OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Napuszona postanowiła samodzielnie poćwiczyć sobie atak fizyczny. Dlatego właśnie wybrała zagajnik w Dzikiej Puszczy. Znalazła odpowiednie miejsce, gdzie miała dość miejsca by poćwiczyć ataki, ale nie miała zamiaru drapać żadnych drzew, a nie mogła sobie wytworzyć iluzji wroga bo nie znała jeszcze magii. Dlatego postanowiła po prostu atakować powietrze, tak jakby ktoś tam istotnie stał. Na początek przyjęła odpowiednią pozycję, ugięła i rozstawiła lekko nogi, tak by mieć lepszą równowagę, uniosła też minimalnie ogon i docisnęła do ciała skrzydła, ale też bez przesady, nie mogła być pospinana, ale też nie mogła pozostać zbyt rozluźniona by nie zaczać potykać się o własne łapy bądź skrzydła. Skoro była smokiem polegającym na swojej zręczności, postanowiła atakować właśnie tak, bo przecież walcząc nie będzie polegała na sile, której nie miała wiele. Na początek uniosła lewą łapę i szybkim ruchem z góry na dół cięła powietrze, tak jakby chciała przeorać czyjąś łapę. Następnie uniosła tę samą kończynę i cięła rozcapierzonymi pazurami od dołu do góry, co mogło w sumie poczynić głębsze szkody niż poprzedni cios. Kolejny atak był wykonany bardzo podobnie jak dwa poprzednie, ale cięcie smoczyca wykonała od lewej do prawej, na ukos. Wszystkie te ruchy wykonane były szybko i zręcznie.Następnym typem ataku było użycie rogów. Zazwyczaj smoki atakowały tą częścią ciała dźgając jak rozjuszone byki, ale ona nie mogła tego zrobić, radziła sobie natomiast inaczej. Skoczyła w przód i zarzuciła łbem z dołu do góry, tak jakby chciała przeszyć pierś i szyję przeciwnika, następnie zarzuciła głową w bok, mając zamiar rozciąć bok wyimaginowanego wroga, działało to w jej przypadku trochę tak jak cięcie szponami, tyle że by to zrobić, musiała w odpowiedni sposób zarzucić łbem. Po wykonaniu ataku wyprostowała się, szykując się do kolejnego ataku. Nigdy dotąd nie atakowała zebami, no a przecież po coś je miała, racja ? Tylko w jej łbie zrodziło się pytanie, jak powinna zaatakować zębami by polegać na swojej zręczności, a nie sile. Postanowiła rzucić się w przód z otwartym szeroko pyskiem, kłapnęła w powietrzu i wykręciła łeb trochę tak jak orzeł bądź inny, pozbawiony zębów ptak ,który szarpnięciami jest w stanie wyrwać spore kawałki mięsa swojej ofiary. Jednak smoczyca wątpiła że będzie używała akurat tego typu ataków. Następnie postanowiła atakować ogonem, nie atakowała jednak tradycyjnie z pełnego obrotu tylko usztywniła wyprostowany ogon, wykonała półobrót i uderzyłą powietrze kilkakrotnie, dość szybkim ruchem, a wyglądało to jak strzelanie z bicza. Smoczycę ograniczał fakt że nie posiadała żadnych ostrych krawędzi jak kolce na ogonie czy kończynach, nie miała też szponów na skrzydłach, nie miała też ostrych łusek, miała pióra które raczej nie pomogłyby jej w walce. Prawdopodobnie najczęstszym sposobem ataku jaki będzie wykorzystywała był ten ze szponami, co prawda lepiej atakowało się jej lewą łapą ale postanowiła wykonać jeszcze kilkanaście cięć prawą tak dla praktyki. Nie mając już pomysłu na ćwiczenia, postanowiła wzbić się w powietrze co po chwili uczyniła. Zakołowała kilkakrotnie nad niewielką łączką po czym zapikowała w kieruku ziemi. Gdyby stał tam jej przeciwnik, miałaby zamiar ciąć szponami z powietrza, prędkość jaką osiągnęła pikując wzmocniłaby efekt ataku dzięki czemu miałaby może możliwość poczynienia większych szkód. Nim uderzyła w ziemię wzbiła się znów w górę, ponownie zapikowała ale tuż przed miejscem w którym niby stał jej wróg, wzleciała znowu w górę z zamiarem trafienia ogonem w jego łab. Wykonała w powietrzu obrót, raz jeszcze zawróciła w tamto miejsce, zanurkowała, a pikując nabrała w płuca więcej powietrza, ścisnęła odpowiednie gruczoły, poczuła w pysku charakterystyczny smak po czym zaczęła szybko, gwałtownie wyrzucać powietrze, dzieki czemu z jej pyska zaczął wylatywać lód, który osiadał wszędzie na ziemi gdzie tylko trafił, zamrażając roślinki. Gdy skończyła ziać, zwolniła i wylądowała kawałek dalej. Odwróciłą się i z zadowoleniem spojrzała na zmrożoną linię. Uznała że to jednak jeszcze nie koniec. Pomyślała przez chwilę czego jeszcze nie próbowała. Polegała na zwinności i nie dysponowała wielką gammą pomysłów dla ataków fizycznych, dlatego właśnie postanowiła sobie to raz jeszcze wszystko przećwiczyć. Cięcia szponami, z góry na dół, z dołu do góry, po skosie...Potem zarzucenie łbem i szybkie cięcie rogami, uderzenie ogonem jak biczem, no i jeszcze szybki atak zębami. W sumie miała jakąś tam swoją technikę ale to jeszcze nie była perfekcja jaką samica chciała osiągnąć.
Istotne było też jakie miejsca na ciele przeciwnika się atakowało, no ale tutaj nie miała przeciwnika, dlatego poszukała sobie czegoś na czym mogłaby poćwiczyć atak na prawdę to uszkadzając. Znalazła po chwili pniak jakiegoś starego, zeschłego drzewa, stanęła przy nim w wygodnej, charakterystycznej dla ataku pozycji, odetchnęła głęboko i postarała się wyobrazić sobie że martwy pniak jest w istocie smokiem. Ugięła mocniej łapy by już po chwili skoczyć do przodu w kierunku pnia, jeszcze w krótkim momencie lotu uniosła lewą, przednią łapę by po chwili się nią zamachnąć i ciąć po pniu od lewej do prawej, po skosie, pozostawiając na powierzchni pniaka kilka podłużnych, niestety dość płytkich śladów. Wyobrażała sobie że gdyby był to smok lub drapieżnik to ten cios wycelowany byłby w szyję, tam gdzie znajduje się jedna z najistotniejszych tętnic.
Chwilę po tym stanęła na tylnych łapach i opadła z przednimi kończynami wyciągniętymi do przodu i rozcapierzonymi pazurami, gdy opadała na ziemię, przy okazji haratała pazurami po korze drzewa, tym razem pozostawiając na nim osiem, głębszych niż poprzednio cięć.
Duma przypomniała sobie o tym że w sumie mało ćwiczyła ataków z powietrza, no a tylne łapy tez mogły być użyte jako broń, dlatego wzbiła się w powietrze za pomocą kilku machnięć skrzydeł i zaczęła wznosić sie coraz wyżej. Gdy już była wystarczająco wysoko, zaczęła pikować. Tuż przed pniem zawróciła gwałtownie, wyciągając przed siebie tylne łapy, którymi przejechała po powierzchni drzewa, trochę jak atakujący orzeł tylko ten ptak pewnie zahaczyłby łapami o ofiarę i albo ją porwał albo rozerwał jej ciało, no niestety drzewo było zbyt twarde a Duma zbyt słaba na to. Smoczyca uniosła się znów do góry, zawisła przed pniem, nabrała wielki haust powietrza po czym ściskając odpowiednie narządy w gardle poczuła charakterystyczny, lekko metaliczny smak substancji z której za moment miał powstać lód. Gdy już się tego nazbierała odpowiednia ilość, zaczęła szybko wydychać powietrze, pokrywając lodem atakowany pień, starała się jednak unosić coraz wyżej i wyżej, aby pokryć lodem jak największą część pnia. Po skończonym ataku ponownie odleciała dalej, zapikowała w jego stronę i w ostatniej chwili uniknęła zderzenia, jednak zderzył się z pniem jej ogon, który postarała się tak usztywnić by zadziałał jak maczuga. Dzieki nadanej przez lot prędkości nie musiała używać tak wiele siły. Wylądowała po chwili obok pniaka i zarzucając mocno łbem wbiła się w pniak, po czym przekręciła kilkakrotnie łeb, powiększając "ranę" na drzewie. Pewnie gdyby to było czyjeś ciało to rany byłyby jeszcze głębsze, ale ten typ ataku wymagał niestety więcej siły.
Na koniec chwyciła jeszcze pień zębami i szybko odskoczyła w tył, pozostawiając na nim głęboki ślad po zębach.
Dodano: 2016-05-01, 15:06[/i] ]
Kolejną umiejętnościa którą smoczyca chciała sobie poćwiczyć była obrona. Co prawda łatwiej było trenować kiedy ktoś istotnie atakował, no ale lepiej trenować samemu niż wcale, racja ? Dlatego smoczyca wyobrażając sobie że ktoś atakuje ją w jakiś sposób, broniła się w adekwatny do tego sposób. Na początek, skoro rozruszała już skrzydła, ugięła delikatnie łapy, aby po chwili się z nich wybić, ale nie w przód tylko jak najwyżej w góre gdzie rozwinęła skrzydła i zawisła tam na moment po czym bezpiecznie opadła. Po chwili wykonała podobną obronę bo odczekała chwilkę, a w pewnym momencie wybiła się w górę, ale już nie tak wysoko. Po chwili wylądowała, nie rozkładała już skrzydeł. Taka obrona mogłaby się przydać kiedy ktoś chciałby jej podciąć łapy. Za jakiś czas postanowiła wykorzystać pewien sposób, który ponoć pomagał w walce z czarodziejem. Zaczęła skakać z miejsca na miejsce, to w lewo, to w prawo, w przód i tył, dzięki czemu magik mógłby się rozproszyć i nie zapanowałby nad włąsną maddarą, efekt – brak udanego ataku równa się udana obrona. Następnie smoczyca wyobraziła sobie że ktoś atakuje ją od przodu, odskoczyła więc w tył. W prawdziwej walce liczyła się odległość na którą odskakiwała ale tutaj wykonała kilka odskoków, każdy w nieco inną odległość. Zawsze lądowała na czterech łapach i gotowa była do dalszych obron. Poćwiczyła uskok w bok, który wykonała delikatnie uginając łapy i wybijając się najpierw z tych z jednej strony, a potem z drugiej. Wylądowała na prawo od miejsca w którym stała, na czterech łapach, utrzymując równowagę dzięki swojemu ogonowi. Z odskoków to było chyba tyle : w górę, w tył, w bok…Teraz wypadało poćwiczyć coś innego, na przykład przeturlanie. Smoczyca padła na ziemię i odepchnęła się łapami od ziemi po swojej lewej stronie co spowodowało ruch w prawą stronę. Odturlała się tak z cztery razy i poderwała się, musiała być zawsze gotowa do ataku. Potem padła znów na ziemię i zaczęła się turlać w drugą stronę.
Po odturlaniu przećwiczyła padnięcia. Mogło się to przydac podczas ataku z powietrza. W padnięciu nie było żadnej filozofii , po prostu trzeba było tak mocno ugiąć kończyny żeby wylądować na ziemi i się do niej przycisnąć, dbając o to by jak najmniej od niej odstawać i uniemożliwić uszkodzenie grzbietu czy skrzydeł.
Wstała, otrzepała się zrzucając z siebie zaschłe liście i igiełki i zamyśliła się, co jeszcze mogła poćwiczyć ? W pewnej chwili ni stąd ni zowąd odbiła się przednimi łapami od ziemi i uniosła je w górę, razem z całym przodem ciała, tylko tylną jego część zostawiając stabilnie na ziemi. Po momencie opadła. Do obrony przed czym mogłoby się to przydać ? No może przed atakiem na przykład zębami przez innego smoka albo wilka…
Do obrony mogło posłużyć też zwyczajne uchylanie się więc i to przećwiczyła. Uchyliła się w lewo, w prawoo, w tył, w dół…Pomimo tego że raczej z siły korzystać zamiaru nie miała, poćwiczyła sobie też blokowanie ciosu, podbijanie kończyny przeciwnika zwiniętą w pięść własną łapą, ogonem, a nawet rogami tak jak to robiła szkoląca ją niedawno Ognista. Usiłowała wykonać też takie ruchy które podbiłyby łeb lub łapę atakującego. Wszystko mogło okazac się przydatne ale w jej przypadku naj,lepszymi okazały się odskoki, padnięcia i odturlania. Poćwiczyła więc ponownie te ruchy, cały czas pamiętając też o utrzymaniu równowagi, o odległości, o tym jak prawidłowo lądować by nie pośliznąć się na przykład wtedy kiedy na ziemi był lód, śnieg czy błoto. No a na końcu, starała się zawsze stać przodem do wymyślonego przeciwnika, przecież zawsze trzeba było być gotowym.
Już myślała ze skończyła ale coś jej podpowiedziało że jeszcze nie ma dość nauki. Co jednak mogła jeszcze sama poćwiczyć ? jak jeszcze mogła sie obronić ? Usiłowała uniknąć ciosów wzlatując, odskakując i tak dalej...Gdyby ktoś atakował ją magią, zapewne zaczęłaby skakać to w lewo to w prawo, w tył i przód by przeciwnika rozproszyć, ale poza tym nie miała żadnego pomysłu na inne obrony. Kontratak był według niej chyba atakiem tylko użytym w tym samym momencie kiedy atakował ją przeciwnik, nie pozostało więc chyba nic więcej do ćwiczenia bo kontratakować nie miała zamiaru wiedząc że jej siła nie była najlepsza...
Ach ćwiczenie samodzielnej obrony dla Dumy było rzeczą dosyć trudną, ale jeszcze wypadało coś sobie potrenować.
Samica poprawiłą swoją pozycję, dbając o to by nie potknąć się o własne skrzydła czy pióra na ogonie, gdy już była gotowa, ugięła mocniej łapy po czym wybiłą się ze wszystkich czterech łap, starając się odbić od ziemi na tyle mocno by uniknąć wyimaginowanego ataku wycelowanego na wysokość kolan. Opadła siłą rzeczy po krótkiej chwili, zmuszona do tego przez grawitację. W momencie dotknięcia łapami ziemi, ugięła je delikatnie, tak aby zamortyzować lądowanie, w przeciwnym razie unik poprzez skok mógłby się dla niej skończyć nie przyjemnie. W chwili lądowania wbiła też mocniej szpony w ziemię, ponieważ gdyby walczyła na śliskim terenie, to była w zasadzie jedyna możliwość by się nie wywrócić. Wylądowała prawie w tym samym miejscu z którego wyskoczyła, bo przecież robiła odskok w górę.
Następnym ruchem było poćwiczenie dosyć szybkiego, a czasami wystarczającego uniku, którym było zwyczajne uchylenie się. Najpierw samica wygięła się mocno w tył, odsuwając w tył łeb i szyję, dbając jednocześnie o to by nie odsłaniać swojego gardła przed atakiem. Ten typ uchylenia się przydałby się pewnie gdyby ktoś usiłował ją atakować od przodu, następnie odchyliła się szybkim ruchem w prawą stronę, na tą stronę przenosząc ciężar ciała, dbając szczególnie o odsunięcie boku, łba i szyi, które były wrażliwymi miejscami na smoczym ciele. Przy utrzymaniu równowagi okazywał się przydatny ogon.
Za moment to samo uczyniła w lewą stronę, ponownie starając się nie odsłaniać swojego gardła i nie narażać na atak.
Na koniec ponownie przećwiczyła sobie najczęściej przydające się w walce odskoki. Ugięła mocniej łapy i po chwili wybiła się w bok, najpierw z łap prawych, następnie z lewych, oczywiście trwało to tylko ułamek sekundy. Dzięki temu po chwili wylądowała kawałek dalej, po swojej lewej stronie. Przy lądowaniu ugięła delikatnie łapy dla amortyzacji, a równowagę utrzymała przy pomocy ogona. Nastepnie tan sam odskok wykonała w przecinym kierunku, wybijając się z lewych, potem z prawych łap i tak samo przy lądowaniu jak poprzednio, utrzymała równowagę z pomocą ogona.