Znaleziono 19 wyników

autor: Zjełczały Kolec
11 gru 2022, 17:13
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Gorąca zatoczka
Odpowiedzi: 1013
Odsłony: 132986

Gorąca zatoczka

Pysk Zjełczałego Kolca skrzywił się karykaturalnie, a emocje ukrywające się pod tą deformacją stały się jeszcze trudniejsze do odczytania. Bycie baranem zamiast owcy nie było zbyt pocieszające i to nawet jeśli oba określenia te zaczęły się oddalać od szyderstw, powoli tracąc ze swojej powłoki groźby i nabierając wydźwięku zupełnie innego – bezsensu, to bynajmniej nie poczuł się udobruchany. Wachlarz emocji, którymi dysponował, był zbyt wąski, zbyt konwencjonalny, aby Zjełczały mógł zareagować w sposób inny niż osobliwy, mimowolny grymas. Nie był to nawet skonsternowany grymas ani zirytowany, ani rozśmieszony – właściwie nie przynosił na myśl niczego szczególnego, niczego konkretnego. Pysk ułożył mu się zwyczajnie dziwnie.
Czy pomimo zapewnień smoka, że nie chciał mu zrobić krzywdy, to w rzeczywistości była to jakaś misterna, nowa taktyka, próba zajścia pod jego skórę, którą teraz wypróbowywał? A może naprawdę słowa tego smoka były pełne sensu, który przelatywał mu koło nosa? A może było to wyłącznie szaleńcze gadanie?
Zjełczały Kolec nie mógł stwierdzić, czy była to wina tej sytuacji, czy gorącego jeziorka, lecz czuł gotujący się w czaszce mózg. Pozostał jednak twardo w miejscu, pomimo czucia woni swoich własnych, gotujących się w głowie zwojów, słuchał dalej i próbował zmusić się do rozszyfrowania tej gmatwaniny słów. Zaczął traktować ją niemal jak skomplikowany atak, którego działanie musiał rozgryźć i następnie się przed nim obronić. Nie zamierzał reagować pochopnie, uciekać jak przestraszona owca o krótkich nóżkach przed drugim smokiem, nawet jeśli ten był wariatem.

Skrzywienie białego pyska zaczęło powoli się rozprostowywać, a karykaturalny grymas rozmył się na skórze, tak jak wzburzona fala rozmywa się po chwili na wodzie. Być może to mózg Zjełczałego w końcu ugotował się i zaniechał prawidłowego funkcjonowania, a może on sam świadomie postanowił również pogrążyć się w tym bezsensie.
Zrozumieć.
Może skusił się na zostanie kolegą?

Skoro ty jesteś ośmiornicą, lecz nie musisz nią być i zamiast tego wybrałeś bycie Axarusem, to jak ja mogę być Zjełczałym Kolcem, a nie owcą? Jak to zrobić?
autor: Zjełczały Kolec
30 lis 2022, 19:07
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Gorąca zatoczka
Odpowiedzi: 1013
Odsłony: 132986

Gorąca zatoczka

Nagle nad wodą rozległ się hałas, a Zjełczały wybudził się z zagapienia w swoje odbicie i przestąpił nerwowo z łapy na łapę, rozglądając się wokół. Poczuł się jak ktoś przyłapany, jakby jego bezmyślne wpatrywanie się w taflę było jakkolwiek wstydliwe lub naganne. Woda zdawała się nasiąknąć jego intymnymi przemyśleniami, gdy on brodził w niej i wywlekał je do świadomości, a tymczasem czyjeś kroki zaczęły się zbliżać w kierunku tego zgęstniałego od nich zbiornika.
Natrafił wzrokiem na postać smoka, którego przybycie było zarówno widoczne, jak i słyszalne. Wpierw wpatrzone oczy Zjełczałego Kolca były właściwe zaskoczeniu, rozwarte i wyłupiaste, a on lekko skulił się, jakby naprawdę został zauważony podczas zatapiania w zatoce czegoś nieprzyzwoitego. Jednak wtedy pewne słowo zostało wymówione pierwszy raz, potem drugi, trzeci. Z każdym powtórzeniem wybałuszone ślepia zwężały się coraz bardziej i bardziej, aż w końcu stały się podejrzliwymi szparkami.
Owca. Bez względu na to, jak próbował się odróżnić od byle mięsa obrośniętego futrem, skazanego na łaskę drapieżników poprzez wplecenie we własne mięso umiejętności walki, bez względu na to, ile księżycy minęło i ile łusek spadło, a następnie na nowo narosło na jego ogonie, to wciąż nie mógł pozbyć się podobieństwa do zwierzyny łownej. Podobieństwo to zdawało się podążać za nim niczym odbicie na tafli wody.
Zjełczałemu Kolcowi brakowało wyobraźni, aby potraktować kierowane w jego stronę słowa inaczej, niż kpinę, szyderstwo czy wzgardę. Nie umiał inaczej tego zinterpretować – była to najłatwiejsza do rozszyfrowania z opcji, gorzka, lecz prosta w odbiorze. Wszystkie inne wyjaśnienia były zbyt chaotyczne, zbyt bełkotliwe. Trudno było stwierdzić, czy Zjełczałemu udało mu się wyłapać z tego mętliku coś ponad tę nieszczęsną owcę.
Jednak jego irytacja również wsiąkła w wodę, zostawiając swe resztki jedynie w spojrzeniu oczu.

Posypały się w jego kierunku pytania. Nie mógł stwierdzić, czy drugi smok oczekiwał od niego odpowiedzi na którekolwiek z nich, gdyż nowe pojawiały się w tempie tak gwałtownym, że stare pytania zostawały zastąpione nowymi szybciej, niż on zdołał zarejestrować treść tych pierwszych. Czuł się jak pod ostrzałem, pod atakiem, choć jedyne co w jego stronę leciało, to kolejne, bezcielesne dźwięki z pyska. W dodatku skądś (pewnie przywleczone przez smoka) pojawiły się zwierzęta, które również go oblazły, otoczyły, postacią, jak i dźwiękiem. Został ogarnięty całkowicie, zewsząd, jego bębenki uszne zapełnione do granic możliwości. Coś wyło, coś skakało, coś mówiło.
Dopiero teraz poczuł swoje odzwyczajenie się od rozmów, gdy czyiś głos uderzył w niego z takim natężeniem.
Pierwszym jego odruchem była ucieczka. Jawiła się ona jako najrozsądniejszy wybór pośród tego chaosu.

Powoli, łapa za łapą, tak subtelnie, że woda wokół nich nawet się nie marszczyła, zaczął się wycofywać. Chciał złapać odrobinę dystansu, by następnie spróbować biec...
Wtedy jednak do niego dotarło.
Czy nie tak zachowałaby się owca? Czy nie uciekałaby, tak jak na wystraszoną zwierzynę łowną przystało?
Zjełczały Kolec zaprzestał wszelkiego ruchu, zesztywniał. Jedynie jego pysk niemrawo zaczął się uchylać.
Nie chcę być owcą. – Rzekł cicho.
autor: Zjełczały Kolec
19 lis 2022, 19:32
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Gorąca zatoczka
Odpowiedzi: 1013
Odsłony: 132986

Gorąca zatoczka

Jego łapy zaczęło obejmować subtelne ciepło, powoli wgryzające się coraz głębiej w tkanki, by w końcu dotrzeć do krwi i rozprzestrzenić się na całe ciało. Ta ledwie wyczuwalna, nikła fala zachęcała do całkowitego zanurzenia się w letniej, rozrzedzonej przez jesienne deszcze wodzie, która mimo wszystko wciąż była cieplejsza od smoczej łuski. Zdawała się chwytać za nogi i ciągnąc w stronę ogrzania, pod powierzchnię.

Zjełczały Kolec jednak stał nieruchomo zanurzony jedynie po kostki. Patrzył się na odbicie w wodzie. Na siebie.
Jego drobne łuski były gładkie i jednolite, jednostajnie blade i siateczkowate. Płytkie rany po walkach znikły, zaleczone wnikliwie przy pomocy maddary oraz ziół. Nie został po nich ślad, jakby jego pojedynki nigdy się nie odbyły, żaden jego twór nie został rzucony w drugiego smoka i żaden cios nie dotknął jego skóry. Wzrok błąkał się mu po jego własnym odbiciu, nie mogąc znaleźć najmniejszej pozostałości.
Czuł się tak samo cały czas, wcześniej i teraz, jak gdyby ten czas nie był przedzielony niczym i minął za jednym mrugnięciem powieki. Nie miał żadnego śladu przeszłości, którą mógłby odczytać w tej chwili, teraz. Jego odbicie w wodzie wyglądało tak samo, jak wyglądało przed walkami.
Nie miał żadnego dowodu dla samego siebie, że cokolwiek zrobił.
Gdyby nie to, że czuł ciepło wnikające w łapy i ruch wody wokół siebie, pewnie by go nie było.
autor: Zjełczały Kolec
28 wrz 2022, 19:23
Forum: Świątynia
Temat: Komnaty z posągami
Odpowiedzi: 194
Odsłony: 8098

W świątyniach było coś, co powodowało u niego skręty żołądka.
Nie potrafił precyzyjnie określić tego elementu, który nieuchwytnie wrzynał się mu w podświadomość i następnie drażnił za jej pośrednictwem ciało. Czuł pewien niepokój z tyłu głowy, choć o wiele bardziej mdły i subtelny, ilekroć wchodził do tych chłodnych, kamiennych trzewi. Odbierał wrażenie, że ich martwota była jedynie pozorna, ponieważ nie jeden raz wyczuł w powietrzu nieokreślone poruszenie, coś żywego, co jednak uciekało, ilekroć spróbował złapać je wzrokiem. Jednocześnie dzięki swym zmysłom był świadom, że nikogo wokół niego nie było. Wrażenia te musiały być złudne.
Kamienne ściany zamykające się wokół ciebie i odstręczające chłodem, tak bardzo nienaturalne i inne od tego, co znajdowało się na zewnątrz, posągi, których nie wyobrażał sobie możliwości stworzenia, cząstki historii, o której nie zdawał sobie sprawy i która przytłaczała go swoim ogromem, tak samo, jak czyniły to kamienne ściany.
Od tego wszystkiego robiło mu się niedobrze.

Niedawne wydarzenia podsyciły tą nękającą Zjełczałego Kolca paranoję. Ilekroć próbował przypomnieć sobie to, co go spotkało w świątyni, jego umysł zdawał się wypierać wszystkie wymykające się jego zrozumieniu fragmenty. Kiedy tylko jego prosta, rzeczowa, niezłożona logika nie mogła znaleźć wyjaśnienia dla spraw boskich, cały jego tok myślenia zwyczajnie ustępował.
Przyjmował stan rzeczy powierzchownie, nie zagrzebując się doszczętnie w jego odmętach. Zapewne wielu uznałoby to za ignorancję, jednak Zjełczały Kolec nawet z tego nie zdawał sobie sprawy i nie uzupełniał swych braków wiedzy pod naporem presji reszty. Prowadził swoją cichą, odizolowaną, niezauważalną egzystencję w niezachwianej próżni. W konsekwencji był pozbawiony jakiejkolwiek wiary, świadomości boskiej sfery, nie znał celu obrzędów i rytuałów. Miał wiedzę teoretyczną, znał wszystkie imiona smoczych bogów i ich historie, lecz nic ponad te nic nieznaczące dla niego słowa.

A jednak zjawił się pod jednym z posągów. W miejscu, w którym widział innych składających dary i słowa pod tymi niekomfortowo przypominającymi żywe smoki kamieni. Sam nie do końca znając powód swojego przybycia.
autor: Zjełczały Kolec
15 wrz 2022, 12:30
Forum: Błękitna Skała
Temat: Ciemna Grota
Odpowiedzi: 369
Odsłony: 51521

Drgnął zauważalnie, na słowa przypuszczenia jego obcego pochodzenia, wybudzając się na chwilę ze sztywnego bezruchu. Był doskonale tego świadomy, że jego przeszłość była uczepiona jego kręconej sierści niczym rzep i podążała za nim, była widoczna, zwracała uwagę, a jednak te nagłe zwrócenie uwagi na ten oczywisty fakt dotknęło go podskórnie. Nie ważne jak bardzo próbował wtopić się w resztę stada i nasiąknąć jego zapachem, to ostatecznie coś tkwiło w nim i przerywało iluzję. Nie było tego widać, gdy chował się za plecami innych smoków, przyćmiony nimi i z pozoru bezpieczny, jednak teraz był sam.
Nie miał żadnej mięsnej tarczy, za którą mógłby się skryć. Był wystawiony na działanie plagijczyka, który zamknął swym ciałem drogę jedyną ucieczki.
Dlaczego tutaj przybył?
Zjełczały zadał to pytanie sam sobie, lecz zdał sobie sprawę, że tyczyło się ono również drugiego smoka. Myśl ta uwięzła wewnątrz niego, nie dając się odpędzić, utknęła mu w gardle, jakby zachłyśnięta z powodu dojrzewającej w jego środku paniki. Wcześniejsze drgnięcie pozostawiło po sobie dreszcz, przebiegający od nasady karku do końca ogona, rosnący na sile wraz z każdym ruchem obcego, zarówno tym rzeczywistym, jak i urojonym, a wtedy pazur zazgrzytał o kamienne podłoże i wszelkie drżenia ciała Zjełczałego Kolca nagle zniknęły.

Czuł na sobie lekceważące spojrzenie smoczych ślepi. Ten gardzący wzrok, przez którego samo objęcie zdawało się obniżać twoją wartość, wręcz przygniatać swoim znaczeniem. Doskonale znał ten wyraz oczu, nie dziwił go i przyzwyczaił się do niego. Wręcz przestał go zauważać, gdyż zbyt skupiony na ruchach ciała, kłów, pazurów, pyska, mięśni, delikatnych drżeń maddary. Patrzenie w ślepia drugiemu smokowi było ryzykowne, ponieważ mógł uznać to jako prowokację. Zjełczały Kolec przypomniał sobie istnienie tego spojrzenia i jego potencjał wraz ze zgrzytaniem pazurów o kamień.

Sztywny i nieruchomy jak otaczające mnie ściany. Atakowanie mnie sprawiłoby ci tyle samo zadowolenia, co uderzanie w kamień. Mniej niż alpakę.

Smok o białym łbie próbował mu coś udowodnić, upokorzyć go i zasiać w nim strach dla własnej satysfakcji. Pozostawał w jaskini przez własną nudę i nadzieję, że uda mu się wycisnąć z niego choć trochę rozrywki. Jednak zabieg ten jest efektywny tylko wtedy, gdy coś stoi na jego przeszkodzie, gdy ofiara stawia opór, który możesz następnie zniszczyć, zdeptać i rozgnieść.
Bez tego wszystko staje się bezsensowne.
Zjełczały Kolec nie miał honoru ani respektu dla siebie. Nie było żadnych przeszkód, przez które nie mógłby pogrążyć się w roli ofiary.
Może to, przed czym się tak bronił, było ostatecznie jego wybawieniem?

– Jeśli pomimo tego czujesz potrzebę zaatakowania mnie, skosztowania smoczego mięsa i stania się kanibalem, nie będę się bronił. Oddam się tobie. W razie, gdyby to było twoim dążeniem w tej grocie, dam ci cząstkę swojego ciała i ukrócę twoje starania.

Dziwne, podłużne ślepia wahliwie spojrzały na swojego rozmówcę. Tym razem nie przez niego, lecz na niego, jednak wciąż nie w oczywisty sposób. W przeciwieństwie do tych o jaskrawo niebieskiej barwie ich spojrzenie było przyćmione i niezauważalne.

– Może po poczuciu dławiącego smaku mięsa mojego ogona, z obrzydzenia puściłbyś mnie wolno, nie chcąc brudzić swoich łusek.
autor: Zjełczały Kolec
18 sie 2022, 20:01
Forum: Błękitna Skała
Temat: Ciemna Grota
Odpowiedzi: 369
Odsłony: 51521

Przechylił delikatnie łeb w prawo. Jego lewe oko w konsekwencji odbiło biało żółte światło maddary i niczym lustro zajaśniało szkliście w ciemności. Pysk pozostał sztywno naprężony, jakby oczekiwał od nieznajomego gwałtownego ruchu, czegoś, co zmieniłoby tor tej rozmowy, a może i nawet ukróciłoby ją na rzecz bardziej dosadnych form przekazu.
Przecież sam nad tym myślałeś, gdy wszedłeś do tej groty. O zapolowaniu na mnie dla rozrywki. Czy teraz potępiasz ten zamiar?

Słowa smoka zdawały się równie sztywne i napięte, co jego pysk. Twarde, wymawiane niemal mechanicznie, jakby głos uchodzący z paszczy był jedynie wiatrem, uchodzącym przez skomplikowany system rurek tworząc dźwięk. Jedynie mowa ciała samca coś zdradzała, jego łapy przyciśnięte ciasno do ciała i nastawione bacznie uszy. Omijał wzrokiem spojrzenie drugiego smoka, przebijając jego ciało na wylot i patrząc gdzieś dalej, przez niego, w nieokreślony punkt w jaskini. Czarne pazury Zjełczałego Kolca były niemal jak stopione z kamiennym podłożem, bo nieruchome i ściśle na nim oparte.

Zdajesz się… Czuć niechęć do stada Ognia. Po co ci coś tak bezużytecznego, jak imię kogoś, kto należy do stada ci obrzydłego? Czy nadal oceniasz, ile rozrywki bym ci zapewnił?

Serce biło Zjełczałemu Kolcowi szaleńczym tempem, a on sam poniekąd nie wierzył, że tyle słów wypłynęło z jego ciała, że dał upust tym pytaniom i naraził się tym samym na odpowiedź. Mnogość jego własnej mowy wibrowała mu w uszach niczym mrówki, obca i drażniąca. Jego samego owładnęło wrażenie, że to wiatr przemawia przez jego krtań, a on jedynie biernie przysłuchuje się wydawanym w ten sposób odgłosom.

Może czyha to w każdym ze stad? Nie tylko Ognia.
autor: Zjełczały Kolec
01 sie 2022, 20:49
Forum: Błękitna Skała
Temat: Ciemna Grota
Odpowiedzi: 369
Odsłony: 51521

Ślepia jego nadal szkliły się od niedowierzania, gdy słuchał odpowiedzi obcej paszczy. Rzeczy, które mówił, mogły być oczywistym blefem, mającym niszczyć od środka niczym rozwijająca się wewnątrz tkanek choroba, zwinną grą słów, która grała na jego emocjach i zmieniała się zależnie od jego reakcji. To wszystko mogło być jedynie historią, usnutą na potrzeby zszargana stada Ognia i zasiania wewnątrz niego chaosu. Zjełczały był przecież przyzwyczajony do tego, że błądził we mgle własnej niewiedzy, a każdy jego krok i założenie mogło okazać się błędne. Musiał być sceptyczny. Słowa samca mogły okazać się błędne, a kanibalizm w rzeczywistości nieobecny na tutejszych terenach.
Mógł ulżyć swojej psychice i uwierzyć, że smok kłamał, lecz pewien nieokreślony element mu to uniemożliwiał. Tkwił w nim niczym wbity i następnie zapomniany kolec, który gnił wewnątrz niego i przypominał o sobie w najmniej odpowiednich momentach. Rozkładająca się w nim paranoja, która wrosła na stałe w jego tkanki. Coś było w słowach obcej paszczy, a może było to wyłącznie przeczucie żołądka Zjełczałego, że dotyczyły one rzeczy niewymyślonej. Mógł jedynie ostrożnie ją rozbierać na kawałki i zastanawiać się, czy była ona prawdziwa w całości, czy była ona kotłowaniną zawierającą fałsz.

Nagle zaskoczone spojrzenie znikło. Pytanie nieznajomego samca dotarło do uszu Zjełczałego Kolca, zakręciło się w ich tunelach i z początku na białym pysku nie dawało się zauważyć żadnych zmian. Wtem gwałtownie zmienił się jego wyraz i z tępego oszołomienia wyłoniło się coś zgoła odmiennego.

Każdy może stać się kanibalem, gdy jest wystarczająco głodny... lub znudzony. – Odparł z dziwnym grymasem, jakby nie mógł się zdecydować, czy pytanie obrzydziło go, czy rozbawiło. On kanibalem? Ten sam smok, na którego widok przychodziła na myśl zwierzyna łowna? Jego zdziwienie nie mogło pogłębiać się w nieskończoność, w końcu musiało dotknąć dna. Jednak pytanie było na tyle obłędne dla Zjełczałego kolca, że zamiast dotknąć tego nieszczęsnego dna, przebiło się ono na wylot.

… Znasz więcej przypadków? – Zapytał z lekkim wahaniem. Po wcześniejszym grymasie nie było ani śladu. Smok ponownie wrócił do swojego napiętego sztywno lica.
autor: Zjełczały Kolec
21 lip 2022, 20:02
Forum: Warsztat
Temat: Kwarce Siły i Wytrzymałości
Odpowiedzi: 344
Odsłony: 13883

Zjełczały Kolec od dłuższej chwili wpatrywał się w kwarc, próbując dojrzeć w nim jakąkolwiek nadzwyczajną drobinkę, która odróżniała go od innych kwarców. Aczkolwiek bezskutecznie, ponieważ nieważne jak bardzo wytężał wzrok, nie potrafił zauważyć nic specjalnego, nic zdradzającego to, że miał moc równą tej z opowieści innych smoków. Nawet przemknęła mu myśl, aby opuścić duszne komnaty świątyni i uznać zdolności kwarców za jedną z mrzonek, które mieszają się z prawdą w najróżniejsze sposoby.
Wewnątrz trawiło go jednak przeczucie.
Łapa Zjełczałego Kolca ułożyła przed kwarcem kamienie szlachetne i przywiezione ze sobą mięso. Delikatnie, niepewnie, jakby nie mogąc się całkowicie przekonać, że ma to sens. Na zapach mięsa zaburczało mu w brzuch, lecz powstrzymał się i zaczekał cierpliwie.


//12x mięsa, 2x szafir i szmaragd za wytrzymałość II
autor: Zjełczały Kolec
17 lip 2022, 19:22
Forum: Grota Cudów
Temat: Posąg Lahae
Odpowiedzi: 71
Odsłony: 5377

Pozostawał na miejscu bardzo stabilnie, to znaczy – nie ruszał się w całej okazałości znaczenia tego słowa. Był nieruchomy niczym skała niczym stojące wokół posągi bogów. Czyiś wzrok po słomkowym ciele przesuwał się obojętnie, jakby było jedynie kolejnym fragmentem szarej podłogi. Nieruchome kontury tego smoczego bytu zdawały się wręcz rozmywać przed ślepiami. Jeszcze kilka mrugnięć i zapewne oddałby się trwaniu w pełni. Może zniknąłby? Zatopił się w szarej skale! Może, pomijając nieprawdopodobność tego zdarzenia, skamieniałyby do głębi tkanek i stanąłby jako kolejny z posągów wśród tych bożych. Zamiast czarnych, bezużytecznych łez kapałyby z niego kropelki tłuszczu. Można byłoby przenieść jego kamienne ciało na jeden z pustych piedestałów, podstawić kilka miseczek i zbierać ten tłuszcz do…
Nikomu jednak nie będzie dane ujrzeć tej osobliwej metamorfozy, ponieważ z tego letargu bytu wybudziło go nagłe stukanie w skale, które niczym igiełki sosnowe wbiły się w jego wystawione na dźwięki uszy. Drgnął nagle, zaprzepaszczając wszelkie szanse na zyskanie pomnika o nieskończonym stłuszczeniu przez Wolne Stada. Biały łeb odwrócił się w stronę smoka o łuskach niczym szyszka, powoli, ponieważ szyja bolała go od zbyt długiego wgapiania się w mapę.
Zjełczały Kolec dokładnie w tym momencie zdał sobie sprawę, że on i prorok zostali sami. Poczuł dreszcz, który ostatecznie przywrócił go do pełni świadomości, przebiegający od nasady karku po kraniec jego zaczerwienionego ogona. Choć całokształt postaci Strażnika jawił się niekompletnie dla adepta, wedle którego bogowie byli bytami równie odległymi i niepojętymi co słońce na niebie i dla którego hierarchia tutejszych smoków była czymś, do czego musiał się dość długo przyzwyczajać, to czuł od tego szyszkowego smoka bliżej nieokreśloną aurę wyższości i groźby. Ponadto widział przecież własnymi wyłupiastymi ślepiami jakie wzburzenie wywołał na spotkaniu swym krasomówstwem. Były to tylko bzdetne słowa, a jakie rozprężenie napięcia między stadami obudziły!
Zastrzygł uszami gdy słuchał słów, które teraz niezakłócenie odbijały się od pustej sali świątyni. Trafiały one w zakamarki jego pamięci i tam osiadały, niczym piach w rzece, który zatrzymał się między kamieniami. Nie musiał nawet próbować.
Piach ten nagle zaiskrzył, zaskrzeczał i buchnął płomieniem, jakby był z czystego krzemienia. Wszystkie elementy zionęły ogniem w rozumie Zjełczałego Kolca. Czyli jego interpretacja miała drobinkę sensu, należało poszukać jakiegoś badyla, chwasta, liścia i następnie zapewne go zerwać łapami, a niebo otworzyłoby się i jasne promienie słońca ponownie zaczęłyby oświetlać ziemię. Zaprawdę dziwne były te tereny, dziwne były siły nimi rządzące!
Może i on chłonął tą dziwność, stąpając po nich, chłonął swoimi tkankami te nieznane siły, które niczym chwasty zarastały one jego racjonalne myślenie. Nie potrafił inaczej uzasadnić swojego postępowania, a może nie chciał, gdyż przypisywanie swojej tendencji do ulegania pokusie narażania swojego życia siłom niepojętym było najwygodniejsze.
W głębi swych trzewi wiedział jednak, że były to wygodnickie bzdury.
I pomyśleć, że przybył tu szukając Niepozornego Kolca, który przecież już dawno opuścił świątynię. Czy naprawdę szukał tego smoczego różu, a może w rzeczywistości poszukiwał czegoś innego? Kolejnej paszczy, w którą mógłby wleźć?

Zjełczały jeszcze raz spojrzał w stronę Strażnika, który najwyraźniej mówił do kamienia. Chyba nie powinien mu w tym przeszkadzać, bardzo się w to wczuł.

Że wam się chce…

Szepnął cicho do siebie, a następnie wyszedł bez zastanowienia się, dlaczego mu się chce.

//zt
autor: Zjełczały Kolec
15 lip 2022, 8:37
Forum: Błękitna Skała
Temat: Ciemna Grota
Odpowiedzi: 369
Odsłony: 51521

Jego oddech zatrzymał się. Klatka piersiowa stała się równie martwa i nieruchoma co ściany groty, zaklęta w kamień i pozbawiona wszelkiego elementu organicznego. Zestalił się niczym wosk w niskiej temperaturze, niczym tłuszcz. Nagle zrobiło mu się zimno.
Rozrywka. Czyli dla tego smoka, dla smoków, było to jedynie rozrywką, drobną igraszką wplecioną w ich codzienność na równi z odebraniem życia pokrytej wełną zwierzynie łownej. Zawsze ta myśl była obecna w białym łbie, zalegała w jego ciele, w jego żołądku wraz z innymi ciążącymi mu kąskami, jednak teraz znalazła potwierdzenie w czyichś słowach i tym samym stała się prawdziwsza. Słowach wypowiadanych swobodnie, jakby były jedynie powiewem wiatru ze świata wewnętrznego w głąb jaskini. Ostatecznie mięso było mięsem, tak samo zachowywało się pod naciskiem kłów i pazurów bez względu na pochodzenie. Nie ważne ile praw, ile nadanych obyczajów i imperatywów próbowało ukryć ten gnijący ochłap wiedzy.
Poczuł się dogłębnie zagrożony na myśl, że tylko ten drobny układ między smokami istniejący wyłącznie w ich łbach być może był jedyną rzeczą, która chroniła go przed pożarciem. Czyli nieważne jak się starał, nadal tkwiła w nim ta aura ofiary, a inni potrafili ją wyczuć.
Ka-ni-bal. Ka-ni-bal. Rozrywał to słowo na kawałki w swojej wyobraźni. Było mu nieznane, nigdy go nie słyszał, w takim nieświadomym odosobnieniu żył. Jednakże jak tylko je sobie uzmysłowił, wydało mu się odpowiednie, właściwe i trafne i niemal poczuł drobne rozluźnienie mięśni, gdy zrozumiał, że zjawisko to miało tutaj swoją nazwę. Ka-ni-bal.
A wtedy do niego dotarło.
Jego stado, stado kanibali. Czy byłoby zaskoczeniem, że Zjełczały Kolec o tym nie wiedział? Że jego poczciwa opiekunka, będąca często jedynym pośrednikiem między nim a wydarzeniami ze stada, nie wspomniała mu o tym niewygodnym strzępku? Był zbyt mało towarzyski, zbyt mało domyślny i nie potrafi z tych szeptów smoków Ognia wyciągnąć uświadomienia ostatecznego. Być może nie chciał tego zrobić, być może się bał.
Jakże niezwykłym trafem losu było to, że ponownie znalazł się w stadzie mogącym zostać określonym stadem kanibali!
Nie potrafił ukryć swojego zdziwienia, nagle zaczerpniętego ze świstem oddechu. Ślepi błyszczących z niedowierzaniem i tego wyrazu na pysku, który jawnie odsłaniał jego niewiedzę, bezwstydnie ukazywał ją w pełni światła dwóch maddarowych tworów. Pysk jego otworzył się i można było ulegnąć wrażeniu, że zaraz wytoczy się z niego oznaka zdumienia, wypełnione po brzegi oburzeniem słowa, odpowiedź nacechowana złością czy przynajmniej żałosnym strachem. Zamiast tego jednak w grocie zawisło zwykłe i rzeczowe pytanie:

Czy jest to złe?
autor: Zjełczały Kolec
12 lip 2022, 18:58
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Ustronie
Odpowiedzi: 619
Odsłony: 88696

Zjełczały Kolec pokornie przyjął miskę, choć jego łapy były sztywne, jakby wszelkie obawy sfermentowały się w jego żyłach, czyniąc je napuchniętymi i drętwymi. Z leczniczej zawartości ulatniał się zapach oczyszczający nozdrza, ostry i piekący, lecz jednocześnie odrobinę, acz wciąż mdląco, słodki. Nienawidził smrodu ziół.
Wstrzymał oddech, spróbował ograniczyć wszelkie swoje powonienie i wyobrazić sobie, że pije zwykłą, pozbawioną elementów obcych wodę. Otworzył uprzednio zaciśniętą paszczę, wlał znajdujący się w misce lek i powstrzymując się przed odruchem natychmiastowego połknięcia płynu, przepłukał gardło. Powtórzył to kilka razy, rzucił niepewne spojrzenie uzdrowicielowi i ostatecznie, nie wiedząc co począć, po prostu wszystko połknął. Najwyżej ta dziwaczna mieszanka przyprawi go o biegunkę. Trudno.

I po krzyku.
autor: Zjełczały Kolec
12 lip 2022, 17:12
Forum: Grota Cudów
Temat: Posąg Lahae
Odpowiedzi: 71
Odsłony: 5377

Był tu całkowicie i absolutnie niepotrzebny.
W pełni przenikliwości swojego umysłu, bez nawet krzty zaprzeczenia, wiedział, że jego obecność była tutaj zbędna. Nie spodziewał się, aby mógł cokolwiek swoim jestestwem wnieść do tej ciemnej niezrozumiałości wydarzeń, za przykładem reszty rzucić na nią choć trochę światła i tym samym wykazać się jakąkolwiek przydatnością. Słowa wyjaśnienia rzucane tak swobodnie przez inne smoki były dla niego równie niezrozumiałe, co ukazujące się w czarnej mazi obrazy. W powietrze wznosiły się niczym poruszone drobinki kurzu wspomnienia bogów, zawiłych interpretacji, a on nie mógł ich sobie mimo prób najsilniejszych przyswoić. Drobinki kurzu omijały go zwiewnie, lekceważąc jego starania.

Bez tej całej otoczki sprawa wydawała mu się prosta, co źle wróżyło jego prawdziwości.
Jakiś chwast przysłania oczy, więc ciemno. Zerwij konkretnego badyla, będzie jasno.

Możliwości interpretacyjne Zjełczałego Kolca były, szczególnie w porównaniu do reszty, dość mizerne. Przynajmniej się starał, bo choć coś kłuło go wewnętrznie, ilekroć był świadkiem tych niesamowitych zdarzeń coraz bardziej rozmiażdżających swym ogromem jego nienawykły do takich fenomen światopogląd, to jednak pozostawał twardo w świątyni i przy okazji biernie poszerzał swoje horyzonty. Mogło to się okazać przydatne, a przynajmniej takie było jego jedyne pocieszenie. Chociaż sam do końca nie wiedział, czy to z jakiejś chęci podniosłej, ciekawości i pragnienia rozeznania się w tych otaczających go enigmach, czy może po prostu strach przed ruszeniem się z miejsca. Na zewnątrz mogły się dziać rzeczy o wiele gorsze.
Stał więc i słuchał innych. Jednocześnie gdzieś w zapomnianym kącie własnego umysłu zastanawiał się, co mogłoby się stać po zerwaniu drugiego badyla. To pytanie jednak tak samo, jak jego obecność w świątyni, było całkowicie i absolutnie niepotrzebne.
Już raz w swoim życiu zrywał roślinne o podejrzanym tle stworzenia i choć nie skończyło się to dla niego krzywdą, wręcz przeciwnie, to kolejny raz nie mógł być tak pomyślny.
autor: Zjełczały Kolec
10 lip 2022, 18:01
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Ustronie
Odpowiedzi: 619
Odsłony: 88696

//zapalenie gruczołów (smok nie może ziać ani mówić)

Od dłuższego czasu czuł, że coś tkwiło mu jakby w gardle, rozrastało się i dusiło. Niczym kąsek zakrztuszony i nigdy nie połknięty, kość jakiegoś zwierzęcia zaległa w przełyku. Zjełczały Kolec ignorował to uczucie, wypierał je ze swojej świadomości i czekał biernie, aż samo przejdzie, aż ten element zadławiony wreszcie spłynie w soki żołądka i się rozpuści. Nie chciał dopuszczać do siebie tej myśli przerażającej i wywołującej u niego gorsze mdłości niż te obce grudki w przełyku. Myśli, że mógł być chory.

Niesamowicie obawiał się wizyty u uzdrowiciela.
Źle kojarzył mu się odurzający zapach ziół. Odpychał go ten charakterystyczny wyziew roślinny otaczający postać leczącą, ta trudna do określenia otoczka, która owijała smoki pałające się wypędzaniem chorób i boleści z czyichś owładniętych słabością ciał. Zjełczały Kolec zaprzeczał przed samym sobą, że i jego w końcu owładnęła ta słabość ciała i w tej właśnie chwili przeżerała mu tkanki. Nie mógł być chory, gdyż choroba zwykle prowadziła do śmierci.
Wdychał tę duszność ziół w jaskini Impresji Niebytu i w teorii powinien przyzwyczaić się do niej, przestać zwracać na nią uwagę i odczuwać ją równie niezauważalnie, co zapach nieprzesiąkniętego niczym powietrza.
Nie mógł jednak zapomnieć. Nie mógł pozbyć się skojarzeń i przeświadczenia, że wszelka choroba oznaczała prostą drogę do gnicia jako trup padły. Nie potrafił w pełni uwierzyć, że rzeczywiście te zioła leczyły i były w stanie wyleczyć również jego.

Jednakże obce uczucie w gardle się natężało. Piekło, rosło i stawało się coraz bardziej dotkliwe, aż pewnego dnia Zjełczały Kolec odkrył, że nie może ani ziać, ani mówić.
Wtedy coś w nim pękło. Może pękły właśnie te grudki go duszące, a może jego własny upór wreszcie rozpadł się pod wpływem strachu przed byciem całkowicie pochłoniętym chorobą.

Nie mógł wyjaśnić, dlaczego czuł wstyd przed udaniem się do Impresji, jego przecież opiekunki i przewodniczki po stadzie Ognia. Zamiast tego zwrócił się do uzdrowiciela z zaprzyjaźnionego stada, choć widok obcych pysków nie jawił mu się miło. Prawdopodobnie wolał, aby nikt znajomy nie widział go w takim stanie.

Zjełczały Kolec co rusz przełykał nerwowo ślinę, gdy oczekiwał na Pokłosie Wyborów, jakby dzięki powtarzaniu tej czynności mógł samoistnie wyzdrowieć. Nic takiego jednak nie miało miejsca, więc łykał i czekał dalej.
Na przybycie uzdrowiciela zareagowałby jedynie krótkim, powitalnym skinieniem łba, po czym zarysowałby pazurem okolic miejsca na jego gardle, gdzie dławiące elementy były najbardziej irytujące. Reszta ciała samca była niczym spetryfikowana, drętwa od obaw.
autor: Zjełczały Kolec
08 lip 2022, 20:31
Forum: Błękitna Skała
Temat: Ciemna Grota
Odpowiedzi: 369
Odsłony: 51521

W ciemności zajaśniały nagle białe białka oczu. Zjełczały Kolec otworzył wcześniej zaciśnięte ślepia. Słyszał, jak jakaś żywa masa wsuwa się w głąb groty, pełznie w jego kierunku i zbliża się, jej łapy dotykają delikatnie skalnego podłoża a powierzchnia ciała ociera się nieznacznie o ściany. Rejestrował te wszystkie dźwięki, gdyż zdążył w swym trwaniu bezczynnym stać się bardziej wyczulonym na teraźniejszość, na otoczenie. Brak światła natężył bodźce odbierane przez słuch i węch. Węch, ten węch właśnie nagle jakby go zapiekł, nos jego zaswędział i w konsekwencji smok ze stada ognia nie mógł się powstrzymać, choć opierał się przed tym całą swą wolą. W grocie zabrzmiało siarczyste kichnięcie.
Zapach przybysza był obcy, był obcy i gęsty od jakiegoś smrodu okropnego, który przywoływał w Zjełczałym najgorsze wspomnienia. Zapach ten był o wiele bardziej gryzący niż jełczenie najdogłębniejsze tłuszczu przeżartego zgnilizną. Wziął głęboki oddech, bowiem powietrze w jaskini zgęstniało i stało się ciężkie, trudne do nabierania w płuca.
Nie lubił nieznanych zapachów, nie lubił obcych. To, że okoliczne tereny na swojej powierzchni utrzymywały aż cztery stada wydawało mu się szaleńcze, niemal niemożliwie. Nie utrzymywał żadnych kontaktów ze smokami nienależącymi do ognia, umieszczając ich istnienie w przestrzeni nieokreślonej, jakby byli jedynie wymyśloną historią. Jednak egzystowali w całej swojej realności, w całym swoim zapachu i postaci. Głosie.
Ponieważ w jaskini rozbrzmiał raptem głos przybysza. Biały łeb spojrzał w biały łeb, jakby obaj byli jedynie unoszącymi się głowami pozbawionymi ciał. Zjełczały Kolec drgnął i białka jego oczu wytrzeszczyły się, a nozdrza zadrżały od gwałtownie wypuszczonego powietrza i następnego głębokiego oddechu. Przez chwilę było słychać wyłącznie to – jego oddech, jako że samiec oddychając starał się nie wpadać w popłoch. Przecież przybył do tej groty, aby wyzbyć się lęku.
Co uczyniliby jego przodkowie?
Mieliby to w najgłębszym zawirowaniu swojej sierści i jedynie reagowali na to, co się zdarzy, bez nadgorliwości ruchu i emocji. Ponadto nie był już Tłuszczem, lecz jego Jełczeniem, które miało pewną umiejętność umożliwiającą mu wykroczenie poza ograniczenia własnego ciała i się obronienie. Ochronę własnych trzewi dzięki znajdującej się w nich sile. Uspokajało go to nieznacznie.
W grocie nagle zajaśniało blade światło, którego moc była na tyle stłumiona, że żaden ze smoków nie musiał mrużyć oczu. Dawało jedynie lekką żółtą poświatę, która delikatnie pokrywała ich ciała i umożliwiła przyjrzenie się sobie nawzajem bez utrudniającego to mroku.
Zjełczały Kolec zmierzył przybysza w nowym, stworzonym przez siebie świetle, przyjrzał się jego rozdmuchanej przez szerokie skrzydła posturze. Zasłaniał wyjście z groty.

Jestem. – Odparł krótko, bez żadnego zabarwienia. Nie rozumiał tego pytania. Było bezużyteczne. Zjełczały wolał po prostu być. Bycie smokiem jednak było bardziej odpowiednie z uwagi na jego powłokę, która w jego odczuciu była najbardziej smocza.

Zapolowałbyś na mnie tak, jak na alpakę?

Jego pytanie brzmiało tak samo, co poprzednia jego wypowiedź. Ciche słowa wydostały się na zewnątrz jego paszczy, nie zdradzając żadnych kryjących się w nim uczuć. Smoka ujawniała jedynie klatka piersiowa, która unosiła się niemal równie szybko, jak biło jego serce.

Dziś był dzień pytań i (być może) odpowiedzi. Ten smok o zepsutej woni mógł mu ich użyczyć, gdyż choroba, szczególnie ta plagijska z pewnością mogła przejrzeć twoje tkanki i zgłębić ich słabości.
autor: Zjełczały Kolec
06 lip 2022, 20:45
Forum: Grota Cudów
Temat: Posąg Lahae
Odpowiedzi: 71
Odsłony: 5377

Zapuścił swoje rozeznanie do wnętrza świątyni, mimo że ta odpychała go swoją aurą. Było w niej coś, co sprawiało, że obawiał się penetrować jej wnętrze, jej wnętrzności, jakby była żywą istotą zdolną go połknąć. Otoczenie te zdawało się buzować czymś nadnaturalnym, myślą świadomą i ten właśnie absurd był najbardziej niepokojący. Dla Zjełczałego Kolca pojęcie świętości było czymś wykraczającym poza sferę jego poznania, czuł jedynie unoszący się wokół niego chłód.
Coś go jednak pchało do środka, mocą swą przekraczając wszelkie obstrukcje. Próbował stworzyć sens tych kolejnych kroków stawianych, krycia się za ścianami i ścisków swych wnętrzności. Męczyło go uczucie silnej obawy, jednocześnie nieprzyjemnej i podniecającej, gdyż dobrze znanej. Dawno nie miał do czynienia z tak kompleksową jej odmianą.

Zanim jednak dane było Zjełczałemu zrozumieć samego siebie, w jego zasięgu wzroku zaczęły dziać się zdarzenia, które pochłonęły wszelką jego uwagę. Myśli bezużyteczne odeszły i smok zamarł z pyskiem otwartym i ślepiami rozszerzonymi. Czarne mazie, płyny złowrogie, zaczęły ściekać z kamiennego kształtu smoczego, falować i zmieniać swe formy. Najpierw przypominały węże w swym poruszaniu się, lecz nagle porzuciły tę postać i stały się czymś zupełnie nierozpoznawalnym. Majaczyły na podłodze jak halucynacje, zachowaniem wykraczając poza znane mu schematy. Choć mógł uciec od tego widoku, porzucić go, to uczynił coś zgoła odmiennego, co było wszelkim zaprzeczeniem swojego fundamentalnego pragnienia utrzymania się przy życiu. Przyśpieszył krok i zbliżył się jeszcze bardziej do tych obrazów tworzonych przez mroczne płyny, by pochłonąć je swoim umysłem. Odgłos jego łap rozbrzmiał w pomieszczeniu, by po chwili zostać przygłuszonym przez smocze głosy.
Odnalazł Niepozornego Kolca, jak i również ku swojemu zaskoczeniu pisklę przyjęte przez Impresję Niebytu, tę rybkę wilgotną. Dopiero na końcu jego spojrzenie natrafiło na drobną samicę, której sylwetka w swym puchu i niebieskości poruszała przy skałach w kształcie smoków. Jej zapach był obcy.
Nikt nie sprawiał wrażenia bycia objętym terrorem, że wydarzenia przed chwilowe przyspieszyły mu bicie serca, a łapy ugięły się pod natłokiem tych niezrozumiałych wrażeń. Czy to, co widział, było czymś naturalnym i powszechnym? Nawet zwierzęta, które z jakiegoś powodu znalazły się w świątyni, zdawały się spokojne. Zjełczały Kolec jednak nie mógł czuć ścisku kiszek.
Nie wiedział, dlaczego nadal przebywa w świątyni i zagłębia się w tajemnicze czeluście, jakieś niepewności zdarzeń i odkrywa się na groźby losu. Tylko jego żołądek pomrukiwał cicho, jakby wiedział dlaczego.
Może po prostu szukał czegokolwiek, co pomogłoby mu odnaleźć się w tym chaosie. Nawet jeśli miałoby to być w trzewiach nieznanego.
Zjełczały Kolec drgnął, gdy różowy smok go przywołał. Podszedł ostrożnie, nie mogąc przyjąć równie spokojnego uosobienia co reszta zgromadzonych. Maź ta była czarna i gęsta, niczym gluty z nosa, wolał jej nie dotykać. Swoją obecność ograniczył do słuchania wyjaśnień Niepozornego Kolca i stania w miejscu, bez ruchu, niczym jedna z tych skał na piedestałach.

Zjełczały nie rozumiał pytania. Na tych terenach wszystko było dziwne.

Nie odezwał się więc. Jego myśli były zbyt gęste od słów usłyszanych na spotkaniu i obrazów nadnaturalnych zdarzeń. Zamiast tego słuchał i tylko chłonął niemo wszystkie ochłapy wiedzy, które pomogłyby mu się odnaleźć wśród tego mroku niewiadomych.

Wyszukiwanie zaawansowane