W Podniebnych Górach, na skraju smoczych terenów, znajduje się duża jaskinia, zamieszkiwana przez starego i dość zrzędliwego smoka, nazywanego przez Wolne Stada Nauczycielem. Tu możesz nauczyć się zdolności a także zdobyć upragnione zwierzę, oczywiście za odpowiednią opłatą.
Patrzyłem mniejszą parą oczu na Erk, a większa na Mirr. Inaczej wyobrażałem sobie to spotkanie. Nie wiedziałem, że będzie tak miętowo boleć. Ta sznyta, która powstała, bo tak pragnąłem ciepła... Czyjeś uwagi zrobi takie zniszczenia. Mogłem wtedy tego tak patologicznie nie pragnąć. By nie bolało, a teraz widzę ją... Patrzę na wysłaną córkę, którą kocham i pokazuje mi błędy przeszłości. Widzą w tej małej istocie osobę, którą pokochałem bez wzajemności. Dałem kawałek serca, duszy... W zamian otrzymałem spalona ziemie. Zacisnąłem łapę na kamiennej posadzce. Ach... Jak przyjemnie ten ból, rozcinanej łapy chłodził umysł.
Zebrałam siłę i ponownie wysłałem obraz do piastunki. Mogła w nim zobaczyć dzieło naszych wysiłków. Starałem się, aby inne uczucia wraz z tym przekazem nie ulotniły się. Nie chciałem, aby ona wiedziała jak się teraz czuję. Nie lubiłem robić problemów tam, gdzie ich nie powinno być. Tutaj liczy się tylko prawda.
Jej słowa tak prawdziwe, niczym tępy skalpel rozcinał serce, a raczej jego resztki. Milczałem, bo ona powiedziała wszystko. Moja rola się tutaj skończyła...
Córeczko... Tylko tata tak do niej mówił. Może to obecność trzeciego taty, ale Erkal'Zirra nie była pewna czy się cieszyć czy nie. W końcu były sobie zupełnie obce. Czemu miałaby mówić do niej zdrobniale? Wzrok skrajnej zrobił się niepewny. Spojrzała na ziemię. Jej uszy opadły. Nie tak wyobrażała sobie spotkanie z mamą. To było zbyt nagłe. Nie była na to gotowa.
Wyjaśniło się też. Sekcja była ślepa. I faktycznie piękna, gdy malutka zwróciła na to swoją uwagę. Czy sama była piękna? Jeszcze nie myślała w takich kategoriach, więc myśl uleciała tak szybko, jak tylko Sekcja znów podjęła dialog. Mała spojrzała na tatę. Czy ten był smutny, bo Sekcja go nie kochała? Jednak... w tym wszystkim było jakieś oszustwo uczuć. Uczuć, które mała samiczka rozumiała aż za dobrze. Zagubienie, samotność. Oszustwo. Zdrada.
– Mhm... – Poczuła się jeszcze gorzej. Poczuła się jak przedmiot, który ma swoje przeznaczenie. Tak po prostu. Jak miałaby zastąpić tacie Sekcję? Mamę? Czy to nie było nazbyt okrutne...? Odwróciła się do taty. – Tato... chcę do domu. Teraz. – Jej głos drżał, jakby miała się rozpłakać. Sekcja nieświadomie obarczyła małą obowiązkiem, o którym mała myślała od dawna, a teraz stał się po prostu... faktem.
będę zobowiązana, jeżeli przyjmiecie w postach skierowanych do mnie narrację neutralną i obiektywną, niezwiązaną z myślami postaci, chyba że traktuje ona o wydarzeniach, które sprawiły, że postać jest antagonistyczna. Proszę o to ze względu na przebyty uraz.
Ostry Wzrok–dodatkowa kość percepcji przy wypatrywaniu kamieni szlachetnych; Empatia–-2 ST do perswazji , -2 ST do nakładania więzi; Zielarz–+2 sztuki do zbieranych ziół;
– Dalej bardzo cię lubię, Erka. I twojego tatę też. Bardzo was lubię, ale nie tyle, ile powinnam. Przepraszam.
To nie tak, że była całkowicie bezduszna, albo była wobec nich kompletnie obojętna. Po prostu nie była w stanie wykrzesać z siebie miłości. Nigdy nie udało jej się tego zrobić.
– Jeśli będziesz kiedykolwiek potrzebowała pomocy, córciu, śmiało możesz mnie wołać. Ty też Hras. To że nie ma we mnie miłości, nie znaczy, że nie jestem gotowa pomóc smoku w potrzebie.
Ponownie spojrzałem na nią. To był mój błąd, że się zgodziłem. Słabość, którą mogą wykorzystać... Kochałem je obie, choć starsza zadała mi jakiś ból. Ja... ja... Nie chciałem zrobić problemów jej, wyrzutów. Westchnąłem cicho i spojrzałem na młodą.
– Twoja prawda boli. Każda prawda boli. Pamiętaj Erkal'Zirra. Lepiej być bolącą prawdą, niż słodkim kłamstwem. Bo prawda jest jak słońce czy księżyc. Jej nie da się ukryć... – pogłaskałem ją po głowie i powoli ruszyłem przed siebie. Dopiero przy niej stanąłem na chwilę, wahając się, lecz owo zachwianie tylko wygrało. Wiedziałem, że to będzie potem boleć... Niestety na błędach się nie uczę. Delikatnie otarłem się o bok samicy.
– Dziękuję za dziś Mirr... Do następnego razu? – wymruczałęm cicho, płasko. Wyszedłęm z legowiko starego boga...
Atuty: Pełny Brzuch; Adrenalina; Twardy jak Diament;
Moldath po naukach z Ziemistą przyleciał w odosobnione miejsce. Nie chciał, aby ktokolwiek mu przeszkadzał – dlatego też wybrał się nie dość, że na tereny niczyje, to jeszcze odnalazł porzucone legowisko w górach. Wszedł do środka, zwiewając przed porywistymi wichrami i prószącymi po oczach płatkami. Niestabilny lot zaprowadził go do środka, gdzie zatrzymał się bokiem o ścianę groty, nie robiąc sobie większej krzywdy. Potrząsnął łbem i zrzucił górski śnieg z czachy, przynosząc ze sobą zebrane po drodze z jednego z powalonych drzew materiał. Podrzucił jedną z kostek w łapie, a ze sobą przywiódł parę przydatnych, jak uważał, narzędzi. Rozsiadł się wygodnie, pod zad podsuwając sobie wyczyszczone futro dzika. Zaczął wpierw oceniać wielkość naczynia, smarując szponem po drewnianej powierzchni. Jak się zorientował, całkiem twardej. Wyglądało na to, że tajemnicze drzewo było czymś twardszym od tego, na którym się uczył. Idealnie. To oznaczało, że będzie znacznie wytrzymalsze... prawda? Taką przynajmniej miał nadzieję. Tak czy inaczej zabrał się do obróbki, nie zamierzając jednak zanadto pomagać sobie maddarą. Zależało mu na pracy własnych łap i szponów, ewentualnie narzędzi, które własnoręcznie zdobył. Skrzywił się momentalnie, kiedy po wyrzeźbieniu ogólnego półokręgu okazał się on krzywy. Porównał go sobie z drugą kostką, postanawiając spróbować wprowadzić poprawki. Znów mozolnie rzeźbił. Naprawdę był na skraju momentami. To było takie mozolne... ale jednak o ileż większa była jego determinacja, by nie dawać Nowemu Porządkowi byle ścierwa, a faktyczny, użyteczny prezent. Jeśli lubiła kwiaty, a tego nie wiedział. Raczej nie, ale co innego miał z nim zrobić? Najwyżej go nie przyjmie, ot co. Nic wielkiego, zabierze go sobie do siebie. Przynajmniej będzie ładnie wyglądał i dumnie rósł u ojca, który go przez tak długi czas pielęgnował.
Strugał w pocie czoła, eksperymentując przy drugiej próbie nieco z dziobem oraz szponami sowy. Potem także i szablami dzikia albo kłami goblina. Ostatecznie ocenił, że właściwie to równie dobrze może to robić własnymi szponami, co najwyżej mniejszymi robiąc jakieś maciupkie szczególiki. Druga miska miała wgłębienie nieco zbyt głębokie, nierównomiernie rozłożone, co rzuciło mu się w oczy dopiero pod odpowiednim kątem. A zaczął już ją nawet ozdabiać dookoła różnorakimi wzorami... szlag by to! Odrzucił miskę za siebie, biorąc w łapy kolejny sześcian. Odetchnął, czując, jak lekko drżą mu łapy od ciągłego napięcia. Nie zaczął, robiąc krótką przerwę i wychodząc się przewietrzyć. Szybki spacerek wzdłuż wejścia, krótki, bardzo szybki lot wokół góry na poprawę humoru oraz nieco adrenaliny i znów był w środku, roześmiany i z buzującą w żyłach adrenaliną po swoim, jak zwykle, nieco szalonym locie. Całe szczęście nikt mu nic nie zabrał. Mógł zatem zabrać się do roboty. Trochę mu się nie chciało... no ale musiał no. Nie było gadania. Im szybciej to zrobi tym lepiej. Rozciągnął łapy wraz z dłońmi, zabierając się skrzętnie i z pozytywnym myśleniem do pracy. Tym razem wyjdzie, czuł to w kościach! Tym razem zdecydowanie wystrugał najbardziej przypominający miskę kształt, ciosając wszelkie ostre kąty w miarę możliwości. Wyrównywał w pocie czoła, by była jak najgładsza, co nie należało do łatwych zajęć, szczególnie bez używania magii. Może nie była idealnie okrągła, ale kanciastość nie rzucała się zanadto w ślepia. Poza tą oczywistą, na samym dole miski. Nie był bowiem w stanie wyważyć jej tak, by w inny sposób ustała, tak więc zwyczajnie odkroił jej część na czubku półokręgu, by faktycznie nadać jej jakiejkolwiek stabilności. W wyrzeźbieniu środka był ostrożny. Nie chciał w końcu ukroić zanadto! Udało się lepiej niż wcześniej, a to zdecydowanie był plus. Nie wyglądało to jakoś fatalnie, to i całkiem ze swoich postępów zadowolony zabrał się za ozdabianie miski. Wykorzystywał wszelkie dostępne narzędzia, rozrysowując szlaczki najrówniej jak umiał oraz dodając obrazek na przedzie, który okalany został paroma zawijaskami, coby nie było tak pusto. Wygładził ją jeszcze od środka jak umiał, a także wsypał trochę śniegu z dworu, roztapiając go ciepłem łapy. Nie przepuszczała wody. Doskonale. Powinna nadać się jako doniczka, póki korzenie nie urosną bardziej. A prawdę rzekłszy nie wiedział, jak spore urosną. Była póki co nieco większa, ale na ile wystarcza? A kij wie. Póki co nadawała się jako zastępstwo. Jak zrobi lepszą to podmieni. Póki co miał szczerze dość strugania na dziś i na jakiś czas, prawdopodobnie. Zebrał swoje rzeczy i wyruszył w ponowny, chybotliwy lot.
Pojedynki wygrane: 2 || Przegrane: 7 || Remisy: 0 || W tym przegrane w pierwszej turze: 3
Odnośnie adrenaliny: Trans Bitewny często podczas walk wpada w bitewny szał. Nie przeszkadza mu ból i uwielbia ryzyko. Rany z adrenaliny można dawać z powodu nadwyrężania ciała i jeśli robi coś niestandardowego, dopasować do jego ataku/obrony. Na pewno nie wykonuje zbyt precyzyjnych ruchów, skupiając się na byciu szybkim i/lub widowiskowym, więc jestem otwarta na równie kreatywne rany B) + często narzeka na delikatne nadgarstki.
[PEŁNY BRZUCH]– 3/4 pożywienia wymaganego do sytości. Leczony dostaje bonus już od min. ilości ziół. [ADRENALINA]– dodatkowa kość do biegu, ataku i obrony, w przypadku niepowodzenia – rana ciężka. [TWARDY JAK DIAMENT]– stałe -1 ST do rzutów na Wytrzymałość.