Znaleziono 58 wyników

autor: Insygnium Żywiołów
21 lis 2019, 21:45
Forum: Cmentarz
Temat: Kurhany Pamięci
Odpowiedzi: 534
Odsłony: 81634

Kuhu zastrzygł raptem wąsami, które bezdźwięcznie zadrgały, jakoby to ucho jego. Nie ruszył się nawet o łuskę, ino ślepia wykręciły się w oczodołach, odbijając teraz nikłe światło dnia w zupełnie inną stronę. Oto niewidoczna źrenica, zatopiona w bezdennej zieleni, niechętnie acz uważnie, lustrowała otoczenie, przeskakując z niebios na ziemię. W stronę wibracji, zaklętych między powiewami świata czy też szelestów, jakże wyolbrzymionych, gdy tylko głos uciekł z gardzieli... bodaj na wieki. Okiem biegł coraz szybciej, wzrokiem zakręcając koło, jak gdyby zapętlony w jednym toku myślowym.
 Chmury, ułożone niczym wzburzone tafle oceanu, sunęły lekko po nieboskłonie, przygnębiając stłumiony błękit przez żmudną barwę szarości o postrzępionych końcach. Końce te, wplecione w inne twory w odległej dla oka sferze, łączyły jednostki w jedną szatę, która okrywała wszelkie ziemie pod ich cieniem, a łzy, skapujące z ich słomianych, złotych kapeluszy, czy tak zwanych resztek promieni słonecznych, obijały się głucho o kamienne kurhany. Tuż pod niebiańskimi podłogami mieściły się wierzchołki obumarłych, tęsknych drzew, jakie lada moment miały zginąć ostatecznie, nawet w wyobrażeniach wszechobecnych istot, wszak leniwie rozbierały się z pstrokatych szat. Pieńki i kora, już dawno poobgryzane, gdyż tak natura chciała, a i gałęzie porozrywane gdzieś w resztkach ubrań pozostawionych niechlujnie na ziemi. Każde drzewo w okolicy, stanowiące rajskie ściany dla miejsca upahary, niebezpiecznie zbliżało się do niego, tworząc żywą barierę.
 Ujrzał go raptem. Oko wreszcie zastygło w miejscu. Serce zabiło w piersi ciszej, lecz wystarczająco wyraźnie by Kuhu odczuł niemałe wybrzuszenie na klatce piersiowej, do której przybliżył dłoń z fajką między szponami. Zapach morza.
 Są przecie daleko od morza.
 Ginfu począł, kolokwialnie, drzeć mordę. Jazgoty mieniły się radością, jeżeli można to tak ująć, a piski dodawały infantylności temu stworzeniu. Magus dopiero zauważył jak pingwin pokracznie biegnie ku krzakom... widocznie bez powodu.
 Ból. Gromki, pulsujący ból. Syknął powietrzem w ustach, warcząc bezdźwięcznie, a oczy zmrużył, próbując – wbrew nawykom – dojrzeć sprawcę. Czas leciał. Yapian ugasło tknięte cieczą.
Kur...
 Lecz w momencie, w którym Kuhu zgiął się w pół i próbował lewą dłonią zmanipulować rzeczywistość i upleść czar, Ginfu nie przestawał – możliwe, że właśnie przez kompana czarodziej nie zaatakował – a ryk dostał miano walecznego. Pingwin runął wprost w krzaki, z rozwartym dziobem, w demonicznych okrzykach, kłapiąc skrzydełkami... po czym dziobnął wodną pokrakę prosto w przednią łapę.
autor: Insygnium Żywiołów
19 lis 2019, 1:00
Forum: Cmentarz
Temat: Kurhany Pamięci
Odpowiedzi: 534
Odsłony: 81634

Stał tak, objęty cieniami kurhanów, a pod nim sączył się dym najukochańszej fajki, połykany łapczywie przez pingwina. Jednak oczy te mąciły się wśród napisów wyrytych szponem czy ideą, pchnięciem magii w życie codziennie, by uwiecznić tych, którzy obumarli i dostali się w objęcia świecideł na niebie, jakże samotnych wśród bezdennej pustki nocnego nieba. Mlasnął cicho, ażeby nie zakłócać ich spokoju. Fajka została lekko, ruchem niechętnym wyciągnięta z objęć ust, a Ginfu, krokiem chwiejnym czy niepewnym, przeszedł się między nagrobkami, dostojnie wypatrując nieznanych jego oczom słów. Yapian wiło się wokół zawieszonej, rozwartej gęby samca, oblepiając go w wijącą szatę, choć na krótko, choć na niecałą sekundę... i patrzył, spod kurtyny białych włosów, i obserwował, i wyczekiwał jagód z nieba.
autor: Insygnium Żywiołów
08 paź 2019, 16:28
Forum: Świątynia
Temat: Ołtarz Erycala
Odpowiedzi: 767
Odsłony: 45083

Parsknął w wejściu, widząc Zew oraz samicę o morskiej woni, którzy tak gorliwie rozmawiają. Wlepiali w siebie oczy, zaś on, wijąc się w swej naturze, wypatrywał poza nich tymi pustymi zielonymi kropkami na zarośniętej twarzy. Ginfu u boku samca również zaskrzeczał kpiąco, machając skrzydełkami i podpierając od czasu do czasu trochę niekompatybilnego maga. Buchnął dymem z fajki na bok, odwracając wzrok od dwójki, po czym – z brzdękiem torby – podszedł do ołtarzyka bożka, który już raz go uleczył. Wydał z siebie tylko spazmatyczny stukot szponów o podłoże, uchylając łeb w pokornej prośbie o wycenienie. Jednak pingwin, rozzłoszczony, wyzywał wzrokiem zebranych w okolicy.
KALECTWO: niezdolność mówienia, +1ST do ziania i magii
autor: Insygnium Żywiołów
01 paź 2019, 19:05
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Bagno
Odpowiedzi: 496
Odsłony: 75233

// inny czas whatsoever //

To moje bagno.
 Dumny pingwin uniósł lekko zakrzywiony dziób ku górze. Spójrzcie na niego! Któż to jest? Spójrzcie kto to jest, kto tak pięknie błyszczy w ostatniej poświacie słońca! Kto tak przemienia się z ptaka nielota na fantasmagorię dwóch przeciwnych sobie odcieni – a oczy zabawnie mrugnęły, cóż to za ślepia! Coś tam miga wewnątrz, głębiej, gdzieś na siatkówce wije się gniew, choć piszczy on śmiesznie. Wziął rybę i, znów odrzucając łeb do tyłu, przełknął w całości .
 Zgubił Maga.
 Musi iść.
 Przed siebie, za nim, pokracznie, skocznie: tak też szedł, skrzecząc raz po raz.
autor: Insygnium Żywiołów
19 wrz 2019, 12:24
Forum: Ogólne
Temat: Powiadomienia
Odpowiedzi: 6987
Odsłony: 361641

Administrator pisze:Insygnium Żywiołów
– 7x bursztyn
– kalectwo: Zmniejszona wydolność płuc
autor: Insygnium Żywiołów
18 wrz 2019, 17:14
Forum: Świątynia
Temat: Ołtarz Erycala
Odpowiedzi: 767
Odsłony: 45083

Prychnął lekko, spoglądając pod siebie. Bez dłuższej chwili przytaknął łbem, po czym odwrócił się i odszedł w desperackim poszukiwaniu jakże rzadkiego kamienia szlachetnego.
_________________
Tak też i wrócił, równie lekko co wyszedł przedtem. Kazano mu to zrobił, znalazł, przyszedł, zobaczył, położył wszystkie siedem przed siebie. Usiadł, przeszywając wzrokiem morską samicę niedaleko siebie, i oczekując jakiejkolwiek boskiej zmiany, za którą zapłacił – dziękować z łzami w ślepiach nie będzie za wykupioną przysługę.

-7x bursztyn
autor: Insygnium Żywiołów
17 wrz 2019, 17:50
Forum: Ogólne
Temat: Powiadomienia
Odpowiedzi: 6987
Odsłony: 361641

-1 szmaragd ode mnie
+1 szmaragd dla Morskiej Bryzy w zamian za
autor: Insygnium Żywiołów
14 wrz 2019, 13:15
Forum: Nisza Zadumy
Temat: Pusty Piedestał
Odpowiedzi: 207
Odsłony: 13337

Przed wejściem dym próbował się jeszcze tlić, buchał resztkami życia, walczył ze światem i maddarą samca, zaś sam komin żarzył się przez dłuższą chwilę po zgaszeniu. Nawet w Avalar nie wypadało palić w świątyniach.
 Wstąpili, dość chłodno i bezceremonialnie, a on… zachowywał czujność, przełożywszy fajkę na drugą stronę pyska. Przejrzał każdego tutaj z zebranych, od głów do stóp, dość sceptycznie podchodząc do tego wszystkiego. Skinął krótko na wypowiedź ukochanej, już rozwierał usta by coś powiedzieć, również podziękować Perle, lecz natychmiast przełknął ślinę i jej również krótko skinął łbem. Już miał usiąść, rozluźnić się, lecz… wyjął nagle kościany przedmiot z kłów, przeczyścił ustnik palcem, schował leniwie do torby i z wydechem zamknął ślepia. Rozwarł je z powrotem, przeszył całą świątynię, zmarszczył nos, patrząc na północnego.
 – Również przyszedłem tu by podzielić się tajnikami mocy. – Wyrzekł chrapliwie, spoglądając to na Boga, to na Uzdrowiciela Ognia.
autor: Insygnium Żywiołów
10 wrz 2019, 17:22
Forum: Ogólne
Temat: Powiadomienia
Odpowiedzi: 6987
Odsłony: 361641

+ 2x akwamaryn; na wymianę i wyleczenie mojego kalectwa
zwrócę lub będę regularnie wpłacać inne kamienie w zależności od szczęścia >.>

Dodano: 2019-09-10, 17:22[/i] ]
-1x ametyst ode mnie
autor: Insygnium Żywiołów
10 wrz 2019, 17:21
Forum: Ogólne
Temat: Powiadomienia
Odpowiedzi: 5006
Odsłony: 270639

+ 1x ametyst dla Infamii Nieumarłych (jeszcze nie jest wpisane w KP ale zatwierdzone)

Aktualizacja.
autor: Insygnium Żywiołów
30 sie 2019, 22:23
Forum: Świątynia
Temat: Ołtarz Erycala
Odpowiedzi: 767
Odsłony: 45083

Nie czekał aż poczuje się lepiej ani nie oczekiwał momentu, w którym płuca zaczną akceptować dym tak, jak robiły to kiedyś. Słyszał o świątyni i miejscu, w którym da się uleczyć wszystko, tylko pogłoski, lecz pod siłą obsesji… chciał coś mieć z czym mógłby spać spokojniej. Choć nadzieję na horyzoncie, pomniejsze zadanie do wykonania w zamian za odkupienie pełni siły lub światełko w tyle głowy.
 Tak oto stał w jakoby zapyziałym miejscu w promieniach dopiero budzącego się słońca, otoczony wydzielinami kadzidła i własnymi, notorycznymi myślami. Jego mina była bardziej zgorzkniała niż zazwyczaj, a oczy skakały od prawej do lewej, wzbudzone niepewnością lub raczej… alienacją. Od dawna nie był w jakimś miejscu poświęconym bożkom czy wyższym sobie osobom, zmuszony do niewzruszonej wędrówki po świecie i przez chwilę poczuł się związany z tym miejscem nicią zrozumienia, bądź, lepiej, tęsknoty. Świadomość, że istnieją istoty zaangażowane w świat śmiertelny, w przeciwieństwie do Tijhuute, była wystarczającym pocieszeniem, lecz nie o takie prosił. Również w przeciwieństwie do Tijhuute, nie wiedział czego dana istota może pragnąć, jakiego podejścia, szacunku i kłaniania się przed nią, czy traktowania jak na równi. Niezależnie czy bóstwo, do którego przyszedł, było skąpe czy łapczywe, rzekł wreszcie głosem strudzonym:
 – Czego potrzebujesz, żebyś mnie uzdrowił… albo uzdrowiła?


Kalectwo: Zmniejszona wydolność płuc
autor: Insygnium Żywiołów
30 sie 2019, 18:31
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Drzewo na Wzgórzu
Odpowiedzi: 640
Odsłony: 87486

Nie był pewien czy jest gotowy na pisklęta – na pierwsze nie zareagował zbyt przyjaźnie, krzywiąc się przy każdym słowie i odpowiedzi małej, tłustej kopii siebie, a z szoku, że takie coś w ogóle miało prawo istnieć, zapomniał o imieniu młodzianego samczyka. Zmrużył ślepia jakoby od niechcenia. Widział ich już z oddali, spowitych ruchliwym cieniem dębu. Po chwili spojrzał ukradkiem na wijącego się Ginfu, to na nich, to znów na kompana – spryskał go mżawką lodu z koniuszków szponów, zauważywszy nadmiar ciepła dla tego zimnolubnego ptaszyska, a zimnolubne ptaszysko mruknęło w swój demoniczny sposób. Ujrzał jego oczy, dwukolorowe kamienie osadzone na małym łebku. Zmarszczył nos, zbliżając się do tych lusterek. To prawda, nie był w najlepszej formie, ale żeby… aż tak? Pazur smyrnął podbródek samca, wbił się lekko w skórę i tłuszcz, a Kuhu miał łatwą odpowiedź: aż tak. Przytył, dla niego horrendalnie, dla innych może w ogóle nie, ale on wiedział, on czuł, że się zapuścił i że to dopiero wierzchołek góry lodowej, że będzie obrastać nową tkanką i większymi gabarytami. Raptem capnął łeb pingwina, zarzucił go na swój grzbiet z gałami wielkimi jak monety, po czym wydusił z siebie zalęgłe powietrze.
Jesteś szczęściarzem, że ktoś w ogóle ciebie chce z takimi fałdami. Straciłeś na wyglądzie, nawet twoje łuski zmatowiały, a jeden płat masz pusty przez tego Zastępcę Ognia. Starzejesz się. Z dnia na dzień jesteś coraz grubszy i bezużyteczny, nie robisz nic produktywnego, leżysz gdzieś na polanach i głaszczesz pingwina, który ci się uczepił do zada. Nie po to tutaj przyszedłeś. Spasłeś się.
 Czarodziej wzdrygnął się, gdy z letargu wyjął go radosny skowyt Ginfu, jaki raz po raz skakał mu po włosach i zaplątywał w nierozczesanych kołtunach. Ciężkie westchnięcie uciekło mu z gardzieli, robiąc krok. Szedł do nich, nieważne czy powolnie, czy z niechęcią, czy to przez niewydolność płuc. Nie mógł tego okazywać przed dziećmi, bo wiedział, że niektóre nie widzą lepszego autorytetu niż matka i ojciec. Musiał iść, wyprostowany i dumny, nietknięty zmęczeniem i nieprzespanymi nocami, musiał się wykazać.
 Tak oto dziarskim krokiem dołączył do brygady, spojrzał rozczulony na Pacyfikację Pamięci, zaś przeszywszy każde z dzieci równomiernym, surowym spojrzeniem na niezbyt miłe powitanie… zatrzymał się na małej, brązowej kulce.
 – Jesteś pewna, że to moje dziecko? – szepnął do matki, pozwalając na to, by Ginfu zeskoczył na ziemię i zaczął klepać skrzydłem zmierzwione źdźbła.
autor: Insygnium Żywiołów
28 sie 2019, 20:46
Forum: Ogólne
Temat: Powiadomienia
Odpowiedzi: 6987
Odsłony: 361641

Światłość Erycala pisze:Kuhu – 1x krytyczna
autor: Insygnium Żywiołów
26 sie 2019, 11:30
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Czarny Staw
Odpowiedzi: 1061
Odsłony: 120314

Posłał mu tylko lekkie zmrużenie oczu, może to w zaciekawieniu lub rozczarowaniu, że to on będzie musiał się popisywać w wodzie pod czujnym okiem północnego. Jednak zanim dostosował się do wymagań nauczyciela, przeszył go ostrożnie wzrokiem po pysku, leniwie schodząc w dół. Zbadał każdy skrawek futra mu widoczny od plam białych po krwiste szukając znaku Lodowej Grani – Skjor. W przeciwieństwie do Avalar, członkowie Skjor na północnej górze tatuowali sobie swój specyficzny symbol. Mimo to, wszelkie informacje o tej organizacji są nieważne, gdyż Hitarijczyk nie znalazł niczego co było chociaż odrobinkę zbliżone do emblematu tych północnych krain. Odetchnął z ulgą niezauważalnie, pozwalając sobie na kilka kroków w tył i zanurzenie w ciemnej cieczy, która od razu pożarła pół jego ciała.
 Poruszył ogonem, odczuwając opór cieczy; jego ruchy były spowolnione, więc musiał być bardziej precyzyjny niż na lądzie. Ruchy długie, silne na początku, później jakoś pójdzie. Podniósł łeb ku górze, wydychając powietrze i szedł. Do momentu, aż woda sięgała mu do poziomu połowy piersi, wtedy uniósł swój ogon, tak by mniej więcej w połowie był zanurzony w wodzie. W ten sposób swobodnie dryfował nim po tafli jeziora. Przyszła zatem kolej na odepchnięcie się. Tak też więc zrobił, a woda chlasnęła. Szybko dołączyły do tego szybkie i zdecydowane ruchy przednimi łapami, które ułożył w miseczki, jakby chciał odpychać od siebie wodę. Nie mógł zapomnieć o tym, by również wspomagać się tylnymi łapami (bo inaczej by się utopił). Tymi z kolei próbował "kopać" wodę. Podkurczał je do siebie, by potem energicznie je wyprostować. Z początku ciężko mu szło zsynchronizowanie obu czynności, ale było coraz lepiej, do momentu aż przód i tył współgrały wręcz perfekcyjnie, wijąc się wężowo po wodzie. Ogon oczywiście dodawał mu równowagi. Wszystko działało, jak w idealnym mechanizmie popędzanym przez pierwotność instynktów.
 Oblizał swe wargi, raz po raz oglądając się za siebie. Nie było to nawet takie trudne jak przypuszczał przez wszystkie swoje pisklęce lata. Płynął w ten sposób nieco dalej, niż kawałek. W końcu jednak musiał skręcić, by wykonać ostatecznie swoje zadanie. Wygiął ciało w łuk, zgodnie z poleceniem, razem z ogonem, który stał się dopełnieniem. Całe ciało wyglądało, jak półkole, otwarte w tym przypadku w lewą stronę, czyli prawidłowo. Ani na chwilę nie przerwał ruchów łapami, tym razem jednak wykonywał je pod lekkim kątem, by móc sprawnie skręcić w lewo. Poruszał się w ten sposób do momentu, aż znalazł się na wprost Poszeptu. Wtedy spokojnie i dość leniwie wyprostował swe ciało, a łapy znów poruszały się leniwie i pełnie.
 Płynął znów do przodu, zaś zatrzymał się dopiero, gdy jego łapy dotknęły ziemi. Wtedy powoli stanął na dnie płytkiej części jeziora i zaczął roztrzepywać swoje futro – od bujnej, zmoczonej grzywy po dwa pasy na plecach – na prawo i lewo, majestatycznie pozbywając się w ten sposób nadmiaru wilgoci. Spojrzał na swojego nauczyciela i nieco bardziej podniósł swój łeb do góry, widząc... że go ochlapał. Zmarszczył tylko nos, niekoniecznie pewien czy powinien rzucać przeprosinami czy przejść do działania i go wysuszyć.
autor: Insygnium Żywiołów
25 sie 2019, 14:19
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Samotna Skała
Odpowiedzi: 597
Odsłony: 76312

Oblizywał kły, gdy piastunka Ognia kontynuowała swój wywód. W środku jej słów schował księgę i wstał leniwie, na tyle ostrożnie by nie wypchnąć jej ze skały. Szykował się do odejścia bo jednak odechciało mu się spać na wysokim podłożu; zniknie wśród liściastych szat w cieniu leśnych obywateli.
 – Nawet nie zwróciłaś większej uwagi na moją wypowiedź – odpowiedział równie spokojnie. – nie mam zamiaru próbować jeszcze raz bo nawet nie było pierwszego razu. Jako, że ciebie szanuję na tyle, ile mogę szanować nieznaną mi osobę, wytłumaczę się jeszcze porządniej, byś nie brała mnie za buca. Miedjiator jest zawsze częścią sporu, ponieważ próbuje ustawić się pomiędzy, a stwierdzenie, że szczytem miedijatorena sposoba jest to, by nikt nie został skrzywdzony, moim zdaniem jest fałszywe. Po prostu odkładamy to na później, jeżeli spór ten rozwiąże osoba trzecia.
 Tak też powolnym krokiem począł odchodzić, stukając pazurami o kamień. Wreszcie cień wężowego owinął się wokół starszej – wtedy zwolnił na chwilę. Odwróciwszy łeb, zaśmiał się lekko:
 – A co do tej sytuacji… jest zbyt abstrakcyjna by podjąć jakiekolwiek logiczne działanie, które nie należy do znanego nam przydupesa lizusena. Vienii, Enrini. – skinął jej głową na pożegnanie, które nie było nasycone ani gniewem, ani radością. Było nadzwyczajnie mdłe.

zt
autor: Insygnium Żywiołów
24 sie 2019, 17:53
Forum: Błękitna Skała
Temat: Mały Wodospad
Odpowiedzi: 826
Odsłony: 102958

Wraz z odgłosami morskiej, chcącej ukazać światu swoje zastanowienie, Kuhu przerwał przepływ maddary, a niedługo po tym wiewiórka całkowicie zniknęła z pola widzenia obu smoków, gnając w gałęzie.
 Nieśmiały uśmiech zawitał na jego zabrudzonej twarzy, a oczy prędko zsunęły się pokornie ku ziemi. Gdyby przeszukać od deski do deski jego pamięć to od dawien dawna nie słyszał podobnego komplementu. Jednak nie mógł utrzymać tego stanu rzeczy na dłużej, czuł dobrze znaną mu chęć. Musiał na nią spojrzeć, chociaż spod byka, ot, jeszcze jedno zerknięcie. Cichy pomruk zawirował w jego gardzieli, wstrząsając gardłem, lecz nigdy nie wyszedł na świat, gdyż olbrzymka poczęła mówić dalej już głosem spłyconym i ogołoconym z surowych, rozgotowanych emocji. Choć początek wypowiedzi sugerował miłosną, naciąganą kontynuację, pobudzającą dziewczęcą stronę medalu samca, łowczyni poszła w surowe tony, które zmiękczyła lekkim uśmiechem; obserwował jej każdą minę. Czarodziej przyglądał jej się tak, jak za pierwszym razem, z podobnym, teraz już trzeźwym, zainteresowaniem.
 Raptem rozwarł usta, oczy mu zalśniły. Pragnął przejąć pałeczkę i pokierować spotkaniem, zaczynając od jakiejś marnej próby skomentowania jej słów, czy też wspomnieniu o zasłonięciu pyska. ale coś wewnątrz mu nie pozwalało. Kuhu należał do tego typu osób, który próbuje nie mówić za dużo, a jak już mówi, to do rzeczy, toteż naturalnie miał wrażenie, że jest ściskany od środka, a żadne wymyślone przez niego zdanie nie ucieknie z jego ciała; że jedyne, co mu pozostało, to mowa ciała.
 Szedł powoli, zgrabniej niźli z jedną łapą w górze, a jakże powabnie stawiał łapy na trawie… jak gdyby czerpał przyjemność z gniecenia jej, bawiąc się ze swoją cierpliwością. Wraz z kolejnym zwieńczeniem zdania samicy, oplótł ogonem brunatny pień, bowiem do niego zmierzał. Chropowata powierzchnia kory zawibrowała pod naciskiem spragnionego koniuszka, jaki szukał doskonale gładkiej szramy wśród zbroi drzewa. Położył łapę na jednej z wyrw, podciągnął torso i ustał na tylnych łapach, a bezimienna jeszcze nie skończyła monologu ani uwag.
 Znieruchomiał. Mogła skończyć, mogła przestać mówić już dawno, bo on się domyślił, rozdzielił dwa zdania na części. Wywnioskował to z łatwością. Stwierdzenie “dla mnie” zdradziło wszystko.
 – Wiem – przerwał jej w środku zdania o finezji. Jego głos przypomniał pożartą konstrukcję: szorstki, ostry i surowy dla ucha, wręcz zniecierpliwiony i łaknący atencji. – wiem co chcesz zobaczyć.
 Bez oczekiwania otarł się polikiem o drzewo, bokiem szyi, klatką piersiową, plecami, nasiąkając żywiczno-syropowym zapachem i czując jak kora drzewa odgina się pod naciskiem owalnych łusek. Ogonem ścisnął średnicę pnia, po czym uderzał w nie aż spadnie kilka liści na niego, wplątując się w potargane już włosy samca. Złapał mech przyklejony do jednej ze stron brzozy i lekkim ruchem oderwał – wtarł papkę w twarz, usta, nawet smagnął językiem, a następnie wklepał w szyję, póki nie zdecydował się na tarcie ciała o skupisko zielonej, miękkiej brei w nadziei, że utraci swój zapach. Starannie się poruszał, ruszając kończynami, by woń oblepiła każdy mniej lub bardziej wyćwiczony mięsień.
 Oderwał lewą łapę od drzewa – wraz z luźną myślą i tryśnięciem maddary podniósł runo leśne tuż za nim, oblane jego cieniem, a gwałtownym ruchem palca środkowego i serdecznego wyrzucił na siebie z taką siłą, by twardsze części rozprysnęły się, a mniejsze zalęgły pomiędzy ciemnofioletowym pancerzem.
 Powoli opadł, puszczając się brzozy, by nie strącić narzuconych na siebie elementów, obrócił na plecy i wytarzał powoli by nabrać na siebie wszystkie gałązki czy upadłe listki, a w skrócie – ot, ściółkę, kurz i podmokłe sfery ziemi nazywane tu i ówdzie błotem, bo przecież byli blisko wody.
 Podniósł się ubrudzony, pytając:
 – Czy wreszcie zaliczyłem test?
autor: Insygnium Żywiołów
23 sie 2019, 0:51
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Czarny Staw
Odpowiedzi: 1061
Odsłony: 120314

//post z pomocą rodziny – idk czemu to edytuję
Znużony życiem i ciągłymi pogoniami za smokami mogącymi nauczyć go podbarierowych sztuk, czarodziej lekko podparł się łapami. Szelest ucichł, zaś głos wzburzył spokój okolicy tylko po to, by nadać stawowi nowy rytm. Kuhu wstał. Niebawem spojrzał na piastuna Stada Ognia z nieskazitelnym futrem oraz na kompankę jego podróży. Z takowej, niższej perspektywy można było rzec, że jego futro było spowite światłem, choć uśmiechu słońca wlatywało przez korony niedużo, a te promyki odbijały się od piór, uciekając hen daleko. Kuhu zaśmiał się pod nosem w odpowiedzi, skinął mu łbem z lekkim uśmieszkiem, po czym wszedł do wody. Nieobecnym wzrokiem spoglądał na trochę sztywnego Poszept, oczekując aż ten, bądź co bądź, niespodziewanie piękny samiec dołączy do niego w bezdusznej kąpieli dwóch smoków w czarnej jak smoła wodzie i pokaże, jak pływają prawdziwi guru wyglądu.
autor: Insygnium Żywiołów
21 sie 2019, 17:49
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Czarny Staw
Odpowiedzi: 1061
Odsłony: 120314

Łapa leniwie wiła się z góry na dół, ciągnąc za sobą filar czarnej wody. Formował ją, ot, bawił się oraz przewracał w dłoni jej trajektorię ruchu, robił cokolwiek co chciał robić z tym słupkiem wody przyklejonym do jego palców. Ale to nie ma znaczenia dla tej historii jak jeden samotny smok leży nad stawem. Osnowa cienia pokrywała wszystko w okolicy, nawet samego przybysza, wiatr szumiał tego poranka prawie niezauważalnie, lecz to naprawdę… niepotrzebne. Zwykły zapychacz. Kuhu sapnął cicho, po czym spojrzał w górę, wpychając wyciągnięty skrawek wody w akwen.
~ Poszepcie Nocy, słyszałem, że jesteś świetnym nauczycielem. Pragnąłbym nauczyć się pływać. Czekam przy Czarnym Stawie.
autor: Insygnium Żywiołów
20 sie 2019, 19:50
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Samotna Skała
Odpowiedzi: 597
Odsłony: 76312

Kuhu ruszył łapą, zabierając ją znad klifu, tylko po to, by oprzeć swój łeb na wewnętrznej stronie dłoni. Księgę, gdy tylko zagiął rant strony, zamknął i położył pod łokieć. Następnie usunął każdą zbędną przeszkodę na drodze do zrozumienia, każdy element odciągający jego uwagę, na siłę zapomniał o poczerniałym nocą niebie; mag lekko wtopił oczy w niebieską tęczówkę, chcąc zaabsorbować wszelkie słowo nauczycielki.
 Gdy tylko skończyła mówić, odczuł napływ kreatywnej energii oraz niechętne uszczypnięcie wstydu, wszak, zaślepiony, nigdy nie zauważył drogi negocjacji. Tyle faz księżyca pod wspólnym, gwieździstym dachem Avalar, tyle oklepanych, wykrzykniętych słów przełożonego, ot, tyle czasu: nie zauważył. Wszystkie wyprawy przez górskie, wydeptane szlaki, lawiny omszałego gruzu w zielonkawej, splamionej krwią Maei Aenia, tyle wspomnień wyrwanych na powierzchnię przez nieprzemyślaną definicję, która była codziennością dla piastunki Ognia. Sama przedstawiła się jako mediatorka. Chciał się zapaść pod ziemię. Hitarijczyk spojrzał na jej łapy. Uczony od małego, że jedynym rozwiązaniem sporu innych smoków to wykonywanie rozkazów wyższego rangą, począł wierzyć, że prawda innych jest i jego prawdą, tak też teraz nie potrafił spojrzeć na nią bez odbicia emocji w swym własnym wzroku. Ciche westchnięcie uciekło z gardzieli. Przed chwilą był gotów stanąć w szeregi Stada Ziemi, poddać się pod siłą mocniejszego słowa przywódcy, wypełnić plan i wrócić do tego miejsca, gdzie znajdzie sobie grotę, a teraz… teraz kwestionował wartość indywidualności w grupach oraz podejście avalaryjczyków, wpajane mu od zawsze.
 Nastała cisza, dłuższa przerwa między lekkim, damskim głosem, a męskim, poszarpanym tonem. Tylko niechętne krakanie czarnych ptaszysk rozrywało czasem gęstą atmosferę, wytworzoną pomiędzy dwoma smokami. Ledwo formował myśli, niechętnie szukając w sferach umysłu jakiegoś dobrego przykładu. Nagle zmarszczył nos. Sapnął, a mgiełka lodu zatoczyła przed nim kółko, po czym odwrócił wzrok od małej łapki ku morderczym kolcom pod cieniem skały.
 – Opowiem ci historię, trochę naciąganą. Na granicy dwóch stad znalazło się skupisko kamieni szlachetnych, toteż Synlynei, oraz wybrane do tego monuiei, przyszli w to miejsce. Wzięto wszystkie i zliczono – nierówna liczba, więc nie ma jak rozdzielić na dwie strony. Głowy stad się pokłóciły, które stado potrzebuje większej ilości dóbr, a powiem ci, piastunko, możliwe, że mieli dobre argumenty. Uznajmy, że stado zachodnie miało problem z płacą, a wschodnie – podniósł palec, chcąc przykuć uwagę słuchacza. – potyczki z dwunogami. Gdybym był Synlyn trzeciego, sąsiedniego stada, miałbym do wyboru w zaokrągleniu dwie opcje: albo zostawić ich w spokoju, albo dać im jeden kamień, który wyrówna ilość dóbr. Niestety, wszystko ma negatywne, choć też i pozytywne, strony. Jeżeli zignoruję problem, narażam się na potencjalną wojnę, która może sięgnąć mojego terytorium, a w dodatku na nieodparcie natarć ludzkich, co jest podwójnym problemem. Plus tego jest taki, że mógłbym skorzystać ze sporu i podkraść trochę ziem, co jest równe ryzykowne, bo nie znam jednostek dwunogów. Jeżeli postanowię dać altruistycznie ametyst, stoję przed wyborem możliwego sojuszu, a też i wrogiego nastawienia; tutaj już się nie liczy, które argumenty są lepsze, liczy się poliji. Oczywiście, według miedijatorena sposoba, powinienem dać kamień, jednak zakończyłbym spór moim kosztem, rodząc kolejny spór: mojego stada i stada, któremu nie dałem po kamieniu. Tą drogą chcę ci powiedzieć, YiVili, że dałaś mi zadanie nie do wykonania z mojego punktu widzenia. Ingerując się w ich spór, staję się jej częścią, jedną ze stron. Rozwiązanie go i sprawienie, że i ja uwierzę, że dostałem większy kawałek sarny, jest niemożliwe, jeżeli nie chcę udawać głupa. Jedyna sytuacja, w której mogę tak zrobić, to głupi spór, zupełnie niewart mojej uwagi, bo gdyby te monuiei hao ksoina miały choć skrawek inteligencji, same rozwiązałyby ten problem – pukając niegdyś uniesionym szponem w skałę, zbliżył trójkątny łeb do staruszki, chcąc spod byka zajrzeć we wszystkie refleksje w jej ślepiach.
autor: Insygnium Żywiołów
18 sie 2019, 23:10
Forum: Błękitna Skała
Temat: Mały Wodospad
Odpowiedzi: 826
Odsłony: 102958

Rozdzielenie płatu wody było łatwe, wystarczyło tylko, że Kuhu złamał go jak patyk z lekkim przekrętem prawej dłoni. Mając dwie niesymetryczne, lekko lejące się kule, zmarszczył lekko czoło, bowiem Wronka – na którą skierował swój jakże niewidoczny, niegdyś skupiony wzrok – wydęła usta. Obserwując jej poczynania, jeden kawał wyrzucił za siebie, a ten natychmiast puszczony z więzów maddary poddał się sile grawitacji i rozprysnął się po ziemi jak woda, którą, bądź co bądź, był. Drugi zaś rozciągnął, łapiąc leciutko za oba koniuszki, by stworzyć cieniutką linkę, którą natychmiast przełożył przez lewy kieł.
 Nagle uniósł brew. Mielaa pochyliła się ku niemu, łeb przekrzywiła, jakoby sprawdzała czy ma wszystkie pokłady jego atencji na sobie, po czym ze zmartwionego tonu wkroczyła w warknięcie bez uprzedzenia. Jednak nie czuł groźby ani zdenerwowania. Twarz mu się wygięła w łuk. Przez chwilę nie rozumiał co się dzieje, chciał wyjąć zza zęba nić, unieść głos, spytać o cokolwiek, co się teraz dzieje, lecz ona… kontynuowała, jakby nigdy nic, jakby takowy przeskok był czymś zupełnie normalnym dla jej domu. Powieki opadły mu do połowy. Czarodziej zacisnął palce na końcach wody tak mocno, że aż zadygotały z nacisku. Oczy zajaśniały, podpalone jakimś płomieniem, ale ten zamiast się odezwać… ot, puścił nonszalancko linę i zaczął poruszać prawą dłonią na miarę odpychania powietrza czy też szlacheckiego kopania w ziemi pełnymi ruchami nadgarstka. W styczności ze śliną nić ożyła, poczęła się wić wokół zębów i tańcowała jak szalona od górnej szczęki do dolnej, nieustannie szumiąc mu w pysku.
 Dmuchnął lekko przez mały dziubek, lodowata mgiełka buchnęła mu przed oczyma, aż poczuł lód na kłach. Naturalnie chciałby usadowić się z zadem na kamieniu, wyprostować kręgosłup i przeczekać krótką chwilę do momentu, w którym poczuje jak jego niebieskie dziąsła odmarzają, lecz gdy tylko przegonił natrętną mżawkę sprzed oczu ona zniknęła.
 Wybałuszył oczy. Chyżo przeczesał teren, siedząc jak sparaliżowany, serce zabiło głośniej niż ktokolwiek by przypuszczał. Ogon zadrgał odruchowo, uderzył powietrze jak rozzłoszczony bicz, łapa spoczęła drętwie na podłożu ale jej nie widział. Za nic. Olbrzymka uciekła mu z pola widzenia. Miał wrażenie, że coś w jego łbie pękło, odczuł jakąś dziwną niemożność, stalowe kajdany zrzucone na niego z niebios, lecz wreszcie… oddech wygramolił się z płuc. Nietrwały uśmiech zawitał na zmartwionej twarzy. Zauważył jej cień na wyższej platformie, wewnętrznie zły na siebie, że nie zauważył jej ruchu, że nie spostrzegł jak ucieka sprzed jego twarzy, że nawet nie poświęcił sekundy na zauważenie jakiegokolwiek znaku od niej, że kierują się w inne miejsce – pośpiesznie dotknął swój pysk, drugą ręką pstryknął, wstał szybko i, złapawszy torbę, ruszył za nią susem. Pazury zgrzytnęły o kamień, Kuhu splunął ciepłą wodą pod łapy, po czym – widząc tłusty, ruchliwy zad towarzyszki – zmełł przekleństwo w kłach i podbiegł do niej tak, jakby mu frędzel stał w płomieniach.
 Sapnięcie ledwo wydostało się na świat, kiedy przysiadł się do niej w pełnym słońcu. Bez jej pozwolenia bezszelestnie położył się tuż obok, oparł łeb i… słuchał każdego słowa nieznajomej, która na pozór przypominała bajkę dla niegrzecznych piskląt. Nawet nie zwrócił uwagi na jej pytanie, zresztą morska olbrzymka też nie wydawała się zainteresowana odpowiedzią – czy był wierzący, czy nie, nie grało żadnej roli w tej jednostronnej konwersacji, bowiem samica, jak się wydawało, znała już odpowiedź. Kuhu nie obawiał się stwierdzić, że samica znała odpowiedź na wszystko, co stało przed nią pod znakiem zapytania, bo najwidoczniej takie podejście było najbezpieczniejsze w Guardo hao Paulen. Bał się tylko, że w terenach, gdzie deszcz ognia występował bez zapowiedzi a smoki bez rygoru mordowały siebie nawzajem, musiał dostosować swój mózg do takiego prostego, łapczywego usposobienia, jaki posiadała rozmówczyni, bo – jak sama powiedziała – na tym się nie skończy. Jeszcze ujrzy te wszystkie dziwactwa barierowców.
 Podniósł na pozór znudzony wzrok wraz z podniesieniem się giganta. W ciszy, jaka nastała, nie mógł nadziwić się temu jak taki ktoś potrafił być zarówno zwinnym, co i atrakcyjnym. Światło idealnie oplatało tłuste cielsko bezimiennej, zaś w małych oczach gubiło się w jaskrawej żółci. Lubił bardzo… jej słuchać, choć niekoniecznie mu to wychodziło. Okiem wodził po jej ruchliwym ciele, po każdej refleksji światła, po każdej fałdzie oraz każdej łusce, chcąc w myślach przedłużyć sam wydźwięk słów, opowiadania o tym, że o jedzenie tu nietrudno, czy też stwierdzenia, że wszystko na świecie może być znakiem obecności. Znakiem, który narysowała, będąc tuż nieopodal. Czuł jej oddech na swoim nosie ale na niedługo – a to jest właśnie w niej najlepsze – bo wymknęła mu się niczym piach przez palce. Nawet nie spostrzegł jej surowego, nauczycielskiego tonu, zbyt rozmarzony w swojej percepcji damskich zachowań. Położył łeb lekko w łapach, obserwując każdy jej krok.
 Teraz tylko teoria skradania, działanie wiatru – przekręcił oczyma – oraz ograniczenie zapachu. Zgrabnie przechodziła z tematu na temat, to musiał przyznać, lecz jeszcze zgrabniej z akcji na akcję. Wąsiska mu zadrżały na enigmatyczny widok ruszających się paliczków po ziemi oraz milknącego poszeptu trawy. Nigdy przedtem nie widział łowieckich popisów na żywo, toteż tak zgrabne ruchy wprawiły go w nieogarnięty zachwyt i uniesienie duchowe pewnego sortu. Jednak wszystko się kończy, tak też i po krótkim pokazie reszta słów, w tym kąśliwe stwierdzenie, wpłynęły lekko do jego umysłu. Po chwili namyślenia wstał, gdy łowczyni legła na ziemi, jakoby synchronicznie zmieniając robotę. „Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj.” samo cisnęło się na język.
 Zmrużył lekko ślepia, odsuwając się o kilka powolnych kroków. Wyciągnął lewą łapę na trawie do przodu ruchem tak delikatnym, jakby przeciągał paliczki po plecach oswojonego zwierzęcia, a następnie zatoczył półkole, wstrzykując pokaźne sumy maddary w grunt. Wraz z wyobrażeniem, surowa moc pognała pod korzeniami i kiełkami wprost przed siebie, rozszczepiła się kilka razy niczym dzikie pnącze, a następnie… nastały lekkie drgania, które tylko jego źródło mogło odczuć, a ono – źródło – podskoczyło. Dłonie nie mogły ustać w bezruchu, lekko wibrując, miał wrażenie, że skupisko magii huczy radośnie, zaś pod skórą czuł powtórzone kilka razy mrowienie, przez co był pewien. Niecały ogon przed nim, pod koroną małego drzewa, leżały trzy organiczne rzeczy, po czym, dość niespodziewanie, cztery. Miał w zasięgu każdą drobinkę w tym elemencie, pod prawą, grubą gałęzią, dwa szpony od pnia, kciukiem przekierowawszy rozszczepione nici mocy w to miejsce, przeżywał na wewnętrznej stronie dłoni to, czego żaden smok by nie doświadczył: pełzające dżdżownice oraz wędrujące mrówki, zdałoby się, zamieszkały pomiędzy palcami czarodzieja, lecz nie o tę metropolię chodziło. Zamknąwszy oczy, Kuhu widział trzy skorupki orzechów oraz małego, ciepłego, wodnistego bobka, który dopiero co spadł. To było wystarczającym dowodem na to, że jest świeży. Przybliżył nos do drgającej łapy, zaś mocą posłużył się wyżej – podniósł środkowy palec, a nozdrza rozwarł do degustacji zapachu. Wąchał podmokłą korę, korniki, zielonkawe liście i niepełne, obumarłe pęki, pożarte przez owady, aż wreszcie… gryzoń był zaniepokojony nienaturalnym ruchem gałęzi, wszak niepokój nosi swój specyficzny zapach; w reakcji czarodziej odciął źródło od nici.
 Niedługo po tym uniósł prawą łapę. Wiatr gnał naprzeciw niemu. Zapach pójdzie w tył. Będzie szedł pod wiatr. Maddara trysnęła. Zamachnął się. Z całą siłą walnął o ziemię. Wyładowanie. Fala uderzeniowa. Pierścień powietrza zaabsorbował dźwięk plaśnięcia. Zwykły szum, oddech natury brutalnie zatrzymany myślą i źdźbła trawy wyrzucone w górę wraz z kawałkami ziemi.
 Kolejny ruch maddary. Pięć złotych nici wyskoczyło z uniesionej lewej dłoni. Przygotowywane od dawna. Spirala bezdźwięcznie łapała uniesione przedmioty. Traciła na kolorze. Każde okrążenie bardziej obfite, dyrygowane przez nadgarstek samca. Wszystkie grudy ziemi wirowały wraz z linami. Włosy fuknęły ku górze. Niemy spektakl. Gdyby patrzyła uważnie, zauważyłaby jak oczy Kuhu lśnią mocniej niż zazwyczaj. Raptem skierował łeb w jej stronę. Zielone kamienie przeszywały. Skórę, mięśnie, kości. Strzelił wąsiskami. Zamknął dłoń. Tak też i ziemia runęła wprost na niego, wirowała chwilę, brudząc go od nosa po koniuszek ogona.
 A w brudzie odwrócił wzrok od leżącej foki, jakoby wyrwany ze swojej szalonej fantazji. Widział coś, czego raczej nie chciał widzieć przedtem i trudno było z obserwacji wysunąć, o czym tak naprawdę rozmyślał, kiedy zastygł w bezruchu. Wiadome było, że nie miał zamiaru odpowiadać. Nagle nieokreślony dreszcz przebiegł mu po kręgosłupie. Pokornie pochylił łeb, przypominając dotkniętego skruchą.
 Powtarzając to, co zrobiła niedawno łowczyni, ugiął lekko łapy, ogon – dość luźny mimo spięcia mięśni – trzymał nad ziemią, lekko dotykając frędzelkiem trawy, zaś łeb trzymał tak nisko, jak tylko mógł, by nie szurać grzywą o podłoże. Był zbyt zafascynowanym magią ciała by zbeszcześcić starą metodę skradania bujnym wyobrażeniem wplecionym w rzeczywistość – zresztą tak łowcy z Avalar nie postępowali nigdy, a magowie nie mieli dostępu do… mordowania przyszłego jedzenia. Wyciągnął prawą łapę przed siebie ruchem powolnym i dość łukowatym, prawdziwe szlacheckim, czy nawet na siłę obrzydliwym, by wreszcie położyć ją na ziemi w sposób tak delikatny, jak tylko mógł – najpierw paliczki, potem palce, a dopiero na sam koniec kładł całą dłoń, gdy miał zamiar ruszyć dalej. Spłycił oddech, opierając się głównie na nozdrzach. Upewniwszy się wzrokiem, że nic nie potrąci, raptownie odrywał łapę, by położyć lekko drugą i na przemian, chcąc – niczym duch – zbliżyć się do wiewiórki, która na chwilę obecną pożerała kolejny orzech. Ruchem okrężnym, by wielce inteligentny gryzoń nie spekulował niczego, skradał się dość pośpiesznie, jeżeli tak można to nazwać,nieustannie przybliżając i oddalając łapy od ziemi, a maddarą odciągając niepotrzebne gałązki, czy też balansem ciała omijając poszczególne kamienie, które mogły mu wadzić, przypominając prawdziwego węża.
 Krok za krokiem, znalazł się pod gałęzią – wyjrzawszy lekko, ujrzał wiewiórkę zbyt zajętą wyciąganiem migdała z gęby by go zauważyć. Nie czekał. Wraz z wydechem wyprowadził maddarę, wszak po chwili z lewej łapy znów wystrzeliły złote nici. Oplotły małe stworzonko, a te nawet nie wydało dźwięku. Nic. W sekundę go już nie było. Tylko szelest liści. Podnosił palce, jakoby plótł coś w powietrzu, a nagle spod palców tańcowała mu żywa istota. Żyła, owszem, lecz nie miała okazji tego pokazać, zmuszona do wybujałych manewrów. Kuhu wygiął łuk brwiowy, gryzonia podniósł tuż przed nos – niuchnął, zmarszczył kufę, przyjrzał się ze wszystkich stron jak zabawce, pociągnął za tylną łapkę, to za ogon, to uniósł rudy zad. Myślą zacisnął więzy. Cichy syk uciekł z rozwartego pyszczka, małe ślepia ofiary prawie wyszły z oczodołów, lecz on… tylko podarował jej żałobny uśmiech, taki, jaki widzi się na pogrzebach bliskich, ten na siłę namalowany i przekazany od smoka do smoka, by wzbudzić jakieś resztki optymizmu.
 Idąc z powrotem do ospałej łowczyni, chcąc się pochwalić połowem, uniósł niski głos w zamyśleniu:
 – Jakbym wyglądał z brodą?

Wyszukiwanie zaawansowane