OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Któryś zmysł, może szósty albo siódmy mówił mu, aby spróbować zwykłej rozmowy. Niekoniecznie musiał dziękować albo prosić o coś. Ot, czasami trzeba było tylko pogadać. Dla Poranka było to nieco niekomfortowe, w końcu to rozmowa malutkiego z gigantem, aczkolwiek mogło to się udać. Gorzej, że na pierwszy ogień wybrał właśnie Kammanora. Nie tak, że nie lubił tego boga albo że się go bał... Po prostu nie wydawał się tak dobroczynny jak Immanor. Nawet Erycal mimo, iż był dupkiem to jednak był co najwyżej oschły. Za to bóg, który ponoć łatwo wpada w gniew? Astral miał pewne obawy na temat przyczynienia się do takiego wybuchu wściekłości, a nie chciał dostać piorunem albo zmienić się w kozę.Podszedł w końcu do piedestału, nieco na miękkich łapach. Miał nawet pakunek z prezentem. Pieczoną sarninę well done przysmażoną z obu stron z przyprawami w których marynowała się dzień przed. Pokrojone było w coś w rodzaju steków, do tego na wierzchu znajdowało się parę grzybków (nie, nie było spleśniałe, stanowiły dodatek). Całość owinięta była w duże liście, mięso było jeszcze ciepłe, ale Poranek i tak podgrzał je jeszcze maddarą, żeby było gorące, po czym postawił pod piedestałem.
– Mały posiłek dla Ciebie, o wielki Kammanorze. Mam nadzieję, że będzie Ci smakowało. Trochę umiem gotować, kiedyś byłem nawet niezłym łowcą, choć nie wiem jaki jest stosunek bogów do takich ofiar, bo pewnie nawet nie musicie jeść. Właściwie... To czymś się odżywiacie, jakąś energią? Ciepłem, promieniami słońca? – spytał, mając nadzieję, że nie uraził tym boga. Pytanie było w pełni poważne! W końcu ciężko wyobrazić sobie byt, który jest wszechmocny i nie potrzebuje żadnego doładowania. Smoki jedzą, ryby jedzą, elfy jedzą, każdy je, więc i bogowie coś pewnie jedzą.
// 4/4 mięsa w ofierze dla Kammanora