OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Aż ją ścięło. Zachwiała się i powróciła do niego zaskoczonym spojrzeniem, które szybko zmieniło się w niedowierzanie i spięcie mięśni. Teraz to już na sto procent próbował ją wyśmiać. I to akurat teraz. Przypałętał się mały gnojek i postanowił potykać ją kijem kiedy najmniej miała na to ochotę. Co? Do diaska?! Coś jednak w tym było. Można było tak to wszystko podsumować i dopiero po chwili milczenia zdecydowała się faktycznie odpowiedzieć.– Tak – rzuciła bezsilnie, lekko cofając jedną z przednich łap, jak gdyby próbując nieco zakryć swój brzuch. Czuła się zaskakująco brudna. A mimo to... znowu zrobiło jej się równie szkoda całej reszty. Zarówno Vediego, jak i Pustej. A najbardziej tego, co miało z tego wszystkiego dopiero się wykluć... o ile na to pozwoli. Mogłaby rozbić. Udawać, że nic się nie stało. Ale... tak właściwie to w pewnym sensie chciała tego pisklaka. To były dobre geny. Byłaby głupia, gdyby nie chciała spróbować pozbyć się swojego potencjalnego czwartego potomka. Nie tego chciałaby Mango. Chciałaby jak najwięcej wnucząt, prawda? Potrząsnęła mocno głową. Sama już nic nie wiedziała.
Spojrzała na pisklaka. A może adepta, ciężko stwierdzić w tym wieku. Jej mimika nieznacznie złagodniała, a sama przymknęła powieki. Tak samo jak nie biła kleryków Mgieł, tak samo nie chciała ranić bogu ducha winnych piskląt. Nie, kiedy już dostatecznie namieszała w tym wszystkim.
– Smutno mi bo zlobiłam coś głupiego. Tyle. A telaz chcę być sama – wymamrotała tylko, znowu się kładąc. Nadal wrzała w niej złość, ale nie miała zamiaru wybuchać przy kimkolwiek. Najchętniej powyrywałaby sobie włosy i połamała łapy ogonem, ale teraz i tak nie zamierzała nic robić. Tylko leżeć i liczyć na to, że sobie pójdzie przy odrobinie szczęścia.