Widać było po przybyłym smoku czym się zajmuje. "Łowca", pomyślał sobie Sio. Skinął łbem na powitanie, bo tego wymagała zarówno kultura jak i fakt, że nie witanie się nie leżało w naturze Olchowego, niezależnie od tego czy niebieskołuski miał na to ochotę czy nie. Warunek posiłku nie zdziwił go zbytnio. Każdy dba o swoje stado i w gruncie rzeczy, nakarmienie kogoś z Plagi, to nawet było coś, co sam mógłby rozważyć w podobnej sytuacji. Z tym że w jego przypadku byłby to Ogień oczywiście. Gdyby sytuacja była odwrotna.. Uśmiechnął się lekko chcąc najpierw odpowiedzieć, a dopiero potem zabrać się do posiłku.
-Dziękuję. – Wiadomo za co, za mięcho. –Dobrze byłoby żebyśmy utrzymali takie relacje. Nie odmówię posiłku Pladze, jeśli będę w stanie pomóc i dotrze do mnie wezwanie.
Czy coś jeszcze było tu do dodania? Jeśli Godny zapyta, to pewnie będzie, na razie jednak chyba nie. Sio zabrał się więc do posiłku, konsumując surowe mięso (4/4). Może nie nazbyt wykwintne, ale byli przecież oboje drapieżnikami, czyż nie? Natura ukształtowała ich w ten sposób, że naturalnym powinno być dla nich zjadanie tego rodzaju obiadów. Choć różne smoki miewały upodobania.
Znaleziono 15 wyników
- 19 mar 2020, 20:38
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Szklista skała
- Odpowiedzi: 541
- Odsłony: 89793
- 19 mar 2020, 18:07
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Szklista skała
- Odpowiedzi: 541
- Odsłony: 89793
Szklista skała niewątpliwie zwróciła uwagę Sio, kiedy ten przelatywał nad terenami wspólnymi, szukając jakiegoś miejsca. Smoków tu było znacznie więcej niż na rozległych ziemiach ognia. Cóż.. Nie było się czemu dziwić – tereny wspólne nie grzeszyły wielkością, a odwiedzały je wszystkie stada.
Wylądował gładko obok tworu natury, rozglądając się dookoła. To chyba będzie wystarczająco charakterystyczne miejsce, jako punkt orientacyjny. Westchnąwszy, uplótł wiadomość z maddary, mającą dotrzeć do tego, kto mógłby podzielić się z nim jedzeniem. Nie miał wystarczających zapasów, aby samemu zaspokoić swój głód, a żołądek nie chciał już więcej czekać. Cóż... Trzeba było coś z tym zrobić.
Wylądował gładko obok tworu natury, rozglądając się dookoła. To chyba będzie wystarczająco charakterystyczne miejsce, jako punkt orientacyjny. Westchnąwszy, uplótł wiadomość z maddary, mającą dotrzeć do tego, kto mógłby podzielić się z nim jedzeniem. Nie miał wystarczających zapasów, aby samemu zaspokoić swój głód, a żołądek nie chciał już więcej czekać. Cóż... Trzeba było coś z tym zrobić.
Lekko w tyle, ale na miejsce przybył także Sio. Skinął obecnym łbem i wpierw położył swoją zapłatę przy tej, należącej do rodzeństwa, a dopiero potem usiadł przy Istrze, Loreleiu i Urzarze. Cieszył się na tę wyprawę, choć był świadom, że mogą spotkać ich różne nieprzyjemne, czy niebezpieczne przygody. Jednak zostając w granicach, zapewne wciąż rozmyślałby, czy rodzeństwo jest bezpieczne. Będąc z nimi, będzie też miał trochę udziału w pilnowaniu, aby się pochopnie nie wpakowali w tarapaty. Chociaż.. Mogło być tak że już samo uczestnictwo w misji było pakowaniem się w tarapaty.
/ turkus, malachit, onyks za błogosławieństwo
/ turkus, malachit, onyks za błogosławieństwo
- 21 sty 2020, 22:08
- Forum: Błękitna Skała
- Temat: Leszczynowy Zagajnik
- Odpowiedzi: 734
- Odsłony: 95464
Proszę, proszę, na terenach wspólnych również można znaleźć ładne miejsca. Leszczynowy Zagajnik na pewno do nich należał, Sio ciekawy był jak zmieni się, kiedy nastanie lato. Przysiadł sobie gdzieś w dość wygodnym miejscu, dając się wyszaleć Puszkowi, który hasał po okolicy, odkrywając uroki tarzania się w śniegu. Któż by pomyślał że ubrany w spleciony z futra i gałązek kubraczek topielec będzie przejawiał tyle energii. W przeciwieństwie do siedzącego w miejscu i nasłuchującego otoczenia Sio, kompan obwąchiwał jakieś drzewka w okolicy, ocierał się o nie i co jakiś czas turlał się, próbując zaczepić gdzieś i rozerwać ubranko. Nie bardzo interesował się tym, co robi jego smok.
Olchowy westchnął lekko i przeniósł wzrok na drzewa, w zamyśleniu oglądając gałązki i śledząc wzrokiem fakturę kory. Cóż innego miał robić? Trafił w miejsce, gdzie ostatnio smoki postawiły łapę pewnie kilka księżycy temu.
Olchowy westchnął lekko i przeniósł wzrok na drzewa, w zamyśleniu oglądając gałązki i śledząc wzrokiem fakturę kory. Cóż innego miał robić? Trafił w miejsce, gdzie ostatnio smoki postawiły łapę pewnie kilka księżycy temu.
- 09 sty 2020, 21:52
- Forum: Warsztat
- Temat: Kwarce Zręczności i Mocy
- Odpowiedzi: 342
- Odsłony: 14602
Warsztat... Sio pierwszy raz odwiedzał to miejsce. Może jeszcze kiedyś przyjdzie mu korzystać z usług kwarców. Ciekaw był czemu ktoś zdecydował się akurat na takie kamienie. Oglądając je po kolei odszukał ten, odpowiedzialny za zręczność i sięgnął pod skrzydło. Ze skórzanej torby wyjął kamyczki z własnych zapasów i położył je obok kwarcu. Usiadł i czekał. Coś miało się stać? Nie do końca wierzył że to zadziała, ale warto było spróbować.
//opal, granat, koral, diament, ametyst, onyks, szmaragd, za III poziom zręczności
//opal, granat, koral, diament, ametyst, onyks, szmaragd, za III poziom zręczności
- 26 gru 2019, 0:15
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Spotkanie Młodych i Starych
- Odpowiedzi: 242
- Odsłony: 17174
Słysząc reprymendę siostry, samczyk stulił uszy, przybierając wygląd podobny do zbitego pieska. "Nie krzycz na mnie siostrzyczko". Przecież wszystko skończyło się miło... Może pomijając Aank, która trochę się przypaliła (i nadal było mu wstyd za wybryki swojej wybranki). Faktem było jednak, że uwagi siostry były tu jak najbardziej na miejscu. I nawet mu nie przeszło przez myśl żeby nie miała racji.
-Będę uważać. – Odpowiedział jej. Nie chciał żeby się tak o niego martwiła. Zaraz jednak powrócili do dobrego nastroju i zalały go pytania o kamyk.
-Był taki jak rubin, tylko jakby.. Przepełniony magią? Tak jakby Nimfa umieściła w nim swoją moc. To było czuć od niego, niesamowite. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś tak potężnego.
Nie widział... Do chwili aż Bóg rozpoczął rytuał. Czary, których absolutnie się tu nie spodziewał. Sądził że to odbędzie się... Jakoś tak samo. Będąc szczerym, trochę też powątpiewał w boskość Kalterala.
Wbił pazury w ziemię, opierając się wiatrowi i przymknął ślepia. I jak się okazało, słusznie, bo zaraz rozbłysło światło. To samo, które niedługo później zupełnie zgasło. A może to tylko reakcja ślepi na zbyt silny blask i jego nagłe urwanie?
Tę myśl przerwał mu krzyk siostry. Nie udało mu się utrzymać równowagi, wskutek czego razem wylądowali na ziemi.
-Gdzie? – Rozejrzał się w mroku, zupełnie bezefektownie. Nic jednak nie wskazywało na obecność takowego w pobliżu. Spokojnie więc odczekał aż ciemność przestanie być taka dokuczliwa. Z lekkim zdziwieniem i zakłopotaniem spojrzał na jajo i zaraz przychylił się do Istry, sciszając głos.
-Hej.. Skoro Nimfa mi to dała... To jestem jakby trochę.. Tatą? – To byłoby dość dziwne i nie był pewien czy granie rodziny nowego boga to nie nazbyt duży obowiązek. Przynajmniej tyle, że może polubi rośliny. W końcu lato słynie z tego że flora przeżywa swoje najlepsze księżyce.
Cóż... Na prośbę Kalterala ruszył ku jajku i położył na nim swoją łapę. Wspomnienia...
Ciepło rodziny, bliskość, błogość... Rodzeństwo, którym jest nadal blisko. Bezpieczeństwo. Mama, Tejfe... Chciał przekazać jajku jak najlepszą energię. W myślach mówił do niego, tak, jak kiedyś mówił do ziarenka.
Gdyby nie tamte wydarzenia, teraz pewnie miałby obiekcje co do zasadności budzenia jajka wspomnieniami. Ale że uczestniczył już raz w czymś podobnym... Pozwolił sobie działać.
Na końcu zaś podszedł do Kalterala, posłuchać o Nimfach. Przyglądając się mu, cicho jeszcze wymruczał.
-Jeśli potrzebujesz wsparcia, powiedz.
Cóż... Bóg, czy nie Bóg, to nie było tu istotne. Nie wyglądał najlepiej, więc być może będzie coś, co można dla niego zrobić. No i każdemu potrzeba trochę ciepła, prawda? Może nie zawsze tego fizycznego.
-Będę uważać. – Odpowiedział jej. Nie chciał żeby się tak o niego martwiła. Zaraz jednak powrócili do dobrego nastroju i zalały go pytania o kamyk.
-Był taki jak rubin, tylko jakby.. Przepełniony magią? Tak jakby Nimfa umieściła w nim swoją moc. To było czuć od niego, niesamowite. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś tak potężnego.
Nie widział... Do chwili aż Bóg rozpoczął rytuał. Czary, których absolutnie się tu nie spodziewał. Sądził że to odbędzie się... Jakoś tak samo. Będąc szczerym, trochę też powątpiewał w boskość Kalterala.
Wbił pazury w ziemię, opierając się wiatrowi i przymknął ślepia. I jak się okazało, słusznie, bo zaraz rozbłysło światło. To samo, które niedługo później zupełnie zgasło. A może to tylko reakcja ślepi na zbyt silny blask i jego nagłe urwanie?
Tę myśl przerwał mu krzyk siostry. Nie udało mu się utrzymać równowagi, wskutek czego razem wylądowali na ziemi.
-Gdzie? – Rozejrzał się w mroku, zupełnie bezefektownie. Nic jednak nie wskazywało na obecność takowego w pobliżu. Spokojnie więc odczekał aż ciemność przestanie być taka dokuczliwa. Z lekkim zdziwieniem i zakłopotaniem spojrzał na jajo i zaraz przychylił się do Istry, sciszając głos.
-Hej.. Skoro Nimfa mi to dała... To jestem jakby trochę.. Tatą? – To byłoby dość dziwne i nie był pewien czy granie rodziny nowego boga to nie nazbyt duży obowiązek. Przynajmniej tyle, że może polubi rośliny. W końcu lato słynie z tego że flora przeżywa swoje najlepsze księżyce.
Cóż... Na prośbę Kalterala ruszył ku jajku i położył na nim swoją łapę. Wspomnienia...
Ciepło rodziny, bliskość, błogość... Rodzeństwo, którym jest nadal blisko. Bezpieczeństwo. Mama, Tejfe... Chciał przekazać jajku jak najlepszą energię. W myślach mówił do niego, tak, jak kiedyś mówił do ziarenka.
Gdyby nie tamte wydarzenia, teraz pewnie miałby obiekcje co do zasadności budzenia jajka wspomnieniami. Ale że uczestniczył już raz w czymś podobnym... Pozwolił sobie działać.
Na końcu zaś podszedł do Kalterala, posłuchać o Nimfach. Przyglądając się mu, cicho jeszcze wymruczał.
-Jeśli potrzebujesz wsparcia, powiedz.
Cóż... Bóg, czy nie Bóg, to nie było tu istotne. Nie wyglądał najlepiej, więc być może będzie coś, co można dla niego zrobić. No i każdemu potrzeba trochę ciepła, prawda? Może nie zawsze tego fizycznego.
- 23 gru 2019, 16:39
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Spotkanie Młodych i Starych
- Odpowiedzi: 242
- Odsłony: 17174
Wraz ze swoim Stadem, na Skały Pokoju przybył i Olchowy. Był w dość dość dobrym humorze, mimo faktu że przebudzenie wulkanu właściwie w innej sytuacji uważałby za... Lekkie komplikacje. Aczkolwiek teraz tak sobie myślał, że może wróci tam po wszystkim i spróbuje odnaleźć Nimfę jeszcze raz.
Tymczasem zainteresowani mogli zobaczyć, że niesie coś ze sobą. Pulsujący przedwieczną mocą rubin, który po prostu niósł w łapkach, będąc niemal pewnym że Nimfa nie dała by akurat jemu czegoś, co by go skrzywdziło. Kamień świecił i kusił zamkniętą w sobie potęgą.
Adept usiadł, rozglądając się wokół. Wzrokiem szukał Istry, a kiedy wylądowała, podszedł do niej, obdarzając niewinnym wzrokiem pisklaka. A jednak, był jej tu coś winien, ściana ognia prawie ją sparzyła, a z jakiś powodów wcześniej nawet go to nie obeszło. Czuł się z tym trochę głupio.
-Przepraszam siostrzyczko, jeśli się o mnie niepokoiłaś.
Uśmiechnął się, licząc na to że nie będzie się gniewać za te wybryki.
Potem zaś uśmiechnął się do Scorpii, która też stała przy nim, mimo że sam nie czuł się zagrożony i wreszcie podszedł do Kalterala, kładąc rubin przy reszcie kamieni.
Tymczasem zainteresowani mogli zobaczyć, że niesie coś ze sobą. Pulsujący przedwieczną mocą rubin, który po prostu niósł w łapkach, będąc niemal pewnym że Nimfa nie dała by akurat jemu czegoś, co by go skrzywdziło. Kamień świecił i kusił zamkniętą w sobie potęgą.
Adept usiadł, rozglądając się wokół. Wzrokiem szukał Istry, a kiedy wylądowała, podszedł do niej, obdarzając niewinnym wzrokiem pisklaka. A jednak, był jej tu coś winien, ściana ognia prawie ją sparzyła, a z jakiś powodów wcześniej nawet go to nie obeszło. Czuł się z tym trochę głupio.
-Przepraszam siostrzyczko, jeśli się o mnie niepokoiłaś.
Uśmiechnął się, licząc na to że nie będzie się gniewać za te wybryki.
Potem zaś uśmiechnął się do Scorpii, która też stała przy nim, mimo że sam nie czuł się zagrożony i wreszcie podszedł do Kalterala, kładąc rubin przy reszcie kamieni.
- 09 gru 2019, 17:10
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Spotkanie Młodych i Starych
- Odpowiedzi: 242
- Odsłony: 17174
Działo się całkiem sporo. Dużo zamieszania wywołał spór o truskawki, ale Sio tylko chwilę się temu przyglądał, zupełnie się nie wtrącając. Nie widział takiej potrzeby. Przedstawiony przez brata uśmiechnął się lekko, jednocześnie trochę bezradnie. Oj, nie był najlepszy w nawiązywaniu kontaktu.
-Hej.. Ja jestem Sio, Olchowy Kolec – Przedstawił się Mułkowi od razu dwoma imionami, notując że Lorelei określił go tylko braciszkiem, jednocześnie zerkając na koszyk. Skinął ochoczo bratu, zgadzając się z jego zdaniem. -Wyszedł serio świetnie. – Przyznał. Że też on nie wymyślił czegoś takiego, tylko jakiś siatek z roślin używał, przez które część rzeczy mogła wypaść.
Wysłuchał odpowiedzi Urzary, chwilę myśląc czym mógł być owy przedmiot. Zepsute jedzenie, czy owoce na pewno by rozpoznała. Więc skoro nie udało się zidentyfikować.. Może nie należał do rzeczy używanych przez smoki. Przywitał się też z pozostałymi przybywającymi smokami ognia, skinieniami łba. Do Złudnej, która zabrzmiała jakby pytała czy może się dosiąść uśmiechnął się ciepło. –Cześć – odpowiedział.
Zaraz potem jednak przybyła Istra. Sio wychwycił nienajlepszy humor siostry. Doskonale ją rozumiał – a przynajmniej tak sądził. Ostatnio to ona dała mu wsparcie na ceremonii, kiedy Olchowy kiepsko czuł się w miejscu, które ostatnio kojarzył z pogrzebem matki. Teraz przyszła kolej na niego. Ruszył więc tyłek z miejsca i przysiadł się bliżej siostry, trącając ją lekko pyszczkiem i czujnie spoglądając, jakby chciał zapytać "W porządku siostrzyczko? W razie czego jestem z tobą."
I w końcu odezwał się.. Bóg. Sio dziwnie czuł się z myślą że Bóg siedzi przed nimi – dla niego taka istota trochę wykluczała się z cielesną formą. Jednak nie komentował tego na głos. Nie musiał też ustawiać się w grupie Ognia. Z prostego powodu – już przy swoim stadzie siedział. Wystarczyło więc zostać na miejscu, wraz z większością Ogni. Jeśli wstali, to on też wstał, jeśli podeszli gdzieś indziej, to podszedł z nimi, ciągnąc za sobą siostrę. W każdym razie, nie zamierzał jeszcze opuścić zebrania.
-Hej.. Ja jestem Sio, Olchowy Kolec – Przedstawił się Mułkowi od razu dwoma imionami, notując że Lorelei określił go tylko braciszkiem, jednocześnie zerkając na koszyk. Skinął ochoczo bratu, zgadzając się z jego zdaniem. -Wyszedł serio świetnie. – Przyznał. Że też on nie wymyślił czegoś takiego, tylko jakiś siatek z roślin używał, przez które część rzeczy mogła wypaść.
Wysłuchał odpowiedzi Urzary, chwilę myśląc czym mógł być owy przedmiot. Zepsute jedzenie, czy owoce na pewno by rozpoznała. Więc skoro nie udało się zidentyfikować.. Może nie należał do rzeczy używanych przez smoki. Przywitał się też z pozostałymi przybywającymi smokami ognia, skinieniami łba. Do Złudnej, która zabrzmiała jakby pytała czy może się dosiąść uśmiechnął się ciepło. –Cześć – odpowiedział.
Zaraz potem jednak przybyła Istra. Sio wychwycił nienajlepszy humor siostry. Doskonale ją rozumiał – a przynajmniej tak sądził. Ostatnio to ona dała mu wsparcie na ceremonii, kiedy Olchowy kiepsko czuł się w miejscu, które ostatnio kojarzył z pogrzebem matki. Teraz przyszła kolej na niego. Ruszył więc tyłek z miejsca i przysiadł się bliżej siostry, trącając ją lekko pyszczkiem i czujnie spoglądając, jakby chciał zapytać "W porządku siostrzyczko? W razie czego jestem z tobą."
I w końcu odezwał się.. Bóg. Sio dziwnie czuł się z myślą że Bóg siedzi przed nimi – dla niego taka istota trochę wykluczała się z cielesną formą. Jednak nie komentował tego na głos. Nie musiał też ustawiać się w grupie Ognia. Z prostego powodu – już przy swoim stadzie siedział. Wystarczyło więc zostać na miejscu, wraz z większością Ogni. Jeśli wstali, to on też wstał, jeśli podeszli gdzieś indziej, to podszedł z nimi, ciągnąc za sobą siostrę. W każdym razie, nie zamierzał jeszcze opuścić zebrania.
- 06 gru 2019, 21:34
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Spotkanie Młodych i Starych
- Odpowiedzi: 242
- Odsłony: 17174
Szturchnięty przez brata, Sio uniósł łeb i westchnął. Oczywiście że usłyszał wezwanie, ale szczerze mówiąc.. Nie w smak mu było przywracanie lata. Już im przystroił grotę! Poza tym zima choć chłodna, była bardzo ładna. Ale skoro Lorek chciał lecieć na spotkanie, to nie zostawi go samego. Zawołał do siostry że też idzie i podreptał ku wyjściu, przystając jeszcze na chwilę i patrząc w kierunku brata, który wzbił się w powietrze. Po czym... Potruchtał sobie w dół zbocza, decydując się na drogę przez las. Przeleciał dopiero ostatni kawałek, żeby nie być tak całkiem ostatnim na miejscu.
Wchodząc na Skały Pokoju, rozejrzał się, witając z ogółem smoków skinieniem łba. Chwilę zawiesił wzrok na niektórych osobnikach, usiłując sobie przypomnieć imiona, którymi przedstawiali się na spotkaniu młodych. Nie wszystkie pamiętał. W końcu jednak zdecydował się dołączyć, do gromadki Ognistych w skład której wchodził jego braciszek.
-Cześć wam. – Otarł się o futerko brata, po czym przysiadł się koło niego, obserwując otoczenie, w szczególności smoki, gromadzące się obok Aank. Czy to jej dzieci? Jeśli tak, był wujkiem nieco większej liczby piskląt, niż samej Junko. A nawet jeśli nie, to i tak scenka była dość ciekawa. Chwilę później przelotem spojrzał na gromadkę z Plagi, notując że mają na sobie świąteczne ozdóbki. Wyglądali w tym dość wesoło. Ostatecznie jednak zwrócił łeb ku złotołuskiej uzdrowicielce.
-O jakim "skórzanym przedmiocie" mówisz? – Podchwycił strzępki rozmowy, wchodząc na skały i teraz dopiero skojarzył, że właściwie nie wie o co chodzi. Z ciekawością wymalowaną na pyszczku przeniósł wzrok na resztą Ogników, próbując wybadać co jeszcze wiedzą.
Wchodząc na Skały Pokoju, rozejrzał się, witając z ogółem smoków skinieniem łba. Chwilę zawiesił wzrok na niektórych osobnikach, usiłując sobie przypomnieć imiona, którymi przedstawiali się na spotkaniu młodych. Nie wszystkie pamiętał. W końcu jednak zdecydował się dołączyć, do gromadki Ognistych w skład której wchodził jego braciszek.
-Cześć wam. – Otarł się o futerko brata, po czym przysiadł się koło niego, obserwując otoczenie, w szczególności smoki, gromadzące się obok Aank. Czy to jej dzieci? Jeśli tak, był wujkiem nieco większej liczby piskląt, niż samej Junko. A nawet jeśli nie, to i tak scenka była dość ciekawa. Chwilę później przelotem spojrzał na gromadkę z Plagi, notując że mają na sobie świąteczne ozdóbki. Wyglądali w tym dość wesoło. Ostatecznie jednak zwrócił łeb ku złotołuskiej uzdrowicielce.
-O jakim "skórzanym przedmiocie" mówisz? – Podchwycił strzępki rozmowy, wchodząc na skały i teraz dopiero skojarzył, że właściwie nie wie o co chodzi. Z ciekawością wymalowaną na pyszczku przeniósł wzrok na resztą Ogników, próbując wybadać co jeszcze wiedzą.
- 28 sie 2019, 17:29
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XIV
- Odpowiedzi: 129
- Odsłony: 8174
Sio obserwował uważnie dalszy tok zdarzeń. Chyba się uspokajało.. To dobrze.. To bardzo dobrze.. Cały ten nawał agresji emanującej od niektórych smoków, przekrzykiwań, gróźb i tym podobnych przytłaczał go. A mama nadal nie była sobą.. Ale będzie. Pisklę czuło, że są na dobrej drodze.
Samczyk popchnięty przez brata, ruszył naprzód, zerkając co chwilę ku siostrze. Chciał, żeby szli razem, ale jeśli Istra odmówi, nie będzie jej zmuszał. Jednak on, ośmielony troszkę postępowaniem Loreleia, opuścił miejsce pod łapami matki i podszedł z wolna do nasionka. W przeciwieństwie do niektórych obecnych, nie widział złych konsekwencji oddania swojej maddary. Dla niego była to czysta pomoc driadom, które tej pomocy potrzebowały. Być może był zbyt ufny i zbyt naiwny, ale dopatrywanie się wrogości w każdym stworzeniu nie było jego cechą.
Podchodząc, spojrzał z troską na zieloną driadę, a następnie na jej towarzyszki. Pomyślał sobie, że dały się ponieść emocjom i tym zawiniły u niektórych smoków. Pomyślał także, że na pewno nie miały złych intencji, skoro chciały ratować nasionko.
Za to myśl, że stworzenia wykorzystałyby pozostałość po umierającej towarzyszce do jakiś pokrętnych, nieczystych celów była dla niego po prostu zbyt irracjonalna. Być może przeanalizuje to pod tym kątem za jakieś pięć, sześć księżyców, ale teraz uważał że rację mają ci, którzy pomagają. Bo w jego mniemaniu, pomagać było po prostu trzeba.
Przysiadł przy Loreleiu i Nanshe, która też do nich podeszła i utkwił wzrok w nasionku, uśmiechając się do niego. Nie zamierzał być czarodziejem, więc mógłby dać mu tyle magii, ile by zdołał. Szkoda tylko że nie umiał jej jeszcze przekazywać. Przymknął więc ślepka i skupił się na dobrych emocjach. W myślach zaczął opowiadać sobie o nim jak o szczęśliwym pisklęciu, pod opieką mamy, najlepiej z gromadką rodzeństwa, bawiącym się beztrosko. Wyobrażał sobie to właśnie w ten sposób, tylko zamiast pisklęcia było nasionko, które hasało po łące na maciupcich smoczych łapkach.
Położył łapkę na jego powierzchni, wzorem Nanshe i uśmiechnął się.
-Chcę, ziebyś było szczęśliwe, małe nasionko. – Stwierdził. Sam również czuł się jakby lepiej od tego, co robił. Podobało mu się, że może coś zdziałać. Niezależnie od tego jaki to przyniesie skutek.
Samczyk popchnięty przez brata, ruszył naprzód, zerkając co chwilę ku siostrze. Chciał, żeby szli razem, ale jeśli Istra odmówi, nie będzie jej zmuszał. Jednak on, ośmielony troszkę postępowaniem Loreleia, opuścił miejsce pod łapami matki i podszedł z wolna do nasionka. W przeciwieństwie do niektórych obecnych, nie widział złych konsekwencji oddania swojej maddary. Dla niego była to czysta pomoc driadom, które tej pomocy potrzebowały. Być może był zbyt ufny i zbyt naiwny, ale dopatrywanie się wrogości w każdym stworzeniu nie było jego cechą.
Podchodząc, spojrzał z troską na zieloną driadę, a następnie na jej towarzyszki. Pomyślał sobie, że dały się ponieść emocjom i tym zawiniły u niektórych smoków. Pomyślał także, że na pewno nie miały złych intencji, skoro chciały ratować nasionko.
Za to myśl, że stworzenia wykorzystałyby pozostałość po umierającej towarzyszce do jakiś pokrętnych, nieczystych celów była dla niego po prostu zbyt irracjonalna. Być może przeanalizuje to pod tym kątem za jakieś pięć, sześć księżyców, ale teraz uważał że rację mają ci, którzy pomagają. Bo w jego mniemaniu, pomagać było po prostu trzeba.
Przysiadł przy Loreleiu i Nanshe, która też do nich podeszła i utkwił wzrok w nasionku, uśmiechając się do niego. Nie zamierzał być czarodziejem, więc mógłby dać mu tyle magii, ile by zdołał. Szkoda tylko że nie umiał jej jeszcze przekazywać. Przymknął więc ślepka i skupił się na dobrych emocjach. W myślach zaczął opowiadać sobie o nim jak o szczęśliwym pisklęciu, pod opieką mamy, najlepiej z gromadką rodzeństwa, bawiącym się beztrosko. Wyobrażał sobie to właśnie w ten sposób, tylko zamiast pisklęcia było nasionko, które hasało po łące na maciupcich smoczych łapkach.
Położył łapkę na jego powierzchni, wzorem Nanshe i uśmiechnął się.
-Chcę, ziebyś było szczęśliwe, małe nasionko. – Stwierdził. Sam również czuł się jakby lepiej od tego, co robił. Podobało mu się, że może coś zdziałać. Niezależnie od tego jaki to przyniesie skutek.
- 25 sie 2019, 0:46
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XIV
- Odpowiedzi: 129
- Odsłony: 8174
Driady go usłyszały. I zwróciły na niego uwagę. To trochę podbudowało odwagę Sio, oraz jego wewnętrzne poczucie obowiązku zastąpienia na chwilę mamy w mówieniu. I chociaż nadal nie wiedział co powinien zrobić, a jedynie działał po omacku, nie zamierzał wycofywać się z planu "naprawienia" sytuacji. I jego mamy... Niech one wreszcie ją opuszczą. Mama mówiąca nie swoim głosem była naprawdę niepokojąca. Pocieszający co prawda był fakt, że driady nie zamierzały jej zabić, ale mimo to, Sio chciał żeby to się już zakończyło.
Kiedy Istra wyszła przed niego, młody samczyk przylgnął do ziemi tuż za siostrą, chwytając i przytulając jej ogon. Teraz role się odwróciły i to ona krzyczała, a nie on. Tylko że... Ojojoj... Sio pomyślał sobie że lepiej żeby nie rzucała się na driady z atakiem. Nie, to je zdenerwuje. Nie chciał żeby zaczeły mówić też przez nią, w odwecie za groźby! Już wystarczy tu jeden członek jego rodziny mówiący nieswoim głosem. I jeszcze ten wrzask... Był okropny. Uderzył w umysł Sio, sprawiając że pisklak aż przymknął ślepia na dobrą chwilę, tuląc też uszy do łba. Choć to drugie pewnie nie pomagało...
-Mozie.. Nie rozdzielajmy sie? Nie idź nigdzie stąd siostsićko. – Mocniej przytulił ogon Istry, wypowiadając to zdanie niemal proszącym tonem. Poza tym, jej obecność sprawiała że Sio czuł, że w razie kłopotów ktoś przy nim stanie i będzie bronił. Ktoś prócz części starszych smoków ze zebrania, bo patrząc po nich, teraz nie był pewny, czy co poniektóre słowa nie rozjuszą driad na tyle, aby te dopuściły się ataku. Na przykład Skrwawiona Łuska – wydawała się mu być po prostu bezszczelna.
Na szczęście byli też tacy, którzy zaproponowali ocalenie nasionka. Tak, to trzeba było zrobić. Z tym się zgadzał. Po wyprzytulaniu ogonka siostry czuł się nieco lepiej, toteż podniósł się z ziemi i usiadł, nadal jednak dość blisko niej, gotów do zatrzymania w razie czego, gdyby chciała go tu zostawić. Zerknął szybko w tył, ku Loreleiowi i mamie. Brat miał rację... Dobrze byłoby stąd iść. Ale z nią, a więc najpierw trzeba było ją obudzić. No i te driady... Pisklęciu było ich nadal żal. Być może młody za bardzo wczuł się w ich sytuację.
Wzrok niebieskich ślepii skierował się ponownie ku przybyszkom. Odezwał się do nich, lekko przestraszonym, ale jak najmilszym tonem.
-Ja teś myślę, że trzeba spróbować pomóć nasionku. Ja wiem kto jeśt uzdlowicielem i... I na pefno jak go poprosimy, to źgodzi się pomóć. – Sio nie miał bladego pojęcia czym jest nasionko i jak powinno się o nie dbać. (Pewnie tak samo jak nie był jeszcze świadomy istnienia korzeni pod ziemią, czy też faktu zrzucenia liści na zimę.) Jasne dla niego jednak było, że jest ono dla nich ważne. A uzdrowicielem o którym mówił był jego własny tatuś. A tatuś to tatuś, nawet jeśli widział go może raz, to był pewien że tatusiowie pomagają tak jak mamy. Od tego są tatusiowie. -Ja.. Ja się nie źnam tak baldzio dobzie na nasionkach, ale mozie da się je ocalić. Cy po to właśnie siom wam potsiebni oni? – Wskazał łapką nieśmiało na uwięzione pieklęta. Przełknął gulę w gardle, łącząc nieco bardziej wypowiedzi driad. I choć być może na wyrost, nagle perspektywa losu Griko, Scorpii i Nanshe wydała mu się niewyobrażalnie straszna. Wyobraził sobie, jak driady mogłyby użyć swojej mocy i cicho pisnął. – Nie zrobicie ź nich dziewa, plafda?
Jeśli mają w taki sposób działać... Nie, na pewno nie tak. Można przecież pokojowo pomóc nasionku. Na pewno. I chociaż wyobraźnia dziecka była bujna, musiał zmusić się żeby troszkę z tym przyhamować. Bo sam siebie zaczynał straszyć...
Kiedy Istra wyszła przed niego, młody samczyk przylgnął do ziemi tuż za siostrą, chwytając i przytulając jej ogon. Teraz role się odwróciły i to ona krzyczała, a nie on. Tylko że... Ojojoj... Sio pomyślał sobie że lepiej żeby nie rzucała się na driady z atakiem. Nie, to je zdenerwuje. Nie chciał żeby zaczeły mówić też przez nią, w odwecie za groźby! Już wystarczy tu jeden członek jego rodziny mówiący nieswoim głosem. I jeszcze ten wrzask... Był okropny. Uderzył w umysł Sio, sprawiając że pisklak aż przymknął ślepia na dobrą chwilę, tuląc też uszy do łba. Choć to drugie pewnie nie pomagało...
-Mozie.. Nie rozdzielajmy sie? Nie idź nigdzie stąd siostsićko. – Mocniej przytulił ogon Istry, wypowiadając to zdanie niemal proszącym tonem. Poza tym, jej obecność sprawiała że Sio czuł, że w razie kłopotów ktoś przy nim stanie i będzie bronił. Ktoś prócz części starszych smoków ze zebrania, bo patrząc po nich, teraz nie był pewny, czy co poniektóre słowa nie rozjuszą driad na tyle, aby te dopuściły się ataku. Na przykład Skrwawiona Łuska – wydawała się mu być po prostu bezszczelna.
Na szczęście byli też tacy, którzy zaproponowali ocalenie nasionka. Tak, to trzeba było zrobić. Z tym się zgadzał. Po wyprzytulaniu ogonka siostry czuł się nieco lepiej, toteż podniósł się z ziemi i usiadł, nadal jednak dość blisko niej, gotów do zatrzymania w razie czego, gdyby chciała go tu zostawić. Zerknął szybko w tył, ku Loreleiowi i mamie. Brat miał rację... Dobrze byłoby stąd iść. Ale z nią, a więc najpierw trzeba było ją obudzić. No i te driady... Pisklęciu było ich nadal żal. Być może młody za bardzo wczuł się w ich sytuację.
Wzrok niebieskich ślepii skierował się ponownie ku przybyszkom. Odezwał się do nich, lekko przestraszonym, ale jak najmilszym tonem.
-Ja teś myślę, że trzeba spróbować pomóć nasionku. Ja wiem kto jeśt uzdlowicielem i... I na pefno jak go poprosimy, to źgodzi się pomóć. – Sio nie miał bladego pojęcia czym jest nasionko i jak powinno się o nie dbać. (Pewnie tak samo jak nie był jeszcze świadomy istnienia korzeni pod ziemią, czy też faktu zrzucenia liści na zimę.) Jasne dla niego jednak było, że jest ono dla nich ważne. A uzdrowicielem o którym mówił był jego własny tatuś. A tatuś to tatuś, nawet jeśli widział go może raz, to był pewien że tatusiowie pomagają tak jak mamy. Od tego są tatusiowie. -Ja.. Ja się nie źnam tak baldzio dobzie na nasionkach, ale mozie da się je ocalić. Cy po to właśnie siom wam potsiebni oni? – Wskazał łapką nieśmiało na uwięzione pieklęta. Przełknął gulę w gardle, łącząc nieco bardziej wypowiedzi driad. I choć być może na wyrost, nagle perspektywa losu Griko, Scorpii i Nanshe wydała mu się niewyobrażalnie straszna. Wyobraził sobie, jak driady mogłyby użyć swojej mocy i cicho pisnął. – Nie zrobicie ź nich dziewa, plafda?
Jeśli mają w taki sposób działać... Nie, na pewno nie tak. Można przecież pokojowo pomóc nasionku. Na pewno. I chociaż wyobraźnia dziecka była bujna, musiał zmusić się żeby troszkę z tym przyhamować. Bo sam siebie zaczynał straszyć...
- 23 sie 2019, 14:14
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XIV
- Odpowiedzi: 129
- Odsłony: 8174
Dalszy ciąg opowieści, snuty przez matkę, wyjaśniającą wiele z tych zawiłych kwestii wydawał się być dość ciekawy, toteż Sio przysiadł sobie i słuchał, popatrując co jakiś czas na smoki, do których się zwracała. Było tak, dopóki nie przybyły nowe, nieznane mu istoty.
Akcja nagle potoczyła się szybko. Zbyt szybko jak dla pisklęcia. Ze słów wychwycił coś o zabiciu, potem zobaczył złotą postać. A potem... Te "driady", zaczęły mówić przez jego mamę. Zaniepokojony Sio chwycił ją za łapę, próbując potrząsnąć.
Co to miało znaczyć.
Logika podpowiadała mu, że dziwne rzeczy, zaczęły się dziać przez to "zabicie". I naprawdę nie obchodziło go kto tego dokonał. Jedyne czego teraz chciał, to żeby mama wróciła do siebie i żeby przybyszki nie tknęły też jego rodzeństwa.
Usłyszawszy co po niektóre propozycje, odwrócił gwałtownie łeb w stronę zebrania.
-Nie! Jak wy w ogóle mozecie chcieć im dać nasiom mame! To.. To mama! – krzyknął, kierując te słowa w stronę smoków chcących oddać driadom Milknący Szept. Jego głos przesycały pretensje i żal. Skoro byli tacy mądrzy, niech oddadzą swoich bliskich. On nie mógł, absolutnie nie mógł stracić rodzicielki. Nie był też świadomy, że czas śmierci nadejdzie dla niej prawdopodobnie szybciej niż dla innych mam.
-One są przecież śmutne, nie widzicie tego? – Wszelkie groźby wojną, zabiciem, rozpruciem na kawałki, czy też inne tego typu słowa wydawały mu się tak zupełnie bezsensowne i pozbawione racji bytu. Ta zielona istotka przecież płakała, a jak ktoś płacze, to znaczy że trzeba go pocieszyć. Głos pisklęcia złagodniał, próbując być jak najbardziej delikatnym, po czym Sio zwrócił się do zielonej driady, przy tym postępując na przód, ale tylko na tyle, aby tym razem wyjątkowo wysunąć się przed dwójkę swojego rodzeństwa. Rozłożył na boki skrzydełka w geście zasłonięcia ich przed... Czymkolwiek, co miało się zdarzyć. Łapki się pod nim uginały i nie był do końca pewny siebie, ale to dotknęło jego mamy, więc czuł swój pisklęcy obowiązek, żeby coś zrobić.
-Taziahal na pefno nie chciałaby walcenia. Plafda? Powieś mi jaka ona była? Jeśli ci to pomosie, to.. To mosieś mnie psitulić – Pisklak nie miał bladego pojęcia czy postępuje dobrze, czy nie. Postępował tak jak mu się wydawało ze będzie dobrze. Skierował na chwilę wzrok na Wspomnianą Łuskę i potem Płomiennego Kolca, oraz Fena, którzy wydawali się mu działać podobnie i tym samym najlogiczniej, szukając w nich wsparcia. Jakkolwiek naiwnie nie brzmiało przytulanie przybyłego stworzenia, niestety było jedynym jego pomysłem, który można było wykonać w tej chwili. Drugi wymagał pomocy ze strony kogoś starszego z zebrania.
-Mosie powinniśmy fesfać uźdlowiciela? Zeby ziobaczył, co się śtało.. I mosie.. – głosik Sio cichł ze słowa na słowo, aby potem już zupełnie cichutko, niesłyszalnie dla Driad, ale jeszcze wystarczająco głośno, aby pobliskie smoki siedzące niedaleko to wychwyciły dokończyć – Może ona nie jeśt tak do końca ziabita?
Nie rozumiał jeszcze tego że śmierć jest ostateczna.
Akcja nagle potoczyła się szybko. Zbyt szybko jak dla pisklęcia. Ze słów wychwycił coś o zabiciu, potem zobaczył złotą postać. A potem... Te "driady", zaczęły mówić przez jego mamę. Zaniepokojony Sio chwycił ją za łapę, próbując potrząsnąć.
Co to miało znaczyć.
Logika podpowiadała mu, że dziwne rzeczy, zaczęły się dziać przez to "zabicie". I naprawdę nie obchodziło go kto tego dokonał. Jedyne czego teraz chciał, to żeby mama wróciła do siebie i żeby przybyszki nie tknęły też jego rodzeństwa.
Usłyszawszy co po niektóre propozycje, odwrócił gwałtownie łeb w stronę zebrania.
-Nie! Jak wy w ogóle mozecie chcieć im dać nasiom mame! To.. To mama! – krzyknął, kierując te słowa w stronę smoków chcących oddać driadom Milknący Szept. Jego głos przesycały pretensje i żal. Skoro byli tacy mądrzy, niech oddadzą swoich bliskich. On nie mógł, absolutnie nie mógł stracić rodzicielki. Nie był też świadomy, że czas śmierci nadejdzie dla niej prawdopodobnie szybciej niż dla innych mam.
-One są przecież śmutne, nie widzicie tego? – Wszelkie groźby wojną, zabiciem, rozpruciem na kawałki, czy też inne tego typu słowa wydawały mu się tak zupełnie bezsensowne i pozbawione racji bytu. Ta zielona istotka przecież płakała, a jak ktoś płacze, to znaczy że trzeba go pocieszyć. Głos pisklęcia złagodniał, próbując być jak najbardziej delikatnym, po czym Sio zwrócił się do zielonej driady, przy tym postępując na przód, ale tylko na tyle, aby tym razem wyjątkowo wysunąć się przed dwójkę swojego rodzeństwa. Rozłożył na boki skrzydełka w geście zasłonięcia ich przed... Czymkolwiek, co miało się zdarzyć. Łapki się pod nim uginały i nie był do końca pewny siebie, ale to dotknęło jego mamy, więc czuł swój pisklęcy obowiązek, żeby coś zrobić.
-Taziahal na pefno nie chciałaby walcenia. Plafda? Powieś mi jaka ona była? Jeśli ci to pomosie, to.. To mosieś mnie psitulić – Pisklak nie miał bladego pojęcia czy postępuje dobrze, czy nie. Postępował tak jak mu się wydawało ze będzie dobrze. Skierował na chwilę wzrok na Wspomnianą Łuskę i potem Płomiennego Kolca, oraz Fena, którzy wydawali się mu działać podobnie i tym samym najlogiczniej, szukając w nich wsparcia. Jakkolwiek naiwnie nie brzmiało przytulanie przybyłego stworzenia, niestety było jedynym jego pomysłem, który można było wykonać w tej chwili. Drugi wymagał pomocy ze strony kogoś starszego z zebrania.
-Mosie powinniśmy fesfać uźdlowiciela? Zeby ziobaczył, co się śtało.. I mosie.. – głosik Sio cichł ze słowa na słowo, aby potem już zupełnie cichutko, niesłyszalnie dla Driad, ale jeszcze wystarczająco głośno, aby pobliskie smoki siedzące niedaleko to wychwyciły dokończyć – Może ona nie jeśt tak do końca ziabita?
Nie rozumiał jeszcze tego że śmierć jest ostateczna.
- 21 sie 2019, 10:51
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XIV
- Odpowiedzi: 129
- Odsłony: 8174
Sio nie otrzymał odpowiedzi od mamy, co troszeczkę, odrobinkę go zawiodło. No ale... Przecież tu było tyyyle smoków. Musiała mieć naprawdę trudne zadanie, żeby to wszystko złożyć w całość i jeszcze odpowiedzieć im wszystkim naraz. Już z tym pierwszym przed chwilą miał kłopoty. A skoro mama sobie z tym poradziła, to tylko utwierdzało go w przekonaniu że jest najmądrzejsza. Ucieszyło go też to, że Istra przed chwilą nie próbowała go strącić z grzbietu (co oczywiście uświadomił sobie z lekkim opóźnieniem, wcześniej będąc zajętym... innymi rzeczami). Oraz ucieszyło go że położenie skrzydła na bracie najwidoczniej było pomocne! Ale fajnie!
Pisklę co prawda lekko zachwiało się, uściśnięte nagle, ale po chwili łapania równowagi, przytulasek został odwzajemniony przez Sio.
A potem smoki zaczęły ponownie się odzywać i wypowiadać swoje opinie, opowiadać jakieś historie o innych smokach, albo pytać o rzeczy. Po poprzedniej rozmowie o Stadach, Sio już miał jakiś zarys tego, kogo chciał słuchać bardziej, a kogo słuchał... Tak trochę mniej. Oczywiście starał się łapać możliwie jak najwięcej, ale na pewnych smokach skupiał się bardziej.
-To Kaltelal jeśt zły cy dobry? – zapytał, nie bardzo wiedząc, co ma tak właściwie o tym konkretnym Bogu myśleć. W ogóle zresztą, te całe "Bogi" były trochę dziwne. Ale oprócz tych traktujących o Kalteralu, Erycelu (tata to Bóg?! naprawdę?!), słyszał też inne interesujące go wypowiedzi. I tak na przykład, kiedy odezwał się Płomienny Kolec, młode pisklę usiadło i niemal z uwielbieniem w ślepiach łapało każde ze słów. Młody pacnął też łapką rodzeństwo, żeby dołączyli się do słuchania. To co mówił było tak trochę straszne, ale dla małego pisklaka, jakim był jeszcze Sio, powiedziane w dość prosty i zrozumiały sposób. Ojej.. ale lepiej w takim razie żeby źli Równinny, kimkolwiek tak właściwie byli, nie zaatakowali. A to znaczy że trzeba robić tak żeby nie było najgorzej. I żeby było dobrze. A nawet jak najbardziej dobrze!
A co zaś do wyjścia za barierę...
-Ja to bym sie bał iść siam w to miejście cio było za balierom, kiedy ona była. – przyznał cicho, kierując to bardziej to rodzeństwa, niż do zebrania. No ale ta "prawdziwa wolność" brzmiała dość kusząco. Nie na tyle żeby urządzać od razu wyprawę, ale... Może kiedyś. Ileż tam musiało być roślinek, których tu nie było? Ta ilość musiała być tak ogromna, że pewnie większa od.. od trzech Athairów stojących na sobie! Nie, to za mało. Ale w takim razie od czego? Dla pisklaka, ten ogrom rzeczy był chyba zbyt ogromny, żeby umiał to sobie jakkolwiek wyobrazić. Ale zaraz zaraz... Przeszła mu przez głowę myśl, że pozostawienie tego ze stwierdzeniem że by się bał, sprawi że pomyślą o nim jak o tchórzu. A tak być nie może! Czym prędzej więc dopowiedział coś jeszcze, co wydawało mu się logiczne. -O a jak bym tak ślobił, to bym wsioł Istre zie sobom. Ona jeśt silna.
Jakkolwiek niegrzeczna i dokuczająca mu Istra nie była, to to że była silna było jasne. Była tak silna, że uniosła Sio. I też tak, że potrafiła przewrócić Loreleia. To była duża siła! A przynajmniej w oczach pisklaka.
Pisklę co prawda lekko zachwiało się, uściśnięte nagle, ale po chwili łapania równowagi, przytulasek został odwzajemniony przez Sio.
A potem smoki zaczęły ponownie się odzywać i wypowiadać swoje opinie, opowiadać jakieś historie o innych smokach, albo pytać o rzeczy. Po poprzedniej rozmowie o Stadach, Sio już miał jakiś zarys tego, kogo chciał słuchać bardziej, a kogo słuchał... Tak trochę mniej. Oczywiście starał się łapać możliwie jak najwięcej, ale na pewnych smokach skupiał się bardziej.
-To Kaltelal jeśt zły cy dobry? – zapytał, nie bardzo wiedząc, co ma tak właściwie o tym konkretnym Bogu myśleć. W ogóle zresztą, te całe "Bogi" były trochę dziwne. Ale oprócz tych traktujących o Kalteralu, Erycelu (tata to Bóg?! naprawdę?!), słyszał też inne interesujące go wypowiedzi. I tak na przykład, kiedy odezwał się Płomienny Kolec, młode pisklę usiadło i niemal z uwielbieniem w ślepiach łapało każde ze słów. Młody pacnął też łapką rodzeństwo, żeby dołączyli się do słuchania. To co mówił było tak trochę straszne, ale dla małego pisklaka, jakim był jeszcze Sio, powiedziane w dość prosty i zrozumiały sposób. Ojej.. ale lepiej w takim razie żeby źli Równinny, kimkolwiek tak właściwie byli, nie zaatakowali. A to znaczy że trzeba robić tak żeby nie było najgorzej. I żeby było dobrze. A nawet jak najbardziej dobrze!
A co zaś do wyjścia za barierę...
-Ja to bym sie bał iść siam w to miejście cio było za balierom, kiedy ona była. – przyznał cicho, kierując to bardziej to rodzeństwa, niż do zebrania. No ale ta "prawdziwa wolność" brzmiała dość kusząco. Nie na tyle żeby urządzać od razu wyprawę, ale... Może kiedyś. Ileż tam musiało być roślinek, których tu nie było? Ta ilość musiała być tak ogromna, że pewnie większa od.. od trzech Athairów stojących na sobie! Nie, to za mało. Ale w takim razie od czego? Dla pisklaka, ten ogrom rzeczy był chyba zbyt ogromny, żeby umiał to sobie jakkolwiek wyobrazić. Ale zaraz zaraz... Przeszła mu przez głowę myśl, że pozostawienie tego ze stwierdzeniem że by się bał, sprawi że pomyślą o nim jak o tchórzu. A tak być nie może! Czym prędzej więc dopowiedział coś jeszcze, co wydawało mu się logiczne. -O a jak bym tak ślobił, to bym wsioł Istre zie sobom. Ona jeśt silna.
Jakkolwiek niegrzeczna i dokuczająca mu Istra nie była, to to że była silna było jasne. Była tak silna, że uniosła Sio. I też tak, że potrafiła przewrócić Loreleia. To była duża siła! A przynajmniej w oczach pisklaka.
- 18 sie 2019, 18:31
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XIV
- Odpowiedzi: 129
- Odsłony: 8174
Wyszukiwanie beżowych i zielonych rzeczy było bardzo absorbujące, ale po jakimś czasie Sío popatrzył się raz jeszcze na Iluna. Nie uzyskawszy jednak odpowiedzi na przywitanie, powiódł wzrokiem ku smokom siedzącym niedaleko, przy okazji słuchając różnorakich wypowiadzi. W skupieniu zawiesił na chwilę wzrok na Eurith, analizując to co działo się dookoła.
Tyle słów.. I tyle sprzecznych ze sobą słów. I które były prawdziwe? Na początku próbował je porównywać, ale po kilku wypowiedziach zaczeło mu się mieszać. W pewnym momencie stwierdził sam do siebie -Duzio. – Tak, zdecydowanie za dużo różnych poglądów jak dla tak małego pisklaka.
W pewnym momencie po prostu zrezygnował z prób głębszego wnikania i składania logicznej całości, decydując się poczekać aż mama to podsumuje. Mama była przecież najmądrzejsza.
Zaprzestawszy roztrząsania czym tak właściwie najlepiej jest nazwać Stado, wrócił myślami do otaczających go kolorów. W szczególności tych na łuskach Eurith, na której nieświadomie nadal miał zawieszony wzrok.
-Jabuszko!
Nie był to krzyk, ale wesołe stwierdzenie i jednocześnie zwykłe dziecięce skojarzenie. Czerwony kolor łusek przypominał młodemu dojrzały owoc, a to z kolei Sío powiązał z omawianym tematem. Bo skoro wpadł na to teraz, to musiało być to właśnie przeznaczone na tę rozmowę, prawda? Dumny ze swego odkrycia szturchnął łapę mamy i przechylając łebek w górę powtórzył.
-Jak jabuszko jest Stado. Takie dobre jest bez mrówkóf.
O tak. Mrówki nie były fajne. Wie to chyba każde piskle, które choć raz wdepnęło w mrowisko... Po tym, do jego uszu dotarły jeszcze słowa Płomiennego Kolca i... To właśnie było to! To małemu Sío całkowicie pasowało, co momentalnie można było zobaczyć na rozpromieniającym się pyszczku. Poklepał znowu mame, aby posłuchała.
-O taaaaakie jest dobre. Jak on mówi.
Dla pewności wskazał Płomiennego łapką, w sposób podobny do wcześniejszego gestu skierowanego do Iluna.
Po poinformowaniu Rek o swojej opinii, Sío odwrócił się do rodzeństwa, z zamiarem powtórzenia im tego samego. Wtedy jednak zobaczył zachowanie brata. No nie. Tego było najwidoczniej za dużo też dla niego. Młody podszedł więc do Loreleia i przysiadł tuż obok po czym.. Rozłożył skrzydło i położył je na grzbiecie brata. Ot tak po prostu, dla otuchy.
Tyle słów.. I tyle sprzecznych ze sobą słów. I które były prawdziwe? Na początku próbował je porównywać, ale po kilku wypowiedziach zaczeło mu się mieszać. W pewnym momencie stwierdził sam do siebie -Duzio. – Tak, zdecydowanie za dużo różnych poglądów jak dla tak małego pisklaka.
W pewnym momencie po prostu zrezygnował z prób głębszego wnikania i składania logicznej całości, decydując się poczekać aż mama to podsumuje. Mama była przecież najmądrzejsza.
Zaprzestawszy roztrząsania czym tak właściwie najlepiej jest nazwać Stado, wrócił myślami do otaczających go kolorów. W szczególności tych na łuskach Eurith, na której nieświadomie nadal miał zawieszony wzrok.
-Jabuszko!
Nie był to krzyk, ale wesołe stwierdzenie i jednocześnie zwykłe dziecięce skojarzenie. Czerwony kolor łusek przypominał młodemu dojrzały owoc, a to z kolei Sío powiązał z omawianym tematem. Bo skoro wpadł na to teraz, to musiało być to właśnie przeznaczone na tę rozmowę, prawda? Dumny ze swego odkrycia szturchnął łapę mamy i przechylając łebek w górę powtórzył.
-Jak jabuszko jest Stado. Takie dobre jest bez mrówkóf.
O tak. Mrówki nie były fajne. Wie to chyba każde piskle, które choć raz wdepnęło w mrowisko... Po tym, do jego uszu dotarły jeszcze słowa Płomiennego Kolca i... To właśnie było to! To małemu Sío całkowicie pasowało, co momentalnie można było zobaczyć na rozpromieniającym się pyszczku. Poklepał znowu mame, aby posłuchała.
-O taaaaakie jest dobre. Jak on mówi.
Dla pewności wskazał Płomiennego łapką, w sposób podobny do wcześniejszego gestu skierowanego do Iluna.
Po poinformowaniu Rek o swojej opinii, Sío odwrócił się do rodzeństwa, z zamiarem powtórzenia im tego samego. Wtedy jednak zobaczył zachowanie brata. No nie. Tego było najwidoczniej za dużo też dla niego. Młody podszedł więc do Loreleia i przysiadł tuż obok po czym.. Rozłożył skrzydło i położył je na grzbiecie brata. Ot tak po prostu, dla otuchy.
- 15 sie 2019, 22:21
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młode Spotkanie XIV
- Odpowiedzi: 129
- Odsłony: 8174
Małemu Sío wystarczyły pierwsze chwile lotu, żeby osądzić że tak właściwie, to to całe latanie nie jest dla niego. Przylgnął do grzbietu matki, kurczowo się jej trzymając i próbując mimo ciekawości nie popatrzeć się na ten jakże straszny widok "w dół". A skąd się wzieła ta awersja do wysokości? Stąd, że mimo że był mały, zdążył zauważyć, że upadki nie są fajne. Logiczne było też dla niego, że skoro spadnięcie z grzbietu kompana mamy było nieprzyjemne, to "nieprzyjemny" musi też być zeskok z lecącej mamy. Co najmniej jak z dwóch Athairów. Albo trzech! Sío wolał więc siedzieć bezpiecznie na grzbiecie, a nie testować zdolności skakania, tak jak to zrobił wcześniej, w grocie.
Po wylądowaniu, dość szybko zlazł na ziemię. Oczarowany zielenią wokół, na początku kompletnie nie zwrócił uwagi na przylatujące po kolei smoki. Jego uwagę przez dobrą chwilę całkowicie zajmowały rośliny, co objawiało się tym, że pacał łapką pobliskie wyższe źdźbła trawy, z wesołym uśmiechem na pyszczku mrucząc sobie pod nosem.
-Zielone, zielone!
Zajęcie to w końcu jednak musiało mu się znudzić, a kiedy to się stało, odwrócił łebek w kierunku rodzeństwa i centrum zgromadzenia. Tam będzie więcej zielonych roślinek, prawda? I smoków też oczywiście. Oceniając wstępnie sytuację, stwierdził że rodzeństwo mogłoby trochę pomóc w oglądaniu rzeczy. Tylko że ich była aż dwójka... Padło więc na pomoc od Istry. Nie myśląc o tym, czy siostra podziela jego zdanie, Sío spróbował wspiąć się na jej grzbiet, zupełnie zapominając o tym, że tak właściwie, może jeszcze lepszy widoczek miałby, gdyby został na grzbiecie mamy.
Niezdarnie wyciągnął łapkę do przodu w kierunku losowego smoka ze zgromadzenia, którym okazał się akurat Ilun i do niego jako jedynego zawołał wesoło
-Cieść!
No a potem? O ile w ogóle zdążył przed reakcją, siostry, to zaczął szukać wzrokiem co ciekawszych zielonych lub beżowych rzeczy. Tak jak jego łuski! Podobały mu się te kolory.
Po wylądowaniu, dość szybko zlazł na ziemię. Oczarowany zielenią wokół, na początku kompletnie nie zwrócił uwagi na przylatujące po kolei smoki. Jego uwagę przez dobrą chwilę całkowicie zajmowały rośliny, co objawiało się tym, że pacał łapką pobliskie wyższe źdźbła trawy, z wesołym uśmiechem na pyszczku mrucząc sobie pod nosem.
-Zielone, zielone!
Zajęcie to w końcu jednak musiało mu się znudzić, a kiedy to się stało, odwrócił łebek w kierunku rodzeństwa i centrum zgromadzenia. Tam będzie więcej zielonych roślinek, prawda? I smoków też oczywiście. Oceniając wstępnie sytuację, stwierdził że rodzeństwo mogłoby trochę pomóc w oglądaniu rzeczy. Tylko że ich była aż dwójka... Padło więc na pomoc od Istry. Nie myśląc o tym, czy siostra podziela jego zdanie, Sío spróbował wspiąć się na jej grzbiet, zupełnie zapominając o tym, że tak właściwie, może jeszcze lepszy widoczek miałby, gdyby został na grzbiecie mamy.
Niezdarnie wyciągnął łapkę do przodu w kierunku losowego smoka ze zgromadzenia, którym okazał się akurat Ilun i do niego jako jedynego zawołał wesoło
-Cieść!
No a potem? O ile w ogóle zdążył przed reakcją, siostry, to zaczął szukać wzrokiem co ciekawszych zielonych lub beżowych rzeczy. Tak jak jego łuski! Podobały mu się te kolory.












