Galnir dotrzymywał kroku swojemu uzdrowicielowi i nauczycielowi zarazem. Przynamniej w tamtym miejscu i czasie. Już w tracie samej wędrówki zaglądał na ziemię, znajdując ślady. Subtelne wgniecenia w ziemi, roślinności, objawiające kształt smoczej łapy, czy raczej łap. Wbrew pozorom takie zachowanie było do przewidzenia, w końcu Kalejdoskopowy ma tropienie ofiar we krwi. Ślady Kobalta w pewnym momencie zaczęły wręcz kontrastować z resztą podłoża, a każdy krok pogłębiał ten efekt. To musiała być swego rodzaju wybiórcza analiza szczegółów, którą adept nieświadomie przeprowadzał. W każdym razie niedługo potem dotarli na miejsce. Płaski obszar rozciągający się na niewielką odległość. Wydawał się adeptowi idealny na naukę tropienia, kolejny kamień milowy na zostanie pełnoprawnym łowcą.
Wtem Remedium zaczął swój wykład. Istota tropienia była dość prosta, takaż się przynajmniej wydawała. Zmieszanie węchu, słuchu i wzroku by móc namierzyć ofiarę, odgadnąć jej zamiary, być może też ocenić czy należy podążać czy zrezygnować. Możliwości było wiele, choć wciąż to były jedynie domysły jeszcze niedoświadczonego smoka. Kalejdoskopowy przytakiwał co zdanie czy dwa. Gdy nauczyciel zakończył wywód, zielonołuski rozejrzał się od razu po okolicy. Na pierwszy rzut oka nie potrafił dostrzec żadnych śladów. Musiały być zbyt odległe, a sama natura nie wspomagała procesu. Pojedyncze promienie słońca rozrzedzały ciemność, którą spowite było to miejsce. Oczywistym było, dlaczego Kobalt zdecydował się nauczać właśnie tutaj, w końcu nauka musi się wiązać z jakąś trudnością. Galnir jednak nie miał nic przeciwko, optymizm aż się z niego wylewał. Może to wizja polowań? A może oficjalnej ceremonii, złożenia przysięgi wierności stadu i przybrania nowego imienia? Być może też wszystko naraz.
Kolejną i zarazem ostatnią radę adept przywitał lekkim skinieniem. Ruszył on więc przed siebie, mijając Remedium w poszukiwaniu tropów. Nie chciał stawiać na rozdzielanie nauk, sprawny łowca łączy, miesza, uważa na wszystko. Kalej poruszał się więc powoli, roztropnie, wręcz dbał o bezszelestność. Robił co w jego mocy, zaś łeb, a głównie ślepia szukały, analizowały. Wraz za nimi na poszukiwania podążył nos. Bodźce wychwytywane przez niego pozwalały odczytać pewien obraz zachowań zwierzyny. Zauważywszy lekkie nieregularności terenu spróbował dotknąć je nosem, sprawdzić mniej więcej głębokość, kształt. Udało się tą metodą wskazać ślady jednego typu, gdzie dało się wyodrębnić trzy głębsze i jeden płytszy. Galnir zanurzył nos w jedno z wgłębień próbując wyczuć z czym ma tu do czynienia. Niestety zapach nie należał do mu znanych, rozejrzał się więc jeszcze po ziemi. Wraz z tymi, które znalazł, przeplatały się inne ślady. Było ich jednak znacznie więcej. Prowadziły w tę samą stronę, przy czym było ich więcej. Czyżby swego rodzaju pościg? Nie można tego jeszcze stwierdzić. Na pewno odmienna istota była ranna i starała się jak najmniej używać poranionej łapy. Podążywszy za nimi nie mógł odnaleźć wiele. Zapach rozmyty, nie wskazywał na obecność któregoś z tych zwierząt w pobliżu. Zawsze to mogła być też część kamuflażu. Po drodze spostrzegł kępki sierści pozahaczane o gałązki. Kalej zaciągnął się wonią, w której rozpoznał coś skłaniającego go do uznania zwierzęcia za ofiarę całego zajścia. Sierść pachnąca subtelnie krwią i w większości błotem. Czyżby wydarzył się tu nie lada pościg? Osłabiona, kulejąca ofiara uciekała przed zgrają drapieżników. Kalejdoskopowy wrócił na moment do śladów i postarał się rozpoznać kształty. Skupił się szczególnie na tych należących do drapieżników. Kilka z nich porównał ze sobą, starał się przypomnieć do czego mogłyby należeć. W pamięci szukał odpowiedzi na nurtujące pytanie i postawił na wilki. Coś w tych śladach mu się z nimi kojarzyło… Może to tylko przeczucie, może nie, wystarczy mu wiedzieć że są niebezpieczne w większych watahach, a tutaj naliczyć można było spokojnie kilka osobników, wnioskując po ilości tropów. Odwiodło go to więc od podążania zbyt daleko za nimi. Zrobił jednak kilka kroków z ciekawości i po drodze udało mu się spostrzec kolejne kłębki futra. Tak, to nie był dobry pomysł, by potencjalnie zastać wilki odpoczywające po strawie. Zdecydował się wrócić do Remedium, którego powitał ponownie skinięciem. Krótka praktyka, zmieszana z dobrze wyłożoną teorią dały widoczny efekt. Kalejdoskopowy poczuł zrozumienie w temacie śledzenia swych przyszłych ofiar.
Znaleziono 40 wyników
- 05 kwie 2019, 20:43
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Bujne zarośla
- Odpowiedzi: 636
- Odsłony: 94159
- 31 mar 2019, 12:37
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XIII
- Odpowiedzi: 161
- Odsłony: 9912
Wiele smoków, wiele opinii, najchętniej to Galnir wstrzymałby się od opinii. To są dorosłe smoki, same powinny wybierać, czy chcą poświęcić zamkniętą w kulach moc na wyleczenie siebie, odnowienie bariery, czy wsparcie Nauczyciela. Zewsząd jego uszu dochodziły szepty, ryki, zwykłe rozmowy. Zzdania się mnożyły i mnożyły. Propozycje, pomysły, prośby... W takim chaosie ciężko będzie się zdecydować na cokolwiek. Prawdopodobnie zadecyduje większość, co i tak obdzierało dorosłych z wyboru... Pisklaki i adepci zgromadzeni na Skałach Pokoju, zaczęły wprowadzać istny chaos. Wątpiwym było to, że myślały nad swoją decyzją głębiej. Kalej wnioskował, że wynika to z ich własnych egoistycznych idei. Wszyscy chcą by ich pobratymcy byli zdrowi i pełni sił, mimo że oni sami podjęliby inną decyzję. Kalejdoskopowy Kolec sam chciałby, by uleczyć Rudzika, ale jednak on nie przystałby na ten pomysł.
Na szczęście Urojona Łuska podzielała poglądy Galnira. Po jej wypowiedzi spojrzał na nią z lekkim uśmiechem i błyskiem w bystrych błękitno-złotych ślepiach. Wtem spojrzał na Rudzika. On w końcu był poszkodowanym, który głównie obchodził Kaleja. -Muszę się zgodzić z Urojoną Łuską. Kim my jesteśmy, by decydować za smoki kilkukrotnie starsze od nas. Mają one swoją wolę, swoje poglądy i same powinny zdecydować co zrobić z własnymi kulami mocy. To nie byłoby sprawiedliwe gdybyśmy podjęli decyzję za nich. Z całego serca, chciałbym, by Rudzik odzyskał wzrok i dożył swoich dni, mogąc spojrzeć na swoje ukochane stado, lecz jestem zobowiązany uszanować jego decyzję jako ostateczną.– powiedział spokojnie, do zgromadzonych i przystanął obok Urojonej Łuski i Wronki. Możliwe, że czarodziej już nigdy nic nie zobaczy, Kalejdoskopowy postanowił się z nim więc skontaktować dość szybko i po krótce. Nie miał chęci przekonywania czarodzieja, ale czuł, że powinien mu to przekazać... nieważe, że prawdopodobnie o tym dobrze wie. Rudziku, pamiętaj tylko, że do naprawienia bariery nie wystarczy jedna kula~ Poświęcenie jej po nic byłoby pozbawione sensu...
Na szczęście Urojona Łuska podzielała poglądy Galnira. Po jej wypowiedzi spojrzał na nią z lekkim uśmiechem i błyskiem w bystrych błękitno-złotych ślepiach. Wtem spojrzał na Rudzika. On w końcu był poszkodowanym, który głównie obchodził Kaleja. -Muszę się zgodzić z Urojoną Łuską. Kim my jesteśmy, by decydować za smoki kilkukrotnie starsze od nas. Mają one swoją wolę, swoje poglądy i same powinny zdecydować co zrobić z własnymi kulami mocy. To nie byłoby sprawiedliwe gdybyśmy podjęli decyzję za nich. Z całego serca, chciałbym, by Rudzik odzyskał wzrok i dożył swoich dni, mogąc spojrzeć na swoje ukochane stado, lecz jestem zobowiązany uszanować jego decyzję jako ostateczną.– powiedział spokojnie, do zgromadzonych i przystanął obok Urojonej Łuski i Wronki. Możliwe, że czarodziej już nigdy nic nie zobaczy, Kalejdoskopowy postanowił się z nim więc skontaktować dość szybko i po krótce. Nie miał chęci przekonywania czarodzieja, ale czuł, że powinien mu to przekazać... nieważe, że prawdopodobnie o tym dobrze wie. Rudziku, pamiętaj tylko, że do naprawienia bariery nie wystarczy jedna kula~ Poświęcenie jej po nic byłoby pozbawione sensu...
- 27 mar 2019, 20:24
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XIII
- Odpowiedzi: 161
- Odsłony: 9912
Nauczyciel, Naqimia, a teraz jeszcze dwa inne dziwadła... Więcej! Więcej! Chcemy więcej dziwnych duszków, które ingerują w sprawy smocze! Myśli Galnira z trudem kumulowały się na tych trzech postaciach. Szukał sensu w całym tym przedsięwzięciu. Najważniejszym jednak pytaniem było: Skoro nie Naqimia była razem z Kalejdoskopowym i spółką w Legowisku Nauczyciela, to kto? Może jeden z pozostałych duszków... Może to była sztuszka Nauczyciela na zwabienie ich tam? Czyżby byli tylko pionkami w grze duszków i upadłego boga?
Galnir chciał porozmawiać z Rudzikiem. Pójść do niego i wspomóć w tej ciężkiej chwili. Jednak zażylość stadna Ziemi dawała o sobie mocno znać. Jako członek tej rodziny, chciał pomagać, wspierać i dbać o nią. Niestety musiał przedlożyć ogół nad jednostkę, więc z westchnięciem zaczął analizować każdy jeden cień, blask, ryk i szept zgromadzonych smoków i duszków. Nie było ponoć sytuacji bez wyjścia.
Ze wszystkich zgromadzonych niesmoczych postaci Riromi wyglądał na największego figlarza. Reszta była spokojna, przynajmniej powierzchownie. Nauczyciel zdał się zdziwiony zachowaniem "Naqimii" w swoim legowisku, więc ruszył tutaj... Czyżby Duszek śmiejący się maniakalnym śmiechem stał za tym wszystkim? Kto to wie... W każdym razie lepiej coś zrobić niż stać i milczeć... I dawać Riromiemu się śmiać do rozpuku. Kalejdoskopowy Kolec ruszył w jego stronę, wpijając w niego błękitno-złote ślepia. Kwas sie aż gotował w gruczołach. -Czy to ty podszyłeś się pod Naqimię i zaprowadziłeś nas do Nauczyciela? Podejrzewam, że tak. W każdym razie, bez względu na to, czy to byłeś Ty, to na jakiej podstawie powinniśmy wierzyć w twoje słowa? Aż tak zależy ci na chaosie, który tutaj rodzisz?– Nie dało się tego inaczej nazwać. Utrata zmysłów, trzy duszki i Nauczyciel wraz z masą smoków na Skałach Pokoju. Dziwne wymysły i propozycje oraz sam fakt iustnienia tych kul. Ktoś musiał pociągać za sznurki. Galnir czuł jak w trakcie mówienia drżały mu mięśnie, a źrenice się zwężały. Stres zatańczył walca ze złością. Czemu to wszystko musi być tak zawiłe?
Galnir chciał porozmawiać z Rudzikiem. Pójść do niego i wspomóć w tej ciężkiej chwili. Jednak zażylość stadna Ziemi dawała o sobie mocno znać. Jako członek tej rodziny, chciał pomagać, wspierać i dbać o nią. Niestety musiał przedlożyć ogół nad jednostkę, więc z westchnięciem zaczął analizować każdy jeden cień, blask, ryk i szept zgromadzonych smoków i duszków. Nie było ponoć sytuacji bez wyjścia.
Ze wszystkich zgromadzonych niesmoczych postaci Riromi wyglądał na największego figlarza. Reszta była spokojna, przynajmniej powierzchownie. Nauczyciel zdał się zdziwiony zachowaniem "Naqimii" w swoim legowisku, więc ruszył tutaj... Czyżby Duszek śmiejący się maniakalnym śmiechem stał za tym wszystkim? Kto to wie... W każdym razie lepiej coś zrobić niż stać i milczeć... I dawać Riromiemu się śmiać do rozpuku. Kalejdoskopowy Kolec ruszył w jego stronę, wpijając w niego błękitno-złote ślepia. Kwas sie aż gotował w gruczołach. -Czy to ty podszyłeś się pod Naqimię i zaprowadziłeś nas do Nauczyciela? Podejrzewam, że tak. W każdym razie, bez względu na to, czy to byłeś Ty, to na jakiej podstawie powinniśmy wierzyć w twoje słowa? Aż tak zależy ci na chaosie, który tutaj rodzisz?– Nie dało się tego inaczej nazwać. Utrata zmysłów, trzy duszki i Nauczyciel wraz z masą smoków na Skałach Pokoju. Dziwne wymysły i propozycje oraz sam fakt iustnienia tych kul. Ktoś musiał pociągać za sznurki. Galnir czuł jak w trakcie mówienia drżały mu mięśnie, a źrenice się zwężały. Stres zatańczył walca ze złością. Czemu to wszystko musi być tak zawiłe?
- 16 mar 2019, 19:50
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XIII
- Odpowiedzi: 161
- Odsłony: 9912
Droga wydała się bardzo znajoma. Gdy poczuł lekki zapach innych smoków, był pewny, że wracają do punktu startowego. Czyżby tam wszystko rowadziło? To była pułapka na wszystkie te pisklaki?A może coś jeszcze innego?
W każdym razie miał cały czas Urojoną na oku... przez większość drogi przynajmniej. W pewnym momencie ruszyła ciut szybciej i dotarł po niej na miejsce. Jak się okazało, dotarł również po Nauczycielu, który dumnie stał na Skałach Pokoju.
Kalej przystanął obok Urojonej i wpił wzrok w czarnołuskiego na moment. Prychnął na jego słowa i skierował myśli do Rudzika. W sumie wzrok również. Galnir skupił myśli na moment. –"Trzymasz się?"– posłał mentalną wiadomość do Rudzika. Nie miał czasu na dłuższe pogaduszki, ale chciał się dowiedzieć. Każda informacja o postępie była na wagę złota. Smok zaczął wtem obserwować niebo i okolicę, próbując dostrzec gdzieś Naquimię.
W każdym razie miał cały czas Urojoną na oku... przez większość drogi przynajmniej. W pewnym momencie ruszyła ciut szybciej i dotarł po niej na miejsce. Jak się okazało, dotarł również po Nauczycielu, który dumnie stał na Skałach Pokoju.
Kalej przystanął obok Urojonej i wpił wzrok w czarnołuskiego na moment. Prychnął na jego słowa i skierował myśli do Rudzika. W sumie wzrok również. Galnir skupił myśli na moment. –"Trzymasz się?"– posłał mentalną wiadomość do Rudzika. Nie miał czasu na dłuższe pogaduszki, ale chciał się dowiedzieć. Każda informacja o postępie była na wagę złota. Smok zaczął wtem obserwować niebo i okolicę, próbując dostrzec gdzieś Naquimię.
- 02 mar 2019, 14:08
- Forum: Świątynia
- Temat: Miejsce wymian
- Odpowiedzi: 485
- Odsłony: 24027
Huh, świątynia. Miejsce przepełnione mistycyzmem i zewsząd wylewającą się Mocą. Przywódczyni zaprowadziła go do tego miejsca, by pokazać jak wyglądają modlitwy... czy raczej chciała by on się pomodlił. Od mamy mało słyszał o Bogach, tyle co by wiedzieć i zgodnie z rodzinną tradycją, nie był przekonany do ich istnienia.
Po słowach Szabli, Galnir ruszył do ołtarza gdzie położył jaspis. Zrobiwszy to, wrócił do boku łowczyni i zamknął swoje ślepia. Wiatr swoim szumem dodawał tajemniczości niewypowiedzianej na głos prośbie. Gdy skończy, nie otwierał oczu, nie chciał ich otworzyć i dalej widzieć leżących tam kamieni... Mimo swojego podejścia, jednak miał nadzieję, że to nie oszustwo.
Po słowach Szabli, Galnir ruszył do ołtarza gdzie położył jaspis. Zrobiwszy to, wrócił do boku łowczyni i zamknął swoje ślepia. Wiatr swoim szumem dodawał tajemniczości niewypowiedzianej na głos prośbie. Gdy skończy, nie otwierał oczu, nie chciał ich otworzyć i dalej widzieć leżących tam kamieni... Mimo swojego podejścia, jednak miał nadzieję, że to nie oszustwo.
- 22 lut 2019, 14:05
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XIII
- Odpowiedzi: 161
- Odsłony: 9912
Krytyka ze wszystkich stron, no nic. Było mieć ich w gdzieś i po prostu ruszyć przed siebie. Wyszłoby na to samo, bo znając dzieciaki, same ruszyłyby za adeptem, a Urojona Łuska wydaje się mieć na tyle oleju w głowie by nie trzymać pisklaków za sobą. Zapamięta na przyszłość. Nie ma co przekazywać swoich pomysłów bo to tylko strata czasu i wywołanie nic niewartej rozmowy... a miało to być tylko opracowanie krótkiego schematu poruszania. Choć z drugiej strony nie ma co się zachowywać jak rozwydrzony pisklak, co to wie wszytko. Sam prosił o pomysły to je dostał. Wronka powiedziała krótko swój pogląd, wtem Urojona przekazała po cichu swój pomysł. A na koniec Hexaris rzuciła... yy monologiem? Adept nie potrafił stłumić ukłucia niepokoju słysząc szybką acz długą wypowiedź. W dodatku zachowanie pisklaka wydało się budzić takie uczucie... Gdyby był tu Dar, prawdopodobnie by ją posądził o jakieś problemy psychiczne. Adept wrócił myślami na Skały Pokoju.
Cóż luka w logice Kalejdoskopowego była, nie da się ukryć, jednak reszta grupy ją szybko załatała, świetnie... Ale po co później wychodzić z przedstawianiem się? Kwestia łatwiejszej komunikacji? Nie brzmiało to na zbytnio ważne, jedynie przedłużało organizowanie się.
Lekko uniósł ślepia, by dojrzeć ptaka na nim siedzącego i ujrzał w końcu kierunek w jakim powinni iść, ledwo bo ledwo ale zauważył. Musiało to wyglądać komicznie, ale skutkowało. Wrócił wzrokiem do towarzyszy podróży. Z lekkim uśmiechem skinął do nich łbem. Decyzję co do działania podjął szybko i nie miał zamiaru marnować więcej czasu. –Bardzo dobrze. To idziemy jeden za drugim, ja prowadzę, Urojona zamyka. Dla waszej informacji jestem Kalejdoskopowy Kolec. – powiedział krótko, stawiając pierwsze kroki w stronę wyznaczaną przez dziób Naquimii. Od tego momentu nie zatrzymywał się, ani nie oglądał za siebie.
/zt do Legowiska Nauczyciela
Cóż luka w logice Kalejdoskopowego była, nie da się ukryć, jednak reszta grupy ją szybko załatała, świetnie... Ale po co później wychodzić z przedstawianiem się? Kwestia łatwiejszej komunikacji? Nie brzmiało to na zbytnio ważne, jedynie przedłużało organizowanie się.
Lekko uniósł ślepia, by dojrzeć ptaka na nim siedzącego i ujrzał w końcu kierunek w jakim powinni iść, ledwo bo ledwo ale zauważył. Musiało to wyglądać komicznie, ale skutkowało. Wrócił wzrokiem do towarzyszy podróży. Z lekkim uśmiechem skinął do nich łbem. Decyzję co do działania podjął szybko i nie miał zamiaru marnować więcej czasu. –Bardzo dobrze. To idziemy jeden za drugim, ja prowadzę, Urojona zamyka. Dla waszej informacji jestem Kalejdoskopowy Kolec. – powiedział krótko, stawiając pierwsze kroki w stronę wyznaczaną przez dziób Naquimii. Od tego momentu nie zatrzymywał się, ani nie oglądał za siebie.
/zt do Legowiska Nauczyciela
- 21 lut 2019, 2:36
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XIII
- Odpowiedzi: 161
- Odsłony: 9912
Obserwował uważnie Naqimię odkąd podszedł do niej. Cała ta sytuacja śmierdziała jakimś podstępem... Nagle 4 smoki mają poważne problemy ze zdrowiem i pojawia się majestatyczna magiczna istota niewiadomo skąd, którą widzi pierwszy raz na oczy. W dodatku istota ta ma być ich przewodnikiem. Brzmi nieciekawie, ale cóż... Lepsze to niż nic. Przynajmniej Rudzik ją kojarzył co poniekąd uspokajało Galnira. Najwyżej ruszy się głową i pazurami. Kalejdoskopowy rzucił okiem na pozostałych członków drużyny poszukiwaczy. Nie znał osobiście żadnego z tych smoków, były to kompletnie nowe twarze dla niego. Jakoś będą musieli dać sobie radę. Wtem Naqimia przemówiła.
Jej krótka, acz treściwa wypowiedź ukazało drogę, którą powinna ta grupa podążyć. Szukamy wygnanego boga, który żyje pośród smoków... Brzmi dobrze. Galnir nagle poczuł się jak wierzchowiec, gdy bajkowy gołąb usadowił sie na jego łbie. Czuł jakby nosił osobne Źródło... Od Naqimii dalej emanowała energia. Kalejdoskopowy westchnął i spojrzał po towarzyszach. Wronka zdała się być bardzo chętna do działania, dobrze to jest jakiś pozytyw. Ciężko było wybrać co zrobić, iść od razu, a może jeszcze porozmawiać troche z drużyną? W końcu wypadałoby jakoś się zorganizować. Chodzenie zwartą grupą może utrudnić poszukiwania, a wszystkim zależy na czasie. Z drugiej strony dwójka z nich to pisklaki. Potencjalny przeciwnik byłby śmiertelnym zagrożeniem dla nich. Na domiar złego adept miał o tyle utrudnioną sytuację, że nie widział jaki kierunek wskazuje gołąb. Jego pozycja nie oddawała kierunku wychylenia łba, przez co Galnir musiał polegać na towarzyszach.
–Dobrze, trzeba będzie ruszyć w drogę. Proponuję, abyśmy poruszali się parami. Dwójka najmłodszych z przodu, zaś ja z Urojoną będziemy za wami. Takie ułożenie pozwoli nam zareagować w razie potencjalnego ataku skierowanego w przednią i po fakcie trochę bezbronną parę. Urojona Łusko, jako że ja nie widzę w jakim kierunku musimy podążać, proszę cię, abyś kontrolowała kierunek ruchu grupy. Jeżeli macie inne pomysły to nie wahajcie się ich przedstawić, ale przypominam, że zależy nam na czasie. Cokolwiek zalęgło się na terenie Wolnych Stad, musimy siętego jak najszybciej pozbyć. Nie ma czasu na długie planowanie. – powiedział spokojnym głosem. Początkowo spoglądał głównie na Hexaris i Wronkę, zaś zwrócił swoje kolorowe ślepia na adeptkę, gdy przyszło mu skierować słowa bezpośrednio do niej. Nie wiedział czy to dobry plan, może tak, może nie. Nic lepszego mu do głowy nie przyszło. Wydawał się sensowny. Czekał na ewentualne sprzeciwy lub inne pomysły. Był gotowy do ruszenia w każdej chwili.
Obejrzał się tylko raz w stronę Rudzika i swoich stadnych pobratymców. –Rudziku, oby ci wzrok został prędko zwrócony. Nasze zdolne małe smoki na pewno się z tym szybko uporają. – skierował do nich te słowa, po czym wrócił wzrokiem do swojej grupy. –Jeżeli nikt nie ma nic przeciwko, to czekam na wskazanie kierunku i idziemy! – z tymi słowy, wypowiedzianymi z dodatkowym entuzjazmem, obdarzył grupę szerokim uśmiechem.
Jej krótka, acz treściwa wypowiedź ukazało drogę, którą powinna ta grupa podążyć. Szukamy wygnanego boga, który żyje pośród smoków... Brzmi dobrze. Galnir nagle poczuł się jak wierzchowiec, gdy bajkowy gołąb usadowił sie na jego łbie. Czuł jakby nosił osobne Źródło... Od Naqimii dalej emanowała energia. Kalejdoskopowy westchnął i spojrzał po towarzyszach. Wronka zdała się być bardzo chętna do działania, dobrze to jest jakiś pozytyw. Ciężko było wybrać co zrobić, iść od razu, a może jeszcze porozmawiać troche z drużyną? W końcu wypadałoby jakoś się zorganizować. Chodzenie zwartą grupą może utrudnić poszukiwania, a wszystkim zależy na czasie. Z drugiej strony dwójka z nich to pisklaki. Potencjalny przeciwnik byłby śmiertelnym zagrożeniem dla nich. Na domiar złego adept miał o tyle utrudnioną sytuację, że nie widział jaki kierunek wskazuje gołąb. Jego pozycja nie oddawała kierunku wychylenia łba, przez co Galnir musiał polegać na towarzyszach.
–Dobrze, trzeba będzie ruszyć w drogę. Proponuję, abyśmy poruszali się parami. Dwójka najmłodszych z przodu, zaś ja z Urojoną będziemy za wami. Takie ułożenie pozwoli nam zareagować w razie potencjalnego ataku skierowanego w przednią i po fakcie trochę bezbronną parę. Urojona Łusko, jako że ja nie widzę w jakim kierunku musimy podążać, proszę cię, abyś kontrolowała kierunek ruchu grupy. Jeżeli macie inne pomysły to nie wahajcie się ich przedstawić, ale przypominam, że zależy nam na czasie. Cokolwiek zalęgło się na terenie Wolnych Stad, musimy siętego jak najszybciej pozbyć. Nie ma czasu na długie planowanie. – powiedział spokojnym głosem. Początkowo spoglądał głównie na Hexaris i Wronkę, zaś zwrócił swoje kolorowe ślepia na adeptkę, gdy przyszło mu skierować słowa bezpośrednio do niej. Nie wiedział czy to dobry plan, może tak, może nie. Nic lepszego mu do głowy nie przyszło. Wydawał się sensowny. Czekał na ewentualne sprzeciwy lub inne pomysły. Był gotowy do ruszenia w każdej chwili.
Obejrzał się tylko raz w stronę Rudzika i swoich stadnych pobratymców. –Rudziku, oby ci wzrok został prędko zwrócony. Nasze zdolne małe smoki na pewno się z tym szybko uporają. – skierował do nich te słowa, po czym wrócił wzrokiem do swojej grupy. –Jeżeli nikt nie ma nic przeciwko, to czekam na wskazanie kierunku i idziemy! – z tymi słowy, wypowiedzianymi z dodatkowym entuzjazmem, obdarzył grupę szerokim uśmiechem.
- 18 lut 2019, 23:42
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Księżycowa łąka
- Odpowiedzi: 776
- Odsłony: 110470
Samiec wykonawszy magiczny atak, poczuł lekkie osłabienie. A więc o tym mówił Dar, gdy wspominał, że maddara wpływa na użytkowników. Ciężko było sobie wyobrazić jak męcząca może ona być dla czarodziei. W każdym razie udało się, lecz to jeszcze nie był koniec. W sumie póki Galnirowi starczyło sił, mógł ćwiczyć, nie będzie miał w życiu wiele okazji do używania magii, lecz warto się jej choć trochę poduczyć. Samica widocznie doszła do podobnego wniosku i zmaterializowała ogień. Czyżby to miała być kolejna próba?
Zanim dotarły do niego kolejne wizje, przez myśl przeszły mu właściwości ognia. Gorący, bardzo gorący, niszczący gdy dotyka czegoś lodowego, miękkiego lub nietrwałego, jasny, kolory przechodzą od białego po ciemny pomarańcz, zachowuje się jak coś bardzo niestaiblnego, lecz można go ukierunkować, jak przy zianiu... I nagle dotarły do niego przekazane wizje. Miał poznać ogień, co zaczął chwilę temu i... i użyć go do obrony. Już obawiał sie nagłego ataku, przez co poczuł przypływ adrenaliny i poczuł wewnętrzne zachwianie gdy musnął Źródło. Zaskutkowało to odkryciem, że stan emocjonalny wpływa na dostępność do niego i stabilność znajdujacej się w nim Mocy...
Kalejdoskopowy uspokoił się, zauważywszy, że żaden atak nie nastąpił, jeszcze nie. Maddara wróciła do stanu równowagi. Lodowy szpikulec, wytworzony przez Sześć nie ruszał z miejsca. Oczekiwał na jego ścianę ognia.
Galnir zebrał się w sobie i całą "wewnętrzną łapą" zaczerpnął Mocy ze Źródła. Złączył swoją wiedzę o ogniu z wyobrażeniem jak szeroka na około trzy szpony i gruba na szpon ściana płomieni materializuje się przed adeptem i skierowana jest naprzeciw kolca lodu. Wraz ze swoimi cechami ogień miał być stabilny i zamknięty w swoim kształcie. Jego temperatura miała być identyczna do prawdziwego płomienia.
Zanim dotarły do niego kolejne wizje, przez myśl przeszły mu właściwości ognia. Gorący, bardzo gorący, niszczący gdy dotyka czegoś lodowego, miękkiego lub nietrwałego, jasny, kolory przechodzą od białego po ciemny pomarańcz, zachowuje się jak coś bardzo niestaiblnego, lecz można go ukierunkować, jak przy zianiu... I nagle dotarły do niego przekazane wizje. Miał poznać ogień, co zaczął chwilę temu i... i użyć go do obrony. Już obawiał sie nagłego ataku, przez co poczuł przypływ adrenaliny i poczuł wewnętrzne zachwianie gdy musnął Źródło. Zaskutkowało to odkryciem, że stan emocjonalny wpływa na dostępność do niego i stabilność znajdujacej się w nim Mocy...
Kalejdoskopowy uspokoił się, zauważywszy, że żaden atak nie nastąpił, jeszcze nie. Maddara wróciła do stanu równowagi. Lodowy szpikulec, wytworzony przez Sześć nie ruszał z miejsca. Oczekiwał na jego ścianę ognia.
Galnir zebrał się w sobie i całą "wewnętrzną łapą" zaczerpnął Mocy ze Źródła. Złączył swoją wiedzę o ogniu z wyobrażeniem jak szeroka na około trzy szpony i gruba na szpon ściana płomieni materializuje się przed adeptem i skierowana jest naprzeciw kolca lodu. Wraz ze swoimi cechami ogień miał być stabilny i zamknięty w swoim kształcie. Jego temperatura miała być identyczna do prawdziwego płomienia.
- 18 lut 2019, 1:39
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XIII
- Odpowiedzi: 161
- Odsłony: 9912
Uśmiech zawitał na pysk adepta. Czas rozruszać swoje kości i poszukać źródła tego całego zła. Rudzik... pozostałe smoki... wszyscy zostali dotknięci przez coś naprawdę niedobrego, a do obowiązków Galnira była pomoc. Spojrzawszy na zgromadzonych przedstawicieli stada Ziemi, Kalejdoskopowy zdecydował, że to on powinien ruszyć wraz z duszkiem na poszukiwania. Z jednej strony opuszczał przez to najmłodszych, z drugiej zaś lepiej, żeby to on poszedł. Tego typu wyprawy wydają się wiązać z wieloma niebezpieczeństwami, przynajmniej będzie ich więcej niż przy próbach leczenia towarzyszy. Lepiej nie narażać młodszych ziemniaków na takie atrakcje, jeszcze będą miały okazje poczuć rany i zapach własnej krwi.
Wziął głębszy oddech i wyszedł przed szereg. Ostatni raz obejrzał się po swoich pobratymcach i wykrzywił wargi w uśmiechu, dadzą sobie radę, wiedział to.
Ruszył za Urojoną Łuską i dochodząc, usłyszał co mówiła do Naqimii. Gdy stał już obok smoczycy, skinął do niej porozumiewawczo i skierował wzrok na duszka. –Jestem Kalejdoskopowy Kolec z Ziemi, aktualnie szkolę się na łowcę. Chętnie pomógłbym szukać źródła tego zamętu. – przedstawił się jeszcze zanim padły odpowiedzi na pytania smoczycy.
Każda informacja będzie przydatna przy rozwiązywaniu tej sprawy... Coś mrocznego nawiedziło Wolne Stada, trzeba to wyplenić jak najszybciej.
Wziął głębszy oddech i wyszedł przed szereg. Ostatni raz obejrzał się po swoich pobratymcach i wykrzywił wargi w uśmiechu, dadzą sobie radę, wiedział to.
Ruszył za Urojoną Łuską i dochodząc, usłyszał co mówiła do Naqimii. Gdy stał już obok smoczycy, skinął do niej porozumiewawczo i skierował wzrok na duszka. –Jestem Kalejdoskopowy Kolec z Ziemi, aktualnie szkolę się na łowcę. Chętnie pomógłbym szukać źródła tego zamętu. – przedstawił się jeszcze zanim padły odpowiedzi na pytania smoczycy.
Każda informacja będzie przydatna przy rozwiązywaniu tej sprawy... Coś mrocznego nawiedziło Wolne Stada, trzeba to wyplenić jak najszybciej.
- 16 lut 2019, 0:26
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XIII
- Odpowiedzi: 161
- Odsłony: 9912
Szedł tuż obok dorosłego smoka Ziemi. Był wręcz jego prawą ręką w trakcie tej podróży. Jako dwa najstarsze smoki, mieli na oku resztę młodzieży. To nie był czas na rozmyślenia, dlaczego Galnir wciąż jest adeptem, a nie już dorosłym smokiem. W każdym razie eskortował oślepionego czarodzieja i czuwał nad młodszymi od siebie. Rudzik prawdopodobnie mógł rozpoznawać teren magią, lecz musiało być to trochę uciążliwe, męczące, a sprawna para oczu była zawsze przydatna. Moc, która emanowała od duszka była wyczuwalna nawet dla Galnira... czuł tylko potęgę tej magii, która przeszywała ciało adepta do samych kości.
Rudzik coś powiedział, a Kalejdoskopowy na niego spojrzał. Co to za słowo? Coś z tego jego dziwnego języka? A może imię stworzenia, z którego lał sie złoty pył? Ciekawość zaczęła zżerać Galnira.
Midar wyprzedził adepta z pytaniem, więc ten mógł zachować milczenie. Przeleciał wzrokiem po widocznych smokach i westchnął. Ostania jego przygoda z nietypowym bytem, skończyła się dla niego omdleniem i zostawieniem towarzyszki niedoli sam na sam z przeciwnikami... może tym razem będzie inaczej? Oby nic się nikomu nie stało, miał zamiar tego dopilnować.
Rudzik coś powiedział, a Kalejdoskopowy na niego spojrzał. Co to za słowo? Coś z tego jego dziwnego języka? A może imię stworzenia, z którego lał sie złoty pył? Ciekawość zaczęła zżerać Galnira.
Midar wyprzedził adepta z pytaniem, więc ten mógł zachować milczenie. Przeleciał wzrokiem po widocznych smokach i westchnął. Ostania jego przygoda z nietypowym bytem, skończyła się dla niego omdleniem i zostawieniem towarzyszki niedoli sam na sam z przeciwnikami... może tym razem będzie inaczej? Oby nic się nikomu nie stało, miał zamiar tego dopilnować.
- 10 lut 2019, 13:33
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Księżycowa łąka
- Odpowiedzi: 776
- Odsłony: 110470
Galnira bardzo ciekawiło, czy przesył się udał. Nie był to najzgrabniejszy sposób na wykonanie tego, ale jednak wydawał się skuteczny. Spojrzał smoczycy w oczy, by zaraz znów zostać nawiedzonym przez wizję. Widocznie nauka jeszcze potrwa, jednak to musi być po części znak, że informacja dotarła. Między uczucia, które wlewały się w umysł Galnira dzięki Sześć, wciskało się uczucie satysfakcji. Po chwili tej radości, Kalejdoskopowy zdecydował się wreszcie skupić na mentalnym przekazie.
Zobaczył siebie. Żadne zaskoczenie, powtórka z poprzednich wizji. Tym razem ujrzał siebie obserwującego lód. Czuł narastającą w sobie koncrentację. Jakby coś chciało, aby badał ten lód, poznał go, ogarnął jego właściwości, jednym słowem zrozumiał jego istotę. Następnie jego zadaniem było wytworzenie lodowego kolca i ciśnięcie nim w sokoła. Zadanie pozornie proste, ale Galnir przekonał się, że magia do prostych nie należy.
Gdy wizja się skończyła, adept zebrał się w sobie i wyobraził lód. Gdy zobaczył samą jego istotę, zaczął nadawać mu kształt. Wyobraźnią wyrzeźbił ostro zakończony kolec, o długości prawie 3 pazurów i średnicy około 3 łusek. Na tak małego ptaka nie bylo potrzeby użycia, czegoś większego, a co za tym idzie, cięższego. Miał mieć idealnie gładką fakturę, twardość porównywalną z kamieniem. Nie mógł sie przecież złamać przy kontakcie z celem. Kolec miał być bez smaku, ani zapachu, kolorem nie różnił się od lodu występującego w naturze, zaś czuć było od niego zimno przy dotyku.
Nie wiedząc, jak jeszcze możnaby opisać kawałek lodu, Galnir skupił się na obecnym wyobrażeniu. Wymienił właściwości jeszcze raz na spokojnie. I przy trzecim powtórzeniu zaczerpnął do Źródła. Otworzył oczy i zerknął gdzie znajduje się ptak. Podniósł lewą łapę, gdzie miał się w jego wyobrażeniu pojawić lodowy kolec. Wyobraźnia zaczęła składać wszystko w całość. Miejsce pojawienia się kolca, kształt, twardość i resztę właściwości. Ostatnim elementem było dodanie do wyobrażenia samego ataku. Ujrzał oczami wyobraźni jak kolec leci w stronę sokoła. Galnir celował w jego brzuch. Jako, że walkę opierał na swojej zręczności, starał się o jeden precyzyjny strał prosto w upatrzone miejsce. Gdy wszystko było gotowe, przelał w wyobrażenie Moc zaczerpniętą ze Źródła. Poczuł zimno przy swojej łapie, które momentalnie odleciało. Lodowy kolec został rzucony.
Zobaczył siebie. Żadne zaskoczenie, powtórka z poprzednich wizji. Tym razem ujrzał siebie obserwującego lód. Czuł narastającą w sobie koncrentację. Jakby coś chciało, aby badał ten lód, poznał go, ogarnął jego właściwości, jednym słowem zrozumiał jego istotę. Następnie jego zadaniem było wytworzenie lodowego kolca i ciśnięcie nim w sokoła. Zadanie pozornie proste, ale Galnir przekonał się, że magia do prostych nie należy.
Gdy wizja się skończyła, adept zebrał się w sobie i wyobraził lód. Gdy zobaczył samą jego istotę, zaczął nadawać mu kształt. Wyobraźnią wyrzeźbił ostro zakończony kolec, o długości prawie 3 pazurów i średnicy około 3 łusek. Na tak małego ptaka nie bylo potrzeby użycia, czegoś większego, a co za tym idzie, cięższego. Miał mieć idealnie gładką fakturę, twardość porównywalną z kamieniem. Nie mógł sie przecież złamać przy kontakcie z celem. Kolec miał być bez smaku, ani zapachu, kolorem nie różnił się od lodu występującego w naturze, zaś czuć było od niego zimno przy dotyku.
Nie wiedząc, jak jeszcze możnaby opisać kawałek lodu, Galnir skupił się na obecnym wyobrażeniu. Wymienił właściwości jeszcze raz na spokojnie. I przy trzecim powtórzeniu zaczerpnął do Źródła. Otworzył oczy i zerknął gdzie znajduje się ptak. Podniósł lewą łapę, gdzie miał się w jego wyobrażeniu pojawić lodowy kolec. Wyobraźnia zaczęła składać wszystko w całość. Miejsce pojawienia się kolca, kształt, twardość i resztę właściwości. Ostatnim elementem było dodanie do wyobrażenia samego ataku. Ujrzał oczami wyobraźni jak kolec leci w stronę sokoła. Galnir celował w jego brzuch. Jako, że walkę opierał na swojej zręczności, starał się o jeden precyzyjny strał prosto w upatrzone miejsce. Gdy wszystko było gotowe, przelał w wyobrażenie Moc zaczerpniętą ze Źródła. Poczuł zimno przy swojej łapie, które momentalnie odleciało. Lodowy kolec został rzucony.
- 02 lut 2019, 1:39
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Księżycowa łąka
- Odpowiedzi: 776
- Odsłony: 110470
Reakcja! Widział ją wyraźnię… choć w sumie tylko ślepy by przeoczył reakcję Sześć na jego podniesienie łapy. Czyli jednak, miał rację. Sprawdzała go. Nie była pewna czy ją rozumie i widzi przesyłane wizje. Liczył, że obejdzie się bez kolejnych wyobrażeń, jednak samiczka miała inne plany.
Pierwszym obrazem, który nawiedził jego głowę było źródełko wody. Znajdowało się w jaskini, a woda z niego wylewała się i formowała strumień. Obraz przeplótł się z jego własną podobizną. Co to miało znaczyć? Czyżby Galnir miał w sobie jakieś źródło? Źródło czego? I czemu ono wylewało wodę z miejsca, gdzie smok miał serce? Pierwsza wizja dała więcej pytań niż odpowiedzi, ale była dobrą zapowiedzią kolejnych.
Druga wizja przedstawiała kolorowookiego smoka błądzącego po korytarzach jakiejś jaskini. Niewykluczone, że były to odnogi tej jaskini ze źródełkiem… Smok czegoś wyraźnie szukał. Galnir miał kilka przemyśleń czego mógłaby jego podobizna szukać. Jedna z nich okazała się prawdziwa, chodziło o źródełko. Jak na razie wszystko sprowadzało się do niego. Imitacja samca wytworzyła sokoła z wody. To było dopiero fascynujące. Woda ze źródła jest w stanie tworzyć rzeczy, ale żeby tworzyć, ktoś musi z niej zaczerpnąć i jakoś ukierunkować. Czymże jest ta woda? Maddarą o której większość smoków w stanie już nieraz wspomniała? Galnirowi wydało się to dość prawdopodobne.
Trzeci obraz przedstawiał sokoła… Tylko sokoła, jednak czuł jak Sześć przelewa w Kalejdoskopowego wszystkie informacje na jego temat. W ciągu sekund jego pojmowanie na temat tworu z wody pogłębiało się, zaś smok dokładał do tego własne pomysły, próbował łączyć fakty. Gdy osiągnął pełne zrozumienie tworu w postaci sokoła, poczuł jak wizja znika.
Następnym co zobaczyły to formowanie się identycznego ptaka na łapie Numeru Szóstego. Zostawiła go z tymi wszystkimi informacjami. Takie twory powstają za pomocą maddary, tego był pewien, resztę musiał wywnioskować z obrazów, które chwilę temu zobaczył. Po dłuższej chwili wszystko zaczęło się układać w logiczną całość. Źródło czegoś… maddary? Jakiejś mocy? Nieważne, czegoś potrzebengo do posługiwania się magią, leży w samym środku Galnira. Możliwe, że dzięki temu był w stanie zobaczyć te wizje. Woda ze źródła to jest ta cała Moc i ona się rozchodzi na resztę ciała. Ze Źródła można czerpać i przeznaczyć zabraną energię w wytworzenie czegoś. Prawdopodobnie tak Sześć stworzyła wszystkie te wizje. Cała ta analiza sokoła mówi tyle, że wytworzony obiekt musi być dokładny. Należy wziąć wszystkei czynniki pod uwagę, bez wyjątku. To ma sens, chyba…
Galnir nie chciał się porywać na coś wielkiego. Zamknął oczy, wyobraził sobie zaś siebie, biorącego w łapy tę wodę. Czyniąc to, poczuł lekkie poruszenie w swoim organizmie. Zignorował to i skupił się na ciele Sześć. Wyobraził sobie jak jego poczcucie zrozumienia kumuluje się w jeden biały, świetlisty punkt, który wysłany został przez ciągły strumień wylatujący z jego łba, prosto to łba smoczycy. Nie nadał tym wyobrażeniom zapachu, smaku, any twardości. Widział, jak to uczucie przemieszczało się wprost do niej. Gdy podróż punktu dobiegła końca, Kalejdoskopowy otworzył oczy i spojrzał prosto w oczy samicy. Wyczekiwał reakcji, jakiejkolwiek. Byłby to znak, że udało mu się przekazać coś. To na pewno wspomogłoby komunikację.
Pierwszym obrazem, który nawiedził jego głowę było źródełko wody. Znajdowało się w jaskini, a woda z niego wylewała się i formowała strumień. Obraz przeplótł się z jego własną podobizną. Co to miało znaczyć? Czyżby Galnir miał w sobie jakieś źródło? Źródło czego? I czemu ono wylewało wodę z miejsca, gdzie smok miał serce? Pierwsza wizja dała więcej pytań niż odpowiedzi, ale była dobrą zapowiedzią kolejnych.
Druga wizja przedstawiała kolorowookiego smoka błądzącego po korytarzach jakiejś jaskini. Niewykluczone, że były to odnogi tej jaskini ze źródełkiem… Smok czegoś wyraźnie szukał. Galnir miał kilka przemyśleń czego mógłaby jego podobizna szukać. Jedna z nich okazała się prawdziwa, chodziło o źródełko. Jak na razie wszystko sprowadzało się do niego. Imitacja samca wytworzyła sokoła z wody. To było dopiero fascynujące. Woda ze źródła jest w stanie tworzyć rzeczy, ale żeby tworzyć, ktoś musi z niej zaczerpnąć i jakoś ukierunkować. Czymże jest ta woda? Maddarą o której większość smoków w stanie już nieraz wspomniała? Galnirowi wydało się to dość prawdopodobne.
Trzeci obraz przedstawiał sokoła… Tylko sokoła, jednak czuł jak Sześć przelewa w Kalejdoskopowego wszystkie informacje na jego temat. W ciągu sekund jego pojmowanie na temat tworu z wody pogłębiało się, zaś smok dokładał do tego własne pomysły, próbował łączyć fakty. Gdy osiągnął pełne zrozumienie tworu w postaci sokoła, poczuł jak wizja znika.
Następnym co zobaczyły to formowanie się identycznego ptaka na łapie Numeru Szóstego. Zostawiła go z tymi wszystkimi informacjami. Takie twory powstają za pomocą maddary, tego był pewien, resztę musiał wywnioskować z obrazów, które chwilę temu zobaczył. Po dłuższej chwili wszystko zaczęło się układać w logiczną całość. Źródło czegoś… maddary? Jakiejś mocy? Nieważne, czegoś potrzebengo do posługiwania się magią, leży w samym środku Galnira. Możliwe, że dzięki temu był w stanie zobaczyć te wizje. Woda ze źródła to jest ta cała Moc i ona się rozchodzi na resztę ciała. Ze Źródła można czerpać i przeznaczyć zabraną energię w wytworzenie czegoś. Prawdopodobnie tak Sześć stworzyła wszystkie te wizje. Cała ta analiza sokoła mówi tyle, że wytworzony obiekt musi być dokładny. Należy wziąć wszystkei czynniki pod uwagę, bez wyjątku. To ma sens, chyba…
Galnir nie chciał się porywać na coś wielkiego. Zamknął oczy, wyobraził sobie zaś siebie, biorącego w łapy tę wodę. Czyniąc to, poczuł lekkie poruszenie w swoim organizmie. Zignorował to i skupił się na ciele Sześć. Wyobraził sobie jak jego poczcucie zrozumienia kumuluje się w jeden biały, świetlisty punkt, który wysłany został przez ciągły strumień wylatujący z jego łba, prosto to łba smoczycy. Nie nadał tym wyobrażeniom zapachu, smaku, any twardości. Widział, jak to uczucie przemieszczało się wprost do niej. Gdy podróż punktu dobiegła końca, Kalejdoskopowy otworzył oczy i spojrzał prosto w oczy samicy. Wyczekiwał reakcji, jakiejkolwiek. Byłby to znak, że udało mu się przekazać coś. To na pewno wspomogłoby komunikację.
- 25 sty 2019, 22:28
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Księżycowa łąka
- Odpowiedzi: 776
- Odsłony: 110470
Gdyby nie lekko delikatna sytuacja, Galnir westchnąłby doniośle. Nie lubił tego, ze nie potrafił się porozumiewać poprzez Moc. Dalej miał w głowie myśl, że powinien się wreszcie tego nauczyć. Smoczyca najwyraźniej zdobyła tę umiejętność, skądkolwiek pochodzi. To dawało jakieś pole do popisu w kontekście komunikacji, choć to zielonołuski smok czuł sie niemy w tej sytuacji.
Poczuł lekki dreszcz w momencie gdy Sześć go sondowała. Nie jest to nigdy wielka rzecz, wszak dreszcze są naturalne, jednak tym razem był on lekkim powodem do niepokoju... a może to tylko przypadkowy dreszcz, a Kalejdoskopowy dramatyzuje i popada w lekką paranoję co do reakcji swojego ciała na chłód? Immanor wie.
Następnym ważnym momentem było pojawienie się kolejnego obrazu, tym razem podszedł do tego spokojniej niż wcześniej. Samica zdawała się sprawdzić czy on w ogóle reaguje na jej projekcje... Jakby wcześniejsze wycofanie nie było wystarczającym znakiem.
Kiedy obraz zniknął i znów skupił uwagę na smoczycy, z wielką chęcią by wywrócićślepiami, podniósł prawą łapę i odłożył na miejsce jak sobie życzyła od niego. Odczekał moment. Zrobił to ponownie, na znak, że to nie jest jakieś przypadkowe zachowanie.
- 14 sty 2019, 18:25
- Forum: Ogólne
- Temat: Powiadomienia
- Odpowiedzi: 6987
- Odsłony: 363907
Płeć: Samiec
Najważniejsze cechy wyglądu: (niepotrzebne usunąć*)
Łuski
Skrzydła
Skrzydła błoniaste
Dwie pary łap
Kolor oczu: piaskowa żółć z błękitnym konturem
Dominujący kolor smoka: zieleń
Znaki szczególne smoka (max 15 słów): brak rogów; kolce dookoła końcówki ogona, skierowane ku jego czubkowi
Zieje kwasem
Zaktualizowane
Najważniejsze cechy wyglądu: (niepotrzebne usunąć*)
Łuski
Skrzydła
Skrzydła błoniaste
Dwie pary łap
Kolor oczu: piaskowa żółć z błękitnym konturem
Dominujący kolor smoka: zieleń
Znaki szczególne smoka (max 15 słów): brak rogów; kolce dookoła końcówki ogona, skierowane ku jego czubkowi
Zieje kwasem
Zaktualizowane
- 08 sty 2019, 19:01
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Księżycowa łąka
- Odpowiedzi: 776
- Odsłony: 110470
Niewyjaśnionym była sama obecnosć samicy. Przybyła znikąd, nie potrafi mówić lub ukrywa ten fakt, używa ewidentnie magii i wydaje się śmiertelnie niebezpieczna. Szczęście Galnira polegało na tym, że udało mu się dojść z nią do pewnego porozumienia. Wyglądało na to, że nikt nie ma zamiaru zabijać. Nie tym razem.
Jego czyny wystarczyły, by białoskóra poczuła się swobodniej, być może dodatkowo uznała go za uległego czy przestraszonego, ale swój cel osiągnął. Przysiadła, a on poszedł jej śladem. Rozluźnił mięśnie i usadowił się na swoich tylnych łapach. Dał ciału odpocząć, lecz umysł jego nie mógł pozwolić sobie na taki komfort. Rozluźnienie atmosfery nie równało się zażegnaniu zagrożenia. Jeden niewłaściwy ruch z jego strony, mógłby skończyć się w najlepszym przypadku spłoszeniem jej, w najgorszym krwawą walką.
Przechylenie łba było chyba najmocniejszym przekazem, jaki zielony smok mógł odczytać w tamtej chwili. Głównie dlatego, że był najprostszy do zrozumienia i napędzany jej magią. Czuł, jak nawiązuje więź z jego umysłem i dzieli się swą ciekawością. To uczucie wypełniło jego myśli i zmieszało się z jego własną chęcią poznania odpowiedzi na pytania dotyczące białoskórej. Te dwa uczucia, identyczne, choć pochodzące z innych źródeł, były jak dwa puszyste obłoki wchodzące jeden w drugi.
Samiec ani drgnął, nie dlatego, że się wystraszył, lecz niestety nie wiedział jak odpowiedzieć. Nie potrafił posłużyć się Mocą, by dotknąć jej umysłu, a tym bardziej przekazać jakiejś informacji. Pozostał więc w ciszy.
Jego czyny wystarczyły, by białoskóra poczuła się swobodniej, być może dodatkowo uznała go za uległego czy przestraszonego, ale swój cel osiągnął. Przysiadła, a on poszedł jej śladem. Rozluźnił mięśnie i usadowił się na swoich tylnych łapach. Dał ciału odpocząć, lecz umysł jego nie mógł pozwolić sobie na taki komfort. Rozluźnienie atmosfery nie równało się zażegnaniu zagrożenia. Jeden niewłaściwy ruch z jego strony, mógłby skończyć się w najlepszym przypadku spłoszeniem jej, w najgorszym krwawą walką.
Przechylenie łba było chyba najmocniejszym przekazem, jaki zielony smok mógł odczytać w tamtej chwili. Głównie dlatego, że był najprostszy do zrozumienia i napędzany jej magią. Czuł, jak nawiązuje więź z jego umysłem i dzieli się swą ciekawością. To uczucie wypełniło jego myśli i zmieszało się z jego własną chęcią poznania odpowiedzi na pytania dotyczące białoskórej. Te dwa uczucia, identyczne, choć pochodzące z innych źródeł, były jak dwa puszyste obłoki wchodzące jeden w drugi.
Samiec ani drgnął, nie dlatego, że się wystraszył, lecz niestety nie wiedział jak odpowiedzieć. Nie potrafił posłużyć się Mocą, by dotknąć jej umysłu, a tym bardziej przekazać jakiejś informacji. Pozostał więc w ciszy.
- 07 sty 2019, 22:52
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Księżycowa łąka
- Odpowiedzi: 776
- Odsłony: 110470
Jeden niewinny krok, a tak wiele zdziałał. Tak ukazuje się oto potęga zwierzęcej natury smoków, instynktów, umiejętności porozumienia się bez słów. Samica widocznie zrozumiałą niechęć samca do agresji, nie ruszyła na niego, nie próbowała go okrążyć, nie uciekła. Galnir, na moment zapomniał, że w ogóle potrafił mówić, poczuł się niczym wilk, rozmawiający z drugim wilkiem przez spojrzenia, ruchy i ewentualnie proste dźwięki.
Jego nieprzejednane i statyczne spojrzenie, ciągle skierowane na łeb białoskórej, nie dawało za wygraną i również badało na potęgę. Badało to, co było widoczne, zaś jego drugi wzrok, ten ukazujący obrazy w myślach, poddawał całość analizie i interpretacji.
Wraz z jej krokiem wstecz, poczuł niemałą ulgę. Stres dalej się go trzymał, lecz jego moc była mniejsza. Nadal był również co do niej nieufny, ale miał wrażenie, jakby pojawiła się między nimi nić zrozumienia. "Ja nie chcę atakować, ty też zdaje się nie chcesz." – to była pierwsza myśl. Precyzyjny wzrok samicy przysloniły do połowy powieki, zaś jej ogon ponownie sunął po białym puchu.
Instynkt podpowiadał Kalejdoskopowemu dopasowanie się, to co uwielbiał robić, gdy robiło się gorąco. Nigdy jednak nie robił tego podświadomie, zawsze planował tego typu zachowanie. Podążył za swoimi uczuciami jako drapieżnik i również przymrużył ostrożnie oczy. Dodatkowo z lekkim trudem, który przysporzyła mu natura, przesunął ogon i finalnie go podkulił. Następnym ruchem byłoby ułożenie zada, nie mógł sobie jednak pozwolić na takie zaufanie. Gdyby miał nagle atakować lub uciekać sam podkulony ogon byłby przeszkodą a co dopiero siedzienie, jednak coś mówiło adeptowi, że nie ma powodu by się obawiać... przynajmniej na razie.
/Tak zwana pomroczność jasna....Amen
Jego nieprzejednane i statyczne spojrzenie, ciągle skierowane na łeb białoskórej, nie dawało za wygraną i również badało na potęgę. Badało to, co było widoczne, zaś jego drugi wzrok, ten ukazujący obrazy w myślach, poddawał całość analizie i interpretacji.
Wraz z jej krokiem wstecz, poczuł niemałą ulgę. Stres dalej się go trzymał, lecz jego moc była mniejsza. Nadal był również co do niej nieufny, ale miał wrażenie, jakby pojawiła się między nimi nić zrozumienia. "Ja nie chcę atakować, ty też zdaje się nie chcesz." – to była pierwsza myśl. Precyzyjny wzrok samicy przysloniły do połowy powieki, zaś jej ogon ponownie sunął po białym puchu.
Instynkt podpowiadał Kalejdoskopowemu dopasowanie się, to co uwielbiał robić, gdy robiło się gorąco. Nigdy jednak nie robił tego podświadomie, zawsze planował tego typu zachowanie. Podążył za swoimi uczuciami jako drapieżnik i również przymrużył ostrożnie oczy. Dodatkowo z lekkim trudem, który przysporzyła mu natura, przesunął ogon i finalnie go podkulił. Następnym ruchem byłoby ułożenie zada, nie mógł sobie jednak pozwolić na takie zaufanie. Gdyby miał nagle atakować lub uciekać sam podkulony ogon byłby przeszkodą a co dopiero siedzienie, jednak coś mówiło adeptowi, że nie ma powodu by się obawiać... przynajmniej na razie.
/Tak zwana pomroczność jasna....Amen
- 06 sty 2019, 21:03
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Księżycowa łąka
- Odpowiedzi: 776
- Odsłony: 110470
Skupienie, pełne skupienie. Analiza. Wnioskowanie. Takie oto czynności zielonołuski smok wykonywał nieustannie, a przynajmniej próbował. Samo jej milczenie wtłaczało w niego uczucie zagrożenia. A wygląd zasiewał wątpliwości w umyśle Kalejdoskopowego, że istota przed nim jest w ogóle smokiem. Jedyne czego mógł się domyślać to fakt, iż jest samicą. Jej budowa ciała zakorzeniła takie przekonanie w głowie kolorowookiego. Kątem oka dostrzegł lekki ruch za nią. Czyżby ogon? Śnieg w fuzji z kolorem jej skóry utrudniał rozróżnianie co jest śniegiem, a co istotą. Jej wzrok dawał jasne ostrzeżenie, była w stanie zamordować z zimną krwią każdego kto spróbuje do niej podejść... Skąd więc ta krew? Niewykluczone, że jej własna. Śnieg pomógłby oczyścić jej łapy, ale ona nie zanikała...
Galnir nie wykonywał gwałtownych ruchów. Stał spokojnie, mimo chaosu napędzanego niepokojem, który wplątywał się w myśli adepta. Jedynym wyjątkiem od tej reguły był ogon, który jak w przypadku rozmówczyni, przesunął się po śniegu. Kolce się na nim znajdujące postrzępiły dodatkowo niemal idealnie gładki ślad. Żółte ślepia wraz ze swoimi błękitnymi pierścieniami skupiły się na łbie drapieżnika. Nie miał najmniejszego zamiaru walczyć, jej wygląd i warunki pogodowe drastycznie przeważyłyby na niekorzysć Galnira.
Wtedy doczekał się reakcji przybysza. Szczeknięcie, jakoby wilka, przeszyło jego uszy i dotarło aż do muógu, gdzie nadeszłą go jedna myśl: "Czy ona w ogóle potrafi mówić?". Dla zestresowanego adepta jest to rzecz oczywista i bierze ją za pewnik, że wszystkie smoki potrafią mówić... fizycznie lub mentalnie. Samica niestety nie chciała uraczyć rozmówcy swą mową. Galnir przechylił lekko łeb w lewo i poczuł jak obraz przed oczami mu się zamazuje. Głowę przeszył dreszcz i kontynuował on swoją wędrówkę przez całe ciało aż do mautkich kolców na ogonie. Smok zaś, pozostał w bezruchu.
Widok groty pełnej czaszek, krwi, śladów. Czy to sen? Czy może go dopadła a on nawet nie zauważył? Przecież jak mogłaby być tak szybka? To nie miało sensu... ale miało w sobie strach.
Strach, niepokój i obawę, które były wtłaczane w umysł Kalejdoskopowego. Szkarłat figurował na ziemi, czaszkach, śniegu przy wyjściu z groty. Gdy obraz ponownie zaszedł mgłą i jego oczom ukazała się ponownie sylwetka samicy, samiec pozwolił sobie na krok w tył. Spokojny, niealarmujący krok. Czuł każdy mięsień po kolei przy robieniu go. Chciał, by istota naprzeciw niego nie odebrała tego jako agresję, a niechęć do walki. Obraz, który mu pokazała mocno zadziałał. Przekaz był bardzo jasny, nie trzeba było dwa razy powtarzać. Ma przed sobą doświadczonego łowcę, którego ofiarą na pewno nie chce się stać. Chaos w umyśle Galnira rozrósłsię drastycznie. Oddech, kotrolowanie go to była makabra. Mięśnie przynajmniej nie drżały za bardzo... tyle dobrze. W takich momentach żałował, że nie potrafi posługiwać się maddarą. Mógłby się z nią porozumieć przez obrazy... lub może porozmawiać. Jego ostatnią czynnościa, by przypieczętować swoje pokojowe zamiary było wolne skinięcie. Teraz tylko czy drapieżnik zrozumie to jako pokojowe oddanie honoru czy coś innego?
Galnir nie wykonywał gwałtownych ruchów. Stał spokojnie, mimo chaosu napędzanego niepokojem, który wplątywał się w myśli adepta. Jedynym wyjątkiem od tej reguły był ogon, który jak w przypadku rozmówczyni, przesunął się po śniegu. Kolce się na nim znajdujące postrzępiły dodatkowo niemal idealnie gładki ślad. Żółte ślepia wraz ze swoimi błękitnymi pierścieniami skupiły się na łbie drapieżnika. Nie miał najmniejszego zamiaru walczyć, jej wygląd i warunki pogodowe drastycznie przeważyłyby na niekorzysć Galnira.
Wtedy doczekał się reakcji przybysza. Szczeknięcie, jakoby wilka, przeszyło jego uszy i dotarło aż do muógu, gdzie nadeszłą go jedna myśl: "Czy ona w ogóle potrafi mówić?". Dla zestresowanego adepta jest to rzecz oczywista i bierze ją za pewnik, że wszystkie smoki potrafią mówić... fizycznie lub mentalnie. Samica niestety nie chciała uraczyć rozmówcy swą mową. Galnir przechylił lekko łeb w lewo i poczuł jak obraz przed oczami mu się zamazuje. Głowę przeszył dreszcz i kontynuował on swoją wędrówkę przez całe ciało aż do mautkich kolców na ogonie. Smok zaś, pozostał w bezruchu.
Widok groty pełnej czaszek, krwi, śladów. Czy to sen? Czy może go dopadła a on nawet nie zauważył? Przecież jak mogłaby być tak szybka? To nie miało sensu... ale miało w sobie strach.
Strach, niepokój i obawę, które były wtłaczane w umysł Kalejdoskopowego. Szkarłat figurował na ziemi, czaszkach, śniegu przy wyjściu z groty. Gdy obraz ponownie zaszedł mgłą i jego oczom ukazała się ponownie sylwetka samicy, samiec pozwolił sobie na krok w tył. Spokojny, niealarmujący krok. Czuł każdy mięsień po kolei przy robieniu go. Chciał, by istota naprzeciw niego nie odebrała tego jako agresję, a niechęć do walki. Obraz, który mu pokazała mocno zadziałał. Przekaz był bardzo jasny, nie trzeba było dwa razy powtarzać. Ma przed sobą doświadczonego łowcę, którego ofiarą na pewno nie chce się stać. Chaos w umyśle Galnira rozrósłsię drastycznie. Oddech, kotrolowanie go to była makabra. Mięśnie przynajmniej nie drżały za bardzo... tyle dobrze. W takich momentach żałował, że nie potrafi posługiwać się maddarą. Mógłby się z nią porozumieć przez obrazy... lub może porozmawiać. Jego ostatnią czynnościa, by przypieczętować swoje pokojowe zamiary było wolne skinięcie. Teraz tylko czy drapieżnik zrozumie to jako pokojowe oddanie honoru czy coś innego?
- 06 sty 2019, 2:09
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Księżycowa łąka
- Odpowiedzi: 776
- Odsłony: 110470
Odkąd tylko samiec potrafił zadbać o swoją skórę, jego wypady nie ograniczały się jedynie do spacerów za dnia. Poznawanie świata nabierało nowego wymiaru piękna w momencie, gdy promienie Słońca ustępowały gwieździstemu niebu i blaskowi księżyca. Wonie zmieniały się diametralnie, ponieważ częściej czuć było zwierzynę łowną i krew... właśnie, zapach krwi zainteresował Galnira. Nieczęsto można, ją wyczuć tak dokładnie, jakoby jej źródło znajdowało się kilka kroków stąd. Zwolnił swój krok i podążył tym tropem, by spostrzec poruszający w lewo względem niego kształt. Postać prawie zupełnie zlewała się z zalegającym na ziemi śniegiem. Z całą sytuacją jednak kontrastowały krwawe ślady, które zostawiała. Czy on lub ona kogoś zabiła? A może to jej rany? Skąd ona w ogóle jest? Galnir pierwszy raz na oczy widział tego smoka.
Nie chcąc przestraszyć Sześć, smok obszedł ją dookoła tak, aby podejść do niej frontalnie. Mogła być niebezpieczna, a zaskoczenie pewnie by ją podjudziło do podjęcia walki. W takiej sytuacji lepiej nie ryzykować. Czujny i skupiony kierował się ku niej. Przystanął w miejscu, gdzie mogła go dostrzec po prostu patrząc w przód. Przybrał pogodny wyraz pyska i patrzył na nią. –Witaj. Zwą mnie Kalejdoskopowym Kolcem. Jak masz na imię? A, i czy możesz mi powiedzieć skąd ta krew? – zagadał gdy uznał, że on lub ona będzie w stanie go usłyszeć, starając się również nie tracić skupienia. Temat krwi brzmi jak średni pomysł na rozpoczęcie rozmowy, jednak warto się dowiedzieć czy nalezy do niej, jakiegoś zwierza, czy innego smoka. Pod fasadą miłego spojrzenia, którym zwykle obdarza się rozmówcę, Kalejdoskopowy starał się wybadać z jakim smokiem ma do czynienia. Niestety nie potrafił określić czym jest pokryty ów wędrowiec... czy raczej wędrowczyni, bo rozpoznał, iż przed nim znajduje się samica. Nie były to łuski, futro było tylko częściowe... Uwagę jego przykuły oczy. Jedno błękitne, drugie czerwone, spojrzenie zaś ukazywało bezwzględność i brak jakiegokolwiek zawahania w kwestii zabicia drugiego smoka przy potencjalnie groźnej sytuacji. Galnir nie miał zamiaru atakować, za to nie mógł tego oczekiwać od drugiego smoka. Należy więc zachować ostrożność.
Nie chcąc przestraszyć Sześć, smok obszedł ją dookoła tak, aby podejść do niej frontalnie. Mogła być niebezpieczna, a zaskoczenie pewnie by ją podjudziło do podjęcia walki. W takiej sytuacji lepiej nie ryzykować. Czujny i skupiony kierował się ku niej. Przystanął w miejscu, gdzie mogła go dostrzec po prostu patrząc w przód. Przybrał pogodny wyraz pyska i patrzył na nią. –Witaj. Zwą mnie Kalejdoskopowym Kolcem. Jak masz na imię? A, i czy możesz mi powiedzieć skąd ta krew? – zagadał gdy uznał, że on lub ona będzie w stanie go usłyszeć, starając się również nie tracić skupienia. Temat krwi brzmi jak średni pomysł na rozpoczęcie rozmowy, jednak warto się dowiedzieć czy nalezy do niej, jakiegoś zwierza, czy innego smoka. Pod fasadą miłego spojrzenia, którym zwykle obdarza się rozmówcę, Kalejdoskopowy starał się wybadać z jakim smokiem ma do czynienia. Niestety nie potrafił określić czym jest pokryty ów wędrowiec... czy raczej wędrowczyni, bo rozpoznał, iż przed nim znajduje się samica. Nie były to łuski, futro było tylko częściowe... Uwagę jego przykuły oczy. Jedno błękitne, drugie czerwone, spojrzenie zaś ukazywało bezwzględność i brak jakiegokolwiek zawahania w kwestii zabicia drugiego smoka przy potencjalnie groźnej sytuacji. Galnir nie miał zamiaru atakować, za to nie mógł tego oczekiwać od drugiego smoka. Należy więc zachować ostrożność.
- 04 sty 2019, 1:34
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Wzgórze Świetlików
- Odpowiedzi: 530
- Odsłony: 67124
Blask zachodzącego Słońca niknął z minuty na minutę. Kalejdoskopowy Kolec ogarniał połacie terenu swoimi kolorowymi ślepiami. Piękno tego miejsca nie zostało w żaden sposób zachwiane, jest tak samo piękne, jak je zapamiętał księżyce temu. Powrócenie do tego miejsca okazało sie być na swój sposób odświeżające, pobudzające nostalgię i miłe odczucia. Pamięć płatała figle adeptowi i przechodząc obok konktretnych drzew, przypominał sobie kolejne fragmenty swojego ówczesnego spaceru. Nie potrafiłby opisać swoich uczuć w tym momencie, jakby cofnął sie w czasie ale dalej był w teraźniejszości. Galnir nigdy by nie przypuszczał, że przyjście tu zaowocuje aż taką emocjonalną reakcją. Obchód jego zakończył się w miejscu gdzie poznał Szklaną Melodię. Pysk sam się wygiął w pogodnym uśmiechu, na myśl o ich rozmowie, nauce mediacji i później potrzebie powrotu z mamą do groty. Masakra, kiedy to było? Księżyce lecą jeden za drugim i nie czekają na nikogo.
Galnir rozejrzał się kilka razy jeszcze dookoła, zastanawiając się czy jakieś inne smoki tu są i ułożył się mniej więcej w miejscu, gdzie rozmawiał z Rek. Czuł lekkie osłabienie z powodu rany. Powinien się udać jak najszybciej do uzdrowiciela, ale cóż da się to wytrzymać. W każdym razie zaczął się rozglądać, czy aby ktoś nie idzie w jego stronę. Mimo wyglądania względnie bezpiecznie, nigdy nie wiadomo co może się stać, lepiej być więc w gotowości. I tak powoli słońce chyliło się ku zachodowi.
Galnir rozejrzał się kilka razy jeszcze dookoła, zastanawiając się czy jakieś inne smoki tu są i ułożył się mniej więcej w miejscu, gdzie rozmawiał z Rek. Czuł lekkie osłabienie z powodu rany. Powinien się udać jak najszybciej do uzdrowiciela, ale cóż da się to wytrzymać. W każdym razie zaczął się rozglądać, czy aby ktoś nie idzie w jego stronę. Mimo wyglądania względnie bezpiecznie, nigdy nie wiadomo co może się stać, lepiej być więc w gotowości. I tak powoli słońce chyliło się ku zachodowi.
- 22 paź 2018, 17:36
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Białe drzewko
- Odpowiedzi: 628
- Odsłony: 100239
Jednak prośby Galnira zostały wysłuchane. Przybyła odsiecz głodowa w postaci czarnego smoka, którego łuski zdobiły czerwone detale oraz złota obręcz okalająca jego szyję. Jej różnokolorowe zdobienia bardzo przypominały adeptowi o Kalejdoskopie, który stoi w grocie jego mamy... Jedyna pamiątka po ojcu. – Witaj, witaj. Dzięki ci wielkie, że uraczyłeś mnie pożywieniem. Umarłbym tu z głodu chyba... W sumie całkiem dobre miejsce na zaśnięcie na wieki. – młody zachichotał mówiąc to. – Tak przy okazji nazywam się Kalejdoskopowy Kolec, jestem adeptem z Ziemi. – przedstawił się i spojrzał na misę. Kalejdoskopowy lekko zaskoczony, że tym razem nie będzie raczył się mięsem, spróbował posiłku przygotowanego przez Smoczego Kolca. Gryz... drugi gryz... trzeci gryz... buh... i nagle jedzenie zaczęło znikać w dzikim tempie. Moment nawet nie minął, a misa opustoszała. W podziękowaniu skinął wyraźnie łbem, po czym zaczął się przyglądać złotej ozdobie drugiego smoka. Ciekawiło go jej pochodzenie.












