Strona 6 z 29

: 22 gru 2014, 16:43
autor: Ujmujący Kolec

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Psychopatyczne błyski, chore uśmiechy, mroczne śmiechy... i to on był niby chory?! Pewnie gdyby umiał czytać w myślach smoczycy i lepiej odgadywał jej nastroje, to być może postrzępiłby język na kłótni. Ale nie umiał ani tego pierwszego, ani drugiego. Także nie pozostawało mu nic innego, jak przyjmować świat i zachowanie innych smoków na swój własny rozum. Wzruszył barkami, słysząc jej pierwszą odpowiedź. Obłęd, szaleństwo... a co go to obchodzi? Ciekawość wiodła zarówno do tych rzeczy, jak i do poznania, szczęścia oraz dostatku. Nawet on to rozumiał. Patrzał się na Ankaę, gdy ta odeszła od niego kilka kroków, a potem kolejne. No nie no kurde! Nie dość, że nie chciała poznać jego historii, to teraz planuje sobie uciekać. Nie wiedział, jak ma się poczuć. Zawiedziony, smutny? A może zły? Dlaczego wszyscy go odrzucali, wszyscy oprócz jego kochanego brata?
Z zadowoleniem jednak zauważył, że smoczyca do niego wraca. Uniósł lekko kąciki pyska. Wiedział! Wiedział, że za długo tak daleko od niego nie wytrzyma!
Przewrócił lekko ślepiami, słysząc o równinnych. Ble.
No to jednak mało wiesz o terenach poza barierą, skoro jedyne co umiesz wydukać na ten temat to "równinni" – westchnął cicho. Brzmiał, jakby wiedział dużo więcej od Ankai, ale czy to prawda? – Kogo obchodzą równinni? To brzydkie, głupie stworzenia. Dalej na południe ich już nie ma, jest za to wiele innych rzeczy. – dodał, patrząc na smoczycę. Co teraz mu odpowie?

: 25 gru 2014, 13:20
autor: Dwuznaczna Aluzja
Wysłuchała go ze znudzeniem.
– Mało wiem? W takim razie to Ty mi powiedz, jaka kraina znajduje się na południowy wschód stąd, na drugim końcu świata. Jeśli zgadniesz, to zrobię Ci tą przyjemność i nie wypruję Ci flaków, Wszechwiedzący Geniuszu – powiedziała z kolejnym drapieżnym uśmiechem, napinając mięśnie. Samiec nie pachniał Cieniem zbyt mocno, więc jeśli go zabije to wielkich konsekwencji nie będzie. Ujmujący na pewno nie wiedział nic o krainie, w której mieszkała Ankaa. Co najwyżej mógł o niej słyszeć... Ale i to było mało prawdopodobne.
– Masz dziesięć sekund, futrzaku – odpowiedziała z gardłowym chichotem. Była gotowa do ataku, lub chciała go po prostu nastraszyć. Kto ją tam wie.

: 25 gru 2014, 13:52
autor: Ujmujący Kolec
Patrzył na smoczycę dziwni, gdy ta się już zdołała wysłowić pomiędzy szczerzeniem kłów. Dlaczego miałaby mu "wypruwać flaki"? Co złego jej zrobił? W dodatku chyba nie była zbyt mądra, bo pomyliła jego imię już dwa razy. Nie był ani Wszechwiedzącym Geniuszem, ani Futrzakiem. Myślał, że smoczyca już zrozumiała, w końcu nawet się jej przedstawiał. Skoro on zapamiętał jej miano, to ona też powinna to zrobić, jeśli chodziło o jego osobę.
Jestem Futrzaczek, Ankao – odezwał się z niesmakiem. – Spróbuję zgadnąć, jeśli ty powiesz mi, jak nazywa się moja matka, ona żyje za barierą, więc za bardzo nie będziemy schodzić z tematu. Zgoda? – zapytał, przekrzywiając łeb. On, w przeciwieństwie do smoczycy, nie drgnął ani o łuskę. Siedział sobie spokojnie, najwyraźniej albo ignorując groźby samicy, albo nie dostrzegając ich potencjalnego zagrożenia. Albo może i drgnął, bo jego ogon miarowo huśtał się niewysoko nad ziemią, pióra na jego końcu zamiatały śnieg.

: 27 gru 2014, 17:42
autor: Dwuznaczna Aluzja
Jej pysk wygiął się w kpiącym, złośliwym uśmiechu, a sama smoczyca nie mogła się powstrzymać od wrednego, gardłowego chichotu.
– Nie wiem, jakim cudem Kheldar pozwolił Ci dołączyć do Cienia, ale chyba był wtedy pijany – stwierdziła z rozbawieniem. W jej opinii ten samiec był po prostu idiotą, ale to jej pokręcona opinia.
– Nie interesują mnie Twoje korzenie, samcze. Nie zamierzam się dowiadywać, jakaż to smoczyca miała nieszczęście Ciebie wychowywać – mruknęła z kpiną, po czym machnęła silnie skrzydłami i wzbiła się w powietrze, znikając p pewnym czasie na niebie otulonym mleczną mgłą.


: 27 gru 2014, 20:41
autor: Ujmujący Kolec
Jeszcze dziwniej spojrzał się na smoczycę. Zgrywała twardą i w ogóle, a unikała odpowiedzi jak tchórz... Nie zdziwiłby się, gdyby faktycznie nim była. Sama pytała o rzecz dla Ujmującego niemożliwą do domyślenia się, a odmówiła odpowiedzi na jego własne pytanie. Gdyby znał odpowiednie pojęcie, nazwałby smoczycę hipokrytką, ale oczywiście nie mógł, gdyż ograniczał go jego własny zasób słów.
Obserwował smoczycę, jak ta odlatywała, kiwając powoli łbem.
I skąd w ogóle pomysł, że ktokolwiek go do Cienia przejmował (przecież nawet tym stadem pachniał raczej marnie...)?
Ciekawe za to, kto miał tą wątpliwą przyjemność użerać się z tobą – mruknął westchnąwszy, pozwalając sobie nawet na uszczypliwość w głosie. Rozejrzał się po pustej buczynie, wzdychając raz jeszcze. Wstał, otrzepując się ze śniegu, który w międzyczasie nań osiadł. Przecież nie będzie tu tak sam siedział. Ruszył przed siebie, w poszukiwaniu następnego, miał też nadzieję ciekawszego i odważniejszego, rozmówcy.

: 04 mar 2015, 19:53
autor: Tejfe
Leciała z nimi dość długo, cały czas ich obserwując. Ich ruchy może nie były tak płynne i gładkie jak jej, ale jej się dorównać nie dawało, ale były na dobrym poziomie. Ponad przeciętnej, przynajmniej tak oceniła Hipnotyzująca. Lecieli tak długo, gdyż samica chciała nieco oswoić ich z latanie. Po długim momencie i porządnym rozgrzaniu mięśni, zatrzymała się. Jej skrzydła spowolniły swoje ruchy i przestały brnąć do przodu. –No dobrze. Teraz robimy skręty.– powiedziała samcom, po czym zaczęła mówić polecenie. –Przestańcie machać skrzydłami w przód i tył, tylko góra i dół. Ale lekko tak, żeby nie wznosić się do góry. Zacznijcie przekręcać łeb w wybraną stronę, lewo lub prawo, a zanim resztę ciała. Na samym końcu ogon. Jak wykonacie skręt, lećcie jak dotychczas tyle, że w inną stronę.– Powiedziała młodym, po czym sama zaczęła wykonywać skręt. Łeb zwróciła w lewo, następnie grzbiet i na końcu ogon. Zaczęła lecieć przed siebie.

: 06 mar 2015, 17:58
autor: Oczywistooki
Młodzieniec polubił straszliwie latanie. Te wszystkie piękne widoczki, możliwość latania tuż pod chmurkami i tam, gdzie się chce była po prostu najlepszą rzeczą, jaką można było sobie wyobrazić. Niestety przyjemność nie trwa wiecznie, gdyż skrzydełka młodzika zaczęły go troszeczkę boleć, więc zrezygnował już z latania raz szybciej, raz wolniej.
Wtem siostra nagle kazała się zatrzymać, więc młody samczyk przestał machać skrzydłami, jakby miał lecieć do przodu, tylko zaczął nimi wiuchać w górę i w dół tak, by się zatrzymać i lewitować w powietrzu niczym helikopter. Ucieszył się słysząc, iż przejdą teraz do kolejnej fazy nauki, czyli do skręcania. Przysłuchał się uważnie instrukcji obsługi ciała w celu skręcania i od razu przystąpił do czynów.
Zaczął od powolnego lecenia w przód tak, by nie skręcać w miejscu. Przecież to by było bez sensu. Wtedy zaczął lekko przechylać swój niebieski łebek w lewo, a potem szyję, tułów i ogon, na końcu lekko się przechylając w tą stronę tak, aby wygodniej mu się ogólnie skręcało. Postanowił sobie zrobić tak kilka dość obszernych kółek w powietrzu, po czym powtórzyć je tyle, że skręcając w drugą stronę. Znów skręcił pierw swój łeb, a następnie resztę ciała, kończąc na ogonie w prawo, zataczając kolejne kółka.
Samczyk spojrzał na swojego brata, który również próbował skręcać. Szło mu nawet całkiem nieźle, więc tylko, gdy tamten się na niego popatrzył, Oczko wysyłał mu szczęśliwy uśmiech, który znaczył coś w stylu "było, jest i będzie dobrze". Kiedy znużyło mu się już troszkę nudnawe skręcanie, zaczął kierować się w stronę Hipnotyzującej, by się zatrzymać tuż przed nią i aby ta oceniła i jego i Kaszmira postępy. Ciekawe, czy czegoś jeszcze dowiedzą się na temat latania...

: 09 mar 2015, 21:42
autor: Niewinna Łuska
Nudnawe skręcanie? Nudnawe? To było... to. To herezja! Kaszmir już zanim wysłuchał do końca instrukcję Hipno, wiedział doskonale co się szykuje i jak to zrobić. Skąd niby wiedział? Może to instynktowne odruchy. Może to spostrzegawczość i błyskawiczne przyswajanie obserwowanych wzorców. A może to...
Godziny spędzone z Oczkiem i innymi pisklętami. Zabawy na trawie, śniegu. Nawet na skalnym podłożu jaskini. Ich najmłodsze lata minęły jak seria gonitw, przepychanek i dzikich akrobacji, na jakie tylko pozwalały im drobne, pisklęce ciałka. Bieganie, bieganie i jeszcze raz bieganie. Wieczne szaleństwo, które zwykle kończyło się bolesnym lądowaniem na ziemi, którym w wirze zabawy nikt i tak się nie przejmował. Kaszmir wycierał sobą glebę najrzadziej. A jeśli już, to z własnej woli, turlając się z boku na bok, by uniknąć szarżujących na niego kłębków łusek i radości. Przy tym wszystkim, Kaszmir zawsze przepadał za tym jednym momentem, nieodłącznym dla każdego sposobu poruszania, dla każdej zmiany pozycji. Czuł narastającą ekscytację zawsze, gdy środek ciężkości jego ciała przechylał się na jedną ze stron, ciągnął cały korpus w danym kierunku, przez chwile pozostawiając go w stanie bezwładności. Nie ważne czy był to tylko skręt pod czas szybkiego biegu, gdzie mógł przechylić się na jedną ze stron tak bardzo, że niemal dotykał ziemi, a pęd zapewniał mu utrzymanie pozycji stojącej, gdy nawracał gwałtownie o 180 stopni. Albo szczytowy moment skoku, w którym całe ciało nagle zamiast wznosić się, poczynało opadać. Albo jeszcze coś innego. Zawsze gdy jego równowaga się chwiała, on wiedział jak wyjść z tej sytuacji w dobrym stylu, wykonać manewr na granicy ryzyka i powrócić do pozycji pionowej, do wszystkich czterech łap mocno wbitych w glebę.
Co prawda, teraz sytuacja nie była z jednej strony ani trochę podobna: do gleby daleko, łapy uniesione w górze. Ale z drugiej strony, zasada była ta sama. Całe ciało musiało zamienić się w perfekcyjny mechanizm, zlepek odruchów i szybkiej reakcji każdego, najdrobniejszego mięśnia w ciele. By cały organizm wykonał jeden ruch. W idealny sposób, w idealnym momencie. Tylko wtedy udaje się utracić balans na kilka chwil, zwrócić się w dowolnie obranym kierunku, a następnie wrócić do równego lotu, jak gdyby nigdy nic, jak gdyby nic się nie stało, a przed chwilą nie zaszedł miniaturowy cud z zakresu mikrobiologii, fizyki i chemii, pozwalający bez planowania i zbędnego myślenia, zarządzać z chirurgiczną precyzją tak nieskończenie skomplikowanym urządzeniem, jakim jest smocze ciało. I to zaledwie przy pomocy kilku banalnie prostych odruchów bezwarunkowych.
A teraz dość zbędnych dywagacji. Czas przejść do zabawy. Adept już wiedział co ma robić. Nie! Czuł co ma robić. Całe ciało drgało z napięcia, jakie powstało tuż przed rozpoczęciem manewru. Chłodzące go nieustannie zimne powietrze nie zmieniało faktu, że od wewnątrz zalewały go fale przyjemnego ciepła, promieniujące od klatki piersiowej. Fale czystej przyjemności. Do czego nie chciał przyznać się sam przed sobą, bo przecież nie lubił latania. No, a przynajmniej tak uważał do tej pory. Czyżby to miało się zmienić?
Na próbę, machnął odrobinę mocniej prawym skrzydłem. Kilka razy. Przechylił całe ciało z umiarem na lewą flankę i... Prawie zachłysnął się nabranym powietrzem, gdy poczuł jak cały opada. Opada w dół. Przechyla się na jedną ze stron tracąc odrobinę cennej wysokości dzielącej go od ziemi, lecz jednocześnie wyraźnie obraca się w jednym kierunku. Niesamowite! Ciekawe czy jakby tak bardziej przechylić... z trudem opanował chęć, by pozwolić sobie opaść. Przenieść cały ciężar na jedna ze stron i zaprzestać pracy jednego ze skrzydeł, by obrócić się całkowicie wokół własnej osi. Nie wiedział, czy byłby w stanie tego dokonać, ale sam pomysł przyprawiał go o dreszcz podniecenia.
Tymczasem polecenie Hipnotyzującej zawisło w powietrzu, a adept nie spieszył się di jego wykonania. Eksperymentował po swojemu, a Oczko już uporał się dawno z prostym zadaniem. Widząc to Kaszmir nie miał zamiaru pozostawać mu dłużny. Bez większego problemu przeszedł z lotu w tempie jednostajnie przyspieszonym, do lotu samą siłą inercji. Skrzydła wykonywały pracę jedynie, by utrzymać go w powietrzu. Świetnie. Teraz zwrot. Skierował głowę tym razem w prawą stronę, próbując "pociągnąć" za sobą resztę. Zaczynając od korpusu, łap, na ogonie kończąc. Zwinął się w półksiężyc, zupełnie jak przy nauce pływania. Przez chwilę działał jak rozciągnięta harmonia, w która nabiera powietrza przed wydaniem dźwięku. Szybko jednak rzeczony manewr skrętu dokonał się "sam". Wystarczył delikatny impuls, a tor lotu zmieniał się gwałtownie. Strasznie podatnym jest się w powietrzu na te delikatne zmiany i Kaszmirowego nie przestawało to zadziwiać. Ale i cieszyć. W swoim mniemaniu był akrobatą. Co prawda naziemnym. Ale to tylko do tej pory. Teraz otworzyło się przed nim całe niebo. I perspektywa nowych sztuczek oraz efektownych popisów. Co jeszcze można było dokonać tuż pod sklepieniem świata? Już wkrótce się przekona.

: 10 mar 2015, 18:29
autor: Tejfe
Samica przyglądała się młodzikom w opiekuńczy i przede wszystkim czujny sposób. Z siostrzaną miłością. Gdyby coś miało pójść nie tak, była gotowa ingerować. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Oczko świetnie sobie poradził z wykonaniem powietrznych "kółek", a Kaszmirowy trik okręcania się wokół własnej osi, jakimś cudem się udał. Tak samo jak skręt. –Brawo, chłopcy!– zawołała wesoło, ciesząc się z ich sukcesu. –Chyba mamy w genach umiejętności lotnicze.– zażartowała, w ogóle nieświadoma tego, że nie jest z nimi spokrewniona. W żaden sposób. Podleciała do nich i spokojnie oznajmiła. –Zostało nam jeszcze jedno zadanie do wykonania. Lądowanie. Znam dwa sposoby lądowania. Pikowanie i tradycyjne. Pikowanie jest jednak nieco trudniejsze i bardziej niebezpieczne, więc wolę nie ryzykować. Nauczymy się tradycyjnego.– stwierdziła, po czym przeszła do oznajmiania instrukcji lądowania. –Przekręćcie głowę i resztę ciała w dół. Ale uwaga, zróbcie to bardzo delikatnie, prawie niezauważalnie. Potem zacznijcie zataczać okręgi, cały czas obniżając lot. Pierwszy okręg niech będzie bardzo duży, następny trochę mniejszy. I tak dalej, aż w końcu znajdziecie się nad ziemią i już nie będzie najmniejszego kółka. Zaczynajcie. Spotkamy się na dole.– poleciła, po czym sama przeszła do pikowania. Dużo bardziej wolała ten sposób. Pochyliła łeb w dół, zanim grzbiet na końcu ogon. Łapy podkurczyła. Złożyła skrzydła i przymknęła ślepia. Pędziła w dół z niesamowitą szybkością. Kiedy znalazła się niewiele nad ziemią, powróciła do normalnej, poziomej pozycji i rozłożyła skrzydła, lądując z gracją na ziemi. Gdyby tego nie zrobiła, najprawdopodobniej rozbiłaby się o jakąś skałę, czy coś. Dlatego też wolała nie ryzykować i nie nauczać tego Oczka i Kaszmira. Mogą poćwiczyć sami. Widzieli jak to się robi.

: 11 mar 2015, 17:20
autor: Niewinna Łuska
Zaśmiał się mimo woli, gdy Hipnotyzująca wspomniała o umiejętnościach lotniczych. Wiatr wepchnął mu jego śmiech z powrotem do gardła, wraz z niewiadomą przyczyną jego pochodzenia. Śmiał się trochę z radości, trochę z nerwów, a trochę z upojenia nadmiarem nowych wrażeń, które trwały już być może za długo jak na pierwszy raz w powietrzu. Hipnotyzująca udzieliła im dalszych instrukcji, sugerujących bezpośrednio zakończenie lotu. Przyjął tą wiadomość z nieskrywaną ulgą. Nie był pewien ile właściwie czasu może wytrzymać w powietrzu, dlatego wolał już zmierzać powoli w kierunku ziemi. Zanim zdążył zabrać się za obniżenie lotu, ich nauczycielka, a jednocześnie "dowódca klucza" gwałtownie zniknęła z jego pola widzenia. Po prostu rozpłynęła się w powietrzu, leciała tuż przed nim, a wystarczyło mgnienie oka, żeby zanurkowała w dół jak delfin czy też inne morskie stworzenie, uciekające z powierzchni wody przed ciekawskimi spojrzeniami w głębinę. Próbował podążyć za nią wzrokiem, ale ona opadła zbyt gwałtownie i przeleciał nad nią nim zdążył odnaleźć jej sylwetkę na tle bieli. Wiedziony ciekawością nie potrafił po prostu odpuścić, dlatego natychmiast wykonał zwrot z mocnym przechyleniem na prawe skrzydło. Zaczął zakreślać półokrąg, przeczesując uważnym spojrzeniem przestrzeń pod sobą w poszukiwaniu lądującej samicy. Teraz mógł ją zobaczyć. Przechylił głowę jeszcze bardziej w dół i już widział wyraźnie jak Hipnotyzująca błyskawicznie leci, a raczej spada na spotkanie z podłożem. Czy ona na pewno wie co robi? – przemknęło mu przez myśl, gdy zauważył z jaką prędkością traciła wcześniejszą wysokość. Zwrot nie zajął mu dużo czasu, a w tym czasie ona była już mniej więcej w połowie drogi na sam dół. Na szczęście wiedziała. Nie miał co do tego wątpliwości w momencie, gdy jej pokaźne skrzydła rozkwitły ponownie na tle nieskazitelnie białej ziemi. Najwyraźniej poradziła sobie bez problemu, choć trudno było ocenić, na dole wydawała się być taka mała. W czasie gdy smoczyca wykonywała kaskaderski manewr, Kaszmirowy zdążył już wykonać pełne okrążenie wokół wyimaginowanego środka okręgu, po którego granicach krążył podczas obserwacji siostry. Dalsze kręcenie się w kółko nic nam nie da. Czas dołączyć do niej na ziemi. Do tej pory zataczał kręgi lotem połowicznie szybowym, tylko od czasu do czasu odpychając się skrzydłami w górę. Kontynuował ten ruch, jednak znacznie zmniejszył częstotliwość owych odepchnięć. Pochylił łeb bardziej ku dołowi. Patrzył już na cel, który obrał sobie za dobre lądowisko. W dole nie było wiele drzew, tak więc nieopodal Hipnotyzującej znalazła się wystarczająco duża przestrzeń, by mógł na niej posadzić swój nieprzyzwyczajony do lotu i lądowania tyłek. W tym czasie brak siły wznoszącej zaczął dawać rezultaty, gdy adept zaczął czuć wyraźny ubytek wysokości. Z każdą chwilą, każdym kolejnym kołem tracił jej co raz więcej. Ruch skrzydeł pełnił już rolę czysto stabilizującą, kontrolującą utrzymanie ciała w przechyle około 45 stopni. Idealnym, by trzymać się obrzeży okręgu, czy raczej spirali, zdążającej nieubłaganie w dół. Lądowanie nie było takie straszne, jak na początku mu się wydawało. Dużo gorszy był moment, w którym próbował wyciąć beczkę. Wtedy przez chwilę spadał, nie miał w ogóle kontroli nad swoim ciałem. Przy schodzeniu w dół,k wszystko odbywało się powoli i bez miejsca na pomyłki. Skrzydła same utrzymywały go w stanie szybowania, a raz nadany ruch obrotowy utrzymywał się naturalnie. W taki oto sposób, spokojny jak opadający liść, Kaszmirowy dotarł do upragnionej ziemi. Nie zapomniał przygotować łap, przed kontaktem. Nie miał zamiaru jednak wylądować z rozpostartymi skrzydłami. To byłoby dla niego za łatwe. Tuż nad ziemią poczuł nagły przypływ pewności siebie, dlatego złożył aparaty lotne gdzieś dwa ogony nad ziemią, szybkim i gwałtownym ruchem, tak że ostatnie metry pokonał opadając swobodnie na ugięte łapy. Mięśnie nie zawiodły go tym razem. Wytracił całą siłę uderzenia stawiając delikatny opór wszystkimi czterema kończynami, by uchronić korpus przed uderzeniem w twarde podłoże. Przywarł w ten sposób do gruntu. I zastygł przez chwilę w takiej pozycji. To już koniec? Serce jeszcze biło szybciej, wszystkie mięśnie drgały w gotowości do wysiłku. Oddech powoli wracał do normy. A on wciąż nie mógł uwierzyć, że wszystko poszło tak szybko. I nadspodziewanie dobrze. Wyprostował się powoli, stając znów pewnie na własnych łapach. Uniósł łeb ku górze, wbijając wzrok w niebo, na którym przez chmury przebijały się wreszcie promienie słońca, zapowiadającego rychłe nadejście wiosny. Zanim sam się zorientował, zaryczał głośno, wpatrzony w przestrzeń nad sobą, która teraz należała już do niego, tak jak znajoma mu ziemia pod łapami. Nie był to może imponujący ryk, jaki może wydobyć się z piersi dorosłego smoka. Ale przepełniały go emocje, nagromadzone przez te kilka intensywnych minut. Zadowolony z siebie rozłożył jeszcze raz wielkie skrzydła i zatrzepotał nimi kilka razy, rozluźniając je po wysiłku. Gdy skończył złożył je z powrotem. Wyprostowany i jak zwykle pełen energii dołączył do Hipnotyzującej.
– To było świetne! Nie myślałem, że latanie może być tak zabawne – oznajmił jej już z daleka, uśmiechnięty niemal szelmowsko. Widać było jak nowa umiejętność dodała mu pewności siebie. Jakby do tej pory nie miał jej za dużo.

: 12 mar 2015, 8:03
autor: Oczywistooki
Nie zamierzał ryzykować i próbować pikowania. Jeśli byłoby to bezpieczniejsze to nie posłuchałby się siostry i zapewne przeszedłby do tegoż drugiego sposobu. Niestety life is brutal i Oczko musiał pierw nauczyć się wykonywać proste i tradycyjne lądowanie.
Zaczął zataczać pierwszy okręg, będąc troszkę wyżej, niż Kaszmir. Przechylił tylko lekko skrzydła w stronę środka wyimaginowanej trasy, którą będzie teraz podążał, opadając powolutku w dół. Nie był bardzo pochylony w dół, jak jego braciszek, gdyż wolał opadać troszkę wolniej, podziwiając jeszcze piękne widoczki tu z góry. Jego zataczane koła były duże, na pewno większe od Kaszmira. Młodzieniec spoglądał również kątem oka na Hipnotyzującą. Ta to miała wielkie doświadczenie i wprawę... Pięknie wytraciła wysokość i szczęśliwie nad samą ziemią rozłożyła swe ogromne skrzydła, delikatnie lądując na białym gruncie. Był to cudowny widok, więc Oczywisty pragnął kiedyś latać tak samo dobrze jak ona. Wracając do zmniejszania wysokości... Kiedy Kaszmirek był już na ziemi, Oczko wytracił dopiero 3/4 swojej wysokości. Krążył i krążył i wydawał się tak spadać bez końca. Podobało mu się to strasznie, o czym mógł świadczyć jego szeroki uśmiech na niebieskim pyszczku.
Podczas lądowania spróbował zrobić coś zupełnie innego niż jego czerwonołuski braciszek. Postanowił, że nie będzie lądował "na helikoptera", jak to uczynił Kaszmir, lecz "na samolot". Zniżył się w końcu tak nisko, by móc wygiągnąć podwozie i zacząć procedurę lądowania. Miał przed sobą sporo miejsca, więc mógł sobie spokojnie jeszcze poszybować chwileczkę niziutko nad ziemią. Jego pazurki w łapkach już dotykały leciutko śniegu, lecz on nadal miał rozłożone skrzydełka i na takiej wysokości przeleciał dość spory kawałek. W końcu, gdy zbliżył się do swojej siostrzyczki zaczął przebierać łapkami, dotykając już podłoża, by wytracić prędkość. Przeszedł do biegu z rozłożonymi skrzydełkami. Kiedy dobiegł już do Hipnotyzującej zatrzymał się i spokojnie złożył swoje zmęczone lotem grzbietnie kończyny. Usiadł przed nią na śniegu, czekając aż coś powie.

– To było cudowne! Dziękujemy, że nas nauczyłaś tego wszystkiego, jesteś najlepsza, Siostro! – powiedział do niej w imieniu dwójki małych urwisów, szeroko się uśmiechając jak zwykle.

: 17 mar 2015, 14:36
autor: Tejfe
Będąc na ziemi, zaczęła spoglądać w górę. Zauważyła, że młody Kaszmir jest już w połowie drogi i wszystko wykonuje tak jak trzeba. Oczko był jeszcze nieco wyżej, ale robił wszystko bardziej precyzyjnie i dokładnie. I przede wszystkim ostrożniej. To dobrze. Nie chcę, aby coś mu się stało.– Przemknęło jej przez myśl. Wreszcie Kaszmirowy Kolec znalazł się nad ziemią. Postanowił złożyć skrzydła i wylądować w nieco nietradycyjny sposób. Tehanu nie przejęła się tym zbytnio. Wiedziała, że nic mu się nie stanie. Podobnie, tyle że pikując na nauce lotu zrobiła Seraficzna. I wszystko było okej. I tym razem również. Już chciała mu pogratulować, kiedy nagle nad ziemią pojawił się Oczko. Jego lądowanie, wedle nauczycielki było perfekcyjne! Ale to już subiektywna ocena. –No proszę. Obydwoje zdaliście naukę poprawnie, że zasługujecie nawet na 7 dzików. – powiedziała Hipnotyzująca, podchodząc do każdego z uczniów i liżąc ich po łbie. –Widzisz Kaszmir? Jednak Ci się spodobało.– rzekła rudo-niebieskiego samca, po czym spojrzała na tego drugiego. –Ja jestem najlepszą siostrą, a Wy najlepszymi braćmi. No dobrze, coś jeszcze chcecie się nauczyć?

//Raport- lot 1 i 2 (możecie też od razu na 3 spróbować, ale nwm czy się uda. Spróbować jednak można). Nie zapomnijcie o tych postach z Mchowego Źródełka. Wklejcie dwa linki. :)

: 20 maja 2015, 22:36
autor: Ujmujący Kolec
Nie czuł się zbyt dobrze. Bolały go ostatnio oczy, w zasadzie ciągle je mrużył, i tak gorzej widział. Plus to zadrapanie na szyi. Ech, nie miał się zbyt dobrze. Sapnął, siadając na ziemi. Znalazł się w buczynie, ale nie przywiązywał zbytniej uwagi do tego, gdzie jest. Nie widział w tym sensu, tak czy siak po jakimś czasie szedł gdzieś indziej albo po prostu spał tam, gdzie siedział. Zaczął grzebać łapami w ziemi, nie znajdując innej rozrywki. Siedział tak sobie, słuchając śpiewu ptaków i rysując wzorki w rozoranej glebie.

: 31 maja 2015, 23:17
autor: Trzy Odcienie
Wylądował lekko na ziemi, z pasażerem na grzbiecie. Położył się na ziemi i zaczekał aż ten zejdzie. Potem wstał i spojrzał na białego pisklaka i nim zaczęli naukę, zapytał – Na kogo się szkolisz?

: 31 maja 2015, 23:50
autor: Lenifiell
Maluch spokojnie zgramolił się ze smoka, bardzo podobało mu się latanie, ale jeszcze nie umiał tego robić. Maluch uśmiechnął się i powiedział – Dziękuję za to że mnie zabrałeś – powiedział życzliwie – Uczę się na łowce, czyli ta umiejętność mi się bardzo przyda.

: 01 cze 2015, 0:09
autor: Trzy Odcienie
Zamachał ogonem niczym pies, Płowy też myślał o zostaniu łowcą a nie magiem jak chciał na początku – Wspaniale, ja reż o tym myślę. Łowca. Może kiedyś razem zapolujemy? No to może dam ci naukę od razu z kamuflażu, śledzenia i skradania? Decyduj– smokowi pomimo zmęczenia, było to obojętne. Lubił uczyć pisklaki, jakoś tak. Czuł się jakby doceniony, może przekazać swoją wiedzę innym.

: 01 cze 2015, 7:28
autor: Lenifiell
Maluch nie spodziewał się takiej propozycji, lecz bardzo ona go ucieszyła. – Chętnie z tobą kiedyś zapoluję. Bardzo bym chciał jeśli się na to zgodzisz aby nauczyć mnie wszystkich trzech umiejętności – pisklak wyszczerzył ząbki w uśmiechu. Naprawdę nie spodziewał się takiej propozycji zaskoczyła go i rozweseliła, więc przytulił dużego smoka.

: 01 cze 2015, 10:31
autor: Trzy Odcienie
O no i kolejny pisklak który się przytula. Otarł się krótko o niego i usiadł na zadzie. Szybko zasięgnął do swojej "biblioteki", czyli pamięci, gdzie wszystko miał poukładane. Zacznie od kamuflażu, potem śledzenie a w skradaniu każe mu połączyć wszystko czego się nauczy, wraz z zasadami skradania. A potem się zobaczy – Dobrze. Kamuflaż. Jak myślisz, po co jest? Co daje ci na polowaniu?

: 01 cze 2015, 10:52
autor: Lenifiell
Maluch zrozumiał ze nauka się zaczyna kiedy smok usiadł na zadzie. Maluch zastanowił się chwilę i rozpoczął odpowiedź – Myślę że kamuflaż pozwala nam się ukrywać przed zagrożeniem, bądź w trakcie polowania nie pozwolić nam spłoszyć zwierzaka na którego polujemy. Kamuflaż zależy od tego w jakim terenie się znajdujemy – zastanowił się mały, czekał na odpowiedź czy mówi dobrze.

: 01 cze 2015, 11:05
autor: Trzy Odcienie
Płowy pokiwał głową i powiedział – Prawie dobrze. Kamuflaż pozwoli ci ukryć swoją obecność na polowaniu, teraz jak jest zielono, musisz stosować kamuflaż bo masz białe łuski i dobrze cię widać. Kamuflaż chowa twój zapach. Kamuflaż ze spłoszeniem ma mało, bo czy spłoszysz sarnę znależ od poruszania się i wiatru. No dobrze, jesteśmy w lesie. Czego byś użył aby się ukryć? Priorytetem jest zamawkowanie koloru i zalachu
Sam porozglądał się po okolicy, wszystkie elementy do kamuflażu były. Liście, trochę błota, mech..

: 01 cze 2015, 11:12
autor: Lenifiell
Maluch słuchał uważnie tłumaczenia smoka. Kiedy ten zadał pytanie maluch rozejrzał się po okolicy, zobaczył błoto – Wytarzał bym się w tym tak by ukryć zapach a dodatkowo mógł bym błoto wykorzystać jako kleju, po wytarzaniu się w błocie przeturlał bym się po liściach tak by przykleiły się do ciała – maluch rozglądał się po okolicy ale uznał że tyle powinno wystarczyć.