niemal krzyknął do Barwnego ale w ostatniej chwili ugryzł się we wnętrze policzka. Prawie ich zdradził. Siadł na zadzie by móc zasłonić pysk obiega łapami. Rany Yami prawie wszystko popsułeś!
– Ale wtedy zaprosiłby chociaż mnie, jestem jego najlepszym przyjacielem. To podejrzane.
powiedział mrużąc ślepia by spróbować wypatrzeć coś między drzewami i krzaczkami. Tym razem mówił konspiracyjnym szeptem.
– Roman...tyczny?
powtórzył za wojownikiem i uniósł wargi pyska ku górze marszcząc przy okazji brwi. Co?
– Nah Kairaki nie przepada za samicami. Ikka była bardzo bliska ale...
nie zdążył nawet skończyć bo Ciirioh uniósł ubłocone łapy w kierunku jego pyska. Ser Kotton zamarł zasłaniając łapkami częściowo mordkę, a nieco też oczy. Nie mógł patrzeć na to co się wyprawiało. Yami natomiast instynktownie wypuścił potężny impuls maddary który sprawił, że z ziemi wystrzeliła brzoza. Biała kora rozdzieliła oba smoki zanim Barwny zdążył tyknąć czarodzieja. Drzewo urosło w kilka uderzeń serca wypuszczając z gałązek masę jasnozielonych, drobnych listków. Yami w tym czasie złapał się za serce.
– Ciirioh.
syknął
– Ja mam słabe nerwy gościu.
dodał szeptem.
A co do dwójki smoków które się spotkały nieopodal to hm... musiały usłyszeć szelest gałęzi i liści. Na szczęście dwaj podglądacze byli za innymi drzewami więc sama brzoza może nie była tak widoczna, ale... na pewno sporo liści nagle opadło na ziemię. Może jakiś kruk pobił się z wiewiórką? Przecież żyło tu dużo zwierzątek!
Brzoza zniknęła i znów posypały się liście.
– O bogowie to samica. Ciirioh!
niemal krzyknął Yami ale było to mocno zduszone. Przedstawiał jej kompana. Awww!
– Trzeba mu pomóc.
zabłyszczały mu się ślepia kiedy zacisnął wargi pyska, a pięść przyłożył sobie do serca. Bardzo... nisko... bo był długaśny.