OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Faktycznie była niczym ćma, choć nie wiedziała, co teraz konkretnie było jej światłem. Może bliskość. Im dłużej go dotykała, im dłużej był tak blisko, coraz bardziej czuła, że dziura w jej sercu rozrasta się, paradoksalnie. Powiększała się i krzyczała, próbując zagarnąć do siebie każdy skrawek ciepła drugiej osoby. A on nie oponował. Nie cofnął się, pozwolił się przysunąć i oprzeć o siebie polik, a jej wnętrze powoli zaczynało wyć. Zdała sobie sprawę, że wszystko było tak bardzo... ulotne. Wystarczyłoby, żeby nagle się wyprostował, a już uciekłby z jej zasięgu i zostałaby sama. Tak, jak zawsze. Za każdym razem.Jej palce zacisnęły się na jego futrze, jakby w panice, że tak właśnie zaraz się stało, a ona próbowała temu zapobiec. To... straszne, jak próbowała znaleźć ukojenie w obcym smoku. Chciała się łudzić, że on też. Że dawał się jej zbliżyć, bo sam tego potrzebował, ale... ale coś w jej duchu mówiło, iż niekoniecznie tak musiało być. Drgnęła, czując jego dotyk na własnym ogonie. To tylko sprawiło, że przysunęła się bliżej. Palce zjechały na jego szyje, odkrywając tam kolejne blizny. Pogładziła je. Delikatnie, zupełnie tak, jakby to właśnie prawdziwa ćma musnęła jego szyję swoimi skrzydłami, a nie smoczyca.
Drgnęła zaskoczona nagłym pociągnięciem i chwilowym bólem na łbie, jednak nie odsunęła się. Impuls rozszedł się po jej ciele, jednak nie był nieprzyjemny. Zrobiło jej się gorąco. Przez moment przeszło przez jej umysł, że powinna się odsunąć, ale... nie chciała. Perspektywa stania samej, powrotu do swoistej normalności, była taka nieprzyjemna. Zimna. Nie. Chciała pozostać w cieple, gorącu. Sapnęła. Pochyliła łeb i zanurzyła własny nos w sierści na jego szyi, chłonąc zapach samca. Ignorowała nutę Ziemi, skupiając się na tym, co było jego. Przełknęła ślinę. Rozwarła wargi i złapała za kosmyk futra, po czym pociągnęła go delikatnie. Nie tak, jak on; nie wyrwała jego włosów. Powstrzymała unoszące się kąciki, poruszyła uchem. Czekała.
Vedilumi