– Byleś dobry – wtrącił Maestro w kontrze na wypowiedź Remedium, którego obserwował z uśmiechem. – Przecież nie mogłeś wiedzieć, że dzika dorwie bazyliszek. Czasem się zdarza, że chcesz zrobić coś dobrego, ale jednak wychodzi nie tak... co wcale nie ujmuje twojej dobroci! O tym, czy jesteś dobry, czy też nie, decydują przede wszystkim intencje. A efekt jedynie pokazuje, czy jesteś dobry... eeee... w innym sensie. – Smok wyszczerzył kły, zmieszawszy się nieco, gdy zdał sobie sprawę, iż słowo "dobro" może mieć kilka znaczeń. – Znaczy... Taki dobry w sensie, że dobrze robisz rzeczy. Ale taki dobry w sensie ducha, że chcesz zrobić dobrze, byłeś na pewno – wybrnął i uśmiechnął się jeszcze szerzej, maskując lekkie zmieszanie.
Na moment zamilkł, obserwując Remedium, a jednocześnie słuchając, co ten miał do powiedzenia – zwłaszcza ze nie wypadało przerywać. Nie dało się jednak ukryć, iż smoka najbardziej interesowała herbata – zadziwiało go, jak pod wpływem kilku wysuszonych traw i ciepła woda zaczyna zmieniać kolor na zupełnie inny, czemu towarzyszył bardzo przyjemny, rozbudzający zapach. Niezmiernie ucieszył się więc, gdy uzdrowiciel dał mu napój do spróbowania.
– Sztukę można podziwiać i sztukę można tworzyć – przeszedł do drugiego wątku, podnosząc czarkę do ust, aby zacząć powoli sączyć napitek. Lekko się wzdrygnął, gdy gorąca ciecz zetknęła się z nieco zmarzniętym językiem, szybko jednak oswoił się z temperaturą naparu. – Ja wolę tworzyć, choć czasem też podziwiam. Cała natura, można tak powiedzieć, to takie jakby dzieło sztuki. Znaczy, o ile faktycznie to bogowie ją stworzyli, a nie stworzyła się sama. Ale chyba tak było – wylewał swoje przemyślenia, w międzyczasie biorąc kolejny łyk. – Odpowiadając na twoje pytanie: zawsze się rozglądam za tym, co ciekawe i nietuzinkowe. Czasami piękno tkwi w monumentalnej, skrytej w chmurach górze, a czasami w robaczku wdrapującym się po źdźble trawy. Ale znam jednego smoka, który chyba nie lubi sztuki, a przynajmniej tak mi się wydaje. Kiedy z nim rozmawiałem i kiedy wypowiadał się na ceremoniach, zawsze sprawiał wrażenie, że dla niego wszystko musi być... potrzebne. Przydatne. Mieć jakiś użytek. Ja tak nie uważam; oczywiście bycie użytecznym to miły dodatek do sztuki – na przykład sztuka gotowania jest zwykle użyteczna, bo napełnia żołądek – ale i bez tego dodatku sztuka się obejdzie. Życie, w którym robi się tylko przydatne rzeczy, szybko stałoby się bezbarwne i nudne. Dlatego wolę śpiewać zwierzętom niż na nie polować. Nawet nie wiem, czy potrafiłbym podnieść na jelenia łapę – stwierdził, w zamyśleniu unosząc w górę łeb.
Na dłuższą chwilę zamyślił się, dopijając herbatę... i wtedy z jego pyska wypłynęła kolejna pieśń.
To, czym mnie obdarowałeś,
SztukÄ… niewÄ…tpliwie jest,
Tak więc bardzo ci dziękuję
Za twój wielce miły gest
Któż pomyśli, ile mocy
Kilka ździebeł może kryć,
Wypełniając miskę wody,
Którą tak przyjemnie pić!
Meastro uśmiechnął się do Remedium i skłonił mu się nieznacznie w dziękczynnym geście, po czym dodał jeszcze kilka słów od siebie:
– Twój napar był bardzo dobry, choć zaskoczyło mnie, że nie był magiczny – stwierdził... szybko tłumacząc, co miał na myśli. – Kiedyś był taki jeden smok, Szlachetny Nurt, który pokazał mi prawdziwie magiczny napój z gruszek. Magiczny, to znaczy: był zimny, ale kiedy się go wypiło, w gardle robiło się ciepło! Przez cały czas, kiedy parzyłeś herbatę, zastanawiałem się, czy ona zadziała odwrotnie i czy jak wypiję gorącą, to w pysku pojawi się chłód. Ale nic takiego się nie wydarzyło. To chyba nawet dobrze, nadmiar zimna jest szkodliwy dla gardła – podkreślił, uśmiechając się. – Niemniej zacząłem się zastanawiać, czy taki napój – który pijesz gorący, a potem czujesz zimno – istnieje. Wiesz coś o tym może?