Znaleziono 54 wyniki

autor: Lisi Kolec
30 mar 2016, 23:24
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Diamentowe źródełko
Odpowiedzi: 484
Odsłony: 68146

Dzika Puszcza – czyż to nie jest właśnie to miejsce, do którego zawitał, gdy po raz pierwszy udał się na wycieczkę na tereny wspólne? Zdecydowanie tak. Tyle że teraz, po paru dobrych księżycach, wszystko wyglądało zupełnie inaczej.
Było to jego pierwsze spotkanie z porą Kwiecistych Ziem. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że smoki linieją! Z każdym dniem ubywało mu futra, którym ledwo co zdążył obrosnąć. Zapewne łatwo jest się domyślić, co dzieje się w jego legowisku!

Cała przyroda zdawała się być niezwykle zachęcająca. Jako smok urodzony na schyłku pory Liściastych Dywanów nigdy nie widział tyle zieleni naraz. Był właściwie nieco skołowany, jakby to wszystko stało się nagle, a on cały proces przemiany przesiedział w ciemnej, zimnej grocie. Może i było w tym nieco prawdy, gdyż w ostatnich dniach regenerował siły po niedawnym wypadku... tak, to zdecydowanie był powód do ukrywania się przed światem.
Lis jednak w końcu postanowił wystawić nos z wilgotnej szczeliny i udał się na tereny wspólne. Lecąc, nie czuł zbytnio odległości – miał nawet czas na spoglądanie na krainę z góry. Trawa zielona jak nigdy, jakieś dziwne, żywe barwy zagościły gdzieś tam na dole... kto wie, może nawet i wierzbowy las, który zimą wyglądał niezwykle mizernie, teraz zyskał trochę entuzjazmu, by wpuścić do siebie nieco zieloności.
W każdym razie – z góry widać było całkiem sporo, jednak wśród ogółu fajnie jest dopatrywać czegoś ekscytującego. Gdy tak leciał, rozmyślał lub bardziej bujał w obłokach, zauważył dość intrygujący błysk. Nie był jakiś zwyczajny – lśnił, zachęcał! No i tego być może szukał, bo bez zastanowienia zapikował w dół, by przyjrzeć się owemu zjawisku z góry. Bez wątpienia był to strumyk – jak gdyby nigdy nic przecinał sobie obrośniętą trawami polanę. Był niezwykle przejrzysty – widać było dno wyłożone kamienną mozaiką. Lis pod koniec fazy lądowania zaczął spokojnie kołować, by móc swobodnie opaść tuż obok tego urzekającego zjawiska.
Strumień usilnie starał się odbić w sobie błękit nieba, jednak jego wzburzona struktura zbytnio zakrzywiała promienie światła. Lis nachylił się nad wodą. Oprócz swojego zamglonego odbicia ujrzał coś ciekawego – coś na kształt czerwonej ryby, nie mógł do końca stwierdzić czym dokładnie było. Nie mogąc pohamować swojej ciekawości wsadził ciemnobrązową łapę w strumień. Woda była zimna, a jako że on do zimna przyzwyczajony, niezbyt mu to przeszkadzało. Jednak nie to jest najważniejsze – czerwony twór zniknął, gdy tylko wzruszył wodę. Rudy zmarszczył czoło, natychmiast pochyliwszy łeb. Woń była charakterystyczna... kolor się zgadza... krew!
Nie potrafił stwierdzić do jakiego zwierza ów posoka należała, w każdym razie nie omieszkał sprawdzić. Gwałtownie wyciągnął łapę z wody i skierował wzrok w kierunku, z którego napływała woda.
Prawdopodobnie nie było to to, czego się spodziewał. Chlupot wody z pewnością zaalarmował brązowołuskiego smoka, który znajdował się ledwie 10 ogonów dalej. Rudy zawahał się przez chwilę – nie wiedział z tej odległości szczegółów, jednak potrafił stwierdzić, że prawdopodobnie to od niego pochodzi owa strużka krwi. Zmarszczył brwi i rozejrzał się dookoła. Żadnej żywej duszy. Prócz ich dwóch.

Nie wiedział czy robi dobrze, czy też źle – po prostu ruszył przed siebie. Jakoś to będzie, bo w końcu za każdym razem się udawało. Jeszcze ani razu nie natrafił na potencjalnego wroga, tak więc czemu miałby znaleźć go w smoku, który skaleczył się w łapę nad tym urokliwym strumieniem?
Szedł powoli, tuż obok linii brzegu. Znajdował się po drugiej stronie wody względem brązowołuskiego. Gdy znalazł się w odległości dwóch ogonów od celu, przystanął na chwilę, by przyjrzeć się sytuacji.
Zerknął na łapę smoka – było to małe rozcięcie, można by było nawet uznać je za zadrapanie. Uniósł powoli łeb, aby złapać z nim kontakt wzrokowy. Nie było to jego pierwsze spotkanie twarzą w twarz. Już kiedyś go widział.
Lis zmarszczył czoło. Sędziwy, brązowy, ale mimo wszystko... jakiś inny. W ślepiach tego smoka widać było znużenie, melancholię... może nawet smutek. Zaś smok, z którym się spotkał, spoglądał na niego z wyższością, dumą – nie byli pod tym względem podobni.
Brązowołuski, przygarbiony smok wzbudzał w nim mieszane uczucia. Coś wewnętrznie kazało mu zachować czujność, trzymać dystans, cofać się... jednak nad tym wszystkim górowało... współczucie. Nie okazywał żadnej z tych emocji – po prostu patrzył.
Rudy przeszedł kilka kroków, by znaleźć się naprzeciwko staruszka.
Jakkolwiek będzie spokojnie, zawsze znajdzie się coś, co zakłóci ów porządek... Zastanawia mnie jednak, co w tym przypadku zawiniło? – Lis uśmiechnął się nieznacznie, zerkając wymownie na ranę na łapie.
autor: Lisi Kolec
29 mar 2016, 0:49
Forum: Błękitna Skała
Temat: Polana
Odpowiedzi: 724
Odsłony: 83738

Rudy wyraźnie dostrzegł znieruchomienie postaci. Wpatrywały się teraz w niego pustym wzrokiem. Trwało to jednak tylko chwilę, gdyż młody postanowił najzwyczajniej w świecie zbliżyć się nieco do swojego nauczyciela. W tym przypadku chwila, mogła oznaczać coś między bardzo długo, a wiecznością...

Lis przypatrywał się uważnie ruchom jego nauczyciela, jednocześnie starając się pojąć, dlaczego tworzy takie, a nie inne tarcze. Nieco zdziwiła go druga z nich, prezentująca skałę i wodę. Do czego mogła służyć ta cienka warstwa cieczy? Lis zmarszczył nos przyglądając się uważnie temu, w jaki sposób tarcza została rozmieszczona i jaką część ciała chroniła. Może przeciw płomieniom?
O płomieniach mowa – Młody przymknął oczyska, oślepiony nagłym rozbłyskiem ognia wokół smoczych łap. Ów zjawisko sprawiło, że smok natychmiast zbliżył się do Kruczopiórego, chcąc zbadać właściwości niebezpiecznego tworu. Ogień, który nie parzy? Czy... coś innego...? Na jego pysku pojawił się delikatny uśmiech, gdy dojrzał w jaki sposób Kruczopióry izolował się od piekących płomieni. Woda!

No... tak... Tak, w istocie czuję! – Powiedział, uprzednio skierowawszy wzrok na czarnołuskiego.
Lis słuchał bardzo uważnie. Przytakiwał, bo taki już miał zwyczaj, pochłaniał informacje, obserwował. Wszystko, o czym mówił Kruczopióry, z całą pewnością oparte było na doświadczeniu – sam czarnołuski zaznaczył to w swojej wypowiedzi. Jemu zaś – rudemu młodziakowi – doświadczenia brakowało. Stąd też te wpadki – jakaż prosta odpowiedź!

Lis zerknął odruchowo do tyłu, mierząc spojrzeniem cztery brązowe posągi. W sumie, jakby na to spojrzeć z tej perspektywy... wyglądały całkiem zabawnie – wyszczerzone i wpatrzone w jeden punkt. Ciekawe czy jak znowu wejdę w ten krąg nienawiści... to one tak po prostu zaczną się ruszać? Rudy zaśmiał się sam do siebie, po czym ponownie skierował wzrok w stronę Kruczopiórego.

Kasztan jest niewielki, lekki. Wystarczyło by nawet drewno, albo coś sprężystego... jak błona w skrzydle, skóra. – Starał się odpowiedzieć całkiem szybko, jakby chciał sobie udowodnić, że jednak potrafiłby coś skutecznego wymyślić. Jednak, mimo wszystko, jego wypowiedź domagała się pewnego dopowiedzenia...
Jeśli drewno – stworzyłbym kulistą tarczę wokół mojego łba i szyi... a bardziej pewien wycinek tej tarczy, chroniący mnie przed tym jednym, konkretnym atakiem z przodu. Jeśli skóra – musiałaby być napięta, jednak nie za mocno. Rozpostarta w niewielkiej odległości od mojego pyska, pojawiwszy się naprzeciw kasztana, najzwyczajniej w świecie odbiłaby go.
autor: Lisi Kolec
28 mar 2016, 23:01
Forum: Skały Pokoju
Temat: Mgła
Odpowiedzi: 93
Odsłony: 4319

Lis długo zastanawiał się czy podążyć za innymi smokami z jego stada. W końcu może i potrafił co nieco, jednak... U wszystkich wyczuwał entuzjazm, a jemu... zdecydowanie go brakowało.

Gdy doleciał do Skał Pokoju, na chwilę zastygł w powietrzu. W dole mógł bowiem dojrzeć całkiem liczną gromadkę. Przeleciał szybko wzrokiem po zgromadzonych. Łatwo się domyślić kogo wypatrywał – Migot... Kruczopióry?!?
Oczy rudzielca rozszerzyły się gwałtownie, zaś młody zniżył lot, wybierając za lądowisko jedyną pustą plamę, jaką udało mu się dojrzeć. Starał się robić przy tym jak najmniej hałasu, jednak kogo nie zirytował by dźwięk skrzydeł uderzających o powietrze.
Na chwilę zastygł w miejscu, znosząc wszystkie spojrzenia na niego skierowane. Zanim zaczął wypatrywać przyjaciela z nowej perspektywy, wzrokiem odnalazł przywódcę. Przełknął głośno ślinę i skinął w jego stronę łbem.
~
Wybacz za spóźnienie... ~ Przesłał mentalnie, po chwili zdejmując spojrzenie z Cichego.
Opuścił delikatnie łeb, jakby chciał się ukryć i przemknął między smokami. Na krótkim przystanku uniósł łeb, przeczesując tłum, w poszukiwaniu czarnołuskiego. No i jest! Dojrzał go, na jego nieszczęście, gdzieś na froncie całego zgromadzenia. Poprzepychał się jeszcze chwilę, przy okazji skinąwszy głowa Migotce, aby w końcu znaleźć się u boku Kruczopiórego.
~
Cześć! ~ Krzyknął z entuzjazmem, ale oczywiście dźwięk ten pojawił się jedynie w umyśle czarnołuskiego. Wyszczerzył do niego zębiska, lekko trącając go barkiem w bok, a następnie skierował wzrok na Cichego, który w tym właśnie momencie postanowił przemówić.
autor: Lisi Kolec
27 mar 2016, 21:57
Forum: Błękitna Skała
Temat: Polana
Odpowiedzi: 724
Odsłony: 83738

Au... au au?
Lis nieco skołowany nawet się nie uchylał. Skąd się wzięły te twarde, zielone kuleczki? Czemu z nieba? ...ej! Każde uderzenie kasztanem w łeb wywołało u niego tą samą reakcję – marszczył czoło, krzywił pysk, obnażając przy tym zębiska.
Gdy ostatni owoc kasztanowca – a właściwie ten zupełnie pierwszy – niemalże dosięgnął celu, Lis zmuszony został do zzezowania ślepi, połączonego z niezdarnym odchyleniem łba. Gdy pocisk opadł na śnieg, Rudy spojrzał na niego ze zdziwieniem. Właściwie, dopiero jak usłyszał głos Kruczopiórego, nieco się opamiętał.
Bo to w sumie był... brak pomysłu. – Rudy skierował wzrok w kierunku czarnołuskiego – mina istotnie mu zrzedła, gdy dostrzegł jego wyraz pyska.

Wysłuchał jego pouczenia do końca, mocno zastanawiając się nad każdym słowem. Oczywiście, zgodnie z poleceniem Kruczego, odwołał swój nazbyt skomplikowany twór.
Finezja... finezja? Rudy rozdziawił delikatnie pysk, dokładnie tak, jakby chciał coś powiedzieć, bo rzeczywiście chciał, jednak Kruczy nie robił długich przystanków i natychmiast przeszedł do następnego tematu.
Czekaj! Emmm... – Głos miał co prawda delikatnie zachrypnięty, lecz to nie z tego powodu urwał swoją wypowiedź – kątem oka dostrzegł rozpływająca się w powietrzu Lisia postać.

– Wtrącenie –

Rudy wpatrywał się chwilę w kasztanową powłokę lewitującą w powietrzu. Była, bez wątpienia, bardzo ładnym odlewem jego sylwetki. Gdy tylko się napatrzył, odwołał swój twór, który – tak jak miał w planie – rozkruszył się w pył i zniknął wraz z powiewem wiatru.
Uśmiechnął się delikatnie, po czym, po chwili namysłu, ponownie odwrócił się w stronę Kruczopiórego. Trochę tu za cicho... co z nim?

Ledwo co zdążył ułożyć sobie swoją skomplikowana wypowiedź w głowie, już mu przeszkodzono! Jego uwagę znowu odwróciła magia, tym razem pewnie bardziej skomplikowana. Zwrócił łeb w stronę nowej postaci, rzucając jej nieco zniecierpliwione spojrzenie. Było już, kurcze, tak blisko!
Gdy tylko jego wzrok natrafił na znużone ślepia brązowołuskiej postaci, na jego pysku pojawiło się zaciekawienie. Stał przed nim smok w wieku sędziwym. Lis, nie wiedzieć czemu, nagle wyprostował się – aura, którą emanowała owa postać oddziaływała na niego z siłą, której nie potrafił zrozumieć. Może ów staruszek automatycznie wzbudzał w nim... szacunek? Pewna postawa, starość, która wizualnie dodaje doświadczenia i owe stanowcze spojrzenie.

Pierwszym jego gestem – z resztą nieco wymuszonym – było skłonienie się brązowołuskiej postaci. Nie był dość silny, by oprzeć się komuś, kto wyglądał jak... no... po prostu – wyglądał TAK. Młody przysiadł niepewnie, właściwie bardziej przykucnął. Znacząco spoważniał, gdy usłyszał niechlubne słowa na temat... Słowa.
Czy ta postać również jest czymś w rodzaju... wspomnienia?

Z zamyślenia wyrwał go nagły, nienaturalny ruch tworu Kruczopiórego. Cofnął delikatnie przednią łapę i napiął tylne mięśnie. W jego oczach pojawił się strach. Jak on nie lubił takich niespodzianek – BARDZO BARDZO nie lubił. Rozbiegane ślepia wodziły po rozmytej, rozciągniętej sylwetce – bez wątpienia był otoczony. Ze wszystkich stron czyhał wróg... a może przyjaciel? Jakkolwiek Kruczopióry chce to rozegrać, najpewniej najpierw postanowi zrobić mu papkę z mózgu.

Był jeden, jest ich dwóch.
Lis skierował spojrzenie najpierw na jednego, potem na drugiego... i znowu na pierwszego. Cóż za upiorna iluzja! Rudy pochylił łeb w zamyśleniu, szeroko otwierając ślepia, jak gdyby chciał objąć wzrokiem całą tą scenę. Nie, nie, nie... nie powinien miotać się tak ze względu na ten maddarowy twór! Przymknął oczy...
...i zaraz po tym otworzył je słysząc głos, dochodzący z obu stron. Miało to niezwykle upiorny wydźwięk...

Serce nieźle mu kołotało. Nic dziwnego – był nieco strachliwym stworzeniem i niezbyt dobrze radził sobie z tą oto "bronią psychiczną". O ile z Aluzją poszło mu łatwo, to w tym przypadku... było kiepsko.
Rudy zamknął oczyska i odetchnął tak głęboko, na ile pozwalała mu rana przy żebrach. Zmarszczył czoło, czując jak ogarnia go niepokój. Nie był do końca pewny, czy lepiej widzieć, czy tylko słuchać... i czuć.
Poczuł, jak dwie postacie zaczęły się przemieszczać – teraz znajdowały się po obu jego stronach. Znów wziął głębszy oddech i uniósł skulony łeb, ustawiając go przodem do klona znajdującego się po prawej.

Otworzył oczy i zobaczył oczy. Czuł na plecach oddech sobowtóra, jednak starał się o tym nie myśleć. W końcu to jedna i ta sama postać.
Przybrał poważną minę, skierowawszy uszy w stronę jednego ze swoich rozmówców.
Lis przekrzywił delikatnie łeb – wsłuchiwał się w każde słowo, starając się nieco ograniczyć efekt stereo.

Lis zamrugał kilkukrotnie obserwując zjawisko, które poprzednio wzbudziło w nim panikę. Łapy zadrżały mu lekko. Przełknął głośno ślinę, jednak w jakiś sposób udało mu się tym razem przezwyciężyć strach.
Wpatrywał się ciągle w jednego, i tego samego klona. Po prostu.

Czuł spojrzenia dobiegające go ze wszystkich stron świata. To było doprawdy nieznośne uczucie, bardzo trudne do przezwyciężenia. Owe spojrzenia bowiem raniły go mocniej niż cokolwiek – to nie był zwykły kontakt wzrokowy. Był zamknięty w jednym wielkim smoczym kalejdoskopie, do którego ewidentnie nie pasował.

Rudy skrzywił się słysząc głos, dobiegający ze wszystkich stron. Nie mógł właściwie skupić się na tym, co twory do niego mówią. Patrzył na usta jednego z nich, lecz ewidentnie mówili do niego w czwórkę i nic tego nie zmieni.
Nie mogąc znieść owej presji uniósł łeb i zajrzał w niebo. Był to prawdopodobnie najkorzystniejszy ruch głową, jaki do tej pory wykonał. Chmury przebiegające powoli po niebie potrafiły go uspokoić, ukoić. Zamknął oczy i wypuścił z nosdrzy małą, mroźną mgiełkę, która opadając, pokryła jego nos szronem.
Głos będący zbitką czterech różnych zaczął się troić, a następnie dwoić, aż w końcu stał się jednym i tym samym głosem. Słowa Słowa przemykały teraz gdzieś przez jego umysł, wychwytywane jakby prosto z powietrza. Spokojnie, bez pośpiechu, wybierał z nich te najładniejsze. Milczenie też potrafił selekcjonować – w końcu było to milczenie czterech kopii naraz!

Słowa, niby nie związane z magią, były magiczne. Iluzja próbująca go w tym momencie oszukać stała się niegroźna.
Opuścił łeb i przeleciał spojrzeniem po wszystkich czterech postaciach. Na ich pyskach widniał drapieżny uśmiech – ten sam u wszystkich. To było jedyne "rozczworzenie", którego nie mógł pokonać.
Zmarszczył czoło i pokręcił łbem z dezaprobatą .
To był baaaardzo kiepski przerywnik.
Od tej pory niech lepiej nikt nie wpadnie na pomysł przeszkadzania mu, gdy w końcu ma coś do powiedzenia!


– Wtrącenie –

To był w sumie... drugi raz, kiedy nie udało mi się w odpowiedni sposób zareagować... – Lis westchnął cicho i robiąc krótką przerwę, aby nawilżyć pysk. Zdawał się zupełnie ignorować twory Kruczopiórego – spoglądał na czarnołuskiego spomiędzy klonów.
Prawdopodobnie jest to spowodowane tym, że w chwili gdy trzeba myśleć szybko, sięgam po... najświeższe wiadomości zakodowane we łbie. No iiii... pewnie dlatego powstają takie głupoty... W końcu szybszy od myślenia jest tylko brak myślenia. Coś jak instynkt... – Uśmiechnął się krzywo, opuszczając lekko wzrok.
Czy maddara potrafi zachować się jak reszta mojego ciała? Niektóre ruchy – obronne oczywiście – wykonujemy bez świadomości ich wykonywania. No wiesz... gdy coś jest gorące automatycznie odsuwamy łapę, gdy coś leci w naszym kierunku zamykamy ślepia...
Rudy spojrzał wymownie na Kruczego – nurtowało go to już od poprzedniego razu, jednak jakoś... nie było okazji na zadanie tego pytania
autor: Lisi Kolec
26 mar 2016, 20:38
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Łąka Szczęścia
Odpowiedzi: 624
Odsłony: 73240

Lis z niemałą satysfakcją patrzył, jak smoczyca omija jego przeszkody. Szło jej całkiem nieźle, choć manewrowała głównie skrzydłami, co znacznie zwiększało promień skrętu. No i właśnie! Jak poradzi sobie z ostrym zakrętem? Tutaj nie wypadło już tak dobrze – ale to nic! Może po prostu niezbyt dosadnie powiedział o manewrowaniu ciałem podczas lotu, a w tym przypadku właśnie to było najważniejsze. Wrzos zrobiła owszem półkole, jednak nie podążając po zielonej linii, a gdzieś obok niej. Dodatkowo, dodatkowe machnięcie w trakcie nieco wytrąciło ją z równowagi podczas, przez co straciła wysokość.
Lis również zawrócił, a pod koniec swojego manewru lekko przykurczył skrzydła do ciała, by szybciej obniżyć lot. W taki też sposób znalazł się tuż obok samiczki.
~
Slalom poszedł ci bardzo sprawnie. Jedyna rzecz nad którą musimy jeszcze popracować to ten nieszczęsny zwrot!
Mocniejszymi machnięciami skrzydeł wyprzedził białołuską samiczkę – teraz znajdował się półtora ogona przed nią.
~
Tym razem spróbujemy nieco... ostrzej. Musisz wyjątkowo zadbać o odpowiednie wygięcie całego ciała na każdym etapie skrętu. Najpierw "zaglądamy" łbem za zakręt, następnie wyginamy tułów, w tym samym momencie odchylając skrzydła, no i wreszcie odginamy ogon. Pod koniec naszego manewru, w tej samej kolejności, prostujemy ciało... Ot cała filozofia! ~ Wysłał mentalną instrukcję, wciąż lecą przed smoczycą. Dopiero po chwili, upewniwszy się, że Wrzos wszystko zakodowała, wykonał ostry skręt w lewo.
Wzorcowo wykonał wszystkie ruchy po kolei – prawdopodobnie nawet zbyt dokładnie, jeśli można tak powiedzieć. Odchylił łeb, wygiął szyję. Jednak dopiero gdy uniósł prawe skrzydło, lewe w tym czasie opuszczając, uzyskał najlepszy efekt. Jego ciało gwałtownie się przechyliło, a tułów wygiął w łuk.
Pod koniec jego łeb zaczął się prostować, wracając równocześnie do orientacji poziomej. Lewe skrzydło powoli rozprostowywało się, zaś prawe opadło, wyrównując lot. Cały manewr zakończył wyprostowany jak strzała – teraz kolej na Wrzos!
autor: Lisi Kolec
26 mar 2016, 14:25
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Łąka Szczęścia
Odpowiedzi: 624
Odsłony: 73240

Lis przymrużył oczy śledząc sylwetkę młodej. Gdy dostrzegł jak rozpościera skrzydła, jego mięśnie momentalnie napięły się. Ruszył z miejsca i po dosłownie dwóch mocniejszych susach i jednym wyskoku odrywał się zgrabnie od ziemi. Kilkoma mocniejszymi machnięciami skrzydeł wzniósł się wysoko nad ziemię, a następnie łapiąc powietrze w skrzydła począł szybować w kierunku białej samiczki.
~
No, no! Powiem ci, że bardzo ładnie! Poszło ci nawet lepiej, niż mi za pierwszym razem! ~ Wysłał tą entuzjastyczną wiadomość na drodze mentalnej – nie ma większego powodu, by teraz zdzierać sobie gardło! Obserwując samiczkę z góry badał, jak sobie radzi z wiatrem.
~
Całkiem dobrze balansujesz ciałem. Jednak warto by było sprawdzić jak radzisz sobie przy skrętach! Pamiętaj o przechylaniu ciała – gdy chcesz ominąć coś z lewej opuszczach prawe skrzydło, a unosisz lewe, a z prawej... analogicznie. No i przede wszystkim patrz przed siebie iii... ~ Lis nie bez powodu przeciągnął ostatnią sylabę. Na drodze smoczycy zaczęły tworzyć się przeróżne przeszkody. W odległości dwóch ogonów przed Wrzosem pojawił się lewitujący, całkiem masywny pniak, ustawiony lekko na ukos, tak aby zmusić pisklaka do ominięcia go z lewej strony. Następną przeszkodą był głaz o całkiem pokaźnych rozmiarach, kolejną – wiszące w powietrzu ogromne, lodowe sople. Zaraz za nimi pojawiła się ścieżka stworzona z zielonego pyłku. Z początku biegła prosto, tak, by samiczka zdążyła odgadnąć co należy zrobić, a następnie gwałtownie skręcała w prawo. Tenże gwałtowny skręt tworzył półkole – bo oprócz jako takiego skręcania trzeba poćwiczyć zawracanie!
~
... orientuj się!
autor: Lisi Kolec
26 mar 2016, 13:09
Forum: Błękitna Skała
Temat: Polana
Odpowiedzi: 724
Odsłony: 83738

Lis uśmiechnął się drapieżnie widząc jak kamień przebija się przez rozżarzony metal. Udało się! Mechanizm obronny zadziałał! Chociaż... może jednak nie zadziałało tak jakby tego chciał? Kolce, które później próbowały przebić się przez metal najwyraźniej nieco zaniemogły. Stal bardzooo, ale to baaardzo powoli spływała z kamienia – prawdopodobnie nie doczeka się momentu, w którym spłynie na dobre! Rudy uniósł brew i wykrzywił pysk, patrząc, jak Kruczy nabija się z jego dzieła. Czarnołuski niezwykle dosadnie przedstawił mu swoje skojarzenie. On sam, zamknięty w wielkim kasztanie... no no!
No wygląda... nieprzeciętnie... – Mruknął zachrypniętym głosem, skierowawszy wzrok w kierunku nauczyciela. Zmarszczył nos, wypuszczając mroźną mgiełkę z nosa.

Muahahahaha! Atak krwiożerczego kasztana!
Tak naprawdę Lis nie miał nawet szansy zobaczyć co leci w jego kierunku – wystarczyło mu tylko to, że odcina się od koloru śniegu. Jego oczyska rozszerzyły się gwałtownie, by po chwili, nawet szybciej, zamknąć się pod wpływem odruchu obronnego.
W takich sytuacjach było zbyt mało czasu na jako takie myślenie – trzeba było korzystać z tego, co miało się już utrwalone, przechodzić między informacjami droga skojarzeń. A niestety... bądź stety, pierwszą rzeczą, która przyszła Lisowi na myśl, był rozżarzony, lejący się metal. Dobrze, że gdzieś za tym skojarzeniem, w pamięci wciąż istniało wyobrażenie twardego kamienia. No ale nie tracąc czasu – w jego głowie pojawiła się kula, z rozgrzanego do czerwoności metalu – był on na skraju stanu ciekłego, a stałego, tak więc mógł opóźnić nieco ruch lecącego przedmiotu. Rudy przelał maddarę w powstały w wyobraźni twór. Kula niezdarnie zmaterializowała się tuż przed kasztanem, jednak w odpowiedniej odległości od jego pyska. Była czerwona, rozgrzana, utrzymywana w jednej pozycji. Jej powierzchnia z biegiem czasu delikatnie szarzała, pod wpływem zimniejszego powietrza. Ale to z pewnością nie wszystko, bowiem smok natychmiastowo poczuł gorąco buchające mu na pysk!
Natychmiast przywołał wyobrażenie kamienia. Czymkolwiek był pocisk stworzony przez Kruczego, mógł być odporny na gorąco! Twardy, szary materiał, bez smaku, bez zapachu... no dokładnie jak poprzednio! Wyobraził sobie coś na kształt talerza – całkiem szerokiego, a przynajmniej na tyle, aby wychwycić wszelkie odłamki... czegokolwiek! Twór zmaterializował się tuz przed jego nosem. Smok zacisnął zęby. Czemu w ogóle wpadł na pomysł tego rozgrzanego metalu!
autor: Lisi Kolec
23 mar 2016, 23:34
Forum: Błękitna Skała
Temat: Polana
Odpowiedzi: 724
Odsłony: 83738

Lis starał się tryzmać emocje na wodzy – i nawet mu to wychodziło, gdyby nie to, że zamiast metalicznego brzęku odbitego kolca usłyszał kruszący się kamień. Jego ślepia rozszerzyły się gwałtownie, a łeb błyskawicznie odwrócił w kierunku tarczy. Szpikulec o mało go nie dotknął! Rudy mrugnął kilkukrotnie i odetchnął głęboko... a przynajmniej na tyle głęboko, na ile mógł.
Z otępienia wyrwał go głos Kruczopiórego. Uszy obróciły się w kierunku źródła dźwięku. Lisi po chwili odwrócił się w kierunku nauczyciela posyłając mu skrzywiony uśmiech.
~
Ha ha...! Chwilowo, tak? Niech będzie... ~ Zachichotał bezgłośnie... znaczy się, telepatycznie? Jakoś tak.

Lis zerknął na pysk Kruczego – widniało tam skupienie (, czyli coś czego mu osobiście brakowało)... W każdym razie mogło to oznaczać tylko jedno – stanie się coś spektakularnego lub ewentualnie smok tworzy bardzo skomplikowane kształty. Lis mimowolnie przybrał podobny wyraz pyska – zmrużył oczy i wpatrywał się cierpliwie to w ślepia czarnołuskiego, to w przestrzeń za nim. Trwało to pewnie kilka-kilkanaście sekund, lecz rudy, jak to rudy, zdążył się zmęczyć całą tą atmosferą napięcia. Z tego wszystkiego też, z niewyjaśnionych przyczyn, zaskoczył go fakt, że coś z tego skupienia i marszczenia czoła powstało. I był to nie kto inny jak on sam. Wpatrywał się w swoją kopie z zachwytem... nie był to może samozachwyt, a bardziej zachwyt z samego faktu, że coś tak dokładnego powstało. Przekrzywił łeb sprawdzając, czy to nie jest przypadkiem lustrzane odbicie. Jeszcze większa była jego uciecha, gdy okazało się ze to twór z krwi i kości... jeśli można tak powiedzieć.
Nagle jednak źrenice w jego oczach zwężyły się, a na pysku wymalował się niepokój. Ty draniu!
No i klon zamknięty w piekarniku...

Rudy zmarszczył brwi i obnażył zębiska. Kruczy niezwykle starannie dobierał dla niego ćwiczenia – były cholernie trudne! Istnieje parę opcji... zalać to wodą? Nie... wtedy zamiast się upiec zostanie ugotowany żywcem! Rozwalić zbroję? Odłamki mogą dotkliwie poparzyć klona... A może... rozepchać ją od środka? To już mogłoby się sprawdzić. A może zawalczyć z Kruczym o dominację nad jego dziełem? To wydaje się zbyt trudne, zważywszy na to, że jego nauczyciel z pewnością umie zdecydowanie więcej niż on...
Miał bardzo mało czasu – z resztą jak zawsze! Tak więc liczy się prosta, lecz skuteczna konstrukcja... Tutaj mógłby sprawdzić się kamień, albo coś co potrafi pochłaniać ciepło...
Lis wyobraził sobie warstwę z materiału, który byłby barierą między ciałem a zbroją – twarde jak kamień, zatrzymujące ciepło na swojej powierzchni, bez zapachu, bez smaku, o szarym, pospolitym dla skały kolorze. Następnym etapem były by kolce wystrzeliwujące na zewnątrz w kierunku zbroi, z siłą znacznie większa od uderzenia młota o żelazo – nie miało to na celu zniekształcenia tarczy, tylko przebicia się przez nią. Kolce pojawiały by się jak pojedyncze impulsy, uderzając w coraz to nowe miejsca, niszcząc strukturę metalu, aż do momentu, gdy cała zbroja zniszczeje.
Pierwszy z impulsów maddary zbadał położenie zbroi względem ciała – była tam dosłownie odrobina przestrzeni na zmaterializowanie się jego tworu. Młody przelał całą swoją maddarę w kierunku celu – najkrótszą drogą, po ziemi, trafiła do klona, a następnie zaczęła wykonywać powierzone jej zadanie. Na powierzchni ciała smoka powstała twarda skorupa, którą narastała na zewnątrz, aż do momentu zetknięcia się z metalem. Wtedy reakcja była błyskawiczna – ostro zakończone kolce impulsami i z ogromną siłą przebijały zbroję na wylot. Metal o tej temperaturze z pewnością był nieco plastyczny – nie kruszał, lecz odrywał się przedziurawionymi płatami. Cały proces trwał tak długo, by na dobre pozbyć się zbroi. Gdy tylko rozżarzony materiał odpadł, skała zaczęła się kruszyć, pozostawiając pod smokiem pył, który wkrótce znikł, jakby z mocniejszym podmuchem wiatru.
autor: Lisi Kolec
20 mar 2016, 23:35
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Łąka Szczęścia
Odpowiedzi: 624
Odsłony: 73240

Lis odruchowo cofnął się o pół kroku widząc, jak młoda rozpościera skrzydła. Wodził wzrokiem za jej ruchami, choć szczególną skupił na ruchach barkami. Lis uśmiechnął się mimowolnie widząc spojrzenie samiczki.
Całkiem nieźle – jedyne nad czym trzeba jeszcze popracować zanim wzlecimy to... sterowanie podczas lotu!– Lis puścił do niej oczko, po czym błyskawicznie ustawił się bokiem. Skrzydła rozpostarł – pióra niemalże dotykały czubka nosa Wrzosu.
Ruch, który teraz poznałaś pozwoliłby Ci jedynie na lot pionowo do góry... Jednak jak lecieć do przodu I jednocześnie do góry?
Aby zademonstrować cały ruch przełożył ciężar ciała na tylne łapy. Jego skrzydła odchyliły się do góry, a następnie, z lekkim odchyleniem od pionu, zagarnęły powietrze przed smoka.
Jeśli chcesz się wznieść, wdmuchujesz skrzydłami powietrze pod przednią część ciała, czyniąc ją "lżejszą", analogicznie w przypadku obniżania lotu – skrzydłami nakierowujesz powietrze za siebie, sprawiając że... tyłek staje się lżejszy. – Rudy zaśmiał się pod koniec i cofnął się o parę kroków do tyłu, by odtorować samiczce drogę.
Myślę, że wiesz wystarczająco, by spróbować oderwać się od ziemi – ustaw się przed linią...– W tym momencie przed Wrzosem pojawiła się zielona linia startowa. – ... a następnie weź rozbieg i mocno machaj skrzydłami...
Lis zmarszczył na chwilę czoło w zamyśleniu. Miał wrażenie, że zapomniał o czymś ważnym... Od razu na myśl nasunęła mu się jego nauka lotu. Coś istotnego... coś co bardzo się przydaje.... ach tak!
No tak... jednak nie wszystko – wiesz jak manewrować skrzydłami, jednak nie masz pojęcia co robić z ciałem...– Rudy przeciągnął nieco ostatnią sylabę, dając sobie czas, na ułożenie wszystkich słów w jedną, zgrabną całość.
Gdy znajdziesz się w powietrzu, musisz postarać się przybrać jak najbardziej opływowy kształt. Przednie łapy podkurczasz do tułowia, zaś tylne starasz się trzymać zawsze w jednej linii z ogonem, a ogon, w linii prostej z kręgosłupem i łbem. Ruchy ciała, tak jak w przypadku biegu i skoku, stanowią o tym, w którą stronę będziesz się poruszać. Jednak skręcać nauczymy się już w powietrzu – próbuj! – Zakrzyknął na koniec z entuzjazmem i ruchem łba wskazał przestrzeń przed białołuską.
autor: Lisi Kolec
17 mar 2016, 23:48
Forum: Błękitna Skała
Temat: Polana
Odpowiedzi: 724
Odsłony: 83738

Reakcja Kruczego była co najmniej... dziwna. Między innymi to właśnie sprawiło, że dopowiedział te kilka słów. Czemu ta informacja okazała się być tak istotna, dla jego nauczyciela?
Nieco zaskoczony podniósł delikatnie zad. W takiej pozycji też zastygł, dokładnie obserwując ruchy czarnołuskiego. Młody kątem oka dostrzegł, że w kierunku jego rany zbliża się smoczy pazur. Przełknął głośno ślinę i zmrużył oczy.
Nic nie poczuł... w sumie czemu Kruczopióry miałby wciskać mu paluchy do rany? Rudy odwrócił łeb w kierunku smoka i postawił uszyska z zaciekawieniem.
Niestety jednak nie obeszło się bez krótkiego syknięcia – było to delikatne szturchnięcie, ale w jaki czuły punkt. Młody nie zdążył nawet rzucić Kruczemu groźnego spojrzenia, gdy ten przejechał mu łapą po grzbiecie. Nie wiedzieć dlaczego, każdy dotyk był irytujący – jakby organizm bronił się przed wszystkimi bodźcami z zewnątrz. Nieprzyjemny dreszcz spowodował, że Lis ponownie osiadł na tyłku. Rudy cierpliwie czekał, aż przemowa Kruczego się skończy. Szczerze powiedziawszy czarnołuski zachowywał się wręcz teatralnie. Potok myśli, jaki z siebie wylewał powoli stawał się dla adepta jedną całością.
Lisi przymrużył oczy, by zaraz ponownie je rozszerzyć. Wpatrywał się w czarne ślepia całkiem długo, z każda chwilą poważniejąc. Jednak koniec końców uśmiechnął się lekko.

Jak to się dzieje, że Kruczy zawsze potrafi go zaskoczyć? Rudy, marszcząc czoło, wpatrywał się w drapieżny uśmiech nauczyciela, nie mogąc skojarzyć z czym ów uśmiech się wiąże.

Coś wyraźnie wprowadziło zaburzenia po jego prawej stronie. Bezwzrokowo zbadał obiekt, wykorzystując do tego pojedynczy impuls maddary – tego w końcu zdołał się nauczyć zanim... ten, no...
W każdym razie – przedmiot okazał się być szpikulcem z jakiegoś twardego materiału. Punktowy atak wiąże się z siła i precyzją – będzie musiał stworzyć coś solidnego... W jego głowie podświadomie wytworzyło się coś, co widział u swojego nauczyciela – okrągły kształt, całkiem grube, z twardego tworzywa. Szarawa tarcza z kamienia, chłodna w dotyku, o ziemistym zapachu, ciężkawa. Twór ów miał pojawić się na drodze igły – gdzieś tuż przed jego bokiem, chroniąc przy tym cały tułów, prócz łap.
autor: Lisi Kolec
17 mar 2016, 21:28
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Łąka Szczęścia
Odpowiedzi: 624
Odsłony: 73240

Reakcja samiczki była całkiem zabawna... czy on też kiedyś tak ekscytował się każdą, choćby najmniejszą rzeczą? Pewnie tak! Rudy puścił młodej oczko, gdy ta zaprezentowała swoje błoniaste skrzydła. Teraz mógł zobaczyć, jak bardzo szczuplutkie jest to stworzonko.
No dobra, zaczniemy od krótkiego ćwiczenia! – Teraz nadeszła jego kolej, na bycie nauczycielem – był z tego powodu całkiem podekscytowany... i zdenerwowany.
Lis zmarszczył nos i rozejrzał się, by sprawdzić, czy aby na pewno to jest dobre miejsce do nauki. Wrzos stała w odpowiedniej odległości od skałki... po bokach również nie było zbyt dużej ilości przeszkód... no niech będzie!
Musisz opanować podstawowe ruchy skrzydłami, zanim dojdziemy do... ten no... startowania. – Powiedział, skierowawszy wzrok z powrotem na pisklę.
hymm... wzlatywania! To zdecydowanie lepsze słowo! yyy... w każdym razie, będzie to wyglądało mniej więcej tak...
Lis uniósł skrzydła do góry. Rozłożył je tym razem bardzo szeroko, odginając ich końcówki lekko w kierunku nieba. Jego pazury delikatnie zatopiły się w śnieżnej pokrywie.
Teraz się przyjrzyj... – Dodał po chwili.
Zamachnął się skrzydłami. Końcówki skrzydeł momentalnie odgięły się w dół, tworząc w ten sposób "pułapkę" na powietrze. Podmuch został zagarnięty w kierunku ziemi – gdyby się nie trzymał, mógłby stracić równowagę.
Bardzo ważne jest to, by w odpowiedni sposób "obracać" skrzydło, więc pracuj barkami! No i oczywiście twoim celem jest "zagarnięcie" powietrza pod siebie. – Podsumował uśmiechając się do samiczki. Złożył skrzydła, układając je luźno na plecach.
Pamiętaj, żeby w pewnym momencie zagiąć końcówki skrzydeł do środka – powtórz kilka razy, aż poczujesz, że coś próbuje cię oderwać od ziemi!
autor: Lisi Kolec
14 mar 2016, 21:32
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Łąka Szczęścia
Odpowiedzi: 624
Odsłony: 73240

Rudy odwzajemnił śmiech pisklaka. Zmarszczył drapieżnie czoło i zerknął na swoje przednie łapy. Nic mu się nie stało, też nie poobijał się zbytnio... było zabawnie!
Dźwignął się z powrotem na łapy otrzepując energicznie ciało z białego puchu. Ruszył z miejsca, a idąc, zatoczył niewielki łuk, by wkrótce znaleźć się twarzą w twarz z samiczką.
A tak właściwie... to czy nasza akrobatka potrafi używać... – Młody zerknął w tył i odsunął się kilka kroków, by po krótkiej przerwie móc zaprezentować przedmiot sprawy. Rozłożył energicznie pierzaste skrzydła – wprowadziło to niemałe zamieszanie wśród śniegowych płatków.
...tego? – Dokończył z zawadiackim uśmieszkiem.
autor: Lisi Kolec
14 mar 2016, 20:51
Forum: Błękitna Skała
Temat: Polana
Odpowiedzi: 724
Odsłony: 83738

Gdy w końcu wypluł cytrynę, która skrzywiła mu pysk i rozluźnił wszelkie mięśnie odpowiedzialne za mimikę, skierował swoją kamienną twarz w stronę Kruczego i wlepił w niego lekko przymrużone ślepia. Nie był przygotowany na brak odpowiedzi, bo brak odpowiedzi wiąże się z zadawaniem kolejnych pytań bez konkretnego punku odniesienia. Nie wie gdzie jesteśmy? Lis sapnął, po tym jak przez przypadek wziął nieco głębszy oddech.
~
Z pewnością skuteczny... ~ Rudy wykrzywił się z wymuszonym rozbawieniem.

Lis obserwował ruchy czarnołuskiego – dopiero teraz rzuciła mu się na oczy rana na szyi... więc on też nieco ucierpiał...
Z zamyślenia wyrwało go nagłe pytanie, a jako że był jeszcze nieco przytłoczony, jego reakcja była nadto powolna. Przez to też nie do końca dosłyszał pytanie, jakie do niego skierowano. Przez chwilę, nieco skonsternowany, wpatrywał się w ślepia Kruczopiórego. Całe szczęście, że istnieje coś takiego jak kontekst – Lis z całą pewnością wolał uniknąć dopytywania się.
~
Emmm... to znaczyyyy... ~ Młody opuścił nieco łeb i zmarszczył nos. Gdyby tylko mógł się pokusić na podrapanie się łapa po głowie, zrobił by to... ale jeszcze nie czas na takie szalone manewry.
~
... nie, że nie mam pojęcia czy coś... ale jakoś trudno mi to teraz określić.~ Rzucił Kruczemu krótkie spojrzenie spode łba.
~
Całkiem prawdopodobne... że to właśnie dzięki tobie.~ Tym razem stać go było na krótki uśmiech, z pokazaniem zębców.
Od tego wszystkiego zapomniał już, że trudno mu oddychać, że łapy mu się trzęsą, że w głowie się kręci – było całkiem dobrze! Może nawet niedługo będzie mógł i tyłek unieść nad ziemię...
Rudy w odstępie kilku sekund od swojej ubogiej wypowiedzi zdał sobie sprawę, że jego rozmówca może jednak czuć lekki niedosyt.
~
A tak oprócz tego... uważam, że to fascynujące, że mogę użyć krztyny mocy i wyobraźni, do tworzenia czegoś pięknego, bądź śmiertelnie niebezpiecznego... no bo w sumie... genialna z tym sprawa, nie?
autor: Lisi Kolec
12 mar 2016, 23:14
Forum: Błękitna Skała
Temat: Polana
Odpowiedzi: 724
Odsłony: 83738

Kruczy wykonał całkiem dobrą robotę – lądowanie nie sprawiło mu bólu. Nie otwierał jeszcze przez chwilę ślepi, powoli przyzwyczajał się do leżenia na chłodnym śniegu. Rany po oparzeniach delikatnie piekły, jednak zdawały się mniej dokuczliwe. Lis wzdrygnął sie delikatnie, gdy Kruczy klepnął go po boku. Otworzył ślepia spoglądając na czarnołuskiego. Błękitne niebo i śnieg odbijający słoneczne światło natychmiast zmusiły go do przymrużenia powiek.
Śmierć? To nie dla mnie... – Młody wypowiadając te słowa zapomniał, z jakim wysiłkiem się to wiąże. Miał zamiar delikatnie się zaśmiać, jednak zamiast tego zachłysnął się powietrzem, a każde kaszlnięciu było jak strzała bodząca go w pierś.
Nie porywając się ponownie na nadwyrężanie swoich płuc poczekał, aż Kruczy skończy mówić.
~
Myślę, że zanim ci odpowiem, wypadało by potrafić ustać przez chwilę w miejscu. ~ Powiedział przewracając oczami i wyszczerzając krzywo pysk. To będzie całkiem spore wyzwanie...
Lis uniósł delikatnie łeb by ocenić sytuację. Jego ślepia rozwarły się szerzej, gdy ujrzał liczne ubytki... zarówno w ciele, jak i w futrze. Odsłonił kły i opuścił łeb na ziemię. Westchnął głęboko, co zdecydowanie nie było dobrym pomysłem.
~
Beznadzieja... ~ Podesłał Kruczemu.

Kolejna próba pozwoliła mu określić jakich miejsc lepiej nie dotykać i która kończyna będzie w stanie unieść go delikatnie do góry. Przewrócił się na zdrowy bok i po krótkim stęknięciu uśmiechnął się delikatnie. Połowa sukcesu. Następnym ruchem było dźwignięcie się chociażby do siadu.
Rudy zaparł się prawą z przednich łap, by natychmiast móc przetransportować lewą łapę tak, by znalazła się bliżej ciała. Powolnie dźwignął przednią część tułowia i tak samo zrobił z tylnymi łapami. Ogonem wspomógł się pod koniec. Całe ciało drżało, czy to z zimna, czy to z bólu – kto wie? Lis stał jednak na wszystkich czterech łapach, a w końcu to było jego celem.

Na stojąco nieco lepiej mu się oddychało, jednak mimo to był nieco niedotleniony. Z całych sił walczył o to, by nieco ustabilizować swój oddech – w końcu w innym przypadku znowu padł by zemdlony na ziemię. Dla równowagi podparł się zarówno ogonem, jak i jednym ze skrzydeł.
~
Daj mi może... chwilę odsapnąć ~ Lis skierował zmarniały wzrok w kierunku czarnołuskiego. To dziwne, że nawet w takim stanie potrafił się uśmiechać.
Nie męcząc się dłużej przysiadł i rozprostował skuloną wcześniej szyję. Teraz miał nieco czasu na ogląd całej sytuacji. Zmarszczył brwi i zerknął na całkiem rozległy teren wyłożony białym puchem.
~
A tak w ogóle... gdzie my jesteśmy? ~ Rudy przekrzywił łeb i uniósł do góry brew. Swoją drogą... był teraz tak komicznie skrzywiony, jakby przed chwilą zeżarł coś niezwykle kwaśnego i nawdychał się pieprzu... no może nieco przesadzone porównanie, ale całkiem dobrze działa na wyobraźnie – nieprawdaż?
autor: Lisi Kolec
12 mar 2016, 22:20
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Łąka Szczęścia
Odpowiedzi: 624
Odsłony: 73240

Lis zmierzył pisklaka wzrokiem i przybliżył z ciekawością łeb.
Masz na myśli coś w stylu... salta? – To brzmiało jak spore wyzwanie, ale co to dla niego! W powietrzu i takie rzeczy robić potrafi!
No to zobaczmy... – Powiedział pod nosem i podszedł nieco bliżej całkiem wysokiej skałki. Najpierw przydałoby się na nią wskoczyć!
Bez zastanowienia przyjął wyuczona postawę, tym razem mocno przechylając swój ciężar ciała na tylne łapy. Skok w na taka skałkę wymaga jednak trochę więcej siły przy wybiciu. Wzrok skierował nieco nad skałkę i bez zbędnych ceregieli wybił się delikatnie z przednich łap. Większość siły pochodziło jednak od tylnych łap, które natychmiast wyrzuciły go w górę. Wcześniej uniesiony ogon dodał mu nieco więcej impetu. Tym razem przednie łapy były wyciągnięte jak najdalej do przodu, by móc jak najszybciej złapać się skałki, w razie, gdyby skok okazał się zbyt słaby. Na szczęście takiego problemu nie było, tak więc, gdy młody poczuł, że zaraz pokona skalną poprzeczkę, wystawił pazury, by swobodnie wylądować na szczycie. Skok byłby idealny, gdyby nie to, że prawa z tylnych łap omsknęła się delikatnie na koniec, gwałtownie ściągając go w dół. Reakcja Lisa była szybka – pazury zaczepiły się na nierównej powierzchni skałki, a druga tylna łapa dźwignęła ciało tak, by wszystkie cztery kończyny znalazły się na górze.

No to co, teraz pora na popis! Lis odetchnął głęboko, by przygotować się mentalnie do wykonania tego skomplikowanego manewru. W tym przypadku, wypadało by wyskoczyć płasko, a nawet nieco w górę, a nie od razu w dół, tak jak poprzednio.
Lis poprzebierał nerwowo łapami i zerknął w dół, by upewnić się, czy wysokość jest odpowiednia. Było całkiem dobrze, ale raczej przydało by się mieć mały zapas wysokości, by nie upaść na plecy, czy połamać sobie świeżo wyhodowane rogi.
Mam nadzieję, że uda mi się to zrobić bez jakiejś zbędnej kontuzji... – Krzyknął, odwróciwszy łeb w stronę Wrzosu.
Rudy zerknął jeszcze raz w dół... To dziwne – nie bał się wysokości, bo w końcu latać już umiał, ale mimo wszystko coś nim trzęsło... Potrząsnął łbem, by odgonić złe myśli i westchnął. Raz baranowi śmierć, czy jakoś tak...
Lis odchylił się mocno do tyłu i skierował łeb delikatnie w górę. Ustawił się w taki sposób, by móc natychmiast, bez szwanku, obrócić się w powietrzu, zanim dotknie ziemi... Nie brzmi to zbyt łatwo! Jeszcze z raz czy dwa poprawił swoją pozycję, a jeśli liczyć przesuwanie łap o szpon w te i wewte – to z dziesięć razy.
Gdy w końcu zdecydował się na ryzykowny ruch, pozwolił swojemu ciału działać instynktownie. Wybił się delikatnie do przodu, jednak od razu skręcając się w taki sposób, by wykonać obrót. Jego przednie łapy wybiły go do góry w przód, zaś tylne zadbały o to, by tyłek gwałtownie uniósł mu się do góry. Ogon świsnął, przecinając z impetem powietrze. Zgranie tych wszystkich ruchów, pozwoliło mu na delikatne wybicie się do góry z jednoczesnym zainicjowaniem obrotu. Natychmiast się skulił – począwszy od wygięcia szyi w łuk, poprzez podkurczenie łap zarówno, przednich, jak i tylnych, a kończąc na podkuleniu ogona w taki sposób, by jak najszybciej zatoczyć ciałem pełne koło.
Trudno było wychwycić moment, w którym należy rozprostować ciało – był to mniej więcej moment, w którym podkulony łeb zobaczył świat z powrotem... nogami do dołu? W każdym razie, ważny był w tym momencie refleks.
Lis, gdy tylko znalazł się w tej właśnie pozycji rozprostował szyję i wyciągnął przednie łapy w dół. Jego ciało zgięło się w łuk zaraz po tym, jak ogon został gwałtownie rozprostowany, czy też wręcz wyrzucony do góry. Tylne łapy również odkleiły się od smoczego brzucha i skierowały się prostopadle do ziemi.
Mimo wszystko nie udało mu się całkowicie wyhamować ruchu obrotowego. Przednie łapy, nie przygotowane na tak gwałtowne zetknięcie z podłożem, po ugięciu pojechały delikatnie do przodu wytrącając Lisa z równowagi. Rudy po dostawieniu tylnych łap zaliczył krótki ślizg, który zakończył się wylądowaniem na brzuchu... Dobre i to!

Wyszukiwanie zaawansowane