Z sadzawki błysnęły złote ślepia, które do złudzenia przypominały rozmigotane gwiazdy przecięte skośną kreską. Gdziekolwiek znajdowała się teraz dusza Enge, to był jedyny ślad jego obecności. Dowód na to, że usłyszał Arel.Gorzki Miód pisze: Przebywanie na Wolnych Stadach kłuło ją w płuca, mięśnie, serce. Drzazgi wplatały się w myśli. Każde miejsce przywodziło na myśl wspomnienia dawno minionych spraw; przypominało jej siebie, której nie znała już tak dobrze, jak kiedyś. A może nigdy nie znała.
Plac świątynny przemierzyła tak szybko, jak tylko mogła. Schroniła się w cieniu boskich grot przed widmami przeszłości, które czaiły się na nią jak kruki na padlinę.
Dlaczego nie chciała dać się złapać?
Łapy poprowadziły ją do pieczary Aterala; poblask wody sprawił, że oddech utknął w jej klatce piersiowej na kilka chwil. Pakowała się z deszczu prosto pod wodospad, i to całym łbem. Po co? Co chciała zyskać, a może co stracić? Czy może po prostu chciała, żeby stare rany zapiekły ją jeszcze raz – ale tak, by miała nad tym kontrolę.
Stąpała ostrożnie wzdłuż ścian groty. Zbliżyła się do krawędzi wody obok podobizny Aterala i pochyliła ciężki łeb nad taflką wody.
– To trochę niesprawiedliwe, że tak łatwo pożegnałeś się z życiem – zaczęła po długiej chwili, uparcie walcząc z grzęznącym w gardle głosem. Wbiła ślepia między dwie gwiazdy migoczące w nocnej sadzawce.
– Znaczy- nie żebym cię obwiniała. Chociaż... może trochę. Wybacz – sapnęła, na wpół rozbawiona, a na wpół zmieszana; przyciągnęła łeb do piersi, by łapą przetrzeć czoło. – Pewnie niepotrzebnie zawracam ci głowę. I to jeszcze problemami, które nigdy cię nie dotyczyły. – Nie musiałeś nigdy chcieć mnie znać.
– Chciałam powiedzieć... mam nadzieję, że znalazłeś trochę spokoju. Zasłużyłeś na to. – Nic nie poradzi na to, że te słowa brzmiały pusto mimo szczerości jej żalu. – I mam nadzieję, że dla mnie też go trochę zostanie. I że będziesz miał dla mnie chwilę, jak się spotkamy. – Strapiony szept poniósł się nad wodą. Nieruchomo czekała na uwagę gwiazd.
Rdzawogrzywy
– Niczego nie żałuję – przyznał, a jego głos brzmiał tak samo, jak za życia. Niski, gardłowy, ciepły. – Ostatecznie... przynajmniej po śmierci stałem się powodem dla którego ktoś zyskał choć krztynę nadziei. Nie ważne na co. – Roześmiał się wesoło, a woda zadrżała.
Czy znalazł spokój? Nie odpowiedział.
Czy poświęci jej chwilę w zaświatach?
– Jest tu bez ciebie samotnie, Arel... – głos ściszył się do półszeptu. – Ale zaczekam ile będę musiał, choćby gwiazdy wpierw zgasły.
I choć jego światło zgasło jako pierwsze, nie zmieniało to niczego w tej deklaracji. Złoty blask rozpłynął się w sadzawce, pozostawiając ją pogrążoną w granatowej ciszy.













