Znaleziono 253 wyniki

autor: Niewinna Łuska
30 maja 2017, 19:45
Forum: Błękitna Skała
Temat: Ciemna Grota
Odpowiedzi: 394
Odsłony: 57131

Gdy tylko samica zaczęła mówić, od razu było widać, że coś jest nie tak. Jednak byłam zajęta oglądaniem ognika i nie od razu byłam w stanie zareagować. Przestraszona nabrałam gwałtownie powietrza i doskoczyłam do chwiejącej się smoczycy.
– Na krew wieków, zgaś to! Zgaś to szybko! – zaczęłam krzyczeć, próbując podtrzymać jakoś ognistą, jednak wyślizgnęła mi się zupełnie, przewracając się na bok. Zaczęłam powtarzać pod nosem jedno słowo, próbując przywołać dar przodków. – Pomocy, pomocy, pomocy...
Udało mi się to zdecydowanie za późno, gdyż płomień już samoistnie gasł przez tracący kontakt z rzeczywistością mózg niebieskołuskiej samicy. Dla pewności, odcięłam dopływ paliwa do zaklęcia, żeby ognista na pewno nie zmarnowała ani odrobiny więcej magicznej energii. Wyglądała strasznie... Przez chwilę zastanawiałam się czy nie umiera przez wyczerpane źródło. Jednak bardzo szybko doszła do siebie. No cóż... najpewniej gorsze rzeczy już przeżywała. Ogon drgał za mną nerwowo, a ja upewniałam się zmartwionym spojrzeniem, że wszystko w porządku.
– Uważaj bardziej na wszystkich bogów... Nic ci nie jest? Na pewno? – próbowałam przywrócić do stabilnej postaci pobudzony nagłym impulsem umysł. – Wszystko było dobrze ale... Wkładaj w swoje zaklęcia dużo mniej magii... Dobrze? I nie czaruj na razie. Najlepiej w ogóle dzisiaj... Przepraszam, przez chwilę nie uważałam co robisz...

//Raport MP I jak czujesz się pewnie to spróbuj II
autor: Niewinna Łuska
15 maja 2017, 21:43
Forum: Ogólne
Temat: Powiadomienia
Odpowiedzi: 6987
Odsłony: 361860

+ koral (z konkursu psotnych elfów)

Aktualizacja

OZ: Na przyszłość- z przedmiotów wygranych w konkursach składa się raporty, tak jak z każdych innych przedmiotów!
autor: Niewinna Łuska
09 maja 2017, 16:44
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Diamentowy Strumień
Odpowiedzi: 767
Odsłony: 96873

Może... Może niepotrzebnie tak się złościłam? Przyglądałam się nieznajomemu i widziałam jak zmienia się wyraz jego pyska i jak szuka odpowiedzi gdzieś po okolicy, zamiast w swoim łbie. Plątał się trochę w tym co mówił i wyglądał na... lekko zdezorientowanego? Lecz z drugiej strony, tym razem chyba wychwycił sens wszystkich moich słów, sądząc po jego adekwatnej reakcji, w przeciwieństwie do poprzedniego razu. Zaczęłam się lekko w tym gubić. Czy to wszystko to była tylko kolejna przykrywka? Poprzednio udawał głupiego, a teraz udaje zagubionego... Nie mogłam się zdecydować. Ale z drugiej strony... przecież tak jak powiedział, tylko ze mną rozmawiał. Może po prostu sam jest w tym zagubiony tak jak i ja, nie mogąc znaleźć dobrego powodu do konwersacji. Sama tego bardzo nie lubiłam. Wolałam jak ktoś temat znajduje za mnie. A ta jego sztuczka była właściwie dość oryginalna. Gdyby nie to, że poczułam się taka... wystawiona na atak. Mimo wszystko, potkałam co najmniej kilku agresywnych samców i żaden z nich nie zachowywał się podobnie do tego tutaj. Rozluźniłam się nieco. Przez cały czas siedziałam napięta, jakbym przygotowywała się do nagłego skoku. Chyba nie musiałam się aż tak przejmować. Położyłam ogon na ziemi, żeby trochę odpoczął i wzięłam to wszystko za dobrą kartę. To wszystko było... całkiem interesujące, jakby na to nie spojrzeć.
Gdy morski wyszedł ze strumienia, miałam wrażenie, że zaraz przekroczy tą niewidzialną linię, która leżała zawsze ukryta, wyrysowana na piasku i nie wiedząc kiedy, nagle ktoś stawiał za nią swoją łapę, przyprawiając mnie o uderzenia gorąca i przyspieszony oddech. Napięłam przednia łapę, która była wystawiona bliżej cienistego, jakbym chciała oderwać ją od ziemi. Na szczęście smok, zatrzymał się poza moją "bańką bezpieczeństwa". Rozluźniłam łapę, powoli wracając do zrelaksowanej postawy. No... dobrze. Dalej wszystko było w porządku.
– Jestem Niewinna Łuska. Albo Neiverlein... – wzięłam oddech, jakbym chciała powiedzieć coś jeszcze. Ale dodałam to już w myślach. Albo nazywaj mnie jak chcesz. Nie lubiłam się przedstawiać. Jakiegokolwiek imienia bym nie użyła, zawsze wydawało mi się, że jest długie i trudne do zapamiętania. Zawsze chciałam mieć imię, które nie kompromitowałoby mnie przed innymi.
Chciałam się uśmiechnąć, tak jak zwykle robiłam to w ramach powitania, jednak jakoś jeszcze nie mogłam się do tego zebrać. Zamiast tego popatrzyłam przez chwilę na przepływającą wodę, aby zaraz wrócić spojrzeniem do rozmówcy, przy okazji poprawiając się na swoim miejscu, zwracając się do niego przodem, zyskując bardziej komfortową postawę. Dopiero wtedy zaczęłam mówić.
– Ale wiesz... Umm... Ta sztuczka była całkiem niezła. Nigdy nie nabieram się na iluzję. A ty... Hm... Wiesz, poczułam się trochę... jakby ktoś na mnie polował... Ale właściwie, to nic się nie stało – teraz się uśmiechnęłam. Tak bardzo delikatnie, spod lekko opuszczonego łba, tak jakby przepraszająco. Właściwie, to samiec nic takiego nie zrobił, a ja prawie zaczęłam na niego warczeć. – Rozumiem cię trochę... Też jeszcze nie znam do końca wszystkich tutejszych zwyczajów i... Mam przez to różne problemy.
Trochę za długo już się na niego patrzyłam, w trakcie dłuższego monologu. Musiałam rozejrzeć się po koronach drzew, żeby rozluźnić atmosferę zbudowaną na długim gapieniu się sobie w ślepia.
– Czyli... Też nie jesteś stąd? Długo tu mieszkasz? – zamrugałam kilkukrotnie, gdy poczułam, że o czymś zapomniałam. Hmm... – Ah tak! A ty, jak masz na imię?
autor: Niewinna Łuska
09 maja 2017, 12:52
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Diamentowy Strumień
Odpowiedzi: 767
Odsłony: 96873

Ah, więc tak wygląda koral... powinnam zapamiętać na przyszłość. Słyszałam, że ma coś wspólnego z wodą, lecz nigdy nie podejrzewałam, że można go znaleźć w takim miejscu... Zwykle rzeki i strumienie nie przedstawiały sobą wartości większej ponad ugaszenie pragnienia. A tutaj proszę, jeśli tylko wie się gdzie szukać... Dalej wpatrywałam się w nowość, kiedy nagle morski zmienił zdanie co do nazewnictwa. Odwróciłam łeb w jego stronę, mrużąc ślepia w wyrazie lekkiego zdziwienia, jakby jego słowa niosły ze sobą zbyt jasne światło złotej twarzy. Zrozumiałam ich znaczenie, lecz jeszcze kilka sekund nie mogłam dopasować go do rzeczywistości, układając w głowie proste matematyczne równie, którego wynik uparcie nie chciał się pojawić. Gdy nieznajomy ogłosił sztuczkę, której ma zamiar dokonać, ponownie zwróciłam ślepia w stronę wody, jakby nie chcąc uwierzyć mu na słowo. Rzeczywiście, po rzekomym kamieniu nie pozostało ani śladu. Niemożliwe! Jeszcze nikt mnie nie oszukał przy pomocy jakiejś głupiej iluzji! One zawsze miały pełno niedoskonałości... Zwykle też nie miały zapachu i... Chyba, że byłyby umieszczone pod wodą....
Nic nie odpowiedziałam, zabierając łapy ze strumienia, który zdążył już ładnie nasączyć je swoimi wodami. Wycofałam się z niego, równocześnie obracając się przodem do samca. Usiadłam o jakieś pół ogona dalej, niż początkowo udało mi się do niego zbliżyć. Niewidzialna bariera stała się twardsza i chłodniejsza. Właściwie, to zapach cienistego był nieco rybny. Miał nutę wodorostów. Jednym słowem, trochę śmierdział. A grzebienie po bokach szyi poruszały się jakoś tak dziwnie i nienaturalnie.
No i bum: jestem martwa. To znaczy byłabym. Gdyby to zdarzenie miało miejsce jeszcze przed moim wejściem pod bezpieczna barierę, prawdopodobnie właśnie teraz żegnałabym się z tym światem. Poruszyłam się niespokojnie, usadawiając na swoim miejscu pod lekkim kątem do rozmówcy, tak że prosta linia przechodząca przez środek mojego ciała celowała gdzieś w las, a ja przypatrywałam się morskiemu bardziej z ukosa, jednym ślepiem. Ogon poruszał się za mną w nieregularnych odstępach czasu.
– Nie, akurat przechodziłam obok. Własnie dlatego pachnę jakbym spędziła kilkanaście księżyców nasiąkając zapachem Ziemi... – jeśli wydawało mu się, że jest taki sprytny, to niech sam wywnioskuję skąd jestem. Choć poprzednio już udało mi się doświadczyć jego niskiego zrozumienia dla ironii. Postanowiłam więc jednak sprostować. – Ehh... tak, mieszkam tutaj. To znaczy na terenach Wolnych Stad, ale nie wyklułam się tutaj. Podróżowałam i pierwsi znaleźli mnie ziemni, więc u nich zostałam.
Spoglądałam na samca z dystansem. Nie miałam zamiaru zadać podobnego pytania w ramach grzecznościowej odpowiedzi na jego początek konwersacji. Po kilku uderzeniach serca, które spędziłam w ciszy, wyglądając jakbym nie miała zamiaru już nic powiedzieć, nabrałam nagle powietrza i wyrzuciłam z siebie kilka zdań na jednym wydechu:
– Wiesz, istnieją też inne ściągacze smoków. Na przykład takie miłe powitanie albo uśmiech... Nie trzeba nikogo wabić, jeśli chce się z nim porozmawiać. Ci, którzy chociaż czasami widują się z innymi smokami, powinni o tym wiedzieć.
Byłam już niemal pewna, że jest łowcą. Poluje przy rzekach, dlatego większość zapachów nie trzyma się na nim za długo. Większość czasu spędza poza obozem, dlatego nie czuć od niego innych smoków. Tylko on sam i jego dziwne zabawy w podchody...
Do tego czasu zdążyłam już całkowicie zapomnieć, że to ja chowałam się jeszcze chwilę temu za kamieniem, zamiast przywitać się w odpowiedniej manierze.
autor: Niewinna Łuska
08 maja 2017, 23:38
Forum: Ogólne
Temat: Powiadomienia
Odpowiedzi: 6987
Odsłony: 361860

+1/4 mięsa od Spokojnej Łuski

Aktualizacja
autor: Niewinna Łuska
02 maja 2017, 13:53
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Diamentowy Strumień
Odpowiedzi: 767
Odsłony: 96873

Podeszłam jeszcze bliżej nieznajomego, każdy krok stawiając coraz wolniej, jakby jakaś fizyczna siła zaczynała odpychać mnie w kierunku przeciwnym, niż jego strefa komfortu. Tak, teraz było idealnie. Nie za blisko, ale nie za daleko. Nie musieliśmy już podnosić głosów, a także nie odczuwałam niezręczności, spowodowanej zbytnią bliskością obcego smoka. Teraz czułam wszystko. Pierwotne przypuszczenia się potwierdziły i w moje nozdrza uderzył dość mocny, samczy zapach, aczkolwiek całkiem znośny, bo przykryty jakby... czystością? Zupełnie jakby nieznajomy mył się w rzece codziennie rano i wieczorem. No a jeśli chodziło o jego identyfikację stadną, to szybko stało się jasnym, że należy do Cienia. Ten lekko niepokojący, niestały zapach od razu łatwo dawał się rozpoznać. Ah, no cóż... niezbyt mi to odpowiadało. Wolałabym, żeby smok okazał się jakimś ukrytym wodnym, którego zapach kojarzył mi się dużo milej. Aczkolwiek, aromat cienistych też był dziwnie przytłumiony. Tak samo rozmyty i niezbyt wyraźny, jakby smok od niedawna gościł na ich terenach, albo wręcz celowo zmywał z siebie woń stada. Nie spotkałam się jeszcze z tak... niewyraźnym i mało wyrazistym zapachem u żadnego osobnika. Może dzięki temu zapomnę o jego stadnej przynależności i będę mogła skupić się na pozytywnych aspektach. Nawet sam charakter samca był zupełnie inny, niż powiedzmy taka cienista łowczyni, zachowująca się jak sam mrok, w którego towarzystwie tylko i wyłącznie się pojawiała. Inny także niż klucz cichych wojowników pojawiających się na stadnym zebraniu, samą swoją postawą wypowiadający jedną, wielką niemą groźbę. Ciekawe kim wobec tego był? Jeśli nie wojownikiem, to może uzdrowicielem. Choć sam wspominał o swojej niewielkiej zręczności, wiec to raczej nie było możliwe. Mógł być też łowcą, to bardzo mi do niego pasowało. Zdawał się być uważny i spostrzegawczy. Ale równie dobrze mógł być piastunem, tak jak ja miałam zamiar być! Ale nie, raczej nie... Nie wyglądał na takiego nieudacznika, żeby podobnie do mnie, z racji na brak innych talentów, zajmować się pisklętami.
Zmieszałam się trochę, gdy nieznajomy nie zrozumiał żartu. Ahh... wiedziałam, że nie powinnam żartować. Moje poczucie humoru zwykle nie przemawiało do innych. Na szczęście samiec nie drążył tematu. Z zaciekawieniem odwróciłam łeb w kierunku wskazanej przez niego... rzeczy.
– Oh, nie mam pojęcia... A co to takiego? Jakiś... kamień szlachetny? – zapytałam nieco zbita z tropu, patrząc na czerwone coś pod kamieniem. Przednimi łapami weszłam do strumyka, żeby móc zobaczyć z bliższej odległości. Potem zwróciłam ślepia z powrotem na morskiego. Uśmiechnęłam się do niego pogodnie. Kiedy mówił... Nie miałam pojęcia o czym mówił, ale robił to z takim zaangażowaniem, niemal pisklęcym, że aż mimo swojej raczej nieszczególnej aparycji, wydał mi się okropnie słodki i uroczy. Miałam ochotę wytarmosić go za te jego czerwone płetwy grzbietowe i przytulić się do śliskich łusek z cichym piskiem uwielbienia. Jednakże... nie mogłam zrobić zupełnie nic poza łagodnym uśmiechem i radosnym spojrzeniem. Jeszcze tego brakowało, żebym zachowała się jak totalna kretynka. Uh... powinnam trochę panować nad swoimi... dziwnymi myślami. Totalnie kupił mnie tym swoim niewinnym sposobem zachowania. Nie czułam już się nieswojo i byłam gotowa pomóc z... tym czymś. Jednak dalej nie wiedziałam nawet co to, ani jak się za to zabrać.
autor: Niewinna Łuska
29 kwie 2017, 23:02
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Diamentowy Strumień
Odpowiedzi: 767
Odsłony: 96873

W pierwszym odruchu, cofnęłam łeb za skałę. O nie, więc jednak się zdradziłam... Ciężar interakcji z obcym osobnikiem zwalił się na mnie w jednej chwili, jak kolosalna, przytłaczająca lawina. Co teraz? Co mam powiedzieć? Wyjść do niego? No raczej tak, przecież nie będę mówić ukryta za kamieniem. Bogowie, czemu ja się za nim chowałam?
Powoli, bardzo powoli, wysunęłam się z ukrycia i stanęłam na widoku, spoglądając w stronę rybiego osobnika ze spora rezerwą. Dwie łapy nie wystarczą? Albo wyławiał stamtąd wielkie głazy, albo chciał się ze mnie ponabijać. To z resztą nie byłoby nic dziwnego. Przez swoją drobną budowę przypominałam zaledwie podlotka, nie zdradzając ani krzty dojrzałości, ani zbliżających się powoli 30 księżyców życia. No dobrze, może nie będę wyprowadzać go z błędu? Nie chciałam tego robić, jakby moja myląca aparycja była moją winą.
– Oh, a co tam wyławiasz? Żubra?– zapytałam najsłodszym i najbardziej niewinnym głosem, na jaki było mnie stać.
Żeby dodać trochę kolorytu, poparłam go równie infantylnym uśmiechem. Tak uzbrojona, postąpiłam kilka kroków w kierunku obcego, łypiąc bez przekonania w stronę wody. Niemożliwe, żeby było tam coś dużego, przecież bym zauważyła.

Cieszę się, że komuś się podoba jak pisze xD Wydawało mi się, że strasznie ssę jak używam pierwszoosobowej narracji...
autor: Niewinna Łuska
28 kwie 2017, 22:22
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Diamentowy Strumień
Odpowiedzi: 767
Odsłony: 96873

Uh, więc tak wyglądał smok morski? Pierwszy raz widziałam... Zdawał się być taki... oślizgły. I tak jakby... łysy? No wiem, dużo smoków nie miało futra, ale mają za to jakieś inne atrybuty, którymi nadrabiają jego brak. Tymczasem ten tutaj... chyba samiec, wnioskując po dość niechlujnym sposobie w jaki stał, miał tylko jakieś dziwne wyrostki w okolicy szyi. I tyle. Jego łuska przypominała tą rybią. Ciekawe czy tak samo pachniał, jak sugerowałby jego wygląd.
Wychylałam się zza pobliskiej skałki nieopodal brzegu, niezbyt przekonana, by wejść w interakcję z osobnikiem. Na pierwszy rzut oka wydał mi się nieprzyjemny. Próbowałam wywęszyć coś, żeby chociaż dowiedzieć się do którego stada należy, jednak wiatr nie sprzyjał. Paradoksalnie, gdyby należał do Wody, najprędzej przekonałabym się do tego, aby nawiązać z nim rozmowę. Tak, teoretycznie Wodni stanowili dla nas teraz największe zagrożenie, ale jak dla mnie... Cień i Ogień wciąż wydawały się trochę niepokojące. To zapewne wina moich wcześniejszych spotkań z ich smokami. Nie powinnam chyba rzutować ich zachowania na pozostałe smoki z ich stada, jednak nic nie mogłam poradzić. Ogień i Cień kojarzyły mi się tylko i wyłącznie z agresją i brutalnością. A Woda? To wciąż była rodzina. Ten tu nie był wodny. Nie widziałam go nigdy. Nie możliwe żebym przeoczyła kogoś tak charakterystycznego. Z reszta, czy którykolwiek smok tutaj był nie charakterystyczny?
Stałam schroniona za kawałkiem skały, wciąż niepewna co robić. Nie wyjdę przecież na przeciw obcemu i wykrzyczę mu w pysk że wygląda mi na rybę wiec chcę sobie uciąć z nim pogawędkę. Mimo wszystko, nie mogłam jakoś oderwać się od obserwowania jego nieświadomego mojej obecności zachowania. Wpatrywał się w coś ukrytego pod taflą wody, jakby była to najciekawsza rzecz na świecie. Ja tam nic nie widziałam... Wychyliłam się jeszcze trochę, i wyciągnęłam szyję w górę, próbując przebić wzrokiem wodną barierę. Na próżno. Fuknęłam niezadowolona, ale natychmiast tego pożałowałam. Wstrzymałam oddech, licząc na to, że mnie nie usłyszał. Co też by sobie pomyślał? To co robiłam mogło wyglądać na trochę... nienormalne, jeśli nie użyć by dosadniejszego słowa. Podglądanie obcych z ukrycia raczej nie kojarzyło się dobrze.
autor: Niewinna Łuska
28 kwie 2017, 22:04
Forum: Błękitna Skała
Temat: Ciemna Grota
Odpowiedzi: 394
Odsłony: 57131

Słuchałam opisu ognistej, przez chwilę oniemiała przez imersję i wyrazistość jej wizji. Zupełnie... zupełnie inaczej niż moje doświadczenia z magią. Dla niej magia objawiała się jako namacalny, wyrazisty obraz, jakby głęboko wyryty w jej łbie. Tymczasem dla mnie było to jedynie nagromadzenie przeróżnych uczuć i przeczuć, rezydujących bardziej w podświadomości, niż w zasięgu mojej percepcji.
– Łał... – tak tylko potrafiłam skomentować całą sprawę. Zapatrzyłam się w dal, spoglądając na wskroś przez częściowo skąpaną w mroku samicę, odtwarzając w swojej wyobraźni jej wizję. Dopiero po chwili, wróciłam swoim spojrzeniem do rzeczywistości. I do adeptki, która nagle wyglądała na niezwykle skoncentrowaną. Oh, zaczyna się! Było blisko, żebym zupełnie przeoczyła moment powstania jej pierwszego zaklęcia... Jeśli w ogóle powstanie. Lecz sądząc po wizji jaką opisała... coś musiało być na rzeczy. Albo była po prostu zdrowo pokręcona. Stawiałam jednak na to pierwsze. Ruch energii jaki poczułam wokół niej potwierdzał moją intuicję. I prawdę mówiąc... ruch ten był całkiem wyraźny. Zupełnie inaczej, niż przypadku ledwie piskląt, uczących się swoich pierwszych czarów. Czuć było magię dorosłego smoka, konkretną i uporządkowaną. Która w dodatku rezonowała coraz mocniej z każdą chwilą, gdy z niepokojem przyglądałam się pogrążonej w myślach ognistej. Czy ona w ogóle była tu jeszcze ze mną? We wszystko co robiła musiała wkładać całą siebie, gdyż tworząc zaklęcie dosłownie zniknęła z tego świata. Tak silne drgania magii w obliczu pierwszego zaklęcia napełniły mnie obawami. Postanowiłam jednak nic nie mówić, nie przerywać. Zbyt ciekawa byłam rezultatu. Mocniej tylko schwyciłam własną nić łączącą mnie z mocą minionych wieków i czekałam w gotowości. Wreszcie wyzwoliła energie, uporządkowane poruszenie opuściło jej ciało. Drgnęłam zaskoczona, po dość długim czasie oczekiwania, ale wbrew obawom, absolutnie nic złego się nie stało. Zaklęcie ognistej uformowało piękny, wyraźny płomień, unoszący się nad nią jak aureola, lub wschodząca złota twarz, wyrazistymi, mocnymi kolorami oświetlając całą grotę. Wstałam ze swojego miejsca i podeszłam krok bliżej, wlepiając ślepia w twór. Przechyliłam się, aby obejrzeć go też z boku.
– To... jest świetne... Taki dokładny płomień – nie przestawiałam pochylać się, by obejrzeć zaklęcia z każdej możliwej perspektywy. – Na prawdę nie czarowałaś nigdy? To... chyba rzadko się zdarza, żeby stworzyć coś tak dobrego w pierwszym podejściu. Nawet się tak naturalnie porusza...
Wzięłam drobną iskierkę ze skumulowanej przeze mnie mocy i zamiast zaklęcia ochronnego, na które pierwotnie miałam zamiar ją przeznaczyć, wytworzyłam łagodną bryzę skierowaną w stronę płomienia, aby przekonać się jak zareaguje na subtelny powiew. Nie spodziewałam się po niej... czegoś takiego. Musiała mieć naturalny talent. Albo szczęście? Sama już nie wiedziałam.
– Wyczaruj coś jeszcze. Proszę... Zrób dokładnie tak jak tym razem,
bo wyszło ci genialnie. Dokładne wyobrażenie i skupienie...

Ale co ja jej tam mówiłam, widać było, że słuchała co do niej mówiłam. Chciałam zobaczyć więcej jej twórczości.
autor: Niewinna Łuska
23 kwie 2017, 21:05
Forum: Błękitna Skała
Temat: Lazurowe Jeziorko
Odpowiedzi: 884
Odsłony: 110433

Może powinnam wiedzieć, że podkradanie się do łowczyni nie jest najlepszym pomysłem, jednak przecież postarałam się, abym była przynajmniej z jakiejś odległości widoczna. Tym bardziej była zdziwiona, gdy ta na mój widok zareagowała w taki sposób. Wyglądała doprawdy jakby... zobaczyła ducha? Przez chwile patrzyła na mnie z niemal nabożną czcią, jakbym była boginią, która zstąpiła ku niej z nocnego nieba. Pod naporem tego spojrzenia, aż dyskretnie spoglądnęłam przez ramię, aby upewnić się, że faktycznie jakaś astralna istota nie stoi za moimi plecami. Zupełnie nie przywykłam do tego, żeby ktoś patrzył na mnie w TAKI sposób. W sposób jakbym... była ważna? Była kimś, na kogo widok serce bije mocniej a w głowie pozostaje tylko jedna myśl: teraz już wszystko będzie dobrze. Spojrzenie minęło błyskawicznie, pozostawiając po sobie wyraz rozczarowania. Oh... To akurat coś, do czego bardziej zdążyłam przywyknąć... Lekko opuściłam łeb, czując się niemal skarcona tym spojrzeniem, choć przecież tylko się przywitałam. Czy już zdążyłam zrobić coś nie tak? Słowa cienistej zbiły mnie z tropu jeszcze bardziej... Szerzej otworzyłam ślepia, próbując przeanalizować co właśnie zostało powiedziane.
– J-jak kto? – mój głos natychmiast zadrgał zdradliwie, gdy tylko straciłam grunt pod łapami. Nie panowałam nad tym i zawsze natychmiast mój ton wbrew mojej woli zdradzał mą konsternację. – Ja n-nie jestem...?
Poczułam się źle. Czułam się źle że nie jestem nim. Choć nie miałam pojęcia kim jest "on", ani tym bardziej nie ponosiłam winy za bycie odrębną osobą. Jednak, to rozczarowanie malujące się na pysku smoczycy... Czułam się sprawcą owego zawodu, samą swoją obecnością i samym swoim istnieniem. Nie byłam jej winna praktycznie nic, była mi obca. Ale pomimo to... bardzo chciałam, żeby moja obecność kiedyś była powodem do radości, zamiast konsternacji i zniechęcenia.
– P-przepraszam, że... nie jestem... jak on. Nie chciałam przeszkadzać... – jakakolwiek odpowiedź w tej sytuacji była równie bezsensowna, co postawione mi zarzuty. Tak więc przerzucanie się nonsensem, zamiast prawienia sobie znanych, oklepanych formułek, zwykle wypluwanych na powitanie innego smoka własnego gatunku, trwało. Można by powiedzieć, że przełamywałyśmy pewne zastałe schematy. Gdybym tylko nie czuła się pośrednim sprawcą jakiegoś niezrozumiałego wydarzenia, które doprowadziło dumną łowczynię do takiego stanu jak teraz. Poprzednio nie odniosłam nawet wrażenia żeby miała ona jakieś... uczucia. Tym bardziej uderzyło mnie, że coś było w stanie wywołać u niej tak emocjonalną reakcję na zwykłe spotkanie... mnie.
– Przepraszam... kim jest on? – bardzo chciałam jakoś pomóc, zaoferować chociaż swoją obecność. Jednak nie mogłam zrobić absolutnie nic, dopóki nie wiedziałam z kim zostałam pomylona. Ani nie wiedziałam nawet, czy będąc tutaj, nie byłam widziana jak uciążliwa mucha, bzycząca nad uchem Zmory. Czy odgoni mnie po prostu i powie, żebym dała jej spokój?
autor: Niewinna Łuska
23 kwie 2017, 12:59
Forum: Ogólne
Temat: Powiadomienia
Odpowiedzi: 6987
Odsłony: 361860

+1/4 mięsa od Mistycznookiej

Aktualizacja
autor: Niewinna Łuska
11 kwie 2017, 19:55
Forum: Błękitna Skała
Temat: Ciemna Grota
Odpowiedzi: 394
Odsłony: 57131

– Hyyy! Na prawdę? – prawie zapowietrzyłam się z zaskoczenia. Miała to? Tak szybko? Wstałam ze swojego miejsca, jakby to miało mi pomóc zobaczyć przepływ maddary ognistej. Jednakże, początkowe podniecenie ustąpiło szybko miejsca sceptycyzmowi. Czy nie powiedziała tak tylko po to, żebym dała jej wreszcie spokój?
– A... co zobaczyłaś? Albo poczułaś? – postarałam się, żeby pytanie zadane było jak od niechcenia. Nie chciałam przecież, żeby pomyślała, że jej nie ufam. Wtedy na pewno nic mi nie powie. – Jeśli faktycznie czujesz przepływ mocy to... teraz musisz nauczyć się ją kontrolować. W dużym uproszczeniu, musisz wyobrazić sobie jakąś rzecz bardzo, bardzo dokładnie, uwzględniając jej różne atrybuty, zaczynając od wyglądu i zapachu, a kończąc na smaku i temperaturze. Im więcej zmysłów zaangażujesz w wyobrażenie, tym lepiej wyjdzie zaklęcie.
Przerwałam na chwilę, spoglądając na Veress w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak potwierdzenia, że mówię wystarczająco zrozumiale i nie za szybko.
– No a potem, gdy masz już zebrane te wszystkie rzeczy w swojej głowie to... musisz tak jakby połączyć swoje "źródło" z tym wyobrażeniem. Przelać magię w miejsce, gdzie powinno znajdować się twoje zaklęcie. Rozumiesz? Na początek spróbuj z czymś prostym, co dobrze znasz. Kamień albo światło, wiatr albo woda... Tylko proszę, nie zaczynaj od czegoś... niebezpiecznego.
To nie tak, że jej nie ufałam, czy miałam jakieś wątpliwości co do jej magicznego potencjału... po prostu... lepiej było się upewnić?
– Uchrońcie przed dziełami naszych łap – mruknęłam cicho, sama zbierając moc w swoim ciele, którą mogłabym w razie problemów przeciwdziałać... czemuś.
autor: Niewinna Łuska
11 kwie 2017, 0:03
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Bliźniacze Skały
Odpowiedzi: 660
Odsłony: 88483

Siedziałam grzecznie na miejscu, nie ruszając się ani odrobinę, aby nie przeszkadzać uzdrowicielowi. Zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Może nie znałam Kapłanki Cienia ale... jego motywacja była taka szlachetna. Słowa takie wyważone, pełne spokoju, a nawet dystyngowanej maniery. Patrzyłam jak zajmuje się mną i wykonywałam nieliczne polecenia. Kiedy dotknął mnie swoją magią, poczułam się dziwnie. Musiałam walczyć ze sobą, żeby nie odsunąć się od jego łapy. Czułam obcy wpływ w obrębie swojego własnego ciała. Na szczęście, nie trwało to zbyt długo. Dalej spoglądałam na uzdrowiciela z zaintrygowaniem i... wdzięcznością? A może raczej czcią.
-Dobrze, tak zrobię... Ja po prostu... Wcześniej zupełnie nie czułam, że coś mi dolega. Dopiero niedawno nagle... poczułam to wszystko. Dziękuję...
Dalej nie byłam pewna, czy faktycznie zabieg mi pomógł. Czułam trochę mrowienia przy powierzchni skóry. Poruszyłam skrzydłami, sprawdzając czy nie wyczuje lepiej swojego stanu. Na niewiele się to zdało.
autor: Niewinna Łuska
09 kwie 2017, 0:36
Forum: Skały Pokoju
Temat: Młode Spotkanie X
Odpowiedzi: 84
Odsłony: 4810

Krok za krokiem, bardzo powoli, weszłam na miejsce spotkania, ukradkiem spoglądając na Proroka, ale szybko odwracając wzrok. Prześlizgnęłam się po obrębie zgromadzonych, chcąc jak najmniej rzucać się w oczy i przysiadłam kawałek za jakimś dużym samcem pachnącym Ogniem. Całkiem nieźle zasłaniał mnie przed ślepiami Oprawcy, przynajmniej w moim mniemaniu. Czułam się głupio, że w ogóle pokazuję się na oczy Prorokowi. Czemu wiec tu przyszłam? Sama się zastanawiałam, oglądając ziemie pod swoimi łapami, oraz ogon nieznajomego, wplatający się w pole mojego widzenia. Prawdopodobnie nie chciałam przegapić okazji, która już może się nie powtórzyć.
autor: Niewinna Łuska
09 kwie 2017, 0:23
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Bliźniacze Skały
Odpowiedzi: 660
Odsłony: 88483

Przestrzeń osobistą? W pierwszej chwili miałam ochotę rzucić się na ciebie i polizać z wdzięczności po pysku. Na szczęście nie pozwoliła mi na to nieśmiałość. Aura jaką wokół siebie roztaczałeś, była dla mnie dystyngowana i... ułożona. Jakby każdy twój ruch i słowo były dokładnie przemyślane chwilę przed wypowiedzeniem. Wpatrywałam siew ciebie jak w obrazek, ślepiami wypełnionymi wdzięcznością. W końcu wcale nie musiałeś odpowiadać na moje wezwanie. Ukłoniłam się grzecznie, kiedy się przedstawiłeś.
– T-tak! Oczywiście, zgadzam się... – nie znałam się do końca na tym, jak działały Dary uzdrowicieli, jednak zawsze leczenie kojarzyło mi się z fizycznym kontaktem, także wcale nie byłam zaskoczona. Wszystko, byle pozbyć się tego palącego, natrętnego uczucia pełzającego po mojej skórze, sprawiającego, że czułam się nieczysta i skażona. – Ja... jeszcze raz dziękuję. Mam trochę mięsa w grocie jakbyś potrzebował... Żadnych ziół niestety nie mam...
autor: Niewinna Łuska
06 kwie 2017, 23:31
Forum: Błękitna Skała
Temat: Lazurowe Jeziorko
Odpowiedzi: 884
Odsłony: 110433

Nie wiedziałam czemu zdecydowałam zostać się na terenach wspólnych tak długo. Kojarzyły mi się z zagrożeniem i natłokiem obcych pysków. Gdy zmierzchało, wolałam zaszyć się w swojej malutkiej, przytulnej jaskini, gdzie praktycznie nic poza mną i skórą łosia się nie mieściło. Dlatego też nie było w niej miejsca dla strachu i złych wspomnień. Było tylko ciepło. Moje, i mojego martwego towarzysza. Czasami wyobrażałam sobie, że duch tego biednego zwierzęcia jest przy mnie i towarzyszy mi w mojej doczesnej podróży, tak jak duchy moich krewnych, którzy już wznosili się wśród gwiazd. W końcu, to była moja pierwsza i jedyna ofiara. Miałam wrażenie, że z tym zwierzęciem połączyła mnie dziwna wieź w momencie, gdy ostatni oddech uleciał z jego zmęczonych ucieczką płuc. Mógł teraz spać spokojnie, a dar jego ciała posłużył mi do podtrzymania mojej własnej wędrówki. Wszystko było na swoim miejscu. Gdy spojrzałam na to z tej perspektywy, moje wyrzuty sumienia słabły, a wewnętrzna integralność mojego ja rosła. Nie musiałam się przejmować tym, czego inni ode mnie wymagają, ani tym co sama od siebie wymagam. Mogłam zamiast tego tak jak teraz, leżeć tuż przy brzegu jeziora, wpatrzona w kierunek, gdzie złota twarz znikała za horyzontem i myśleć. Ale nie myśleć tak jak zwykle, gdy jeden pomysł gonił drugi, jedno zmartwienie podążało za następnym. Mogłam myśleć swobodnie, powoli i bez analizowania swoich akcji. Tak właśnie myślą duchy, wyzwolone ze swoich cielesnych powłok. Przynajmniej taką miałam nadzieje. Czułam się teraz taka spełniona i kompletna, mimo że nie robiłam zupełnie nic, poza leniwym wahaniem końcówki ogona z lewa na prawo, wodzeniem końcówką pazura po powierzchni cichej, zimnej wody i wpatrywaniu się, jak horyzont na moich oczach z płomiennego pomarańczu przeistacza się w złoto podszywane fioletem, granatem, bladością, aż w końcu czernią, lśniącą tylko odległą łuną wspomnienia o złotej twarzy, udającej się na spoczynek. Czekałam, aż pojawią się ślepia przodków. Chciałam spojrzeć w nie dzisiaj i posłuchać opowieści o minionych czasach, albo przyjąć radę dotyczącą teraźniejszości. Ta ostatnia bardzo by mi się przydała. Czułam się zagubiona w obcym świecie, gdzie przemoc i siła dominowały nad każdym innym aspektem życia. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Przynajmniej miałam teraz tą małą, hermetyczną bańkę kontemplacji, roztoczoną wokół mojego ciała, pozwalającą mi widzieć jedynie naturę i piękno, czuć powiew chłodnego wiatru i cudowną, czystą świeżość nadwodnego powietrza, zabarwionego aromatem traw i świeżej ziemi. Miałam ochotę zaśpiewać, lecz nie wiedziałam co byłoby odpowiednie, aby opisać obecną chwilę. Ostatecznie poprzestałam na nuceniu melodii, która przyszła mi pierwsza do głowy. Nie wiedziałam czy dźwięki były mojego autorstwa, czy może zasłyszane kiedyś i zapomniane. Płynęły harmonijnie i spokojnie, nasycając się atmosferą tego miejsca.

Nie zajęło mi długo, uchwycenie ruchu, gdzieś na skraju mojego pola widzenia. To była moja cecha, która pozwoliła mi najprawdopodobniej dożyć do obecnego momentu. Natychmiastowe widzenie ruchu, choćby zdawało się, że odbywa niemal za moimi plecami. Czasem wydawało mi się, że to bardziej przeczucie, niż zasługa moich ślepi. Może po prostu wsparcie jakiejś wyższej ode mnie siły? W końcu ktoś musi mi wynagrodzić to, że natura nie obdarzyła mnie żadnymi specjalnymi atrybutami fizycznymi. Skupiłam wzrok na zauważonym kształcie. Było już dość mrocznie, nie od razu więc udało mi się zinterpretować sylwetkę, jako smoczą. Wylądowała na brzegu jeziora, kawałek od mojej obecnej pozycji i zdawała się zbyt zajęta sobą, by wyłapać moją obecność. Z resztą, czego się spodziewałam. Sama z trudem dostrzegłam lecącego smoka, a chciałam, żeby on przyuważył leżącą płasko i nieruchomo smoczycę niewielkich rozmiarów, o łuskach w kolorze nieba przy pełni księżyca. Czy może raczej – nie chciałam, by mnie przyuważył. Nie w smak było mi wychodzenie z mojej magicznej sfery transcendencji z czasoprzestrzenią, ale czyjaś obecność niepowrotnie mi ja wyrwała. Nie mogłam przestać przyglądać się intruzowi, choć bardzo bym chciała go zignorować. O tej porze, każdy smok napawał niepokojem. Dlaczego nie szykował się jeszcze do snu w swoim legowisku? Musiał to być bardzo dziwny smok. Zmrużyłam ślepia, dostrzegając coraz więcej szczegółów. Obcy nie złożył skrzydeł po lądowaniu. Trzymał je jakoś dziwacznie przy bokach. Czy może raczej... Oh! Czy to możliwe, żeby to była ta smoczyca? Zesztywniałam zaniepokojona. Nie byłam przekonana, czy w jej obecności mogę czuć się bezpiecznie. Tak, nakarmiła mnie poprzednio ale... jej sposób bycia... Nie mogłam opędzić się od tego dziwnego wrażenia, że coś jest nie tak. A może po prostu... jej odmienny wygląd, przypominający troche fizjonomię nietoperza, przyprawiał mnie o nieufność. Zmarszczyłam nos, rozważając przez chwilę co powinnam zrobić. Wzięłam głęboki oddech. Nie byłoby miłe ukrywanie się przed kimś, kto zapewnił mi pomoc w chwili potrzeby, prawda? Czułabym się nie w porządku wobec samej siebie. A nie byłam już tą samą, przestraszoną Neiverlein, którą byłam jeszcze kilka księżyców temu! Byłam zaradną Niewinną Łuską, adeptka stada Ziemi. Byłam, prawda? Zaczęłam nabierać co do tego wątpliwości, gdy podniosłam się i spokojnym (z pozoru) krokiem ruszyłam ku znajomej-nieznajomej. Może ona też nie życzyła sobie towarzystwa? Jeśli coś będzie nie tak... po prostu się stąd ulotnię. W końcu i tak było już późno.
– Witam... – zaczęłam nienachalnie, gdy byłam już w odległości głosu. Zatrzymałam się, spoglądając ku cienistej z pewną dozą zmieszani. I co teraz? Nie byłam najlepsza w kontaktach międzysmoczych. – Też przyszłaś popatrzyć w ślepia przodków?
Lepsze to niż pytanie o pogodę. Choć łowczyni wydawała się bardziej zaintrygowana taflą wody, niż nieboskłonem. Z pewnością i w jeziorze odbije się światło tysięcy świetlistych punktów, upamiętniających życie bohaterów minionych stuleci. Spróbowałam się uśmiechnąć, najszczerzej jak potrafiłam.
autor: Niewinna Łuska
06 kwie 2017, 22:47
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Bliźniacze Skały
Odpowiedzi: 660
Odsłony: 88483

To chyba było już wystarczająco blisko terenów Ognia? Przez nieznośny ból i swędzenie nie mogłam latać, wiec piesza wycieczka kosztowała mnie troche wysiłku. Nie przywykłam, do przemierzania tak długich tras bez pomocy usłużnych, ciepłych prądów powietrznych. Zatrzymałam się wreszcie, rozglądając dookoła. To chyba tutaj umm... spotykały się smoki które chciały... No tak. Miejsce wydawało się nienajlepsze w takim kontekście. Ale na prawdę nie miałam już siły iść dalej, a jeśli dobrze pamiętam, dalsza wędrówka mogłaby zaowocować wizytą na cmentarzu. W dosłownym sensie. Mam nadzieje, że mój stan nie był aż tak poważny, żeby rozpatrzyć wizytę na cmentarzu w sensie przenośnym i bardziej dosadnym. A muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie czułam się tak beznadziejnie. Nie chorowałam od czasu... nigdy. To wszystko na pewno przez tak duże nagromadzenie smoków w jednym miejscu. Teraz pozostaje pytanie... od kogo ja to do cholery złapałam?
Wysłałam magiczną wiadomość zawiadamiającą o mojej pozycji. Miałam nadzieję że trafi do adresata, gdyż nie widziałam go nigdy na własne oczy. Czekałam, próbując przekonać się do tego, że impulsywne ocieranie się o pobliskie, ostro zakończone skałki nie było najlepszym pomysłem.
autor: Niewinna Łuska
04 kwie 2017, 22:47
Forum: Świątynia
Temat: Świątynia
Odpowiedzi: 780
Odsłony: 48025

Wiedziałam, że nie powinnam była tego mówić. Było już za późno, nie mogłam odwołać tego co powiedziałam wcześniej. Spojrzenie Płaczu przyszpiliło mi do ściany, nie pozwalając mi ani się poruszyć, ani mówić, ani oddychać. Jeden fałszywy ruch i gotów był mnie rozszarpać. Jego mięśnie już nie mogły się doczekać, wręcz wyrywały się w nienaturalnych tikach, aby pokierować ciałem wojownika i zanihilować mnie w kilku prostych ruchach.
Czego się boję? Nie wiem... Nie wiem nawet co będzie dalej, więc skąd mam wiedzieć, co powoduje mój strach?
Jego głos i jego spojrzenie. Nagle wydały mi się zupełnie inne niż poprzednio. Powstrzymał całą swoją złość, zrobił to dla mnie. Dla mnie, gdy nie mogłam nawet podjąć jednoznacznej decyzji. Miał prawo być zły. A teraz Anioł wydawał się... taki zawiedziony. Musiało naprawdę mu zależeć... Zrobiło mi się przykro. Czemu sprawiałam mu ból, kiedy on był dla mnie taki dobry?
– Nie, nic się nie zmieniło... – odpowiedziałam cicho, tak że może nawet trzymając łeb tuż przy moim pysku, miał trudność aby usłyszeć. – Dobrze... Zrobię wszystko tak jak...

Nie zdążyłam dokończyć. Wyczułam obecność innego smoka kilka chwil przed tym, nim usłyszałam warkot i gniewne słowa, które natychmiast sprawiły, że całe moje ciało zesztywniało w gotowości. Wyrwałam się Płaczowi z siłą, jaką nie podejrzewałam nawet, że posiadam, stając przodem do zbliżającego się Proroka. Niestety wiedziałam kto to był i wiedziałam gdzie jesteśmy. Niestety nie byłam głupia i nie mogłam tłumaczyć się niewiedzą. Po prostu... nie wiedziałam już nawet, kiedy zwykła wizyta w świątynia zamieniła się... w to. Smok stojący w wejściu wyglądał groźnie. Jego łuski lśniły złowróżbnym blaskiem, jakby gniew żywiołów skumulował się w jego ciele, by w odpowiednim momencie eksplodować, zmiatając nas z powierzchni ziemi.
– P-przepraszam... To moja wina... Ja nie wiedziałam... N-nie chciałam, żeby to się tak skończyło – mówiąc, cofałam się z powrotem w kierunku wodnego samca, z łbem opuszczonym jak w gotowości na przyjęcie ataku. – Na prawdę nie chciałam u-urazić waszych bogów... To znaczy... Byłam bezmyślna. P-przepraszam...
Zakończyłam ostatecznie, kuląc się w naiwnej nadziei, że gniew Proroka ominie moje pomniejszone ciało. Cofając się, wreszcie wróciłam do miejsca, gdzie stał Płacz. Niewiele myśląc, wtuliłam swój łeb pod jego żuchwę, jakby swoim drobnym ciałem próbując odgrodzić Anioła od Proroka. Swoją własną szyją, zasłoniłam jego podgardle.
– A-ale to... nie jego wina. To ja zaczęłam... To tylko ja...
Próbowałam uspokoić myśli, przestraszonymi ślepiami obserwując Oprawcę. Otaczająca go aura nie ułatwiała mi odzyskania swobodnego języka, ani trzeźwości rozumowania. Mój organizm przestawał powoli wytrzymywać emocjonalną zjeżdżalnię, która ciągnęła się już od dłuższej chwili, miotając mną na zmianę od tego bardziej przyjemnego uczucia, do realnego strachu. Pociemniało mi przed oczami. Zamiast mówić dalej, musiałam odzyskać oddech.
autor: Niewinna Łuska
02 kwie 2017, 15:04
Forum: Świątynia
Temat: Świątynia
Odpowiedzi: 780
Odsłony: 48025

Cieszyłam się z uśmiechu Anioła, nawet jeśli wyglądał troche niepokojąco. Tak samo jak z jego ukontentowanego mruczenia. Najwyraźniej mu się podobało. Nie do końca wiedziałam co robię, ani co mam zamiar zrobić, prowadzona tylko dziwnymi impulsami, którym dawałam kontrolę nad swoimi mięśniami, oddechem, spojrzeniem... Cokolwiek to było, jemu się podobało. I chciałam, żeby tak zostało. Jednak nie spodziewałam się, że nagle wyciągnie swoją łapę i położy ją na powierzchni moich łusek. Musiałam zdjąć z niego swoje skrzydło i odsunąć się od jego ciała. Zgromadzone między nami ciepło uleciało gdzieś pod chłodne, odległe sklepienie, z czego byłam bardzo niezadowolona. Nie chciałam się odsuwać. Dlatego na początku stawiłam lekki opór, ale pod naciskiem jego łapy uległam i pozwoliłam się przesunąć, spoglądając na samca z dołu, lekko zaskoczonym spojrzeniem. Moje uszy położyły się wzdłuż łba, gdy włożył więcej siły w ruch swojej łapy, próbując przesunąć mnie dalej. Najdłużej walczył mój ogon, wciąż owinięty wokół jego, powoli wyślizgujący się z objęć, aż tylko jego końcówka miała kontakt z ciałem Płaczu, który jeszcze przez chociaż kilka uderzeń serca chciałam trzymać, nim całkiem odseparował moje, spragnione jego dotyku ciało od swojego. Dałam się prowadzić, śledząc spojrzeniem jego ślepia, jak zahipnotyzowana przez oczy polującej kobry. Nie zauważyłam nawet, że jestem pod ścianą. Wzdrygnęłam się, gdyż kamień był zimny, posyłający lekkie ciarki wzdłuż mojego zadu i dolnej części pleców. Spojrzałam za siebie, a potem wróciłam wzrokiem do wojownika, jeszcze bardziej zaskoczona niż wcześniej. Poczułam... coś więcej niż zaskoczenie. Niepokój odezwał się gdzieś z tyłu mojego łba, drążąc sobie drogę do uśpionego w czujności mózgu. Wtedy docisnął mnie do ściany. Wciągnęłam głośno powietrze, moje serce waliło już jak oszalałe. Miałam wrażenie, że tętno zaraz mnie zabije. Jego łapa zaczęła błądzić po futrzanej otoczce w okolicach mojej szyi, tak łagodnie jak wszystkie nasze wcześniejsze ruchy. Wydałam z siebie cichy pomruk. Dałam radę nieco się uspokoić, ale spojrzenie Anioła było dla mnie zbyt intensywne. Patrzył... wszędzie. Tak... dziwnie. Nie mogłam znieść tego sposobu w jaki oceniał moje ciało. Popatrzyłam na bok, próbując przekonać się, że wszystko jest w porządku. Gdy nieśmiało spojrzałam z powrotem na pysk samca, on... uśmiechał się. Ale nie tak jak wcześniej. Wcisnęłam się mocniej w ścianę za swoimi plecami, a w mojej głowie zapaliły się jednocześnie wszystkie ostrzegawcze sygnały jakie mogły istnieć. Jego głos... miałam wrażenie jakby rezonował także w mojej klatce piersiowej, a nie tylko w jego gardzieli. Spojrzenie okrutnie intensywne, jak pazury przedzierające się przez ciało. Straciłam cały rezon. Nie wiedziałam czy dobrze zrozumiał to co powiedziałam. Ja miałam na myśli... Nie wiem co właściwie miałam na myśli, ale chyba nie... to. Cokolwiek to miało być.
Już uchyliłam pysk żeby coś powiedzieć, choć nie wiem co wydobyłoby się z mojego pyska, gdyż w głowie zalegała tylko i wyłącznie rozdygotana pustka, ale wtedy on na chwile uśpił moją czujność. Delikatne liźnięcie nie pozwoliło mi skupić się na niczym innym, każdym milimetrem swojego ruchu rozbijając moje myśli wraz z chęcią jakiegokolwiek oporu na drobne kawałeczki. Gdy język Anioła dotarł do mojego ucha, ono jak i całe moje ciało drgnęło, rażone nagłym, przyjemnym mrowieniem. Westchnęłam delikatnie, ale zanim się zorientowałam, poczułam ostre zęby wokół mojej szyi. Zupełnie się nie spodziewałam. Spanikowałam. W pierwszym odruchu chciałam natychmiast się wyrwać, ale jedyne co uzyskałam, to więcej bólu i uczucie jak kły naruszają moją łuskę. Z mojego zaciśniętego gardła było w stanie wydobyć się tylko ciche kwilenie, a ja nie śmiałam już drgnąć ani o łuskę, gdy zęby anioła drażniły moją szyję, potęgując uczucie niepewności. Kiedy uderzy? Kiedy poczuję ciepłą krew na swojej skórze? Zastygłam, teraz już cała rozedrgana. A on, jedynie zarysował szeroki ślad śliny na mojej szyi, delikatnie pieszcząc miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą mnie zranił. Wydawało mi się, że moje wnętrzności rozpływają się w ogarniającym mnie pulsującym cieple, z trudem pozwalając mi ustać na łapach, które dygotały pode mną nieposłuszne mojej woli. Myślałam, że już mogę odetchnąć, gdy nagle pazury samca niepokojąco zaznaczyły swoją obecność na mojej skórze. Odsunęłam bark, ale to było na nic, gdyż swoją siłą Płacz docisnął mnie aż do ściany, gdy uciekałam przed naciskiem jego szponów. Dałam się rozpłaszczyć wzdłuż zimnego kamienia, teraz czując jego chłód na całym swoim boku, gdy z drugiej strony niemal docierał do mnie gorąc emanujący od ciała wojownika. Nie mogłam już dłużej uciekać, więc spięłam tylko atakowaną łapę, jakby moje mięśnie mogły powstrzymać ostre pazury przed zagłębieniem się w ciele. Gdy jego łeb ponownie zbliżył się do mojej szyi, skuliłam łeb i przymknęłam ślepia, czekając na kolejną porcję bólu. Zamiast niego, dostałam tylko lekki powiew jego oddechu, nieznośnie drażniący moje ucho, tak że samoistnie zadrgało, próbując uciec od fali wibrującego pobudzenia. Jego głos był... taki piękny... Ale jednocześnie... Był inny. Ta inność przestawała mi się podobać. Nie rozumiałam co działo się ze mną, co działo się z nim. Nie chciałam chyba wiedzieć co będzie dalej. Próbowałam utrzymać się na drżących łapach. Starałam się, by mój głos nie dygotał razem z nimi, gdy na zmianę czułam gorąc pochodzący z mojego wnętrza i chłód emanujący od twardej powierzchni, od której nie mogłam uciec. Mówiłam wciąż z przymkniętymi ślepiami, bojąc się je otworzyć:
– Cz-Czekaj! J-ja nie wiem... Tutaj... Nie tutaj... Nie chcę teraz... P-przepraszam, nie mogę... Przepraszam bardzo... – otworzyłam powoli ślepia, wstrzymując oddech ze strachu, myśląc o tym, jak zareaguje.
autor: Niewinna Łuska
02 kwie 2017, 12:00
Forum: Błękitna Skała
Temat: Ciemna Grota
Odpowiedzi: 394
Odsłony: 57131

Przypatrywałam się smoczycy, która zamknęła oczy i zagłębiła się w ciszy i swoich myślach. Hmm... poszło łatwiej niż myślałam. Byłam pewna, że miną wieki, zanim przekonam ją, że musi się nieco uspokoić. Ona najwyraźniej pochwyciła to sama. A może moje porównania przekonały ją chociaż odrobinę, że magia wcale nie jest jakąś wydumaną, niedostępną domeną, lecz czymś co i jej może być znajome? Czekałam i czekałam, ale zupełnie nie spodziewałam się nagłego wybuchu złości, który całkowicie zbił mnie z tropu. W pierwszym odruchu, odchyliłam się od samicy, unosząc jedną łapę nad ziemię, w geście zaskoczenia. Dobrze... może przedwcześnie się cieszyłam. Ale to też zdecydowanie za mało, żeby mnie zniechęcić. Otrząsnęłam się z zaskoczenia i odpowiedziałam ognistej spokojnym głosem:
– Jesteś smokiem, a wszystkie zdrowe smoki zdolne są do używania magii, nie ważne z jakich terenów pochodzą, albo jakiego są gatunku – zmrużyłam lekko ślepia, gdy przypomniałam sobie, że mogły przecież wystąpić jakieś przeciwności, które utrudnią adeptce skupienie się. – A może chorowałaś na coś niedawno? Nie bolał cię łeb, albo coś innego?
To by też mogło wyjaśniać poniekąd, czemu samica rzuca się tak z byle powodu. Chore smoki bywają nerwowe.
– Dobrze, może zbyt skomplikowałam całą sprawę. Nie musisz sobie wyobrażać źródła. Ono jest wewnątrz twojego ciała. Magiczna energia płynie wewnątrz ciebie, podobnie jak krew. Wystarczy, że wyczujesz tą energię. Żeby to zrobić, powinnaś się uspokoić, zrelaksować i wsłuchać w samą siebie. To może zająć trochę czasu, ale to nic nie szkodzi. Chyba nigdzie ci się nie śpieszy?
Założyłabym się, że nie. Skoro miała czas żeby krzyczeć na nietoperze w ciemności. Dalej nie wiedziałam jak się nazywa. Może nie było mi to jakoś bardzo potrzebne, gdyż i tak zwykle nie zwracałam się do smoków zbyt często po imieniu... Ale posiadałam swoją wewnętrzną potrzebę nazywania rzeczy. Tym prawdopodobnie, wśród wielu innych cech, my smoki różnimy się od zwierząt. Dla innych gatunków, dana rzecz jest po prostu tym, czym jest. Natomiast my, koniecznie musimy nazwać każde, najmniejsze zjawisko. Na przykład taka magia. Gdy tylko tutejszy czarodziej zaczął ze mną o niej rozmawiać, od razu musiał wtrącić sformułowania takie jak "maddara", "przepływ", "źródło", nawet jakaś "magiczna bariera" na powierzchni skóry...
A ty, niebiesko-złocista smoczyco, tak samo porywcza jak i wojownicza, jak masz na imię?
Veress, to miano które mi do ciebie pasuje.

Wyszukiwanie zaawansowane