OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Spokojnie czekam na samice jak zwykle w swojej ulubionej pozie. Leżałem niczym August pośród siedmiu wzgórz. Brakowało mi jedynie pucharu z winem. Wiedziałem, że się zbliża. Wręcz to czułem i słyszałem. Poświata z moich kryształów nie dawała dużo światła, jedynie jego obłudę. Z oddali słyszałem jej wejście w grotę, jej przesłanie się przez dość ciasne przejścia. Wiedziałem, że miała prostą drogę w mroku. Nagle coś poczułem na łapie. Jakby łuskę, a nagle coś mnie przewróciło na plecy. Docisnęło do futer. Poczułem ostrze kły na gardle, urocza woń w nozdrzach. Ciepły dech na krtani wraz z lekkim ściekiem wydobył z mego gardła mimowolne jęknięcie pełne przyjemności. Dlaczego ta drobna smoczyca potrafi tak ze mnie wyciągnąć kawałek nieba? Oddawałem się tej przyjemności bez pamięci. Dopiero po kilku oddechach zyskałem trochę myśli, sięgnąłem po dar dla niej. I dopóki mnie gryzła. Mogłem jej to założyć. Więc sławnym ruchem założyłem jej na szyję skórzaną obróżkę ozdobioną kryształowymi ćwiekami. Miała szerokość trzech łusek, o zszyta z dwóch warstw skóry. Dolna była z miękkiej skóry jagnięcia. Zaś wierzchnia warstwa z jelenia. Pamiętałem o jej wcześniejszym zastrzeżeniu i zeszlifowałem rogi, aby były przyjemniejsze w dotyku.– Więc mnie upo...upolowałaś. Skarbeczku. – wysapałem z przyjemnością w głosie. Nie mogłem nic więcej zrobić. Przynajmniej jej zrzucić z siebie. Ogółem jedynie delikatnie głaskać łapą po szyki i boku. Pod opuszkami czułem jej ciepłą łuskę. Na ślepo ruszyłem ogonem w stronę jej gona. Wpierw trawiłem na łapę, którą delikatnie połaskotałem jedną z końcówek, sunąć niczym wąż w stronę jej kupra i ogona. Ten też miał zaszczyt zostać połaskotany nieopancerzoną w kryształy cześć mego ciała. Chciałem ogonem, załapać jej ogon.
Erozja Obyczajów