Znaleziono 39 wyników

autor: Chybiona Łuska
20 sie 2015, 18:44
Forum: Skały Pokoju
Temat: Młode Spotkanie V
Odpowiedzi: 92
Odsłony: 4413

Nie musi zniknąć w przeciągu kilku kolejnych pokoleń. Może zniknąć kiedyś. Czy pęknie w chwili, kiedy smoki będą walczyć między sobą tak intensywnie, że nie będą przygotowane na atak z zewnątrz? Pomyślała, nie odpowiadając nagłos Ateralowi, nie wiedząc, że czyta jej w myślach, a raczej nigdy o tym po prostu nie pomyślała. Za to zaciekawił ją pewien fakt. Jej rozciągliwość. Jak ona może rosnąć? Alyssa zadała pytanie, które mogłoby przybliżyć ją do prawdy. Następnie, spore pisklę zapytało o „zasięg” bogów. Wiedziała, że poza barierą panuje ich bodaj trójka... Jednak czy bogowie Wolnych Stad nie mieliby siły ich zgładzić? Czy kiedyś można by było wyzwolić świat od równinnych, tak licznych i bezwzględnych, że tak niewielu dociera tutaj z zewnątrz, o ile przeżywają dwie, trzy pory? Pytanie o niego też ją zainteresowało. Przybliżało wszak do wiedzy o tutejszych bogach. O Widad i Venyi nie wiedziała co myśleć. Kiedy jednak padnie odpowiedź na pytanie Kolosa, Alyssy i być może też Azylu, sama miała zamiar zabrać głos. Jej pytanie jednak wydało się jej po prostu głupie. Mimo wszystko miała tak wiele skomplikowanych pytań, że pewnie na żadne nie dostałaby odpowiedzi. Chciała zapytać o działanie bariery i to, w jaki sposób się powiększa, czy nie traci na tym siły... ale bóg Śmierci dość jasno chyba się wyraził w tym temacie. – Czy smocza dusza może zostać unicestwiona, jeżeli jej ostatnie życie, lub życia dowodziły, że dany osobnik zdecydowanie nie zasłużył na powrót do bóstw? Czy też zawsze ma kolejną szansę i trafia do kolejnego ciała, bez pamięci, z nadzieją na lepszego „ja”? – Zapytała nieco cicho. Była mocno zamyślona, niekoniecznie nad tym, chociaż to też było nurtujące pytanie, na które odpowiedź mogła w pewnym stopniu pomóc temu miejscu. Nie wiedziała zbyt wiele o tutejszych bogach, lasach, wodach, ale pochwyciła różne strzępki informacji przez tyle księżycy, ile tu żyła. Zaczęła nieco przesiąkać tym miejscem.
autor: Chybiona Łuska
19 sie 2015, 21:31
Forum: Skały Pokoju
Temat: Wezwanie Przywódców
Odpowiedzi: 32
Odsłony: 1887

Czekała milcząc, czekała na to, aż pierwsi, którzy tu przybyli odezwą się zabierając głos. Poza tym nie zajmowała żadnej ważniejszej funkcji. Ognista Przywódczyni w końcu zabrała głos. Oskarżyła dwa smoki Cienia o złamanie smoczych Praw. Miała jednak tylko wizję, a to... nie było dowodem. Dlatego zacisnęła szczęki czekając na rozwój wydarzeń. Przywódca Wody potwierdził jednak zatrważające słowa, jakie wypowiedziała przywódczyni Ognia. I wskazał winowajcę wśród ósemki smoków i boga... Jak śmie tutaj być...? Zapytała się, powstrzymując od nadmiernego rozwarcia powiek i pyska. Jej ogon drgnął. Postanowiła przyswoić sobie te słowa i kolejne słowa wypowiadane przez głównie dwójkę smoków. Przerodziło się to w kłótnię, która przyprawiła zieloną o konsternację, Wody miał jednak rację. Co to za drapieżnik, który zabija młode własnego gatunku i dla zabawy? Drapieżniki, o ile nie konkurowały o tereny lub partnera nigdy nie zabijały swoich ziomków. Chyba, że były zrozpaczone. Aluzja na pewno nie była zrozpaczona. Nie w ten sposób.
Na szczęście wtrąciła się wodna smoczyca, na chwilę uciszając tamtą dwójkę. Być może była Zastępcą Wód (którego traktowała jako zdrajcę, ale w tej chwili nie miało to żadnego znaczenia), a ona tylko adeptką, nadal jednak nie umiała powstrzymać się od zabrania głosu w tej sytuacji.
Zgadzam się z przedmówczynią. Nim przejdzie się do kolejnej sprawy należy załatwić jedną. Proponuję głosowanie zebranych z wyłączeniem oskarżonej lub i jej oraz nie-Przywódców. – Jej głos był całkowicie beznamiętny, pysk również. Leśny mógł tylko się zastanawiać, gdzie podział się ciepły uśmiech na jej pysku i gromada Cudzych piskląt oblegających jej łapy. Zerknęła na swojego Przywódcę milknąc. Uznała, że nie powinna przejawiać w tej chwili nadmiernej inicjatywy, chociaż korciło ją zapytanie „kto jest za śmiercią winowajców?”. Na Aterala zerknęła tylko na chwilę. Po jego słowach na spotkaniu wywnioskowała, że póki nie będzie to konieczne, nie przerwie on obserwacji. To od smoków tego miejsca zależało co się stanie. Od owej ósemki. Bóg... obserwował. Mógł poradzić, ale wątpiła, czy chce brać teraz czynny udział w dyskusji.
autor: Chybiona Łuska
15 sie 2015, 15:31
Forum: Skały Pokoju
Temat: Młode Spotkanie V
Odpowiedzi: 92
Odsłony: 4413

Chciała się wypowiedzieć na temat słów Aterala, ale nim się namyślała, wypowiedziała się masa innych smoków... i one miały rację. Miały diabelnie dużo racj. Smoki dzielą się na stada z powodu różnych przekonań. Jednak Woda oddzieliła się zdradzając swój dom i rodzinę, nie zrobiła tego w sposób... dobry. Ateral zadał jeszcze pytanie, a ona cały ten czas milczała. Wypowiedział się nawet dwugłowy. Zaczęła rozumieć postępowanie Wodnych, nadal jednak nie potrafiła ich usprawiedliwić z tej zdrady. Zdradzili. Mimo wszystko zdradzili. Wydarli tereny smoków Życia. Stłamsili. Pomyślała. Prorok. Więc nie ma największego zastosowania. Pomyślała przez chwilę. Przywódcy sami powinni pilnować przestrzegania Smoczych Praw. Jak nie jeden to pozostali. Bogowie przecież są i widzą, więc w najgorszych sytuacjach to i tak oni powinni móc interweniować. A może to ona po prostu nie rozumiała jak ważną rolę miał prorok? To smok, któremu zaufali sami bogowie i przekazują mu swoją wiedzę. Jest na pewno mądry, ale... czy jego całkowita bezstronność i niewielka funkcja nie sprawia, że on odchodzi w cień?
Smoki tutaj już przesiąknięte są poczuciem bezpieczeństwa. Przez tę barierę. Mimo wszystko nie zatraciły swoich instynktów. Nadal polują, walczą, ba, nawet czarują. Drapieżniki tutaj nie straciły swoich instynktów mimo dziesiątek, jeśli nie setek księżycy pod tą barierą. Nawet, gdyby stado było jedno, smoki nie zapomną jak walczyć, a pokój, który tutaj panuje rozwija umiejętności łowców, wojowników i czarodziei dużo bardziej niż jest to możliwe poza barierą, gdzie życie zwykle jest zbyt krótkie. Nie mówiąc już o uzdrowicielach, których spotyka się tylko tutaj. Pozostaje tylko kwestia charakterów. Nie każdy da radę się zgodzić ze wszystkimi, nie każdy będzie dość pokorny czy ugodowy. Stada tutaj dzielą się i niemal dążą do konfliktów między sobą, zamiast połączyć się i wyjść naprzeciw zagrożeniom, które czyhają poza barierą. Cztery stada istnieją, jednak są tylko elementami pod barierą. Zjednoczone mogłyby sięgnąć po więcej terenów dla siebie. Nie mówię już o jednym stadzie, ale czterech, które stanowią jedność. Nie znam dość dobrze tutejszych bogów, ani nie znam historii bariery Naranlei, ale jest ona niezaprzeczalnym cudem, a te... są ulotne. Jeżeli smoki stąd będą tłuc się jedynie między sobą zapomną o tym, co jest poza nią, a jeżeli ta zniknie... Smoki Wolnych Stad mogą nie przetrwać, zależne od swojego klosza, wybierając sobie za wrogów inne stada Wewnątrz. – Mówiła dość cicho, jakby wcale nie chciała być wysłuchana, Ateral jednak nie powinien mieć większych problemów ze zrozumieniem jej słów, pełnych braku zrozumienia do tego, co działo się pod tym kloszem. Do intryg, knowań, ranienia własnych ziomków, kiedy te były niewinne. Rozumiała potyczki na arenie, sparingi, ale celowa brutalność? A przecież i ona tu istniała. Czemu nie skierować tych uczuć przeciw równinnym? Tym, którzy z miłości do śmierci zabrali jej i Pomyślnemu najbliższych i dziesiątki innych skrzydlatych smoków? Niemal zabrali jej skrzydła...
autor: Chybiona Łuska
11 sie 2015, 19:27
Forum: Skały Pokoju
Temat: Wezwanie Przywódców
Odpowiedzi: 32
Odsłony: 1887

Byli w trakcie rozmowy, kiedy Leśny dostał wezwanie. Prawili o patrolach i innych poważnych rzeczach, których najwyraźniej miał już dość. No, ale to podobno kwestia przyzwyczajenia. Był młody, a tyle spoczęło na jego barkach. Zasugerowała, by poszła z nim. Może nie jest jakąś potężną wojowniczką, w razie, gdyby coś się stało, jednak troska o zdrowie przywódcy stada powinna leżeć jej na sercu. Dlatego zjawiła się za nim, lekko speszona widokiem jeża. Jej pysk szybko powrócił do spokojnej powagi, pod której maską zastanawiała się, co ma się tutaj wydarzyć. Dostrzegła smoki, po siarczystym zapachu uznała je za smoki Ognia. Jednego już poznała. nieprzyjemny typ. I pewnie mógłby zmiażdżyć ją jedną łapą... ale nie bała się. Oczywiście, chciała żyć, ale uznała, że ochrona przełożonego powinna leżeć na jej sercu. Skłoniła mu łbem zaraz po tym, jak skłoniła łbem Runie, z szacunkiem, uznawszy, że to może być ktoś wysoko postawiony. Usiadła po prawej stronie od Leśnego, trochę za nim. Ona przyszła tu, bo miała dobro stada na sercu. No i Ogniści też przyszli w parze. Potem pojawił się bóg śmierci, jemu też skłoniła łbem. Zebranie przywódców, najważniejszych. Ona zaś była tylko pchłą, ale zawsze mogła coś zrobić. Pchła do pchły i wywerna się uzbiera. Siedziała w ciszy, czujnie, ale i ukradkiem, rozglądając się po Skałach Pokoju, badała wzrokiem Ogniste postacie i szukała pozostałych, które, jak mniemała, zjawią się niebawem.
autor: Chybiona Łuska
11 sie 2015, 17:29
Forum: Błękitna Skała
Temat: Mały Wodospad
Odpowiedzi: 800
Odsłony: 94420

Była zbyt wolna, zbyt niecelna. Nie miała czasu, aby wyprowadzić blok tak, aby być pewnym jego skuteczności. I oberwała. Poczuła uderzenie, a potem tarcie. Nie trafiła tak, jak tego pragnęła. To dobrze. To bardzo dobrze. Mogła mieć wyłamany bark, tymczasem Pustynia nabiła jej tylko porządnego guza (tak to Chybiona odebrała na ten moment).
Przyszedł czas na odwdzięczenie się przeciwniczce. Ta była bardzo blisko i miała odsłoniętą lewą część ciała. Zielona musiała wymyślić sposób jak to wykorzystać, zanim pustynia stanie na wszystkie łapy i wykona swój ruch. Chybiona postanowiła nie dawać jej czasu na reakcję i zaatakowała natychmiast. Przez ułamek sekundy chciała zionąć ogniem, by Pustynia odskoczyła, ale ta równie dobrze mogłaby z tak bliska walnąć ją w pysk i tyle by było. Ale... już miała inny plan. Znów wcisnęła pazury w ziemię i ugięła wszystkie łapy, wszystkie trzy, bo czwarta lądowała jeszcze na ziemi. Kontra była natychmiastowa. Ogon zielonej się zabujał, a jej głowa powędrowała lekko w prawy bok. Do tego ruchu zamierzała użyć całego ciężaru swojego ciała, aby wprawić atak w moc... dużą moc. Momentalnie przechyliła głowę w lewo i wyprostowała łapy, odpychając się od ziemi (ale nie skacząc), by nadać ruchowi szyi dodatkową prędkość i potęgę. Nie powstrzymywała się... jak Pustynia powiedziała. Celowała swoim łbem w żuchwę przeciwniczki. Częścią łba, która miała zetknąć się z jej ciałem, była część nad skronią smoczycy, miejsce, z którego wyrastał róg (gdzieś, gdzie blask przechodzi w cień na awie, tuż przy rogu). Siłę, którą smoczyca włożyła w atak mimo wszystko lekko wyhamowała po drodze, jednak zaczęła się powstrzymywać. Cios miał mieć możliwość wybicia dolnej szczęki Pustyni, dlatego atakowała ją od boku.


//To chyba będzie szybkie T^T Bo ustaliłam, że zakończymy na równoważniku średniej. Chyba, że ten równoważnik średniej będziemy mogły utrzymać, aż jedna nie omdleje?
autor: Chybiona Łuska
09 sie 2015, 18:15
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Dolina Rozpaczy
Odpowiedzi: 556
Odsłony: 81187

//Ale raport na II, czy na III? Z Tobą chciałam trójkę zrobić. Poza tym tak bardzo, bardzo, baaaardzo podoba mi się Twój obrazek w podpisie *^*

Gdyby Noc usłyszałaby więcej o smoczych bóstwach, właśnie pewnie by zaklęła i to dwukrotnie. Miała zamiar tylko uderzyć czołem szyję przeciwniczki. Myślała, że tamta odskoczy i nic nikomu się nie stanie. Zamiast tego nie wyhamowała i grzmotnęła w łapę samicy. Straciła równowagę w rozpaczliwej próbie zatrzymania się. Sama nabawiła się siniaka na czole i niemal wywróciła na pierś. Zdarza się. Przeciwnik był nad nią, a Noc nie czuła, żeby jej skrzydła były gotowe na walkę w powietrzu. Szybko wstała na wszystkie cztery łapy i obróciła łeb gwałtownie, by zobaczyć pikującą na adeptkę wojowniczkę. Celem było jej skrzydło, co dostrzegła po pozycji niebieskiej i jej spojrzeniu. Miała też mało czasu. To chyba był koniec jej przewidywalności. A może nie? Ugięła mocno łapy, po czym zarzuciła zadem lekko w bok. Ogon poruszył się gwałtownie, sugerując, że samica chce nim zbić łapę przeciwniczki, zanim ta doleci do Chybionej. Posunęła się do bardziej ryzykownego posunięcia. Kiedy niebieska wyciągnęła łapę, zielona wykonała inny manewr. Stojąc nisko na łapach była dość stabilna. Była gotowa przyjąć na siebie ciężar drobnej smoczycy, jeżeli tamta straci równowagę. Na spotkanie łapie niebieskołuskiej wyszło... skrzydło. Cel ataku. Ruch miał być szybki, ale z tego względu, że generował dużo siły. Cały bark lotnej kończyny zielonej napiął się i wystrzelił skrzydłem tak, by jego łokieć uderzył w łapę przeciwniczki. W nadgarstek, przedramię, łokieć, cokolwiek. Zielona chciała strącić łapę z toru lotu i uchronić błony skrzydeł, które dopiero co zostały zaleczone. Potem natychmiast schowa skrzydło. Wichura zrobiła bardzo mądre posunięcie, aby zmusić silną przeciwniczkę do użycia zręczności własnego ciała. Z tym, że Chybiona była kimś, kto łatwo się nie poddawał. A użycie zręczności sprawiłoby, że zareagowałaby zbyt wolno i zbyt niezdarnie, by uniknąć ataku. Wichura postawiła swoją przeciwniczkę w patowej sytuacji.
Nie wiedziała, gdzie w tej sytuacji wyląduje Nadchodząca, ale chciała się trochę odwzajemnić. Chciała zmusić Wichurę do tego, czego chciała zielona. Dlatego (o ile niebieska nie spadnie na nią) miała zamiar odciąć jej drogę lądowania i zmusić do lotu tuż nad powierzchnią ziemi, przynajmniej przez chwilę. Wiedziała, że tuż nad ziemią lata się najtrudniej, bowiem nie ma tu żadnych prądów powietrznych, które pomogłyby unieść ciężkie ciało, a bicie skrzydłami mogło źle się zakończyć, gdyby okazało się, że trzeba uderzyć nimi w ziemię, żeby utrzymać się na danej wysokości. Celem Chybionej stały się łapy Wichury, te, które będą najbliżej zielonej. Cofnęła język i nacisnęła na gruczoły, zbierając w pysku gaz i czekając na odpowiedni moment. Nawet nie poprawiała swojej pozycji. Miała zamiar zionąć w łapy przeciwniczki w chwili, gdy ta zacznie lądować i dotykać łapami ziemi. Gdyby Wichura postąpiła zgodnie z przewidywaniami Nocy, ta zaczęłaby szarżę, by ugryźć jej łapę i ściągnąć ku ziemi. Nie szarpałaby jednak, ale po prostu lekko ugryzła, nie przebijając się przez łuski. To miało... groźnie wyglądać.
autor: Chybiona Łuska
09 sie 2015, 17:29
Forum: Błękitna Skała
Temat: Mały Wodospad
Odpowiedzi: 800
Odsłony: 94420

//Nie wyobrażam sobie, żeby nie dało się określić miejsca, na które ktoś patrzy jeżeli nie jest się ślepym, a osoba naprzeciwko jest blisko.

Nie bała się sińców, bo zawsze jakieś na sobie miała. Nie była delikatną panną, była silnym gadem, który lubił walczyć, a jeszcze bardziej chronić. A żeby dobrze chronić, trzeba być potężnym. Jeżeli coś miało charakteryzować Chybioną, to właśnie brak strategii. Nigdy nie powtarzała dwa razy tego samego, była nieprzewidywalna dla wroga i dla samej siebie, ciągle bowiem się kształciła i poznawała swoje granice i własne ciało. Wolała się zbyt wiele nie zastanawiać, by w czasie bitwy nie zacząć się gubić wśród długoterminowych planów. Skinęła głową. Pomyśleć nad wieloma scenariuszami, by nie zostać zaskoczonym. Dobre posunięcie. Uznała i posłuchała co mówi samica. Zielona skinęła z wyraźnym uśmiechem. Lubiła wyzwania. I zawsze hamowała się, gdy miała walczyć tak, że jej ruchy mogłyby zabić, kiedy nie było to konieczne. I będzie miała większą pewność, że wyjdzie cało ze starcia. –
Zgoda. Chociaż nie wiem, czy jest co opowiadać. – Powiedziała spokojnym głosem, kryjącym nuty entuzjazmu.
Potem Pustynia wybiła się, a zielona, jak miała w zwyczaju, stanęła w nieco szerszym rozkroku. Szmaragdowołoska, pierwsze co zrobiła, to spojrzała w oczy Pustyni. W nich krył się cel. Spoglądała lekko w lewo, przez co zielona sama mogła wnioskować dalej. Bok szyi, bark, skrzydło, bok. Uznała. To były punkty krytycznie zagrożone. Mogła to być jednak pierś lub łapa. Pole widzenia smoka nie było takie małe. Wiedziała, że Oddech obserwowała znacznie większą część ciała niż jej lewa pierś. Czekała cierpliwie, aż motywy jej przeciwniczki staną się jasne. Obserwowała czujnie całe jej ciało, jednak przesuwała wzrokiem, co sprawiało, że widziała wyraźniej mięśnie i poruszenia swojej przeciwniczki, niż Pustynia widziała Chybioną. Skupiając wzrok w zaledwie ogólnym punkcie może i nie zdradzała dokładnego swojego celu, ale nie mogła też przewidzieć z wyprzedzeniem, jak zachowa się Chybiona. Pustynia dała kolejną wskazówkę zielonej. Skoczyla pod kątem, przez co Noc mogła bardziej określić cel ataku. Łapa, bark, pierś. Gdzie indziej nie doskoczy, co zielona wywnioskowała po sile wybicia i z dotychczasowego toru lotu. Nagle łapa pustynnej wystrzeliła do przodu. Zielona wyłapała to szybko. Dostrzegła spięcia gromadzące się wokół łapy przeciwniczki. Nie wiedziała, czy chce zadrapać zieloną, czy uderzyć w jakiś punkt, ale nie miała zamiaru tracić czasu. Nie miała go. Natychmiast zaczęła podnosić swoją łapę, licząc na szczęście i to, że zareagowała w porę. Jej palce również zwinęły się w pięść. Nie chciała ich uszkodzić, gdyby niefortunnie trafiła. Zaczęła widzieć tor lotu pięści pustynnej, owy tor kierował łapę ku jej barkowi. Zaczęła unosić swoją pięść szybko, prosto do góry, gdzie zaraz będzie przechodzić łapa drugiej smoczycy. Wszystko działo się w spowolnionym tempie i przy maksymalnym napięciu mięśni. Liczyła się szybkość i moc. Zielona miała zamiar walnąć przeciwniczkę w łapę w sposób, który zmusi ją do uniesienia toru lotu łapy. Mogła albo unieść ją by uniknąć siniaka, albo w brutalny sposób zostanie zepchnięta z wyznaczonego toru lotu. Uderzenie z takiego położenia jakie demonstrowała łapa Chybionej nie mogła zrobić nic więcej, ale może może uratować jej bark przed wybiciem.


//Napiszę atak jak odpiszesz mi na PW nie zgadzając się @@
autor: Chybiona Łuska
08 sie 2015, 19:35
Forum: Skały Pokoju
Temat: Młode Spotkanie V
Odpowiedzi: 92
Odsłony: 4413

Bóg śmierci zaczął łączyć wszystko to, co powiedzieli młodzi i zrobił to w sposób, który sprawił, że wszystko stało się pełniejsze i klarowniejsze. Chybiona słuchała uważnie jego słów, przyznając im rację. Była tu od niedawna, jednak to, co ofiarowano jej w Życiu sprawiło, że bez tortur mogła zgodzić się z tymi słowami. Nie znała Cienia, który mocno odbiegał od pozostałych stad pod względem wspólnych tradycji (nadal mianowali się pisklęcymi imionami), ani tego, że mają tendencję do łamania smoczych praw. Wsłuchała się w „historię” smoczych imion. Miała zamiar tu pozostać, jednak mianować się swoim rodzimym imieniem. Nadal być Ostatnią Nocą, po którym przyjdzie Nowy Dzień niosący nadzieję. Zerknęła na brata, kiedy bóg przemawiał właśnie w tej kwestii i blado się uśmiechnęła. Ateral dobiegł do punktu kulminacyjnego swej odpowiedzi. Przez chwilę Noc zastanawiała się, czy miałaby problem z przestrzeganiem Smoczych Praw i wymierzaniem Kar za ich łamanie. Odpowiedziała sobie dosyć szybko. Nie. Wodni byli zdrajcami, ona zaś smokiem, który miał czyste sumienie i wysoki pułap moralności. Potem zostało zastanawianie się nad pytaniem.
Nim zebrała odpowiedź, udzieliła się Azyl, pisklę z jej stada, nad którym Chybiona roztaczała opiekę możliwie jak największą, jaką w danej sytuacji mogła. Nie mogła być wszędzie, jednak nie odmówiłaby poproszona o pomoc, a w razie zagrożenia zasłoniłaby własnym ciałem.
Również myślę, że prorok powinien łagodzić waśnie pomiędzy stadami, smokami. Dzięki temu nasza liczebność mogłaby stale rosnąć, a umiejętności rozwijać się i poszerzać smoczą wiedzę w zakresie owych umiejętności. – Tylko tu wojownicy byli tak silni, tylko tu istnieli uzdrowiciele, tylko tu byli tak skuteczni łowcy i tak potężni magowie. – Myślę, że powinien reagować, kiedy dochodzi do utarczek między głównymi przedstawicielami stad, które mogłyby poskutkować niepotrzebną, zabójczą wojną. Wszak tylko razem jesteśmy tak potężni, jak moglibyśmy chcieć. Sądzę, że mediacja proroka powinna stać na wysokim poziomie, powinien być mądry, żeby smoki go szanowały nie tylko z tego względu, że przedstawia boską wolę. Powinien reagować też, jak Azyl wspomniała, podczas łamania smoczych praw. Być może wymierzać sprawiedliwość, albo pozwolić ją wymierzyć przełożonemu tego, który zawinił. Myślę też, że wojna, która korzenie miałaby u złamanych smoczych praw, byłaby wojną niosącą sprawiedliwość, pouczającą tych, którzy myśleli nad złamaniem prawa, które tutaj musi być tak cenne. – Powiedziała mając na myśli stado Wody. Wodni zdradzili stado Życia, osłabili je, ukradli tereny własnych przodków. Na dodatek, jak powiedział Bezchmurny, prawowity mieszkaniec Wody, te istoty zbezcześciły nazwę dawnego stada. Smoki Wody nie były wszak Zdrajcami. Bezchmurny i Iskra, jedyni dawni Wodni pozostali w Życiu. Gdyby osobniki, wtedy dorosłe lub niemal pełnej rangi, które zachęciły do zdrady i zdradziły zdechły, Chybiona byłaby... usatysfakcjonowana. Obecna Woda była przykładem Stada, które łamało smocze prawa. Nie chciała jednak mówić tego na głos nie chcąc wywołać oburzenia. Można było jednak na jej pysku zobaczyć zacięcie. Oczywiście, że nie byłaby szczęśliwa, gdyby śmierć miały ponieść smoki, jednak ta śmierć byłaby konieczną karą i przestrogą dla obecnych i przyszłych pokoleń oraz zadośćuczynieniem za winy. Formą pokuty.
autor: Chybiona Łuska
06 sie 2015, 1:38
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Dolina Rozpaczy
Odpowiedzi: 556
Odsłony: 81187

//Który av lepszy? @@ To z takimi postami… Kiedy będzie III? XD Na II Zrobię u kogoś innego.

Chybiona była wrażliwą smoczycą, ale za nic miała sińce i drobne zadrapania. Ból na jej barku był tak niewielki, a krwawienie tak drobne, że w zasadzie nic nie czuła, skupiając się na walce. Podczas każdej bitwy powstawały sińce, czasem zakwasy, ale kto by się tym martwił, gdy chodziło o życie? Należało się hartować.
Wyprostowała przednie łapy i poprawiła swoją pozycję dając się odturlać Wichurze. Skoro jej łapa mignęła zielonej przed nosem, ta postanowiła dać swojej nauczycielce czas, by się cofnąć, bo inaczej walka zamieni się w zapasy. No i mogła wykorzystać dodatkowy czas ka kolejne przygotowania. Poprawiła ułożenie skrzydeł na grzbiecie. Szerzej ułożyła łapy i mocniej je ugięła. Wsadziła pazury w ziemię i pochyliła łeb, nastawiając ogon w pozycji wyjściowej, na poziomie grzbietu. Samica odturlała się na tyle daleko, że dała Chybionej czas na poprawki. Wyglądała jak blokada, bariera nie do przejścia, gotowa na przyjęcie ciosu.
Gadzim ślepiem zaczęła lustrować poczynania samicy. Widziała, jak rzuciła się w szaleńczy cwał ku Chybionej, być może spodziewając się, że pęd nie pozwoli jej prawidłowo zareagować. To to! Krzyknęła w myśli, kiedy zobaczyła, jak tylne łapy samicy opadają naraz tuż przy przednich i mocno się uginają. Wiedziała, że zaraz nastąpi skok i Wichura z potężnym impetem wleci w Noc. Musiała odpowiedzieć szybko. Ugięła przednie łapy i podniosła tors. Tylne łapy miała w pozycji lekko ugiętej, a ogon przesunęła, dla lepszej równowagi. Łeb lekko skuliła, a pazury zadnich łap niemal boleśnie wbiła między trawy. Miała zamiar mocno zaprzeć się łapami tylnymi, a przednimi odeprzeć samicę, celując w jej piersi. Dostrzegła jednak wychodzące naprzód pazury. Dlatego zielona zaryzykowała i rozszerzyła nieco zasięg swoich, by palce jednej z samic przeplotły się z palcami drugiej. Najpierw Noc wyciągnie łapy, a gdy poczuje uderzenie, delikatnie je zegnie, by nie doznały urazu podczas przyjęcia ciężaru drobnej Wichury. I zaprze się i spróbuje utrzymać pozycje ze stęknięciem, jakie wydaje się podczas sporego wysiłku. Jeżeli Nadciągająca zrazu postawi tylne nogi, zielona odepchnie jej łapy ku jej piersi i w ten sposób spróbuje odepchnąć. Jeżeli jednak jej rozpęd sprawi, że Noc poczuje, że nie da rady jej utrzymać z dala od siebie, przekręci swój tułów w lewo i z całej siły pchnie w przód i w bok, by odrzucić przeciwniczkę. By to zrobić, miała zamiar użyć całego ciała, a więc nie tylko łap przednich, ale i tylnych, oraz swojego ciężaru, który próbowałaby przesunąć w przód.
Kiedy ta stanie na łapy, ze swoich własnych wybije się Chybiona. Odstawi łapy na ziemię i ugnie je mocno, żeby rozpocząć bieg. Tak naprawdę były to tylko dwa krótkie takty galopu, ale o to wystarczyłoby, żeby śmiertelnie mocno wbić komuś rogi w szyję. Wyrzuciła się, jak pocisk, z tylnych łap. Rozbudowane mięśnie nie oznaczają ospałości ruchów. Wręcz przeciwnie. Siła, z jaką się wypchnęła spokojnie starczyła do niemal natychmiastowego, solidnego rozpędzenia się. Wichura potrzebowała nieco dłuższego rozbiegu, ale jej styl biegu też był po prostu.. inny. Zielona szarpnęła łbem, jakby to mogło ją pospieszyć, dotknęła przednimi łapami ziemi i dostawiła tylne, uginając je i wyrzucając również z całych sił. Taran. Głowę, którą miała trochę podkuloną ułożyła bardziej prostopadle do ziemi i przesunęła niżej. W taki sposób celowała czołem w nasadę szyi przeciwniczki. Jeżeli trafi, rozboli ją głowa, ale nie zdążyła pomyśleć. Na arenie użyłaby po prostu rogów, wierząc, że nasada szyi jest na tyle szeroka i umięśniona, że celując w jej spód, lub i w bark, nie zrobiłaby komuś Aż takiej krzywdy.
autor: Chybiona Łuska
04 sie 2015, 2:54
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Dolina Rozpaczy
Odpowiedzi: 556
Odsłony: 81187

//Nie widziałam, że napisałaś ;–;

U równinnych. – Uśmiechnęła się cierpko, ale nadal przyjaźnie. Nie było czasu na wyjaśnienia. Nastąpił jej atak, a przeciwniczka uciekła jej z linii ognia, czego zielona się spodziewała. Tak naprawdę nie do końca lubiła walczyć ze smokami bazującymi na zręczności, bowiem podczas walki lubiła „czuć” przeciwnika, jego siłę i zdolności. To nadal był dobry trening. Trafić coś, co ucieka? Wyczyn dla tak nieruchliwej smoczycy jak Chybiona. Jej mięśnie nie pracowały tak intensywnie jak u skoczka, nadal jednak musiały być dobrze rozbudowane, kiedy próbowała blokować ciosy.
Stała w miejscu, bacznie obserwując poczynania przyjaciółki. Kiedy ta odbiła się od podłoża i wyciągnęła łapę, zobaczyła w oku zielonej drapieżny, zadowolony błysk. Smoki bazujące na swojej zręczności uwielbiają skakać. To oznaczało, że na chwilę tracą przyczepność i bardzo łatwo je poruszyć, zbić z toru lotu, zranić. A Chybiona, skoro nie mogła zmuszać przeciwnika do rodzaju obrony, która smoka nie specjalizuje, szukała każdej okazji, odsłonięć. Zawsze próbowała kontrolować walkę i tak było i w tym przypadku.
Ugięła wszystkie cztery łapy, poza tą przednią, która była najbliżej przeciwniczki. Równolegle, najmocniej ugięła tylną, która była najdalej od Wichury. Nie było to wyraźnie widoczne, ale zaistniało. Ogon zielonej przechylił się w bok, aby wesprzeć skok cięższej samicy. Standardowy typ bloku. Kiedy Wichura była na szczycie, w momencie nim zaczęła spadać, zielona ugięła mocniej łapy i wybiła się wprost na łapę samicy. Podczas treningu sińce i zadrapania są nieuniknione. Jeżeli ich nie ma albo ćwiczy się z geniuszem, albo trening nie jest dostateczny. Siła użyta podczas prostowania łap i mocny zamach ogonem w przeciwnym kierunku do kierunku lotu, sprawiły, że doskok był szybki i miał dużą moc. Zielonołuskiej pomagało także to, że niebieska samica zaczęła na zieloną spadać. Była lżejsza, bo chociaż równie wysoka, to smuklejszej postury. Nie doceniła mnie. Nadal musi być rozkojarzona. Pomyślała nieco smutno. Trochę podkuliła łapę, która gwałtownie zbliżała się do łapy przeciwniczki. Tamta mogła jeszcze wyprowadzić cios, akcja jednak toczyła się zbyt szybko, Chybiona nie pozwoliła sobie zostawić przeciwniczce pola do manewru. Jej bark zaraz spotka się z łapą tamtej, a potem piersią, o ile w ogóle jej łapa stanie w obecnym torze na drodze Chybionej. Skakała z dołu, pod kątem, uderzy więc barkiem w dół klatki piersiowej smoczycy, blokując jej ciało przed agresywnym ruchem i przy odrobinie szczęścia tak wyprowadzając z równowagi, że tamta spadnie na bok.
Jeżeli Wichura zostanie zbita na tyle, że nie uda się jej stanąć na łapy i przewróci się na bok, Chybiona szybko odpowie atakiem. Podczas walki z równinnymi nie mogła się wahać. Po lądowaniu wybije się z tylnych łap, mocno. Przednie wyciągnie krótko. Miał to być zwykły doskok, jaki wykona również w przypadku, gdyby Wichura stanęła na łapy. Sama pewnie nie dałaby rady, ale nie nie doceniała swojego przeciwnika nigdy. Wiedziała, że takowy, bazujący na zręczności mógł wywinąć się manewrowi i stanąć na łapy, by błyskawicznie zaatakować. Jeżeli Wichura będzie leżeć, zielona zamortyzuje dużo mocniej upadek na przednich łapach, niż będzie to konieczne. Wbije pazury w ziemię dla przyczepności, gdy jeszcze nie wszystkie jej kończyny będą na ziemi. W końcu nie chciała być też wytrącona z równowagi, gdyby nastąpił kontratak. Jej ogon wywijał za nią, nadążając za ruchami, żeby jeszcze bardziej wzmocnić własną równowagę. Mocno ugnie łapy, aby jej pysk znalazł się bliżej przeciwniczki. Miała bowiem zamiar ugryźć najbliższą sobie łapę przeciwniczki. Nie mocno, uściśnie łapę, być może nawet do krwi, ale w przypadku, w którym mogła zmiażdżyć kość tamtej, po prostu zamierzała ugryźć, by tamta odczuła cios. Wtedy machinalnie otworzy paszczę i wyprostuje przednie łapy, znów unosząc tylne, żeby się oddalić krótkim odskokiem. Tak dla bezpieczeństwa. Jeżeli smoczyca będzie stać, gdy szmaragdowa zrobi doskok – wtedy również ugnie przednie łapy mocno, ale nie jak w poprzednim przypadku i gdy tylne dotkną ziemi – ugnie i je. Bardzo mocno. Ogon powędruje w dół, wszystkie łapy wyprostuje, najbardziej zaś tylne. Zamierzała powtórzyć gest. Lekko skręci „w locie” ciało, aby móc uderzyć barkiem. Nie zamierzała całkiem wybijać się od ziemi. Pazury tylnych łap wbije w ziemię, żeby się dodatkowo o nią zaprzeć. Nie chciała użyć tu całej siły. Chciała przewrócić być może jeszcze chwiejącą się po ciosie przeciwniczkę. Gdyby użyła całej swojej mocy mogłaby co najmniej wybić bark przeciwniczki ze stawu. Nie, chciała ją pchnąć, by wyprowadzić z równowagi.
autor: Chybiona Łuska
04 sie 2015, 1:10
Forum: Błękitna Skała
Temat: Mały Wodospad
Odpowiedzi: 800
Odsłony: 94420

Spodobał się jej styl jej nauczycielki. Ich ogony starły się, ryzykując, że pojawią się na nich siniaki. To Prawdziwy trening. Uśmiechnęła się, gdy jej nauczycielka się cofnęła. Jak na pierwszy sparing było nieźle. Pomyślała. – Próbuję. Zawsze próbuję. Przewiduję to, co najbardziej możliwe, ale nigdy nie poddaję się tym przewidzeniom. Często prowadzą do wybicia z taktu, bo przeciwnik robi coś zupełnie innego. A zbyt dużo myśli na temat ruchu wroga w jakiś sposób czasem chyba sprawia, że jemu jest łatwiej mnie zaskoczyć. Jak wtedy, gdy zionęłam ogniem. – Powiedziała, delikatnie się uśmiechając do Pustyni. Chybiona była wyraźnie pobudzona przez dawkę adrenaliny, jaką zafundowała jej pustynna. – Chciałabym prosić cię o sparing, tym razem jednak chciałabym prosić również o to, być nie celowała w krytyczne punkty w sposób, który mógłby mnie zabić, gdyby powinęła mi się łapa. Cały czas odpierałaś moje ciosy, ale czuję, że też dominowałaś w tej walce. Wolę nie stracić życia nabierając doświadczenia wśród „swoich”. – Powiedziała głosem spokojniejszym, niż sugerowałby jej drżący ogon. – To była moja pierwsza walka, która nie polegała na bezwzględnym zabiciu jednej ze stron. – Powiedziała. – Bitwy zawsze toczyły się szybko. Widziało się tylko błysk kłów, szponów i tej chorej żądzy zabijania w ślepiach równinnych. – Powiedziała nieco ciszej, trochę zamyślona. Pokręciła łbem, jakby przeczyła na wyimaginowane pytanie.
Może to bez sensu. – Zaczęła po chwili. Ani na chwilę nie usiadła. – Ale chciałabym się z tobą o coś założyć. – Rzuciła po krótkim oddechu. – Jestem tu od niedawna i interesuję się tym, co dzieje się w stadach. Jeżeli to nie tajemnica, chciałabym, byś opowiedziała mi o Ogniu, jeżeli wygram z tobą sparing. – Powiedziała, uśmiechając się i znów kiwając łbem na boki. Wiedziała, że to prawie niemożliwe. Wojowniczka była starsza i bardziej doświadczona. Nie widziała swoich szans w tej walce, ale nie znaczyło to, że nie będzie się starać. Chciała chociaż zaimponować tej smoczycy. A nuż szczęście się do niej uśmiechnie? Najważniejsze, to zachować zimną krew i radzić sobie w każdej sytuacji.
Jeżeli Pustynia potaknęła, Chybiona powróci do pozycji wyjściowej. Stała już w podobnej, po prostu machinalnie się poprawiła. Skrzydła założyła nieco wyżej na grzbiet, by nie ograniczały jej ruchów. Stała już w lekkim rozkroku, więc ugięła nieco mocniej łapy i wbiła pazury w ziemię, dla lepszego startu oraz większej przyczepności w razie zderzenia się z przeciwnikiem. Ogon uniosła na poziom grzbietu, jak zwykle. Był rozluźniony, ale nie luźny, by stale mógł kontrolować równowagę niskiej smoczycy. Łeb trochę pochyliła, by paszczą zasłonić gardziel. Oddała pierwszy ruch swojej przeciwniczce. Taksowała ją wzrokiem, szukała na jej ciele oznak spięcia, szukała w jej oczach celu na własnym ciele. Była gotowa.
autor: Chybiona Łuska
02 sie 2015, 20:32
Forum: Skały Pokoju
Temat: Młode Spotkanie V
Odpowiedzi: 92
Odsłony: 4413

Była nieco rozczarowana. Mogła przecież o tym pomyśleć. O prawie jednoczącym te ziemie. Przykazania, które wydawało się, mogły pochodzić od bogów, skoro były przestrzegane. Skarciła się w duchu. Jako, że była tutaj od niedawna musiała rozeznać się w tym, co tutejsze smoki powinny a czego nie powinny robić. Obowiązki stadne nie były tak skomplikowane. Tak samo jak prawa, które pozwalały młodym rozwijać się w tym miejscu. – Prawa, o jakich mi opowiadano, dotyczyły głównie młodych i ich rozwoju. Być może dlatego na tak ograniczonym obszarze żyje tyle istnień jednego gatunku. – Podjęła. Przynajmniej coś, co ma prawo wiedzieć, jako świeżo przybyły tutaj smok. – Młode nie mogą być atakowane ani zabijane, a ich opiekunowie we wczesnym, jak i późniejszym stadium rozwoju – gdzie Chybiona mówiła o mistrzach – mają za zadanie troszczyć się o ich przyszłość poprzez przygotowanie do samodzielnego życia – polowań, a później również walki w obronie miejsca swoich narodzin. – Powiedziała. To jedna z pierwszych i najważniejszych rzeczy, jakie jej powiedziano, gdy pytała o zasady rządzące stadem. Może nie pytała się o ogół spraw rządzących wszystkimi, ale jak tak teraz pomyślała, uznała, że to prawo odgórne, którego przestrzega każde ze stad. Nie wiedziała nic o tym, co Cieniści wyprawiali, że zginęło wodne pisklę, że Tygrysi został zaatakowany przez Cienistą, że młody Ognisty gdzieś wpakował się w tarapaty...
autor: Chybiona Łuska
02 sie 2015, 20:08
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Dolina Rozpaczy
Odpowiedzi: 556
Odsłony: 81187

//Ile postów średnio zajmuje nauka na II i III?

Tamten temat był już zakończony i dobrze, że Wichura nie podejmowała go na nowo. Przynajmniej według Chybionej. Nie wiedziałaby co zrobić ani powiedzieć. Mogłaby tylko być, a to sprawiłoby, że poczuje się bezsilna. Uśmiechnęła się, odwzajemniający tym przyjacielski gest smoczycy. Zaczęła prawić o nie-tajemnicy, na co zielona się uśmiechnęła. Chciała poznać imiona, ale skoro Wichura ich nie wyjawiła teraz, zielona sobie odpuściła. Może kiedyś się dowie?
Kiedy przygotowała się do obrony, skinęła swojej nauczycielce. Dla Nocy Wichura była teraz bardziej jak przyjaciel niźli mistrz, ale nie oznaczało to, że nie będzie jej słuchać jako bardziej doświadczonej smoczycy.
Sama uważała, że walka bazująca na doskokach i odskokach nie jest emocjonująca, że nie pozwala na prawdziwe starcie, że tak powinni walczyć zabójcy, którzy nie powinni narażać się na bezpośredni kontakt z ofiarą oraz łowcy. Smoki walczące ofensywnie, dla których ważne jest szybkie i skutecznie powalenie przeciwnika.
Nadciągająca Wichura znalazła się tuż przed zieloną. Ona w tym czasie mocniej wbiła pazury tylnych łap w ziemię, dla lepszej przyczepności. Mocniej również ugięła tylne łapy, a ogon lekko przemieściła, by zachować równowagę. Czekała aż jej przeciwniczka się zbliży. W przeciwieństwie do tej ruchliwej smoczycy, zielona charakteryzowała się powolnością, a za to sporą siłą, którą niegdyś zamierzała wykorzystać, by nie przepuścić zagrożenia, czającego się na jej i cudze młode oraz przyjaciół. W końcu unikając pazurów przeciwnika pozwoliłaby mu na dotarcie do celu obrony... Obserwowała czujnie przeciwniczkę, w końcu ta wylądowała, a lądując przyglądała się celowi ataku. Piersi smoczycy. Więc pewnie zaatakuje łapą. Uznała zielona. Zaletą jej sposobu walki było zmuszanie silnych przeciwników do ochrony przed ciosami sposobem zręcznościowym, a smoki tego typu mogła odrzucać tak, by odsłoniły wrażliwe miejsca. Dlatego nie wahała się ani chwili, kiedy zobaczyła unoszącą się łapę. Smoczyca uniosła swoje obie łapy, zawirowała ogonem i mocniej ugięła łapy, jakby chciała się wybić. Lewa łapa celowała w nadgarstek przeciwniczki, a prawa w przedramię. Wystarczyło, że jedna z łap trafi. Kiedy te się zetkną, smoczyca wyprostuje zadnie łapy i z całej siły odepchnie łapę tamtej, najprawdopodobniej sprawiając jej dyskomfort, gdy ją tak mocno złoży ku piersi przeciwniczki, zapewne też oddychając. Tamta stała już pewnie, więc nie sądziła, że wyprowadzi ją z równowagi. Zielona też zajęła sobie obie łapy, a mięsisty ogon był za daleko.
Miała jednak nadal pysk i to się liczyło. Noc nie bała się ran podczas treningu, obawiała się tylko specjalnie zadanej śmierci przez silniejszego osobnika. Dlatego nie zawahała się użyć kolejnego aspektu swej siły, zanim nie da przeciwniczce czasu na ułożenie się w wygodną pozycję. To nie był trening dla pisklaków, to miała być płynna bitwa. Cofnęła język i zaczęła sprowadzać gaz do pyska już w chwili, kiedy łapa lub łapy Chybionej sięgnęły celu, by odbić cios. W ten sposób zostawiała przeciwniczce mało czasu na reakcję. Noc pochyliła łeb lekko na lewo i otworzyła pysk lekko, zwijając z jęzora rurkę i zionąc z bliska w Wichurę. Strumień pomarańczowego ognia był więc wąski, ale też szybki i „gęsty” przez siłę wydechu. Wydech miał być krótki, ale obfitować w gaz. Adeptka celowała tak, by przysmolić łuski z prawej strony szyi przeciwniczki i ewentualnie zad, gdyż zionęła nieco pod kątem w dół, aby nie odsłaniać swojej gardzieli. Trening treningiem, ale poważna musiała być cały czas.
autor: Chybiona Łuska
02 sie 2015, 0:14
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Dolina Rozpaczy
Odpowiedzi: 556
Odsłony: 81187

Skinęła jej łbem, gdy Tehanu potwierdziła, jak będzie nazywać zieloną. Ta chciała ją tylko pocieszyć, sprawić, by poczuła się lepiej. Zdecydowanie była empatyczną, wrażliwą smoczycą. Do tego młodą, a więc i dość porywczą. Przytuliła nieznaną sobie samice, jak własne pisklę, których jeszcze nie mogła mieć. Słuchała uważnie słów kompanki. Obecność i bliskość drugiej osoby zawsze koiły. Jeszcze bardziej uspokajała świadomość, że jest się wysłuchanym i nie zignorowanym.
Skinęła jej głową, kiedy Wichura poprosiła, by Noc powstrzymała się od pytań. Nie miała zamiaru ich zadawać. Dowiedziała się wszystkiego, a nawet wielu więcej, niż chciała. Nie wiedziała, jak zareagować na komentarz o oczach, po prostu niepewnie się uśmiechnęła i, nadal trwając w uścisku, zaczęła szeptać.
Musisz mieć nadzieję, że są w bezpiecznym miejscu. Dopóki nie masz dowodu na ich nieszczęście, wierz, że odnalazły radość i nie chcą wracać. – Uśmiechnęła się łagodnie i zachęcająco. – Nie ma sensu się zadręczać, okrutnym będzie zapomnieć, po prostu wierz, jako matka, że są całe i zdrowe. – Znowu się uśmiechnęła. I pamiętaj, by nie zaniedbać swego ukochanego. – Powiedziała nieco wyszczerzając w uśmiechu kły.
Potem zaczęła mówić o profesji ich obu. Huba nie miała pojęcia, że tak to się potoczy, ale była z tego powodu naprawdę szczęśliwa. W końcu się jej udało. Dobrze, że smoczyca miała wysokie mniemanie o sobie. Pomoże jej to w tej sytuacji. Uśmiechała się, słysząc śmiech niebieskiej. Najpierw szczerze i przyjacielsko, gdy tamta jeszcze odpowiadała na pytanie Nocy, a potem szelmowsko. Cofnęła skrzydło ukradkiem i trąciła nosem bok pyska towarzyszki, tak zabawowo. –
Tajemnica, co? – Zaśmiała się cicho i pokręciła głową. – Nie będę pytać cię o twoją przyjaciółkę, chyba, że chcesz zdradzić mi... tę tajemnicę. – Uśmiechnęła się znowu. W jej oczach rozbłysło podekscytowanie. – Bo też mogłabym zaczynać od zaraz. – Rzuciła, a ogon się jej zabujał na boki, spojrzała wyzywająco, ale w całej tej postawie była przyjacielska nuta. Gdyby nie różnica umiejętności, byłyby sobie równe. Ona jako ta silna, Wichura, jako zręczna wojowniczka.
Noc cofnęła się dwa kroki i przybrała pozycję gotowości. Łapy w lekkim rozkroku, miękko ugięte, pazury wczepione w ziemię. Skrzydła przy bokach, nie za ciasno, by nie hamować ruchów zielonej, założone nieco na grzbiet. Ogon na wysokości grzbietu, rozluźniony, ale kontrolowany przez smoczycę. Głowa w naturalnej, lekko obniżonej pozycji, z nosem do dołu, żeby nie odsłaniać gardzieli. –
Zaczynaj. – Powiedziała wyzywająco. Wiedziała, że jej przeciwniczka najprawdopodobniej sparuje wszystkie jej ciosy, ale dalej mogła próbować. Na tym polegał trening. Miała nadzieję, że w przeciwieństwie do Pustyni, Wichura nie będzie celować Tylko w miejsca podatne na zranienia i śmiertelnie narażone na groźne rany.

//Trzeci. Chociaż może zrobię na II pod pieczą dwóch nauczycieli w jednym czasie xD To na pół II i III xD Czy coś.
autor: Chybiona Łuska
31 lip 2015, 19:11
Forum: Skały Pokoju
Temat: Młode Spotkanie V
Odpowiedzi: 92
Odsłony: 4413

Pisklak nie dostał swojej odpowiedzi. Ale wierzyła Ateralowi, że jest bogiem. Czuła to. Czuła respekt, który w niej budził mimo tego, że go nie znała. Czuła płynącą od niego siłę. Coś nadnaturalnego, czemu się poddawała, bo... dlaczego nie? W końcu to bóg. Doradca. A więc chyba na razie ich nie ma. Pomyślała, wsłuchując się w słowa szarego boga o nieziemskich oczach. Zmarszczyła nieco brwi, by zabrać głos jako pierwsza. Od razu poczuła, że zna choć część odpowiedzi na pytanie Aterala. – Od równinnych smoki Wolnych Stad rozróżnia ich... łagodność. Brak morderczych zapędów, potrzeby przelewania krwi, przynajmniej w porównaniu do nich. Również życie w stałych stadach. Każdy smok, jak się zorientowałam, gotów jest pomóc swojemu ziomkowi, nawet w trudnej sytuacji. Chociaż z opowieści, jakie słyszę, wynika, że Cieniści nie do końca są tak... społeczni jak reszta stad. Pomyślałam, że taki prorok mógłby sprawić, żeby stado Życia i Wody nadal były połączone, a przynajmniej ci pierwsi nie mieli na pieńku ze stadem Cienia. Oczywiście, gdyby słuchali wskazówek owego Proroka. Prorok jest neutralny dla każdego stada, jeżeli dobrze zrozumiałam, jego zadaniem jest podtrzymywanie jako takiej równowagi między nimi. Czy przejawia on własną inicjację? Czy działa dopiero wtedy, kiedy jest proszony, bogowie są proszeni o interwencję? – Zapytała. Miałaby pewnie dużo więcej do powiedzenia na temat różnicy między równinnymi a smokami Wolnych Stad. Ale te drugie przeżywały jakiś dziwny kryzys, wszyscy byli przewrażliwieni, Stado Życia upadało, Woda nazywana była zdrajcami, Cień pewnie tyko czeka na okazję, by rzucić się na tereny Życia, a Ogień? Nie miała informacji o Ogniu. Znała jednak dość dobrze równinnych i stado, z jakim żyła przed księżycami. Ale nie o nich mówił Ateral, a to stadko różniło się od równinnych bestii jak lód i ogień różnią się od siebie. Jej ogon drgnął. Pobliźniony ogon. Wiedziała, że może stracić życie. Ba, niemal tak się stało. Mimo tego uratowała swojego brata.

Wyszukiwanie zaawansowane