Ślepia Caretha zwęziły się jeszcze bardziej. Cóż za śmieszny futrzak. Taki zaskakująco spokojny jak na swój wiek. I posiadający całkiem rozległą wiedzę! Ten Ogień to jednak miał szansę się odrodzić. Niestety, jak pomyślał Cienisty, ale najpewniej i stety dla tych, którzy z owego stada pochodzili! Ten jednak osobnik miał już dosyć wyraźnie wykształconą opinię na temat wroga, być może niesłuszne, lecz miał. Nic nawet nie wskazywało na to, by jego stosunek do nich jakkolwiek miał się zmienić.
– Możemy się upewnić. Nie chciałbyś odbyć badania kontrolnego przez swojego... kolegę po fachu? – mówiąc te słowa uniósł leciutko łuk brwiowy, ukrywając skrzętnie niechęć przed wypełznięciem na oblicze, kiedy nazwał się jego kolegą. Może i nie chciał tego mówić, ale już to zrobił. Na pewno musiało to mieć jakiś cel. Wiadomo, że bez przerwy oceniał. I oceniał. I oceniał, bazując na jego odpowiedziach, na jego zachowaniu, na jego wiedzy. Sam już nawet nie wiedział, czy chciał mu zrobić krzywdę, czy raczej tylko udawał. Chyba zależało to tylko i wyłącznie od tego, jak miała się dalej potoczyć ta rozmowa.
– Przekonaj mnie. Zmuś mnie. Nie mam powodów, by się tobie przedstawiać, pierzaku – wzruszywszy nonszalancko barkami, przymknął na dłuższą chwilkę ślepia. Nie ma tak łatwo.
Znaleziono 48 wyników
- 23 paź 2018, 20:49
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Diamentowe źródełko
- Odpowiedzi: 506
- Odsłony: 74629
- 18 paź 2018, 20:24
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Diamentowe źródełko
- Odpowiedzi: 506
- Odsłony: 74629
Ślepia Caretha zwęziły się na uderzenie serca, kiedy usłyszał jego imię. Jego uniesiony kącik pyska zadrżał, a sam potrząsnął głową, jakby nie dowierzając, że jakiś byle młodzik próbuje wmówić mu, że mógł jakkolwiek źle dobierać zioła. I trochę go zaskoczyło to, że brązowofutry sam doszedł do tego, z kim miał do czynienia. To ostatnie odczucie jednak nawet nie zdążyło wypłynąć na jego oblicze, od razu zostając zrzucone na dalszy plan.
– Naprawdę sądzisz, że to jedyne zioła, z którymi ostatnio miałem do czynienia? – pokręcił już wolniej głową, po chwili przestając i pochylając leciutko łeb, przekrzywiając go też w zaciekawieniu. – Smoki nie zawsze dopada tylko... jedna przypadłość. Może o tym nie wiesz, ale niektórzy chorują na choroby i jednocześnie mają rany. Może to dlatego? – zmrużył oczy, a źrenice bacznie przesunęły się w dół, by przyjrzeć się uważniej samej fizycznej budowie samczyka. – Na twoim miejscu podciąłbym to futro. Nie sądzisz, że strasznie łatwo mogłoby ubrudzić się krwią? – stwierdził jedynie, jak gdyby nigdy nic, ot, tak bez powodu wyciągając łapę i zamierzając podnieść podbródek ognistego szponem o barwie kości słoniowej starając się możliwie żadną inną częścią ciała go nie dotknąć, o ile tamtemu nie przyszło na myśl się zbuntować. Werystyczny przy tym podniósł wzrok, by móc spojrzeć prosto w iskrzące się złotem tęczówki młodszego, krzywiąc się odrobinkę. A więc dorobili się kolejnego kleryka. Cóż. Lepiej, by wykazał się nie lada brawurą.
– Naprawdę sądzisz, że to jedyne zioła, z którymi ostatnio miałem do czynienia? – pokręcił już wolniej głową, po chwili przestając i pochylając leciutko łeb, przekrzywiając go też w zaciekawieniu. – Smoki nie zawsze dopada tylko... jedna przypadłość. Może o tym nie wiesz, ale niektórzy chorują na choroby i jednocześnie mają rany. Może to dlatego? – zmrużył oczy, a źrenice bacznie przesunęły się w dół, by przyjrzeć się uważniej samej fizycznej budowie samczyka. – Na twoim miejscu podciąłbym to futro. Nie sądzisz, że strasznie łatwo mogłoby ubrudzić się krwią? – stwierdził jedynie, jak gdyby nigdy nic, ot, tak bez powodu wyciągając łapę i zamierzając podnieść podbródek ognistego szponem o barwie kości słoniowej starając się możliwie żadną inną częścią ciała go nie dotknąć, o ile tamtemu nie przyszło na myśl się zbuntować. Werystyczny przy tym podniósł wzrok, by móc spojrzeć prosto w iskrzące się złotem tęczówki młodszego, krzywiąc się odrobinkę. A więc dorobili się kolejnego kleryka. Cóż. Lepiej, by wykazał się nie lada brawurą.
- 17 paź 2018, 18:59
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Diamentowe źródełko
- Odpowiedzi: 506
- Odsłony: 74629
Dla Caretha to było jasne – pił, więc dotykał jakkolwiek tafli wody, więc... się moczył. Miał mokre futro na pysku, ha! Na pewno parę zagubionym kropelek wody musiało mu się wymsknąć z języka. Chyba, że należał do tych wyjątkowo schludnych i pilnujących, by się nie oblać, w sumie to czarnołuski nie miał pewności. Ówczesnemu klerykowi aż przypomniały się jego własne doświadczenia z wodą. Ciekawe, czy gdyby popchnął młodszego do wody, czy ten by się utopił...?
– Ależ ja uwielbiam ognistych – mruknął nadal nieco sycząco, przesyłając rozmówcy wyjątkowo niepokojący, nie wyglądający na zbyt godny zaufania, wręcz z lekka zadufany uśmieszek. A raczej uniesienie kącików pyska. Chociaż wcale nie miał na to ochoty. Zebrał się jednak w sobie, nie chcąc od razu ukazywać aż tak wyraźnej niechęci do nieznajomego, nieważne jak bardzo by korciło.
– A skąd ci to przyszło do łba? – prychnął ściszonym głosem, nie widząc potrzeby, by mówić głośno. – Może się przedstawię, jak wpierw ty opowiesz mi o sobie więcej.
– Ależ ja uwielbiam ognistych – mruknął nadal nieco sycząco, przesyłając rozmówcy wyjątkowo niepokojący, nie wyglądający na zbyt godny zaufania, wręcz z lekka zadufany uśmieszek. A raczej uniesienie kącików pyska. Chociaż wcale nie miał na to ochoty. Zebrał się jednak w sobie, nie chcąc od razu ukazywać aż tak wyraźnej niechęci do nieznajomego, nieważne jak bardzo by korciło.
– A skąd ci to przyszło do łba? – prychnął ściszonym głosem, nie widząc potrzeby, by mówić głośno. – Może się przedstawię, jak wpierw ty opowiesz mi o sobie więcej.
- 16 paź 2018, 20:39
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Diamentowe źródełko
- Odpowiedzi: 506
- Odsłony: 74629
Werystyczny Kolec kroczył z zastanowieniem między drzewami Dzikiej Puszczy. Rozglądał się wokoło nieco znudzonym wzrokiem. Czego tutaj szukał? Doprawdy niczego. Liczył może na jakąś kryjówkę pszczół gdzieś między listowiem albo napotkanie na kogoś lub... coś. A nuż dowiedziałby się czegoś ciekawego? Teraz jednak pozostawało mu nacieszyć się przyjemnym spacerkiem. Westchnął. Ach, całkiem przyjemnie, jak na tereny neutralne, nienależące do nikogo.
I wtem uderzyła go Ognista woń. Gdyby miał sierść, z pewnością by się zjeżyła na parę uderzeń serca. Jako jednak, że miał jedynie łuski, żadna reakcja poza gwałtowniejszym machnięciem końcówką ogona i leciutkim zwężeniem się ślepi nie zaszła. Zaczął szukać źródła zapachu. I wtem go dostrzegł – mniejszego od niego futrzaka taplającego się w wodzie. Zmierzył go wzrokiem, a jako, że był odsłonięty i mógł zostać bardzo łatwo dostrzeżony, nawet nie próbował się ukrywać. Był za blisko, tamten też zapewne zdążył Cienistego zauważyć. Zbliżył się zatem, przystając przy brzegu źródełka.
– Ognisssty – mruknął tylko szeptem, wbijając rozżarzone ślepia w samczyka, jakby był jakąś wodną zjawą, która dopiero co wynurzyła się spomiędzy cieczy. Nie ociekał nią jednak, a jedynie przyczaił się przy niej, śledząc poczynania młodzika.
I wtem uderzyła go Ognista woń. Gdyby miał sierść, z pewnością by się zjeżyła na parę uderzeń serca. Jako jednak, że miał jedynie łuski, żadna reakcja poza gwałtowniejszym machnięciem końcówką ogona i leciutkim zwężeniem się ślepi nie zaszła. Zaczął szukać źródła zapachu. I wtem go dostrzegł – mniejszego od niego futrzaka taplającego się w wodzie. Zmierzył go wzrokiem, a jako, że był odsłonięty i mógł zostać bardzo łatwo dostrzeżony, nawet nie próbował się ukrywać. Był za blisko, tamten też zapewne zdążył Cienistego zauważyć. Zbliżył się zatem, przystając przy brzegu źródełka.
– Ognisssty – mruknął tylko szeptem, wbijając rozżarzone ślepia w samczyka, jakby był jakąś wodną zjawą, która dopiero co wynurzyła się spomiędzy cieczy. Nie ociekał nią jednak, a jedynie przyczaił się przy niej, śledząc poczynania młodzika.
- 21 lip 2018, 9:35
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Diamentowy Strumień
- Odpowiedzi: 767
- Odsłony: 96964
Zabrał się do roboty. Tak właściwie... to już próbował nurkować, choć z pewnością dosyć nieumiętnie. Nie było to czymś ciężkim, stwierdził. Dlatego też od razu popłynął na najgłębsze wody. Jedna łapa, druga łapa, utrzymuj równowagę, skrzydła przy ciele. I dopłynął, wpatrując się przez dłuższą chwilę w toń, nim zadecydował o odpowiednim momencie na zanurzanie. Wziął głęboki wdech. Pochylił ciało, głowę zanurzając i odpychając się kończynami w dół. Wykonywał zamaszyste ruchy, zbierając i odpychając jak najwięcej wody rozczapierzonymi palcami. Gdyby miał błonę, z pewnością byłoby mu łatwiej. Tak jednak musiał sobie radzić jak większość pozbawionych błon smoków, spowalniany przez opór. Wstrzymywał cały czas oddech, skierowany pod kąten do dołu i sunął rytmicznie w głąb. Jego ogon unosił się i dostosowywał do każdego ruchu. Kiedy dotarł już do dna, dotknął go wszystkimi łapami. Potem tylnymi nadal stojąc, wyrzucił przednie do góry, pomagając sobie ogonem zachować równowagę i pomagając przy skręcaniu pod wodą. Potem mocno wybił się z tylnych łap. Nie chciał znów powolnie płynąć ku powierzchni. Wolał już poświęcać parę cennych sekund, by odbić się od ziemi i pomknąć niesiony rozpędem. Machał dodatkowo łapami, chcąc utrzymać jak najdłużej jak najszybsze tempo. Spowalniał, lecz mimo to nie przestawał machać, chcąc dopłynąć do celu nim zabraknie mu tlenu. Jeszcze parę razy zamachał, przebił taflę i pokręcił na boki łbem, chcąc otrzepać się z wody. Rozglądał się chwilę, wypoczywając i oddychając szybko. Potem już nieśpiesznie płynąc "na pieska" dotarł z powrotem na płycizny, cały ociekający już wychodząc z wody. Chciał się już na spokojnie wygrzać na słoneczku.
- 20 lip 2018, 10:01
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Diamentowy Strumień
- Odpowiedzi: 767
- Odsłony: 96964
Careth pewnie stanął na dnie. Wpatrywał się chwilę w dno toni, zastanawiając się, czy Popiół już w ten sposób kogoś utopił. Chyba nie, prawda? Przecież by sobie tego nie wybaczył. Widział reakcję piastuna na zabicie lisa. Może tylko tak dbał o zwierzęta, ale czy śmierci pisklęcia bądź adepta również by dosyć ciężko nie przeżył? Wbrew pozorom Cienisty nie wiedział o Ziemnym za wiele.
Nie myśląc za wiele, błyskawicznie pochylił szyję i zgiął lekko łapy, by zanurzyć łeb w wodzie. Wstrzymywał oddech, z lekkim trudem unosząc powieki. Jego rogi wystawały ponad taflę kiedy ciecz zamknęła się nad jego pyskiem. Woda dostawała się mu do oczu, to było... dziwne uczucie. Utrzymywał tak chwilę głowę pod wodą, już zwarty i gotowy do potencjalnego wyrwania się z chłodnej wody, gdyby zabrakło mu powietrza. Póki co jednak odliczał kolejne uderzenia serca. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć. Pierwsze pięć już ma. Wynurzył łeb, choć z pewnym ociąganiem. Przecież wytrzymałbym dłużej, przeszło mu przez myśl. Jasne, już zaczynał czuć lekki powiew paniki, kiedy powietrza w płucach pozostawało coraz mniej, lecz zamierzał wykonać ćwiczenie nawet, gdyby miał się podtopić. Mimo to stosował się do rad starszego. Z wodą należało zaznajamiać się powoli. Z tego też powodu przeniósł się nieco głębiej, tam, gdzie jego kończyny nie dotykały już ziemi. Znów zaczerpnął tchu i skulił się, by w całości znaleźć się w źródełku i zniżyć się bardziej do dna. Tym razem liczył do ośmiu, nim się wynurzył. I podpłynął na jeszcze większe głębokości, taplając się chwilkę nad taflą, nim ponownie nabrawszy powietrza zagłębił się w toń. Spróbował podpłynąć blisko dna, machając zapalczywie łapami. W jego umyśle nadal trwało liczenie. Zbliżył się, po czym odepchnął mocno tylnymi łapami, by skrócić czas. I tak lada moment miało mu wybić dziesięć sekund, a powietrza miał już naprawdę mało. A przynajmniej tak mu się wydawało. Znów jego głowa pojawiła się nad wodą, a on chciwie łykał powietrze. Spojrzał na mistrza. To co teraz?
Nie myśląc za wiele, błyskawicznie pochylił szyję i zgiął lekko łapy, by zanurzyć łeb w wodzie. Wstrzymywał oddech, z lekkim trudem unosząc powieki. Jego rogi wystawały ponad taflę kiedy ciecz zamknęła się nad jego pyskiem. Woda dostawała się mu do oczu, to było... dziwne uczucie. Utrzymywał tak chwilę głowę pod wodą, już zwarty i gotowy do potencjalnego wyrwania się z chłodnej wody, gdyby zabrakło mu powietrza. Póki co jednak odliczał kolejne uderzenia serca. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć. Pierwsze pięć już ma. Wynurzył łeb, choć z pewnym ociąganiem. Przecież wytrzymałbym dłużej, przeszło mu przez myśl. Jasne, już zaczynał czuć lekki powiew paniki, kiedy powietrza w płucach pozostawało coraz mniej, lecz zamierzał wykonać ćwiczenie nawet, gdyby miał się podtopić. Mimo to stosował się do rad starszego. Z wodą należało zaznajamiać się powoli. Z tego też powodu przeniósł się nieco głębiej, tam, gdzie jego kończyny nie dotykały już ziemi. Znów zaczerpnął tchu i skulił się, by w całości znaleźć się w źródełku i zniżyć się bardziej do dna. Tym razem liczył do ośmiu, nim się wynurzył. I podpłynął na jeszcze większe głębokości, taplając się chwilkę nad taflą, nim ponownie nabrawszy powietrza zagłębił się w toń. Spróbował podpłynąć blisko dna, machając zapalczywie łapami. W jego umyśle nadal trwało liczenie. Zbliżył się, po czym odepchnął mocno tylnymi łapami, by skrócić czas. I tak lada moment miało mu wybić dziesięć sekund, a powietrza miał już naprawdę mało. A przynajmniej tak mu się wydawało. Znów jego głowa pojawiła się nad wodą, a on chciwie łykał powietrze. Spojrzał na mistrza. To co teraz?
- 08 lip 2018, 21:03
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Samotna Skała
- Odpowiedzi: 597
- Odsłony: 76409
Może i jego zachowywanie zaczynało podchodzić pod coś... więcej. Histeria? Wspomniana paranoja? Noceri pozostawał spokojny, pozostawał posągiem o kamiennym, obojętnym wyrazie pyska, który Careth mógłby nawet porównać do posągów bogów wolnych stad, gdyby w ogóle kiedykolwiek przyszedł do świątyni i je ujrzał. Nie wiedział jednak, że w ogóle ktokolwiek miał ochotę wyrzeźbić coś dla tych całych bożków, dlatego też owe skojarzenie nawet nie przyszło mu na myśl.
Wypuścił cicho powietrze nozdrzami, przymykając błyszczące ślepia. Może wcale nie był zagrożeniem? Może Wodny naprawdę tylko przechodził, bądź jak podawał przelatywał obok? Nie mógł tego sprawdzić, niestety. Nie mógł się upewnić. Przez gwałtowną otoczkę wzburzenia nawet nie docierały do niego logiczne fakty, nie wszystkie. Tylko te udowadniające, że rozmówca miał rację. A takich przez dłuższą chwilę nie chciał nawet do siebie dopuszczać. Potem jednak... cicho począł wszystko analizować, tkwiąc przez dosłownie przez kilkanaście uderzeń serca w zamyśleniu. Potem jednak przypomniał sobie, że powinien obserwować obcego bez przerwy, bowiem nie mógł przewidzieć co też mu chodziło po łbie. Szybko otworzył oczy, skierowawszy nachalnie ślepia na samca. Przyglądał mu się chwilę zastanawiając się, czy ten przypadkiem nie zdążył już czegoś zrobić w trakcie, kiedy Cienistego na chwilę pochłonęły szybko przewijające się myśli.
– Nagle zaniemówiłeś, co? – zapytał nieprzyjemnym głosem, choć wyraźnie spokojniejszym niż przedtem. Wpatrywał się poruszającymi się bez przerwy źrenicami, oczekując jakiegokolwiek gestu, ruchu z jego strony.
Wypuścił cicho powietrze nozdrzami, przymykając błyszczące ślepia. Może wcale nie był zagrożeniem? Może Wodny naprawdę tylko przechodził, bądź jak podawał przelatywał obok? Nie mógł tego sprawdzić, niestety. Nie mógł się upewnić. Przez gwałtowną otoczkę wzburzenia nawet nie docierały do niego logiczne fakty, nie wszystkie. Tylko te udowadniające, że rozmówca miał rację. A takich przez dłuższą chwilę nie chciał nawet do siebie dopuszczać. Potem jednak... cicho począł wszystko analizować, tkwiąc przez dosłownie przez kilkanaście uderzeń serca w zamyśleniu. Potem jednak przypomniał sobie, że powinien obserwować obcego bez przerwy, bowiem nie mógł przewidzieć co też mu chodziło po łbie. Szybko otworzył oczy, skierowawszy nachalnie ślepia na samca. Przyglądał mu się chwilę zastanawiając się, czy ten przypadkiem nie zdążył już czegoś zrobić w trakcie, kiedy Cienistego na chwilę pochłonęły szybko przewijające się myśli.
– Nagle zaniemówiłeś, co? – zapytał nieprzyjemnym głosem, choć wyraźnie spokojniejszym niż przedtem. Wpatrywał się poruszającymi się bez przerwy źrenicami, oczekując jakiegokolwiek gestu, ruchu z jego strony.
- 07 lip 2018, 20:12
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Diamentowy Strumień
- Odpowiedzi: 767
- Odsłony: 96964
Samczyk odsunął się z lekka od nauczyciela, na zmianę robiąc młynki łapami. Rozczapierzał dodatkowo palce, spostrzegając, że im większa powierzchnia, tym lepiej zamiata się za siebie wodę i w ostatecznym rozliczeniu mknie w chłodnej wodzie. Starał się wykonywać dokładne ruchy niźli takie zbyt szybkie. Wolał jednym zamachnięciem przesunąć się spory kawał do przodu od przemęczania się i jakby desperackiego uderzania raz po raz, bez przerwy. Jego ruchy były skoordynowane. Pilnował się, a chociażby przy ułożeniu ogona wzorował się na locie i biegu. Tak samo z machaniem czy oddychaniem. Skrzydła miał przyciśnięte do wyginającego się tułowia, kiedy postanowił skręcić – płynął chwilę skierowany tyłem do Popiołu, by następnie wykonać swobodny łuk w prawo. Lewymi kończynami odepchnął się mocniej, wyginając tułów w pożądanym kierunku. Ogon posłużył za ster, odpowiednio się ustawiając. Potem wyprostował się, by znów brnąć przed siebie mniej więcej jednostajnym ruchem, przypływając pod samego stojącego na brzegu samca. Nie wyszedł jednak na brzeg, a unosił się lekko nad dnem, wiedząc, że w każdej chwili mógłby dotknąć dna.
Czuł się taki ograniczony taplając się w tej spowalniającej cieczy. Taki pozbawiony zwyczajowej wolności ruchów, teraz był hamowany niezależnie od swojej wody. Zgadzał się na ten warunek automatycznie wpadając do wody. Irytował go brak takiej płynności jak u morskich, zaciskał lekko zęby na języku, by nie było widać, że owy gest właśnie wykonywał. Mimo to starał się poddać głębi w której nurzało się niemal całe jego ciało, prócz łba i samego szczytu grzbietu. Musiał się rozluźnić i coraz łatwiej mu to wychodziło z każdym kolejnym poleceniem, by się rozluźnić. Miewał wrażenie, że zdążył się już nieco nauczyć, podglądając zachowania innych. Nie sądził jednak, by kiedykolwiek mógł być w pełni wyluzowany. Pozostawał wiecznie skazany na okowy pętające go od czubków łap do pasiaste rogi. Zaakceptował to już dawno, nie widząc innej możliwości – musiał się starać spełnić swoje własne wymagania. Czyżby wierzył, że to przyniesie mu ukojenie? Szczęście? A czyż nie bywało wręcz przeciwnie, że ambicje ciągle rosły w nieskończoność?
Czuł się taki ograniczony taplając się w tej spowalniającej cieczy. Taki pozbawiony zwyczajowej wolności ruchów, teraz był hamowany niezależnie od swojej wody. Zgadzał się na ten warunek automatycznie wpadając do wody. Irytował go brak takiej płynności jak u morskich, zaciskał lekko zęby na języku, by nie było widać, że owy gest właśnie wykonywał. Mimo to starał się poddać głębi w której nurzało się niemal całe jego ciało, prócz łba i samego szczytu grzbietu. Musiał się rozluźnić i coraz łatwiej mu to wychodziło z każdym kolejnym poleceniem, by się rozluźnić. Miewał wrażenie, że zdążył się już nieco nauczyć, podglądając zachowania innych. Nie sądził jednak, by kiedykolwiek mógł być w pełni wyluzowany. Pozostawał wiecznie skazany na okowy pętające go od czubków łap do pasiaste rogi. Zaakceptował to już dawno, nie widząc innej możliwości – musiał się starać spełnić swoje własne wymagania. Czyżby wierzył, że to przyniesie mu ukojenie? Szczęście? A czyż nie bywało wręcz przeciwnie, że ambicje ciągle rosły w nieskończoność?
- 05 lip 2018, 8:10
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Liściaste rozstaje
- Odpowiedzi: 687
- Odsłony: 99957
A jakże, zawahał się.
– A to maddarowe komórki nie zniknął jak odetnę dostęp do źródła? – zapytawszy, zerknął ponownie na ledwie draśnięcie. Znów skierował niezdecydowany wzrok na uzdrowicielkę. – Chyba rozumiem...
Mimo wszystko obawiał się, że leczeniu maddarą nie podoła. To nie było to samo co zioła. Zastanowił się chwilę, nie zwracając nawet uwagi na to, że opatrunek już stracił domniemane lecznicze wartości. Chyba tu chodziło o coś więcej niż tylko tworzenie tkanek, stwierdził. Żeby magia nie zniknęła, te tkanki musiały jakoś łączyć się z ciałem, wniknąć w nie, stwierdził w myślach. Obrócił się gwałtowniej do smoczycy. Nie czekając na nic odrzucił liście na ziemię, aż te plasnęły głośno. Wciąż trzymał ją za ranną łapkę.
– Teraz leczenie magią – mruknął półgębkiem do smoczycy, nawet na nią nie patrząc. Nie przyglądał się temu, jak wyglądała. Póki co wolał się niepotrzebnie nierozpraszać, szczególnie, że nie była żywą istotą, a jedynie magicznym tworem. Przymknął ślepia i wniknął w jej ciałko, tworząc niewidzialną falę, która rozeszła się w mgnieniu oka po jej całej powierzchni, od łap po łeb. Swoiste prześwietlenie. Wyczuwał szumiącą wokół rany krew, teraz już zatamowaną. Świszczący, urwany przez szloch oddech. Poruszenia mięśni, kiedy utrzymywała ranną kończynę w powietrzu. Jak w mikroskopie przybliżał się do poszczególnych, interesujących go komórek coraz bardziej, chcąc jak najdokładniej je zbadać. Poduszeczki były dosyć sztywnął częścią ciała. Zeskanował je powtórnie, by mieć pewność, że wie jak wyglądają. Widząc i formując je w głowie po chwili sięgnął do źródła, chcąc by komórki te pojawiły się wokół rany, mozolnie ją wypełniając z głębi aż do samego wierzchu. Kiedy już to zrobił, nieświadomie nieco wzmocnił ucisk wokół nadgarstka prawej łapy pacjentki. Kazał nowym komórkom wcielić się, a pozostałym połączyć się z nimi i dokrwić, jakby były oryginalne, a nie wytworzone za pomocą maddary. By leżały tak, jak te przed zranieniem. By zachowywały się jak one. Odetchnął, puszczając łapę młodej. Czy się udało?
– A to maddarowe komórki nie zniknął jak odetnę dostęp do źródła? – zapytawszy, zerknął ponownie na ledwie draśnięcie. Znów skierował niezdecydowany wzrok na uzdrowicielkę. – Chyba rozumiem...
Mimo wszystko obawiał się, że leczeniu maddarą nie podoła. To nie było to samo co zioła. Zastanowił się chwilę, nie zwracając nawet uwagi na to, że opatrunek już stracił domniemane lecznicze wartości. Chyba tu chodziło o coś więcej niż tylko tworzenie tkanek, stwierdził. Żeby magia nie zniknęła, te tkanki musiały jakoś łączyć się z ciałem, wniknąć w nie, stwierdził w myślach. Obrócił się gwałtowniej do smoczycy. Nie czekając na nic odrzucił liście na ziemię, aż te plasnęły głośno. Wciąż trzymał ją za ranną łapkę.
– Teraz leczenie magią – mruknął półgębkiem do smoczycy, nawet na nią nie patrząc. Nie przyglądał się temu, jak wyglądała. Póki co wolał się niepotrzebnie nierozpraszać, szczególnie, że nie była żywą istotą, a jedynie magicznym tworem. Przymknął ślepia i wniknął w jej ciałko, tworząc niewidzialną falę, która rozeszła się w mgnieniu oka po jej całej powierzchni, od łap po łeb. Swoiste prześwietlenie. Wyczuwał szumiącą wokół rany krew, teraz już zatamowaną. Świszczący, urwany przez szloch oddech. Poruszenia mięśni, kiedy utrzymywała ranną kończynę w powietrzu. Jak w mikroskopie przybliżał się do poszczególnych, interesujących go komórek coraz bardziej, chcąc jak najdokładniej je zbadać. Poduszeczki były dosyć sztywnął częścią ciała. Zeskanował je powtórnie, by mieć pewność, że wie jak wyglądają. Widząc i formując je w głowie po chwili sięgnął do źródła, chcąc by komórki te pojawiły się wokół rany, mozolnie ją wypełniając z głębi aż do samego wierzchu. Kiedy już to zrobił, nieświadomie nieco wzmocnił ucisk wokół nadgarstka prawej łapy pacjentki. Kazał nowym komórkom wcielić się, a pozostałym połączyć się z nimi i dokrwić, jakby były oryginalne, a nie wytworzone za pomocą maddary. By leżały tak, jak te przed zranieniem. By zachowywały się jak one. Odetchnął, puszczając łapę młodej. Czy się udało?
- 01 lip 2018, 15:44
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Liściaste rozstaje
- Odpowiedzi: 687
- Odsłony: 99957
Careth przyjął do świadomości odpowiedzi Feerii, skinąwszy pod koniec tłumaczeń łbem. Był zbyt skupiony na przypominaniu sobie informacji o ziołach, by dostrzec owy cień uśmiechu goszczący przez ledwie chwilkę na pysku smoczycy. Akurat to mu uciekło. Miał bowiem przed sobą znacznie cięższe zadanie. Nie musiano mu nic więcej dodawać. Samo hasło "wylecz ją" poprzedzone przybyciem maddarowego pisklęcia wystarczyło.
Dopadł do pacjentki szybkim krokiem nim ta zdążyła jeszcze na dobre się do niego zbliżyć, uważnym, analitycznym spojrzeniem przyglądając się postawionemu przed nim zadaniu. Wyciagnęła przed siebie łapę, którą on oglądał przez parę dłuższych uderzeń serca. Ściągnął łuki brwiowe usłyszawszy poradę kruka. Nie rozumiał, jednak nie zamierzał póki co dopytywać. Dopiero jak załatwi jedną sprawę. Nie wszystko na raz.
– Lekkie. Zadrapania i siniaki. Średnie. Złamania otwarte... nie, nie. Zamknięte i krwotoki. Przerwane żyły. Nie pasuje. Lekkie, ewidentnie lekkie. Babka lancetowata. Tamuje i oczyszcza... zapobiega... jedno powinno wystarczyć... – mruczał sobie coś cichutko pod nozdrzami, nie wiedząc nawet zapewne, że wypowiada swoje myśli na głos. Krzątał się od rany do zbioru ziół, czując się nieco przytłoczonym, acz zdeterminowanym. Wyglądał na ożywionego, jakby woń krwi tylko jeszcze bardziej pobudzała go do działania. Rany nie wyglądały poważnie. Kiedy po chwili rozpoznawania zorientował się już na czym stoi, sięgnął do kupki różnego rodzaju liści. Nie namyślał się nawet długo do czego służą. Po prostu wziął te mokre i od razu zaczął energicznymi ruchami oczyszczać prawą łapę samiczki z błota oraz krwi, będąc jednak widocznie ostrożniejszym przy ścieraniu tuż obok zranienia. Zabrudzone liście odrzucił na bok, biorąc jedynie czyste, by wytrzeć nimi pozostałą wilgoć oraz dokładniej przemyć okolice zadrapania. Podejrzewał, że lada moment z ranki znów zacznie sączyć się posoka – sięgnął więc po jeden dorodny liść babki lancetowatej. W pierwszej chwili chciał się nią zająć za pomocą swoich własnych palców, wtem jednak przypomniał sobie o reszcie przedmiotów pojawionych przez uzdrowicielkę. Wrzucił wybraną roślinkę do jednej z kamiennych misek, zachwycając się gdzieś z tyłu głowy ich gładkim kształtem. Ktoś musiał nad nimi napracować. Sięgnął po kamień, by zmiażdżyć nim podłużny liść babki. Opuszczał moździerz do miski, wsłuchując się w zgrzyty kamienia o kamień, kiedy zderzały się nieznacznie dwa z wykorzystywanych narzędzi, dopóki nie dostrzegł pierwszych kropelek cennego soku wypływającego ze środka. Potem podszedł z powroten do pacjentki, ostrożnie przenosząc opatrunki na zadrapanie na prawej łapie. Takiej smukłej i kruchej. Mógł tak łatwo ją zranić. A jednak zdecydował się pomagać, miast siać grozę. Czy podjął dobry wybór? Miał taką nadzieję.
– W jakim sensie w pozostałych łapach? Mam je stamtąd przenieść czy co? – zmrużył ślepia, nadal przytrzymując wywróconą wewnętrzną stroną do góry, zranioną część ciała pisklęcia nieopodal rany, by to przypadkiem nie zrzuciło z siebie zioła. Czekał, aż liście skończą sączyć odkażający oraz tamujący sok i będzie mógł je odrzucić. Wpatrywał się w międzyczasie w nauczycielkę, starając się równo dzielić uwagę między nią oraz między maddarową samiczkę. Lada moment trzeba będzie do niej wrócić... a on nadal nie był pewien co zrobić.
Dopadł do pacjentki szybkim krokiem nim ta zdążyła jeszcze na dobre się do niego zbliżyć, uważnym, analitycznym spojrzeniem przyglądając się postawionemu przed nim zadaniu. Wyciagnęła przed siebie łapę, którą on oglądał przez parę dłuższych uderzeń serca. Ściągnął łuki brwiowe usłyszawszy poradę kruka. Nie rozumiał, jednak nie zamierzał póki co dopytywać. Dopiero jak załatwi jedną sprawę. Nie wszystko na raz.
– Lekkie. Zadrapania i siniaki. Średnie. Złamania otwarte... nie, nie. Zamknięte i krwotoki. Przerwane żyły. Nie pasuje. Lekkie, ewidentnie lekkie. Babka lancetowata. Tamuje i oczyszcza... zapobiega... jedno powinno wystarczyć... – mruczał sobie coś cichutko pod nozdrzami, nie wiedząc nawet zapewne, że wypowiada swoje myśli na głos. Krzątał się od rany do zbioru ziół, czując się nieco przytłoczonym, acz zdeterminowanym. Wyglądał na ożywionego, jakby woń krwi tylko jeszcze bardziej pobudzała go do działania. Rany nie wyglądały poważnie. Kiedy po chwili rozpoznawania zorientował się już na czym stoi, sięgnął do kupki różnego rodzaju liści. Nie namyślał się nawet długo do czego służą. Po prostu wziął te mokre i od razu zaczął energicznymi ruchami oczyszczać prawą łapę samiczki z błota oraz krwi, będąc jednak widocznie ostrożniejszym przy ścieraniu tuż obok zranienia. Zabrudzone liście odrzucił na bok, biorąc jedynie czyste, by wytrzeć nimi pozostałą wilgoć oraz dokładniej przemyć okolice zadrapania. Podejrzewał, że lada moment z ranki znów zacznie sączyć się posoka – sięgnął więc po jeden dorodny liść babki lancetowatej. W pierwszej chwili chciał się nią zająć za pomocą swoich własnych palców, wtem jednak przypomniał sobie o reszcie przedmiotów pojawionych przez uzdrowicielkę. Wrzucił wybraną roślinkę do jednej z kamiennych misek, zachwycając się gdzieś z tyłu głowy ich gładkim kształtem. Ktoś musiał nad nimi napracować. Sięgnął po kamień, by zmiażdżyć nim podłużny liść babki. Opuszczał moździerz do miski, wsłuchując się w zgrzyty kamienia o kamień, kiedy zderzały się nieznacznie dwa z wykorzystywanych narzędzi, dopóki nie dostrzegł pierwszych kropelek cennego soku wypływającego ze środka. Potem podszedł z powroten do pacjentki, ostrożnie przenosząc opatrunki na zadrapanie na prawej łapie. Takiej smukłej i kruchej. Mógł tak łatwo ją zranić. A jednak zdecydował się pomagać, miast siać grozę. Czy podjął dobry wybór? Miał taką nadzieję.
– W jakim sensie w pozostałych łapach? Mam je stamtąd przenieść czy co? – zmrużył ślepia, nadal przytrzymując wywróconą wewnętrzną stroną do góry, zranioną część ciała pisklęcia nieopodal rany, by to przypadkiem nie zrzuciło z siebie zioła. Czekał, aż liście skończą sączyć odkażający oraz tamujący sok i będzie mógł je odrzucić. Wpatrywał się w międzyczasie w nauczycielkę, starając się równo dzielić uwagę między nią oraz między maddarową samiczkę. Lada moment trzeba będzie do niej wrócić... a on nadal nie był pewien co zrobić.
- 29 cze 2018, 21:52
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Diamentowy Strumień
- Odpowiedzi: 767
- Odsłony: 96964
Careth wykonał polecenie bez zbędnego ociągania się. Nie zawahał się nawet, kiedy przeżył swój pierwszy szok z chłodną wodą. Po prostu wparował, nie bacząc na odruchy swojego ciała. Stał chwilę na płyciźnie, poruszając palcami i przyzwyczajając ciało do obniżenia temperatury. Potem zanurzał się coraz głębiej i głębiej, aż jego głowa ledwie wystawała znad tafli. Woda napierała na niego, ciągnąc go z nurtem, a on poddał się jej, choć z pewnym ociąganiem. Odbił się jednak od dna, ówcześnie lekko zgiąwszy łapy. Zamachał nimi, uderzając w wodę i rozchlapując dookoła. Jego łapy pracowały wpierw dosyć powolnie i w zmiennym tempie, które jednak już po chwili zaczęło się stabilizować. Samiec zaczynał machać harmonijniej, głownie polegając na robieniu młynków przednimi kończynami, jednak również i tylnymi mocno odpychał wodę od siebie, w swoim indywidualnym tempie. Cienisty Używał ogona, rozkładając go niemal nad wodą. Niemal. bowiem był lekko zanurzony. Płynął za resztą ciała. Oddychał, wpasowując się w ruchy ciała, by dwa różne układy nie kolidowały ze sobą oraz aby się nie utopić przypadkiem. Wydawał się być całkiem rozluźniony, jego ruchy były płynne, jednak wciąż w głowie miał obawy, czy na pewno nie opadnie zaraz z sił. Całe szczęście póki co praktycznie wcale nie odczuwał zmęczenia, a mięśnie rześko dostosowywały się do tempa, jakie sobie narzucał samomotywowaniem się. Postanowił spróbować skręcić. Dlatego też przechylił leciutko ciało w prawo, a towarzyszyła mu przy tym ociupinka strachu... kiedy tak przechylał się i w każdej chwili mógł wytrącić się ze znalezionego rytmu, by następnie już w ogóle ponieść klęskę. Mimo to nie zaniechał ćwiczenia. Jego ciało wygięło się, a ogon posłużył za wspomaganie i utrzymanie równowagi. Przesunął się gładko po zimnej tafli. Zimnej, acz samiec w ogóle tego nie odczuwał. Jedynie gorejące mięśnie i on. Mięśnie i on. Odpychał od siebie dojmujący chłód, dopóki był w ruchu. Żwawo, mości panowie! Wykonał zgrabny łuk w wodzie, choć nieco popsuł go nurt pchający go bez przerwy w dół. Careth bowiem płynął podczas tego manewru pod prąd, czując, jak przezroczysta ciecz ciągnie go za sobą. Opierał się cały czas, aż potem, po zrobieniu pierwszego półkola wykonał drugie, nie dokańczając go, gdyż poddał się wtedy wytyczonemu przez strumień ruchowi. Wtedy też podniósł wyżej łeb, zerknąwszy prosto na nauczyciela. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Ogon równo. Skrzydła blisko ciała. Utrzymuj się nad wodą, nie przestawaj uderzać kończynami. Podpłynął nieco bliżej niego, wciąż machając łapami w miejscu i czekając na dalsze instrukcje.
- 29 cze 2018, 19:46
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Diamentowy Strumień
- Odpowiedzi: 767
- Odsłony: 96964
Następnego dnia przyleciał na tereny wspólne. Wylądował przy strumieniu, lustrując go chwilę i poddając swojej subiektywnej opinii. Wyglądał w porządku. I był czysty, a woda była odpowiednio głęboka. Wygrawerował więc w myślach słowa, które jego wysokim, maddarowym głosem przesłał do Popiołowego umysłu.
~ Czekam przy Diamentowym Strumieniu ~ orzekł mentalnie, przystając przy samym korycie strumienia. Przyglądał się chwilę dnu. Ciekawe jak będzie wyglądała ta, bądź co bądź, wyjątkowo podstawowa nauka. Przypomniał mu się Cienisty adept, który kiedyś miał go nauczyć pływać. Do tego jednak nie doszło. Trochę żałował, tamten był bowiem intrygującą personą potrafiącą stworzyć różne użyteczne przedmioty za pomocą magii. Czarnołuski czekał na przybycie piastuna, wpatrzony w wodną toń.
~ Czekam przy Diamentowym Strumieniu ~ orzekł mentalnie, przystając przy samym korycie strumienia. Przyglądał się chwilę dnu. Ciekawe jak będzie wyglądała ta, bądź co bądź, wyjątkowo podstawowa nauka. Przypomniał mu się Cienisty adept, który kiedyś miał go nauczyć pływać. Do tego jednak nie doszło. Trochę żałował, tamten był bowiem intrygującą personą potrafiącą stworzyć różne użyteczne przedmioty za pomocą magii. Czarnołuski czekał na przybycie piastuna, wpatrzony w wodną toń.
- 29 cze 2018, 9:53
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Samotna Skała
- Odpowiedzi: 597
- Odsłony: 76409
Porywczy... zwykle taki nie był. Rozbudziło się w nim jednak coś dziwnego, co ostatnio szczególnie bywało męczące. Tak bardzo nie cierpiał, kiedy nie potrafił się opanować, a jego i tak wysoki głos zmieniał się w niezmiernie piskliwy i tak okropnie irytujący, że nawet on sam nie chciał siebie słuchać. Najchętniej zamilkłby na wieki z palącego wstydu za każdym razem, kiedy emocje brały nad nim władzę.
– Kłamiesz. Przyznaj się, jesteś jednym z ich zwiadowców. Kazali ci nas obserwować, prawda? – jego oddech urwał się nagle, a on sam poczuł palącą złość. Oczywiście, że pamiętał słowa Ziemnej przywódczyni. Za każdym razem, kiedy działo się... to. Kiedy mu odwalało, po prostu. Nie umiał tego nazwać inaczej. Ignorował zdrętwienie napierających na twardy kamień częściowo zgiętych palców. Praktycznie nie odczuwał tego dyskomfortu, byt pochłonięty gorączkowym myśleniem o tym, co też planują wrogowie. Nie można im ufać. Absolutnie. Ten tu wyglądał na niezłego kłamcę. Prawie jak ci straszliwi Ogniści. Pałał do nich niechęcią. Coraz większą niechęcią.
Nie widział nawet potrzeby by dodawać od siebie coś więcej. Uniósł wysoko łeb, przymrużywszy ślepia, by tym razem wyjść na bardziej dumnego. Czyż nie na tym polegały relacje? Na udawaniu i przywdziewaniu masek? On więc zamierzał to zrobić, i choć udawać pozory zupełnie pewnego siebie. Dumnego. Czującego się lepszym od Wodnego. Choć poniekąd to ostatnie akurat było prawdą. Mógł mieć tylko nadzieję, że Noceri nie postanowi rzucić mu się do gardła. Dzikusy. Barbarzyńcy. Careth nie zdziwiłby się, gdyby tak się stało. Lecz nie chciał wyglądać na gotowego do ucieczki. Zresztą... hej, czy wtedy nie wyszedłby na tchórza? Wziął głębszy wdech, utrzymując przez chwilę pełnię powietrza w płucach, nim cicho, powoli odetchnął. Czy naprawdę miał teraz zbrukać ziemię wspólną krwią? Ale, ale nie czuł się na siłach, był taki słaby, taki... niedoświadczony, maddara nadal huczała w jego duszy nieujarzmiona w całości, jakby poznał jedynie jej maleńki, najpowierzchowniejszy skrawek. Ukrywała się przed nim samym. Ale nie chciał po nią sięgać w całkowitej złości, nienawiści. Nie wiedział co wtedy z tego by wyszło, a również nie przewidywał, by zdążył opanować się znaleźć harmonię, by zdążyć stworzyć jakikolwiek atak przed potencjalnym błyskawicznym doskokiem przeciwnika. Nie wiedział co o tym myśleć, będąc spętanym emocjami na niemal każdym kroku, co pogarszało się jeszcze z każdym księżycem. Pozostawało mu jedynie zaniedbywać sen na rzecz gniewnego myślenia o tym wszystkim, przewracając się po raz setny na kolejny bok. Czemu sen tak bardzo nie lubił do niego przychodzić? Nie chciał usypiać się ziołami. Wolał najpierw mieć pewność, że składzik Cienia będzie odpowiednio przygotowany na każdą okazję. Aż zbiory przestaną się mieścić, będzie ich tak dużo, miał nadzieję.
Szybko otrząsnął się z myśli, bacznie obserwując poczynania Wodnego. Tak bardzo nie chciał walki. Ale jednocześnie to brzmiało jak dobry pomysł na podniesienie własnej wartości, gdyby wygrał. A to byłoby dosyć ciężkie do osiągnięcia, przyznajmy szczerze. Nie wiedział co teraz. Po prostu stał ledwie wykazując wyraźnie oznaki życia, takie jak oddychanie czy mruganie. Nie był pewien nawet, czemu tak to wszystko roztrząsał, czemu próbował już przewidywać jaki ruch wykona Noceri. Przecież najpewniej nawet nie przyszło mu do głowy, by zaatakować. Czemu więc czuł ucisk w żołądku? Czemu się tak tym przejmował? Musiał w końcu przestać zakładać coś, co było dosyć nieprawdopodobne.
Zawsze sprawdź wszystkie możliwości. Nigdy z góry niczego nie zakładaj.
– Kłamiesz. Przyznaj się, jesteś jednym z ich zwiadowców. Kazali ci nas obserwować, prawda? – jego oddech urwał się nagle, a on sam poczuł palącą złość. Oczywiście, że pamiętał słowa Ziemnej przywódczyni. Za każdym razem, kiedy działo się... to. Kiedy mu odwalało, po prostu. Nie umiał tego nazwać inaczej. Ignorował zdrętwienie napierających na twardy kamień częściowo zgiętych palców. Praktycznie nie odczuwał tego dyskomfortu, byt pochłonięty gorączkowym myśleniem o tym, co też planują wrogowie. Nie można im ufać. Absolutnie. Ten tu wyglądał na niezłego kłamcę. Prawie jak ci straszliwi Ogniści. Pałał do nich niechęcią. Coraz większą niechęcią.
Nie widział nawet potrzeby by dodawać od siebie coś więcej. Uniósł wysoko łeb, przymrużywszy ślepia, by tym razem wyjść na bardziej dumnego. Czyż nie na tym polegały relacje? Na udawaniu i przywdziewaniu masek? On więc zamierzał to zrobić, i choć udawać pozory zupełnie pewnego siebie. Dumnego. Czującego się lepszym od Wodnego. Choć poniekąd to ostatnie akurat było prawdą. Mógł mieć tylko nadzieję, że Noceri nie postanowi rzucić mu się do gardła. Dzikusy. Barbarzyńcy. Careth nie zdziwiłby się, gdyby tak się stało. Lecz nie chciał wyglądać na gotowego do ucieczki. Zresztą... hej, czy wtedy nie wyszedłby na tchórza? Wziął głębszy wdech, utrzymując przez chwilę pełnię powietrza w płucach, nim cicho, powoli odetchnął. Czy naprawdę miał teraz zbrukać ziemię wspólną krwią? Ale, ale nie czuł się na siłach, był taki słaby, taki... niedoświadczony, maddara nadal huczała w jego duszy nieujarzmiona w całości, jakby poznał jedynie jej maleńki, najpowierzchowniejszy skrawek. Ukrywała się przed nim samym. Ale nie chciał po nią sięgać w całkowitej złości, nienawiści. Nie wiedział co wtedy z tego by wyszło, a również nie przewidywał, by zdążył opanować się znaleźć harmonię, by zdążyć stworzyć jakikolwiek atak przed potencjalnym błyskawicznym doskokiem przeciwnika. Nie wiedział co o tym myśleć, będąc spętanym emocjami na niemal każdym kroku, co pogarszało się jeszcze z każdym księżycem. Pozostawało mu jedynie zaniedbywać sen na rzecz gniewnego myślenia o tym wszystkim, przewracając się po raz setny na kolejny bok. Czemu sen tak bardzo nie lubił do niego przychodzić? Nie chciał usypiać się ziołami. Wolał najpierw mieć pewność, że składzik Cienia będzie odpowiednio przygotowany na każdą okazję. Aż zbiory przestaną się mieścić, będzie ich tak dużo, miał nadzieję.
Szybko otrząsnął się z myśli, bacznie obserwując poczynania Wodnego. Tak bardzo nie chciał walki. Ale jednocześnie to brzmiało jak dobry pomysł na podniesienie własnej wartości, gdyby wygrał. A to byłoby dosyć ciężkie do osiągnięcia, przyznajmy szczerze. Nie wiedział co teraz. Po prostu stał ledwie wykazując wyraźnie oznaki życia, takie jak oddychanie czy mruganie. Nie był pewien nawet, czemu tak to wszystko roztrząsał, czemu próbował już przewidywać jaki ruch wykona Noceri. Przecież najpewniej nawet nie przyszło mu do głowy, by zaatakować. Czemu więc czuł ucisk w żołądku? Czemu się tak tym przejmował? Musiał w końcu przestać zakładać coś, co było dosyć nieprawdopodobne.
Zawsze sprawdź wszystkie możliwości. Nigdy z góry niczego nie zakładaj.
- 26 cze 2018, 19:00
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Samotna Skała
- Odpowiedzi: 597
- Odsłony: 76409
Careth przysłuchiwał się starszemu, a choć wytężał słuch za dwoje albo i nawet troje, nie dosłyszał żadnych konkretnych słów będącym dokończeniem zdania z pyska Wodnego. W sumie nie zdziwił się, bo wciąż słuch należał do gorzej rozwiniętych u niego zmysłów. Cóż. Nieświadomie sam się do tego przyczynił, zamyślając się często i nie słuchając. Trzeba do tego dodać, że nie posiadał zbyt dobrego słuchu muzycznego.
– Radzę ci dokończyć to zdanie. W tej chwili – warknął, ostrzegawczo wysuwając ciemnomorski jęzor. Nie podobało mu się to. Czyżby Noceri coś ukrywał? Chciał wzbudzić pożądanie w młodszym, by ten wręcz siłą próbował wyrwać mu jego sekrety? Cienisty nie zamierzał niepotrzebnie się szarpać, pfft. Nie był dzikusem by wszystko załatwiać siłą mięśni. Prędzej umysłu... a raczej groźbami. Bo zachowanie rozmówcy mu się nie podobało. To rozbawienie, czyżby kpina? Nie ufał mu, absolutnie. Każde słowo dla niego się liczyło. Kto wie w końcu czego może się teraz dowiedzieć o wrogim stadzie? Chciał poznać je jak najlepiej.
– Jak... – przerwał nagle swoim wysokim głosem, patrząc z na wpół otwartym pyskiem, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie umiał tego obrać w odpowiednie słowa. Ściągnął łuki brwiowe, miażdżąc byłego samotnika spojrzeniem. Chociaż z pewnością na kimś starszym od Caretha nie robiło to raczej wrażenia. Był trochę jak nastolatek. A kto się boi nastolatków? – Co Wodny taki jak ty robił w powietrzu obserwując tereny mojego stada? – zapytał ściszonym głosem, zerkając spode łba i zbliżając się jeszcze trochę, by tym razem lepiej słyszeć te wszystkie mamroty rozmówcy. Posiadającego najwyraźniej górskie geny. Tak samo jak i Careth, całkiem niezły obserwator mógł dostrzec cechy górskiego w budowie Noceriego, tak i Wodny mógł zorientować się, że Cienisty również ma podobne do niego skrzydła. W końcu nie na darmo był mieszanką pustynnego oraz górskiego, tego nie dało się ukryć.
– Radzę ci dokończyć to zdanie. W tej chwili – warknął, ostrzegawczo wysuwając ciemnomorski jęzor. Nie podobało mu się to. Czyżby Noceri coś ukrywał? Chciał wzbudzić pożądanie w młodszym, by ten wręcz siłą próbował wyrwać mu jego sekrety? Cienisty nie zamierzał niepotrzebnie się szarpać, pfft. Nie był dzikusem by wszystko załatwiać siłą mięśni. Prędzej umysłu... a raczej groźbami. Bo zachowanie rozmówcy mu się nie podobało. To rozbawienie, czyżby kpina? Nie ufał mu, absolutnie. Każde słowo dla niego się liczyło. Kto wie w końcu czego może się teraz dowiedzieć o wrogim stadzie? Chciał poznać je jak najlepiej.
– Jak... – przerwał nagle swoim wysokim głosem, patrząc z na wpół otwartym pyskiem, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie umiał tego obrać w odpowiednie słowa. Ściągnął łuki brwiowe, miażdżąc byłego samotnika spojrzeniem. Chociaż z pewnością na kimś starszym od Caretha nie robiło to raczej wrażenia. Był trochę jak nastolatek. A kto się boi nastolatków? – Co Wodny taki jak ty robił w powietrzu obserwując tereny mojego stada? – zapytał ściszonym głosem, zerkając spode łba i zbliżając się jeszcze trochę, by tym razem lepiej słyszeć te wszystkie mamroty rozmówcy. Posiadającego najwyraźniej górskie geny. Tak samo jak i Careth, całkiem niezły obserwator mógł dostrzec cechy górskiego w budowie Noceriego, tak i Wodny mógł zorientować się, że Cienisty również ma podobne do niego skrzydła. W końcu nie na darmo był mieszanką pustynnego oraz górskiego, tego nie dało się ukryć.
- 25 cze 2018, 9:24
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Liściaste rozstaje
- Odpowiedzi: 687
- Odsłony: 99957
To, co mu powiedziała nieco wstrząsnęło Cienistym. Nie wiedział, że musem było macanie smoków podczas leczenia. Uch. Ale zapewnił siebie twardo w myślach, że sobie poradzi. Będzie tylko musiał przyzwyczaić się do zbliżania do smoków, nawet, jeśli bardzo, ale to bardzo nie lubił, kiedy przekraczano jego prywatną strefę.
– A muszę dotykać gdzieś konkretnie? – zapytał z lekka smętniej, przenosząc wzrok z Kerrigana na Feerię. Miał tylko nadzieję, że nie wezmą tego jako jakiegoś zboczonego żartu, tylko jako prawdziwe, szczere pytanie ucznia do mistrza. Nie miał bowiem nic złego na myśli.
– Erycal? – podpowiedział cicho, kiedy kruk się zająknął przy imieniu bóstwa. Zawsze wolał mieć pewność, czy na pewno dobrze zrozumiał, bo a nuż chodziło by o innego Eryka. Wysłuchał tego, co mu powiedzieli. W pierwszej chwili chciał gorąco zaprzeczyć i wyjaśnić, że przecież nie będzie pomagał wrogom, lecz kruk już zdążył powiedzieć swoje. Trochę go zastanowiło wspomnienie o Czerwieni Kaliny leczącej każdego smoka. Skoro tak... spróbuje. Jak Ogniści i Wodni okażą się tacy, jak słyszał, to będzie starał się ich unikać. Albo troszkę przedawkuje chmiel.
– Rozumiem – odparł w widocznym chwilowym zamyśleniu. Po chwili otrząsnął się. – Umiem – przytaknął głową, nabierając głębszego tchu. Ach, teraz nauczy się władać maddarą tak, by móc leczyć inne smoki! Jego serce nieznacznie mocniej zabiło, a on sam z już większym ożywieniem na nich spoglądał. Może to przyniesie mu satysfakcję?
– A muszę dotykać gdzieś konkretnie? – zapytał z lekka smętniej, przenosząc wzrok z Kerrigana na Feerię. Miał tylko nadzieję, że nie wezmą tego jako jakiegoś zboczonego żartu, tylko jako prawdziwe, szczere pytanie ucznia do mistrza. Nie miał bowiem nic złego na myśli.
– Erycal? – podpowiedział cicho, kiedy kruk się zająknął przy imieniu bóstwa. Zawsze wolał mieć pewność, czy na pewno dobrze zrozumiał, bo a nuż chodziło by o innego Eryka. Wysłuchał tego, co mu powiedzieli. W pierwszej chwili chciał gorąco zaprzeczyć i wyjaśnić, że przecież nie będzie pomagał wrogom, lecz kruk już zdążył powiedzieć swoje. Trochę go zastanowiło wspomnienie o Czerwieni Kaliny leczącej każdego smoka. Skoro tak... spróbuje. Jak Ogniści i Wodni okażą się tacy, jak słyszał, to będzie starał się ich unikać. Albo troszkę przedawkuje chmiel.
– Rozumiem – odparł w widocznym chwilowym zamyśleniu. Po chwili otrząsnął się. – Umiem – przytaknął głową, nabierając głębszego tchu. Ach, teraz nauczy się władać maddarą tak, by móc leczyć inne smoki! Jego serce nieznacznie mocniej zabiło, a on sam z już większym ożywieniem na nich spoglądał. Może to przyniesie mu satysfakcję?
- 22 cze 2018, 21:40
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Samotna Skała
- Odpowiedzi: 597
- Odsłony: 76409
Ano, woni krwi nie dało się z niczym pomylić. Niby dopiero Cieniste pisklę, a już dawno przesiąkło tą specyficzną mieszaniną zapachów, kojarzącą się z wilgocią, ze stęchlizną. Mimo to nosiło też na sobie coś bardziej przyjemnego, jak... jak zapach roślin. Ledwie wyczuwalny, delikatny. Lawenda? Rumianek? Ciężko było jednoznacznie stwierdzić. Mimo to, mimo posiadania tej "swojej" cząstki, nadal woń Cieni wręcz wypierała ten lekki powiew inności.
– Wyglądasz mi na co najmniej adepta – zdziwił się nieco samczyk, choć na pysku niemal nie było widać owej emocji. Co najwyżej coś pytającego błyszczało w ślepiach, a sam łeb pisklaka drgnął, kiedy ten go przechylił w bok. Kontynuuj, chętnie dowiem się więcej, zdawał się mówić swoją postawą. Oczywiście bez problemu wyłudzał informacje od innych, samemu nie mając zamiaru zbyt szczodrze nikogo swoją wiedzą obdarowywać.
– Nie dziwię się. Dobrze ukrywamy się, no wiesz, między cieniami – stwierdził, wzruszając barkami. Chciał sprawiać wrażenie jak najmniej spiętego i niechętnego, widząc w Nocerim szansę na dowiedzenie się czegoś o stadzie Wody. Powstrzymywał się przed nieufnymi spojrzeniami, choć i te mógł czasem dostrzegać. Takie ukradkowe. – Wspieramy się jak każde stado. Panuje morderczo przyjacielska atmosfera. Szczególnie wielbimy smoki ze stada Wody oraz Ognia – odparł po krótkiej chwili kurczowego zastanawiania się. Zagryzł zęby. Nie wierzył, że takie słowa, mimo bycia aż zanadto wyczuwalnym kłamstwem przesączonym widoczną kpiną, przeszły mu przez gardło. Cudem, doprawdy.
– Wyglądasz mi na co najmniej adepta – zdziwił się nieco samczyk, choć na pysku niemal nie było widać owej emocji. Co najwyżej coś pytającego błyszczało w ślepiach, a sam łeb pisklaka drgnął, kiedy ten go przechylił w bok. Kontynuuj, chętnie dowiem się więcej, zdawał się mówić swoją postawą. Oczywiście bez problemu wyłudzał informacje od innych, samemu nie mając zamiaru zbyt szczodrze nikogo swoją wiedzą obdarowywać.
– Nie dziwię się. Dobrze ukrywamy się, no wiesz, między cieniami – stwierdził, wzruszając barkami. Chciał sprawiać wrażenie jak najmniej spiętego i niechętnego, widząc w Nocerim szansę na dowiedzenie się czegoś o stadzie Wody. Powstrzymywał się przed nieufnymi spojrzeniami, choć i te mógł czasem dostrzegać. Takie ukradkowe. – Wspieramy się jak każde stado. Panuje morderczo przyjacielska atmosfera. Szczególnie wielbimy smoki ze stada Wody oraz Ognia – odparł po krótkiej chwili kurczowego zastanawiania się. Zagryzł zęby. Nie wierzył, że takie słowa, mimo bycia aż zanadto wyczuwalnym kłamstwem przesączonym widoczną kpiną, przeszły mu przez gardło. Cudem, doprawdy.
- 21 cze 2018, 13:26
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Samotna Skała
- Odpowiedzi: 597
- Odsłony: 76409
Careth nie miał w zwyczaju z nikim się witać. Głównie z tego powodu, że był raczej typkiem, który woli wejść niepostrzeżenie między smoki, licząc na to, że w ogóle nie zauważą jego obecności. No i nie czuł się niemal z nikim na tyle blisko, by jakoś się z nimi wylewniej witać. Mimo to...
– Cześć – wypluł z siebie chrzęszczące słowa, niezbyt przyjemnie brzmiące, przyznajmy szczerze. Wymuszone. Nie miał zamiaru ich mówić, ale nim zdążył powstrzymać się do zachowania ciszy, jakoś tak samo z niego wyszło to chrapliwe powitanie. W dodatku bardziej przypominało groźbę niźli wyraz, którym każdy kulturalny smok wita swoich smoczych koleżków.
– Jestem Cieniem – odparł tylko, nie przestając go uważnie lustrować i najwyraźniej nie mając zbytnio potrzeby zdradzać swojego miana. W ruchach pisklęcia można było dostrzec ostrożność, jakby każde delikatne machnięcie skrzydłami czy pochylenie łba była ówcześnie dokładnie zaplanowane i przemyślane. Jakby Noceri, o ile to naprawdę było jego miano czego Careth nie mógł potwierdzić, był niebezpieczeństwem mimo przyjaznego obejścia. – Twoje pisklęce imię, tak? A teraz jakie masz? – przyjrzał mu się podejrzliwiej, zwężając ślepia w wąskie szparki. Nie wierzył, że egzystujący przed nim dorosły nie miał nawet adepckiego imienia.
– Cześć – wypluł z siebie chrzęszczące słowa, niezbyt przyjemnie brzmiące, przyznajmy szczerze. Wymuszone. Nie miał zamiaru ich mówić, ale nim zdążył powstrzymać się do zachowania ciszy, jakoś tak samo z niego wyszło to chrapliwe powitanie. W dodatku bardziej przypominało groźbę niźli wyraz, którym każdy kulturalny smok wita swoich smoczych koleżków.
– Jestem Cieniem – odparł tylko, nie przestając go uważnie lustrować i najwyraźniej nie mając zbytnio potrzeby zdradzać swojego miana. W ruchach pisklęcia można było dostrzec ostrożność, jakby każde delikatne machnięcie skrzydłami czy pochylenie łba była ówcześnie dokładnie zaplanowane i przemyślane. Jakby Noceri, o ile to naprawdę było jego miano czego Careth nie mógł potwierdzić, był niebezpieczeństwem mimo przyjaznego obejścia. – Twoje pisklęce imię, tak? A teraz jakie masz? – przyjrzał mu się podejrzliwiej, zwężając ślepia w wąskie szparki. Nie wierzył, że egzystujący przed nim dorosły nie miał nawet adepckiego imienia.
- 20 cze 2018, 11:29
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Samotna Skała
- Odpowiedzi: 597
- Odsłony: 76409
Careth nie na darmo był synem łowcy, coś po nim odziedziczyć musiał. Dlatego też usłyszał nieznajomego chwilę przed tym, nim ten się odezwał, lecz mimo to drgnął niespokojnie na wydźwięk jego dorosłego głosu. Obrócił wpierw łeb, zerknąwszy szybko przez bark by upewnić się, że tamten nie próbuje go zrzucić. Kiedy ujrzał go w bezpiecznej odległości ostrożnie się obrócił w miejscu, wwiercając się podejrzliwym spojrzeniem w całą jego sylwetkę. Nie przyglądał się jednak tylko oczom, lustrując go całego, od stóp do głów.
– Wodny – prychnął jakby sam do siebie z lekką nutką kpiny w głosie. Czy starszy ją usłyszał? Caretha niezbyt to obchodziło. Tyle się ostatnio nasłuchał o dwóch nieprzyjaznych Cieniowi stadach, że zaczynał do nich wszystkich podchodzić z coraz większą dawką nieufności, utrzymując odpowiedni dystans. Tak naprawdę to nie spotykał nigdy żadnego Wodnego sam na sam, dlatego też zastanawiał się, czy i obcy wykaże jakąś dozę niechęci, kiedy zapach Cienistego pisklęcia wreszcie do niego dotarł. Póki co wydawał się przyjaźnie nastawiony. Mimo to nadal traktował go jako kogoś, kto chce go zniszczyć. Tak było najłatwiej. Najlepiej. Kto wie, pułapki mogły czaić się wszędzie.
– Kim jessteś – wysyczał cicho, podchodząc o krok. Był jednak pewien, że rozmówca usłyszy jego pytanie, które wbrew pozorom jak pytanie wcale nie brzmiało. Wypowiedział je obojętniejszym tonem niż wcześniejsze słowo.
– Wodny – prychnął jakby sam do siebie z lekką nutką kpiny w głosie. Czy starszy ją usłyszał? Caretha niezbyt to obchodziło. Tyle się ostatnio nasłuchał o dwóch nieprzyjaznych Cieniowi stadach, że zaczynał do nich wszystkich podchodzić z coraz większą dawką nieufności, utrzymując odpowiedni dystans. Tak naprawdę to nie spotykał nigdy żadnego Wodnego sam na sam, dlatego też zastanawiał się, czy i obcy wykaże jakąś dozę niechęci, kiedy zapach Cienistego pisklęcia wreszcie do niego dotarł. Póki co wydawał się przyjaźnie nastawiony. Mimo to nadal traktował go jako kogoś, kto chce go zniszczyć. Tak było najłatwiej. Najlepiej. Kto wie, pułapki mogły czaić się wszędzie.
– Kim jessteś – wysyczał cicho, podchodząc o krok. Był jednak pewien, że rozmówca usłyszy jego pytanie, które wbrew pozorom jak pytanie wcale nie brzmiało. Wypowiedział je obojętniejszym tonem niż wcześniejsze słowo.
- 20 cze 2018, 11:05
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Samotna Skała
- Odpowiedzi: 597
- Odsłony: 76409
Careth przechadzał się spokojnie. Lubił wolność, lubił swobodę. Czarne Wzgórza wydawały się wprost idealnym miejscem do takich celów – niebezpieczne, nieprzyjemne, chłodne. To właśnie tutaj wiało grozą, gdy wchodziło się na niejaką Samotną Skałę i patrzyło w dół, w głąb, dostrzegając zabójcze kolce. Cienisty co prawda lubił czuć trochę smaku ryzyka, jednak wolał nie kusić losu. Odsunął się od krawędzi, rozglądając się wokół siebie neonowymi ślepiami skrytymi częściowo pod powiekami. Wyglądał w sumie trochę na znudzonego, jednak całkiem ciekawie patrzyło się na rozległe tereny z tej skałki. Stał niemal w bezruchu, jedynie jego łeb czasem się z lekka obracał na boki, a źrenice chłonęły chciwie widoki przed nimi. Tak, to właśnie te ostatnie najbardziej zdradzały, że nie był żadnym kamiennym posągiem, a żywą istotą. Nawet jego klatka piersiowa poruszała się tak delikatnie, tak powoli, że niespostrzegawczy smok mógłby tego nie zauważyć. Samczyk zamyślił się ewidentnie, nie zwracając zbytnio uwagi na to, co działo się wokół.
- 19 cze 2018, 18:31
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Liściaste rozstaje
- Odpowiedzi: 687
- Odsłony: 99957
Morowa Zaraza? Careth zmrużył gniewnie ślepia. A więc to sprawka Ognistych. Słyszał o śmierci byłem przywódczyni, ale nie wiedział, że to za sprawą jakiejś uzdrowicielki zabito znaną łowczynię. Wredni Ogniści. I jak tu można było polubić takie stado, o którym słyszało się tak wiele złego? Nic dziwnego, że Cienie wolały Ziemię od takich zdrajców.
Skinął głową, przejeżdżając rozwidlonym językiem po z lekka zaciśniętych zębach. Mimo to słuchał, a poznawanie ziół jakoś go uspokajało. Głos kruka nagle również wydał się bardzo przyjemny. Zdziwił się trochę, widząc tylko dwa nowe gatunki. Kozłek lekarski. Bardzo ładnie pachnący, jak zresztą niemal wszystkie zioła. Cienisty spojrzał na maddarową roślinkę oraz liście przed nią. Leczy choroby związane z głową i magią. Inhalacja. Mieszać z miętą. Zapisane. Idziemy dalej. Lulek czarny. Nasiona, proszek. Przeciwbólowy, uspokaja. Zapamiętane.
– Nie wiedziałem, że grzyby też leczą – skwitował bardziej sam do siebie, również zdziwiony nagłym pojawieniem się czerwonego kapelusza z trzonem spod ziemi. Muchomor. Nie sprawiał pozorów zbyt smacznego. Na trucizny. Okej. Samiec spojrzał na kruka, a następnie przeniósł wzrok na Feerię.
– Nie, nie mam pytań – odparł. Wszystko było podane na tacy. Co tu było nie do rozumienia? Co najwyżej mógł czegoś nie zapamiętać, ale poza tym nie miał z niczym problemów. Przystanął przy uzdrowicielce, jakby czekając na dalszy rozwój. To co teraz?
Skinął głową, przejeżdżając rozwidlonym językiem po z lekka zaciśniętych zębach. Mimo to słuchał, a poznawanie ziół jakoś go uspokajało. Głos kruka nagle również wydał się bardzo przyjemny. Zdziwił się trochę, widząc tylko dwa nowe gatunki. Kozłek lekarski. Bardzo ładnie pachnący, jak zresztą niemal wszystkie zioła. Cienisty spojrzał na maddarową roślinkę oraz liście przed nią. Leczy choroby związane z głową i magią. Inhalacja. Mieszać z miętą. Zapisane. Idziemy dalej. Lulek czarny. Nasiona, proszek. Przeciwbólowy, uspokaja. Zapamiętane.
– Nie wiedziałem, że grzyby też leczą – skwitował bardziej sam do siebie, również zdziwiony nagłym pojawieniem się czerwonego kapelusza z trzonem spod ziemi. Muchomor. Nie sprawiał pozorów zbyt smacznego. Na trucizny. Okej. Samiec spojrzał na kruka, a następnie przeniósł wzrok na Feerię.
– Nie, nie mam pytań – odparł. Wszystko było podane na tacy. Co tu było nie do rozumienia? Co najwyżej mógł czegoś nie zapamiętać, ale poza tym nie miał z niczym problemów. Przystanął przy uzdrowicielce, jakby czekając na dalszy rozwój. To co teraz?












