Po odejściu samotnika Aconitum długo jeszcze siedział w bezruchu, nie będąc pewnym, co właściwie myśleć o tym spotkaniu. W końcu uznał jednak, by nie myśleć zbyt wiele, a jedynie wyciągnąć nauczkę na przyszłość – uważać bardziej, ufać mniej, badać dokładniej.
Wysnuwszy wnioski, które nazwać można jakkolwiek użytecznymi, sięgnął do swej torby, wydobywając porcję zasuszonego mięsa (4/4), które następnie jął przeżuwać dokładnie. Suche włókna lubiły włazić w zęby, jednak przełknięte koiły głód szarpiący trzewiami. Choć osobiście wolał owoce, każde jedzenie którego nie musiał zabijać własnoręcznie było dobre. Nawet jeśli, podobnie jak suszone mięso, nie było zbyt smaczne.
Cóż, racje podróżne nigdy nie są smaczne.
Zjadłszy, kły wyczyściwszy, ruszył dalej. Ta ziemia miała mu jeszcze wiele do pokazania.
zt
Znaleziono 23 wyniki
- 30 sie 2019, 7:42
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Samotny pagórek
- Odpowiedzi: 681
- Odsłony: 94249
- 26 sie 2019, 5:23
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Krater
- Odpowiedzi: 272
- Odsłony: 27354
Aconitum uśmiechnął się szerzej, słysząc słowa Khagara. Najwyraźniej przywódca Upadłego Stada chętny był dzielić się informacjami daleko bardziej, niż dotychczas napotkane przez zakonnika smoki. I choć słowa "mordobicie na arenie" brzmiały dosyć groźnie, miał wrażenie że potężny samiec nie planuje go zjeść. To dobry znak.
– Nie wątpliwości mną kierują, a szczere pragnienie wiedzy, napędzane niewiedzą równie szczerą, co głęboką. Pragnąłbym poznać historię upadku Cienia. Słyszałem naturalnie pogłoski... Zacznę może od tego, że smoczyca Ognia przed atakiem na mnie wspomniała, iż jej tereny dały schronienie części dawnych członków twego stada. Dowiedziałem się również od jednej z Twoich smoczyc, że spora jego część znalazła dom na terenach Stada Ziemi. To rodzi pytanie o przyczynę takiego rozpadu. Czy tereny jednego ze stad nie były w stanie pomieścić wszystkich? Czy też doszło do rozpadu, rozdzielenia? W historiach przeszłości tkwią nauki chroniące nas przed powtarzaniem tych samych schematów, pragnieniem moim więc jest usłyszenie całej historii Stada Cienia. Twojej historii, Khagarze, jako tego, który najmocniej doświadczył upadku swego stada.
Rozdwojony jęzor przebiegł po wargach, zwilżając je, pozwalając złapać oddech i ułożyć w głowie kolejną wypowiedź.
– W tym jakże obfitym w podziały świecie, ja i moi bracia zakonni żyjemy pomiędzy. Nie obierając strony stąpamy przez świat, korzystając z wiedzy i ją zgłębiając, niosąc pomoc tym, którzy jej potrzebują i naukę tym, którym przyszło błądzić niczym ślepe kocięta. Tym, co oferuję, jest właśnie pomoc i nauka; opieka nad rannymi i zbłąkanymi, wiedza jaką mogę przekazać pisklętom. Jeśli taka będzie potrzeba, również towarzyszenie wam w wyprawach i polowaniach, by dzięki mojej znajomości natury drapieżnych stworzeń uchronić was przed zagrożeniami ze strony naszych mniej rozumnych braci. To zarazem wiele, jak i niewiele, jednak to wszystko, co posiadam. Tym zaś, o co proszę, jest możliwość bycia równym pośród was. Możliwość stąpania pośród was bez obawy o swe życie, poznania waszych zwyczajów, a jeśli w przyszłości wasze stado odzyska choć część swej świetności, przyzwolenie na odwiedzenie waszych terenów celem nasycenia głodu i zebrania ziół niezbędnych mi przy mej praktyce uzdrowicielskiej. Dostęp do waszych bibliotek, bym mógł dalej zgłębiać historię, jaką nosi ta ziemia. I choć wiem, że proszę o wiele, głęboko wierzę, że z czasem uda mi się dowieść, że jestem godzien waszego zaufania. Jeśli skłonny będziesz, Khagarze, przychylić się do mojej propozycji, otwarty jestem na negocjacje, by warunki ustalonej przez nas umowy odpowiadały obydwu stronom.
Zamilkł w końcu. Czekał, po cichu licząc, że wojowniczy samiec zechce choć przemyśleć tę propozycję. Tutejsze smoki były dosyć nieufne w stosunku do obcych... Tutaj, poza zasięgiem sławy Klasztoru Nowego Świtu trudno oczekiwać, by samo jego pochodzenie czyniło go godnym zaufania. Jednak Pokrzyk i Khagar wydali się jak do tej pory najbardziej przyjaznymi smokami na tej ziemi. Może będą skłonni dać mu szansę?
– Nie wątpliwości mną kierują, a szczere pragnienie wiedzy, napędzane niewiedzą równie szczerą, co głęboką. Pragnąłbym poznać historię upadku Cienia. Słyszałem naturalnie pogłoski... Zacznę może od tego, że smoczyca Ognia przed atakiem na mnie wspomniała, iż jej tereny dały schronienie części dawnych członków twego stada. Dowiedziałem się również od jednej z Twoich smoczyc, że spora jego część znalazła dom na terenach Stada Ziemi. To rodzi pytanie o przyczynę takiego rozpadu. Czy tereny jednego ze stad nie były w stanie pomieścić wszystkich? Czy też doszło do rozpadu, rozdzielenia? W historiach przeszłości tkwią nauki chroniące nas przed powtarzaniem tych samych schematów, pragnieniem moim więc jest usłyszenie całej historii Stada Cienia. Twojej historii, Khagarze, jako tego, który najmocniej doświadczył upadku swego stada.
Rozdwojony jęzor przebiegł po wargach, zwilżając je, pozwalając złapać oddech i ułożyć w głowie kolejną wypowiedź.
– W tym jakże obfitym w podziały świecie, ja i moi bracia zakonni żyjemy pomiędzy. Nie obierając strony stąpamy przez świat, korzystając z wiedzy i ją zgłębiając, niosąc pomoc tym, którzy jej potrzebują i naukę tym, którym przyszło błądzić niczym ślepe kocięta. Tym, co oferuję, jest właśnie pomoc i nauka; opieka nad rannymi i zbłąkanymi, wiedza jaką mogę przekazać pisklętom. Jeśli taka będzie potrzeba, również towarzyszenie wam w wyprawach i polowaniach, by dzięki mojej znajomości natury drapieżnych stworzeń uchronić was przed zagrożeniami ze strony naszych mniej rozumnych braci. To zarazem wiele, jak i niewiele, jednak to wszystko, co posiadam. Tym zaś, o co proszę, jest możliwość bycia równym pośród was. Możliwość stąpania pośród was bez obawy o swe życie, poznania waszych zwyczajów, a jeśli w przyszłości wasze stado odzyska choć część swej świetności, przyzwolenie na odwiedzenie waszych terenów celem nasycenia głodu i zebrania ziół niezbędnych mi przy mej praktyce uzdrowicielskiej. Dostęp do waszych bibliotek, bym mógł dalej zgłębiać historię, jaką nosi ta ziemia. I choć wiem, że proszę o wiele, głęboko wierzę, że z czasem uda mi się dowieść, że jestem godzien waszego zaufania. Jeśli skłonny będziesz, Khagarze, przychylić się do mojej propozycji, otwarty jestem na negocjacje, by warunki ustalonej przez nas umowy odpowiadały obydwu stronom.
Zamilkł w końcu. Czekał, po cichu licząc, że wojowniczy samiec zechce choć przemyśleć tę propozycję. Tutejsze smoki były dosyć nieufne w stosunku do obcych... Tutaj, poza zasięgiem sławy Klasztoru Nowego Świtu trudno oczekiwać, by samo jego pochodzenie czyniło go godnym zaufania. Jednak Pokrzyk i Khagar wydali się jak do tej pory najbardziej przyjaznymi smokami na tej ziemi. Może będą skłonni dać mu szansę?
- 22 sie 2019, 2:38
- Forum: Wewnętrzna Jaskinia
- Temat: Posąg Immanora
- Odpowiedzi: 87
- Odsłony: 5521
Grota pełna posągów... Sam fakt istnienia tego miejsca w świecie, gdzie smoki zdają się kryć wiedzę o własnych zwyczajach niczym najcięższe tajemnice, zdumiewał. I choć łapy niosły Aconitum naprzód, choć widział, nie dostrzegał, nie pojmował przeznaczenia miejsca, w którym się znalazł.
Zbliżył się do posągu najbardziej rzucającego się w oczy, przyglądając mu się uważnie. Powiódł końcem szpona po krawędzi ułamanego kła, spoglądając w lśniące ślepia posągu.
– Nie podpisali cię, co? – zagaił do posągu– Gdy umrze ostatni z tych, którzy cię znali, przepadnie też pamięć o tobie... Postawili ci taki ładny pomnik, a nie pomyśleli by wytrawić na piedestale twoje imię. Bo przecież musiałeś mieć jakieś imię. A tutejsi posiadają runy...
Obrzucił spojrzeniem całą Wewnętrzną Jaskinię, nim spojrzeniem powrócił do posągu.
– To jakaś sala bohaterów, prawda? Nie martw się, nie oczekuję że otworzysz kamienny pysk i mi odpowiesz... Ale ciekawisz mnie, marmurowy smoku. Wyglądasz na wojownika... I zarazem na niego nie wyglądasz. Zrodził cię czas pokoju, prawda? Nie mogłeś walczyć w więcej, jak jednej wojnie, skoro pamiętają cię właśnie takim. I nie mogłeś z niej wrócić... Marmurowy smoku pełen ideałów, za kogo oddałeś życie? Czy ktoś z żyjących jeszcze pamięta odpowiedź na to pytanie?
Długi, zakończony futrzastą kitą ogon omiótł barki posągu, usuwając wszelkie potencjalne drobinki kurzu. Granatowe, żywe ślepia uchwyciły spojrzenie błękitnych diamentów, jak gdyby chciały w chwili zadumy wyczytać z nich odpowiedź.
Zbliżył się do posągu najbardziej rzucającego się w oczy, przyglądając mu się uważnie. Powiódł końcem szpona po krawędzi ułamanego kła, spoglądając w lśniące ślepia posągu.
– Nie podpisali cię, co? – zagaił do posągu– Gdy umrze ostatni z tych, którzy cię znali, przepadnie też pamięć o tobie... Postawili ci taki ładny pomnik, a nie pomyśleli by wytrawić na piedestale twoje imię. Bo przecież musiałeś mieć jakieś imię. A tutejsi posiadają runy...
Obrzucił spojrzeniem całą Wewnętrzną Jaskinię, nim spojrzeniem powrócił do posągu.
– To jakaś sala bohaterów, prawda? Nie martw się, nie oczekuję że otworzysz kamienny pysk i mi odpowiesz... Ale ciekawisz mnie, marmurowy smoku. Wyglądasz na wojownika... I zarazem na niego nie wyglądasz. Zrodził cię czas pokoju, prawda? Nie mogłeś walczyć w więcej, jak jednej wojnie, skoro pamiętają cię właśnie takim. I nie mogłeś z niej wrócić... Marmurowy smoku pełen ideałów, za kogo oddałeś życie? Czy ktoś z żyjących jeszcze pamięta odpowiedź na to pytanie?
Długi, zakończony futrzastą kitą ogon omiótł barki posągu, usuwając wszelkie potencjalne drobinki kurzu. Granatowe, żywe ślepia uchwyciły spojrzenie błękitnych diamentów, jak gdyby chciały w chwili zadumy wyczytać z nich odpowiedź.
- 22 sie 2019, 2:29
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Krater
- Odpowiedzi: 272
- Odsłony: 27354
Długi łeb uniósł się, kierując w stronę sylwetki lądującego smoka. Uszy drgnęły lekko, gdy ziemia zadrżała, pazury prawej łapy zagłębiły się w ziemi. Na szczęście jednak brzeg krateru nie miał zamiaru się osuwać... Pozostało więc zakonnikowi powstać, ustawić frontem do przybyłego rozmówcy.
Granat ślepi prześlizgnął się po kolczastej sylwetce, na moment wpadając w podziw dla rozmiaru, jak i wyraźnej siły rozmówcy. Wyglądał, jakby wojny stadne wygrywał w pojedynkę! Ciężka, kolczasta zbroja z łusek jeszcze potęgowała ten efekt. Tak... Z pewnością wyglądał na władcę.
– Mi nadano imię Aconitum. Nie jestem tak znany na tych ziemiach, by podejrzewać, że mogłeś o mnie słyszeć poprzednio. Ja jednak słyszałem o tobie, twoim stadzie... Moje serce wypełnia wiele pytań, na które nadzieję mam znaleźć u ciebie odpowiedź, jak również przychodzę z propozycją, która okazać się może korzystna dla obu stron. Liczę, że zechcesz mnie wysłuchać.
Ogon miękko owinął się wokół łap. Granatowe ślepia zatrzymały na czerwonych, wyrażając uwagę, choć po wargach błąkał się uśmiech. Czy Władca Upadłego Stada zechce podjąć dialog?
Granat ślepi prześlizgnął się po kolczastej sylwetce, na moment wpadając w podziw dla rozmiaru, jak i wyraźnej siły rozmówcy. Wyglądał, jakby wojny stadne wygrywał w pojedynkę! Ciężka, kolczasta zbroja z łusek jeszcze potęgowała ten efekt. Tak... Z pewnością wyglądał na władcę.
– Mi nadano imię Aconitum. Nie jestem tak znany na tych ziemiach, by podejrzewać, że mogłeś o mnie słyszeć poprzednio. Ja jednak słyszałem o tobie, twoim stadzie... Moje serce wypełnia wiele pytań, na które nadzieję mam znaleźć u ciebie odpowiedź, jak również przychodzę z propozycją, która okazać się może korzystna dla obu stron. Liczę, że zechcesz mnie wysłuchać.
Ogon miękko owinął się wokół łap. Granatowe ślepia zatrzymały na czerwonych, wyrażając uwagę, choć po wargach błąkał się uśmiech. Czy Władca Upadłego Stada zechce podjąć dialog?
- 21 sie 2019, 6:41
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Krater
- Odpowiedzi: 272
- Odsłony: 27354
Dawno nikogo tu nie było. Wiatr zmiótł wonie, a deszcz starł ślady na długo nim Aconitum się tutaj pojawił. Nie mógł jednak nie dostrzec, że to miejsce jest na swój sposób szczególne... Krater w ziemi mówił wszak sam za siebie – coś tu upadło, względnie wybuchło. Mocno. I nie dość dawno, by natura wzięła to miejsce ponownie w posiadanie.
Czyż miejsce noszące ślady upadku nie jest w jakiś sposób pasujące do rozmowy z Przywódcą upadłego stada?
~ Bądź pozdrowiony, Khagarze, Przywódco Cienia. Pozostajemy dla siebie nieznajomymi, lecz rad byłbym stan ten zmienić. Jeśli i w twoim sercu tli się taka wola, oczekiwać cię będę w miejscu, gdzie Szklisty Zagajnik doznał wielkiej szkody.
Ułożył swe długie ciało na krawędzi krateru, lewą łapę zwieszając wprost do dziury, ogonem zaś poruszając leniwie niczym wygrzewający się na słońcu kot. Nie obawiał się ataku, byłe Cienie wydały mu się najmniej ziejące żądzą mordu ze wszystkich napotkanych stad. Co prawda nie spotkał jeszcze zbyt wielu smoków, ale warto odnotować, że Pokrzyk ani razu nie próbowała go zabić. Jak na standardy tych ziem to wyjątkowa gościnność.
Liczył, że Khagar będzie równie przyjazny. O ile się zjawi, oczywiście.
Czyż miejsce noszące ślady upadku nie jest w jakiś sposób pasujące do rozmowy z Przywódcą upadłego stada?
~ Bądź pozdrowiony, Khagarze, Przywódco Cienia. Pozostajemy dla siebie nieznajomymi, lecz rad byłbym stan ten zmienić. Jeśli i w twoim sercu tli się taka wola, oczekiwać cię będę w miejscu, gdzie Szklisty Zagajnik doznał wielkiej szkody.
Ułożył swe długie ciało na krawędzi krateru, lewą łapę zwieszając wprost do dziury, ogonem zaś poruszając leniwie niczym wygrzewający się na słońcu kot. Nie obawiał się ataku, byłe Cienie wydały mu się najmniej ziejące żądzą mordu ze wszystkich napotkanych stad. Co prawda nie spotkał jeszcze zbyt wielu smoków, ale warto odnotować, że Pokrzyk ani razu nie próbowała go zabić. Jak na standardy tych ziem to wyjątkowa gościnność.
Liczył, że Khagar będzie równie przyjazny. O ile się zjawi, oczywiście.
- 16 sie 2019, 7:20
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Niewielkie zlodowacenie
- Odpowiedzi: 417
- Odsłony: 68754
Obserwował uważnie każde drgnięcie mięśni. Z nich wyczytał, że jego strzał był celny; rzeczywiście miał przed sobą Zastępcę Przywódcy Ognia, Śpiew Szkarłatu, o którym wspomniała Pacyfikacja Pamięci.
Swoją drogą, ich imiona... Cóż. Mając już okazję zmierzyć się z Łowczynią Ognia i poczuwszy na własnym ciele ciężar jej łap, domyślał się pochodzenia jej miana. Zaliczenie ciosu taką łapą w czaszkę z pewnością pacyfikowało jeśli nie oponenta, to pamięć tegóż z pewnością. Jednak Śpiew Szkarłatu brzmiał mniej oczywiście. Czy odnosił się do skwierczenia płomieni, będących najwyraźniej symbolem ich grupy? To mogłoby być logiczne, zważywszy na fakt, że przywódczyni również swym imieniem nawiązywała do tego żywiołu. Jednak płomieniach niewiele było szkarłatu... A coś w głębi duszy kazało zielarzowi obawiać się, że imię może raczej nawiązywać do szumu krwi, tryskającej z rozerwanej tętnicy. Choć więc Zastępca nie wydawał się gotować do ciosu, należało zachować pełną ostrożność.
Zapytany o Pana, pochylił lekko łeb, choć jego ślepia nie traciły kontaktu z sylwetką rozmówcy.
– Każda z kultur niesie wzmiankę o Stwórcy, lecz przypisuje się mu różne miana i cechy. Niezależnie od tego, czy stąpa wśród nas pokryty łuskami, czy zapuszcza korzenie w mateczniku najstarszego z lasów, czy też stanowi byt niematerialny dryfujący gdzieś w przestrzeni, nie sposób zaprzeczyć, że jesteśmy wszyscy jego dziełem. Wyposażył nas w wady i zalety, strony mocne i słabe, będące jednocześnie częścią nas, jak i naszymi wskazówkami, po czym nam pozostawił wyciągnięcie z tych cech tego, co uznamy za słuszne. Możemy podążać za jego dziełem i rozwijać talenty, lub też odbić w drugą stronę i pogrzebać je w zapomnieniu. Oto nasza wolna wola – wspaniały dar i straszliwe przekleństwo.
Łeb uniósł się do poprzedniej pozycji, ślepia skupiły na źrenicach rozmówcy, jakby badając, czy aby nie uraził jego uczuć religijnych. Nie znał tutejszych tradycji. Czy w ogóle wierzyli w Stwórcę?
Zaraz jednak skupił się na kolejnym z pytań.
– Pochodzę z daleka i przemierzyłem wielkie odległości przed znalezieniem tego miejsca. Moje zapasy stopniały podczas wędrówki, a na terenach nie znaczonych smoczą wonią nie sposób odszukać ni pożywienia, ni ziół. Dlatego chciałbym prosić cię, jako reprezentującego stado Ognia, o wstęp na najmniej uczęszczane szlaki waszych ziem, bym mógł poszukiwać ziół leczniczych i pożywiać się wzgardzonymi przez mięsożerne smoki owocami. Niewiele posiadam, by móc się odwdzięczyć, jednak z przyjemnością służyłbym mymi umiejętnościami potrzebującym z waszego stada. Dysponuję również wiedzą, którą mógłbym się podzielić z waszymi młodymi, oraz czeladnikami. Nie mam nic więcej, nie posiadam jednak również złych zamiarów. Pragnę jedynie przetrwania, Jakaż więc będzie twa odpowiedź, Śpiewie Szkarłatu?
Ani drgnął, obserwując rozmówcę uważnie, czekając na wyrok. Ssanie w żołądku podpowiadało mu, że jeśli tutaj nie zdoła zawrzeć umowy, będzie miał spory problem, a osłabione po świeżym leczeniu mięśnie pulsującym bólem przypominały o konieczności zaopatrzenia się w zioła. Miał nadzieję, że Zastępca nie nosi w sobie tak wielkiej wrogości wobec obcych, co jego Łowczyni... W przeciwnym wypadku będzie źle.
Swoją drogą, ich imiona... Cóż. Mając już okazję zmierzyć się z Łowczynią Ognia i poczuwszy na własnym ciele ciężar jej łap, domyślał się pochodzenia jej miana. Zaliczenie ciosu taką łapą w czaszkę z pewnością pacyfikowało jeśli nie oponenta, to pamięć tegóż z pewnością. Jednak Śpiew Szkarłatu brzmiał mniej oczywiście. Czy odnosił się do skwierczenia płomieni, będących najwyraźniej symbolem ich grupy? To mogłoby być logiczne, zważywszy na fakt, że przywódczyni również swym imieniem nawiązywała do tego żywiołu. Jednak płomieniach niewiele było szkarłatu... A coś w głębi duszy kazało zielarzowi obawiać się, że imię może raczej nawiązywać do szumu krwi, tryskającej z rozerwanej tętnicy. Choć więc Zastępca nie wydawał się gotować do ciosu, należało zachować pełną ostrożność.
Zapytany o Pana, pochylił lekko łeb, choć jego ślepia nie traciły kontaktu z sylwetką rozmówcy.
– Każda z kultur niesie wzmiankę o Stwórcy, lecz przypisuje się mu różne miana i cechy. Niezależnie od tego, czy stąpa wśród nas pokryty łuskami, czy zapuszcza korzenie w mateczniku najstarszego z lasów, czy też stanowi byt niematerialny dryfujący gdzieś w przestrzeni, nie sposób zaprzeczyć, że jesteśmy wszyscy jego dziełem. Wyposażył nas w wady i zalety, strony mocne i słabe, będące jednocześnie częścią nas, jak i naszymi wskazówkami, po czym nam pozostawił wyciągnięcie z tych cech tego, co uznamy za słuszne. Możemy podążać za jego dziełem i rozwijać talenty, lub też odbić w drugą stronę i pogrzebać je w zapomnieniu. Oto nasza wolna wola – wspaniały dar i straszliwe przekleństwo.
Łeb uniósł się do poprzedniej pozycji, ślepia skupiły na źrenicach rozmówcy, jakby badając, czy aby nie uraził jego uczuć religijnych. Nie znał tutejszych tradycji. Czy w ogóle wierzyli w Stwórcę?
Zaraz jednak skupił się na kolejnym z pytań.
– Pochodzę z daleka i przemierzyłem wielkie odległości przed znalezieniem tego miejsca. Moje zapasy stopniały podczas wędrówki, a na terenach nie znaczonych smoczą wonią nie sposób odszukać ni pożywienia, ni ziół. Dlatego chciałbym prosić cię, jako reprezentującego stado Ognia, o wstęp na najmniej uczęszczane szlaki waszych ziem, bym mógł poszukiwać ziół leczniczych i pożywiać się wzgardzonymi przez mięsożerne smoki owocami. Niewiele posiadam, by móc się odwdzięczyć, jednak z przyjemnością służyłbym mymi umiejętnościami potrzebującym z waszego stada. Dysponuję również wiedzą, którą mógłbym się podzielić z waszymi młodymi, oraz czeladnikami. Nie mam nic więcej, nie posiadam jednak również złych zamiarów. Pragnę jedynie przetrwania, Jakaż więc będzie twa odpowiedź, Śpiewie Szkarłatu?
Ani drgnął, obserwując rozmówcę uważnie, czekając na wyrok. Ssanie w żołądku podpowiadało mu, że jeśli tutaj nie zdoła zawrzeć umowy, będzie miał spory problem, a osłabione po świeżym leczeniu mięśnie pulsującym bólem przypominały o konieczności zaopatrzenia się w zioła. Miał nadzieję, że Zastępca nie nosi w sobie tak wielkiej wrogości wobec obcych, co jego Łowczyni... W przeciwnym wypadku będzie źle.
- 12 sie 2019, 17:44
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Dolina Rozpaczy
- Odpowiedzi: 581
- Odsłony: 88491
Uśmiechnął się lekko, słysząc to pytanie. Jakże podejrzliwe...
– Czyż istotą równowagi jest chwytanie za jedną szalę i ciągnięcie w dół? To naturalne, że nie każdy nas wspiera. Nie każdy widzi potrzebę, nie każdy wierzy w naszą drogę. Ci, którzy zdecydowali się zachować swoje przekleństwo, wciąż mogą liczyć na naszą pomoc i nauki. W zakonie żyje wielu doskonałych mistrzów, które swoje życia poświęcili nauczaniu powierzonych nam młodych różnych gatunków.
Łapę ponownie ustawił na ziemi, spoglądając bystro granatowymi ślepiami na rozmówczynię. Głęboki wdech. Nie pospieszać, nie zdradzać entuzjazmu. Może to nadmiar nadziei, może zbytni optymizm, ale kto wie, może znajdzie w niej uczennicę?
– Przez czterdzieści księżyców mego życia służyłem w Klasztorze, pobierając nauki i wspomagając mych mistrzów. I choć nie wiem, czy usunięcie kurzu z ksiąg ma wpływ na równowagę, taką misję również ktoś musi wykonać. Rzeczywisty wpływ zyskam, gdy uda mi się tutaj znaleźć miejsce. Chcę poznać tutejsze smoki, ich wiedzę, obyczaje i wiarę, by nie naruszyć nieostrożnym ruchem, czy słowem, kruchego dość przyzwolenia na obcych, jakie tu zaobserwowałem.
Ostrożność miała wielkie znaczenie w tym wszystkim. Nie chciał przecież stracić łba, jak co mniej ostrożni misjonarze! I choć racja leżała po jego stronie, nikt tego sam z siebie nie dostrzeże. Jeden fałszywy krok – i ktoś go zje.
– Czyż istotą równowagi jest chwytanie za jedną szalę i ciągnięcie w dół? To naturalne, że nie każdy nas wspiera. Nie każdy widzi potrzebę, nie każdy wierzy w naszą drogę. Ci, którzy zdecydowali się zachować swoje przekleństwo, wciąż mogą liczyć na naszą pomoc i nauki. W zakonie żyje wielu doskonałych mistrzów, które swoje życia poświęcili nauczaniu powierzonych nam młodych różnych gatunków.
Łapę ponownie ustawił na ziemi, spoglądając bystro granatowymi ślepiami na rozmówczynię. Głęboki wdech. Nie pospieszać, nie zdradzać entuzjazmu. Może to nadmiar nadziei, może zbytni optymizm, ale kto wie, może znajdzie w niej uczennicę?
– Przez czterdzieści księżyców mego życia służyłem w Klasztorze, pobierając nauki i wspomagając mych mistrzów. I choć nie wiem, czy usunięcie kurzu z ksiąg ma wpływ na równowagę, taką misję również ktoś musi wykonać. Rzeczywisty wpływ zyskam, gdy uda mi się tutaj znaleźć miejsce. Chcę poznać tutejsze smoki, ich wiedzę, obyczaje i wiarę, by nie naruszyć nieostrożnym ruchem, czy słowem, kruchego dość przyzwolenia na obcych, jakie tu zaobserwowałem.
Ostrożność miała wielkie znaczenie w tym wszystkim. Nie chciał przecież stracić łba, jak co mniej ostrożni misjonarze! I choć racja leżała po jego stronie, nikt tego sam z siebie nie dostrzeże. Jeden fałszywy krok – i ktoś go zje.
- 11 sie 2019, 16:50
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Niewielkie zlodowacenie
- Odpowiedzi: 417
- Odsłony: 68754
Uszy samotnika drgnęły, łapiąc obce słowa, analizując je. Nie spodziewał się nadejścia mówiącego, więc usłyszenie mowy było dlań zaskakujące. Po niedługim momencie jednak na zmęczony pysk wpłynął cień uśmiechu, łeb zaś poruszył się, nakierowując na źródło głosu.
I oczy jego ujrzały czerwoną wyvernę. Samca, dosyć młodego. Węszenie pomagało wyczuć zapach stada Ognia, co w połączeniu z rasą i barwą, kazało sądzić, że wie, kogo ma przed sobą. Sylwetka nie zdradzająca szczególnie wielkiej siły, czy zręczności, każąca myśleć raczej o czarodzieju, również zdawała pokrywać się z opisem. Zaryzykował więc strzał na ślepo, mając nadzieję, że w stadzie nie ma więcej czerwonych wyvern.
– Talent jest jedynie wskazówką od Pana, Śpiewie Szkarłatu. To od naszej ciężkiej pracy zależy, czy coś z niego wydobędziemy. Rad jednak jestem, że mój trening przykuł twoją uwagę. Planowałem się bowiem spotkać z Tobą.
Długi, zakończony kitką ogon zamiótł ziemię, po czym owinął się wokół łap niby u kota. Granatowe ślepia obserwowały każdy ruch, a umysł, mimo zmęczenia, gotował się na sięgnięcie do źródła. Poprzedni Ognisty go wszak zaatakował. Skąd mógł brać pewność, że teraz skończy się to inaczej?
I oczy jego ujrzały czerwoną wyvernę. Samca, dosyć młodego. Węszenie pomagało wyczuć zapach stada Ognia, co w połączeniu z rasą i barwą, kazało sądzić, że wie, kogo ma przed sobą. Sylwetka nie zdradzająca szczególnie wielkiej siły, czy zręczności, każąca myśleć raczej o czarodzieju, również zdawała pokrywać się z opisem. Zaryzykował więc strzał na ślepo, mając nadzieję, że w stadzie nie ma więcej czerwonych wyvern.
– Talent jest jedynie wskazówką od Pana, Śpiewie Szkarłatu. To od naszej ciężkiej pracy zależy, czy coś z niego wydobędziemy. Rad jednak jestem, że mój trening przykuł twoją uwagę. Planowałem się bowiem spotkać z Tobą.
Długi, zakończony kitką ogon zamiótł ziemię, po czym owinął się wokół łap niby u kota. Granatowe ślepia obserwowały każdy ruch, a umysł, mimo zmęczenia, gotował się na sięgnięcie do źródła. Poprzedni Ognisty go wszak zaatakował. Skąd mógł brać pewność, że teraz skończy się to inaczej?
- 08 sie 2019, 12:18
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Niewielkie zlodowacenie
- Odpowiedzi: 417
- Odsłony: 68754
Wydawało się tutaj nieco chłodniej. Może to właśnie dlatego samiec zatrzymał się w tym właśnie miejscu, by nieco poćwiczyć? Nie był wielkim miłośnikiem upałów, w chłodzie jego myśli płynęły bystrzej. Przysiadł więc, przygotowując się do ćwiczenia.
Kilka razy odetchnął głęboko, przymykając ślepia. Następnie sięgnął źródłem do własnego ciała, poznając rozkład mięśni i kości. Na piątą część skoku przed nim powietrze zamigotało, powoli układając się w iluzję, w miarę tego badania. Najpierw pojawiła się długa wiązka cieniutkich nerwów, przybierając mniej-więcej długość smoka. Drżały w powietrzu, wydając się lśnić ilekroć samiec kierował się myślą ku konkretnemu. Następnie wokół nich zmaterializowały się kręgi, przedzielone chrząstkami, chroniące delikatne nerwy. Dalej przyszła pora na obręcz barkową, a chwilę później ukształtowały się żebra. Między nimi rozpostarły się płuca, ku grzbietowi pobiegły odchodzące od nich worki powietrzne, resztki genów drzewnych. Zmaterializowały się biodra, zaległy w nich jelita i wątroba. Od obręczy barkowej pobiegły kości układające się w kształt przednich łap, od bioder zaś – tylnych. Pojawiła się żuchwa, a w niej gruczoły jadowe, oraz gardo, rozdzielające się na przełyk oraz tchawicę. Zmaterializowała się reszta czaszki, w niej zaś umościł się mózg. Z tego zaś, niczym pajęczyną, rozbiegły się po ciele nerwy, oplatając każdą kość, każdy organ. Dalej przyszła pora na mięśnie; odtwarzał je uważnie, kierując się swoim ciałem, wiedząc jak ważne jest, by nie pomylić żadnego detalu. Kości były proste; mięśnie nie współpracowały tak łatwo. W końcu jednak iluzja pokryła się nimi, a chwilę potem oplotła siatką żył doprowadzających krew z serca. Krótki impuls wystarczył, by widmowe serce podjęło pracę, a iluzoryczne płuca rozszerzyły się we wdechu. Iluzja pokryła się skórą, śnieżnobiałą, o drobnej łusce. Choć w budowie była z samotnikiem identyczna, wolał nadać jej neutralny wygląd. W ranieniu samego siebie byłoby coś chorego... A chorób umysłu nie da się wyleczyć tak łatwo.
Cofnął się kawałek, otwierając oczy, spoglądając na swoje dzieło. Łysy smok o długich uszach i rozwidlonych rogach odpowiedział mu spojrzeniem wypranych z barwy białych oczu.
Kolejny impuls; iluzja stała się materialna. Przynajmniej na ten czas, na który ją potrzebował.
Więc... Od czego by tu zacząć? Może kły?
Skoczył naprzód, długimi zębiskami celując w prawą przednią łapę tworu, wbijając je w połowie długości kości ramiennej i szarpiąc, zostawiając długą, szybko wypełniającą się krwią ranę, biegnącą niemalże do stawu łokciowego. Przyjrzał się swojemu dziełu, stwierdzając iż uszkodził mięsień dwugłowy i trójgłowy ramienia. Nie natrafił po drodze na żadne ścięgna, czy żyły, przywrócenie ciała do stanu poprzedniego powinno obyć się bez komplikacji. Ranę mógł określić najwyżej jako średnią.
Gdyby posiadał jeszcze zioła, a iluzja zdolna była do ich przyjmowania, czy chociażby odczuwania bólu, rozpocząłby od naparu z Hypericum, dziurawca zwyczajnego. Wykorzystałby do tego kwiaty, parzone w ledwo trzeciej części pojemności miseczki cieczy, a po zaparzeniu dopiero rozcieńczone wodą i zarazem schłodzone do właściwej do wypicia temperatury. Dalej sięgnąłby po jemiołę, warząc jej suche liście do chwili, aż uzyskałby napar o odpowiedniej gęstości. Trzecią częścią tegóż polałby krwawiącą ranę, ażeby rzeczone krwawienie powstrzymać; resztą napoiłby pacjenta. Dalej sięgnąłby po korzenie tasznika, sparzając je i kładąc na ranę, by zmniejszyły ból. Część ziołową leczenia zakończyłby mazią ze startego żywokostu, którą nałożyłby na ranę na czas dwunastej części drogi Złotej Twarzy.
A że ziół nie posiadał, a twory magiczne ich stanowczo nie potrzebowały, ta część pozostać miała w zamiarze, w czyn nie przechodząc. Zamiar jednak szczegółowo przemyślawszy, podszedł do iluzji, opierając jej łapę na piersi. Nie, żeby tego potrzebował; magiczny twór nie miał bariery, którą mógłby przeciwstawić działaniom swego twórcy. Jednak pewna gra pozorów w tym wypadku mogła pomóc w wyrobieniu niezbędnych w leczeniu prawdziwych smoków odruchów.
Sięgnął maddarą do rany, rozpoczynając od delikatnego odnalezienia i zaciśnięcia wszystkich naczynek krwionośnych. Gdy upływ krwi ustał, Aconitum schwycił ranę w dwa palce, przysuwając do siebie jej brzegi, przy pomocy maddary łącząc zerwane włókna, nerwy, naczynka krwionośne. Tu było łatwo; nie miał wiele do odtworzenia, jego zadanie polegało na połączeniu tego, co przecięte. Skleiwszy przepołowione mięśnie, połączywszy brzegi skóry, uwolnił zaciśnięte naczynka krwionośne, po czym wpuścił sondę do miejsca po ranie, upewniając się, że wszystko połączył prawidłowo. Na koniec kazał wypaść uszkodzonym łuskom, a na ich miejscu pobudził wzrost nowych.
Cofnął się, oglądając efekt swoich działań. Nieźle, nieźle... Jednak czy nie stać go było na coś trudniejszego?
Wyobraził sobie kulę ognia, wielkości zaciśniętej pięści. Miała uderzyć w zad iluzji, rozprysnąć się na łuskach, parząc ciało, topiąc łuski i raniąc mięśnie. Tchnął maddarę w wyobrażenie, po czym postąpił krok bliżej, oglądając efekty ataku. Zapach pieczonego mięsa zakręcił w nosie. Tym razem rana była poważniejsza; największe obrażenia przyjął na siebie mięsień pośladkowy wielki, solidnie jednak oberwało się również dwugłowemu wielkiemu. Tkanki były miejscami zwęglone, na obrzeżach zaś pokrywały się bąblami surowicznymi. Miał tu więc do czynienia zarówno z drugim, jak i trzecim stopniem, skażeniem rany maddarą, oraz (gdyby pacjent był prawdziwym smokiem) bardzo wysokim poziomem bólu.
Przyszła więc kolejna pora na wyliczankę tego, co by użył, gdyby posiadał. Na pewno zrobiłby napar z chmielu, przeznaczając trzy szyszki na ten cel. Wraz z chmielem parzyłby korę topoli czarnej. Po zaparzeniu schłodziłby napar i podałby leczonemu smokowi, aby go uśpić na czas leczenia, jak również zapobiec szokowi będącemu skutkiem zranienia. Następnie nałożyłby na ranę pogniecione gałązki macierzanki, o której wiedział, że dobrze sobie radzi z ranami od ognia. Na koniec utarłby nawłoć wraz ze ślazem dzikim na gładką papkę; pierwsze z ziół miało zdezynfekować obrażenie, drugie zaś zneutralizować ostałą w ranie maddarę.
Nie posiadał, więc nie użył. Zamiast tego ponownie oparł łapę na piersi iluzji, sięgając do rany. Tym razem nie było tak prosto; musiał odtworzyć wypalone mięśnie i nerwy. Na całe szczęście większość żywych stworzeń jest symetryczna, mógł więc posiłkować się zdrową łapą przy odtwarzaniu połączeń w chorej. Zaczął od usunięcia spalonych tkanek, oraz zaciśnięcia naczynek krwionośnych i żył. Następnie, włókno po włóknie, odbudował wypalony fragment mięśni. Przewlókł przez nie pajęczynę nerwów, podłączając je do tych wcześniej istniejących, przepuszczając przezeń impulsy celem sprawdzenia drożności. Następnie przyszła kolej na naczynka krwionośne, którymi oplótł mięśnie, a następnie podłączył do krwiobiegu pacjenta. Zwolnił zacisk, pozwalając krwi płynąć i dłuższą chwilę badał ranę, upewniając się, że nie nastąpił żaden przeciek. Dalej przyszła pora na obleczenie wszystkiego skórą; najpierw warstewka tłuszczu pokryła odsłonięty mięsień, potem zaś wyrosła skóra, z której wystrzeliły łuski. Dalej mógł skupić się na obrzeżach rany, pokrytych pęcherzami. Przy pomocy maddary usunął wszystkie nadtopione lub zwęglone łuski, po czym wyrwał jedną z własnych, topiąc ją i kształtując w cieniusieńki szpikulec. Tymże nakłuł pęcherze, spuszczając z nich płyn surowiczy, a następnie sięgnął do wnętrza pustych już bąbli, pod ich powierzchnią odbudowując skórę i przewlekając przez nią cieniusieńkie nerwy. Na koniec wyciągnął z bąbli wszelką wilgoć, pozwalając im złuszczyć się, odsłaniając świeżą skórę. I ostatni impuls; łuski na nowo porosły uszkodzony fragment, po którym nie został nawet ślad.
A Aconitum usiadł ciężko na ziemi, wyprany z energii, wykończony. Jego iluzja rozwiała się w pył, niepotrzebna już.
Kilka razy odetchnął głęboko, przymykając ślepia. Następnie sięgnął źródłem do własnego ciała, poznając rozkład mięśni i kości. Na piątą część skoku przed nim powietrze zamigotało, powoli układając się w iluzję, w miarę tego badania. Najpierw pojawiła się długa wiązka cieniutkich nerwów, przybierając mniej-więcej długość smoka. Drżały w powietrzu, wydając się lśnić ilekroć samiec kierował się myślą ku konkretnemu. Następnie wokół nich zmaterializowały się kręgi, przedzielone chrząstkami, chroniące delikatne nerwy. Dalej przyszła pora na obręcz barkową, a chwilę później ukształtowały się żebra. Między nimi rozpostarły się płuca, ku grzbietowi pobiegły odchodzące od nich worki powietrzne, resztki genów drzewnych. Zmaterializowały się biodra, zaległy w nich jelita i wątroba. Od obręczy barkowej pobiegły kości układające się w kształt przednich łap, od bioder zaś – tylnych. Pojawiła się żuchwa, a w niej gruczoły jadowe, oraz gardo, rozdzielające się na przełyk oraz tchawicę. Zmaterializowała się reszta czaszki, w niej zaś umościł się mózg. Z tego zaś, niczym pajęczyną, rozbiegły się po ciele nerwy, oplatając każdą kość, każdy organ. Dalej przyszła pora na mięśnie; odtwarzał je uważnie, kierując się swoim ciałem, wiedząc jak ważne jest, by nie pomylić żadnego detalu. Kości były proste; mięśnie nie współpracowały tak łatwo. W końcu jednak iluzja pokryła się nimi, a chwilę potem oplotła siatką żył doprowadzających krew z serca. Krótki impuls wystarczył, by widmowe serce podjęło pracę, a iluzoryczne płuca rozszerzyły się we wdechu. Iluzja pokryła się skórą, śnieżnobiałą, o drobnej łusce. Choć w budowie była z samotnikiem identyczna, wolał nadać jej neutralny wygląd. W ranieniu samego siebie byłoby coś chorego... A chorób umysłu nie da się wyleczyć tak łatwo.
Cofnął się kawałek, otwierając oczy, spoglądając na swoje dzieło. Łysy smok o długich uszach i rozwidlonych rogach odpowiedział mu spojrzeniem wypranych z barwy białych oczu.
Kolejny impuls; iluzja stała się materialna. Przynajmniej na ten czas, na który ją potrzebował.
Więc... Od czego by tu zacząć? Może kły?
Skoczył naprzód, długimi zębiskami celując w prawą przednią łapę tworu, wbijając je w połowie długości kości ramiennej i szarpiąc, zostawiając długą, szybko wypełniającą się krwią ranę, biegnącą niemalże do stawu łokciowego. Przyjrzał się swojemu dziełu, stwierdzając iż uszkodził mięsień dwugłowy i trójgłowy ramienia. Nie natrafił po drodze na żadne ścięgna, czy żyły, przywrócenie ciała do stanu poprzedniego powinno obyć się bez komplikacji. Ranę mógł określić najwyżej jako średnią.
Gdyby posiadał jeszcze zioła, a iluzja zdolna była do ich przyjmowania, czy chociażby odczuwania bólu, rozpocząłby od naparu z Hypericum, dziurawca zwyczajnego. Wykorzystałby do tego kwiaty, parzone w ledwo trzeciej części pojemności miseczki cieczy, a po zaparzeniu dopiero rozcieńczone wodą i zarazem schłodzone do właściwej do wypicia temperatury. Dalej sięgnąłby po jemiołę, warząc jej suche liście do chwili, aż uzyskałby napar o odpowiedniej gęstości. Trzecią częścią tegóż polałby krwawiącą ranę, ażeby rzeczone krwawienie powstrzymać; resztą napoiłby pacjenta. Dalej sięgnąłby po korzenie tasznika, sparzając je i kładąc na ranę, by zmniejszyły ból. Część ziołową leczenia zakończyłby mazią ze startego żywokostu, którą nałożyłby na ranę na czas dwunastej części drogi Złotej Twarzy.
A że ziół nie posiadał, a twory magiczne ich stanowczo nie potrzebowały, ta część pozostać miała w zamiarze, w czyn nie przechodząc. Zamiar jednak szczegółowo przemyślawszy, podszedł do iluzji, opierając jej łapę na piersi. Nie, żeby tego potrzebował; magiczny twór nie miał bariery, którą mógłby przeciwstawić działaniom swego twórcy. Jednak pewna gra pozorów w tym wypadku mogła pomóc w wyrobieniu niezbędnych w leczeniu prawdziwych smoków odruchów.
Sięgnął maddarą do rany, rozpoczynając od delikatnego odnalezienia i zaciśnięcia wszystkich naczynek krwionośnych. Gdy upływ krwi ustał, Aconitum schwycił ranę w dwa palce, przysuwając do siebie jej brzegi, przy pomocy maddary łącząc zerwane włókna, nerwy, naczynka krwionośne. Tu było łatwo; nie miał wiele do odtworzenia, jego zadanie polegało na połączeniu tego, co przecięte. Skleiwszy przepołowione mięśnie, połączywszy brzegi skóry, uwolnił zaciśnięte naczynka krwionośne, po czym wpuścił sondę do miejsca po ranie, upewniając się, że wszystko połączył prawidłowo. Na koniec kazał wypaść uszkodzonym łuskom, a na ich miejscu pobudził wzrost nowych.
Cofnął się, oglądając efekt swoich działań. Nieźle, nieźle... Jednak czy nie stać go było na coś trudniejszego?
Wyobraził sobie kulę ognia, wielkości zaciśniętej pięści. Miała uderzyć w zad iluzji, rozprysnąć się na łuskach, parząc ciało, topiąc łuski i raniąc mięśnie. Tchnął maddarę w wyobrażenie, po czym postąpił krok bliżej, oglądając efekty ataku. Zapach pieczonego mięsa zakręcił w nosie. Tym razem rana była poważniejsza; największe obrażenia przyjął na siebie mięsień pośladkowy wielki, solidnie jednak oberwało się również dwugłowemu wielkiemu. Tkanki były miejscami zwęglone, na obrzeżach zaś pokrywały się bąblami surowicznymi. Miał tu więc do czynienia zarówno z drugim, jak i trzecim stopniem, skażeniem rany maddarą, oraz (gdyby pacjent był prawdziwym smokiem) bardzo wysokim poziomem bólu.
Przyszła więc kolejna pora na wyliczankę tego, co by użył, gdyby posiadał. Na pewno zrobiłby napar z chmielu, przeznaczając trzy szyszki na ten cel. Wraz z chmielem parzyłby korę topoli czarnej. Po zaparzeniu schłodziłby napar i podałby leczonemu smokowi, aby go uśpić na czas leczenia, jak również zapobiec szokowi będącemu skutkiem zranienia. Następnie nałożyłby na ranę pogniecione gałązki macierzanki, o której wiedział, że dobrze sobie radzi z ranami od ognia. Na koniec utarłby nawłoć wraz ze ślazem dzikim na gładką papkę; pierwsze z ziół miało zdezynfekować obrażenie, drugie zaś zneutralizować ostałą w ranie maddarę.
Nie posiadał, więc nie użył. Zamiast tego ponownie oparł łapę na piersi iluzji, sięgając do rany. Tym razem nie było tak prosto; musiał odtworzyć wypalone mięśnie i nerwy. Na całe szczęście większość żywych stworzeń jest symetryczna, mógł więc posiłkować się zdrową łapą przy odtwarzaniu połączeń w chorej. Zaczął od usunięcia spalonych tkanek, oraz zaciśnięcia naczynek krwionośnych i żył. Następnie, włókno po włóknie, odbudował wypalony fragment mięśni. Przewlókł przez nie pajęczynę nerwów, podłączając je do tych wcześniej istniejących, przepuszczając przezeń impulsy celem sprawdzenia drożności. Następnie przyszła kolej na naczynka krwionośne, którymi oplótł mięśnie, a następnie podłączył do krwiobiegu pacjenta. Zwolnił zacisk, pozwalając krwi płynąć i dłuższą chwilę badał ranę, upewniając się, że nie nastąpił żaden przeciek. Dalej przyszła pora na obleczenie wszystkiego skórą; najpierw warstewka tłuszczu pokryła odsłonięty mięsień, potem zaś wyrosła skóra, z której wystrzeliły łuski. Dalej mógł skupić się na obrzeżach rany, pokrytych pęcherzami. Przy pomocy maddary usunął wszystkie nadtopione lub zwęglone łuski, po czym wyrwał jedną z własnych, topiąc ją i kształtując w cieniusieńki szpikulec. Tymże nakłuł pęcherze, spuszczając z nich płyn surowiczy, a następnie sięgnął do wnętrza pustych już bąbli, pod ich powierzchnią odbudowując skórę i przewlekając przez nią cieniusieńkie nerwy. Na koniec wyciągnął z bąbli wszelką wilgoć, pozwalając im złuszczyć się, odsłaniając świeżą skórę. I ostatni impuls; łuski na nowo porosły uszkodzony fragment, po którym nie został nawet ślad.
A Aconitum usiadł ciężko na ziemi, wyprany z energii, wykończony. Jego iluzja rozwiała się w pył, niepotrzebna już.
- 08 sie 2019, 10:26
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Dolina Rozpaczy
- Odpowiedzi: 581
- Odsłony: 88491
Przymknął ślepia, niby podrapany za uchem kocur, a następnie, widząc problemy samiczki, przechylił łeb, rzucając jej na pyszczek nieco cienia. Nie każdy wszak był nawykły do obserwacji wschodu nowego dnia bez mrużenia ślepi; należało to zrozumieć.
Zapytany o szczyty, skinął lekko łbem.
– Widywałem ich wiele, unikałem jednak utartych ścieżek. Droga również bywa nauką, a nietknięte smoczą łapą szlaki kryją w sobie wiele piękna. Nie umiem niestety stwierdzić, któreż z przebytych przeze mnie gór mogłyby stanowić twoją ojczyznę.
Nie wszędzie przychylnie spoglądano na samotnego podróżnika. Nawet tutaj nie był przyjmowany zbyt ciepło, choć przynajmniej mógł powiedzieć, że mniej kompletów wyszczerzonych kłów oglądał. Nie obdarzony zbyt wielką siłą, musiał radzić sobie tak, jak potrafił; unikając zagrożeń.
Zapytany o misję, uniósł lekko uszy, a wewnątrz jego oczu jakby zapaliła się lampka.
– Moją misją jest równowaga. Prowadzenie tych, którzy prowadzeni być zechcą, nauczanie tych, którzy pragną wiedzieć. Powstrzymywanie kamyczków przed staniem się lawiną, która zmiecie nasz świat. Ochrona tych, którzy tego potrzebują i regulacja tych, którzy nadmiernie zagrażają. Zapewne słyszałaś o jakiejś wersji raju, wiele ich w najróżniejszych wierzeniach. Ja kładę pod ten raj fundament, tak samo jak moi zakonni bracia i siostry. Nadto, w gestii naszej leży zebranie wiedzy, historii i odkryć tych, którzy nas otaczają, ażeby wracając u kresu życia do Klasztoru, móc spisać wszystko w księgach naszej biblioteki. Ocalamy od zapomnienia odkrycia i osiągnięcia, rozwijamy je. Wiele jest rzeczy, które mógłbym ci pokazać...
Uniósł lewą przednią łapę, okazując ukryty pod pachą ciemniejszy okrąg z dwoma trójkątami zwróconymi ku górze, między którymi mościło się półkole.
– To znak mojego zakonu. Nosi go każdy kto poparł nasze dążenia i zasilił nasze szeregi, czy też pochodząc z zagrażającego gatunku dobrowolnie poddał się regulacji i ruszył swoją drogą, będąc bardziej wstrzymanym kamieniem, niźli jednym z nas. Jeśli tego zechcesz, również możesz taki otrzymać.
Wyciągnął ku niej łapę, jakby zachęcając, by podała mu swoją; w granatowych ślepiach tańczyły wesołe iskierki, na pysku malował się szczery, zachęcający uśmiech. Gdyby tylko zechciała, gdyby podążyła za nim, z radością pokazałby jej wszystko, co poznał. Nauczyłby ją tworzyć kruche kamienie. Pokazał, dokąd nocą tupta jeż. Ten zdominowany przez smoki świat krył wiele tajemnic...
Pytanie tylko, czy ona chciała je poznać?
Wieść o tradycji imion Cienia skwitował skinieniem łba. Zapamiętał.
Zapytany o szczyty, skinął lekko łbem.
– Widywałem ich wiele, unikałem jednak utartych ścieżek. Droga również bywa nauką, a nietknięte smoczą łapą szlaki kryją w sobie wiele piękna. Nie umiem niestety stwierdzić, któreż z przebytych przeze mnie gór mogłyby stanowić twoją ojczyznę.
Nie wszędzie przychylnie spoglądano na samotnego podróżnika. Nawet tutaj nie był przyjmowany zbyt ciepło, choć przynajmniej mógł powiedzieć, że mniej kompletów wyszczerzonych kłów oglądał. Nie obdarzony zbyt wielką siłą, musiał radzić sobie tak, jak potrafił; unikając zagrożeń.
Zapytany o misję, uniósł lekko uszy, a wewnątrz jego oczu jakby zapaliła się lampka.
– Moją misją jest równowaga. Prowadzenie tych, którzy prowadzeni być zechcą, nauczanie tych, którzy pragną wiedzieć. Powstrzymywanie kamyczków przed staniem się lawiną, która zmiecie nasz świat. Ochrona tych, którzy tego potrzebują i regulacja tych, którzy nadmiernie zagrażają. Zapewne słyszałaś o jakiejś wersji raju, wiele ich w najróżniejszych wierzeniach. Ja kładę pod ten raj fundament, tak samo jak moi zakonni bracia i siostry. Nadto, w gestii naszej leży zebranie wiedzy, historii i odkryć tych, którzy nas otaczają, ażeby wracając u kresu życia do Klasztoru, móc spisać wszystko w księgach naszej biblioteki. Ocalamy od zapomnienia odkrycia i osiągnięcia, rozwijamy je. Wiele jest rzeczy, które mógłbym ci pokazać...
Uniósł lewą przednią łapę, okazując ukryty pod pachą ciemniejszy okrąg z dwoma trójkątami zwróconymi ku górze, między którymi mościło się półkole.
– To znak mojego zakonu. Nosi go każdy kto poparł nasze dążenia i zasilił nasze szeregi, czy też pochodząc z zagrażającego gatunku dobrowolnie poddał się regulacji i ruszył swoją drogą, będąc bardziej wstrzymanym kamieniem, niźli jednym z nas. Jeśli tego zechcesz, również możesz taki otrzymać.
Wyciągnął ku niej łapę, jakby zachęcając, by podała mu swoją; w granatowych ślepiach tańczyły wesołe iskierki, na pysku malował się szczery, zachęcający uśmiech. Gdyby tylko zechciała, gdyby podążyła za nim, z radością pokazałby jej wszystko, co poznał. Nauczyłby ją tworzyć kruche kamienie. Pokazał, dokąd nocą tupta jeż. Ten zdominowany przez smoki świat krył wiele tajemnic...
Pytanie tylko, czy ona chciała je poznać?
Wieść o tradycji imion Cienia skwitował skinieniem łba. Zapamiętał.
- 04 sie 2019, 17:15
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Dolina Rozpaczy
- Odpowiedzi: 581
- Odsłony: 88491
A on słuchał, zapamiętywał. Rozważał zebrane informacje, starając się zrozumieć to, co słyszy. Po raz kolejny już nie mógł oprzeć się wrażeniu, że część smoków nosi swoje funkcje jako imiona... Był to zwyczaj dziwny, nietypowy. Niezrozumiały, choć w zasadzie ułatwiający odgadnięcie funkcji, lub imienia szukanego smoka.
I tutaj nagle wpadali Khagar z Pokrzykiem. Imiona jak najzupełniej zwyczajne, nic nie zdradzające.
A więc Pokrzyk należała do Cienia, upadłego stada. Na to jednoznacznie wskazywało jej imię, krótkie, nic nie zdradzające. Jednak sposób, w jaki się o stadzie wyraziła podpowiadał, że tak jak on, była tutaj od niedawna. Może to z tej winy była mu tak niechętna?
– Zrodziły mnie ziemie wschodnie, wychowała wiara. Tam, byłem uczniem, mnichem, zielarzem. Tu staję się misjonarzem, choć zarazem pozostaję uczniem. Nie pragnę walki, nie obieram strony. Szukam wiedzy, szukam zrozumienia. Szukam drogi, możnaby rzec, choć cel mój jest mi znany.
Koniec jego ogona uderzył w ziemię, uszy zaś wysunęły się do przodu.
– Imiona smoków tutejszych dziwne mi się zdają. Jednak ciebie, jak również Khagara o którym wspomniałaś, nie dotknęła ta dziwna moda na zwanie się od tego, czym się zajmuje. Czy jest to zasługa tradycji stada Cienia?
Nie pierwszy raz słyszał o upadłym stadzie... Jego upadek wydawał się istotniejszy, niż Aconitum pierwotnie sądził, skoro wszystkie napotkane smoki mniej, lub bardziej wyraźnie nawiązywały do tego zdarzenia. Upadłe stado, stado podzielone... Bo co, jeśli nie wielki rozpad, może tłumaczyć fakt, że uchodźcy podzielili się między terytoria Ognia, a Ziemi? W Ogniu Cienistym nie przewodził nikt, tutaj mieli Khagara. Podejrzewać więc można klasyczną relację między buntownikami, a prawną władzą. Pozostaje tylko pytanie o przyczynę buntu, pytanie o to, po której stronie leży racja.
Będzie miał o co zapytać Khagara. Bo rozmówi się z nim, niewątpliwie.
I tutaj nagle wpadali Khagar z Pokrzykiem. Imiona jak najzupełniej zwyczajne, nic nie zdradzające.
A więc Pokrzyk należała do Cienia, upadłego stada. Na to jednoznacznie wskazywało jej imię, krótkie, nic nie zdradzające. Jednak sposób, w jaki się o stadzie wyraziła podpowiadał, że tak jak on, była tutaj od niedawna. Może to z tej winy była mu tak niechętna?
– Zrodziły mnie ziemie wschodnie, wychowała wiara. Tam, byłem uczniem, mnichem, zielarzem. Tu staję się misjonarzem, choć zarazem pozostaję uczniem. Nie pragnę walki, nie obieram strony. Szukam wiedzy, szukam zrozumienia. Szukam drogi, możnaby rzec, choć cel mój jest mi znany.
Koniec jego ogona uderzył w ziemię, uszy zaś wysunęły się do przodu.
– Imiona smoków tutejszych dziwne mi się zdają. Jednak ciebie, jak również Khagara o którym wspomniałaś, nie dotknęła ta dziwna moda na zwanie się od tego, czym się zajmuje. Czy jest to zasługa tradycji stada Cienia?
Nie pierwszy raz słyszał o upadłym stadzie... Jego upadek wydawał się istotniejszy, niż Aconitum pierwotnie sądził, skoro wszystkie napotkane smoki mniej, lub bardziej wyraźnie nawiązywały do tego zdarzenia. Upadłe stado, stado podzielone... Bo co, jeśli nie wielki rozpad, może tłumaczyć fakt, że uchodźcy podzielili się między terytoria Ognia, a Ziemi? W Ogniu Cienistym nie przewodził nikt, tutaj mieli Khagara. Podejrzewać więc można klasyczną relację między buntownikami, a prawną władzą. Pozostaje tylko pytanie o przyczynę buntu, pytanie o to, po której stronie leży racja.
Będzie miał o co zapytać Khagara. Bo rozmówi się z nim, niewątpliwie.
- 04 sie 2019, 8:45
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Podnóże Skał
- Odpowiedzi: 615
- Odsłony: 82371
Słuchał, potakiwał, choć odpowiedzi na ostatnie dwa pytania tak naprawdę w żaden sposób mu nie pomagały. A więc zmarnował je bez potrzeby...
Lub, jak w następnym ułamku sekundy odkrył, na własną szkodę.
Wiedział, że nie mógł wygrać tej walki. Nie z tak dużym przeciwnikiem, nie gdy jego własnym łapom brakowało zręczności. Nie był wojownikiem; dotychczas pędząc spokojny żywot mnicha, nie miał okazji rozwinąć umiejętności bojowych. Na jego pysku odmalowało się zaskoczenie.
Pierwsze, co przyszło mu do głowy, to ją zdekoncentrować. Może wtedy zmyli krok, a jej cios chybi celu? W tym króciutkim momencie, jaki miał na reakcję, nabrał powietrza, chcąc wydać z siebie dźwięk podobny krowiemu rykowi. Tego prawdopodobnie się nie spodziewała... Jednak czy jej zaskoczenie wystarczy, by ogromne łapska ominęły kruche ciało Zielarza?
//Yup, obrona oparta na mediacji.
Lub, jak w następnym ułamku sekundy odkrył, na własną szkodę.
Wiedział, że nie mógł wygrać tej walki. Nie z tak dużym przeciwnikiem, nie gdy jego własnym łapom brakowało zręczności. Nie był wojownikiem; dotychczas pędząc spokojny żywot mnicha, nie miał okazji rozwinąć umiejętności bojowych. Na jego pysku odmalowało się zaskoczenie.
Pierwsze, co przyszło mu do głowy, to ją zdekoncentrować. Może wtedy zmyli krok, a jej cios chybi celu? W tym króciutkim momencie, jaki miał na reakcję, nabrał powietrza, chcąc wydać z siebie dźwięk podobny krowiemu rykowi. Tego prawdopodobnie się nie spodziewała... Jednak czy jej zaskoczenie wystarczy, by ogromne łapska ominęły kruche ciało Zielarza?
//Yup, obrona oparta na mediacji.
- 04 sie 2019, 7:44
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Dolina Rozpaczy
- Odpowiedzi: 581
- Odsłony: 88491
Im dłużej obserwował młodszą samicę, tym wyraźniej czuł, że coś, jakaś niechęć lub też mało przyjemny zamiar kryje pod powierzchnią konwersacji. Czy to świadomie, czy też przypadkowo, zachowaniem swoim zdradzała to niezadowolenie, które wcześniej w niej wyczuł. A może przesadzał i wszystkie smoki były mało pozytywnie nastawione do obcych?
Poruszył uszami, jak gdyby łapał w nie dźwięk jej śmiechu, próbując odczytać z niego powód rozbawienie. Nie zdołał jednak; wciąż nie umiał ocenić, co może kryć się za jej jasnymi oczyma.
– Nadano mi imię Aconitum. Rad również byłbym poznać twoje. – rzekł, przyglądając się jej uważnie – Lecz nie takiej natury pytania dręczą mnie najmocniej. Chciałbym dowiedzieć się więcej o ziemiach na wschodzie i zamieszkujących je smokach. Poznać imię tego, którego słowo stanowi prawo, jak również dowiedzieć się więcej o żyjącej tam społeczności.
Również uniósł koniec ogona, przesuwając nim na boki lekko, niczym wahadłem. Uszy jego stały pionowo, na pysku jednak błąkał się lekki uśmiech, przecząc pełnej gotowości postawie. Znał wagę komunikacji niewerbalnej.
Poruszył uszami, jak gdyby łapał w nie dźwięk jej śmiechu, próbując odczytać z niego powód rozbawienie. Nie zdołał jednak; wciąż nie umiał ocenić, co może kryć się za jej jasnymi oczyma.
– Nadano mi imię Aconitum. Rad również byłbym poznać twoje. – rzekł, przyglądając się jej uważnie – Lecz nie takiej natury pytania dręczą mnie najmocniej. Chciałbym dowiedzieć się więcej o ziemiach na wschodzie i zamieszkujących je smokach. Poznać imię tego, którego słowo stanowi prawo, jak również dowiedzieć się więcej o żyjącej tam społeczności.
Również uniósł koniec ogona, przesuwając nim na boki lekko, niczym wahadłem. Uszy jego stały pionowo, na pysku jednak błąkał się lekki uśmiech, przecząc pełnej gotowości postawie. Znał wagę komunikacji niewerbalnej.
- 01 sie 2019, 16:24
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Podnóże Skał
- Odpowiedzi: 615
- Odsłony: 82371
Skinął łbem, zapamiętując, rozważając. Zdumiał go fakt, że większość wymienionych imion należała do samic; również konstrukcja tychże zaskakiwała. Jednak, z drugiej strony, czy tak nie będzie łatwiej? Samice, jakie pamiętał z czasów spędzonych w Klasztorze były stworzeniami niezbyt rozumnymi, potulnymi. Z takimi łatwo przyjdzie negocjować.
Wryła się w umysł nazwa, Cień. Upadłe stado... Najwyraźniej świeżo upadłe, skoro Łowczyni Ognia o nim wspomniała. Jednak czy opłacało się marnować pytanie na ich historię? Mógł też zapytać o stado na wschodzie, jedyne pominięte. To również wydawało się ryzykowne; czy nie na więcej zdałoby się znać stan ziem Stada Wody? No i gdzież był Zastępca Kaskady Kości?
Nie. Zastępca nie był tu istotny.
Może więc drążyć temat siły piskląt? Nie obca mu była wiedza o miejscach szczególnych, miejscach gdzie siła maddary wydaje się potężniejsza, odmieniając żyjących. Albo też uchwycić się słowa "Uzdrowiciele", dowiedzieć się, czy i tutaj dotarł jego Klasztor?
Potrząsnął grzywą, jakby zaprzeczając własnym myślom, po czym uniósł łeb, spoglądając w bystre żółte ślepia samicy.
– Twe słowa sycą mój umysł, ustrzegając przed krokiem fałszywym, a podpowiadając ruchy następne. Zdradź mi jeszcze proszę, czegóż na tych ziemiach, ziemiach Wolnych Stad, wystrzegać się należy?
Informacja o tutejszych zagrożeniach i niebezpieczeństwach z pewnością była czymś cennym. Ruchome piaski, istoty polujące na smoki, epidemie i leża dzikich bestii mogłyby pokrzyżować jego plany. Musiał wiedzieć jak najwięcej!
– Ostatnim zaś z mych pytań prosić chciałbym o kierunek, w którym szukać mogę dalej; o imiona tych, którzy więcej mi zdradzą, o miejsca gdzie w bibliotekach waszych pozwolą obcemu wiedzę zgłębiać, o te tereny, które opowiedzą mi choć ułamki waszej historii.
Tak, to był dobry wybór. Nie zamykający sprawy na pięciu pytaniach, a dający szansę na zdobycie większej liczby odpowiedzi. Musiał mieć wszak duże rozeznanie, nim zacznie działać!
Wryła się w umysł nazwa, Cień. Upadłe stado... Najwyraźniej świeżo upadłe, skoro Łowczyni Ognia o nim wspomniała. Jednak czy opłacało się marnować pytanie na ich historię? Mógł też zapytać o stado na wschodzie, jedyne pominięte. To również wydawało się ryzykowne; czy nie na więcej zdałoby się znać stan ziem Stada Wody? No i gdzież był Zastępca Kaskady Kości?
Nie. Zastępca nie był tu istotny.
Może więc drążyć temat siły piskląt? Nie obca mu była wiedza o miejscach szczególnych, miejscach gdzie siła maddary wydaje się potężniejsza, odmieniając żyjących. Albo też uchwycić się słowa "Uzdrowiciele", dowiedzieć się, czy i tutaj dotarł jego Klasztor?
Potrząsnął grzywą, jakby zaprzeczając własnym myślom, po czym uniósł łeb, spoglądając w bystre żółte ślepia samicy.
– Twe słowa sycą mój umysł, ustrzegając przed krokiem fałszywym, a podpowiadając ruchy następne. Zdradź mi jeszcze proszę, czegóż na tych ziemiach, ziemiach Wolnych Stad, wystrzegać się należy?
Informacja o tutejszych zagrożeniach i niebezpieczeństwach z pewnością była czymś cennym. Ruchome piaski, istoty polujące na smoki, epidemie i leża dzikich bestii mogłyby pokrzyżować jego plany. Musiał wiedzieć jak najwięcej!
– Ostatnim zaś z mych pytań prosić chciałbym o kierunek, w którym szukać mogę dalej; o imiona tych, którzy więcej mi zdradzą, o miejsca gdzie w bibliotekach waszych pozwolą obcemu wiedzę zgłębiać, o te tereny, które opowiedzą mi choć ułamki waszej historii.
Tak, to był dobry wybór. Nie zamykający sprawy na pięciu pytaniach, a dający szansę na zdobycie większej liczby odpowiedzi. Musiał mieć wszak duże rozeznanie, nim zacznie działać!
- 31 lip 2019, 5:23
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Samotny pagórek
- Odpowiedzi: 681
- Odsłony: 94249
Aconitum cmoknął lekko, sięgając do rurki. Żart, pokazówka. I w imię czego? Czy obcy smok nie miał ciekawszych zajęć, niż stresowanie zakonnego zielarza?
– Nie było czasu na dokładne badanie. Moja nauka wciąż jeszcze trwa i o ile radzę sobie z drobniejszymi stworzeniami, smocza anatomia bywa dla mnie problematyczna. Nasze układy odpornościowe bywają tajemnicze, a sam umysł jest w mocy przerwać oddech, lub uciszyć serce. Wolę podjąć działanie niepotrzebnie, niźli wstrzymać je i zabić zaniechaniem.
Ostrożnie wysunął rurkę z ciała, po czym obejrzał uważnie brzegi rany. Sięgnął do torby, wydobywając cieniutką, mocną nić wykonaną z włosa jednorożca, oraz zakrzywioną igłę wykonaną z podobnego materiału, co rurka. Kwarc był dostępny wszędzie, mocny i wygodny w użyciu. A także łatwy do sterylizacji.
Samiec schwycił ostrożnie igłę w dwa pazury, po czym napluł na nią, pozwalając by kwas spłynął po gładkiej powierzchni, usuwając zanieczyszczenia. Następnie strzepnął krople zdecydowanym ruchem, przewlókł nić i oparł lewą łapę na karku samca.
– Ani drgnij, bo będzie krzywo.
Podważył i zdjął kilka okolicznych łusek, odsłaniając skórę. Następnie z wprawą jął zszywać wycięty w samcu otwór, warstwa po warstwie łącząc rozkrojoną ścianę tchawicy, a następnie skórę. Na żywca, nie było więc to szczególnie przyjemne doznanie. W końcu długimi kłami odgryzł nić tuż przy skórze i pociągnął, zaciskając szew mocno.
– Jak odrosną łuski, blizna przestanie być widoczna. Nie zdołam zasklepić tego maddarą, wyczerpałem mój mizerny potencjał. Zrobiłbym krzywdę tobie, lub sobie samemu. W ciągu dwóch księżyców szew powinien zniknąć, spróbuj nie nadwyrężać zanadto piersi. Dym oczyszcza ducha, ale nie jest zbyt dobry dla ciała.
Spojrzał na drugiego smoka, unosząc lekko brew. Wyciągnął łapę w jego stronę, jakby oczekiwał, że tamten odda fajkę.
– Nie było czasu na dokładne badanie. Moja nauka wciąż jeszcze trwa i o ile radzę sobie z drobniejszymi stworzeniami, smocza anatomia bywa dla mnie problematyczna. Nasze układy odpornościowe bywają tajemnicze, a sam umysł jest w mocy przerwać oddech, lub uciszyć serce. Wolę podjąć działanie niepotrzebnie, niźli wstrzymać je i zabić zaniechaniem.
Ostrożnie wysunął rurkę z ciała, po czym obejrzał uważnie brzegi rany. Sięgnął do torby, wydobywając cieniutką, mocną nić wykonaną z włosa jednorożca, oraz zakrzywioną igłę wykonaną z podobnego materiału, co rurka. Kwarc był dostępny wszędzie, mocny i wygodny w użyciu. A także łatwy do sterylizacji.
Samiec schwycił ostrożnie igłę w dwa pazury, po czym napluł na nią, pozwalając by kwas spłynął po gładkiej powierzchni, usuwając zanieczyszczenia. Następnie strzepnął krople zdecydowanym ruchem, przewlókł nić i oparł lewą łapę na karku samca.
– Ani drgnij, bo będzie krzywo.
Podważył i zdjął kilka okolicznych łusek, odsłaniając skórę. Następnie z wprawą jął zszywać wycięty w samcu otwór, warstwa po warstwie łącząc rozkrojoną ścianę tchawicy, a następnie skórę. Na żywca, nie było więc to szczególnie przyjemne doznanie. W końcu długimi kłami odgryzł nić tuż przy skórze i pociągnął, zaciskając szew mocno.
– Jak odrosną łuski, blizna przestanie być widoczna. Nie zdołam zasklepić tego maddarą, wyczerpałem mój mizerny potencjał. Zrobiłbym krzywdę tobie, lub sobie samemu. W ciągu dwóch księżyców szew powinien zniknąć, spróbuj nie nadwyrężać zanadto piersi. Dym oczyszcza ducha, ale nie jest zbyt dobry dla ciała.
Spojrzał na drugiego smoka, unosząc lekko brew. Wyciągnął łapę w jego stronę, jakby oczekiwał, że tamten odda fajkę.
- 31 lip 2019, 4:57
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Dolina Rozpaczy
- Odpowiedzi: 581
- Odsłony: 88491
Czekał cierpliwie, wierząc że reakcja na jego wezwanie nastąpi. I nie omylił się, co stwierdzić mógł obserwując tańczące światełka, wyczuwając drgania maddary. Ktoś przybył, by z nim pomówić.
Poruszył się, przeciągając lekko, bowiem grzbiet jego miał tendencję do drętwienia. Czekał wciąż, aż spomiędzy światełek wyłoniła się młoda samica o jasnej łusce. Wydawała się... niezadowolona. Nie umiał określić, co dokładnie wywołało w nim to wrażenie, ale spoglądając w jej dziwnie jasne ślepia czuł, że nie powinien tu być. I nie była to raczej irytacja związana z przebudzeniem; samiczka nie wyglądała na zaspaną. Wyglądała na niezadowoloną z samego faktu istnienia Aconitum.
On jednak najmniejszym drgnieniem pyska nie okazał, że to dostrzega. Pochylił łeb z szacunkiem przed młodszą samicą, jednocześnie w myślach stwierdzając, iż te tereny najwyraźniej obfitowały bardziej w samice, niż w samców. A może to one częściej zapuszczały się na łowy, pozwalając samcom bezpiecznie dzierżyć władzę wewnątrz chronionych terenów?
– Witaj. – rzekł miękko, uśmiechając się do samiczki, jakby wcale nie traktowała go z nieprzyjemnym chłodem. – Moje łapy dotknęły tych ziem niedawno, a w sercu tli się ciekawość. Pragnąłem zwrócić na siebie uwagę, ażeby powitać was, mieszkańców tych ziem, jak również zasięgnąć języka. A skoro jużem cię powitał, towarzyszko, czy zechcesz udzielić mi odpowiedzi na dręczące mnie pytania?
Jego uszy wystrzeliły ku przodowi, badawczo, zaś spojrzenie granatowych ślepi zatrzymało się na pysku w wierze, że spłyną z rzeczonego pyska wszelkie potrzebne samcowi odpowiedzi.
Poruszył się, przeciągając lekko, bowiem grzbiet jego miał tendencję do drętwienia. Czekał wciąż, aż spomiędzy światełek wyłoniła się młoda samica o jasnej łusce. Wydawała się... niezadowolona. Nie umiał określić, co dokładnie wywołało w nim to wrażenie, ale spoglądając w jej dziwnie jasne ślepia czuł, że nie powinien tu być. I nie była to raczej irytacja związana z przebudzeniem; samiczka nie wyglądała na zaspaną. Wyglądała na niezadowoloną z samego faktu istnienia Aconitum.
On jednak najmniejszym drgnieniem pyska nie okazał, że to dostrzega. Pochylił łeb z szacunkiem przed młodszą samicą, jednocześnie w myślach stwierdzając, iż te tereny najwyraźniej obfitowały bardziej w samice, niż w samców. A może to one częściej zapuszczały się na łowy, pozwalając samcom bezpiecznie dzierżyć władzę wewnątrz chronionych terenów?
– Witaj. – rzekł miękko, uśmiechając się do samiczki, jakby wcale nie traktowała go z nieprzyjemnym chłodem. – Moje łapy dotknęły tych ziem niedawno, a w sercu tli się ciekawość. Pragnąłem zwrócić na siebie uwagę, ażeby powitać was, mieszkańców tych ziem, jak również zasięgnąć języka. A skoro jużem cię powitał, towarzyszko, czy zechcesz udzielić mi odpowiedzi na dręczące mnie pytania?
Jego uszy wystrzeliły ku przodowi, badawczo, zaś spojrzenie granatowych ślepi zatrzymało się na pysku w wierze, że spłyną z rzeczonego pyska wszelkie potrzebne samcowi odpowiedzi.
- 31 lip 2019, 4:41
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Podnóże Skał
- Odpowiedzi: 615
- Odsłony: 82371
Prawy kącik pyska uniósł się w półuśmiechu, koniec ogona zaś zamiótł trawę. A więc zgodziła się z nim porozmawiać... Choć nie planowała powiedzieć wiele, najwyraźniej. Musiał dobrze wybierać pytania, zadać tylko te wartościowe, te szczegółowe.
Pochylił więc łeb, skinieniem przystając na jej propozycję.
– Twoje słowa są masłem na me uszy – oznajmił, przymykając lekko granatowe ślepia – Uczyniłabyś mi radość wielką zdradzając miano pana ziem, które leżą na zachodzie, gdyż rozmówić się z nim gorąco pragnę. Ciekaw jestem również natury tychże ziem, natury Ognia, dla którego łowisz. Tereny nieprzynależne żadnym grupom przecina wiele smoczych tropów, zbyt wiele by je zliczyć. Zdradź proszę, wielu was tu żyje?
Nie wiedział, ile samica zdecyduje się mu zdradzić. Jednak każdy okruch informacji miał ogromne znaczenie. Informacja wszak była potęgą, a nie mógł działać, tkwiąc w niewiedzy. Tutaj skierowały go łapy, tutaj odbyć się musiało więc jego dzieło.
Pochylił więc łeb, skinieniem przystając na jej propozycję.
– Twoje słowa są masłem na me uszy – oznajmił, przymykając lekko granatowe ślepia – Uczyniłabyś mi radość wielką zdradzając miano pana ziem, które leżą na zachodzie, gdyż rozmówić się z nim gorąco pragnę. Ciekaw jestem również natury tychże ziem, natury Ognia, dla którego łowisz. Tereny nieprzynależne żadnym grupom przecina wiele smoczych tropów, zbyt wiele by je zliczyć. Zdradź proszę, wielu was tu żyje?
Nie wiedział, ile samica zdecyduje się mu zdradzić. Jednak każdy okruch informacji miał ogromne znaczenie. Informacja wszak była potęgą, a nie mógł działać, tkwiąc w niewiedzy. Tutaj skierowały go łapy, tutaj odbyć się musiało więc jego dzieło.
- 30 lip 2019, 13:36
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Podnóże Skał
- Odpowiedzi: 615
- Odsłony: 82371
Dostrzegł prędko, bo i trudno było nie dostrzec, masywną czarną sylwetkę znaczoną białymi pasami. Wciągnął z zaciekawieniem zapach, odczytując w nim woń podobną do tej znaczącej granicę; te tereny były domem samicy, niewątpliwie.
Gdy usiadła, poświęcił dłuższą chwilę na obserwację. Czujne spojrzenie granatowych ślepi przemknęło najpierw po bliznach zdobiących pysk, potem przesunęły się po błękitnym znamieniu, by zakończyć na krótkim pysku, przywodzącym dziwne skojarzenie z kotem.
Cóż mógł dostrzec w samicy? Bez wątpienia trafił na tereny niebezpieczne; wyraźne blizny mówiły o tym jasno. Kształt ogona kazał sądzić, że tereny bogate w wodę, może nawet morską. Znamię, zbyt regularne i dokładne jak na pochodzenie naturalne, kazało myśleć że i tutaj znana była maddara. Mogło również sygnalizować przynależność do jakiejś grupy, czy kultu.
Łowczyni Ognia... Skoro Ognia, znak na ciele nie mógł być znakiem stada. Śnieżynka mało też kojarzyła się z łowiectwem. A więc nie stado i nie funkcja – zapewne więc religia.
Pochylił łeb z szacunkiem. Wszak była żywą istotą, szacunek był jej należny.
– Witaj, Łowczyni Ognia. Ja jestem, byłem, Zielarzem Klasztoru Nowego Świtu. Byłem, gdyż opuściłem rodzinne ziemie, a jestem, gdyż wciąż wierzę że mnie to określa. Wybacz, iż nie poznałem w swym życiu tajników precyzyjnego określania ryku, lecz sięganie po twoje zapasy nie jest moim zamiarem. Przybyłem ledwie kilka wschodów słońca temu; żołądek mam pełny, natomiast mój umysł łaknie twych słów. Czy okażesz mi łaskę i zechcesz go nasycić?
Na wargach zatańczył uśmiech, lekki, przyjazny. Koniec ogona lekko zamiótł ziemię, końce uszu pochyliły się ku przodowi, by wyłapać słowa, ledwie te padną. Podejrzewał, że smoczyca może zdradzić mu wiele informacji. Pytanie tylko, czy zechce się nimi podzielić?
Gdy usiadła, poświęcił dłuższą chwilę na obserwację. Czujne spojrzenie granatowych ślepi przemknęło najpierw po bliznach zdobiących pysk, potem przesunęły się po błękitnym znamieniu, by zakończyć na krótkim pysku, przywodzącym dziwne skojarzenie z kotem.
Cóż mógł dostrzec w samicy? Bez wątpienia trafił na tereny niebezpieczne; wyraźne blizny mówiły o tym jasno. Kształt ogona kazał sądzić, że tereny bogate w wodę, może nawet morską. Znamię, zbyt regularne i dokładne jak na pochodzenie naturalne, kazało myśleć że i tutaj znana była maddara. Mogło również sygnalizować przynależność do jakiejś grupy, czy kultu.
Łowczyni Ognia... Skoro Ognia, znak na ciele nie mógł być znakiem stada. Śnieżynka mało też kojarzyła się z łowiectwem. A więc nie stado i nie funkcja – zapewne więc religia.
Pochylił łeb z szacunkiem. Wszak była żywą istotą, szacunek był jej należny.
– Witaj, Łowczyni Ognia. Ja jestem, byłem, Zielarzem Klasztoru Nowego Świtu. Byłem, gdyż opuściłem rodzinne ziemie, a jestem, gdyż wciąż wierzę że mnie to określa. Wybacz, iż nie poznałem w swym życiu tajników precyzyjnego określania ryku, lecz sięganie po twoje zapasy nie jest moim zamiarem. Przybyłem ledwie kilka wschodów słońca temu; żołądek mam pełny, natomiast mój umysł łaknie twych słów. Czy okażesz mi łaskę i zechcesz go nasycić?
Na wargach zatańczył uśmiech, lekki, przyjazny. Koniec ogona lekko zamiótł ziemię, końce uszu pochyliły się ku przodowi, by wyłapać słowa, ledwie te padną. Podejrzewał, że smoczyca może zdradzić mu wiele informacji. Pytanie tylko, czy zechce się nimi podzielić?
- 30 lip 2019, 11:49
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Podnóże Skał
- Odpowiedzi: 615
- Odsłony: 82371
Aconitum kontynuował zwiedzanie ziem, na których, przynajmniej chwilowo, postanowił zostać. Tym razem nos podpowiadał mu, że zbliża się do granicy kolejnego stada. Ah, uznać więc należało, że są tutaj stada co najmniej dwa. Cenna to była informacja, nawet jeżeli szczątkowa.
Przysiadł sobie, wyginając zbyt długie ciało w łuk, pysk kierując ku nowej, nieznanej jeszcze woni, ani chybi wyznaczającej przebieg granicy.
Następnie ryknął. Może ktoś z tamtych zechce porozmawiać? Zdradzić co nie co cennych informacji na temat tych ziem? Może nawet go wpuszczą? Tereny nieprzynależne do stad okazały się puste, pozbawione zwierzyny, ziół i owoców. Ale może tamci dadzą mu się rozejrzeć poza granicą?
Przysiadł sobie, wyginając zbyt długie ciało w łuk, pysk kierując ku nowej, nieznanej jeszcze woni, ani chybi wyznaczającej przebieg granicy.
Następnie ryknął. Może ktoś z tamtych zechce porozmawiać? Zdradzić co nie co cennych informacji na temat tych ziem? Może nawet go wpuszczą? Tereny nieprzynależne do stad okazały się puste, pozbawione zwierzyny, ziół i owoców. Ale może tamci dadzą mu się rozejrzeć poza granicą?
- 30 lip 2019, 6:32
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Samotny pagórek
- Odpowiedzi: 681
- Odsłony: 94249
Chwilę temu umysł smoka błądził wśród tkanek umierającego, trudno go więc winić, że w pierwszej chwili nagłe ruchy tamtego zdekoncentrowały na tyle, by nie zdołał osłonić się przed zagrożeniem; kilka iskier dosięgło i jego łusek, zostawiając ciemne punkty w miejscach gdzie nadtopiły tkankę. Łapy Aconitum cofnęły się od pyska obcego samca, na pysku odmalowało się zmieszanie, uszy przywarły do czaszki.
Wdech... Wydech...
Ślepia znów ogarnął chłód, gdy samiec przywdział maskę spokoju. Błyskawicznie, z wprawą. Tętno, przez chwilę przyspieszone, powracało do poprzedniego rytmu.
– Oszczędzaj gardło. – rzekł tonem, którego użyłby do skarcenia nieposłusznego pisklęcia; lekko pobłażliwym, ciepłym lecz stanowczym – Nie wiem, co ci dolega. Może wrócić.
Spojrzał na płonącą gałąź, wyobrażając sobie jak otacza ją niewidoczna błona, nieprzepuszczająca powietrza. Miała uwięzić ogień wewnątrz, odciąć go, nie pozwalając mu dalej płonąć. Tchnął maddarę w twór... po czym syknął boleśnie, gdy gałąź miast dogasnąć, rozprysnęła się na gorące kawałki, parząc bok Samotnika.
Cmoknął z niezadowoleniem.
– Wybacz, nie taki był mój zamiar. Gdybyś był tak miły i puścił... Lubię, jak moja krew dociera do palców, sam rozumiesz. – wymownie spojrzał na owinięty wokół jego łapy ogon – Jeśli zaś chodzi o, jak to ująłeś, "przysłanie mnie", wiele w tym dopatrywać się można znaczeń. Jeden jest Stwórca i jego wola tchnęła moją duszę w to ciało. Możemy więc założyć, że w pewnym sensie to on mnie sprowadza. W sensie bardziej dosłownym, spłynąłem tutaj jedną z rzek. Ty jednak pytasz "kto", o rzece więc nie myślisz. Gdy więc zrezygnujemy z tezy, iż interesuje cię fakt mojego istnienia, odpowiedzieć mogę że przypadek, gdyż szlak ten wybrałem zupełnie losowo. I choć rad jestem, że mogłem udzielić pomocy dwóm istnieniom, martwi mnie warkot rodzący się w twej piersi, towarzyszu. Ta prowizoryczna pomoc, której ci udzieliłem, może nie wytrzymać drgań i czy to wpaść głębiej, czy też wypaść na zewnątrz, w obu przypadkach szkodząc ci znacznie. Dlatego też radość sprawiłbyś mi wielką, gdybyś zaprzestał działań ryzykownych i pozwolił mi zbadać się dokładniej. Chyba, że chcesz nosić ten twór w piersi przez dłuższy czas. Nie mam doświadczenia ze smokami, jednak ostrzec cię muszę, że wśród wielu innych ras było to problematyczne.
Usiadł spokojnie, po czym wyciągnął prawą łapę w stronę chorego. Jak gdyby ten warkot w ogóle go nie dotyczył, a zagrożenie nie istniało.
Bo czyż istniało? Przecież wszystko na pewno da się spokojnie omówić.
Wdech... Wydech...
Ślepia znów ogarnął chłód, gdy samiec przywdział maskę spokoju. Błyskawicznie, z wprawą. Tętno, przez chwilę przyspieszone, powracało do poprzedniego rytmu.
– Oszczędzaj gardło. – rzekł tonem, którego użyłby do skarcenia nieposłusznego pisklęcia; lekko pobłażliwym, ciepłym lecz stanowczym – Nie wiem, co ci dolega. Może wrócić.
Spojrzał na płonącą gałąź, wyobrażając sobie jak otacza ją niewidoczna błona, nieprzepuszczająca powietrza. Miała uwięzić ogień wewnątrz, odciąć go, nie pozwalając mu dalej płonąć. Tchnął maddarę w twór... po czym syknął boleśnie, gdy gałąź miast dogasnąć, rozprysnęła się na gorące kawałki, parząc bok Samotnika.
Cmoknął z niezadowoleniem.
– Wybacz, nie taki był mój zamiar. Gdybyś był tak miły i puścił... Lubię, jak moja krew dociera do palców, sam rozumiesz. – wymownie spojrzał na owinięty wokół jego łapy ogon – Jeśli zaś chodzi o, jak to ująłeś, "przysłanie mnie", wiele w tym dopatrywać się można znaczeń. Jeden jest Stwórca i jego wola tchnęła moją duszę w to ciało. Możemy więc założyć, że w pewnym sensie to on mnie sprowadza. W sensie bardziej dosłownym, spłynąłem tutaj jedną z rzek. Ty jednak pytasz "kto", o rzece więc nie myślisz. Gdy więc zrezygnujemy z tezy, iż interesuje cię fakt mojego istnienia, odpowiedzieć mogę że przypadek, gdyż szlak ten wybrałem zupełnie losowo. I choć rad jestem, że mogłem udzielić pomocy dwóm istnieniom, martwi mnie warkot rodzący się w twej piersi, towarzyszu. Ta prowizoryczna pomoc, której ci udzieliłem, może nie wytrzymać drgań i czy to wpaść głębiej, czy też wypaść na zewnątrz, w obu przypadkach szkodząc ci znacznie. Dlatego też radość sprawiłbyś mi wielką, gdybyś zaprzestał działań ryzykownych i pozwolił mi zbadać się dokładniej. Chyba, że chcesz nosić ten twór w piersi przez dłuższy czas. Nie mam doświadczenia ze smokami, jednak ostrzec cię muszę, że wśród wielu innych ras było to problematyczne.
Usiadł spokojnie, po czym wyciągnął prawą łapę w stronę chorego. Jak gdyby ten warkot w ogóle go nie dotyczył, a zagrożenie nie istniało.
Bo czyż istniało? Przecież wszystko na pewno da się spokojnie omówić.












