Znaleziono 177 wyników

autor: Nocna Łuska
05 lut 2016, 20:08
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Szmaragdowe ustronie
Odpowiedzi: 959
Odsłony: 135056

Oczy samicy wpatrywały się bez wyrazu w pustkę. Używanie maddary miało swoją porcję tajemniczości, bowiem była to przepiękna moc zdolna do pięknych, ale też do strasznych rzeczy. Tych drugich nie było jej dane poznać, chociaż ostrzegano ją o tym, że jej przeznaczenie to ratować życie, a nie go odbierać. Bojaźliwa Nadeithscallieth nigdy nie próbowała przekroczyć tej cienkiej granicy. Co nie znaczy, że nie potrafiła walczyć magicznie.
W błyszczących oczach samicy zabłysło zaciekawienie zachowaniem Wrzosu. Już długi czas nic się nie działo, chociaż wyczuwała charakterystyczne prądy w powietrzu.
Wciągnęła nosem powietrze robiąc głębszy wdech. Nie, żeby coś powiedzieć. To mała samiczka miała sama zdecydować, kiedy rozpocznie.
Jej trud się opłacił. Maddara ją posłuchała, a Nadeithscallieth przekrzywiła głowę lekko w lewo oceniając wzrokowo powstały kamień.
– Wygląda bardzo dobrze. Nie było ciężko, prawda? To teraz naucz się nim sterować w powietrzu. Przenieś go na moją łapę.
Samica po komendzie uniosła prawą łapę wewnętrzną stroną skierowaną ku górze. Jej jasne opuszki były obklejone śniegiem, ale to w niczym nie przeszkadzało. Jeśli kamień był rzeczywiście ciepły, Nadeithscallieth powinna to poczuć i uznać za niezbyt miłe doznanie.
autor: Nocna Łuska
04 lut 2016, 21:36
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Grota pod Skałą
Odpowiedzi: 651
Odsłony: 74002

Przychodzi taki czas, kiedy samica musi znaleźć sobie bezpieczne schronienie nie tylko dla siebie. Taką kolej rzeczy zawdzięcza porządek w naturze.
Burza śnieżna ustąpiła co prawda, ale ostatnia zawierucha zdążyła pokryć całe krainy prześlicznym, czystym śniegiem.
Nadeithscallieth kroczyła ostrożnie w głębokim śniegu zmierzając w stronę wysokich skał, gdzie liczyła na największe szanse na znalezienie jakiejś opuszczonej groty. Jej czarna sylwetka wyróżniała się na tle bieluśkiej pokrywy, więc rozumiała, że jest łatwa do wypatrzenia. Zwykle w wysokich górach nic jej nie groziło, oprócz lawin lub gryfów. Zdawała sobie sprawę z tego, że na nizinach miała znacznie więcej wrogów. Gdzieś tam w jej umyśle krążyła myśl, o zawołaniu Assuremith, ale z drugiej strony, przecież samiec miał już dość problemów z opieką nad Adramusem i nie chciała, żeby go zostawiał samego, albo co gorsza – nosił go do niej w ten mróz.
Zatrzymała się w miejscu dociskając skrzydła mocno do brzucha. Wypatrzyła w oddali ciemną nieruchomą plamę na zboczu wysokiej skały. Niewiele myśląc ruszyła w tamtą stronę licząc, że nie wpadnie po drodze w żaden dół. Było bardzo zimno. Ziemia była zmarznięta, a śnieg chrobotał pod jej łapami tak głośno, że miała wrażenie, że nie słyszy nic innego tylko dźwięk swoich kroków.
Samica weszła do groty rozglądając się dookoła w poszukiwaniu śladów bytności innych istot. Miała szczęście, bo najwyraźniej grota była wolna. Doskonale usytuowana, bowiem nie wpadał do niej mroźny wiatr. I na czym najbardziej zależało Nadeith – była sucha.

Samica potrzebowała spokoju i tu go zaznała. Wątpliwe było, czy na długo, ale nie miała wyjścia. Złożyła tu jeszcze trzy jaja, które wygrzewała w najcieplejszym miejscu przy podbrzuszu.
Wychodziła z groty tylko na kilka minut. Za każdym razem przynosząc do środka wysuszoną ściółkę z której wreszcie udało się jej uformować podłoże na którym dwa jaja były dobrze odizolowane od zimnego podłoża.
Onyksowa samica praktycznie cały czas była przy jajach skrupulatnie otulając je ogonem i dzieląc się z nimi swoimi myślami, które krążyły wokół niepewnej przyszłości. Co prawda nie mówiła na głos. Jajom wystarczy delikatne kołysanie jakie towarzyszyło poruszaniu się brzucha od jej miarowego oddechu.
autor: Nocna Łuska
04 lut 2016, 19:47
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Szmaragdowe ustronie
Odpowiedzi: 959
Odsłony: 135056

Przez cały czas wodziła wzrokiem od Wrzosu, do miski z naparem. Tam i z powrotem. Wierzyła, że początki mogły być trudne dla młodej samiczki, lecz nie mogła jej pomóc. Ten pierwszy krok pisklę musiało wykonać samemu i nie było tutaj mowy o jakimś wspomaganiu. Nawet niewskazane by było teraz mówienie czegokolwiek, bo dźwięki, a tym bardziej słowa raczej na pewno rozproszyłyby Wrzos.
Wielką tajemnicą było dla Nadeithscallieth, czy Wrzosowi uda się zapanować nad maddarą. Wszystko zależało od dostatecznego skupienia biało-łuskiej.
Kiedy woda w misce przestała parować, onyksowa samica zaczęła baczniej przyglądać się cieczy. Nie minęło kilka sekund, a woda zaczęła mętnieć w oczach. Na powierzchni pojawił się jasno-zielony kożuszek. Twardy, a jednak poprzecinany lodowymi kreskami przywodzącymi na myśli blizny. Obserwowała jak poziom lodu się podnosi i odkleja od ścianek naczynia, które zatrzeszczało groźnie. Znak, że lód dotarł do dna.
W złocistych oczach samicy zabłyszczała radość. Udało się jej pokazać Wrzosowi właściwą ścieżkę do maddary! To niesamowite uczucie.
– Bardzo dobrze, Wrzos. Zrobiłaś wielkie postępy w bardzo krótkim czasie. Chciałabym Cię nauczyć tworzyć materię z maddary. To będzie brama do dalszych ćwiczeń magii.
Wierzyła, że Wrzos chciała kontynuować naukę, dlatego nie czekając na potwierdzenie mówiła dalej nie pozwalając ciszy rozgościć się między samicami.
– Będziesz musiała stworzyć coś bardzo gęstego, czyli kamień. Sztuka tworzenia materii, to dobre odwzorowanie jej wszystkich cech. Żeby stworzyć coś z niczego, musisz to sobie przede wszystkim wyobrazić. Maddara słucha twoich myśli, a więc i wyobraźni. W myślach musisz przede wszystkim przekazywać dokładne informacje co i jak ma wyglądać, a także gdzie ma się to coś pokazać. A teraz skup się, pomyśl o zielonym kamieniu lewitującym przed tobą. Kamień ma być dowolnej wielkości. Jest ciężki, ale waży tyle ile powinien ważyć kamyk tej wielkości. O jego kształt, zewnętrzną powierzchnię w dotyku już zadbaj sama.
autor: Nocna Łuska
02 lut 2016, 22:20
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Szmaragdowe ustronie
Odpowiedzi: 959
Odsłony: 135056

Nadeithscallieth czekała w ciszy. Wsłuchiwała się w rytmiczny oddech pisklaka. W tle szeleścił rozbijający się o gałązki drobny śnieg. W tej przepięknej scenerii samotniczka musiała przezwyciężyć rosnącą ochotę, żeby powrócić myślami do swojego pisklęcia, którego musiała oddać do obozu Życia.
Ta pogoda sprzyjała takim melancholiom.
Nie liczyła ile płatków śniegu spadło na ziemię od kiedy Wrzos zamknęła oczy i zanurzyła się w medytacji. Dawała jej tyle czasu ile potrzebowała. Jej też nie popędzano.
Gdy biała samiczka otworzyła oczy, Nadeithscallieth zgięła mocniej swoją szyję i spojrzała na nią przysłuchując się temu co mówiła.
Co prawda opis był bardzo skąpy, ale nie narzekała. To była jej maddara i formę jaką jej nadała. Samotniczka nie musiała znać szczegółów.
Z poważną miną zwróciła się do niej bardzo spokojnym głosem.
– Czujesz chłód. To dobrze. Więc masz już pierwszą cechę. Spróbuj teraz to zimno przelać w to naczynie – wskazała ruchem łapy na blaszaną miskę wypełnioną jeszcze ciepłą miksturą z mięty.
– Musisz zapanować nad tym strumieniem, Wyobrazić sobie, że płynie w powietrzu nie poddając się przyciąganiu ziemi. Jeśli ci to pomoże, możesz wyobrazić sobie, że sama się przelewasz do tej miski, bo w końcu maddara, to część ciebie. To twoja siła. Musisz ją ukierunkować. Z czasem będziesz to robiła odruchowo, aż zatrze się granica twojego bytu z maddarą i będziecie stanowili jedność. Na pocieszenie wyznam, że nawet ja nie osiągnęłam jeszcze takiego stanu.
Nadeithscallieth posłała Wrzosowi lekki uśmiech.
– Wyobraź sobie, jak twoja zimna woda przenika chłodem wodę i schładza ją przezwyciężając ciepło – lodem. Aż w końcu napar całkowicie zamarznie.
autor: Nocna Łuska
02 lut 2016, 19:57
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Szmaragdowe ustronie
Odpowiedzi: 959
Odsłony: 135056

Nadeith opuściła naczynie na śnieg, skoro samczyk po nie nie sięgnął. Nie będzie nikogo do niczego przymuszać. Smoki same potrafiły zdecydować co i kiedy chciały. Prosić i dawać to jednak trochę już za dużo. Nawet zapomniała o pachnącej miętowej herbacie.
Scena jaka rozgrywała się między Anielskim Kolcem, a Wrzosem, trochę ją rozbawiła, a gdy samczyk sobie poszedł, ciepły uśmiech z pyska onyksowej samicy nie zmalał ani trochę. Uniosła wyżej głowę, świecąc złotymi oczyma przepełnionymi całą paletą podobnych doświadczeń.
– Jest w moich krainach takie powiedzenie: kto się czubi, ten się lubi.
Nie zamierzała rozwijać tej myśli. Anielski Kolec był jeszcze młody, ale już teraz był wyjątkowo piękny, a jego oczy miały w sobie tą iskierkę. Jak dorośnie, to pewnie nie odpędzi się od samic.
Zamrugała szybko. Jej myśli chyba biegły za daleko w czasie, kiedy Wrzos czekała na następną instrukcję. Onyksowa samica przechyliła głowę w bok i uniosła przednią prawą łapę, którą zaczęła przeczesywać swoją czarną grzywę wytrząsając z niej nagromadzony śnieg.
– Więc jak chcesz? Jaką postać ma mieć twoja maddara. Widziałam jak się porusza. Teraz nadaj jej kształt, kolor, wielkość. Ona cię posłucha. Na razie uformuj tą energię, tak, żeby była ci najmilsza i żebyś ją poczuła.
Jako, że Nadeithscallieth uznawała swoją maddarę jako echa dźwięków i melodii, zauważyła jak bardzo różniła się od tutejszych smoków podejściem do tego daru. To zupełnie inna kategoria świadomości. Nie była czarodziejką, ale miała ku temu predyspozycje. Jeśli Wrzos zawładnie swoją maddarą w sposób subtelny, kojarzący się jej z czymś miłym, to może odkryje czym naprawdę jest magia i słusznie to wykorzysta w dalszych naukach.
autor: Nocna Łuska
31 sty 2016, 13:33
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Podziemna Jaskinia
Odpowiedzi: 483
Odsłony: 56356

– Nic nie szkodzi mi ich poznać. Poza tym, bóg, czy nie bóg, tamten czerwony, który objawił się nam w Świątyni władał mocą niepodobną do maddary. Jeśli to był... bóg, to chciałabym to wiedzieć. – powiedziała zaglądając w oczy smoka.
Nadeithscallieth nie miała wielu okazji, aby poświęcić czas wierze, więc skąd mogła wiedzieć, czy znajomość bóstw nie przypadnie jej do gustu Wcześniej broniła się brakiem czasu. Po przygodzie w sali z posągami uznała, że najwyższa pora, żeby dowiedziała się o nich coś więcej.
Na jego pytanie o rośliny, przekrzywiła głowę przypatrując się mu się i próbując rozgryźć po co mu ta wiedza. Na jej gadzich wargach wykwitł delikatny uśmieszek – ale pozbawiony kpiny.
– Assuremith, czyżbyś chciał leczyć tych, których zranisz na arenie? – zachichotała dźwięcznym głosikiem. – Oczywiście, że ci o nich opowiem. To w końcu dobry pomysł, bo jakbym wysłała ciebie po jakieś zioła, dobrze by było, żebyś nie pomylił lubczyku z babką lancetowatą.
Wymruczała i położyła mu łapę na szyi. Jej mięciutkie opuszki pod palcami pogładziły jego łuskę Kojący dotyk miał na celu rozluźnienie samca, gdyby jej słowa zostały przez przypadek uznane za obraźliwe i miały urazić dumę wojownika.
– No to zacznę od ziół, które znajdziesz na równinach. Jest to babka lancetowata, chmiel zwyczajny, dziurawiec pospolity, rumianek pospolity, nawłoć pospolita, ostróżeczka polna, ślaz dziki, tasznik pospolity, imbir, kalina, lubczyk, macierzanka, melisa i lawenda. Tamta ostatnia pięknie pachnie! Zaraz ci pokażę...
Uśmiechając się do samca zaczęła nucić pierwsze zaklęcia. Melodyjny głos samicy, cichutko rozpływał się w powietrzu cichnąc za każdym razem, gdy z ziemi wyrastał nowy krzew. Nie były to prawdziwe rośliny, tylko ich bardzo dokładne iluzje. Nadeithscallieth dbała o wszystkie szczegóły, a nawet o ich zapach, żeby Assuremith, jeśli zapomni ich wygląd, kojarzył je chociaż po zapachu.
– To jest babka lancetowata. Służy do hamowania krwotoków i odkażania ran. Używa się jej liści do układania opatrunków. Ten tutaj to chmiel zwyczajny. W uzdrowicielstwie używa się jego szyszek do przygotowywania wywaru w celu uśpienia smoka. Trzeba z nim uważać, bo więcej jak 4 kwiaty mogą zabić. Ta roślina to dziurawiec pospolity. Jego z jego kwiatków przygotowuje się napar, który podaje się cierpiącemu na bóle kończyn, na przykład po złapaniu. Z nim też trzeba uważać, bo po przedawkowaniu można stracić łuski. Rumianek, ma takie śliczne, pachnące kwiatki. Ma różne zastosowanie. Ze sparzonych kwiatków robi się okłady przy stanach zapalnych oczu, a napar podaje się do wdychania oparów, a potem do wypicia, gdy smok choruje na kaszel. Ta tutaj, to nawłoć pospolita. Używa się jej liści do opatrywania ran. Przede wszystkim dezynfekuje, więc używa się jej po babce lancetowatej. Ma też właściwości przeciwbólowe wobec głowy. Liście gotuje się we wrzącej wodzie, a gdy napar przestygnie, podaje się go do wypicia. Płatki kwiatów ostróżeczki polnej parzy się w gorącej wodzie i robi się z nich okłady w miejscach bardzo delikatnych, jak na oczach, powiekach i na podbrzuszu. Ten tu, to ślaz dziki. Starte liście tworzą papkę, którą należy pokryć rany spowodowane magicznie. Przypatrz się dobrze tasznikowi pospolitemu. Pewnie nie raz go będziesz potrzebował. A raczej Twój uzdrowiciel. Z jego liści stosuje się opatrunek, który działa na bardzo bolesne rany. Z imbiru wykorzystuje się korzeń, który się ściera i gotuje w wodzie, a następnie podaje się cierpiącemu na choroby płuc, albo gardła. Smok musi tylko przepłukać gardło, ale jeśli dodasz do niego trochę miodu, to pewnie od razu go wypije. To jest kalina. Ma dobre owoce. Robi się z nich wywar, który podaje się do wypicia w przypadku kaszlu, albo krwawienia wewnętrznego. Lubczyk też działa na kaszel i infekcje dróg oddechowych. Z jego liści tworzy się napar, którego opary powinien wdychać chory. Po wystygnięciu można dodać odrobinę miodu i nadaje się wtedy do wypicia. Ta tutaj, to macierzanka, które gałązki i liście miażdży się, aż wypuszczą soki, a potem nakłada się na miejsca, gdzie wdała się infekcja. Przede wszystkim używa się jej na oparzenia i owrzodzenia. Z liści melisy robi się napar do wypicia. Działa uspokajająco. No i ostatnia, czyli lawenda... Powąchaj jak ślicznie pachnie – uśmiechnęła się do samca pochylając fioletowy kwiat w jego stronę. – Gdy będziesz bardzo zdenerwowany, będę ci ją dawała do żucia.
Jej uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. Dała jeszcze czas samcowi, żeby mógł obejrzeć te wszystkie zioła i ewentualnie jeszcze raz je obwąchać.
autor: Nocna Łuska
31 sty 2016, 9:53
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Podziemna Jaskinia
Odpowiedzi: 483
Odsłony: 56356

Zwiastun wszedł akurat w momencie, kiedy skończyła czyścić kitę. Samica uniosła głowę prostując swoją masywną szyję. Światło obijało się od jej oczu, kiedy wpatrywała się w sylwetkę samca. Przeciąg zaniósł do niej jego woń. Woń stada i bardzo wyraźny zapach skóry Assuremith.
Musiała przyznać, że czerwono-łuski samiec pilnował ją i przeczuwała dlaczego tak się działo.
– Witaj, Assuremith – przywitała go ciepło się do niego uśmiechając. Gdy się o nią ocierał, przejechała zimnym nosem po jego szyi aż do piersi, a potem wygięła szyję do tyłu odsuwając czarny łeb, żeby spojrzeć na niego z dołu.
Powoli przyzwyczajała się do swojej roli w życiu Assuremith, ale wciąż nie wiedziała jak to się odbije na jej misji.
Póki co dawała sobie jakoś radę. Chciała byś samodzielna, co mogło nie do końca przypaść do gustu samcowi, który może chciał się nią opiekować.
– Po naszym spotkaniu w Świątyni poszłam na tereny Ognia coś upolować. Zaatakował mnie chochlik – przerwała na chwilę. Uniosła skrzydło i pokazała mu swoje małe zadrapanie na lewym boku. Nic wielkiego to nie było. Ledwie draśnięcie pomiędzy łuskami. Trochę zaczerwienione.
– Z pomocą przybył mi Kruczopióry. On go zabił. Potem udało mi się wytropić trzy sarny. Dwie upolowałam, trzecia uciekła, ale już się najadłam. To dlatego zemdlałam w Świątyni. Szkoda, że przyszedł tam ten prorok, bo chciałam się dowiedzieć trochę więcej o waszych bogach.
Westchnęła ciężko. Oprawca Gwiazd zachował się okropnie.
autor: Nocna Łuska
31 sty 2016, 8:46
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Podziemna Jaskinia
Odpowiedzi: 483
Odsłony: 56356

Po udanym polowaniu i napełnieniu żołądka Nadeithscallieth chciała trochę odpocząć. Szalejąca burza śnieżna dawała się we znaki nawet zahartowanej w takim klimacie samicy.
Kiedy znalazła wejście do jaskini zawahała się. Jaskinie rzadko bywały puste.
Przede wszystkim najpierw wybadała teren w okolicy w poszukiwaniu śladów bytności, na przykład niedźwiedzi. Jej zmysły nie były już takie jak dawniej. Czuła diametralną zmianę, jakby ktoś jej coś odebrał. A to przecież dziwne, bo energia jej wróciła.
Mniejsza.
Zawróciła do jaskini i weszła do środka cicho stawiając łapy. Nie była dobra w skradaniu. W powietrzu skradanie nie było nikomu potrzebne.
W środku otrzepała się ze śniegu. Poruszała noskiem wychwytując węchem całą gamę różnych zapachów. Na jej szczęście wyczuwała tylko stare wonie smoków, które nie do końca kojarzyła. Nie mniej jaskinia była pusta i niezamieszkała, więc samotniczka zamierzała się do niej wprowadzić.
Weszła nieco głębiej po drodze cichym szeptem rozpalając dwie latarnie. Magiczne kamyczki żarzące się białym światełkiem. Odbijające to światło mokre łuski na ciele samicy, mrugały rozsypanymi iskierkami niczym gwiazdy na nocnym niebie.
Podeszła do zimnej ściany i przykucnęła przy niej. Przednie łapy podreptały minimalnie do przodu, aż w końcu opadła brzuchem na ziemię. Ziewnęła bezgłośnie marszcząc nos i błyszcząc ostrymi kłami. Jak to miała w zwyczaju, przysunęła do siebie ogon, zaginając w "eskę" cienki koniuszek, w taki sposób, by czarną kitę nastawić do rytualnej pielęgnacji. Zakrzywionymi szponami rozczesywała długie włosie. Czasami pochylała głowę i pomagała sobie skubnięciami kłów, którymi wyszarpywała skołtunione obszary.
autor: Nocna Łuska
31 sty 2016, 8:20
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Szmaragdowe ustronie
Odpowiedzi: 959
Odsłony: 135056

Nadeithscallieth uniosła głowę do góry, aby potem obrócić ją w stronę, gdzie wskazała swoim łebkiem Wrzos. Ostatnio czarna samica nie wtrącała się w naukę pisklaka, więc samotniczka nie miała powodu twierdzić, że tym razem mogłoby być inaczej. Nie miała żadnych pretensji wobec Przedwiecznej Siły. Wręcz przeciwnie. Chciała wiedzieć, że tam jest i pilnuje młodą samiczkę.
A skoro już tam była, to Nadeithscallieth nie omieszkała się do niej zwrócić i propozycją.
– Witaj, Przedwieczna Siło. Może skusiłabyś się na ciepły napój z mięty?
Nie musiała krzyczeć, ani nawet podnosić głosu. Wojowniczka była dość blisko i na pewno usłyszała zaproszenie.
Wciąż trzymała w dwóch łapach ciepłą miseczkę z pachnącym naparem, który przed chwilą przygotowała.
Zwróciła swój łeb w bok i w dół, żeby przyjrzeć się Wrzosowi.
Widok pisklęcia wtulającego się w puszysty koniec ogona był niecodzienny. Szczególnie, że to był ogon Nadeithscallieth. Czysty, pachnący tylko nią i nikim innym, giętki koniuszek uniósł się do góry podnosząc wsparty na nim łepek i łapkę śnieżnobiałej Wrzos.
– Nie musisz ze mnie niczego wyciągać. Wystarczy, że zapytasz – odpowiedziała posyłając jej pocieszający uśmiech. – Mogę cię nauczyć. Musisz tylko najpierw nawiązać współpracę ze swoją maddarą. Musisz pojąć czym jest, jaką postać przyjmuje i odkryć sposób, żeby ją kontrolować. Ja widzę swoją maddarę pod postacią dźwięków. Ty możesz ją sobie wizualizawać jako światło. Komuś innemu może się ona objawiać pod postacią niematerialnego przedłużenia swojego ciała. W każdym razie, tak po prawdzie, wszystkie te tezy są słuszne, bowiem maddara to czysta energia twojej duszy.
Mówiła powoli, żeby Wrzos miała czas na przemyślenie jej słów. Nadeithscallieth miała swoją metodę panowania nad maną. Nauczyła ją tego pewna elfka, nic więc dziwnego, że znaczna większość zaklęć, które umiała samica, polegała na wyśpiewywaniu, albo zwykłym nuceniu. A jeśli nie nuceniu, to zwykłym przytaczaniu melodii w głowie. Każdy to potrafił.
– To teraz wycisz umysł i wsłuchaj się w swoje ciało. Wyobraź sobie, że jesteś w środku silnego wiru powietrza. Nic ci nie grozi. Musisz zachować spokój i nie spieszyć się. Ten wir to Twoja maddara. Gdy zaczniesz o tym myśleć, ona posłucha cię i zacznie wokół ciebie krążyć.
Nadeithscallieth nigdy nie uczyła nikogo jak posługiwać się magią, ale jej wiedza na ten temat była dość osobliwa. Chciała przede wszystkim wskazać Wrzosowi źródło skąd ma czerpać energię do ćwiczenia. Była pewna, że tą metodą pomoże jej nawiązać pierwszy kontakt z tą potężną mocą. To było ekscytujące!
autor: Nocna Łuska
30 sty 2016, 21:47
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Szmaragdowe ustronie
Odpowiedzi: 959
Odsłony: 135056

Nadeithscallieth zauważyła biegnącą ku nim samiczkę jako pierwsza. Taka jej rola – widzieć zanim inni zobaczą.
Czy byłaby z siebie dumna, gdyby usłyszała, że mogła wypatrzeć Wrzos zanim jeszcze wybiegła z zza drzew? Na pewno nie. Coraz więcej smoków zaskakiwało ją zjawiając się znikąd, a to źle wróżyło.
Jej uśmiech nie zmalał, nawet kiedy zauważyła, że Wrzos cieszy się na jej widok. Nie wiedziała, czy powinna gasić jej entuzjazm i nie pozwolić się do siebie przywiązywać. Nadeithscallieth tego nie wiedziała, ale pisklaki bardzo łatwo się przywiązywały do starszych osobników. Darując jej choć odrobinkę zainteresowania i opieki zapoczątkowała tworzenie się emocjonalnej nici, która związywała ich ze sobą.
Postawiła sobie ambitny cel, ale chyba to ją przerastało. Wpuszczona do społeczności żyjących na wolności smoków, nagle musiała zmienić się w samodzielną i kontrolującą się w każdej sytuacji. To trudne. I w takiej chwili jak ta postanowiła dać sobie i Wrzosowi szansę.
Długi ogon samicy uniósł się do góry, a potem opadł przy Wrzos odgradzając ją od zewnątrz.
– Witaj, Wrzos.
Odpowiedziała ciepłym, przyjaznym tonem swojej niedawnej uczennicy.
– Znowu biegasz na tym mrozie? A gdzie twoja obstawa? – zapytała patrząc w rozradowane oczęta pisklęcia. Nie zdziwiłaby się, gdyby za Wrzosem szła Przedwieczna Siła. Tak jak poprzednio. Ale zapytała, bo nie dostrzegała jej w tym lesie. Poza tym Nadeithscallieth w jej wieku też uwielbiała bawić się w uciekiniera, dlatego miała podstawy żeby myśleć, że Wrzos miała podobne pomysły.
autor: Nocna Łuska
30 sty 2016, 20:36
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Szmaragdowe ustronie
Odpowiedzi: 959
Odsłony: 135056

Nadeithscallieth właśnie unosiła w łapach naczynie z ciepłym wywarem, gdy zobaczyła kątem oka wynurzającą się spomiędzy drzew niewielką postać. Nie spodziewała się, że ktoś mógłby ją podglądać, a jeśli podglądał, to nie wiedziała ile widział.
Dyskretnie zmierzyła go wzrokiem. Po jej minie widać było tylko zaskoczenie i nic więcej. Pyszczek miała lekko otwarty, ale i tak większość powietrza zasysała przez nos. Głównie dlatego, że chciała zapamiętać jego woń. Niestety. Sama sobie to utrudniła bo łapy pachniały jej niedawno zgniecionymi liśćmi, a ponadto trzymała przed sobą bardzo intensywnie pachnący miętą wywar.
Ale wzrok miała sprawny. Zwróciła uwagę na jego chód. Równy, lekki, wzbudzający ciało tylko do lekkiego falowania. Podziwiała jego smukłą sylwetkę i ciemne rogi świetnie kontrastujące z szarawymi, lśniącymi łuskami. Para złotych oczu samicy na chwilę utknęła w miejscu na jego oczach.
– Tyle pytań... – mruknęła obdarzając go promiennym uśmiechem, po którym aż robiło się cieplej na sercu. Jej zniewalający aksamitnością ton głosu był naturalny, niewymuszony, przywoływał wspomnienie letniego poranku i chłodnym wietrzyku pachnącego poranną rosą. Oczywiście samczyk na pewno nie zaznał takiego zjawiska. Był za młody. Lecz kiedy pewnego lata wczesnym rankiem obudzi go pierwszy promień słońca i ciche szemranie traw popychanych tchnieniem jutrzenki, przypomni sobie być może to spotkanie.
Samica wyciągnęła przed siebie przednie łapy w których trzymała swoje naczynie.
– Spróbuj. Jest ciepły i wzmacnia organizm.
Czas na odpowiedzi nadejdzie. Nadeithscallieth nigdzie się nie spieszyła. Nie miała tu domu, ani stada, ani obowiązków, które musiała spełnić. Pragnęła za to nowych znajomości, a dobrymi uczynkami przekonać do siebie nieufnych.
autor: Nocna Łuska
30 sty 2016, 11:22
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Szmaragdowe ustronie
Odpowiedzi: 959
Odsłony: 135056

Do nozdrzy Wrzosu dotarł bardzo wyraźny zapach mięty.
Gdzieś niedaleko Ustronia, za gęstwiną krzaków znalazła sobie zaciszne miejsce pewna czarna samotniczka. Skrupulatnie przygotowywała swój kolejny wywar. Udało się jej znaleźć niewielki krzaczek tego uniwersalnego zioła i postanowiła zrobić sobie z niego wywar. Do ćwiczeń rzecz jasna.
Cicho nucąc pod nosem zaklęcie podgrzała ścianki blaszanej miseczki. Maddara chętnie słuchała jej melodyjnych pomruków. Naczynie bardzo szybko się nagrzewało, a że leżało na śniegu zaczęło się w nim zanurzać. Nadeithscallieth pilnowała tylko, żeby się nie przewróciło. Kilka razy poprawiła ustawienie naczynia podparciem pazura. Kiedy miseczka osiadła na stałym gruncie, nie przestając nucić, zagarnęła łapą czysty śnieg i wrzuciła go do niej. Sycząc i buchając parą, śnieg od razu stopniał i już pod postacią wody zaczął się szybko nagrzewać.
Samotniczka wykorzystała czas oczekiwania na wrzątek na przygotowywaniu zioła. Obok niej leżała odkopana mięta. Trzeba było przyznać, że onyksowa piękność miała nie tylko nosa do znajdowania kamieni szlachetnych, ale także do ziół!
Delikatnymi szarpnięciami połączonych palców obrywała krzaczek z listków. Wybierała tylko zdrowe, w pełni wykształcone.
Wrzuciła cztery listki do gotującej się wody. Nie przestając nucić resztkę listków położyła sobie na wewnętrznej stronie łapy. Podpierając się o zagięty za sobą ogon oderwała od ziemi drugą łapę. Jeden raz się zachwiała, ale szybko złapała równowagę. Wyprostowana złączyła obie przednie łapy i zaczęła je rozsuwać w przeciwne strony. Listki mięty pomiędzy nimi zaczęły się zwijać i rolować i wydzielać bardzo intensywnie pachnący sok.
Napar był gotowy. Olejek także.
Nie szkoda jej było rośliny na ćwiczenie. Co prawda łapy jej teraz będą pachnąć miętą, ale uzyskała w końcu efekt jaki chciała otrzymać. Wytarła przednie łapy o śnieg i pochyliła nos nad miską z pachnącym miętowym naparem. Przestała mruczeć zaklęcie podtrzymujące podgrzewanie mikstury. Miała ochotę ją wypić, gdy trochę przestygnie.
Onyksowa samica podniosła głowę. Pomysł na kolejne ćwiczenie naszedł ją podczas snu, kiedy to śniło się jej, że przyszedł do niej smok z problemami natury gruczołowatej. Po wstępnych oględzinach okazało się, że okolice gruczołów odpowiedzialnych za produkcję substancji ogniotwórczej były mocno zaczerwienione i napuchnięte.
Zamyśliła się teraz rozpracowując ten przypadek. Jej myśli krążyły wokół ziół, których iluzje pojawiały się jedna za drugą. Świecące z zjawy części roślin pojawiały się i znikały, a samica przyglądała się im bacznie. Nawet odtwarzała ich zapachy zapisane głęboko w jej podświadomości.
Uniosła prawą przednią łapę i wskazała jednym szponem na iluzję lubczyku.
– Ty i ty... – mruknęła, a lewitujące imitacje ziół przeleciały w bok. Były to orzechy włoskie oraz zielone listki lubczyku.
Pomyślała jakby mogła przyrządzić z nich mikstury. Odpowiedź która się jej nasuwała była oczywista. Zagotowana woda i gotowanie. Czułaby się jak w kuchni elfów.
Bezdźwięcznie poruszała wargami doprowadzając przed swe oblicze iluzję orzechów. Łupinki popękały i odeszły od miazgi. Następne zaklęcie wprawiło łupinki w ruch przypominający wirowanie. Samotniczka sama była pod wrażeniem procesu jaki się przed nią rozgrywał. Co prawda łupinki były tylko iluzją, ale zachowywały się jak prawdziwe. Ścierały się ze sobą w wirze, grzechocząc i sycząc, aż został z nich tylko ciemny pył.
Złociste oczy samicy zdradzały jej zadowolenie z udanej lekcji. Niebawem będzie gotowa do kolejnej. Odwołała swój czar podtrzymujący iluzję lubczyka i orzecha. A potem przyłożyła łapę do blaszanego naczynia sprawdzając w ten sposób, czy wywar z mięty już się wystudził i nadawał do wypicia.
autor: Nocna Łuska
29 sty 2016, 17:59
Forum: Świątynia
Temat: Świątynia
Odpowiedzi: 719
Odsłony: 35400

Omdlenie – bo tak to można było nazwać – było tylko chwilowym wyłączeniem się umysłu. Normalnym zjawiskiem takiego stanu było stracenie władanie nad ciałem.
Na całe szczęście nie ominęła jej cała wypowiedź Proroka, bowiem odzyskała przytomność gdzieś w połowie wykładu. Najpierw przewróciła się na brzuch i nie wstawała. Wypatrywała wzrokiem tamtego samca, który winien był całego krwawego zamieszania. Przy okazji słuchała słusznych uwag proroka.
Nie czuła się komfortowo leżąc, gdy oni stali, więc spróbowała się podnieść. Oczywiście była osłabiona, ale nikt nie był w stanie po niej tego poznać. Mogli zwalić winę na szok i to było dla niej wygodniejsze. Mimo tego, że głodowała już od dobrych dwóch księżyców, jej ciało nie wyglądało na przesadnie wychudzone. Nawet teraz zachowywała swą dostojność.
Wykonała w stronę Proroka bardzo elegancki ukłon, który mógł zignorować, albo przyjąć wraz z przeprosinami, jeśli Pan tego miejsca poczuł się urażony.
Uznała, że nie będzie bronić Assuremith przed prorokiem, skoro uważa, że wie od nich lepiej. Szkoda, że mimo wszystko jej dyplomatyczna próba zmiany tematu spełzła na niczym. Między innymi dlatego nie chciała się sprzeczać z Oprawcą Gwiazd na temat zakłamanych zarzutów.
Tak jak była nauczona – przyjęła krytykę ze ślepą pokorą. Pomimo tego, że nic sprośnego nie zrobiła i nie zamierzała zrobić.
Szkoda, że Oprawca Gwiazd pochopnie uznał ją za nieodpowiedzialną i bezwstydną su.kę. A byłaby z Nadeithscallieth taka wspaniała kapłanka. Pozostało w niej tylko niemiłe doświadczenie i niezmywalna plama na ich krótkiej znajomości, która przecież mogła przecież potoczyć się w innym kierunku.
Nie zamierzała się tłumaczyć dlaczego tu przyszła. Skoro Prorok, który twierdził, że jest boskim wysłannikiem, był taki kpiący i jadowity, to nic tu po niej i nie było w jej wierze miejsca dla takich bogów.
– Chyba już wszystko w tym temacie zostało powiedziane.
Podsumowała monolog Oprawcy Gwiazd kwitując go stanowczym poprawieniem skrzydeł.
– A skoro już wiem, jak nagrzeszyłam, teraz pójdę pokutować.
Z tymi słowami ukłoniła się Oprawcy Gwiazd i ruszyła ku wyjściu. Mijając go zachowywała bardzo duży odstęp od samca. Większy niż od kogokolwiek wcześniej. Czuła wobec niego wstręt i obrzydzenie.
Wychodząc na zewnątrz przymrużyła oczy, które zostały zaatakowane przez wiatr i płatki śniegu. Zatrzymała się w miejscu zadzierając głowę do góry. Będzie musiała znaleźć sobie inne schronienie.
Wzięła kilka głębokich wdechów wypełniających jej płuca piekącym chłodem. Nawet dla niej było już zdecydowanie za zimno. Ruszyła więc do przodu stawiając ostrożnie łapy w głębokim śniegu.

//nmmt.
autor: Nocna Łuska
29 sty 2016, 16:36
Forum: Błękitna Skała
Temat: Lazurowe Jeziorko
Odpowiedzi: 826
Odsłony: 100407

Nadeithscallieth chciała ułożyć z tej układanki jakiś profil charakteru Wiecznego Ukojenia. Jak dotąd może nie do końca była wobec niego szczera i przez to teraz nękały ją wyrzuty sumienia. Tym gorzej dla niej, bo nie miała się angażować emocjonalnie w znajomości z tutejszymi smokami.
Wciągnęła powietrze unosząc jasną pierś. Czasami takie głębokie wdechy pomagały się lepiej skupić. Skoro jej ciało wypełniało już ubytki energetyczne po wyczerpującej nauce, mogła nareszcie spojrzeć na problemy śnieżnobiałego samca w nowym świetle.
– Shiro, masz w sobie czyste serce i nie jestem do końca przekonana, że wiem z jakiego powodu cierpisz. Z jednej strony narzekasz na swoje stado, ale nic z tym nie robisz. Chcesz zostać samotnikiem jak ja. Dobrze, ale po co ci to? Opuścisz stado tylko dlatego, że dręczą cię demony przeszłości? Ja bym tak nie potrafiła. Wydawało mi się, że twoja ranga uzdrowiciela wymaga pewnej wierności stadu.
W jej mniemaniu uzdrowiciel powinien być przygotowany na poświęcenia. Co będzie, jeśli Wieczne Ukojenie opuści gromadę i Ciche Wody dowie się, że to z jej powodu? Oczywiście nigdy nie dała Wiecznemu Ukojeniu pretekstu do takich czynów. W tym momencie musiała się odciąć od jego decyzji.
autor: Nocna Łuska
28 sty 2016, 21:05
Forum: Świątynia
Temat: Świątynia
Odpowiedzi: 719
Odsłony: 35400

Jakich znowu wynaturzeń i jakich bogów? Nadeithscallieth wysłuchiwała z niedowierzaniem słów czerwono-łuskiego samca. Im więcej mówił, tym bardziej wyglądał jej na obłąkanego. Lecz obłąkani też mieli swoje miejsce i rolę na tym świecie. Chorzy psychicznie, widzący świat innymi barwami byli zazwyczaj niegroźni, ciekawi. Świetnie kontrolowali emocje i manipulowali rozsądkiem słuchaczy. Szczególnie czuli się docenieni, gdy zgromadzali wokół siebie tłumy wiernych, łaknących rady, albo cudów.
Ot cała prawda o prorokach, których widziała Nadeithscallieth.
– Jestem pewna, że twoi bogowie pobłogosławiliby temu co miałoby tu miejsce. Gdyby oczywiście do czegoś mogłoby dojść... – obróciła na chwilę wzrok w stronę Assuremith. Trudno było rozgryźć, czy mówiła poważnie, czy tylko sobie żartowała.
Oczywiście, to, co mówiła było swoistym kąśnięciem w zad przewrażliwionego Proroka. Nadeithscallieth celowo go sprowokowała. Wiedziała, jak to się skończy. Samiec wpadnie w szał i ją wyzwie od heretyków i przegoni ze Świątyni. Oczywiście nie zamierzała stawiać oporu. Nie miała na to siły, ale przynajmniej zdążyła się trochę rozgrzać.
Wtem pochodnie przygasły, na co zareagowała rozglądnięciem się w koło. Jej wyczulone zmysły nie zarejestrowały ingerencji w zjawisko czyjejś maddary. Serce zabiło jej mocniej dopiero wtedy, kiedy powróciwszy wzrokiem w kierunku Oprawcy Gwiazd zobaczyła przed sobą zupełnie innego smoka.
Nie z powodu zaskoczenia, ale z powodu zdezorientowania, bowiem woń krwi, która ją odurzyła wywołała u niej strach. Samiec był potężny, ale nie wyglądał na wojownika.
Wstrzymała oddech, żeby nie wdychać więcej przesyconego zapachem posoki powietrza. Serce waliło w jej piersi jak żelazny młot. W jednej krótkiej chwili opadła z niej cała pewność siebie i duma.
Świat przed jej oczyma przyciemniał, a ona wciąż patrzyła na przytłaczającą ją swoją obecnością potężnego czerwonego smoka. Ciało rozpaczliwie domagające się tlenu zaprotestowało pojedynczą konwulsją brzucha. Głośny wdech, ani na trochę nie zwolnił postępującego wirowania świadomości, która już zdążyła oderwać się od tego świata. To, co ukrywała przed bogami, przed Assuremithem, to śmiertelność, a także proste słabości ciała, takie jak chociażby głód, pokonało ją i to w najgorszym momencie.
Nim doszło do końca objawienia się drugiej postaci Oprawcy Gwiazd, czarna samica przestąpiła w bok krzyżując łapy. Czarne źrenice uciekły w górę na chwilę przed zamknięciem powiek. Zanim to jednak nastąpiło, upadła na bok tracąc chwilowo przytomność.

Wyszukiwanie zaawansowane