OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Zuchwały uśmiechnął się przepraszająco w stronę czarodziejki.– Ah...wybacz, zapędziłem się. – Mruknął z przeprosinami w głosie, po czym skupił się na nowo. Samiec zobaczył zmierzający w niego atak w postaci kamiennego kolca. Oczywiście widział z ich dokładnym kierunkiem i przypuszczalnymi celami. Tym razem myślenie zajęło mu jeszcze mniej. By się obronić wyobraził sobie tarczę wielkości na 4 długości jej ciała, szerokości na dwie. Tarcza ta miała być stabilna, mocna i gruba na 3 pazury. Miała być przepuszczalna, ale też i nadana została jej właściwość ognia, a jej sama temperatura przekraczała trzy temperatury ciała smoka, a więc była bardzo ciepła. Dodatkowo jej właściwość ognia nadawała jej specyficzne działanie obronne oparte nie tyle, co na natychmiastowym spaleniu jakiegokolwiek pocisku, lecz miała ona wręcz pochłonąć pocisk i wbudować go w siebie, jakby tworząc z tego zwiększoną ochronę. Tak, zdecydowanie było to nieco skomplikowane i może i ta wielkość była niepotrzebna, ale Zuchwały z zamysłem wyobraził sobie to tak dokładnie. Oczywiście tchnął w wyobrażenie maddarę. Jednocześnie podtrzymując obraz tarczy wyobraził sobie, że z jego strony od tarczy tak, by Niegasnąca tego nie widziała pojawia się coś kształtem przypominające gałąź, coś właściwie będące gałęzią z wyglądu, tak samo drzewną, jak normalna gałąź. Bo to wcale nie miała być gałąź, lecz wytwór o takim wyglądzie. Dodatkowo Zuchwały nadał gałęzi właściwości typowe dla kwasów, więc chociaż kształt miała ona drzewny, to w momencie zbliżenia się do czegokolwiek miała przemienić się w gałązkę kwasu. Tak zamyślony pozornie wygląd dla specjalnego ataku. Gałąź ta również w jego wyobrażeniu dopóki nie dotknie ciała żywego miała się nie połamać, ani rozwalić. Jej cząsteczki miały być twarde. Dodatkowo przyszły czarodziej wyobraził sobie, że gdy już owa gałąź powstanie, to następnie zza tarczy zacznie powoli zmierzać w kierunku Iskry, tak by nie zwrócić na siebie uwagi i by w kluczowym momencie przyśpieszyć i uderzyć w Iskrę od strony pleców czarodziejki. Kwas miał powodować pieczenie. Miał mieć niemiły odór. Wszystko było ukształtowane jego zdaniem i dlatego też wtedy również tchnął maddarę jednocześnie się broniąc i atakując. Sam zaś był ciekawy, co z tego wyjdzie.