Znaleziono 155 wyników

autor: Płynący Kolec
05 mar 2019, 19:21
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Ustronie
Odpowiedzi: 619
Odsłony: 89412

Moirę również tutaj przywiało. Co prawda niebezpiecznie oddalił się od terenów Wody... Jednak zapach wody, dochodzący z Zimnego Jeziora, oznaczał chyba, że wolno mu było tutaj być?
Przytuptał w każdym razie na swoich niedużych jeszcze łapkach. Trzymał się z tyłu, decydując na obserwację, zamiast interakcji; nie utożsamiając się z Naziemcami, postrzegał ich zarazem jako istoty niebezpieczne, jak i w pewien sposób fascynujące. Większość czasu spędzając pod wodą i raczej unikając obcych, nie nabył zbyt wiele umiejętności socjalnych, dlatego w zachowaniach i zwyczajach piskląt często nie potrafił dopatrzeć się celowości. Zdawały mu się nielogiczne, a przez to kazały myśleć, że jest rozsądniejszy. Z niezrozumienia otoczenia czerpał zapewnienie o wyższości własnego umysłu, co tym bardziej nasilało jego poczucie bycia czymś innym, Zarazem jednak obawiał się ich, ich liczebności, siły, nieprzewidywalności; widział w nich chaos, niemożliwy do przewidzenia, więc niebezpieczny. Stąd ostrożny krok, wyraz rezerwy nie pasujący do tak młodego pyska, stąd milczenie.
Choć on ogólnie zbyt wiele nie mówił.
autor: Płynący Kolec
05 mar 2019, 19:11
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Czarny Staw
Odpowiedzi: 1031
Odsłony: 110442

//Ryby nie wstrzymują powietrza w płucach, a mimo to potrafią zebrać je skrzelami z wody i utworzyć bąbelki. Miałam kiedyś rybki, które tak robiły. Poza tym w ten sam sposób kontrolują zanurzenie, wypełniając i opróżniając pęcherze pławne.

Cofnięcie łap; pyszczek opuściło coś na podobieństwo wysokiego pisku, przypominającego te wydawane pod wodą przez delfiny. Stworzenie, czymkolwiek było, nie było gadzikiem... Wydawało się nieprzyjemnie potężne, a Moira nagle zrozumiał, że właściwie nie wie, w co się pakuje.
Ktoś, lub coś, zamknęło tutaj tą istotę. Potężną istotę, która mogła być niebezpieczna. Zrywanie więzów mogłoby okazać się dość nierozsądne... Czuł zawirowania wody, zdradzające że pozostali zmierzają w jego kierunku. Gdy pojawił się czarny Naziemiec, Moira aż zadrżał. Choć wiedział, że w siłowaniu się nie dorówna starszemu smoczkowi, schwycił go jedną z przednich łapek za nadgarstek, chcąc powstrzymać przed rwaniem więzów; drugą łapę skierował ku powierzchni. Musieli to omówić! Uwolnienie czegoś tak silnie nasiąkniętego maddarą nie powinno być robione pochopnie.
Na przykład Gadzik nie miałby nic przeciwko zostawienia dziwnego stwora na dnie.
Gdyby udało mu się porozumieć z czarnym, którego imienia nie poznał, lub też nie zapamiętał, pociągnąłby go za sobą ku górze, ku powierzchni.
autor: Płynący Kolec
01 mar 2019, 17:21
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Czarny Staw
Odpowiedzi: 1031
Odsłony: 110442

Czy mógł ich uznać za towarzyszy? Ich imiona pozostawały tajemnicą, w pyskach brakowało znajomych cech, a jedynym co ich łączyło, był zapach stada. W pewnym sensie się ich obawiał; ich oceniających spojrzeń, świdrujących uszy głosów, oczekiwań... Jego introwertyczna natura kazała mu się wręcz cieszyć z faktu, że nie mogli towarzyszyć mu pod wodą. To była jego domena, jego miejsce. I nie mogło go tu spotkać absolutnie nic groźnego (a w każdym razie gorąco w to wierzył).
Przyjrzał się na tyle, na ile mógł, spętanemu smokowi, wysnuwając następujące wnioski: po pierwsze, ma przed sobą smoka morskiego, takiego jak on; w przeciwnym wypadku szamoczący się w mule osobnik nie mógłby się szamotać, bo by się utopił. Po wtóre, że brak skrzydeł chyba nie pomaga w pływaniu, choć tamtemu, podobnemu bardziej do węża niż smoka, powinno być łatwiej lawirować między przeszkodami. Kolejnym, czego przeoczyć nie mógł, były niewielkie wymiary Gadzika, a więc i młody wiek.
Absolutny brak zagrożenia.
Z pyszczka Moiry wydobyło się ciche zawodzenie, przypominające nieco nawoływania wielorybów. Ostrożnie zbliżył się do drugiego Gadzika, bez wahania wkładając łapki w chmurę mułu, chcąc oprzeć je na grzbiecie tamtego i stanowczym naciskiem skłonić do bezruchu; nie zdoła go przecież wyplątać, jeśli ten dalej planuje szamotać się w mule jak wystraszony Naziemiec!
autor: Płynący Kolec
01 mar 2019, 17:05
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Buczyna
Odpowiedzi: 554
Odsłony: 89705

Dziwne to było, tak słyszeć głosy w głowie. Moira jeszcze nie był pewien, czy mu się ten sposób komunikacji podoba. Wydawał się w jakiś sposób nienaturalny... Malec zdecydował się jednak usłuchać wezwania, choć zagłębianie się tak bardzo w głąb lądu nie było czymś, co tata by pochwalił. Tutaj stanowczo nie pachniało rybke, ani stadem! Jeśli ktoś go tu przyłapie... Będzie źle.
Jednak głos w głowie obiecywał wiedzę tajemną. To brzmiało jak coś, co Moirze mogłoby się przydać. Może dowiedziałby się, gdzie śpi w nocy Złota Twarz? Bo niewątpliwie chowa się w wodzie, a jakoś nie natknął się na nią podczas coraz odważniejszych wycieczek morskim dnem. Wiedząc, gdzie się chowa, mógłby ją złapać, przywiązać do gałęzi i sprawić, że dzień będzie cały czas. A może odkryłby, dlaczego Naziemce nie pływają? Albo czemu małże nigdy nie wychodzą z muszli? Świat był pełen wiedzy tajemnej!
autor: Płynący Kolec
27 lut 2019, 16:57
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Czarny Staw
Odpowiedzi: 1031
Odsłony: 110442

W wypadku, gdyby wysoko nad Moirą, gdzieś ponad powierzchnią stawu rozbłysło światło, pisklak uśmiechnąłby się lekko, a z jego pyszczka uleciałoby kilka większych bąbelków, jakby na znak, że widzi, ale też celem wskazania, gdzie się znajduje.
Gdyby zaś pod wodą wciąż panowała ciemność, nie miałby powodu się uśmiechać; nie wiedziałby, że ktoś go wspiera, więc analogicznie, bąbelków by nie wypuścił, uznając że Naziemce pewnie skupiają się na swoich naziemnych sprawach. I pozostałby tej próby pomocy nieświadomy, nie rozumiejąc że siły potężniejsze niż on sam decydują o powodzeniu każdego ruchu.
W każdej sytuacji jednak dalsze kroki byłyby takie same. Pazurki wszystkich czterech łapek poszukały punktu podparcia na dnie; podobnie postąpił ogon, zakończony mocnym hakiem, zupełnie jak u ojca. Młody rozumiał wodę na tyle dobrze, by wiedzieć, że musi pozostać w miejscu, jeśli chce poruszyć coś innego. A czynnikiem poruszanym miał być muł. Skrzydełka, niewielkie jeszcze i słabe, miały pchnąć wodę naprzód, odsłaniając to, co szamotało się w mule.
Czy się bał? Oczywiście. Szamotać się w mule mogła cała masa nieprzyjemnych stworzeń. Jednak po stokroć gorsze byłoby wynurzenie się z wody i konieczność spojrzenia na Naziemce, wykrztuszenia z siebie kolejnych kilku zdań. Oczekiwali, że to załatwi, prawda? Tłumaczenie się przed nimi, wyjaśnianie dlaczego nie załatwił, jawiło mu się jako setki razy bardziej niebezpieczne i przerażające, niźli konfrontacja z szamoczącym się w mule osobnikiem. Jeśli sprawę załatwi, może nie będą tak bardzo na niego patrzeć? W końcu nikt nie zwraca uwagi na tych, którzy robią swoje; choć młody, pojął już, że im bardziej będzie dla Naziemców użyteczny, tym większa szansa, że dadzą mu spokój.
autor: Płynący Kolec
23 lut 2019, 14:12
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Czarny Staw
Odpowiedzi: 1031
Odsłony: 110442

Moira nie radził sobie z przemieszczaniem się po lądzie. Może to dlatego droga zajęła mu tak wiele czasu? W końcu jednak dotarł na miejsce. Pochylił łepek nad wodą, wciągając jej zapach. Następnie skinął łebkiem, wyraźnie ukontentowany.
– Tak, tak. Mało światła, nie ma życie w środku, tak, tak. Dobra, czysta woda. Naziemna samica wziąć woda dla duży Naziemiec, Gadzik sprawdzić dno. – zwrócił się do Osobliwej Łuski.
Powoli wlazł do wody, wypuszczając powietrze z pęcherza pławnego, by pozostać na dnie. Nie był jeszcze zbyt dobrym pływakiem mimo swojej rasy; jedyną gwarancją na to, że nie zgubi góry i dołu musiał być miękki muł pod łapami, a jedynym sposobem na przemieszczanie się we w miarę zorganizowany sposób – kroczenie, zamiast płynięcia.
Otoczyła go miękka, chłodna szarość. Ostatnie bąbelki powietrza uleciały z uszu i nosdrzy, a przez skrzela popłynęła czysta, chłodna woda. Nad sobą widział niebo; połyskliwe, piękne. Przed sobą zaś – lekko zamulony mrok. Zagłębił się weń, wiedząc, że jego oczy wkrótce się przyzwyczają do ciemności.
autor: Płynący Kolec
20 lut 2019, 17:34
Forum: Skały Pokoju
Temat: Młode Spotkanie XIII
Odpowiedzi: 161
Odsłony: 8367

Moira poruszył płetwopodobnymi grzebieniami wyrastającymi mu z boków pyska, wyraźnie zadowolony z odpowiedzi Naziemca. Niedobra rzecz, mieć jęzorke jak małż... Skąd wtedy wiadomo, które rybke nadają się do jedzenia, a które są już złe-niedobre?
Pierwszą myślą było szturchnięcie mocniej. Może takie rybke, co robi prąd, by zadziałało?
Nie dane mu było jednak długo rozważać tej kwestii, bo nagle z nosdrzy Naziemca wyleciał czarny zły-niedobry proszek. Moira odskoczył gwałtownie, nie chcąc podzielić losu Naziemnego Gadzika. Zmarszczył nosek, a wąsy wyrastające z jego pyska zaczęły się wić gwałtownie, zdradzając obawę.
Dopiero, gdy pył osiadł, mały Gadzik ponownie się zbliżył.

– Złe-niedobre, tak tak. – oznajmił, próbując brzmieć spokojnie i poważnie, choć drżenie w głosie zdradzało, że wciąż jest wstrząśnięty widokiem dla Remedium niedostrzegalnym – Naziemiec nie łapie zimne-suche powietrze, nie nie. Nie siedzi, tu niedobrze. Nosdrze brudne, tak, tak. Brudne niedobre. Naziemiec idzie tam, nie oddycha, czeka. Gadzik przynieść Naziemcowi słodka woda bez życie, tak, tak. Woda czysta, dobra, tak, tak. Naziemiec będzie oddychać słodka woda, brudne złe-niedobre ucieknie, tak, tak.
Łapą wskazał miejsce możliwie najbardziej oddalone od czarnego pyłu, najwyraźniej oczekując, że granatowołuski się tam przeniesie, by nie oddychać Święty Nur wie, jak długo. Moirze jeszcze nikt nie uświadomił, że większość smoków potrzebuje jednak powietrza, by nie umrzeć.
autor: Płynący Kolec
18 lut 2019, 15:20
Forum: Skały Pokoju
Temat: Młode Spotkanie XIII
Odpowiedzi: 161
Odsłony: 8367

Moira obserwował zbliżające się pisklęta. Słuchał. Słuchał uważnie. Układał informacje w głowie, niczym ości na naszyjnik. I choć nie wszystko pojął, dotarło w końcu do niego, że jednak nie zabierają dużego Naziemca ze sobą. Należało poszukać czegoś, co mu pomoże, na własną łapę.
A mały Gadzik wiedział dokładnie, co to będzie.

– Naziemiec, ty jadł rybke?
Ojciec uważał, że rybke jest najlepszym lekarstwem na wszystko. Na pewno należało tego spróbować, zanim pójdą gdzieś, gdzie może być niebezpiecznie, lub gdzie dzieją się rzeczy. Wsadzenie dużego Naziemca do wody i nakarmienie go wydawało się Moirze rozsądne. Może to, co się Naziemcowi popsuło, naprawi się? Ewentualnie się utopi; to też jakieś rozwiązanie problemu.
autor: Płynący Kolec
17 lut 2019, 13:38
Forum: Skały Pokoju
Temat: Młode Spotkanie XIII
Odpowiedzi: 161
Odsłony: 8367

Mały Gadzik nie był zachwycony takim obrotem spraw. Może wyruszyłby sam, lub, co bardziej prawdopodobne, zszedłby pod wodę. Wieści przyniesione przez świecącego ptaka, jak ładny by nie był, nie wydawały mu się dotyczyć w żaden sposób ani jego, ani ojca. Ktokolwiek się zjawił, z pewnością dotyczył Naziemców i ich naziemnych spraw. Wyszło jednak na to, że mimo woli wplątał się w tą sytuację... Jakieś działanie podjąć musiał. Jednak myśl o przyłączeniu się do wypełnionej obcymi smokami grupie, mającej mierzyć się z... czymś, nie napawała optymizmem. Zdecydował więc o pozostaniu. Dorosły niebieski Naziemiec również był obcy, ale przynajmniej pachniał wodą. Do tego jakoś szczególnie nie przypominał pisklęcia, ani adepta; pozostawała nadzieja, że w jego okolicy nie zdarzy się nic wyjątkowo niebezpiecznego, skoro wyczuwało dorosłe smoki.
Przesunął łapą po łuskach na pysku, czując ich nieprzyjemną suchość. Czy tam, gdzie pójdą, będzie woda?
autor: Płynący Kolec
14 lut 2019, 23:24
Forum: Skały Pokoju
Temat: Młode Spotkanie XIII
Odpowiedzi: 161
Odsłony: 8367

Naziemce gdzieś się wybierały. Szły robić swoje naziemne rzeczy, które w żaden sposób go nie dotyczyły. Zdumiał go więc szczerze fakt, że ktoś oczekiwał tam i jego. Na skałach, tak bardzo suchych, zimnych, obcych, tak bardzo pełnych smoków...
To nie skończy się dobrze. Mały Gadzik był o tym przekonany z całym uporem, jaki może kryć się w czteroksiężycowym pisklęciu. Nie bardzo umiał jeszcze wyrazić ten upór i wnikający z niego opór, obawiając się otworzyć pysk, gdy wokół czaiło się tak wiele Naziemców. Skazany więc siłą rzeczy był na człapanie wraz z innymi małymi gadzikami pod górę.
Nie lubił pod górę.
Uszy tulił płasko do czaszki, a jego zielone ślepka przeczesywały okolicę, skacząc od jednego Naziemca do drugiego, podczas gdy umysł cicho, bez słów układał modlitwę o to, by przypadkiem nie próbowali na niego patrzeć. Czuł się tu źle, nieswojo. Było tu za dużo kamieni, za dużo powietrza, wiatru, zimna i obcych spojrzeń. Za dużo światła, za dużo powierzchni. Pragnął gdzieś stąd prysnąć, nie rozumiejąc zupełnie, z jakiej racji ta naziemna sprawa miałaby go dotyczyć.
Jednak głos utykał w gardle. Łapy posłusznie wspinały się po kamieniach. Bo przecież co miałby powiedzieć? Niebieski Naziemiec kazał iść. A Mały Gadzik czuł się bardzo mały i bardzo nieistotny; jak mógłby próbować podważyć polecenie? Nie śmiał nawet wspomnieć, że nie lubi być na wierzchu. Szedł – przecież kazali.
autor: Płynący Kolec
17 gru 2018, 20:57
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 445
Odsłony: 61778

Umysł Smoka, karmiony wizją dodawał kolejne szczegóły, podsuwał wspomnienia. Ranny łowca mógłby wręcz przysiąc, że czuje jak jasnozielona woń, tak bliska sercu, łaskocze jego nosdrza. Taka, jaka była dawniej – w barwie świeżych agrestów, nieskażona smugami, które zostawiłyby zioła, czy krew. Czysta, pozbawiona jeszcze tych jaśniejszych przebić, którymi cechowała się pod koniec, w miarę dorastania Kobalta. Gdzieś w tle zapachniało gorącą
herbatą i suszonymi owocami, domem, bezpieczeństwem.
Miał dom. Miał miejsce, gdzie będzie mógł wrócić. Jakże łatwo o tym zapomnieć, gdy w takim tempie ucieka z ciała krew, a zdradliwe zimno zaczyna skubać kończyny... Miał dom, gdzie nie dosięgną go szpony wiedźm. Gdzie (jakże łatwo było w to uwierzyć, gdy powoli uciekająca krew zabierała ze sobą jasność umysłu!) wszyscy, których kochał czekali na niego, cali i zdrowi.
Czy to była odpowiedź na jego problem? Powrót do miejsca, które było prawdziwie jego? Czy tam mógł leżeć klucz do naprawienia wszystkiego?
Drzewa go potrzebowały. Aż zadrżał na myśl, co sarny mogły zrobić z trzcinami, którymi obwiązał pnie wiele księżyców temu, podczas ostatniego zbioru.
Nie martw się mały. Już do was wracam. Muszę załatwić tylko jedną rzecz...
Znaleźć winnego. Czy miał prawo spocząć, nim to uczyni? Jednak nie o tym myślał w tej chwili; starał się utrzymać obrazy przed sobą. Wonie, dźwięki... Dom. Pragnął schwycić tą wizję, siłą woli zmusić ją, by na te parę ostatnich kroków zastąpiła mu serce. Bo nie mógł jeszcze spocząć. Nie, zanim spełni swoje zadanie. Gdy je wykona... Tak. Gdy je wykona, żadna siła nie powstrzyma go przed powrotem do domu, do tych, których kochał. Lecz jeszcze nie teraz...
I bo w przypływie jasności zrozumiał, gdzie teraz idzie. Nadszedł wszak czas rozliczenia rachunków, prawda? Rozpaczliwie trzymając się zlepka słów, jednego zdania, opierając na nim plan, niepewnie oparł przednie łapy na ziemi, dźwignął tylne. Uniósł łeb, a na ślepym pysku odmalowała się nadzieja, że dobrze ułożył elementy układanki. I że, co ważniejsze, nie zapomniał jeszcze woni swojego następnego celu.
I choć przypominało to bardziej marsz żywego trupa, niż łowcę ruszającego na ostatnie łowy, opuścił jaskinię, a lodowaty wiatr znów bluznął śniegiem prosto w jego rany.
Nie zauważył nawet zniknięcia Rionnaga, nie przewidywał konsekwencji, jakie mogą za nim iść. Niczym muł, parł uparcie do celu, rozpaczliwie pragnąc wierzyć, że gdy go zrealizuje i wróci do domu, wszystko będzie dobrze.

zt
autor: Płynący Kolec
15 gru 2018, 21:33
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 445
Odsłony: 61778

Sumienie; nie dusza, bo te nie mają dostępu do żywych. Nie zjawa, taka przecież objawiłaby się zmysłom, a on był świadom, że głos nie pochodzi z zewnątrz. Rodził się w środku, tak idealnie odwzorowując sposób wypowiadania się Kobalta, brzmiąc jego głosem, oskarżając. Podważając pewniki, w które wiara była teraz wręcz Smoka obowiązkiem.
Złudzenia, nic więcej! Musiał wierzyć w to, co widział. Musiał!
Przecież pamiętał, jak było naprawdę. Nawet, jeśli to było prawie trzydzieści księżyców temu, nie mógł przecież zapomnieć. Tej dziwnej mieszanki uczuć, gdy wiedźma, której imię pragnął wymazać z umysłu, go odnalazła. Tego, jak chętnie łykał każde jej słowo, odurzony samą jej obecnością. To nie mogło być normalne, to nie mogło być prawdziwe. Urok, nic innego. Nie uczucie, a podła manipulacja, przez którą pozwolił, by dotknęła go ta druga wiedźma. Ta, która poprzez rany wpuściła magię do jego ciała i odebrała mu duszę.
Przecież to musiała być prawda! Musiała. Przecież czuł to, czuł! Wtedy, gdy ją dopadł. Odkupił to krwią, lecz choć wyrwała mu kawał mięsa, czuł się zaspokojony, kompletny. Czy poczułby ten spokój, gdyby nie odzyskał swojego fragmentu duszy?
Jednak jak jednocześnie zaprzeczać emocjom, jak i dawać je za dowód? Czy w ogóle mógł być pewien tego, co czuje? A może jego serce, gdy jeszcze biło, nosiło w sobie cały czas przekleństwo wiedźmy, a wszelkie odczucia były przekłamane? W jakim stopniu mógł ufać samemu sobie?
Choć przecież były odczucia, których był pewien. Nie było ich wiele, jednak zaistniały. Czy były dowodem? Uczucia, jakimi darzył Kobalta, oraz Córkę, musiały być prawdziwe. To nie mógł być urok! Przecież... Jak? Wiedźmy były daleko.
Jak oprzeć się głosom, które rodzą się w jego własnej głowie? Jak oprzeć się wątpliwościom, zwłaszcza teraz, gdy tak trudno było choćby skupić myśli? Pragnął znaleźć choć jeden pewnik, niczym linę, której mógłby się chwycić, gdy czuł, że rzeczywistość w postaci szarego popiołu przesypuje mu się przez pazury.
To nadeszło tak nagle. Krew. Jej smak wypełnił nagle poraniony pysk, wywołując zaciśnięcie się żołądka. Obrzydliwy zapach oblepił nosdrza, atakując zmysły czerwonawą miedzią, tak intensywną, że przesłoniła wszystko inne. A potem pojawił się obraz, chora projekcja wyobraźni: czerwień, tak obrzydliwie mokra i lepka, pokrywająca szafirowe łuski, sklejająca jasnoniebieską grzywę... Przesiąkająca przez wierzbową matę i barwiąca herbatę, której nie zdążyli dopić... Tak absurdalnie jaskrawe plamy na śniegu...
Żołądek nie mógł tego znieść. Pazury uniosły się, szarpiąc sznurek, który podtrzymywał złamaną szczękę Smoka, a on sam chwiejnie wycofał się w głąb groty, dławiąc się. Ciałem targnęły torsje, jednak miast żółci wciąż czuł na języku smak krwi. Pusty żołądek zwrócił jedynie nieco nadtrawionej herbaty, wraz z krwią dużo bardziej realną, wynikającą z obrażeń wewnętrznych.
Dopiero po dłuższej chwili torsje ustały, a on zdołał drżącymi łapami unieść dolną szczękę, mimo bólu umieścić ją na miejscu. Uszy przykleił ciasno do czaszki, niczym wystraszone zwierzę podkulając ogon. Trząsł się cały jakby od gorączki, choć trudno ocenić; trawiła jego ciało, czy umysł? Nie zważał już nawet na Rionnaga, na wpół świadom jego obecności. To, co w nim i to, co poza nim rozmywało się, traciło granice.
autor: Płynący Kolec
14 gru 2018, 22:46
Forum: Wymiany
Temat: Wymiana banerami – odświeżenie
Odpowiedzi: 1
Odsłony: 441

Krótko, zwięźle i na temat: proponuję poszukać for, które jeszcze żyją i zaproponować im wymianę.

I usunąć Króla Lwa ze stopki, niech spoczywa w pokoju. Kopyrtnął.

Przykładowe żywe fora, które wypatrzyłam bez naszego bannera w ciągu 15 minut.
–> http://wizardsworld.pl
–> http://hogwartdream.cba.pl
–> http://www.novrahi.pl
–> http://wishtown.forumpolish.com

Zapewne jest ich sporo więcej. Niemożliwe, żeby zdolność pisania całkowicie zanikła u gatunku ludzkiego. Wyznaczenie ze dwóch osób na naszych ambasadorów na zewnątrz i spędzenie przykładowo dwóch godzin na szukaniu i wysyłaniu propozycji może dać nam paru użytkowników więcej.

Tak, nudziło mi się.
autor: Płynący Kolec
14 gru 2018, 18:10
Forum: Czarne Wzgórza
Temat: Cicha Jaskinia
Odpowiedzi: 445
Odsłony: 61778

Uszy, zaatakowane nagłym dźwiękiem, głosem, przykleiły się ciasno do czaszki. Nawet w środku nocy, w głębi jaskini leżącej na najrzadziej odwiedzanych terytoriach, nie dane mu było zaznać spokoju? I choć nie miał siły nawet, by wstać, zaraz przyjdzie mu znów udawać, że wszystko jest w porządku.
Chciałby ryknąć, wyszczerzyć kły. Nic nie jest w porządku! Nic już nigdy w porządku być nie mogło! Ale w płucach brakło powietrza, a połamany pysk trzymał się tylko dzięki sznurkowi, zamykającemu go na amen. Choć czy nie mocniej, niż sznurek, trzymało go za pysk przekonanie, że nie zasłużył, by usłyszeć to pytanie, że nie ma dlań spoczynku, ratunku, pomocy? Teraz, chociaż raz w życiu, musiał okazać siłę. Lub chociażby udawać, że ją ma, że widzi sens swych kroków, cel walki.
Tak wiele było specyfików, które mogły wygnać jesień z umysłu. Jednak czy ktokolwiek wynalazł takie, które leczą rozerwane serce, rozdartą duszę? Zapewne spytałby o to Kobalta, gdyby nie jeden drobny szczegół – nie zdoła go już o nic zapytać. Tak wiele zostało tematów, które mogliby razem rozważać, tak wiele słów, których nigdy nie było okazji wypowiedzieć...
Imię użyte przez Rionnaga również kłuło w samo serce, czy raczej w miejsce, gdzie się niegdyś znajdowało. Aeliard... Jakby potrzebował teraz, właśnie teraz, przypomnienia o tamtej wiedźmie. Choć nawet ona w perspektywie ostatnich wydarzeń zdawała się mieć mniejsze znaczenie... Zupełnie, jakby świeży ból zatarł, zagłuszył stary, pozwolił zobojętnieć na wszystko, co minione. Jednak... To jedno, proste słowo, przywodziło też na myśl jedne z ostatnich słów uzdrowiciela. A te już nie dały się zignorować, raniły gorzej, niż szpony. Pragnął im zaprzeczyć z całych sił, zaprzeczyć temu, co czuł pod skórą – że Kobalt mógł mieć rację.
Powoli, nieskończenie powoli uniósł łeb, kierując ślepy pysk w stronę adepta. Uszy drgnęły, uniosły się, a wargi wykrzywiło coś na kształt uśmiechu, krzywego, bo i lepszego nie był w stanie pokazać z połamaną szczęką. Końcem ogona pomachał lekko, jakby bez przekonania, a jednak podejmując próbę pokazania, że wszystko gra. Bo i co innego mu pozostało, niż brnąć dalej w drogę, na której stał? Nie było już odwrotu; nie było go, odkąd splamił pysk krwią. A może droga wstecz przepadła jeszcze wcześniej? Słowa przyjaciela wciąż dzwoniły w uszach, podsuwając wnioski, których rolnik nie chciał znać, myśli, których wolał do siebie nie dopuszczać. Pragnął, tak gorąco pragnął wierzyć, że miał rację. Że to, co robił, było słuszne.
Oczywiście, że było słuszne. Zrobiłem to, co musiałem. Ocaliłem go.
Przecież widział dowody! Widział, jak Feeria morduje! Widział na własne, wówczas jeszcze działające oczy. Czy mógł mieć lepszy dowód? W tym momencie to musiało wystarczyć. Przecież prawdziwość jednego elementu układanki musiała oznaczać prawdziwość pozostałych!
Prawda?
autor: Płynący Kolec
14 gru 2018, 16:17
Forum: Błękitna Skała
Temat: Polana
Odpowiedzi: 724
Odsłony: 84578

Smok uśmiechnął się, wyczuwając zapach drugiego pisklęcia. Pachniało o dziwo Nurtem – czyżby taki wiekowy smok dorobił się potomstwa? To było wręcz godne podziwu.
Jednak miast rozmyślać nad tym, że stary smok i może, pochylił łeb w przyjaznym skinieniu.

– Miło cię poznać, malutka. Ja jestem Smok.
Na chwilę zastanowił się nad słowami, które padły wcześniej, słowami Córki. Tak, w sumie mógłby sporo opowiedzieć o stadach, żył dość długo, by dowiedzieć się o nich całkiem sporo.
– Opowiem wam. Zacznijmy może od tego, co pewnie wiecie – że stad jest cztery; Woda, nasze stado, Ogień, Ziemia oraz Cień. Smoki z naszego stada pewnie już widziałyście na zebraniach. Dawniej przewodził nam Szlachetny Nurt, który był bardzo dobrym przywódcą. Teraz, niestety, jego czas przeminął i do władzy dorwała się z braku lepszych opcji wiedźma zwana Goryczą Losu. Jesteśmy jednym z dwóch stad, które mają dostęp do morza, a z tej przyczyny u nas najwięcej jest smoków morskich. Oprócz tego mamy wyjątkowo dużo łowców, jak na jedno stado. W naszych zapachach, jak zapewne zauważyłyście, dominuje właśnie woń morza, którą wiatr przynosi z zachodu. Dalej mamy Ogień, którego ziemie leżą na północy. Choć nie wiążą nas z nim obecnie żadne układy, członkowie tego stada są nam potencjalnie przychylni, pomogli nam w czasie ostatniego kryzysu. Kiedyś też wiązał nas sojusz, jednak to czasy, których nawet ja nie pamiętam. Dawniej przewodziła mu Pieśń Płomieni, bardzo mądra smoczyca. Obecnie władzę zdobył ich jedyny łowca, Tembr Ognia. To bardzo różnorodne stado, ale też więzi między smokami są tam silniejsze, niż w innych. Myślę, że spokojnie można powiedzieć, że całe stado jest jedną, wielką rodziną. Kolejne stado to Ziemia... Stado wiedźm. Choć niektóre z tamtejszych smoków są nam przychylne, osobiście nie uważam, by kontakty z nimi były dobrym pomysłem. Ich tereny pokrywają cały wschodni brzeg bariery i pokryte są w większej mierze lasami, dlatego pachną roślinnością. Przewodzi im Szabla Kniei, ale nie dane mi było jej poznać osobiście. No i na koniec Cień... Z tego, co widziałem, trudno ich uznać za prawdziwe stado. Nie szanują innych, ani siebie nawzajem, nawet ich władza nie cieszy się w stadzie szacunkiem, ani żadną formą posłuchu. To raczej jednostki, zamieszkujące jeden teren, niż prawdziwa społeczność. Wydają się niezrównoważeni i wiecznie skłóceni. Należy do nich niewielki kawałek ziemi pomiędzy Stadem Wody, a terenami wspólnymi. Dawniej przewodził im smok o imieniu Utracona Niewinność, jednak stracił tę pozycję na rzecz wiedźmy noszącej miano Arkan Nekromancji. Są naszym wrogiem, ale właściwie nie tylko naszym. Przez to, jak się prowadzą, stanowią zagrożenie dla wszystkich stad. Podobno oryginalnie pochodzą z daleka, spoza bariery i przybyli już po jej utworzeniu, a terytoria, które mają, wydarli innym. Na szczęście są nieliczni i słabo zorganizowani. Wyniszczyły ich ciągłe wojny, w które tak lubią się mieszać.
Zamilkł, unosząc uszy w oczekiwaniu, jakby samym tym gestem pokazując, że jest otwarty na pytania. Może coś jeszcze ciekawiło młode?

Wyszukiwanie zaawansowane