Znaleziono 16 wyników

autor: Kościany Kolec
25 kwie 2022, 12:51
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Liściaste rozstaje
Odpowiedzi: 663
Odsłony: 92600

Uniósł łeb wodzony sylwetką Jesmery przecinającej niebieskie niebo. Kąciki ust uniosły się w górę, a wyczekiwanie Nithiraia zostało nagrodzone przypływem satysfakcji. Drzewa zasłoniły mu miejsce lądowania smoczycy, ale samiec postanowił się nie ruszać z miejsca by wyjść na przywitanie siostrze. Łeb natomiast uważnie śledził jej kroki, aż Jesmera zbliżyła się do niego i mruknęła na powitanie. Szary odpowiedział jej skinieniem łba.
– Witaj. Pogoda jest świetna na lot, czyż nie? – zagaił, chwaląc jej wybór lokomocji.
Spojrzał na swój rysunek, już mało wyraźny przez wodę wypełniającą wyryte w ziemi rowki.
– Nawet jeśli by wpadały same, to pióra są uciążliwe i niedobre. – odpowiedział na jej komentarz. Dutki wbijały się w język i podniebienie, a włoski chorągiewki włażą między zęby. Nieprzyjemne.

Przystąpili od razu do nauki. Nithirai, nieświadomie naśladując Jesmerę, sam usiadł na zadku i otulił łapy ogonem. Gdy siostra zaczęła tłumaczyć mu podstawy skradania, mogła zauważyć, że co jakiś czas brat kiwał głową na znak zrozumienia. Niektóre rzeczy były oczywiste, ale niektóre – pomimo bycia takimi – zaskakiwały Kościanego. Bo szukanie śladów zwierzyny zarówno w postaci odbić ich łap i pozostawionych fekaliach było czymś, co wyniósł jeszcze z nauki ich matki – potem sam również do tego doszedł. Ale najwyraźniej brakowało mu czegoś istotnego – wiedzy, że... przecież wiatr też ma ogromne znaczenie.
– Aha. To by wyjaśniało, dlaczego zwierzyna zawsze się płoszyła, gdy do niej podchodziłem. Czuły mój zapach, gdy źle się ustawiałem. – wywnioskował trafnie. – Tylko co, jeżeli przez wiatr muszę się ustawić tak, że ofiara jest przodem do mnie? Nie wyczuje mnie, ale szybko mnie zobaczy, gdy do niej podejdę. – zapytał, zdradzając wątpliwość przy tak, zdawałoby się, prostej czynności.
A może po prostu chciał osiągnąć perfekcję? Nie narażać się na pomyłki, których można uniknąć?
Następnie padło jeszcze kilka przykładów tego, jakie ślady i gdzie mogą zostawiać zwierzęta. Wydrapana kora, połamane gałązki i krzewy, krew tak wyraźna na śniegu, sierść... Oh. A to ci ciekawostka. Nie wiedział, że zwierzęta zrzucają sierść na wiosnę. Cenna uwaga. Przyjął ją z tym głębszym skinieniem łba.
Potem przyszedł czas pytania Jesmery, a odpowiedzi Nithiraia. Adept skupił się na opowiedzianej historii. Wysłuchał jej od początku do końca, po czym jeszcze przez dłuższą chwilę przypominał sobie jej treść, by wyciągnąć z niej jak najwięcej detali, których mógłby się chwycić.
Zimny, zimowy wieczór, ośnieżony las...
– Sarny idąc przez las na pewno zostawiły odbite w śniegu ślady, W lesie jest sporo roślin, które mogłyby uszkodzić – czyli połamane gałązki leżące na ziemi, wgniecione krzewy i rośliny... – zawiesił głos, przypominając sobie dalszą część powieści.
Truchło borsuka.
– Sarny wymijając borsuka mogły wdepnąć w krew, która mogła znajdować się wokół niego. Również wilki, które potem będą gonić te sarny mogły w ten sposób niechcący oznaczyć swoją obecność. – "o ile sarny nie wyczułyby ich zapachu", dodał w myślach.
– One też mogły zostawić po sobie podobne ślady. Odbicia łap w śniegu, oznaczone sikami drzewa i ziemię, co w śniegu łatwo jest zauważyć... Zapach... wilki trochę śmierdzą. – skomentował, wykrzywiając nieco pysk na ostatnie zdanie.
– Na polanie, gdzie zostały zaatakowane sarny na pewno musiało być mnóstwo dość głębokich odbić w śniegu, zarówno od nacierających wilków i uciekających w popłochu saren – no i sama potyczka. Krzaki, z których wypadły wilki mogły być też poturbowane i połamane. Zabita sarna pozostawiła po sobie mnóstwo krwi, w które mogły wleźć inne sarny no i ich oprawcy. Ślady byłyby jeszcze wyraźniejsze.
No i jucha też zostawia zapach. To miejsce byłoby najbardziej obfite w ślady, których trudno byłoby zgubić.
– spojrzał w niebiosa z filozoficzną miną, zastanawiając się tak nad tym co powiedział, tak też i nad tym, co ma jeszcze powiedzieć.
Nic mu nie przyszło więcej do głowy.
– No... to chyba tyle? – skierował pytający pysk na siostrę. Coś pominął?
autor: Kościany Kolec
22 kwie 2022, 19:56
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Liściaste rozstaje
Odpowiedzi: 663
Odsłony: 92600

Doszedł do wniosku, że ma jakąś fobię dużych, otwartych przestrzeni.
Odkąd wrócił, kręcił się tylko po lasach lub dolinach otoczonymi górami. Nie był nawet tego świadom, ale myśl, że miałby znajdować się na łące, pustyni czy na szczycie gór powodowała w nim jakiś dyskomfort. Z tego powodu za miejsce spotkania z siostrą wybrał to – Dziką Puszczę, gdzie drzew, krzewów i kamieni było od groma. Oraz dlatego, że przyda mu się to podczas szkolenia.
Spodziewając się przybycia Jesmery, kręcił się po liściastym rozstaju wypatrując jej od strony terenów Ognia zarówno pieszo, jak i drogą powietrzną. W międzyczasie, dla zabicia nudy, rysował po mokrej od topniejącego śniegu ziemi pazurem jakąś bliżej nieokreśloną figurę. Może to był smok? Tak... Tu może mieć łeb. Dorysuje jej jeszcze oczy tutaj... nos tutaj... A tutaj jeszcze doda małego ptaka, który wlatuje prosto w pysk smoczemu tworowi. Pod nosem uśmiechał się do siebie nie wiedząc, czy to przez rysowanie takich głupot czy może na myśl o jedzeniu ptactwa.
Może na obie te rzeczy. Wszak był przecież jeszcze całkiem głupiutki, jeżeli chodzi o młodzieńcze zachowania. W zasadzie nie czuje, jakoby miał być dorosły.
Wyrwał z korzeniami nieopodal rosnącego krokusa i z jego płatków zrobił bazgrołowi rogi. Tak, teraz jest piękny.
Ubrudzony błotem po łokcie przynajmniej będzie bardziej przygotowany na ewentualne szkolenie w polowaniu, które go czeka.
autor: Kościany Kolec
08 sty 2022, 21:28
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Pisklęcia równina
Odpowiedzi: 624
Odsłony: 95811

Na chwilę się zamyślił. Sens organizowania ceremonii nie mógł polegać jedynie na tym, by ogłosić wszystkim swoje nowe imię. Inaczej nie byłyby nazwane ceremoniami, bo to zbyt duże słowo świadczące o pewnej oficjalności i świętowaniu, a zmiana imienia... Na matulkę, prędzej zrozumiałby ceremonie organizowane na wyklucie się na świat pisklaka. Podrapał ziemię pazurami i nie odpowiedział Wrotom.
Natomiast wzmianka o ... Uroborosie spowodowała, że w pewnym stopniu, któraś fałda na mózgu faktycznie się zepsuła. Nie wybuchła – bardziej... zacięła się. Potworny zgrzyt zębatek prawie było słychać poza jego czaszką, ale próba zrozumienia tego odbiła się echem od przekonania, że samica po prostu pomyliła kolejność słów. A błyskotliwy młodzik, rzecz jasna, pragnie to wypomnieć.
– Chyba "przyszłość staje się przeszłością" i "wnukowie powtarzają błędy dziadków". Nie można się cofać wprzód. – rozkminił Nithirai. Filozofia chyba totalnie mu nie leżała. Wolał eksperymentować z czymś, co można nazwać chemią, ale filozoficzne tematy po prostu odbijały się jak groch od groty.
A potem Veir zaczęła opowiadać o bogach. W przeciwieństwie do przemyśleń o Uroboros, Nithirai o bogach uwielbiał słuchać. Nie był pewien czy traktuje ich jak stwórców, ale ktoś w rodzaju "opiekuna" bardzo się uśmiechał Ognistemu, gdyby takowy istniał. Wysłuchał z dużą uwagą i zainteresowaniem jej słów i nasunęło mu się przy tym parę pytań.
– Dlaczego tych bogów nie ma tutaj? – zapytał. – I czemu twierdzisz, że tutejsi są słabsi od Twoich? Jest kilka rodzajów "bogów" na świecie? I na czym polegała potęga Twoich? – dodał, próbując się samemu nie pomieszać w pytaniach.
Pokiwał głową, gdy Wrota zasugerowała zapytanie Mir o smoka, którego poszukuje. Zapewne od razu po powrocie do obozu zahaczy o jej grotę i jeżeli tylko będzie obecna, zada jej to pytanie. Przywódcy prawie zawsze byli czymś zajęci, więc nie ma znaczenia kiedy się do nich podejdzie pozawracać głowę. Prawda?
Tak przynajmniej sobie wyobrażał to stanowisko.
– Piżmo...woły? Nie jadłem. – skwitował. Nie kłamał. Wiewiórki wystarczająco go syciły. – A to nie lepiej po prostu być blisko z jakimś smokiem, zamiast posiadać kompana? Można sobie przynajmniej z nim pogadać!
Trudno mu odmówić prawdy. Na dodatek przecież pewnie takiego kompana trzeba karmić, czyli tracić dla niego wiewiórki, o ile sam sobie czegoś nie upoluje. Ale nadal, raczej marne z niego towarzystwo...
autor: Kościany Kolec
04 sty 2022, 19:07
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Źródło rzeki
Odpowiedzi: 403
Odsłony: 66485

Przechylił lekko łebek w bok. Nie poluje się dla zabawy? Ale to najlepsza zabawka. Kiedy się znudzi, to ją zjadasz.
– Jedzenie nie jest zabawą. – zaprzeczył. – Ale staje się, kiedy na przykład się z kimś ścigasz! Kto pierwszy zje zająca, albo komu pierwszemu skończy się miejsce w brzuszku. – uśmiechnął się, szczerząc ząbki. Pewnie się chwalił, że to on jest czempionem tych turniejów jedzenia.
– Tak, zapolujmy razem kiedyś! Jak mnie nauczą jak łowić duużą zwierzynę! – podniósł ufajdaną w posoce łapę wysoko w górę, obrazując jak dużą zwierzynę chciałby złowić. Może jelenia, albo byka?
Skubnął dodatkowych kilka piór z ptaka, a zanim odpowiedział na kolejną wypowiedź Lustrzanego, wyczyścił całego gawrona z niejadalnych rzeczy. Uniósł łeb, oblizał się z resztek juchy i podsunął łapką przygotowaną zdobycz Plagowemu.
– To dla Ciebie. Możesz zjeść. – rzekł młodzik, dając starszemu adeptowi notabene prezent.
– Teraz możemy iść na spacer. Chodźmy tam, gdzie jest najładniej! A ja byłem kiedyś w takim miejscu w Ogniu, gdzie było jezioro otoczone drzewami, ale takimi niskimi! I był zachód słońca, było tak ładnie wtedy. Nawet kaczki płynęły w stronę światła! – wstał na równe łapki i opowiadał podekscytowany, jakby specjalnie ignorując wzmiankę o granicy Ognia.
Cóż, faktycznie w Ogniu tereny były piękne. Ale te już zna. Chciałby czegoś nowego.
autor: Kościany Kolec
09 gru 2021, 19:13
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Pisklęcia równina
Odpowiedzi: 624
Odsłony: 95811

Przypisywanie większej wagi do imion pisklęcych, zamiast dorosłych... Czy to nie umniejszało danemu smokowi? Skoro wymogiem życia w stadzie jest awans i posiadanie jakiejś... "rangi", co dla Nithiraia było zaledwie tylko zmianą imienia, to nazywanie go imieniem sprzed ceremonii nie jest zniesławieniem? Sam na razie nie rozumiał dlaczego w ogóle istnieją "rangi" w stadzie. O ile zdążył się zorientować, nie ma jednoznacznego podziału na imiona dla łowców, wojowników czy innych rang, a różni się to tylko pomiędzy pisklęciem, adeptem i dorosłym. Wszyscy i tak robią to samo, więc po co ten bajer?
W sumie rozumiał tą smoczycę. Sam pewnie by tak postąpił i stado Plagi nie byłoby mu potrzebne, by zaszczepić w nim taką ideę.
– Aha, rozumiem. Też nie wiem dlaczego smoki zmieniają imię. Zmienianie imion jest fajne, ale chyba nie trzeba robić ceremonii do tego! – skwitował. Czemu smoki po prostu nie mogłyby oznajmiać drugiemu, że "od dzisiaj nazywam się Skunks" i tyle?
Smoki wężowe nazywają się tylko dlatego, że są podobne do nich? Co za bezsens. Węże nie mają łap, futra, glutów, nie zieją ogniem. To znaczy... gdyby to robiły to byłoby to niezwykle fascynujące, ale nie robią. Do Nithiraia jakoś nie docierało to, że nazwa rasy to tylko umowna nazwa, a nie coś, co wskazuje na powiązania z danym obiektem. Dlatego smoki drzewne nie mieszkają na drzewie ani nie rosną na nich liście, smoki górskie nie są wielkie jak góry, a wężowe... nie mają za wiele wspólnego z wężami.
Oblizał sobie nos.
– A myślałem, że jesteś spokrewniona z wężem. – zabłysnął. Ah, osłuchany w jednej kwestii, głupi i naiwny w drugiej. Ale cóż zrobić, gdy wiedzy o życiu uczyła go zdziczała matka.
– Duch? – odparł głośniej, gdy Veir opowiedziała historię związaną z osobnikiem, o którego pytała. – A kiedy go widziałaś? Co to za religia, ta Twoja? Nie wierzysz w tutejszych bogów? – zapytał. Tym razem wolał najpierw zadać pytania, a dopiero potem odzywać się z wnioskami. Jeżeli jakkolwiek miał je sensowne. – Może jakiś zwykły smok się tak nazwał i dlatego go nie znam... O przeciętnych smokach za dużo się nie mówi. – przyznał z pewną przykrością w głosie. Trochę tego żałował, że nie mógł się dowiedzieć kto był jego rodziną tyle pokoleń wstecz, ile zdołałby pojąć. O zwykłych smokach się zapomina. Chciałby to jakoś zmienić.
Choć sam na razie jest przecież tak przeciętny.
Nieświadomie nastroszył białe kolce idące wzdłuż jego kręgosłupa, gdy smoczyca siadła obok niego. Ukradkiem łypnął na dziurę pod sobą i obniżył swoje skrzydło, opierając jego palec o ziemię i zasłaniając ziemię błoną, by nie zwracać uwagi na to, co ma pod zadkiem. W jego ślepiach wyraźnie było widać skołowanie i walkę z niewiadomym problemem, ale pomimo tego nadal zgrywał takiego, co nie wie o czym mowa.
– Obecnie jest Mi... Mir Płomieni. Nie wiem co to znaczy, ale... jest fajna! Mówią, że bardzo młoda i przez to, że jest wiwerną nie stąd to może być jej trudno, ale... chyba sobie radzi! Tatko jest tym, który zawsze stoi obok, jest Zastępcą. – wypaplał, nie zważając na to, czy Ogień ma sojusz z Plagą czy też nie. Świta mu, że ich stado lubi się z nimi, ale Nithirai nie zawahał się przed opowiedzeniem o przywódcach tylko i wyłącznie ze względu na to, że ta smoczyca wydawała się jakkolwiek miła. I zresztą, miała problem, który chciała rozwiązać. A takim smokom trzeba pomagać.
– Możemy podejść do granicy z Ogniem i ja zawołam tatka. Możliwe, że będę musiał pobiec do obozu, ale jak poczekasz, to z nim będziesz mogła porozmawiać! – zapewnił z uśmiechem na pyszczku, dumny, że jest z niego jakiś pożytek.
Zaś rosomakowi przyjrzał się uważniej. Próbował znaleźć różnicę między nim a po prostu małym misiem, ale... faktycznie jedyną różnicą, jaką mógł zauważyć to była wielkość ciała. Łeb też jakiś mniejszy był, a ogon taki puchaty...
Jak u wiewiórki.
– A jak smakuje? – wypalił bez ogródek. – Skoro masz go ze sobą, to pewnie już kiedyś takiego jadłaś! Ja na przykład bardzo lubię wiewiórki. Są smaczne i fajnie chrupią w zębach, a wyplucie sierści nie jest takie złe jak przy innych zwierzaczkach. – skomentował.
Chyba trzeba mu wytłumaczyć, że kompani to nie jest jedzenie "na wszelki wypadek".
autor: Kościany Kolec
29 lis 2021, 17:17
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Źródło rzeki
Odpowiedzi: 403
Odsłony: 66485

Pochylił swój łeb, pochwycił ponownie łapą rozszarpanego gawrona i złapał kolejną lotkę w zęby, wyrywając ją ze skóry. Już połowa ptaka była pozbawiona piór, jeszcze drugie tyle czeka przed młodym. Jest na to jakiś szybszy sposób?
I bah. Zrobić sobie coś jedzeniem. Nawet nie pomyślał, że tak można – że jedzenie może zrobić krzywdę. Zamruczał nad ptakiem, nie patrząc na Lustrzanego.
– Jedzenie nie boli. I nie robi krzywdy. – zaprzeczył grzecznie, z chrupnięciami oskubując zdobycz. – Upoluj kiedyś wiewiórki, są naprawdę pyszne. Albo razem upolujemy! – na ostatnie zdanie poderwał łebek z ekscytacją w górę i spojrzał na Plagusa limonkowymi ślepiami.
A potem cofnął nieznacznie swój kark, będąc zaskoczonym na propozycję biało-czarnego. Odprowadzić go do granicy? Ale... Po co? Jest już duży, jak powiedział!
– Ale jestem już duży! Nie trzeba się mną opiekować. I jeszcze nigdy mi się nic tutaj nie stało. Wszyscy są mili i przyjaźni, jak Ty! – wypalił, już z mniejszym zapasem cierpliwości w głosie. Miał wprawę w zabijaniu (gryzoni). Więc obronić się przed innymi to nie był duży problem, a na pewno żadne wyzwanie.
Prawda?
– Możemy iść na spacer. Albo się w coś pobawić. Znasz jakieś fajne zabawy? – oderwał się od wyrywania ostatnich piórek z gawrona. Zdobycz zaraz będzie gotowa do spożycia. – Bo ja ich znam dużo, mogę Ci pokazać!
autor: Kościany Kolec
26 lis 2021, 16:09
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Pisklęcia równina
Odpowiedzi: 624
Odsłony: 95811

Wyciągnął łeb do przodu, bez pardonu przyglądając się "glutom" zwisającym z pyska Veir. Faktycznie wyglądało inaczej, niż to, co czasem widział u siebie... ale on nie miał wąsów. Przynajmniej takich z ciała stałego.
Cofnął się, siąpiąc nosem, jakby chciał prewencyjnie zapobiec takiemu wyglądowi u siebie.
– Jestem Nithirai. Czy duże smoki nie mają dwóch słówek w imieniu? – zapytał zaintrygowany. Veir brzmiało mu jak typowe imię dla pisklęcia, a dorośli mieli inne, dwuczłonowe. Czyżby ta samica nie była dorosła? Bowiem nie miał pojęcia o tradycjach Plagi, że tam przyzwyczajenia są inne...
– Jesteś wężowa? – zapytał retorycznie, jakby chciał się upewnić. Spojrzał na proporcje jej ciała i ... faktycznie. Jej tułów i ogon mogłyby przypominać węża. – Ale węże nie mają wąsów. Ani glutów. – przekręcił łebek ze skrzywionym pyszczkiem. Ciekawski pyskacz.
Po zadanym mu pytaniu Nithirai klapnął na zadek. Stracił przy tym równowagę, bo klapnął idealnie w wykopaną przez siebie dziurę, więc z punktu widzenia samicy musiało to wyglądać komicznie, kiedy młody bęcnął z tylnymi łapami w przód, mając poważną trudność w wygrzebaniu się z dołka. Mruknął niezadowolony z siebie, że popsuł nawet drugie wrażenie przed nieznajomym i w końcu wyprostował z powrotem łapy, rezygnując z komfortu i odciążenia sobie stawów. Cóż on tam knuł, że nie chciał po prostu usiąść obok?
– Brzmi jak imiona przywódców Ognia. – wysnuł. Imiona kilku już zdążył poznać.
– Nie było u nas takich smoków. Była Runa Ognia, Trzask Płomieni, Wizja Ognia, Pióro Ognia, ale nikt Śmierci, Zagłady albo Wojny. – stwierdził. Wszystkich przywódców Ognia nie pamiętał, ale dał sobie ogon jeszcze raz ugryźć, że tych "dramatycznych" imion nie słyszał od nikogo. – A czemu pytasz? Jeżeli kogoś szukasz z Ognia, to powiem tacie! Tata często stoi na środku podczas zebrań i przemawia, pewnie wie więcej! – zaproponował, chcąc pomóc smokowi Plagi.
Kątem oka zerknął na rosomaka czując na sobie jego wzrok. Przekrzywił pytająco łeb w jego stronę, przenosząc go po chwili z powrotem na samicę.
– To miś? – zapytał, widząc pierwszy raz rosomaka na oczy. Bliżej było mu do niedźwiedzia niż do innego zwierzęcia, które mógł znać Nithirai... A misia już raz widział. Matkę też. Oj, uciekał ile sił w łapkach przed nimi.
autor: Kościany Kolec
21 lis 2021, 22:09
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Źródło rzeki
Odpowiedzi: 403
Odsłony: 66485

Z jakiegoś powodu Nithirai czuł się mocno niekomfortowo, gdy nie widział kto do niego rozmawia. Z wyrwaną z gawrona lotką w pysku odwrócił łeb i łypnął limonkowymi ślepiami na nieznajomego, po czym wstał samym zadem, odwrócił się o 180 stopni i klapnął z powrotem, na chwilę poświęcając uwagę temu biało-czarnemu smokowi. Cóż za intrygujący podział kolorów, niemal przecinający samca na pół. Ognisty ośmielił się na wyciągnięcie łebka to w lewo, to w prawo, by przyjrzeć się z odpowiadających perspektywie stron adeptowi. Niezwykłe, w Ogniu nie było takich smoków, a spotkał już mniejsze lub większe dziwadła. Ah, ile świat jeszcze przed nim skrywał.
Pozbył się lotki z pyska i go otworzył.
– Lubię sprawdzać jak smakują różne zwierzątka. Spróbowałem już szczurki, wiewiórki, pająki, krety, raz nawet udało mi się złapać rybę w wodzie. Najsmaczniejsze są wiewiórki. Jadłeś kiedyś? – podzielił się doświadczeniem z synem Plagi, choć nie był pewny czy przybysz jest faktycznie z tego stada. Jeszcze nie nauczył się przypisywać woni do stada.
Zaczął wyskubywać kolejne pióra z truchła gawrona, zerkając raz na zdobycz, raz na smoka. Z jakiegoś powodu pozbawił się pietyzmu przy tej pracy, a postawił na prędkość. Ale zaraz przerwał, gdy obcy powiedział o nim, że jest mały. Oh, co to, to nie.
– Nie jestem mały! Mama ciągle mówi, że jestem wystarczająco duży i mogę już wiele rzeczy robić sam. Więc przychodzę tutaj, sam! Jestem duży, zaraz będę dorosły. – zagwarantował ochoczo biało-czarnemu. No, do dorosłości jeszcze wiele mu brakuje... Wszak jeszcze nie ma nawet tytułu adepta.
– Jak masz na imię? Jesteś bardzo duży, nie widziałem tak dużego smoka! – stwierdził ekscytująco, choć nie włożył w swoje ruchy jakoś wiele energii.
– Ja jestem Nithirai, mieszkam w Ogniu.
autor: Kościany Kolec
19 lis 2021, 15:41
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Pisklęcia równina
Odpowiedzi: 624
Odsłony: 95811

O ile szukanie dorosłych smoków w krzakach było dość abstrakcyjne – bo przecież smok jest większy od nawet dużych okazów krzewów – o tyle... wysiłek nie szedł na marne, jeżeli Veir chciała znaleźć pisklaka. Czy bardzo młodego smoka. Nithirai nie lubił być w tym wieku nazywany jakimś pisklakiem, przecież był już duży i odpowiedzialny. Zwiedzał tereny Ognia i wspólne przez tyle czasu, a jednak nic mu się nie stało. Wręcz przeciwnie – znajdował zawsze miłe smoki na swojej drodze.
Ale co Nithirai robił w tym krzaku, pod tym wielkim klonem na skraju Dzikiej Puszczy? Oprócz tego, że teraz patyki miał chyba pod każdą łuską?
Gdy Wrota Dziejów odsłoniła młodego Ognistego, ten wzdrygnął się gwałtownie i, zwrócony tyłem, obrócił swój łeb w jej stronę. Pomrugał parę razy swoimi limonkowymi ślepiami, a następnie smarknął i kichnął, pozbywając się uczucia drażnienia w nozdrzach. Pewnie sobie wpakował tam jakąś gałązkę. Plagowa samica mogła też dostrzec niewielką ilość wykopanej ziemi obok. Tylko skąd?
– ... Cześć. – odrzekł po chwili, odwracając się nieco niepewnie. Nadal stał w tym samym miejscu, z wyraźną miną jakby Veir na czymś go przyłapała.
– Coś... Ci zwisa z nosa. – palnął, nagle zaintrygowany wąsami samicy. Pierwsze widzi coś takiego u smoka. Widział do tej pory futro zamiast łusek, łaposkrzydła, jakieś dziwne ozdoby w łuskach, splecione futro wyrastające z głowy... Ale cztery małe, dziwne ogonki z nozdrzy? Chyba, że... O fuj.
– Chyba się posmarkałeś.
autor: Kościany Kolec
17 lis 2021, 17:37
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Źródło rzeki
Odpowiedzi: 403
Odsłony: 66485

Szybciej od księżyców przybywało mu pewności siebie. Wychodził z obozu Ognia coraz dalej i na dłużej, a raz nawet nie było go cały dzień. Na Terenach Wspólnych był już parę razy, ale nie miał jeszcze okazji zwiedzić wszystkiego.
Czas to zmienić. Tu było tyle ciekawych rzeczy do zobaczenia, tyle smoków do poznania. Zapach tutaj był znacząco inny od tego, który drażnił jego nozdrza na terenach jego stada, a przez to znacznie ciekawszy i wołający o znalezienie jego źródła.
Nad źródłem rzeki siedział już dłuższy czas, układając z pietyzmem te z liści, które jeszcze nie zostały pochłonięte przez rozkład natury. Dzielił je na kształt, który przypisywał odpowiednim drzewom i na kolor, układając je od tych najbardziej żółtych do brązowych, podniszczonych gorszymi warunkami pogodowymi. Zaciekawiony tak banalną rzeczą Nithirai doszedł do wniosku, że różne kształty liści czasem nabywają innych kolorów od pozostałych. Przykładowo, liście klonu wyróżniały się od liści topoli tym, że nabierały różowego odcienia, gdy schodziły już z żółci. Za czasów zupełnie małego brzdąca pamiętał zielone liście, które jeszcze trzymały się kurczowo drzew. Ciekawe, czy gdy odrosną, będą niebieskie?
Wtem znikąd nadleciały dwa gawrony, jakiś ogon od Ognistego i jego kupki liści. Pierzaste najpierw przyjrzały się smokowi i liściom, po czym powoli jeden z nich zaczął się zbliżać, po drodze dziobiąc coś i odkopując w ziemi, szukając pożywienia. Może myślały, że Nithirai coś dla nich by miał?
Młodzik przechylił łebek w bok, a jego źrenice gwałtownie się zwęziły. Zastygł w miejscu, pozwalając temu gawronowi z przodu się zbliżyć, docierając do samej kupki liści, którą zaczął sobie śmiało przekładać.
A krótką chwilę potem wydobył się z niego skrzek. I łamanie kości.
Ptasi kolega natychmiast zerwał się z ziemi i odleciał, alarmując swym krzykiem okoliczne ptactwo o zagrożeniu. Ognisty zaś zaskakująco szybko pożałował swojej zdobyczy, zdając sobie sprawę, że pióra za nic w świecie nie nadają się do jedzenia. Wypluł z pyska zabitą, zakrwawioną zwierzynę przed siebie, wycierając język z piór o swoje zębiska, a te o dłoń swojego skrzydła. Po czym spojrzał raz jeszcze na ofiarę...
I z podobnym pietyzmem, co przy liściach, przytrzymał gawrona łapkami i zębami zaczął wyskubywać pióra ze zdobyczy.
autor: Kościany Kolec
30 paź 2021, 16:14
Forum: Błękitna Skała
Temat: Podnóża Skały
Odpowiedzi: 655
Odsłony: 89486

Lubił tu czasem przychodzić. Miał już tyle śmiałości, by wymykać się ze groty, szczególnie, kiedy nie był pod opieką piastunki Ognia, a pod opieką swojej mamy i chochlika. Czuł wtedy... jakoś więcej wolności.
Choć bardzo lubił spędzać czas z Deku i postrzegał go jako swojego starszego brata, gdzieś w środku żałował, że Granica nie poświęca mu tyle uwagi, ile poświęca mu tata. Może porozmawia z chochlikiem o tym, by zamieszkali u Skrzących? Wyszczerzył sam do siebie ząbki w uśmiechu na tę myśl. To jest to!
Przychodził pod Błękitną Skałę, bo póki co tylko te okolice Terenów Wspólnych są mu dobrze znane. Już dobrze zapamiętał sobie ścieżkę, którą tu przychodzi, więc śmiało kiedy tylko nadarzy się okazja, ucieka tutaj poznawać coraz więcej dziwnych rzeczy.
I spełniać swoje dziwne pomysły i zajawki. Teraz na przykład postanowił wykopać sobie własną grotę.
Czy raczej – norę. Bo obecnie wygląda to tak, że z dziury w ziemi widać tylko szary ogon, który majta się na boki oraz wysypującą się ziemię z resztkami korzeni napotkanej i brutalnie zabitej roślinności. Nie było to głębokie. Nawet Nithirai musiał się porządnie schylić, by się wcisnąć w norę, ale hej – to jego własna dziura w ziemi.
Wydrapał się z niej krocząc do tyłu i spojrzał na nią z przekręconym łebkiem. Hm, była za płytka, a wejście też dość klaustrofobiczne. Zaczął więc kopać wokół nory na tę samą głębokość, coby było w niej więcej miejsca, po czym zapewne będzie kopał bardziej wgłąb.
Niespełnione marzenia pisklaka. Być najpierw smokiem górskim, potem drzewnym, a teraz... krecim.
autor: Kościany Kolec
26 paź 2021, 15:29
Forum: Błękitna Skała
Temat: Mały Wodospad
Odpowiedzi: 800
Odsłony: 94490

Nithiraiowi lekko opadła szczęka. Chochliki mieszkają w lasach? Deku przecież nie mieszka między drzewami, a z mamą, nim i siostrą, w jaskini! Spojrzał najpierw na Cicialin, potem na Deku, a następnie z powrotem na Księżycową.
– A Deku s mama, ja i Jefmera w ... grota! – poprawił ją, zdziwiony skąd u jego przyjaciółki takie założenie, że chochliki mieszkają w lesie. A skąd! Żadnego chochlika w lesie nie widział.
Ale potem zdarzyło się coś ważnego. Coś, co puchata nazwała... obietnicą. To chyba znaczyło, że ma nie skłamać i zrobić to, co obiecał. Natomiast chyba więcej uwagi przykuł samemu zetknięciu się ich nosów. Było w tym coś, co wydawało mu się, że osiągnie tylko z siostrą. Im nie były straszne łaskotki, berek gryziony, przepychanie się, gryzienie swoich ogonów i pysków, ale pozostałe smoki Ognia nie były skore do nawiązywania zbyt wielu kontaktów fizycznych z pisklętami. Nithiraia to smuciło, ale sygnał, jaki dostał od Cicialin mówił mu tylko jedno.
Mianował bliskość ich relacji jako rodzeństwo. Szlag, jak tak dalej pójdzie...
Podekscytował się. Ogon zamajtał w lewo i w prawo, pysk się rozdziawił w radosnym uśmiechu i podskoczył, nie mogąc wytrzymać takich emocji.
– Zasacimy las, zasacimy las!! Tyko nasz las, nasz ... miejftfe! – zakrzyknął. Tak, to będzie wspaniałe miejsce.
A wtem Citialin podeszła do wodospadu. Dopiero teraz Nithirai zdał sobie sprawę z tego, że przez cały czas gdy rozmawiali, słyszał gdzieś w tle szum spadającej wody, który teraz – będąc tak blisko niego – zdawał się zagłuszać nieco ich dotychczasowy ton głosu. Samczyk mruknął coś, lecz nawet sam siebie nie usłyszał – więc powiedział głośniej.
– Ja... Ja jak duzy, to sacić dszefo! Ty? – odparł dumnie. Cóż, jeżeli jego nauka nadal będzie wyglądać tak, jak wygląda, nieprędko zostanie kimkolwiek innym...
– Pac! Ja pokasać coś! – oznajmił, a wtedy skierował wzrok w ziemię jakoby czegoś szukając, a po chwili złapał średniej wielkości kamyczka i podbiegł tam, gdzie tafla wody była spokojniejsza.
Ugiął swoje przednie łapy tak, że jego gardziel i pysk prawie dotykały ziemi. Szyję wyciągnął, łeb wyprostował tak, by był równolegle do podłoża. Trzymany kamień w zębach przesunął na przód tak, by trzymały go tylko usta, po czym Ognik wziął głęboki wdech i... wypluł z całą siłą nabój przed siebie. Skała uderzyła w taflę wody, ale zamiast zatopić się w jej głębi, ta odbiła się od jej powierzchni i przeleciała dalej, wykonując jeszcze jedno odbicie. Dopiero po tym kamyczek wpadł i zniknął z oczu piskląt, zanurzając się na zawsze i na zapomnienie.
autor: Kościany Kolec
20 paź 2021, 19:27
Forum: Błękitna Skała
Temat: Mały Wodospad
Odpowiedzi: 800
Odsłony: 94490

Nithirai wytarł szpony z błota, które zaczęło go uwierać i z niezwykłą uwagą i zainteresowaniem przyglądał się temu, jak Cicialin wrzucała orzechy do jego wykopanego dzieła. Błahostka, ale przecież pierwszy raz widział coś takiego! Zanim wytłumaczyła po co to wszystko, młodzik był pewny, że chodzi po prostu o chowanie swoich prezentów albo jedzenia w ziemię, by nikt inny ich nie znalazł. Ba, uznał, że ten pomysł jest naprawdę dobry, a potem Księżycowa samiczka wyjaśniła powód, dla którego to zrobiła.
Na matulkę. Z orzechów w ziemi robi się drzewa?
Wybałuszył ślepia, nie ukrywając nawet odrobinki swojego zdziwienia. To on chce zrobić ich więcej! O wiele więcej, zasadzą wspólnie całą puszczę! Już chciał się zerwać i pobiec po kolejne orzechy, ale w pół poderwania się do biegu przypomniał sobie, że wziął je ... właściwie, to niósł je w pysku od samego obozu Ognia.
Klapnął z powrotem na zadku zerkając pobieżnie na Deku. Chyba nie chciało mu się wracać aż tak długi kawał drogi, wolałby tu zostać z nową przyjaciółką.
Oblizał nos. Trudno, kiedy indziej! Jutro zbierze ich całą paszczę i przyjdzie tu, pod mały wodospad i zasadzą wspólnie drzewa.
Szeba sakopać. Już się robi! Z ekscytacją na kolejne papranie się w brudzie i błocie, Nithirai zaczął zgarniać wcześniej wykopaną ziemię i piach i wrzucił ją z powrotem do dołka, wklepując jej nadmiar i tym samym wyrównując teren. Spojrzał limonkowymi ślepiami na Citialin i uśmiechnął się szeroko.
– Jutlo więsej dszef. Duszo oszechóf, ja duszo dołki dszefa! – zaproponował samiczce, a raczej niemal oznajmił. Wizja ich własnych drzew była po prostu zbyt fascynująca, by zaprzestali tylko na jednym!
autor: Kościany Kolec
12 paź 2021, 19:19
Forum: Błękitna Skała
Temat: Mały Wodospad
Odpowiedzi: 800
Odsłony: 94490

Młody chyba jeszcze się nie orientował, że wypada mu przedstawić osoby, które zna, skoro sam już podał swoje imię. Trudno ukryć fakt, że pod względem mowy, ogłady i zachowania między smokami był ... po prostu niedouczony, wręcz zacofany. Mama, która nie mówiła w języku taty, a mówiąca poprzez swojego kompana, który też nie grzeszył dobrą gramatyką mowy wspólnej, a kontaktu z tatkiem nie miał tyle, co z matką – choć, mimo wszystko, było go wystarczająco dużo. A na domiar nieszczęść, zdawało się, że w jego stadzie tylko on i siostra są pisklętami...
Nithirai podążył za zdziwionym wzrokiem Cicialin, który doprowadził go do Deku. Przekrzywił łebek. Cóż, sam się dziwił dlaczego nie chodzi na czterech łapach tak, jak pozostali, a przede wszystkim... jak to robi. Młodzik próbował, ale za żadne skarby nie zdołał tego powtórzyć. Zastanawiał się też dlaczego ma inny łeb od innych, ale – cóż z tego, że inny. Traktuje go jak starszego brata i szczerze cieszył się, że mógł z nim spędzić czas idąc tutaj! Nawet, jeśli pogryzł mu nadgarstki.
Ognik wyszczerzył ząbki, zamachał ogonem i przydreptał bliżej chochlika, stając obok niego naprzeciwko Cicialin i podekscytowany rzucił się na wytłumaczenie, nim kompan nawet zdołał wziąć oddech, by się odezwać.
– Too jeft... to jeft Deku! Deku... Deku jeft mófić mama, mama mófić ne-e, Deku mófić tak! – wydukał usatysfakcjonowany, że złożył kolejne, prawdopodobnie najbardziej pokrętne zdanie w swoim życiu. W głowie miał obraz tego, jak Deku zawsze mówił coś w imieniu mamy, bo mama nie mogła mówić. Czy raczej... nie chciała, ale dla Nithiraia, nie chcieć = nie móc. Więc złożył najbardziej banalne zdanie tłumaczące jego myśli, a jednocześnie dość mylące. Ale cóż z tego!
Właśnie zdobył przyjaciółkę!
Podreptał za puszystą z powrotem, gdy odeszła od chochlika. I ku jego zdziwieniu, te chrupkie, ale smaczne kulki nazwała jako "oszech". Albo... o coś go właśnie poprosiła. Młody oblizał nos i postanowił jednak dopytać.
– To jeft oszech? – dopytał, pokazując pazurem na jej łapki, w których już trzymała orzechy.
Wtem samiczka zaczęła kopać dziurę. Nithiraiowi zaświeciły się ślepia, bo... oh, ma miła, już o żadną pomoc nie musisz prosić, on doskonale znał ten wzrok! Z niezwykłym zaangażowaniem malec rzucił się do pracy, kopiąc drugi dołek obok rozgrzebanej ziemi Cicialin. Wbijał szpony i niczym wilk rozkopujący króliczą norę, wykopywał dołek, w którym pomieściłyby się wszystkie orzechy, które przyniósł.
Dumny ze swej pracy i z ilości wykopanej ziemi pod jego zadkiem, odłożył łapki na bok na ziemię i odwrócił się do Cicialin, z niecierpliwością czekając, aż wrzuci oszechy do nowej norki.
autor: Kościany Kolec
09 paź 2021, 19:56
Forum: Błękitna Skała
Temat: Mały Wodospad
Odpowiedzi: 800
Odsłony: 94490

Nim nawet zdążył cokolwiek mruknąć, poczuł, jak cherlawe kończyny chochlika łapią go i unoszą niewygodnie w górę. Mały wydał z siebie marudny warkot i odchylił gwałtownie łebek w górę, by spojrzeć na kompana matki pytającym, jak i oburzonym wzrokiem. Jak on śmiał, jakie "przepraszać", dlaczego go nie chce puścić? Nithirai zaczął się wiercić, próbując wyswobodzić się z uścisku. A gdy efekt był co najmniej mizerny, dziabnął Deku w lewy nadgarstek i siłą sam sprowadził się na ziemię. Nie będzie nikt mu stał na drodze do nowego przyjaciela, co to, to nie.
... Który właśnie ogłaszał swój lament, bo coś mu się stało? Czyżby przypadkiem orzechy, które wyleciały mu z pyska trafiły w jej czułe miejsce?
Pochylił lekko głowę z pokorą, wbijając w puchatą Księżycową przepraszające, limonkowe ślepia. Samczyk bardzo nie chciałby ranić rówieśnika, szczególnie takiego, z którym przecież chciał się pobawić. I sprawić jej prezent. Ah, może po prostu orzechy się do tego nie nadają...
Wtem odezwał się ten brązowy, starszy smok. Oh, będzie musiał się tacie jakoś pochwalić, że rozumie coraz więcej z mowy smoków. Zrozumiał Życzliwego aż w 1/3! "Nie" i "krzywdy" znaczy, że nie są groźni. "Ostrożny", "trafić", "głupio"... Oczywiście znaczyło to, by być ostrożnym, by nie trafić na głupków. Ale północni na półgłówków nie wyglądali, więc to można było wykluczyć. "Maluch"... To był on sam. Albo jego siostra Jesmera. Zrozumiano.
A jegomość przedstawił się jako... Żitliwy Koleć. Albo... Baja. Tak, stanowczo o wiele łatwiejsze słowo do zapamiętania. Baja, ślim-ślim i ... Cicialin.
Nithirai oblizał nos, ogon zatrzymał w powietrzu a zielone ślepia wlepiły się w młodą samiczkę. Następnie podszedł do niej, powąchał jej pysk, ślim-ślimaka, aż w końcu wycofał się do miejsca, gdzie stał wcześniej.
– To jeft... Ni... Nifilaj. – wskazał szponem na siebie, dukając niepewnie swoje imię i tak naprawdę pierwsze zdanie, jakie świadomie złożył.
Ah, gdyby tylko mama umiała mówić...

Wyszukiwanie zaawansowane