Znaleziono 332 wyniki

autor: Subtelny Gniew
24 paź 2016, 12:55
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 445
Odsłony: 61365

//dobra, jednak mogę kamuflaż zrobić z żetonów xD

Subtelny Gniew nie brał jednak tego dosłownie. Ona uważała się za jego matkę, on będzie ją przez księżyce nazywał Kózką. Była dla niego drobną, delikatną owieczka w skórze jaszczura. Żadna rzecz tego nie zmieni. Wydawała mu się słodka jak miód z uli i syrop spływający po korze drzewa. Chciałby móc ją liznąć jeszcze raz w lico, a potem w podgardle i ucho. Gdyby mógł schować ją pod skrzydłem... Ale zrozumiał granicę. Nie mógł przesadzać, bo miała prawo do przestrzeni. Szanował to. Choć to pewnie nie był ostatni raz, gdy emocje wzięły nad nim górę.
– Ja żyję w kłamstwie – wymamrotał ponuro, jakby nie odpowiadał na jej pytanie tylko bąkał coś do siebie. – Nie da się żyć inaczej – dodał.
– Nie potrafię się ukrywać Kózko, ale poduczę się tego. Za kilka księżyców będę gotowy. Wtedy się spotkamy – odpowiedział na jej pytanie. Po czym rozłożył skrzydła. Rzucił jej ostatnie czułe spojrzenie i wyleciał z jaskini. Pierwszy, bo gdyby nie ucieczka, zaatakowałby ją. Nie potrafił poradzić sobie z jej chłodem. Zbyt mocno pragnął przebić powłokę z lodu.
autor: Subtelny Gniew
08 paź 2016, 8:36
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 445
Odsłony: 61365

Kiedy pozbędzie się pożądania?
Może nigdy. Byli od siebie zupełnie różni. Ona potrafiła sobie wyobrazić zimno i samotność. On nie. Chciał wychodzić sobą do wszystkiego i zaspakajać swoje pożądanie, by to nie rozsadziło go od środka. Każdy normalny smok musiał ulżyć sobie w żądzach, które jak obca moc targały ciałem, gotowały krew i mąciły w umyśle.
Ona nie była normalna. Pewnie gdzieś w środku miała uczucie pożądania, ale łatwe do zduszenia w sobie. Mogła się odizolować, odsunąć o pokus i zbliżeń cielesnych. On nie mógł. Nie było to częścią ani jego charakteru, ani jego genów. Ani jego duszy.
To odrzucenie przesądziło wiele. Ukuło go lekko, ale wrednie. Wyprostował się niewzruszony i nie powiedział nic. Nie zamierzał się niczego pozbywać. Była wyjątkowa, zbyt wyjątkowa by obchodzić ją szerokim łukiem. Była jego panią i matką, ale nauczenie się traktowania jej w ten sposób mogło spełzać na niczym.
Ale on musiał szukać zaspokojenia. Gdzie indziej.

– Musimy działać w ukryciu – powiedział udając, że nie było tej sceny, w której jego namiętność została zgaszona zimną wodą. – Jeśli ktoś się dowie, nie zrealizujemy celu. Trzeba nam atakować w nocy i z ukrycia, a potem udawać, że to nie my – spoważniał, a jego oczy stały się dwoma lazurowymi kropkami, które chciały zapłonąć żółcią. – Będziemy żyć w kłamstwie, by ukazać prawdę. Jest jedna rzecz, której brakuje mi by móc zacząć zabijać – dodał i nie sprecyzował. Czekał aż ona spyta. Pełna ciekawości i zaintrygowania.
autor: Subtelny Gniew
28 wrz 2016, 23:32
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 445
Odsłony: 61365

To było urzekające. Smak krwi był ciekawy, zakazany i pociągający, ale nie tak smaczny, jak jej łuski. Dlatego lizał głównie je, korzystając z chwili, gdy mógł ją całować bez obawy przed atakiem złości. Serce drżało mu tak mocno, że był pewien iż zaraz na nią wejdzie, a wtedy z pewnością mu się dostanie. Lodem albo pazurem. Trudno było zachować ostrożność będąc tak blisko.
Dlatego zmusił swój pysk do oderwania się. Przyłożył pysk do jej szyi oddychając ciężko. Z gardła nie lała się już krew. Białe łuski pozostały niesplamione. Oddychał ciężko, ciężej niż podczas jakiejkolwiek walki. Może dlatego, że walczył z własną, nieokrzesaną żądzą. Nigdy nie był z żadną smoczycą i choć była jego bramą do sprawiedliwości, nie mógł walczyć z uczuciem jakie do niej żywił. Zauroczenie i pożądanie. Jak miał wyrzucić z siebie tę namiętność? Czy akurat on musiał zakochać się w smoczycy, która na pewno by go nie przyjęła?
Ale czy miał tracić nadzieję? Nie ruszał się z miejsca zaspokajając się chłodem jej łusek. Każdy inny szuka w swej partnerce ciepła, ale on zadowalał się tym chłodem. Być może to uczucie przypominało mu ojca. Być może miało to jakiś psychologiczny związek.

– Pragnę – wydusił z siebie. Miał przymknięte oczy i odbierał otoczenie tylko przez bijące w jej piersi serce i lekkie drgania jej ciała. Wszystkie ledwo słyszalne i oddalone. Jakby powoli zamieniała się w skale. – Pragnę ukarać tych, którzy nie zostali ukarani. Którym ten świat odpuścił winy wbrew swoim nakazom. Stworzone prawo, trzeba respektować. Najgorsze jest kłamstwo. Pragnę dla siebie sprawiedliwości. Chcę... – podniósł ociężały od myśli łeb i zbliżył usta do jej ucha. Dotknął go i otworzył usta, by wyszeptać imiona. Obrzydliwe i wrogie mu. Tych chciał ukarać.
Chciałbyś! Wiem, że każdy kto tu miał fabułę to widzi xD
– odsunął się i jeszcze raz spojrzał w jej liliowe oczy. Czekał na jakiś znak, że tak się stanie. Że ci, których wymienił, zostaną ukarani. Marzył też, aby mu pozwoliła zbliżyć się. Lecz pewnie było to wygórowane marzenie. Nie do spełnienia...
autor: Subtelny Gniew
27 wrz 2016, 20:19
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: Stara brzoza
Odpowiedzi: 631
Odsłony: 89201

Czekał na to. Całe życie. Odkąd tylko ojciec wyleciał z groty na misję, która zabrała go i zmieniła. Jak ostra zima delikatne drzewo. Stwardniał i stał się surowszy. Mgła wyrzuciła go jak spróchniałą kłodę, lecz on nie dał się śmierci i wrócił do nich, by dalej walczyć.
To było największe marzenie Subtelnego Gniewu. Walczyć u boku ojca. Z czymś co zabrało mu dom i kazało egzystować na łasce zdradzieckiego stada.
Gnał pchany marzeniami i zdeterminowaniem. Obiecał przybyć na wezwanie, choćby miał rzucić wszystko. Na szczęście nie miał tego wiele. Doleciał do miejsca, w którym mgła próbowała się zadomowić i wylądował między zgromadzonymi. Leciał ile mocy w płucach i siły w skrzydłach, ale jeśli ktoś miał bliżej, nie mógł go dogonić. Stanął przed ojcem i skinął łbem, a potem pozostałym. Uśmiechnął się do Kruczego, z którym rozmawiał jeszcze jako młodziak. Dla czarodzieja wciąż taki był, niedojrzały. Ale na pewno zmienił się jego wzrost i ranga.
Stał w pozycji gotowości, mając nadzieję, że rozmowa nie zajmie zbyt dużo czasu. Chciał już ruszać!
autor: Subtelny Gniew
24 wrz 2016, 23:06
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 445
Odsłony: 61365

I w końcu miała rację.
Świat ten nie należał ani do zwycięzców ani do przegranych. Świat ten nie należał do nikogo i z nikim się nie scalał. Był jak materia oddzielona od innych powietrzem dającym złudzenie nierozerwalności. Ale tak naprawdę wszyscy byli osobnymi duchami.
A każdy ten duch. Uwięziony w materii, w której mógł dać się uwięzić lub którą mógł rozsadzić. Każdy ten duch miał swoje pole. I tylko na tym polu mógł nie mieć złudzenia wygranej, lecz cieszyć się prawdziwym zwycięstwem. Można zwyciężać tylko nad sobą. Nie dać się demonom przeszłości, prawom teraźniejszości i ograniczeniom płynącym z kolejnych dni. Wygrywać samego siebie. Pokonywać materię, wchodzić w nią i wychodzić z niej. Być w sobie i poza. Mieć władzę nad własnym działaniem.
On chciał taką mieć. Chciał wygrywać i dominować. Chciał pozbyć się złości na swoją bezradność. Zemsta. Tak, to zemsta przepełniała go i śniła się po nocach. Nagle pozwolił jej przepełnić jego umysł. Pozwolił scenom ukazać się w całej okazałości. Widział jak rozszarpuje gardło Cichego, jak go dusi, jak wgryza mu się w szyję. Pragnął go spalić. Jego i zdrajców. Chciał ich wrzucić do rzeki, jak wrzucił Niewidocznego Kolca. Utopić złodziei.
Jego oczy były szalone. Źrenice rozszerzyły się, jak dwie otchłanie pośród pustkowia. Zasmakował jej w krwi szybkim liźnięciem. Jakby w transie. Jej smak na języku był najprawdziwszą rzeczą, jaką czuł w swoim życiu. Był gotowy za nią pójść. Wkroczyć w bramę sprawiedliwości. Przepełniło go zadowolenie. Miał rację, gdy jej szukał. Miał rację, gdy mówił, że jest jego przeznaczeniem.
– W ciemność odchodzę i nią się stanę,
lecz ciemności nie widać pod mroczną osłoną,
lecz tylko w świetle, więc w świetle powstanę,
a światło widać będzie pod mroczną koroną.

Nikt nie ujrzy mroku, gdy w światło spogląda,
ale ty ujrzysz światło, gdy spojrzysz w otchłanie.
Dla ciebie nocą, lecz dniem gdy obcy pożąda
by sekret niósł strach, gdy nikt się nie stanie.

A tajemnica sama wybierze swych panów
i zaślepieni światłem, nie dojrzą zagłady,
gdy przyjdzie do nich w szpiku naszych kłów,
bez ostrzeżenia i bez ogłady
– wyszeptał i powoli, ale śmiało zbliżył język do jej podgardla, by zasmakować więcej matczynej krwi. Inaczej nie mógłby stąd odejść.
autor: Subtelny Gniew
24 wrz 2016, 21:21
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 445
Odsłony: 61365

Finezyjny podejrzewał, że to się stanie. Nie sądził, aby dała się uwieść jego liźnięciu. Zresztą nie był wprawiony w zaloty. Tylko próbował. Znów powrócił do prowokacji, teraz trochę subtelniejszej niż szpilki wsadzane w jej dumę. Gdyby jednak poddała się, prysłby jego czar. Okazałaby się zwykłą samicą, która pragnie zainteresowania. Testował ją. Sam grał w grę, której zasad nikt nie znał. Te dwie gry przeplatały się ze sobą niezrozumiale. Każdy wygrywał swoją, lecz nikt nie wygrywał wspólnej. Teraz jednak nie zawiodła go.
Widział i słyszał skrzydło. Świst zdradził jej zamiary, ale Gniew nie uciekł. Czekał aż kolce przetną jego policzek. Dał się odrzucić na bok uderzeniu. Ustał w tej pozycji nieruchomo. Zignorował szczypanie i nic nie powiedział. Po chwili podniósł do policzka łapę i potarł zadrapanie ukazując jasną skórę schowaną pod czarną sierścią. Futro skleiło się od czerwonej posoki. Trudno było dostrzec ją w ciemności, choć łapa z wierzchu była jaśniejsza. Powoli, jakby nieśmiało, przybliżył ją do ust i polizał. Metaliczny posmak zapłonął w jego paszczy i w umyśle. Zasmakował krwi po raz pierwszy. Nigdy wcześniej nie odważył się. Wydawało mu się to niestosowne. W tej chwili zapomniał o tych wątpliwościach.
Podniósł na nią niewzruszony wzrok.
– Pragnę sprawiedliwości – odpowiedział zapominając o zbliżeniu i swoim pożądaniu. – Pragnę aby zdrajcy pożałowali. Niektórych z nich chcę zabić. Daj mi sprawiedliwość, a pójdę za tobą wszędzie. Będziesz moją Matką. Jedyną matką – powiedział, po czym przechylił znów łeb, by miała przed sobą jego krwawiący policzek. Chciał, aby polizała go, zasmakowała jego krwi i wiedziała, że on che podpisać pakt z demonem.
autor: Subtelny Gniew
24 wrz 2016, 18:43
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 445
Odsłony: 61365

Gdyby to wiedział... On nauczył się co to miłość i przywiązanie. Dziadek dał im radość dzieciństwa, ojciec pokazał służbę ukochanemu stadu. Wiedział co to dotyk, dobry i przyjemny. Znał uczucie szczęścia, gdy ciepłe futro otula twoje. Mógłby i jej pokazać takie ciepło. Mogłoby być czułe i zdystansowane, mogłoby być gorące i głębokie. Gdyby wiedział, marzyłby, żeby zapomniała czym jest dotyk bólu i nienawiści. Nie wiedział jednak nic. A nawet imię Dwuznacznej Aluzji nic by mu nie powiedziało. Może Ciche Wody wspomniał mu o niej kiedyś. Lecz nawet i tego nie pamiętał...
Ciche Wody. Stanął mu przed oczami. Finezyjny wcale nie chciał go widzieć w tej chwili. Jego starego pyska uśmiechającego się fałszywie. Za złudną uprzejmością kryła się nieukarana zdrada. Napawał go coraz większym obrzydzeniem. Nie powinien mu się pokazywać. Nie w tej cudownej chwili, gdy w końcu ją znalazł. Kuj żelazo, póki gorące. W końcu samice, gdy nie widzą zainteresowania swoją osobą...szybko uciekają tam, gdzie to zainteresowanie dostaną. W tym mam wrażenie tkwi sekret.
Bzdura pomyślał. Cichemu wydawało się, że wszystkie smoczyce są takie same. Ale on znalazł inną. Wyjątkową. Z nią musiał obchodzić się jak z kwiatem, jak z rosiczką. Dotykać delikatnie, a gdy zaatakuje bronić się zawzięcie. Była zatem kózką i rosiczką. Mogła kopać i gryźć. Ale mogła też być piękna.

– To prawidłowy osąd – odpowiedział poważniejąc. Jego pysk wyrażał to głębokie przekonanie, ale w jego wzroku była jakaś czułość. Coś, co pewnie także było dla niej obce. – To jak zawsze ta kująca tajemnica. Jeśli znajdę klucz to pewnie przypadkowo. Prędzej go nie zauważę. Minę lub zgubię. Możesz być niewłaściwą bramą. Taką w którą wejdę i nie będę mógł wyjść. Ale jesteś moją bramą.
Właściwie znów mówił instynktownie. Nie przemyślał tego wcześniej, a jednak to, co wylewało mu się z ust było jego zdaniem właściwie i logiczne. Może tkwiła w tym nutka pochlebstwa. Może próbował się przez to zbliżyć. Ale sam był pewien, że mówi o swojej przyszłości.
– Zabiłem smoka – wyrzucił nagle z siebie, a potem... zbliżył do niej swój pysk i liznął ją po buzi nie zważając na to czy szczęka otworzy się w złości czy z gardła zionie na niego śmiercionośny lód. Oddalił się powoli i spojrzał na nią, nie wiedząc czego się spodziewać.
autor: Subtelny Gniew
23 wrz 2016, 14:19
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 445
Odsłony: 61365

Widział to. Uczył się w szkole dostrzegania wszelkich ruchów ciała. Każde drganie w kącie oka było punktem obrazu, jaki tworzył w głowie. Ten długi ogon już wcześniej nie umknął jego uwadze. Był niepoprawny. Tak jak i ona. Niewygodny i pozbawiający możliwości swobodnego utrzymywania równowagi. Oceniał ją także jako przeciwnika, bo musiał być gotowy na każdą ewentualność, a po drugie... był po prostu ciekawy, jak groźnym jest drapieżnikiem Wydawało mu się, że najgroźniejszym ze wszystkich. I nie dlatego, że miała siłę i spryt w walce. Tego nie wiedział.
Zawsze był poziom średni. Właściwie cały świat był poziomem średnim. Nie było typowych, przewidywalnych skrajności. Zdarzały się rzadko i były zadziwiające. Ona przyszła tu ze świata ciemności i światła, lecz dotarła do miejsca gdzie światło walczyło z ciemności w niekończącej się wojnie. Mogło jej się tylko wydawać, że jedna ze stron wygra. Ale to było niemożliwe.
On był zaskoczeniem. Wiedziała o tym od samego początku. A zwłaszcza odkąd spotkali się w tej jaskini. Bo on nie chciał jej zabić, ani przejść obok. On chciał ją dotknąć. I o dziwo nie po to, by zadać jej ból. Choć kto wie czy właśnie tak by się nie stało? Właściwie nie miała racji. Dla niej była kimś. Wydawało jej się pewnie, że w prawach tego świata mógł robić co chciał. Ale tak naprawdę postawił się jej, będąc po jej władaniem. Czy zasługiwał na karę?
Uśmiechnął się słysząc jej słowa i rozluźnił trochę. Ucieszył się, że mu nie ucieka. Skinął głową. Miała absolutną rację, zwłaszcza gdy mówiła tak łagodnym głosem. Poczuł zadowolenie, że udało mu się wykrzesać z niej to czysto smocze zachowanie.
– Masz rację – powiedział tuż przed tym jak zadała pytanie. Ich głosy nałożyły się na siebie. U Finezyjnego wywołało to rozbawienie, u Kózki... kto wie. – Szukałem cię, bo byłem pewny, że jest nam przeznaczone zobaczyć cię znowu. Być może zdałbym się na los. Ale myśl o tobie goniła mnie na jawie i we śnie. Czemu to nie wiem. Może żyję złudzeniem, lecz jestem święcie przekonany, że stanowisz dla mnie bramę do sensu – odpowiedział nie owijając w bawełnę.
autor: Subtelny Gniew
19 wrz 2016, 21:18
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 445
Odsłony: 61365

I sprowokował ją.
Jej pierwsze pytanie nie było błyskotliwe. Swoim ciałem i głosem udowadniała, że wiedział bardzo wiele o jej złości. Nie potrafił zgłębić jej czynników, powodów i istoty, ale wiedział to, co chciał wiedzieć – jak ją wywołać. Owszem. Czerpał z tego satysfakcję. Szaloną satysfakcję, która malowała się na jego pysku jak rozszarpujące się, wirujące chmury. Jej źrenice zwężały się i rozszerzały, jego także, ale subtelniej i w innym celu. Kąciki ust podnosiły się i słabły, jakby toczył jakąś bitwę ze swoją własną radością. A może był po prostu podekscytowany. To słowo było jakby nie wystarczające. Był podniecony. Najpierw ruchy nieba na pysku, potem stojąca sierść i drżenie w każdej komórce. Żołądek. Żołądek kurczył się i przejmował chłodem. Emanował niezwykłym uczuciem. Ale to uczucie o dziwo było lodem, nie ogniem. Nie spalało go, lecz zamrażało. Osłabiało, usypiało, uśmiercało.
Ogień determinował, wściekał, złościł. Podgrzewał ciało do życia. A czasem spalał – tkanka, po tkance. Czy jednak wygrywał zawsze? Nie wszędzie miał władzę, nie wszystko mógł strawić. Lód mógł zakleszczyć każde źdźbło trawy i każdy kamień swym ziąbem. Mógł czasem zakleszczyć ogień. Żaden nie miał władzy ostatecznego wygrywania. Nic tego nie miało. Nic nie mogło być pewne, że zwycięży. Jeśli teraz rzucą się na siebie, także nikt nie będzie tego wiedział. Dopóki nie zgaśnie iskra.
Duma. Ona porwała go jeszcze mocniej. Sam uniósł łeb do góry i wydał z siebie dźwięk, którego nie mógł wstrzymać. Jej duma była jak uderzenie w policzek lub kopnięcie błyskawicy. Nie musiała zadawać kolejnego pytania. Czerpał z tego nie satysfakcję, lecz życie. Nie mógłby zrozumieć, jak wytrzymał te księżyce w stagnacji i jedynie marząc o niej coraz bardziej abstrakcyjnie i dziko.
Może dlatego zrezygnowała z oczekiwania na odpowiedź i ruszyła ku wyjściu. Finezyjny wrócił do siebie, a potem skoczył ku wyjściu wykazując się swoją zwinnością i zagrodził jej drogę. Stanął w wejściu w pozycji walczącej, jakby chciał bronić świata zewnętrznego przed nią. Tak powinien robić. Lecz niestety prawda była bardziej przyziemna. Nie chciał jej wypuścić. Za żadne skarby. Zamierzał się cieszyć jej obecnością do samego rana. Przez chwilę stał wpatrzony w nią w zdenerwowaniu. Sam spiął się jak łowca, choć nie sądził by było to dobre. Spięcie ograniczało ciało, męczyło mięśnie i odbierało tajemniczość. Mógł mieć jej nawet za złe, że psuje własną skrytość tym ciągłym napięciem.
Po chwili uspokoił się rozumiejąc po części, dlaczego postanowiła uciec. Zamierzał walczyć jak lew, gdyby uparła się przy odejściu, na razie jednak złagodził spojrzenie i nie wrócił do śmiałego uśmiechu.
– Wybacz. Obraziłem cię – powiedział niechętnie i wypuścił głośno powietrze. Może wcale nie lubiła takich gier. Może była jak inne smoczyce i potrzebowała więcej subtelności. A co jak co, on powinien się o nią pokusić. – To było niepotrzebne.
autor: Subtelny Gniew
19 wrz 2016, 20:01
Forum: Górska Jaskinia
Temat: Legowisko
Odpowiedzi: 1036
Odsłony: 36765

Finezyjny stanął w progu jaskini i delikatnie położył na skale skórę, której brzegi trzymał w pysku. Oczom Nauczyciela ukazało się pokryte lodem czerwone mięso. Z jakiego zwierzęcia? Kto wie. Subtelny Gniew nie upolował go sam, a mięso otrzymał od proroka. Teraz sam chciał go oddać Kaltarelowi. Oddać w zamian za naukę. Próbował wypatrzyć w półmroku sylwetkę sędziwego smoka, choć wcale nie był przekonany, że ujrzy starca. W końcu miał do czynienia z bogiem w smoczym ciele.
– Witaj – powiedział i wskazał na mięso. – To moja zapłata. Chciałbym podszkolić się w walce. Jeśli znajdziesz dla mnie czas – dodał grzecznie, ale pewnym siebie głosem. O Nauczycielu krążyły różne opowieści i może się go bał, ale właśnie dlatego nie zamierzał się przymilać.

//proszę o naukę Ataku i Obrony na IV za 8/4 mięsa
autor: Subtelny Gniew
19 wrz 2016, 18:40
Forum: Szklisty Zagajnik
Temat: SzumiÄ…ca polana
Odpowiedzi: 763
Odsłony: 109209

Przybył tu, bo tu było mu najbliżej. Nie leciał, bo mięśnie prawego skrzydła zbyt mocno było związane ze zranionym bokiem. Szedł łapiąc oddech, ostrożnie stawiając łapy, wiedząc, że jeśli się nadwyręży złamane żebra wbiją mu się w opłucną i doprowadzą do odmy.
Co stało się gdy walka dobiegła końca? Pazury wbiły się w mięso jak w masło. Na jego czarny pysk trysnęła krew, a opuszki palców zabrudziły się ciemnoczerwoną posoką. Patrzył na to z zaintrygowaniem. Zdawało mu się czas zwolnił, by on mógłby klatka po klatce obserwować jak rozrywa ciało Krucjaty. Pazury nie zagłębiły się tak jak ciał. Nie poczuł oporu kości. Gdyby teraz spojrzał na swoje szpony nie dostrzegły śladów spiłowania. Płytkie zadanie rany sprawiło, że zamiast oderwać łapę w połowie uda, dosięgnął nią aż do łokcia. Rozerwał zapewne jakąś żyłę udową i to pionowo. Krew nie zalała mu całej piersi i tylko trochę go zaznaczyła, płynęła bowiem miarowym pulsem. Wylądował na ziemi niezwykle podniecony. Serce tłukło mu się w uszach. Na chwilę zapomniał o bólu. Wpatrywał się w swoje dzieło zaskoczony, zachwycony, szczęśliwy.
Być może rozległość rany sprawiła, że Krucjata padła przed nim na bok nieprzytomna. Leżała. Nie dochodziło to do niego. Stał i wpatrywał się w jej bark i niżej, w nogę. Nie powstrzymał ciekawości, która podniosła jego łapę i kazała dotknąć jej ciała, zanurzyć ją we krwi. Uważny uzdrowiciel mógłby dojrzeć rozmazanie na sierści. Kilka czerwonych śladów, które pozostawił na piasku szybko się zasypały pod wpływem wiatru.
W końcu dotarło do niego, że zwyciężył w tej walce. Że jest sam, a Krucjata krąży po krainach snu i szuka światełka nadziei. Oddychała jednak. Usłyszał to, gdy przyłożył ucho do jej niewinnej szczęki. Tak... była niewinna. Spłoszone ciało pozbawione egoizmu i determinacji. Położył łapę na jej tylnym, odsłoniętym udzie próbując poruszyć ją i obudzić. Ponieważ się udało, skłonił się jej ukrywając uśmiech i czując już bardzo dobrze swój ból, ruszył w przeciwnym kierunku. Nie chciał być leczonym na oczach obcej smoczycy.

Dotarł do Szklistego Zagajnika. Było tu chłodno, pusto i cicho. Unosiła się tu lekka mgła, a duszne powietrze zaczęło go usypiać. Przystanął w końcu i położył się. Będąc w odosobnieniu i mogąc odpocząć, użył maddary, by skonstruować przekaz. Wzywał Czerwień Kaliny. Nie było to awaryjne wezwanie. Jeśli może i jeśli ma czas, byłoby mu miło, gdyby przybyła. Skoro miały ich niedługo łączyć więzy krwi – choć nadal nie wiedział dlaczego – to może go nie zignoruje. A teraz czekał krwawiąc i przysypiając. Nie było stąd nic widać. Zwłaszcza na wschodzie. Po raz pierwszy ją widział, Mgłę... Ale nie wydawała mu się ani groźna ani śmiercionoścna.

Przysnął. Nie wiedział na ile, bo otoczenie było tak zamglone iż nie dostrzegał jaka panuje pora dnia. Noc jeszcze nie nastała albo już minęła. Stracił dużo krwi i być może cudem był fakt, że w ogóle zdołał się obudzić. Najwyraźniej Kalina znajdywała się poza zasięgiem wszelkiej maddary. Czy miał zatem umrzeć? Nie powinien był iść w kierunku mgły, tam, gdzie nikogo nie było... Co teraz? Sam nie wiedział. Był zbyt słaby, by pamiętać, kto jeszcze był w stanie go uzdrowić. Nawet piękny pysk Porannej Rosy uciekał z jego myśli. Mógł liczyć tylko na cud...

//1 x rana średnia: Oderwany duży kawał mięsa z prawej strony klatki piersiowej, na jej środku, złamane żebro, silne krwawienie i mocno poszarpana skóra wokół, doszczętnie zniszczone naczynia krwionośne.
autor: Subtelny Gniew
16 wrz 2016, 18:33
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 445
Odsłony: 61365

A jednak postanowiła się powstrzymać, by go nie zabić. Gdyby Finezyjny dopuścił do siebie fakt, że istnieje realne zagrożenie agresji, z pewnością doceniłby jej próby zastopowania. On jednak ani na chwilę nie poczuł się zagrożony. Był niezmiernie szczęśliwy, a jego radość rosła i rosła, jakby jej widok napełniał go nową energią.
Powiedziała to słowo, by zyskać na czasie. On jednak wziął je do siebie i próbował rozgryźć. Przez krótką chwilę, bo potem ujrzał uśmiech na jej pysku. Jej uśmiech – drwiący i słaby, lecz w jego wyobraźni mogła się uśmiechać tylko w ten sposób. Serce urosło mu w piersi i niemal nie wyrwało się na zewnątrz. Słowo "upadłeś" wyparowało, zniknęło z tyłu jego głowy. On sam uśmiechnął się jeszcze szerzej połechtany jak małe pisklę. Zresztą miał coś w sobie z pisklaka. Był rosły, ale jakby wiecznie młody. A oczy błyszczały mu, jakby właśnie się wykluł i ujrzał słońce. Zwłaszcza w kontakcie z nią, a może na razie tylko wtedy.
– Odnalazłem cię – powiedział to, co wcześniej przyszło mu przez myśl. Jego głos brzmiał pewniej niż ostatnio, nie był już zachrypnięty. Nie był też niski, raczej młodzieńczy i śpiewny. Gładki jak czyste nuty u dobrego barda. Pasował do jego uroczego czarnego pyska ozdobionego dwoma kamieniami chłonącymi lazur. – Wiedziałem, że to musi się stać, ale jeśli mam być szczery, czekałem nawet zbyt długo – dodał. Czy zdziwiłoby go, że ona nie czekała? Ani trochę. Choć był naiwny, czuł także że jest dla niej okruchem. Nie był dla niej ważny, o nie. Ale był jej przeznaczeniem. Ona miała stać się jego panią. Choć może nie obrazował sobie tego w ten sposób. Nie mógł by pogodzić się z podległością w tak młodym wieku.
Podniósł ogon. Nie mogła tego widzieć w ciemności. Podniósł i zaczął niepewnie przesuwać go przy łapach wzdłuż boku. Przystawał, kiwał się, nie był pewny czy powinien się poruszać. W powietrzu był niesłyszalny. Żył własnym życiem, więc oczy samca nie zdradzały jego ruchów. Zresztą były zajęte wpatrywaniem się w Kózkę.
– Złościsz się jak wtedy. Dokładnie jak wtedy. Ale podoba mi się twoja złość, więc chyba nie zawaham się ci podpaść, moja kochana Kózko – powiedział całkiem wesoło i beztrosko, jakby nie wiedział, że zaraz będzie musiał bronić się przed wściekłością zranionej owieczki. A może po prostu nie wiedział. Ogon zatrzymał się niezdecydowany. Najpierw musiał ją sprowokować słowami zanim spróbuje ją sprowokować dotykiem.
autor: Subtelny Gniew
15 wrz 2016, 22:21
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 445
Odsłony: 61365

To było niesamowite. Po prostu nieziemskie zjawisko. To, że rozpływał się w uwielbieniu, gdy się złościła. Nie docierało do niego, że w rzeczywistości wpada w dziki szał, że jest gotowa go zabić, pozwolić krwi wylać się, a wnętrznościom wypaść. Nie dostrzegał jak żądne śmierci są jej oczy, gdy podnosiła łuski i napinała się z wściekłości. Ona była narzędziem zbrodni. Katem zesłanym z niebios. Gdy pokonał chłód i ciszę jej ciała, poprzednim razem na cmentarzu, właśnie do tej magmy dotarł. Burzliwej i topiącej tkankę oraz duszę.
Perfekcja nie istnieje. To skrajność i mara, potworność, niemożliwa potworność. A zatem nie mogła być perfekcyjna, choć zdawała się w swej wściekłej skrajności perfekcyjna. Ale była idealna, jak idealna jest noc usiana światłem. Ideał to bowiem harmonia, a harmonia nie jest już abstrakcją.
On widział ją zupełnie inaczej. Jej złość wydawała mu się nie tyle piękna, co urocza. Bawiła go. Sam nie mógł tego zrozumieć, ale nic nie wprawiało go w tak dobry humor, jak jej szał. Dlatego mógł uśmiechnąć się tylko szerzej, jak ojciec kręcący głową na fochy swojego pisklęcia. Był bliski wybuchnięcia, ale w ostateczności nie wydał z siebie upragnionego chichotu. Rozluźnił się widząc że Kózka nie postanawia zamienić się w prawdziwego lwa. A zatem nie była tak szalona. Wyobrażał sobie, że wyskoczy niby strzała, by zabić przeciwnika kimkolwiek był. Ale była rozważna. Tylko zrzucenia w przepaść mógł się obawiać. A ostrzeżenie w postaci napiętego ciała. Zignorował to, jakby myślał, że to element gry, cudnej gry, jak cudna wydawała mu się jej złość. Zresztą on nie zamierzał żegnać się z życiem. Nie był już bowiem Finezyjnym, choć tak jeszcze o sobie myślał, a Subtelnym Gniewem, wojownikiem Życia. Być może nie powaliłby jej jednym machnięciem łapy, ale nie dałby się od razu zabić.
Ruszył do przodu. Powoli jednak, nie chcąc rzucić się na tak płoche zwierzę jakim jest smukła górska koza. Stąpał powoli wbijając wzrok w jej liliowe ślepia. Wiedział, że jej nie zaczaruje. Nie należała do takich samic. Gdyby należała, byłoby o wiele łatwiej. A on w jej obecności wiedział, że łatwizna nie jest mu na łapę. Ciemność jaskini nie pozwalała dostrzec poruszających się pod skórą mięśni, ale jego kroki były mocne, a im bliżej był, tym bardziej górował nad niższą od siebie smoczycą. Ale tylko wzrostem, w głębi serca czuł, że jest jej fasolką i sługą. Tamta noc przepływała mu we wspomnieniach tak mglista i niewyraźna. Wtedy był w jej obliczu zajączkiem.
Przystanął kilka szponów od smoczycy, a przynajmniej miał przystanąć, jeśli nie zaatakowałaby go w czasie marszu. Nie posadził zadu, bo miał poczucie, że lenistwo mu teraz nie popłaci. Przy niej należało być przygotowanym na wszystko. Ale w przeciwieństwie do niej, nie napiął mięśni. Nie chciał by się wycofała. Z uśmiechem oglądał jej pysk nie mogąc ukryć zadowolenia z kolejnego spotkania. A zatem odnalazł ją.
autor: Subtelny Gniew
15 wrz 2016, 19:46
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 445
Odsłony: 61365

Gwieździsta noc... wcale nie pasowała do niej. Była zbyt świetlista i wyrazista. Finezyjny często o tym myślał. O tym, że tę smoczycę powinien spotkać w noc pozbawioną gwiazd, w pochmurną noc podczas której nawet poświata słabego księżyca nie przebija się przez burą zasłonę. W takie noce on sam był duchem, niewidzialną sylwetką, której nawet oczy świeciły się słabo nie mogąc odbijać życiodajnego światła. W takie noce mógłby jej szukać, by paradoksalnie nigdy jej nie znaleźć, bo wtedy także jej biel i lilia nie mogłyby błyszczeć. Choć marzyłby i miał nadzieję, szukałby błękitu żarzącego się w piersi. Mógłby przysiąc, że ten lodowy błękit wydobywa się z serca.
Dlaczego miałby jej w ogóle szukać...? Nad tym też rozmyślał zamiast spać. Dlaczego o niej myślał? Na co potrzebne były mu te poszukiwania? Kim była... Nie miała wyglądu cudnych smoczyc, którym śpiewał ani ciepła przyjaciół, do których czuł przywiązanie. Była chłodniejsza nawet od jego ojca. Nieczuła i zamknięta w sobie. Wszystko chowała i nigdzie się nie pokazywała. O tak, była introwertykiem... Sama sobie dostarczała tyle ekscytacji, że nie potrzebowała szukać jej gdzie indziej. Nie musiała się też uśmiechać.
Z początku wydawało mu się, że natknięcie się na nią jest kwestią księżyca. Potem zmienił zdanie, bo choć przelatywał loty dystansu dziennie, nigdzie jej nie dostrzegł. A przecież musiała czasem wychodzić poza tereny Cienia. Albo choćby z legowiska, gdyż nad jej terenami też przelatywał i nigdy jej nie dostrzegł. Nie zrozumiał, że jej powietrzem jest noc, choć było to takie oczywiste. Ale on był naiwny, od początku. Nie rozumiał jej siły i ciemności, których powinien się strzec. Wręcz przeciwnie dawał się temu przyciągnąć. Próbował sobie to wytłumaczyć – chęć usłyszenia głosów bogów... nie, to zaczęło się, gdy tylko ją ujrzał. Jej liliowe oczy wszystko mu przekazały, choć był strąkiem fasoli i niczego nie wiedział o świecie. Ujrzał w nich osnute tajemnicą przeznaczenie, swoje przeznaczenie. Czuł to... Wiedział o tym.

Mimo to przestał jej szukać. Zapominał, zadowolony z takiego obrotu spraw. Był pewien, że zdoła się od niej uwolnić. Ale to była tylko zwodnicza chwila, droga do bólu. Miał zapomnieć, by znów poczuć to na nowo. Właśnie tej nocy, gdy jej nie szukał. Gdy o niej nie myślał. Gdy miał już wracać do Obozu, rozkoszować się nocnym lotem i podziwiać krajobrazy. Tej nocy, na Czarnych Wzgórzach poczuł jej zapach i zatrzymał się.
Zapach nie był dobijający, a jednak rozlał się po nim i rozsadził go. Stanął zapominając o wszystkim. Oczy błysnęły. Wszystko wróciło. Jakby ktoś uwolnił z komórek wspomnienia, które tam schował. Ruszył pośpiesznie za zapachem, a ponieważ trop nie był trudny i nie urywał się, wkrótce biegł już po skałach w jej kierunku. Widział ją przed sobą. Fioletowa smoczyca, biała pierś, błękit, liliowe oczy. Skrzydła nieproporcjonalne względem reszty ciała. Musiał ją zobaczyć. Poślizgnął się o jeden z kamieni, którym spływała woda i spadł w dół nad przepaść. Tu udało mu się wyhamować, choć z trudem. Oddychał ciężko wpatrując się w ciemność drzew. Rozejrzał się dookoła otrzeźwiawszy odrobinę. Wtedy dojrzał Cichą Jaskinię, kilka kroków przed sobą. Nie myśląc wiele podniósł się i ruszył powoli w tamtą stronę. Zatrzymał się jeszcze zanim przekroczył próg i nasłuchiwał. Musiała już wiedzieć o intruzie, oczywiście jeśli tam była. Chwilę zastanawiał się nad wejściem zanim postanowił wstąpić do środka i stać się widocznym na tle rozgwieżdżonego nieba. Stanął, wyrosły ponad stan samiec, w pozycji obronnej gotowy na nagły atak wściekłej niedźwiedzicy, ależ! Żadnej niedźwiedzicy. To była Kózka. Cała Kózka. Tak samo drobna jak wydawała mu się kiedyś, nawet z tymi ogromnymi skrzydłami. Liliowe, bystre oczy. Na jego pysku pojawił się szeroki uśmiech. Gdy ją widział zapominał, że ma do czynienia z zimną bestią. Teraz to była jego Górska Kózka.
autor: Subtelny Gniew
02 wrz 2016, 15:36
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Sitowie
Odpowiedzi: 483
Odsłony: 78973

Zmrużył ślepia troszkę nie dowierzając. Był zbyt młody i zbyt naiwny, by zrozumieć moc namiętności, która króluje nad chęcią posiadania potomstwa. Nie odziedziczył po babci nastawienia, które sprawiło, iż porzucała jaja. Kto wie ile jej dzieci pałętało się po tych terenach, nie widząc kto był ich matką? On nie mógł sobie tego wyobrazić. I nie wierzył, by ktoś mógł tak zrobić. Zresztą kto wiedział, że taka była Jesień Bzów? Jeśli istniał ktoś, kto miał taką wiedzę, z pewnością był sam na świecie.
– Czyli można kochać wiele samic – powiedział jakby do siebie. Dużo się nad tym zastanawiał. Mimo że najbardziej intrygowała go Kózka, znał też wiele innych samiec, które w pewnym stopniu go pociągały. Tak, to słowo było najlepsze. – Robi się późno – zauważył nagle, spoglądając na zachodzące słońce. – Czy nie powinniśmy wrócić do Obozu?

Wyszukiwanie zaawansowane