OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Ailla wyczuła na sobie wzrok nauczycielki, był wręcz namacalny. Prześlizgiwał się po jej całej sylwetce, co sprawiło, że poczuła się nieco nieswojo. Uniosła odrobinkę uszka, przekrzywiając łebek, patrząc w jasne ślepia smoczycy, jakby pytając, czy coś się stało? Dostrzegłą ledwie zauważalne drżenie smoczycy, a więc musiało być jej zimno, chociaż samej Ailli chłód przestał przeszkadzać jakiś czas temu, pomimo tego że nadal była jeszcze niedojrzałą jaszczurką.– To kwestia nastawienia, nauczycielko. Im więcej o tym myślisz, tym bardziej jest ci zimno – szepnęła i pożalowała, że nie może jej oddać nieco własnego futra. Ale przecież potrafiła posługiwać się Maddarą, dlaczego jej nie użyła? Mogła dzięki tej mocy uczynić wszystko, po to Wielka Naranlea ją im dała.
Nie chciała jednak dywagować na ten temat i skupiła się na powierzonym zadaniu, co nie było łatwe, ale nie chciała zamykać oczu.
Odetchnęła głęboko, przysiadając na zadnich łapkach, układając skrzydełka po bokach.
Musiała się wyciszyć, przestać skupiać na pojedynczych sygnałach, takich jak wiatr muskający jej futro, wciskający się pod skrzydła. Śnieg migocący w zachodzącym blasku Ognistego Ślepia, skrzypiący pod naciskiem miękkich poduszek na jej łapach. Czuła zapach wilgoci i ale także zmarzniętego mchu, na który była wyczulona. Woń pyłu i kwarcu napływający ku niej od Cienistej Smoczycy. Słyszała trzask koron drzew, gdzieś pohukiwała sowa, gdzieś indziej buszowało jakieś stworzenie.
Zmarszczyła nosek, oddychając głęboko i spojrzała wgłąb siebie. Czuła tętnienie krwi w arteriach ciała, napięcie każdego mięśnia, podrygiwania lotek na skrzydłach, dotyk chłodu wsiąkającego w futro, bicie serca wprawiające w drżenie klatkę piersiową, a jej umysł... Wydawał się taki przestronny, a jednak dziwnie wypełniony, skrywający przed nią wiele tajemnic, dających obietnicę poznania. I gdzieś tam, w tej dziwnej przestrzeni, czuła obecność, dziwnie dominującą, a jednak będącą jej cześcią i dostrzegła świato. Ale coż to było za światło! Szafirowe, opalizujące fioletem i złotem, napływało ku niej falami, otulało ją szczelnie, niczym opiekuńcze skrzydło Naranlei. Uśmiechnęła się, idąc na spotkanie tej energii.
Na zewnątrz zaś, w czesciowo zamglonych ślepiach samiczki rozbłysło pulsujące światło, fosforyzujące szafirem i złotem, zdające się wypełniać ją całą, emanujące z każdego pora jej ciała, z każdego wloska i piórka, nienachalne, ale obecne.
















