Znaleziono 38 wyników

autor: Czarna Pożoga
31 maja 2017, 17:50
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Cichy Wąwóz
Odpowiedzi: 568
Odsłony: 78127

W samym sercu Dzikiej Puszczy, na dnie zamszonego wąwozu leżała złota gadzina, wypełniając swoją osobą całkiem sporą jego część. Leżała na brzuchu, niczym sfinks, a delikatne plamki światła przebijające się przez korony drzew tańczyły na jej rozgrzanej, złotej łusce. Był poranek, a mech pokrywały drobinki rosy, drżąc przy łapach smoczycy i liżąc delikatnie jej ciało. Miejscami zeschła krew jaśniała, spływając z jej boków, a zeschnięte opatrunki miękły, na pewien sposób kojąc jej rany. Oddychała głośno, jak to miała w zwyczaju, sapiąc przez nozdrza i wywołując wokół siebie ogólne poruszenie. Drobne owady o długich nóżkach krążyły wokół jej głowy uciekając tylko przed smużkami szarego dymu unoszącego się znad jej nozdrzy. Gdy siadały, odstraszała je drobnymi ruchami ogona lub łapy.
Nie czekała na nikogo, ani nie wiedziała co z sobą począć. Ten typ bezczynności napawał ją niepokojem i podświadomym oczekiwaniem na coś co może nadejść niezależnie od jej woli. Nie wiedziała czemu wróciła, nie miała pojęcia jaki będzie jej następny krok. Odkąd postawiła łapę pod barierą każdy jej krok był przypadkowy. A może już wcześniej były?
Nie bała się konfrontacji ze swoim stadem, ani ze smokami które znały Gorączkę, ale nie pragnęła kontaktu z nimi. Przez księżyce pogrążania się w dzikości nie była w stanie wrócić do osoby którą była. Być może jeszcze nie teraz, a może już nigdy nie będzie.
Niepewność. Kiedyś była jej zupełnie obcym uczuciem. Wiedziała dokąd zmierza i osiągała każdy cel, tak jak chciała. A gdy straciła cel, nie miała drogi, jednocześnie miała świadomość, że była katalizatorem każdego zdarzenia w swoim życiu. Każdego z nich.
Myśli te fizycznie ją męczyły, bardziej niż stare, śmierdzące rany które nosiła na swoim ciele. Momentami skupianie się na płynącym z nich realnym bólu pomagało jej odwrócić uwagę. Kiedy nie była takim chędożonym myślicielem żyło jej się znacznie lepiej. Gryźć, drapać, kopać, krew, walka, ból – to wszystko było zupełnie proste. Życie pod barierą wymagało myślenia. Konfrontacji nie fizycznej, a słownej.
W końcu tu były smoki.
Mech cicho westchnął i ustąpił, gdy złożyła na nim łeb. Delikatne powieki przysłoniły obsydianowe ślepia, ale smoczyca pozostała czujna na otoczenie wokół siebie.
autor: Czarna Pożoga
30 maja 2017, 22:52
Forum: Świątynia
Temat: Miejsce wymian
Odpowiedzi: 458
Odsłony: 18484

Coś w sercu wielkiej gadziny drgnęło, gdy patrzyła jak na miejscu cytrynu pojawia się bizonie mięso. Dawno nie doświadczyła tak dosłownego świadectwa obecności bogów, a i ostatnimi czasy ulegała emocjom nawet łatwiej niż kiedyś. Lekki grymas ni to bólu, ni złości, ruch powieki, skurcz w ogonie. Nie musiało minąć wiele czasu aby zabrała się do jedzenia. Oczywiście nie tu, w świątyni. Odciągnęła pysznie pachnące truchło na zewnątrz, zacierając po sobie wszelkie ślady swojej obecności, pozostawiwszy jedynie zapach swój i bizoniego mięsa. Będąc już poza progiem świątyni spożyła swój posiłek z właściwą sobie zachłannością i brakiem dobrego smaku. Wpierw oddzieliła pokrytą gęstym włosiem skórę od mięsa, a następnie spiekła je rozżarzonym do białości strumieniem ognia. Czerwień zmieniła się w jasny brąz, a tłuszcz nie przestał jeszcze skwierczeć kiedy zaczęła wbijać weń kły i wyszarpywać potężne kęsy. Mlaszcząc, żując głośno i ostentacyjnie zapełniała zapewne zbyt szybko swój pusty żołądek. Czym jednak był późniejszy ból brzucha w porównaniu z tym co promieniowało z głębokich ran na jej boku i licznych, źle zaleczonych obrażeń odniesionych przed księżycami.
Gdy ogołociła kości z mięsa poczęła przełamywać je, kosteczka po kosteczce i wysysać szpik, jakby nie mogąc nasycić się do końca tym co już było jej dane. Ogonem strąciła białe resztki pomiędzy drzewa i odetchnęła głęboko, drżąco, jakby po raz pierwszy od dawna.
Nie rozglądając się więcej i nie chcąc zakłócać dłużej spokoju tego miejsca zniknęła wśród szepczących do siebie drzew, przeciwnych tym spomiędzy których wyszła.
autor: Czarna Pożoga
29 maja 2017, 16:22
Forum: Świątynia
Temat: Miejsce wymian
Odpowiedzi: 458
Odsłony: 18484

Pewnego dnia wśród drzew zapanował niepokój. Liście drgały płochliwie na wietrze, delikatne pączki chowały się na powrót w suchotnicze gałęzie. Szum, szelest, chrzęst i tupot drobnych łapek ustał, atmosfera zgęstniała pod wpływem lejącego się z nieba upału i gościa, którego ominęła pora białych dywanów pokrywających ziemie.
Powróciła córa marnotrawna, powiedziałby człowiek, z lasu jednak wyszła złotołuska bestia. Otoczona popielatym, gryzącym w oczy dymem wijącym się smugami znad jej rozszerzonych nozdrzy. Wyżej błyskały tylko onyksowe ślepia, bez wyrazu, zatopione w morzu złotych łusek i czerwonych blizn znaczących gęstą siatką jej dzikie oblicze.
Gdy sztywne palce krzewów rozstąpiły się potencjalnemu obserwatorowi rzucił się w oczy zbroczony starą krwią bok. Głębokie rany niezdarnie zasklepione i przykryte leczącym zielem, które jednak w łapie laika było warte niewiele więcej niż każda trawa. W istocie całe ciało potężnej na pierwszy rzut oka gadziny poznaczone było ranami, obite, gdzieniegdzie powykręcane i zaniedbane. Jedynie gruba łuska ukrywała przed światem fakt, że żebra przebić się chciały już przez skórę, a brutalne łapska ze szponami jak harpuny drżały z braku strawy.
Istota ta kłębiła w sobie wiele złości i nie trzeba było uważnego obserwatora, aby zauważyć, że wycieńczonemu ciału ciężko było pomieścić w sobie burzę toczącą się we wnętrzu. Raz po raz szkliste ślepia przesuwały się po otoczeniu, a czerwony jak jej blizny jęzor wynurzał się spomiędzy żółknących kłów i przesuwał po pieniącym się od śliny pysku.
Krok za krokiem bestia zbliżała się do ołtarza, jak przez mgłę pamiętając dlaczego tu przyszła i czemu sądziła, że może coś wskórać. Wyciągnęła przed siebie poobdzieraną miejscami z łuski łapę i ułożyła zamaszystym, ale drżącym ruchem cytrynowy kamień na szarej, zimnej skale. Zamarła w bezruchu, nie powiedziawszy ani słowa. Poznaczone siateczką kolorowych żył powieki przykryły ślepia, a trójkątny łeb skłonił się w namaszczeniu, bo pamiętała, że kiedyś lepiej traktowała to miejsce.
autor: Czarna Pożoga
27 wrz 2016, 18:04
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Stara brzoza
Odpowiedzi: 631
Odsłony: 88985

Wkrótce na miejscu zjawiła się nowa Przywódczyni Ognia. Chwilę zajęło jej odnalezienie konkretnego miejsca, ale granica Mgły była aż nazbyt widoczna i nie sposób było przeoczyć wielkiej brzozy rosnącej na jej skraju. W dole dostrzegła sylwetkę północnego smoka, którego ciało zdawały się ciasno oplatać nitki maddary, które zawsze drażniły umysł złotołuskiej. Poczuła je dopiero, gdy wylądowała ciężko na ziemi, wzniecając w górę drobinki kurzu i posyłając suche kępy trawy na wszystkie strony. Ogon uderzył ostatni o leśne poszycie, zakańczając symfonię trzaskających stawów, klekoczących kolców i skrobiących o siebie złotych łusek wojowniczki.
Czarne ślepia, które mieniły się granatowymi obręczami ilekroć padała na nie smuga światła spoczęły na Chłodzie Życia. Nie miała okazji spotkać się z nim wcześniej, ale jego pozycja była jasna, już sama postawa i aura którą roztaczał nie pozostawiały żadnych wątpliwości.
Gorączka Ognia, miło mi wreszcie poznać głowę stada Życia. Szkoda, że musiało to nastąpić w takich okolicznościach. – Głos smoczycy był niski i chropowaty, jakby przeżarty już przez ogień i słowa. Mimo to przyjemnie wibrujący i wciąż kobiecy, komponujący się wyśmienicie z drapieżną urodą i imponującą liczbą kolców pokrywającą jej ciało.
Poparzone wargi rozciągnęły się w półuśmiechu, a sam wyraz pyska nie sprawiał najprzyjemniejszego wrażenia, mimo to złota pokłoniła się w geście szacunku. Unoszący się wokół niej zapach siarki i popiołów drażnił nozdrza, na co ona zdawała się nie zwracać najmniejszej uwagi. Wbiła wzrok w niebo, oczekując rychłego przybycia członków swojego stada.
autor: Czarna Pożoga
05 wrz 2016, 17:14
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Skalny zakątek
Odpowiedzi: 516
Odsłony: 70848

Wolała myśleć, że gdyby była w pełni sił z pewnością skopałaby Szaleństwu tyłek. Teraz jednak zakręciło jej się w głowie, czy to od upadku czy straconej niedawno krwi, a może dlatego, że ból odezwał się w miejscu straconej łapy. I to w palcach, których wcale nie miała. Wydawało jej się to równie fascynujące jak i niepokojące, ale teraz miała na głowie inne zmartwienia. Z jej pyska wydobyło się głuche westchnięcie, gdy została przygnieciona wielkim cielskiem fioletowołuskiego. Nie miała czym zamortyzować upadku, bo trzeba było przyznać, że pomyślał o wszystkim. Gdy chciała unieść ogon, aby wymierzyć gdzieś którymś z ostrych kolców poczuła jak wężowaty odpowiednik samca owija się wokół niego. Może w istocie było parę rzeczy lepszych od walki? Z pewnością jedna, do której pozycja była aż nazbyt odpowiednia.
Nie mogła powstrzymać się od szaleńczego chichotu, który został zduszony nieco ze względu na nacisk na jej klatkę piersiową.
Myślisz, że byłbyś tu teraz gdybym ci na to nie pozwoliła? – Uśmiechnęła się zawadiacko owijając swoją ogon jeszcze mocniej wokół ogona Szaleństwa. Ściskała do bólu, na co on pewnie odpowiadał tym samym.
Za chwilę ruszyła łapą, aby poderwać łeb do góry i oblizać przód pyska Cienistego, od brody prawie po same oczy. Nigdy nie była zbyt wysublimowana, nigdy nie brała wszystkiego do końca na poważnie. Pod koniec rozwarła szczęki, aby ująć pomiędzy kły brodę samca i delikatnie uszczypnąć. Bawiła się z nim, jednocześnie nie podejmując prób wyrwania się z uścisku. Podobał jej się jego zapach, podsycony nutką szaleństwa głos i jadowicie czerwone ślepia, z pewnością spodobałoby jej się także to co miał między nogami. nie mogłam się powstrzymać XDD
autor: Czarna Pożoga
28 sie 2016, 22:25
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Skalny zakątek
Odpowiedzi: 516
Odsłony: 70848

Z jej pyska wymknął się zadowolony pomruk, gdy samiec bez słowa przystąpił do działania. Nigdy nie była słaba i nie chciała być za taką uważana. Szybko wstała, widząc, że Przywódca Cienia chce rzucić się na nią całym ciężarem ciała. Gdyby doszło do zderzenia nie mogłaby zrobić zbyt wiele. Pewnie próbowałaby się oprzeć na nieobecnej łapie i skończyłaby na ziemi. Dlatego poderwała się z przednich łap chcąc złapać nimi nasadę szyi Kerrenthara, niemal w pieszczotliwym geście. Jednej dłoni oczywiście jej brakowało, ale nadal mogła wywołać w tym miejscu odpowiedni nacisk. Chciała złapać i pociągnąć w bok, aby fioletowołuski runął na ziemi jak długi. Nie wykluczając, że wraz z nią jeśli ją przytrzyma lub sama nie odzyska równowagi.
Pazury prawej łapy zadrasnęły powierzchnię skóry blisko gardła samca, wciskając się pomiędzy łuski, delikatnie kując. Byli teraz blisko, tak jak lubiła najbardziej. Przez całe to siedzenie na zadzie niemal zapomniała jak bardzo brakowało jej uczucia towarzyszącego walce. Teraz dodatkowo podsycało je coś innego, co rozbrzmiewało zarówno w barwie głosu jej przeciwnika jak i majaczyło się na jego pysku.
Chciała go niemal ścisnąć i przytrzymać blisko siebie, nie tylko w celu przyduszenia. Drobinki piachu zatańczyły wokół ich łap, a smoczyca wciągnęła głęboko w nozdrza woń lasu i nęcący zapach stada Cieni. Zapomniała niemal z kim ma do czynienia. Wysoka ranga, którą piastował samiec tylko sprawiała, że bardziej jej imponował. Poczuła ciepło jego łuski pod opuszkami palców, ale nie dała się rozproszyć. Dopiero zaczęli zabawę.
autor: Czarna Pożoga
28 sie 2016, 21:59
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Skalny zakątek
Odpowiedzi: 516
Odsłony: 70848

Zmrużyła ślepia przyglądając się zmianom na jego pysku. Światła i cienie rzucane przez liście tańczyły na jego ciemnofioletowych łuskach. Przemykały też po rogach, podobnych barwą do jej własnych.
Ktoś inny powiedziałby, że to dar. Bogowie lubią się nami czasem zabawić. – Mlasnęła głośno przez co ciężko było powiedzieć czy brała własne słowa na poważnie.
Nie mrugnęła nawet okiem na wzmiankę o Przywódcy Wody. Nigdy nie widziała go na oczy i nie znała jego umiejętności, a przecież nie mogły być małe skoro stał tak wysoko w hierarchii. Szaleństwo był świetnym wojownikiem, nawet jeśli nie wszystkie jego czyny były zamierzone i doprowadziły do utraty jej łapy. Po tym jak przymówili bogowie nie potrafiła być już zła. Kilka kamieni szlachetnych jest małą zapłatą za utraconą kończynę. Za barierą musiałaby żyć bez niej do końca życia.
Z początku nie spodobał jej się pomysł przyjęcia kolejnych kamieni, ale doszła do wniosku, że zapłaciła już chyba swoją część długu. Matowoczerwone jaspisy o poszarpanych krawędziach leżały na ciemnej ziemi, czekając na jej ruch. W końcu szybkim ruchem ogona zagarnęła je do siebie i posłała fioletowołuskiemu drapieżny uśmiech. Nie było mowy o słowach podzięki, bo nigdy nie przywykła do używania magicznych słów.
Na wzmiankę o rewanżu w jej ślepiach zapłonął ogień. Granat twardówki błysnął przez moment wokół ciemnej źrenicy, komponując się ze złotem jej łusek.
Nie miałabym nic przeciwko krótkiej rozgrzewce już teraz. – Kły błysnęły bielą, ogon zaszurał po ziemi wijąc się w energicznych falach. Kolce na jej grzbiecie zaklekotały, gdy podniosła łeb dumnie do góry, patrząc prosto w krwiste oczy rozmówcy.
Nie straciła przecież wraz z łapą chęci do walki i chociaż mogło ją to czynić mniej atrakcyjną... potężne mięśnie wciąż falowały pod grubą zbroją łusek, biodra kołysały się w takt jej nierównych teraz kroków, a ogon bujał się za plecami. Promieniała w mdłym świetle słońca.
Powietrze wokół nich zdawało się być naelektryzowane, jakby przed chwilą przeszła tędy burza. Przesunęła językiem po zębach. Jej uwadze nie umknęło to jak na nią patrzył.
autor: Czarna Pożoga
25 sie 2016, 21:34
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Skalny zakątek
Odpowiedzi: 516
Odsłony: 70848

Pożoga z pewnością była wdzięczna, że Kerrenthar nie próbował się wedrzeć do jej już i tak niezwykle wrażliwego na maddarę umysłu. Usłyszała ryk i wiedziała, że był skierowany do niej, więc nie zwlekała z przybyciem. Leciała, oczywiście, korzystając z pomyślnych wiatrów i lazurowego nieba niezmąconego nawet jedną chmurką. Ciepłe promienie słońca ogrzewały złote łuski, które powoli odzyskiwały swój dawny blask i zdrowy wygląd. Szybowała niespiesznie na szeroko rozpiętych skrzydłach nad zielonymi koronami drzew próbując odszukać miejsce z którego mógł wydobyć się ryk. Nigdy wcześniej tu nie była, a Skalny zakątek nie bez powodu został tak nazwany i zupełnie nie rzucał się w oczy.
Jej uwagę przykuł niewielki prześwit pomiędzy ogromnymi drzewami i niewyraźne sylwetki kamiennych smoków majaczące się wśród ich pni. Z początku miała ochotę wylądować tam właśnie dla nich i przyjrzeć się im z bliska, ale chwilę potem dostrzegła błysk fioletowej łuski Przywódcy Cienia.
Zapikowała w dół czyniąc ogromny hałas i huk, gdy zatrzymała się tuż przy ziemi, bijąc złocistymi błonami w powietrze. Nie wylądowała z gracją, ani miękko, nie robiła tego nawet mając wszystkie łapy. Raczej gruchnęła o ziemię, składając skrzydła z trzaskiem i poświęcając chwilę na odzyskanie równowagi, którą często gubiła z uwagi na brak przedniej łapy. Dumnie uniosła trójkątny łeb i zwróciła jednolicie czarne oczy na Wojownika. Nie były już chłodne, teraz płonęły. Sama też nie przedstawiała już sobą żałosnego obrazka, który zaprezentowała w Świątyni. Łapy wciąż nie miała, ale przecież wygrała ważniejszą bitwę – tą z samą śmiercią. Do nozdrzy samca z pewnością już wdarł się piekący zapach Stada Ognia. Paskudna blizna na lewym boku jej pyska zniekształciła się gdy rozciągnęła wargi w uśmiechu, ni to przyjemnym ni jakimś prześmiewczym. Być może sama nie wiedziała na czym stoi?
Szaleństwo, mój wybawco. – W jej oczach zatańczyły figlarne iskierki, a mięśnie pyska drżały nieznacznie, jakby powstrzymywała się od śmiechu. Cóż, przynajmniej dopisywał jej humor.
Zmierzyła wzrokiem całą sylwetkę samca, od stóp aż po czubek rogów. Wysunęła delikatnie czerwony jęzor oblizując wargi, po czym zmrużyła ślepia przenosząc ciężar ciała na prawe łapy.
Czy ostatnie księżyce dobrze się z tobą obchodziły? – Zabrzmiało to wręcz śmiesznie z ust smoczycy, która doświadczyła ostatnimi czasy więcej niż przez całe swoje życie razem wzięte.
Jej uwadze nie umknęła niezwykłość miejsca do którego została zaproszona. Malutką polanę, która ledwie mieściła ich dwójkę otaczały zewsząd potężne drzewa, a spośród nich przezierały smocze pyski, które widziała wcześniej z góry. Skupiła wzrok na jednym z nich, stwierdzając, że jest tak paskudny, że właściwie jej się spodobał. Była ciekawa czyim dziełem mogły być.
autor: Czarna Pożoga
17 sie 2016, 22:19
Forum: Świątynia
Temat: Ołtarz Erycala
Odpowiedzi: 723
Odsłony: 32125

Zdzielenie fioletowołuskiego w pysk dało Czarnej niemałą satysfakcję. Ponadto pozwoliło doświadczyć czegoś realnego, jak impet uderzenia przeszywający jej zdrową łapę i widok broczących krwią nozdrzy. Głos Szaleństwa, jakkolwiek by to nie brzmiało, zaczął przebijać się przez mgłę wściekłości i frustracji, która zaściełała jej umysł. Pociągnęła parę razy nosem, rozglądając się jakby zobaczyła wnętrze świątyni po raz pierwszy w życiu. Oblizała kły z krwi, podobnie jak resztę pyska i skrzywiła się z niesmakiem, gdyż zaczęła w pełni rozumieć w jakim znajduje się teraz położeniu.
Bogowie dali jej szansę, a ona w zamian darła się w najlepsze w ich świętym miejscu. Wstyd! Wstyd tym bardziej, że wytknięto jej użalanie się nad sobą, coś czego nienawidziła u innych, a na co widocznie pozwalała samej sobie.
– Mówisz z doświadczenia? Z chęcią pokażę ci jak to jest obudzić się bez łapy. – Wysyczała, ale już nie z wściekłości, raczej z jakimś błyskiem w oku.
Kerrenthar nie był winny utraty jej łapy. Jeśli ktokolwiek był to ona, bo nie dała rady w porę się obronić. Całkiem imponowało jej to, że potrafił zranić kogoś tak dotkliwie wcale tego nie chcąc. Może byłaby bardziej zachwycona tym faktem, gdyby to nie o jej łapę chodziło. I nie zmieniało faktu, że miała ochotę porządnie obić mu pysk, już w pełni sił, na arenie. Nie myślała teraz o niczym innym jak powrocie do zdrowia. Czas działać.
Powinna zacząć od małych rzeczy. Jak nauka chodzenia na trzech łapach. Wpierw musiała stanąć. Kiedy już trzymała się prosto, niezbyt zgrabnie przeskoczyła do przodu, podpierając się odciętą łapą, która bądź co bądź w jakimś stopniu została przy jej ciele. Zaciskając zęby i nie patrząc w tył, ani na Kerrenthara zwyczajnie ruszyła do wyjścia. Bo co innego mogła zrobić.

----------------------

Wróciła kilka księżyców później. Dzięki wsparciu stada udało jej się zebrać zapłatę znacznie szybciej niż się spodziewała i do Ołtarza przyleciała cała w skowronkach. Ostatnimi czasy lot stał się jej ulubionym środkiem transportu. Najszybszy, wygodny, przede wszystkim bez użycia łap. Wylądowała ciężko, nieco mniej zgrabnie niż zwykle, ale wiedziała już jak się zachować bez jednej kończyny. Zastanawiała się czasem czy poczuje się dziwnie, gdy już ją odzyska. Szybko odganiała takie myśli, bo mimo wszystko nadal czuła się słaba i niekompletna, a w takim stanie na nic nie przyda się stadu. Nie mówiąc już o przewodzeniu nim. Wkroczyła do środka, jak zwykle wcześniej obmywając łapy w pobliskiej kałuży, aby nie nanieść brudu do środka.
Wszystkie emocje jakby wyparowały z niej gdy przekroczyła próg. Czuła tylko spokój i mrowienie w fantomowej kończynie. To już ten dzień. Znów będzie mogła stanąć na Arenie i poczuć zew krwi, zatopić kły w soczystej piersi jelenia, aktywnie uczyć walki.
Zazgrzytała zębami, nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Wyjęła spomiędzy skrzydeł wszystkie sześć jaspisów, które ze sobą tu zaciągnęła. Ciężko było je utrzymać podczas lotu na miejscu, ale za wszelką cenę unikała używania magii. Nie potrzebowała ostatnimi czasy dodatkowego bólu.
Bogowie, przyniosłam wam sześć jaspisów, tak jak chcieliście. Przyjmijcie je w zamian za moją łapę, którą utraciłam przed księżycami w walce. – Skłoniła łeb, podchodząc bliżej Ołtarza, aby złożyć na nim kamienie.
Potem wbiła go w posadzkę, jak zwykle okazując wobec bogów skruchę, której nie znali u niej śmiertelni. Czekała.
autor: Czarna Pożoga
02 sie 2016, 18:51
Forum: Ogólne
Temat: Powiadomienia
Odpowiedzi: 5657
Odsłony: 218409

Wymieniamy się z Agrestem kamyczkami + onyks dla niej, a jej jaspis dla mnie.

Akt.
autor: Czarna Pożoga
02 sie 2016, 0:35
Forum: Świątynia
Temat: Ołtarz Erycala
Odpowiedzi: 723
Odsłony: 32125

Słońce, które teraz nisko świeciło na horyzontem, rozświetlało omszałe świerki. Przez wyłomy w pokrytym zielenią, kamiennym stropie Świątyni do środka dostawało się światło. Na wietrze szeleściły liście wysuszone przez letnie upały, pączki jesionu świeciły jak maleńkie, czarne włócznie. Wyczuwszy przez zamknięte powieki, że żółte promienie gasnącego słońca dotknęły posadzki, otworzyła oczy i zapatrzyła się w znajomy ornament światłocieni. Chwilę stała nieruchomo – czuła się stara, znużona i połamana.
Taka jest cena za Twoją łapę, Czarna Pożogo.
Te słowa dudniły jej w głowie jeszcze przez jakiś czas. Z początku miała wątpliwości czy bogowie zwrócili się do właściwej osoby. A może potrzebowali kupić jej łapę z jakichś niezbadanych, boskich powodów? Przecież poruszała nią, o w tym momencie, wszystkie palce na swoim miejscu. Dla pewności zerknęła w dół, ale jej spojrzenie napotkało powietrze. I zimną, białą podłogę Świątyni. Ta świadomość przemknęła przez jej głowę jak czysty, chłodny wiatr.
– Cholera jasna. – Potrząsnęła kikutem lewej łapy, jakby sądząc, że gdzieś za nim ukrywa się jej dalsza część. – Gdzie moja łapa?!
Wrzasnęła gardłowo, a jej głos poniósł się echem po pustym pomieszczeniu i odbił od pomników. Otrząsnęła się już ze swojego półsnu, ale stało się to jasne dopiero, gdy zwróciła swoje rozeźlone spojrzenie na Kerrenthara. Odepchnęła go na bok, chwiejąc się niebezpiecznie, ale ostatecznie ustając na trzech łapach. Wszystko zaczęło układać się w całość. Walka treningowa, pojedynek w parach, właściwie ona przeciw niemu. Zmiażdżył jej łapę w pięści jak suchą gałązkę. A teraz byli tutaj, a jakiś beznamiętny głos wycenił jej brakującą kończynę na wartą sześciu jaspisów. Dla niej była całym życiem! Całą chędożoną, wojowniczą przyszłością!
Gniew złotołuskiej nie zmalał jeszcze na tyle, aby dopuścić do głosu logiczne konkluzje. Pytania o to komu zawdzięczała odgonienie kostuchy znad swojego nieprzytomnego ciała zostały odłożone na później. Teraz w ruch poszły pięści, a właściwie jedna. Podźwignęła się do góry na słabych łapach na tyle, aby przywalić zwiniętą łapą w pysk fioletowołuskiego. Przestawiona szczęka wydawała jej się niczym w obliczu stracenia łapy, ale chociażby sam impet uderzenia był dla niej sporym pocieszeniem. Z braku oparcia poleciała do przodu, przygryzając sobie przy tym język. Smak krwi wypełnił jej usta, a jej cienka strużka pociekła bokiem pyska, czerwień na złocie. Nie zważając na to wbiła rozwścieczone, czarne spojrzenie w czerwone ślepia smoka. Nie wyglądała na pokrzywdzoną. Nie sprawiała wrażenia ofiary, a w jej oczach połyskiwało coś na kształt wyzwania. Blizna po poparzeniach na lewym boku pyska wykrzywiła się groteskowo wraz z wstępującym nań grymasem.
autor: Czarna Pożoga
28 lip 2016, 16:43
Forum: Błękitna Skała
Temat: Polana
Odpowiedzi: 724
Odsłony: 83651

Wysłuchała nieco ckliwej opowiastki Przebłysku we względnym spokoju. Jej własne dzieciństwo składało się z oglądania niezmiennie gorących piasków pod swoimi łapami i uciekania przed żarem, który wyciskał ze smoka ostatnie kropelki wody. Zahartowała się Ogniu już za podlotka, jej serce należało właśnie do niego, od początku.
Pochodzę zza bariery. – Odparła swoim chropowatym głosem, skrobiąc pazurami po ziemi. – Moja matka chciała znaleźć dla nas dom, który byłby wolny od pustynnych czerwi i wiecznej pogoni za wodą. Pustynie były tak niegościnne, że nawet równinni nie odważyli się ich przekroczyć. Nie widząc mojej przyszłości dopełniającej się w takim miejscu, wyruszyła w pogoń za marzeniem, legendą, którą był dla niej Ogień. Zginęła, gdy tylko tu dotarłyśmy, ale w słusznej sprawie. Tylko dzięki niej mogłam doświadczyć potęgi naszego stada i kontynuować jego dziedzictwo. – Pożoga uśmiechnęła się drapieżnie. Otworzyła lekko pysk, prezentując garnitur zębów w zbyt szerokim uśmiechu. Dopięła swego, spełniła swoją powinność względem Ognia, czegóż więcej mógłby pragnąć smok?
Przesunęła ogonem, który zachrobotał głucho na skale. Niewzruszone, bezosobowe spojrzenie wierciło dziury w czaszce Przebłysku. Niebo na wschodzie robiło się szare jak sierść wilka. Zaryczał grzmot. Błyskawica wydobyła z szarugi nieskazitelną zieleń drzew. Skinęła łbem na jej słowa. Z Mgłą należało uporać się już wczoraj, bo walka z przeciwnikiem bez pyska nie niosła ze sobą żadnej chwały. Przechyliła łeb w bok na długiej szyi.
Czemu jesteś w Wodzie? – Zmarszczyła łuki brwiowe, ale wyraz jej pyska wciąż pozostawał niewzruszony. Na próżno można było szukać w jej dzikim obliczu śladu rozbawienia. Nie śmiała się już, zadając to pytanie liczyła na szczerą odpowiedź. W końcu dlaczego ktoś miałby wybierać szum Wody ponad rykiem Apokalipsy?
autor: Czarna Pożoga
24 lip 2016, 20:21
Forum: Świątynia
Temat: Ołtarz Erycala
Odpowiedzi: 723
Odsłony: 32125

Pożoga nie była w pełni świadoma sytuacji w jakiej się znalazła. Gdy ból miażdżonych kości ukoił ją do snu całe życie stało się dla niej mieszaniną przypadkowych obrazów, urywkami słów i niejasnych emocji. Powieki wydawały jej się zbyt ciężkie, aby otwierać je na dłuższy czas, a łapy wiotkie, jakby nigdy nie służyły jej do chodzenia. Właściwie to swędziała ją lewa, ale jakoś nie mogła... trafić w miejsce w którym zazwyczaj się znajdowała.
Nie pamiętała swojego upadku na ziemię, miała trudności z przypomnieniem sobie szczegółów walki, a przybycie Kaliny i spotkanie ze śmiercią przebiegło już zupełnie bez jej wiedzy. Wpatrywała się w chwiejną ziemię pod swoimi łapami, którym towarzyszyły jeszcze jakieś inne, fioletowe. O ile dobrze pamiętała jej łuski miały złoty kolor. Westchnęła głośno, gdyż stan bałaganu w którym znajdował się jej umysł zaczynał ją irytować. Przynajmniej tę emocję mogła kontrolować. Złość, ból, zagubienie.
Z zewnątrz również nie przedstawiała się najlepiej. Słaniała się na swoich trzech łapach, niezdarnie opierając się na barku Cienistego, a czyniła to niezupełnie świadomie. Utracona krew spowodowała osłabienie, a w dodatku niezbyt estetycznie prezentowała się na tle brudu i złota jej łusek. Pokrywała ciemnymi, zeschniętymi wstęgami cały jej brzuch, dół piersi i brzydki kikut przedniej łapy. Reszta ciała był w ten czy inny sposób zbryzgana karminowymi kroplami, których Uzdrowicielka nie miała czasu usunąć.
Ona bywała w Świątyni często. Zwracała się tu do Kamannora z prośbą o przyglądanie się jej poczynaniom i o pomyślność w walkach, mówiła o przyszłości Ognia, o swoich wątpliwościach i planach... Pomyślałby ktoś, że wejdzie tu brudna, minąwszy się w wejściu ze śmiercią. Chłód świętego miejsca oblał jej rozgrzane ciało i ocucił umysł, do którego dopiero teraz zaczynały dochodzić informacje, z którymi nie mógł sobie poradzić wcześniej. Nadwyrężone bólem nerwy pulsowały, a oblicze smoczycy było ponure, jak nigdy wcześniej.
Jej towarzysz zatrzymał się, a ona zsunęła się na ziemię, czując się jak ostatnia ofiara losu. Dlaczego miała tak mało siły? Czemu nie mogła unieść tej parszywej łapy?
Pomoc... – Powtórzyła jakby pytająco, przechylając łeb na bok, aby spojrzeć na swojego oprawcę i wybawiciela.
Po co jej pomoc? Wspomnienia zaczęły powoli wracać, chociaż w jej pamięci wciąż ziała wielka dziura niewiedzy, której nie potrafiła zapełnić. Poruszyła ogonem, szurając po kamiennej powierzchni i uśmiechnęła się na głośny chrzęst, który wydały poruszające się drobinki piachu. Wszystko było w porządku, przecież żyła, tylko jakoś nie mogła sobie przypomnieć kto wygrał walkę.
Zmusiła się do szerszego otwarcia ślepi, czując się znowu jak pisklę wychodzące ze skorupki. Powietrze znów jakoś drżało, a jej ciało było słabe. Wykrzesała z siebie siły na warkot, który wypełnił cichą świątynię głębokim brzmieniem. Nie podobał jej się stan w jakim się znajdowała, poza tym wciąż swędziała ją ta cholerna łapa. Nigdy nie miała takich problemów ze znalezieniem własnej kończyny.
autor: Czarna Pożoga
27 cze 2016, 10:59
Forum: Błękitna Skała
Temat: Polana
Odpowiedzi: 724
Odsłony: 83651

Złotołuska poruszyła się lekko, zauważając, że Przebłysk zamyśliła się na chwilę. Jej sceny z dzieciństwa rozgrywały się w zgoła innym otoczeniu. Wokół miała jedynie bezlitosne gorąco, piaski pustyni i uciekające przed żarem jaszczurki. Wciąż jednak pamiętała spokojne noce spędzone z matką w znalezionych jaskiniach, kontrastujący z dniem chłód i miliardy gwiazd błyskających na ciemnogranatowym niebie. Tutaj takich widoków nie było, ale to nie przeszkadzało Voulke czuć się zupełnie dobrze gdziekolwiek nie poszła. Miała trudne, ale dobre dzieciństwo, mimo tego nie tęskniła za nim. O wiele lepiej czuła się sama rozsądzając o swoim losie, a nie będąc przedłużeniem swojej matki. Niech spoczywa w pokoju, gdziekolwiek leży.
Chłód Życia? Czy to nie przywódca? Życie mieszkało już wtedy na terenach Wody? – Złota była odrobinę zbita z tropu, bo przecież przed chwilą dowiedziała się, że Wojowniczka ujrzała mgłę po raz pierwszy dopiero na swojej ceremonii. A może była tam już wcześniej, po prostu wcześniej jej nie widziała.
Wydmuchnęła gorące powietrze przez nozdrza, przyglądając jej się badawczym wzrokiem. Również czuła podekscytowanie na myśl o walce i chętnie rozkwasiłaby jej ten piękny, futrzany pyszczek na miazgę. A ciemnoczerwona posoka bardzo ładnie spływałaby strumieniami po bielutkim jak cukier puchu, który pokrywał jej ciało. Cóż, mogła też wydarzyć się zupełnie na odwrót. Za to kochała walki, były zupełnie nieprzewidywalne.
Oh, na pewno czekają na to z niecierpliwością. Stado bez terenów ciężko nazwać stadem. – Zmarszczyła nos, stawiając na moment siebie w takiej sytuacji.
Zdaje się, że tylko oddzielni przywódcy zachowywali dwudzielność tych stad. Co by było gdyby któryś z nich poległ? Życie z pewnością zaciągała wobec Wody ogromny dług, a ich sojusz nie mógł trwać wiecznie... chociaż może oni mieli inną mentalność niż złotołuska pustynna. Nie chciałaby aby Ogień przeżywał coś takiego, a to wystarczało aby była skłonna im współczuć. A jednak sprawa mgły dotyczyła ich wszystkich, nie tylko Życia. Odzyskanie ich terenów będzie zaledwie wisienką na torcie... niekoniecznie przeznaczonym dla niej.
autor: Czarna Pożoga
20 cze 2016, 14:01
Forum: Górska Jaskinia
Temat: Legowisko
Odpowiedzi: 1036
Odsłony: 36373

Złotołuska ponownie zawitała do jaskini Nauczyciela. Była bardziej podekscytowana niż poprzednim razem, bo oto miała doskonalić swoje umiejętności walki, a to była rzecz, która sprawiała jej najwięcej przyjemności. Wyłuskała ze swojego skromnego dobytku dwa zdobyte ostatnio kamienie szlachetne i udała się z nimi w góry. W gruncie rzeczy cieszyła się, że tym razem będzie ją to kosztować tylko tyle. Wylądowała ciężko u wejścia i zajrzała do środka, trzymając w łapach dwa kamienie.
– Witaj Nauczycielu. Przybywam znów prosić o naukę walki, atakowania i bronienia się. – Położyła cenne błyskotki przed mistrzem – diament i topaz.
Czuła niemały żal spowodowany niemożnością skontaktowania się z Oprawcą, który przecież przed księżycami obiecał jej naukę. Był jednak Prorokiem i pewnie miał inne sprawy na głowie. Porachunki z bogami i tym podobne. Stary smok był droższym i bardziej zrzędliwym wariantem, ale ona nie zamierzała rezygnować ze swoich aspiracji. Cofnęła się nieznacznie, czekając na to co powie.

Wyszukiwanie zaawansowane