Znaleziono 7 wyników

autor: Wijąca Łuska
23 lut 2020, 15:07
Forum: Wewnętrzna Jaskinia
Temat: Posąg Thahara
Odpowiedzi: 111
Odsłony: 7313

Dziwożmija błąkała się tak w oddali, jak nieopodal, śledząc losy Wolnych Stad leniwie i niezbyt uważnie.
Niezmiernie jednak interesownie.
Gdy więc dotarł do niej impuls mocy większej niż przeciętnego śmiertelnika, czym prędzej dotruchtała na swych ośmiu łapskach, dzierżąc długie, grube i głodne cielsko. Żaberzwłok, skunks malutki, uczepił się jej czułków i popiskiwał gniewnie, przypominając o swym istnieniu. Może gdyby więc chodziło tylko o nią – może, może glizda nie skusiłaby się, skoro tyle już czasu nie pokazywała swego dziwacznego istnienia innym gadom – zależało jej jednak by nie doprowadzić zwierzęcia po raz wtóry na skraj głodu, toteż prędko rozjaśniła wejście do Świątyni swym jestestwem, wijąc się po posadzce i z uśmiechem pokłaniając bogu.
– Sssłuchy mję doszły, jakoby nowa boska manifestacja zagościła na tych niemagicznych ziemiach. – Perłowa para wypływała z długich warg, jak wyrzygiwana, rozświetlana żółtym poblaskiem dysków umieszczonych na bokach szyi gadziny. Żaberzwłok zbiegł z grzbietu wężowej i podbiegł do boga, obwąchując mu łapę i unosząc się na tylnych łapkach, by jak najbliżej być pachnącego lasem stworzenia.
Absolem żachnął się na ten widok.
– Nie przejmuj się Panie mym kompanem, to niezmiernie interesowna gadzinka. – Mruknął, po czym, o ironio! – sam rozejrzał się, a ślepia błysnęły mu na widok pożywienia. Rzucił jeszcze porzeczkowym spojrzeniem na Thahara. – Czy mogę? – Po czym bez zwłoki podpełzł do jednego z dań, pochłaniając je, by zaraz musieć się dopchać następnym . Tak właśnie mutant musiał jeść – znacznie więcej niż przystało, nawet na krew olbrzymów.
Żaberzwłok także, po zaczerpnięciu nieco z boskiej aury, potruchtał na małych łapkach do najbliższego skupiska owoców, by szybko się w nie wgryźć i zjeść tyle , że aż zatoczył się na boczek i leżał, nieco tylko bojąc się, że w końcu ktoś jego weźmie za jedno z boskich dań.
autor: Wijąca Łuska
10 sty 2020, 21:25
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Księżycowa łąka
Odpowiedzi: 776
Odsłony: 110223

"Grozeszły się po mrokolicy
Smokropne strasznowiny:
Dziwolęk znowu smokolicy
Ponurzył się w grzęstwiny."

Wija czekała już, ciesząc się miejscosferą i chyląc w zwałach swojego cielska maleńskiego, lulającego skunksika, który czerpał ciepłotuchę z jej bliskości.
Leżała więc myśląc jak fascynował ją tutejszy system klasowy, motywujący niektóre jednostki do altruistycznego oddawania jadła, a nawet przyciągał, by samemu dotrzeć i wyłożyć je przed zainteresowanym. Nie mogło narzekać – jej własne polowanie było porażką, może nie w gwoli bogactwa przeżyć, zdecydowanie atoli jeśli myślało się o zdobyczach materialnych. Nawet ony tenże przeciwnik, którego agresje ucichała – pozbawiony był jakiejkolwiek jadalnej części. Zyskała więc poznanie driady i fascynujący szkieletor do powieszenia w grzybopieczarze.
A także głód. Przerażający głód.
Wiła wiła się w cichej agonii. Jej organy skwierczały, piszczały, grzęszniały i wiercząc świrypły.
Miękkoblask bagiennej żółci sączącej się z jej zdobionych półkolistymi błonami boków wojował z otaczającym mrokiem, kreśląc jej poplątaną, monstrualną sylwetkę na tle ośnieżonej łąki.
Aż przybyła ona.
Wybawczyni.
Absolem nie obraził się na niestosowną reakcję, jak prawdziwy stwór z mroków rzucając się łukowatym susem na kopiec mięsiwa zdolny nakramić jego zmutowane – wedle tutejszych schematów – olbrzymie cielsko. Długie, cieniutke zębiszcza stworzone zdawały się dla makabrycznego widowiska pożerania, wchłaniania i znikania żarła. Skunks nawet nie poruszył się, gdy ciało jego opiekunki pulsowało od samozadowolenia. Wreszcie była syta.
Wypuściła potężny kłąb smogu, teraz dopiero zauważając zniknięcie Łowczyni i białą drobną bestię, która dotułała się do jej boku. Ułożyła się wygodniej, bardziej myśląc już o Żaberzwłoku, a i ogonem okrywając jednoroginię.

– Także cieszy mnie Twój oddech, Lady Amaltheo. Nie spodziewałam się ujrzeć jeszcze Twoje blade lico i to pod starą dawną postacią. Dobrze widzieć stare oczy. Opowiedz mi co jeszcze Cię spotkało, w końcu... – I tak mówiła jej, a jej monolog ciągnął się w ciemność, nie znając słownej odpowiedzi. Wkrótce zapadła w przerywany sen, zatopiony przez morze, którego bałwany stanowiły spienione karki jednorożców, walczące zaciekle z płonąca sylwetką czerwonego byka.
Kiedy obudziła się, drżąc niespokojnie, Amalthei już nie było.

// wierszyk: Dziwolęki – Antoni Marianowicz/ Hanna Baltyn. Historie Amalthei jak zawsze Peter S. Beagle ♥
autor: Wijąca Łuska
04 sty 2020, 22:17
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Szumiąca Dolina
Odpowiedzi: 716
Odsłony: 95721

Gadzina starała się ponad wszystko nie przejmować porzuceniem przez Żaberzwłoka.
*To wcale nie tak, żem Ci życie uratowała razy kilka, niewdzięczny bucu.* Wyburczała do niego w myślach. Wzięła wdech, mroźne powietrze wpijało się w jej język, pobudzając zblazowany umysł. Tyle tego, skupienie było dziś kluczowe!
Skinęła łbem pewnie, kiedy znacznie młodszy od niej smok zaproponował przeniesienie czczej gadki na inny moment. Już go lubiła, myślał i nie podlizywał się, a to godne było poszanowania! No i dobrze traktował jej zwierzątko, więc mimo zazdrości uśmiechnęła się widząc jak otula jego kitę własną.
Jak na siebie była dziś niezwyczajnie nieruchoma i spokojna. Jakby prosta bardziej niż splątana. Jakby bliżej prawidłowej smoczej istoty. Co pomyśli o niej Wędrowny, gdy pozna jej prawdziwą, pokrętną, podstępną naturę?
Obrócił łeb, nieruchomo wpatrując się w posąg. Iluzje to była właśnie jej bajka! Teraz jednak nie czas na to, bezpośredni atak będzie lepszym wyjściem. Byle wymyślić coś, co zechce objawić się w tym jałowym świecie...
Skoncentrowana energia poszła w wyobrażenie.
Zobaczyła jak czerwona półprzeźrocza gardziel wielkiego zębatego robala zmierza się, by pochłonąć łeb czarnego smoka. Była na tyle wielka, by swobodnie swym środkiem objąć czyjąś czaszkę, a tylko na tyle długa, by pożreć ja do połowy szyi. Zanikała na końcu, nie mając reszty istoty – była jedynie koszmarną marą, pozbawioną życia, niosącą śmierć. Jej pysk składał się wyłącznie z mięsistych warg od razu przechodzących w pręgowane tułowie, którym poruszała się jak dżownica. Okrągły otwór gębowy składał się zaś z pięciu pasm trójkątnych, gęsto usianych zębów. Ciałopaszcza zaciskała i rozluźniała się spazmatycznie, pożerając i wydalając powietrze którym docierała do smoka, kierując się na czubek jego nosa, który chciała otoczyć i morderczo wypełznąć dalej – koszmarna wizja zadawać miała liczne rany kute, losowo rozsiane od czubka pyska po połowę szyi nieruchomego smoka.
Ciało w dotyku było ciepłe i obrzydliwie wilgotne, do tego cuchniało stęchlizną oraz bebechami. Nie było z pewnością twarde i ugiąć miało się pod ciosem czy szponem, w razie zranienia jednak rozpadało się miast krwawić, ginąc bezdźwięcznie i rozwiewając się jak sen po obudzeniu. Tracąc ostrość i kolory.
Odcinając zużycie energii przez Absolema
, którego żółte wypustki jaśniały, gdy zużywał świdrującą jego ciało maddarę. Skupił ona na powrót ślepię na swego chwilowego mentora.

– Odnoszę wrażenie, że problemem jest iż ten świat lubi twory nieskomplikowane jak on sam. Nie przywykłam to tego, nie wiem też po prostu co nim kieruje. Moje ataki to zwykle są wspomnienia, kolekcjonuję je dla magii, bo w magii jest zdolność pamięci niezwykła – Bajdurzyła, wyraźnie zafrasowana, ciekawa efektów swego tworu i możliwej obrony wymyślonej przez Adepta tutejszego czarnoksięstwa, który tak jak i ona doświadczenia wiódł z innych światów.
autor: Wijąca Łuska
04 sty 2020, 11:33
Forum: Błękitna Skała
Temat: Polana
Odpowiedzi: 738
Odsłony: 93522

Czy smok był zły, że przegrał? Nie. Czemuż miał być źle, że nie trzeba było dać się pociąć głęboko, by paść? Przywykł z resztą, że rany zasklepiały się przez dni naprawdę długie i nieżyczliwe, więc gdy przez nieprzytomny umysł przepłynęła pierwsza fala świadomości, poczuł rzeczywistą ulgę.
Najpierw dostrzegł Żaberzwłoka, który wyjątkowo jak na siebie przejęty przykucnął nieopodal pyska Absolema, wdzięcznymi paciorkowatymi oczkami śledząc ruchy czerwonej jaszczurki, która w mgnieniu oka uleczyła brzydko naszpikowany grzbiet jej olbrzymiego węża. Wijąca uśmiechnęła się drżąco do skunksa, podnosząc się mdląco i niepewnie, jakby jeszcze nie obudziła się z opiumowego snu.
Żaberzwłok, widząc że Wijąca się przebudziła, natychmiast zmarszczył brwi i zaczął na nią piszczeć w złości. No bo jak to ona śmiała mu tak robić, tak go straszyć! A w ogóle to nic go to nie obchodzi!!!
Wij podniósł się na równe osiem łap i skierował wielkie porzeczkowe oczy prosto na Echo, jakby dopiero po chwili dotarła do niego jej wiadomość.
Pochylił przed nią łeb do samej ziemi.

– Jesteśmy Ci dłużnikami, dziękuję. – Ochrypły głos starał się brzmieć przyjemnie, ale nigdy nie należał do najładniejszych, zwłaszcza od kiedy smok zamiast palić fajkę wodną zmuszony był spalać własną gardziel. – Jestem Absolem, dobrze poznawać swoje nowe Stado. – Powiedział jedynie, wyczuwając niezręczność jaka biła od Uzdrowicielki. Nie zamierzała jej zmuszać do dalszej rozmowy, z pewnością była zmęczona.
"Ognisty północny mówi, że jesteś bardzo dobrym czarodziejem, i że to była przyjemność z Tobą walczyć." powtórzyła w myślach, wyraźnie zdziwiona. Jak to? Ledwo zdążyli wymienić jedno zaklęcie między sobą. A szkoda, szkoda, to zaczynało być naprawę ciekawe!

*Liczę na rewanż pewnego dzionka*
Posłała na odchodnym Kresowi Istnienia, niepewna co prawda, czy wiadomość doń dotrze na taką odległość, ale zamierzając spróbować.
Pożegnała się z Echem Istnienia i popełzła w jakimś obcym kierunku.


// Dokończenie wątku z areny, bo mi zamknęli temat, a już napisałam xD Nie trzeba odpisywać ^^
autor: Wijąca Łuska
03 sty 2020, 20:13
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Szumiąca Dolina
Odpowiedzi: 716
Odsłony: 95721

Stworzenia nie były szczególnie zainteresowane otoczeniem. Wija nie stała na warcie i nie rozglądała. Ot, czekała, czas płynął jej niezauważalnie, więc w końcu przybędzie i ten, który dzielić się miał z nią informacją, czyż nie?
Tak też było, usłyszała smoczy głos i leniwie rozluźniła sploty długiego ciała, rozwijając utkany, ciasny pąk. Skunks protestował, aż do czasu, gdy za sprawą inną niż Absolemową zimno wyraźnie się zmniejszyło, a zwłaszcza tnący wiatr. Czarno-białe zwierzątko wyskoczyło z wężowych uścisków i czym prędzej podbiegło do Wędrującego, patrząc na niego ciekawsko, z uniesionym do góry ciałkiem i parukrotnie wachlującym się, rozłożystym ogonem. W końcu usiadł nieopodal jego łapy, zupełnie nieagresywny...
Wijąca obserwowała to z lekko opuszczoną dolną szczęką. Zęby miała długie i cieniutkie, leniwie świecące w uchylonych wargach. Porzeczkowe ślepia długo nie chciały ze skunksa przenieść na mentora. Wyglądała na zirytowaną i zawiedzioną.
Odchrząknęła i z wyraźnym wysiłkiem uśmiechnęła się do Wędrownego.

– To prawda. – Odpowiedziała na większość pytań i westchnęła, by z tchnieniem opuścić jej paszcze miał suty kłąb zmieniającej barwy mgły.
– Wybaczcie mnie, nie co dzień Żaberzwłok opuszcza mnie dla obcego gada, zwykł obcym być bardziej nawet nieuprzejmy, niż mnie. A ja nie pomyślałam, by stworzyć osłonę. Dziękuję więc za mnie i za niego. – Tu gad ukłonił się po swojemu, po czym usadowił się wygodnie, wyraźnie na przymus ignorując skunksa, który teraz ciekawsko obwąchiwał łapę Kolca.
– Ja sem Absolem lub też Wijąca Łuska. Pamiętam Cię z zebrania. Także przybyliście z daleka. – Powiedziała spokojnie, chowając cały jad już do środka. Przyda jej się w walce. Nie teraz. Teraz informacje!
– Opowiedz mi o tym jakie tu są ograniczenia mocy, a także jak polecasz mi atakować i bronić. Probowałem stoczyć już parę pojedynków – wiela moich zaklęć nie przynosiło skutku, nie każda ze starych mocy chce się słuchać tych ziem. Chętnie więc dowiem się wszystkiego co Ty wiesz.
autor: Wijąca Łuska
03 sty 2020, 0:07
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Szumiąca Dolina
Odpowiedzi: 716
Odsłony: 95721

Pełzanie było czasochłonne, ona jednak wyjęta była z czasoprzestrzeni i nie przeszkadzało jej to.
Dlatego też zblazowany stwór pełzł i wił się, meandrując między drzewami, aż dotarł nareszcie na wskazane przez Podróżującego miejsce. Zadziwiła się nielada, widząc pustą przestrzeń – niewyraźnie przetartą śniegiem, wyjącą poruszeniem bezlistnych liści i tnącą lekkimi uderzeniami płatków zmrożonej cieczy.
Skunks uczepiony był szczytu jej grzbietu, tego silnie porosłego błonogrzywą, dającą choć minimalne schronienie przed wiatromrozem i zimnomiecią. Piszczał cicho, marudnie, ale jakoś bez przekonania, a strudzona wędrowna żmija uspokajająco szeptała jej, choć większość snów z pewnością porwało szumienie.
Czekała więc, zwinięta w luźną spiralę, gdzie jeden fragment ciała przepływał nad drugim, przez błędne żółte światełka i wszechobecną paszczomgławicę tracąc jasny obraz sytuacji w splątanym długim cielsku wielkiej bestii.

// Nauka z Wędrownym Kolcem :>
autor: Wijąca Łuska
28 gru 2019, 21:05
Forum: Błękitna Skała
Temat: Łączka Przy Skale
Odpowiedzi: 637
Odsłony: 77070

Polowanie w tutejszych rejonach ujmując to wielce ostrożnie nie szło im doskonale. Absolem nie wiedział co robić, kiedy jego skunks co raz mocniej gryzł, by zaraz kąsać słabiej, z widocznego osłabienia. Wijąca nie była najlepszym opiekunem, choć z całego swego pokrętnego serca kochała Żaberzwłoka – nie potrafiła zaradzić na własną nieporęczność, niezdolność zapewnienia dobrobytu. Zima ich nie oszczędzała, a nowe miejsce, pełne odmiennych zasad, nie ułatwiało zwyczajnego przeżycia.
Zrozpaczona Wija zaczęła się skarżyć jakiemuś wyraźnie zirytowanemu jej gadką smokowi, który chcąc jej zbyć podał jej jedynie imię jednej z tutejszych myśliwych, która mogłaby nakarmić jej zwierzątko.
Po porozumieniu Absolem zaniosła połzdechłe śmierdzidełko, które nawet słaniając się ze zmęczenia spoglądało na nią gniewnie błyszczącym okiem. Natychmiast znalazła porzucone truchełka i dała znać Perspektywie, której cień chyba nawet dostrzegła na nieboskłonie – bo smok w tej samej chwili, w której dostała mentalną wiadomość, złożył skrzydła i zniknął za horyzontem.
Postawiła na ziemi skunksa, który ledwo stawić mógł dwa kroki do podstawionego mu mięska.
Żaberzwłok miał jednak wielką wolę przeżycia – gdy poczuł ofiarę dopadł do niej ostatkiem energii i rozerwał cienką wężową skórkę, by jak prawdziwy smok zacząć się pożywiać. Natentychmiast pożarł mięsa z zaskrońców i zapadł w sen ze zmęczenia i obżarstwa usnuty.
Wielki wąż zwinął się wokół niego w spirale, chroniąc go swoim ciałem przed zimnem i niebezpieczeństwem, samemu łajając się wełbie za swą nieodpowiedzialność.

Wyszukiwanie zaawansowane