc na otwarty teren. nawet gdy sam nie polował, jaka miał pewność, ze ktoś akurat nie zechce zapolować na niego? Poza tym obserwując innych z ukrycia zdążył się nauczyć kilku rzeczy... No, a przynajmniej coś tam zrozumieć, chociaż większość spraw pozostawała dla niego zagadką.
Spędził tu już kilka księżyców, ale jego instynkt wciąż rządził jego życiem – do wtóru z rozumem, jednak pierwotne zachowania tak głęboko wbiły się w jego jestestwo, że potrzeba będzie ciężkiej pracy, aby je wykrzewić. Do tej pory nikt, łącznie z nim samym nie wyraził ku temu chęci, dlatego Nieokrzesany w dalszym ciągu bardziej przypominał dzikiego drapieżnika niż rozumnego smoka. A przecież inteligencji mu nie brakowało... Tylko chyba sam nie zdążył tego jeszcze odkryć.
teraz jednak zatrzymał się gwałtownie, mając przed sobą jedno z tych stworzeń, które z trudem przyporządkował do własnego gatunku. Zdążył zrozumieć, na podstawie obserwacji reakcji innych sobie podobnych na te futrzaste stworzenia, ze to tez smoki. No, a przynajmniej tak mu się wydawało. rozum to pojmował, ale cała jego natura wzbraniała się przed uznaniem tego faktu. Bo w końcu po co smokom futro i pióra? To domena ssaków i ptaków, w większej mierze ofiar, nie drapieżników – chociaż zdarzały się wyjątki. A teraz miał przed sobą samicę z tejże rasy, która na dodatek go zauważyła.
Kasar uniósł błoniasty wachlarz wyrosły na swojej głowie i uniósł wargi, odsłaniając kły. z jego gardła wydobyło się krótkie, ostrzegawcze sykniecie. Niech sobie ten stwór nie myśli, że Kasar odda swoje łuski bez walki.

: 22 maja 2015, 19:12
autor: Zorza Północy
Samica wpatrywała się w samca uważnym spojrzeniem morskich ślepi. Te błyszczały w półmroku, niczym ślepia dzikiego kota, odbijając liche promienie zachodzącego Płonącego Oka. Widząc, jak samiec unosi kryzę na swym łbie, instynktownie sierść na jej karku zjeżyła się gwałtownie, błyszcząc delikatnym fioletem. Pierzaste skrzydła zaszeleściły cicho, gdy poruszyła się, ustawiając się przodem do jasnołuskiego samca. Obserwując go dostrzegła istotny brak skrzydeł. Ach, zatem Równinny? Mogła wnioskować po jego grubiańskim zachowaniu, ale za to tak podobnym do gromady Cienistych.
Nozdrza drgnęły, wychwytując jego woń.
Zastrzygła długimi uszami, unosząc nieco wyżej pysk tak, aby długa grzywa spłynęła po jej szyi i karku, osuwając się tym samym z pyska.
Gadzie wargi drgnęły, a jej miękki, cichy głos przeszył ciszę:
Polujesz na mnie?
Można było odnieść wrażenie, iż w tej wypowiedzi znajduje się cień jakiegoś rozbawienia, gdy tym czasem ogon przesunął się z szelestem trącanych gałązek krzewów rosnących wokół niej.
Woń kwiecia była ciężka, nie koniecznie przyjemna do ostrych zmysłów gadów.

: 23 maja 2015, 11:49
autor: Bezwzględny Drapieżca
Kasar poczuł irytację. Bardzo wyraźnie odzwierciedliła się ona w jego pozycji, krótkim warkocie, gwałtownym uderzeniu ogonem o ziemie... Dlaczego tutejsze smoki uznawały, ze wszyscy rozumieją, co do nich mówią? Dlaczego ich głos nie pasował do zachowania, które wcale nie było naturalne? Dlaczego ciągle pytali o coś, czego nie rozumiał? Niezrozumienie mogło prowadzić do lęku, a lęk do agresji, a przynajmniej tak było w jego wypadku.
Ale polowanie zrozumiał. przynajmniej jedno słowo z całego pytania, dlatego teraz głowił się, o co właściwie pytała samica. Ulotne Wspomnienie mogła dostrzec w jego ślepiach niezrozumienie, mieszające się z irytacją. Pazury smoka żłobiły w ziemi długie bruzdy, jak u kota, który sprawdza ziemie, zanim nie wyskoczy na ofiarę. Kasar nie wydawał się polować, ale o to chyba pytała. A może pytała, czy on z nią zapoluje? Lub czy potrafi polować i upoluje coś dla niej? Oceniała go czy ostrzegała? Ech, koniec z myśleniem. Trzeba to ocenić zwyczajnie.
Bezskrzydły postąpił w kierunku smoczycy krok. jeden długi, płynny, miękki krok, typowy dla drapieżnika sprawdzającego swojego przeciwnika. Ten teren nie należał do niego ani do niej. Instynkt kazał zatem sprawdzić, kto z nich ma przewagę. Zresztą to była samica, Kasar poznawał po jej zapachu. A samica wybierała tylko samców, którzy maja silne geny. kto wie, może w właśnie szukała ojca dla swojego potomstwa? W świecie Kasara nie istniało coś takiego jak uczucia, nie wiedział również, że smoki raczej dobierają się w pary... A ich jedynym celem nie jest bynajmniej przetrwanie i pozostawienie dalej własnych genów. tylko czego ona w zasadzie chciała?

: 23 maja 2015, 12:34
autor: Zorza Północy
Uszy smoczycy drgnęły, kiedy wychwyciła ciche, zirytowane warknięcie, głębokie, nieco ochrypłe, skierowane ku niej. Przyglądała się chwilę samcowi, zaintrygowana. Widziała wyraźnie po jego zachowaniu, ale także w jasnych oczach, że nie zrozumiał jej.
Zamrugała powiekami, zaintrygowana. Nigdy jeszcze nie spotkała na swej drodze gada, który nie rozumiałby, co do niego mówiła. Czy to oznaczało, że samiec nie znał ich mowy? W powietrzu wyczuwała wyraźną woń Stada Cienia. Zapach ich Przywódcy był na nim w dostatecznym stopniu silny, aby sprawić, iż sierść zjeżyła się nie tylko na jej karku, ale także i grzbiecie. Odruchowo odsłoniła zębiska, a z jej gardła wyrwało się niskie, ostrzegawcze warknięcie.
Przestała ufać smokom pochodzącym z Cienia. Okazywało się, że przyjaźnie, czy też prywatne sojusze nie wiele dla nich znaczyły, łatwo było je zerwać, a ci, co byli sojusznikami, stawali się wrogami chcącymi rozerwać jej gardziel.
Zniżyła smukły łeb, gdy samiec ruszył ku niej, a jakaś jej część z fascynacją obserwowała każdy jego miękki, drapieżny krok. Było w nim więcej ze smoka, a przede wszystkim drapieżcy, niż w jakimkolwiek innym gadzie, którego poznała.
Instynkt kazał jej bronić swojej prywatności, skrawa terytorium, na którym się znajdowała, chociaż nie należało ono do niej. Przednie łapy ugięły się bardziej, skrzydła luźno spoczęły po bokach. Długi ogon wił się na boki, unosząc się nieco wyżej, zaś uszy przylgnęły równlegle do czaszki.
Nie rozumiała za bardzo swojego zachowania. Zbyt długo obcowała ze smokami, które w dużej mierze wyzbyły się instynktownych zachowań. Ale musiała przyznać, że bardzo jej się to podobało. Samica ukryta głęboko w niej analizowała proporcje samca, jego możliwości.
Gdy ruszył ku niej, ona nie ustąpiła pola, jedynie z pomrukiem przesunęła się na jego prawo.
Inna jej część dziwiła się własnemu zachowaniu. Czy nie powinna spróbować jakoś się z nim porozumieć? Wyjaśnić całą sytuację? A tym czasem ona podjęła grę, prowokując go, sprawdzając...

: 23 maja 2015, 14:31
autor: Bezwzględny Drapieżca
Słysząc warkniecie jeszcze bardziej nastroszył błoniasty wachlarz czy tez grzebień na swoim łbie, potrząsając nim kilkukrotnie – tak jak skrzydłami potrząsałby ptak, strosząc pióra. oczywiście on ani skrzydeł, ani też piór nie miał. Jej zachowanie było dla niego o wiele bardziej czytelne niż słowa, których nie rozumiał. Nie wiedział co działo się w łbie smoczycy, po prostu nie myśląc nawet o analizowaniu tego. Całe życie kierował się jedynie instynktem, od czasu do czasu używając rozumu, aby mieć niewielka przewagę nad przeciwnikiem czy ofiara, które nie dorównywały smokom inteligencji. było to jednak myślenie schematyczne, prymitywne. Jak u każdego smoka, którego wychowa przyroda i który przetrwał sam w dość niesprzyjającym bezbronnym istotom otoczeniu.
Gdy smoczyca opuściła łeb, on uniósł swoja głowę wyżej. Wachlarz ponownie zafalował, tym razem składając się do połowy. W żadnym razie nie wyglądał na bezbronnego czy odsłaniającego swoje słabości, jednak ciało odruchowo przyjęło najbardziej korzystną dla siebie pozycję. płynny krok, niemal skradający się, smukłe ciało bez grama zbędnego tłuszczu, błyszczące łuski... Nie był wychudzony, jak przed przybyciem tutaj. tutejsza zwierzyna była tłusta, apetyczna, a on nie miał problemów z upolowaniem jej. Było tu mniej drapieżników, z którymi musiałby walczyć o pokarm, dlatego wydawał się być w idealnej formie – drapieżnik, któremu dobrze powodzi się na polowaniach.
Dalej szedł ku smoczycy, powolnym krokiem, ale nie zmierzał wprost ku niej. Nie spuszczając z jej sylwetki bursztynowych oczu wydawał się ją okrążać, od lewej strony. I nie, w jego ruchach nie było lekceważenia, doskonale rozumiał, ze nie zamierzała być uległa ani oddawać swojego terenu. nie wyglądała jednak na taką, która za chwile rzuci mu się do gardła. Najwidoczniej tak jak on próbowała go wyczuć, ocenić...
Z jego gardła wydobył się niski, gardłowy dźwięk. Ni to warkot, ni to pytające "kruu". I sam nie miał pojęcia, co ono oznacza. po prostu wydarło się instynktownie z jego piersi. Być może sprawił to jej zapach? Bo doświadczenia to on żadnego nie miał.

: 23 maja 2015, 14:58
autor: Zorza Północy
Powieki zmrużyły się drapieżnie, osłaniając częściowo zielone tęczówki, kiedy samiec potrząsnął łbem. Rozległ się miękki szelest błon, łuski ocierały się o siebie ze zgrzytem. Zachowywanie się w sposób instynktowny było dla niej nowością, ale potrafiła odczytywać sygnały. Wiele razy napotykała na swej drodze drapieżniki, a te reagowały podobnie. Stroszyły futro, kolce, próbując okazać się większymi, niż byli w rzeczywistości. Chęć odstraszenia przeciwnika, czy też pokazania mu, kto jest bardziej imponujący.
Przesuwała spojrzeniem po jego wdzięcznych kształtach, lustrowała ciało, podziwiając jasną barwę łusek, ni to mleczna, ni złocistą. Czuła równiez na sobie spojrzenie bursztynowych ślepi.
Miała wrażenie, że jest szybki, całkiem zręczny. Ostrożnie pokonywał kolejną odległość. Tak, musiał być dobrym łowcą w przeciwieństwie do niej.
Różowy, rozwidlony jęzor wysunął się spomiędzy warg, obwiódł je leniwie. Sama również ruszyła ku niemu, krocząc ku jego prawej stronie. Okrążała go, tak jak on ją. Długie uszy drgnęły, unosząc się nieco, kiedy zamruczał pytająco.
Przechodząc tuż koło jego prawego boku na wyciągnięcie ogona, musnęła futrzastą końcówką jego przednią łapę na wysokości łokcia, przypadając nieco bliżej podłoża.
Wydawała się zaciekawiona, ale i nieco rozbawiona.
Nie jesteś stąd, prawda? – wymruczała miękkim głosem, gotowa w każdej chwili odskoczyć od samca, gdyby ten próbował ją zaatakować.
Nie wyglądało na to, aby miał wrogie zamiary, ale wolała mieć się na baczności. Ostatnio nie ufała niczemu, ani nikomu. Nie po tym, jak jej były partner nie potrafił zachować odrobiny godności, próbując zbuntować przeciw niej ich młode.
Długa grzywa z miękkim szelestem przesuwała się po leśnej ściółce, kiedy postąpiła kolejny ostrożny, chociaż wyzbyty leku krok ku niemu.

: 24 maja 2015, 17:18
autor: Bezwzględny Drapieżca
Gdy puchata końcówka dotknęła jego łapy, odskoczył delikatnie w tył, kładąc swój błoniasty wachlarz ciasno na łowie, w kierunku szyi. Wyraźnie widać było, ze nie był przyzwyczajony do dotyku i nie wiedział,m co o tym sadzić. Do tej pory jedyny kontakt fizyczny z innym smokiem za skutkował pazurami tego – czy raczej tejże, gdyż była to smoczyca – osobnika na swoich łuskach. I bynajmniej wcale mu się to nie podobało. To uczucie było inne, ale nieznane Kasarowi, a przez to budziło w nim instynktowne odruchy – jak na przykład unik.
Jednak nie zamierzał uciekać. Smoczyca była intrygująca, przynajmniej zachowywała się w bardziej znany mu sposób – a przynajmniej bardziej zrozumiały, bo to dotykanie było przecież zagadką. Zapewne oboje nie wiedzieli, kto tu kogo chciał zaatakować – smoczyca nie ufała mu, on nie ufał jej. Zresztą jeśli chodzi o zaufanie to nie znał ani tego słowa, ani też uczucia. Zaufanie nie leżało w naturze smoków, było chyba wytworem kultury... Czy nie?
Zatrzymał się na moment, słysząc jej pytanie. gdyby miał uszy, najpierw zastrzygł by nimi, a potem położył płasko wzdłuż głowy. Zamiast tego uniósł, a następnie opuścił swój wachlarz. Znał tylko jedno słowo z tego całego ciągu, co nie budziło w nim zachwytu. Ponownie odsłonił kły, tym razem sycząc z niezadowoleniem, ale bez cienia agresji. nie znaczyło to jednak, ze stracił czujność.
Nie – powtórzył za smoczyca, gdyż było to jedyne znane mu słowo. Jego głos brzmiał ochryple, jakby wydobywając się z głębi gardła zupełnie jak warkot. Nie wiedział, ze prawdopodobnie odpowiedział na jej pytanie, a z jego oczu dało się wyczytać, że w zasadzie nie ma pojęcia, o co go pytała. ponownie zaczął za nią krążyć, zmniejszając odrobinę dzielącą ich odległość. Wyciągnął lekko język, by lepiej wyczuć jej zapach. Won inna niż ta, która sam pachniał, ale to już wcześniej zauważył.

: 24 maja 2015, 22:36
autor: Zorza Północy
Samica znieruchomiała zaledwie na kilka uderzeń serca, kiedy błona na łbie samca położyła się, a on sam, czując muśnięcie futrzastej końcówki, uskoczył nieco w bok. Morskie ślepia wyrażały zainteresowanie, ale także pewną wesołość. Nie było jednak w nim kpiny, oczy Czarodziejki bardziej śmiały się do niego, niż z niego.
Wypuściła wolno mroźną mgiełkę powietrza przez nozdrza, a szron osiadł na delikatnym włosiu, gdy przekrzywiając pysk w prawo, uniosła nieco pytająco długie uszy.
Rozgniewał się? Czy to, co zrobiła nie spodobało mu się? Takie pytania zdawało się zadawać jej ciało do taktu miękkiego pomruku, który rozbrzmiał w jej gardle.
Kiedy samiec znieruchomiał, widziała zaciekawione poruszenie błoniastego wachlarza. Im dłużej krążyli wokół siebie, obserwując się, tym łatwiej szło jej rozszyfrowywanie cichej, ale wyraźnej mowy jego ciała.
Kiedy odpowiedział, miała już całkowitą pewność, że samiec musiał wychowywać się zupełnie sam i nie mógł pochodzić stąd. Żył instynktownie, bez kontaktu z innymi smokami, a przynajmniej bez kontaktu z normalną kulturą...
Odczuła cień współczucia w sercu.
Gadzie wargi drgnęły i uniosły się w łagodnym, delikatnym uśmiechu, który nie odsłaniał zębisk.
Gdy zbliżył się ku niej, ona uniosła się na przednich łapach, przyjmując naturalniejszą dla siebie spokojną pozycję. Również podeszła do niego płynnym krokiem. Stała przodem do niego, chociaż łeb miała bliżej jego prawego barku u boku. Wciągnęła raz jeszcze jego zapach, chcąc go zapamiętać.
Jeżeli się zgodzisz, chciałabym coś ci pokazać, o ile chcesz ze mną porozmawiać – szepnęła, unosząc pysk bliżej jego pyska. Mówiła dosyć powoli, modulując głos tak, aby zrozumiał, że nie ma wobec niego złych zamiarów. Łeb miała nieco pochylony, szczęki rozluźnione.

: 26 maja 2015, 16:17
autor: Bezwzględny Drapieżca
Czy mu się nie spodobało? Trudno stwierdzić. Kasar zapewne nigdy nie poznał takich pojęć jak "podobać się" lub "nie podobać się". Po prostu reagował instynktownie na to, czego nie znał – dopóki nie stwierdzi, ze nieznane nie stanowi zagrożenia, zamierzał go unikać. a może po prostu bał się tego, czego nie rozumiał? To tez możliwe. Podobnie jak nie znał śmiechu. Wyraz rozbawienia w oczach samicy był dla niego równie niezrozumiały co pojawiające się znikąd mięso. Przez chwilę przyglądał się jej podejrzliwie, starając się odgadnąć, co oznaczała ta wesołość. Śmiech? Chyba nigdy go nie słyszał...
jak zahipnotyzowany wsłuchiwał się w szept smoczycy, powarkując od czasu do czasu, jakby do akompaniamentu., W jego głosie nie było agresji, ale wyraźnie pobrzmiewało tam ostrzeżenie – jeśli zechce go zaatakować, odpowie tym samym. Łagodny ton jej głosu jednak nie uspokajał go. może nawet przeciwnie, nie czuł się pewnie, gdy nie rozumiał, co się do niego mówi, a taki ton głosu budził u niego niepokój. Dlaczego? nie znał po prostu łagodności. Przyroda nie była łagodna, świat był brutalny. Wiedział, że gdy wszystko wydaje się spokojne, najbardziej trzeba się strzec. i właśnie to tez robił. Trwał w bezruchu, z napiętymi mięśniami i wyostrzonymi zmysłami. Zastanawiał się, co tez samica próbowała mu powiedzieć. A gdyby wiedział, to pewnie głowiłby się, w jaki sposób zamierza z nim porozmawiać, skoro on nie pojmuje sensu większości słów, a o skomplikowanych zdaniach nie wspominając. jednak domyślił się, że pyta o zgodę na coś... Tylko na co? Niepewnie, z wielka podejrzliwością skinął jednak łbem. Tylko czy tego nie pożałuje? Całe jego ciało gotowało się na atak, a on sam ostatkiem sił zwalczał impuls, by rzucić się do ucieczki – lub ataku, sam dokładnie nie wiedział, co by zrobił. To wszystko było zbyt dziwne, by biedny bezskrzydły mógł objąć to swoim prymitywnym rozumem.

: 28 maja 2015, 19:26
autor: Zorza Północy
W przyrodzie wiele można było dostrzec łagodności, czułości i miłości. Jak chociażby obserwując matki wszystkich stworzeń, zajmujące się swym potomstwem. Były niezmordowane, pełne poświęcenia, gdy groziło im niebezpieczeństwo. Jeżeli samiec tego nie znał, musiało to oznaczać, iż w bardzo wczesnym etapie został tego pozbawiony, zostawiony sam sobie, lub też...
Zastrzygła uszami, kiedy zrozumiała, iż samiec mógł pochodzić z terenów poza barierą. Jego zachowanie było czystym znakiem tego, iż się nie myliła. Wszystko w nim było dzikie, instynktowne, niczym u zaszczutego żbika lub wilka. Ale on musiał wychowywać się sam, bo nawet wilki były przysposobione do życia w dużej grupie.
Mrugnęła powiekami, słuchając jego niskiego warkotu. Odczytywała wyraźne znaki ostrzegawczo.
Ogon smoczycy kołysał się leniwie za nią, a w jej rozluźnionej sylwetce mógł dostrzec, iż nie zamierza go zranić, ani zaatakować.
Wypuściła wolno mroźną mgiełke powietrza towarzyszącą cichemu westchnięciu.
Kiedy samiec skinął głową, Czarodziejka chwilę stała, jakby niezdecydowana, czy też raczej zamyślona, w miejscu.
Głowiła się, czy dotknąć jego umysłu pozostając w odpowiedniej odległości, nie wiedząc, jak zareaguje, czy też zbliżyć się i dotknąć go, aby skojarzył obcą jaźń z jej własną.
Widać jednak było, jak na wyciągniętej łapie, iż podjęła decyzję.
Postąpiła jeden krok ku samcowi, zatrzymała się, patrząc na niego, dając mu czas do oswojenia się z tym, że ktoś chce się do niego zbliżyć.
Uszy miała uniesione, szczękę rozluźnioną, nieco rozchyloną, ukazującą rząd zębów. Ale wbrew pozorom była to poza pokazująca, iż nie krzesa właśnie swego żywiołu, aby uczynić mu krzywdę.
Staneła w końcu na przeciw niego, patrząc mu spokojnymi, morskimi ślepiami w jego oczy, bursztynowe, jasne, podejrzliwe.
Uniosła powoli łapę, aby widział, co robi, a następnie musnęła opuszkami jego prawy poliki. Szponu z lekkim stukotem zetknęły się z twardą, jasną łuską.
Wargi drgnęły w lekkim uśmiechu, a ona przysiadła na zadnich łapach. Tym bardziej z tej pozycji wydawała się bezbronna.
Wtedy też wysłała mentalną mackę przed siebie, ku niemu, dotykając delikatnie jego jaźni. Ku jego myślom przepłynęło pytające wrażenie, czy nadal się zgadza na taki kontakt.
Mógł odkryć też, iż słyszy jej własne myśli, czy też raczej mógł dostrzec sieć emocji, ciekawość, ale i spokój, cierpliwość.

: 08 cze 2015, 16:51
autor: Bezwzględny Drapieżca
Miłość czy raczej instynkt macierzyński? potomstwo kocha matkę, dopóki ta dostarcza jej pokarmu. Prawdziwa miłość nie istniała. Rodzice opiekowali się potomstwem i dbali o jego przetrwanie, bo tak leżało w naturze. Przyroda zaprogramowana była na roznoszenie genów dalej, aby gatunek przetrwał. Delikatność, miłość? To tylko działanie instynktu, naturalnego popędu każdego organizmu, aby przetrwać i przekazywać dalej swoje geny.
Kasar cały się zjeżył. Wyraźnie było widać, ze nie czuł się komfortowo. Całym sobą wyrażał jedno wielkie ostrzeżenie. Gdy smoczyca zbliżała się do niego, nie spuszczał z niej czujnego wzroku. im bliżej była, tym bardziej marszczył się jego nos i pysk, tym bardziej ukazywały się ostre kły, a w gardle narastał coraz wyraźniejszy pomruk. Ale nie ruszył się z miejsca, chociaż napięte mięśnie pokazywały, jak wiele wysiłku kosztuje go nie rzucenie się do ataku... Lub do ucieczki, chęć uczynienia jednego lub drugiego walczyła w samcu z wielką mocą.
Jej poczynania sprawiały, że cały czas miał się na baczności. W jego naturze nie istniał spokój. Im bardziej ktoś starał się go uspokoić, tym bardziej nieufny stawał się bezskrzydły gad.
A potem samica go dotknęła. Warkot urwał się momentalnie, a smok zastygł w bezruchu, nie mogąc się zdecydować, co zrobić. Zgodził się na coś, ale nie wiedział na co. Może chodziło o to? potem stało się coś jeszcze bardziej niezrozumiałego. Obca jaźń wdarła się do jego umysłu.
Smok nie pojmował, co się stało i smoczyca mogła to odczuć wyraźnie. Jej spokój został zalany przez szok, wprost zwierzęce przerażenie i zupełne niezrozumienie tego, co się działo. A ciało zareagowało instynktownie.
Kasar rzucił się ku smoczycy z czymś pośrednim między warkotem a rykiem. Źrenice były wąskimi szparkami, jak u zaszczutego zwierzęcia. Wyraźnie było widać, ze smok nie zastanawia się, co robi. Przez ta wieź wyczuwała jedynie strach, a może nawet kontakt się zerwał? W końcu magia wymagała spokoju i skupienia... Pazury bezskrzydłego kierowały się wprost ku gardłu Ulotnej, by rozszarpać, zabić... Taka instynktowna reakcja obronna.

: 26 cze 2015, 16:08
autor: Tejfe
Ostatnio żyła jak w transie. Wstać. Przeżyć. Iść spać. Co prawda rozmowa z bratem, powoli wybudzała ją z tego stanu, ale wciąż czuła ogromną rozpacz po stracie córki. Wiedziała jednak, że to uczucie zniknie, z czasem się wyrówna, będzie mogła żyć normalnie. Niestety, nigdy nie zapomni. Zawsze będzie pamiętać jej radosny pyszczek, jej pierwsze słowa, ich wspólną naukę lotu. Tak bardzo ją kochała! Znaczy kocha, bo ona żyje. A przynajmniej tak chciała myśleć Tehanu. Jej własne smutki doprowadziły ją, aż tutaj. Do ścieżki prowadzącej do Obozu Elfów. Zatrzymała się. Nie lubiła tych istot., a więc nie szła dalej. Zamiast tego stała niczym słup, ponownie poddając się swym ponurym myślom.

: 26 cze 2015, 16:12
autor: Dwuznaczna Aluzja
Stosunki Nadciągającej oraz Ankai nie były zbyt pozytywne. Zapewne przez fakt, że Tehanu była kiedyś członkiem stada Życia, a Aluzja wzięła sobie za cel uprzykrzanie tym ście*wom życia i podrzynanie tych nędznych gardeł.
Tak więc spotkanie tych dwóch samic nie mogło skończyć się dobrze. Nie widziały się wiele księżyców, nie było okazji do rozmowy... O ile ich spotkania można było nazwać rozmową, to było raczej skakanie sobie do gardeł.
Nagle zgrabna sylwetka wyłoniła się z cienia krzewów i drzew. Stanęła dumnie przed Wichurą, unosząc głowę i uśmiechając się przebiegle. Złote ślepia zalśniły w mroku lasu.
– Podana jak na talerzu – rzekła z kpiną, a cichy, wredny chichot wydobył się z jej gardła. Czuła wyraźną woń Ognia, ale teraz jej to nie interesowało.

: 29 cze 2015, 17:26
autor: Tejfe
Nie spodziewała się tego spotkania. Tak dawno nie widziała tej fioletowołuskiej gadziny, że momentami zapominała o jej istnieniu. Jednak złość jaką do niej odczuwała wciąż była mocna. Nadciągająca bowiem nie należała do smoków, które szybko zapominają, a tym bardziej wybaczają wyrządzone im krzywdy. Lubiła przytrzymywać waśnie w rydzach. A więc kiedy zobaczyła, że smukła Aluzja zbliża się do niej, zapałał w niej nowy gniew. Nie złośliwość, na nią nie była się teraz w stanie zdać, a gniew. Oczywiście nie tak silny jak kiedyś, przysłaniał go bowiem rozpaczliwy smutek, ale na tyle silny, że była w stanie się obronić, a nawet zaatakować, gdyby wymagała tego sytuacja. –Dawno się nie widziałyśmy, co? Ani trochę się nie postarzałaś. Jedynie grymas twojej wrednoty odbił piętno na twoim pysku.– wysyczała, przez ściśnięte zęby. Takie tam powitanie.

: 14 lip 2015, 19:53
autor: Dwuznaczna Aluzja
Słysząc słowa swej ulubienicy uniosła głowę i wybuchła paskudnym śmiechem. Niezbyt głośnym, ale z pewnością niezbyt przyjemnym dla uszu. Zwłaszcza smoczych, które były szczególnie wyczulone na rózne dźwięki.
– Dobrze, że chociaż próbujesz udawać hardą... Bowiem nie masz tego daru od urodzenia, jak większość – odpowiedziała jej, uśmiechając się bezczelnie. Szponami przednich łap żłobiła bruzdy z miękkiej, podatnej na uszkodzenia ziemi.
– Cuchniesz siarką i popiołem. Przeszłaś do Ognia? – spytała raczej retorycznie. Już w ogóle nie czuło się woni Życia. A szkoda, Ankaa już nie mogła jej zabić... A taką miała ochotę. Ostatnie wydarzenia napędzały ją do zabijania. Powstanie stada Błota, pełnego jakiś nienormalnych smoków, bawiących się w chore trójkąty. Same porabane smoki.