- ...A to co za smok
Tak niewielki na poboju sam jeden stoi?
Nie wódźcie go do nas, radzę, nie wódźcie.
Bije ten smok i kąsze, spalcie go raczej,
Jeśli sami od niego zgorzeć nie chcecie...,.
PISK!
Gdy tylko poczuł krew było już za późno, by nad sobą zapanował. Napełniał płuca nawet samym tym zapachem. Był bardzo rozkoszny. Tym bardziej, że potrafił poczuć go również na języku. Słodka, ciepła, metaliczna. Idealna. Spokojnie zatopił w niej kły do końca i trzymał. Podobał mu się ten stan. Bezruch ofiary i jej krew spływająca do przełyku. Podobała mu się jej bierność i zatracenie, które w pewien sposób uspokoiło go. Nie szarpał, nie gryzł dalej. Tylko zlizywał to do czego już się dobrał. Przez to ten akt stawał się przyjemnym. Zwykłym sięgnięciem po to czego fizycznie potrzebowało jego ciało. Po to, czego psychicznie potrzebował jego umysł.
Na tym mogło się to zakończyć. Zaspokoiłby się samą juchą. Zaspokoił i zniknął. Tymczasem krzyk zadziałał na niego jak sygnał, by wgryźć się bardziej. Momentalnie przez ciało smoka przeszedł dreszcz. W sekundę potem poluźnił chwyt, any następnie, prawie w tym samym momencie, wgryź się bardziej, mocniej, głębiej! Wgryźć się jeszcze raz, w to samo miejsce, by rozerwać jej struny głosowe, by ją uciszyć. Uciszyć, ze strachu, że to się wyda, że przyjdą inni. Inni byli tu niepotrzebni. "Przecież pozwoliła. Uniosła głowę odsłaniając się. Dała możliwość. Dała pozwolenie, bo dała dostęp. Nie krzycz więc!" – przekonywał się. Wypierał się swojej w tym winy. Nie chciał dojść do wniosku, że to jego wina. Nie chciał nawet nazwać ofiary po imieniu. Czuł jak na samą jego myśl ślepia stają się szklane, a dusza ponownie zażywa rozpaczy. Był głupi i zbyt słaby, by panować nad sobą.
Głód dokazywał. Dokazywał odkąd jej zasmakował, a kiedy się wgryzł, już żadne sprawy zewnętrzne ani wewnętrzne nie mogły powstrzymać tego czego żądało jego ciało. Brzuch się spiął. Nagle stał się całkowicie pusty i rządał napełnienia. Tak więc, niczym na rozkaz, zacisnął kły jeszcze mocniej i pewniej, a gdy doszedł już do limitu, gdzie mięśnie smoczycę zaczęły stawiać opór. Szarpnął łbem do siebie pragnąc wyrwać kawał mięsa, który momentalnie by pochłonął.
@Trefna Topola