Czy śmiertelnicy byli w stanie zbliżyć się do bogów na tyle, by kiedykolwiek określić ich jako poznanych? Czy dało się zadać dość pytań, by czas i okoliczności pewnego dnia nie zmusiły smoków do zaczęcia od początku?
Erycal nie był wyborem łatwym, ale być może zagadkowa aura jego piedestału sugerowała Dionowi, że od niego należy zacząć. W końcu zostawiając tutaj muchomory, mógł mieć na myśli jakiś dialog ze smokami. Dialog, którego nikt nie spróbował podjąć.
O ile chłód wokół wzmagał z każdym zerwanym grzybem, była to różnica bardzo drobna, nie sugerująca żadnego boskiego gniewu. Pierwszy etap oczyszczania powierzchni kamiennego podwyższenia odsłonił porastające go gęsto kwiatostany polnych kwiatów, a między nimi cienkie, wyschnięte żyłki wijące się między płatkami. Czarna maź, która dawno temu wyciekała spod czerwonych kapeluszy, sprawiała wrażenie, jakby wniknęła w kamień do tego stopnia, że miejscami na stałe zmieniła jego barwę. Na pierwszy rzut ślepia łaty czerni nie przypominały nic konkretnego, choć czujny wzrok smoka mógł dostrzec trudny do wyjaśnienia ład w ich rozmieszczeniu. Nie mógł jednak jasno określić jaki obraz krył się na kamieniu, dopóki wciąż osłaniała go tajemnicza roślinność.
Polne kwiecie, podobnie jak muchomory, nie miały żadnych korzeni, ale od zwyczajnych mniszków, stokrotek, czy rumianków, wyróżniały się jeszcze brakiem jakiejkolwiek łodygi, czy liści. Suche, przypominające pnącza młodego bluszczu witki otaczały je z różnych stron, a choć było ich sporo, Dion nie był w stanie określić, gdzie właściwie zaczynają się, a gdzie kończą.