....Nie przeszkadzało mi jej spojrzenie, które kroiło moją duszę na plasterki, chcąc poznać co kryje moje puchate wnętrze. Komplement przyjąłem z lekkim uśmiechem i wyraźnym zawstydzeniem w oczach. Mogłem tego słuchać całym dniem, ale wtedy czy moje ego nie poszło pod niebiosa, tracąc urok?
–
Dziękuję. Artysta jest wojownikiem pióra, dłuta i słów... Nie można wychwalać ich pod niebiosa. Zawsze znajdzie się ktoś lepszy, doskonalszy w tym co robi... Upadek z wysoka boli niemiłosiernie, a powstania nie zawsze się udaje... – lot Ikara nie jest mi przeznaczony. Widzę słońce, czuje jego ciepło. Mimo pokus nie lecę wyżej. Chcę widzieć dalej. Czuć mocniej. Na wszystko przyjdzie czas... Władcy Nieba zawsze dają tyle, na ile zasłużyliśmy...
....Słyszałem zadowolony pomruk. Dobrze wiedzieć, że mam kolejnego smakosza w okolicy. Och... Układ... Patrzyłem w tę bezdenną żółć zakryte swymi celami. Nie wiem, co tam kryła, choć moje szczenięce zauroczenie było dla Takiej Dany pewnie z daleka zauważalne. Delikatnie się uśmiechnąłem
–
Dziękuję, że tak uważasz. Brzmi to dobrze, a w Twoim towarzystwie smakowało to lepiej niż zwykle... – powoli zatracałem się w jej oczach. Czułem jak delikatnie rozbierały moje i tak zagmatwane myśli. Duszo samotna... Czując powiew chwili, delikatnie wyciagnałem do niej łapę. Chciałem ją mimochodem pogłaskać po policzku. Sam ruch był niepewny, mogący w każdej chwili się wycofać, widząc u niej jakąkolwiek niechęć czy wyraz sprzeciwu. Lecz nie urywałem kontaktu wzrokowego:
–
Mogę dla Ciebie gotować, lubię to robić i jeść w towarzystwie. Co do inspiracji to też mi jedną dałaś... – zebrałem resztkę myśli świadomych, co i tak uciekły w pogoni. Spokojnie, na ile pozwalało moje pędzące jak dziki pegaz serce wyrzekłem, co mi w sercu zagrało na widok duszy, która przy mnie była...
- – W cieniu śliwy, gdzie światło łagodnie pada,
Smoczyca kroczy, w purpurze nocy ukryta.
Jej futro, ciemne jak najgłębsza tajemnica,
Mieni się, tańczy w blasku księżyca.
Oczy żółte, jak dwa topazy świecące,
Przenikają duszę, bez słów opowiadające.
W ich głębi – wszechświat, gwiazd tysiące,
W każdym spojrzeniu – obietnice nieskończone.
Twórca w jej obecności, sercem młodym drży,
Zauroczony, lecz słów brak, by wyznać miłość swą.
To uczucie szczenięce, niewinne, nieśmiałe,
W jego sercu płonie, lecz pozostaje nieme.
Wzrok smoczej duszy, magnetyczny i głęboki,
Przyciąga go, jak motyla do płomienia.
W ciszy, gdzie słowa milkną, uczucie rośnie,
I choć niewypowiedziane, w sercu wiecznie trwa.
– słowa opuszczały moją gardziel, napędzane chwilą czy samy tchnieniem woli Uessasa.
....Gdy to, co wybrzmiało ze mnie, dotarło do świadomej części mnie. Cofnąłem się zawstydzony. Odsłoniłem się ukazując mą nagą duszę i serce spragnione życia. Poczułem To Coś... Coś innego niż reszta żywota mego, która niczym smętna lampa oświetlała grotę pustę. Taka, która bez życia, ni wiatru... Spojrzałem na swoje łapy nieśmiało, kłopotu pełen. Może nie wyśmieje słów co miech w piersi wystukał...
Fabia