Przekrzywił lekko łeb, słysząc słowa nauczycielki. Dotknąć..? Od tego mieli węch! Wolał jednak się z nią nie kłócić, nie wiedząc, jak zareaguje na podważanie jej wiedzy. Najwyżej porozmawia później z jakimś łowcą, żeby rozwiać swoje wątpliwości.
– Tropem może być dźwięk, jeśli ofiara jest bardzo blisko. Jej kroki, może nawoływanie reszty stada, nadepnięcie gałązki, jedzenie. Poza tym wszystko, co zwierzę może po sobie zostawić. Strzępki futra, pióra, krew, odchody. Ślady łap, zdarta kora, wyjedzona trawa... to wszystko można zobaczyć, i to wszystko zostawia ślad zapachowy. – powiedział po krótkiej chwili zastanowienia, postanawiając poruszyć wszystkie tematy. Może Valeria wie coś więcej i rozwinie to, o czym mówił? Szczerze w to wątpił. Ale być może go zaskoczy! W końcu nie był mistrzem sztuk łowieckich, po prostu był głupim, wyjątkowo pewnym siebie pisklakiem.
Znaleziono 19 wyników
- 30 sty 2018, 22:43
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Ukryty zagajnik
- Odpowiedzi: 603
- Odsłony: 91689
- 30 sty 2018, 21:31
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Ustronie
- Odpowiedzi: 653
- Odsłony: 97633
Twór pojawił się i był taki, jak sobie Maestu wymyślił. Czyli, jak mu się wydawało, taki jak miał być. Nie spodziewał się, że Mwanu będzie wchodził w takie szczegóły i ujawni jego niewiedzę, ale z drugiej strony... powinien był się tego spodziewać skoro porwał się na tak ambitny pierwszy projekt. Czuł się źle, że nie wyszło. Jakby ukryta w nim potrzeba bycia docenionym teraz dała o sobie znać, w najgorszym do tego momencie, i sprawiła że cały świat stał się nagle szary. Bo nie podołał wyzwaniu.
Nie wystarczyło, aby twór istniał. Musiał też wyglądać... i do tego ważne były najdrobniejsze szczegóły. O czym adept uświadomił go od razu, gdy tylko jabłko się pojawiło. Połysk. Waga. To dało się przeżyć, jednak gdy Mwanu chciał odgryźć kawałek, na pysku Maestu na sekundę pojawiło się przerażenie.
– N-nie wiem... – przyznał się, niepewny, czy powinien to wiedzieć, bo to wiedza elementarna, czy nie. Zaraz jednak Mwanu go pochwalił, chociaż nie pomogło to zbyt wiele. Wiedział, że musi się bardziej postarać. Ale musiał też pamiętać, że to dopiero początek, musi znać swoje granice...
Co go cieszyło? O! Teraz będzie mógł się popisać!
Zanim jednak zdążył rozpocząć tkanie, odezwał się drugi smok. O, nie... przed nim też musiał się zbłaźnić! Maestu czekał na kolejną naganę, jednak... otrzymał coś zupełnie innego. Spojrzał na Ognistego, przekrzywiając łeb. W jego ślepiach błyskała pisklęca, niczym nie skrępowana ciekawość i zaskoczenie. Obydwoje podchodzili do nauki zupełnie inaczej niż jego matka, łagodniej... pomagali mu. Znacznie bardziej podobała mu się taka forma edukacji.
Wziął głęboki wdech, po czym wolno wypuścił powietrze. Spokój. Szczegóły. Musiał się skupić. Zanim jednak przeszedł do ćwiczenia, uśmiechnął się lekko, jakby nieco niepewnie do Płomienia. Tylko teraz... jak miał pokazać nieożywione coś, co sprawiało mu przyjemność?
Nie. Spróbuje, po prostu, jeszcze raz. Dokładnie, powoli. I będzie pamiętał o wszystkim. I ich zadziwi. Czuł, że jego źródło było przepełnione energią, którą miał zamiar wykorzystać niemalże w całości.
Zamknął ślepia, znowu wyciągając łapę. Jabłko zniknęło, a na jego miejscu miała pojawić się kolejna iluzja. Tym razem wyobraził sobie smoczą sylwetkę, w znacznie zmniejszonej wersji, bojąc się, że nie utrzyma całego smoka w pełnym rozmiarze. Smok miał podłużne ciało, cztery niezbyt umięśnione łapy, drobne skrzydła i wyjątkowo długi ogon. Jego szyja była masywna, nieco dłuższa niż u smoka zwyczajnego, zaś od czoła do połowy ogona ciągnęła się błona pławna, przerywana wyrostkami kostnymi, które miały ją utrzymywać. Łapy miały po cztery palce, zginające się w dwóch miejscach, zakończone szponami, obciągniętymi u nasady skórą, tak, by wyglądało to jakby szpony z niej wystawały. Pysk smoka miał być lekko zaokrąglony z obu stron, przy policzku, który był pełny, przechodząc u góry w oczodół. Para ślepi patrzyła na razie na wprost, miały kształt migdałów, były wypukłe; nad nimi pojawił się łuk brwiowy, lekko wystający, zaś jeszcze wyżej para długich uszu. Były uniesione na sztorc, zakończone spiczasto i dość cienkie. Maestu wyobraził sobie, że pysk nieco się wydłuża, zaokrąglił go na tym końcu, stworzył dodatkowo usta, oddzielające jedną jego część od drugiej. Na tej wyższej pojawiły się dwie kropki nozdrzy, małe dziurki, nad którymi pojawiło się lekkie zgrubienie. Czas na resztę szczegółów!
Łeb sam w sobie był dość mały; szyja tej samej grubości w miejscu, gdzie łeb się zaczynał, stawała się nieco grubsza, z widocznymi zarysami mięśni, które tak naprawdę były jedynie wypchanymi ciasno powietrzem pojemnikami obciągniętymi skórą. Miały po prostu wyglądać, imitować mięśnie, aby twór nie był całkowicie pusty w środku. Szyja stawała się coraz grubsza, aż w końcu rozszerzała się na tułów, klatka piersiowa była wyraźnie zarysowana, w miejscu gdzie zamieniała się w brzuch zwężała się, aby później znowu rozszerzyć na zadzie. Z przodu były barki, przechodzące w łapy, grube na początku, wystające ponad grzbietem, z delikatnie zarysowanymi mięśniami ciągnącymi się aż do łokcia. Ten był zaokrąglony, zginał się, przechodził dalej zwężając się coraz bardziej w łapy. Te były rozcapierzone, zakończone palcami, pomiędzy którymi skóra lekko wisiała, napinała się w miejscach, gdzie były kości. Łapa z drugiej strony była taka sama. Tylne łapy wyglądały nieco inaczej, udo było znacznie większe i łączyło się z zadem. Mniej więcej pośrodku obu łap znajdowało się kolano, wygięte; do tego miejsca łapa zwężała się, łydka była dość cienka, choć wciąż na tyle gruba by utrzymać cały ciężar smoka. Obie łapy były zakończone smoczymi dłońmi, które były podobne do tych z przodu, chociaż... nie do końca. Miały dłuższe kości, tak, żeby smok mógł bardziej się na nich oprzeć. Za to szpony i pazury pozostały takie same. Ogon również się zwężał, dość wolno, ponieważ był długi, nie był całkowicie kulisty, a jakby spłaszczony. Zakończony twardą, kulistą wypustką.
Ah, jeszcze błona pławna pomiędzy pazurami! Była delikatnie postrzępiona, na wpół przezroczysta, znajdowała się pomiędzy wszystkimi palcami. Podobnie postrzępiona była błona na grzbiecie, ciągnąca się nad kręgosłupem smoka.
Maestu wyobraził sobie łuskę; miała charakterystyczny, lekko kulisty z jednej, spiczasto zakończony z drugiej kształt, błyszczała się, była nieco śliska, wyjątkowo lekka. Poza tym biała i bardzo drobna, w końcu smok miał zmieścić się na jego łapie! Wyobraził sobie wiele takich łusek, które przylgnęły do iluzji, układając się w specyficzny dla gadów smoków, jedna przykrywała drugą, tworząc zwartą osłonę. Łuski rzucały drobny cień na te pod nimi; miały pojawić się na grzbiecie, ogonie, łapach, wyrostkach na których opierała się błona na grzbiecie oraz pysku smoka. No, i na górnej części szyi. Nie wszystkie łuski były tego samego rozmiaru, te na palcach, uszach, wokół oczodołów i nozdrzy były znacznie mniejsze od pozostałych, aby mogły osłonić całą powierzchnię o nieregularnym kształcie. Te na policzkach były nieco od nich większe, ale wciąż mniejsze od reszty. Na podbrzuszu łuski były miękksze, bardziej przylegające i miały inny kształt – były szerokie, prostokątne, ledwo widocznie zaokrąglone przy końcach. Również białe, nieco mniej błyszczące od tych na grzbiecie, ale wciąż gładkie. Miały pokrywać dół smoka; od miejsca, gdzie kończył się łeb a zaczynała szyja, aż do końca ogona. Były znacznie miękksze od drugiego rodzaju łusek.
Całe ślepia były czerwone, ale ta czerwień nie była jednolita, stawała się ciemniejsza w miejscu, gdzie po chwili pojawiła się czarna, podłużna linia. Para oczu była wilgotna, błyszczała się delikatnie. Maestu nie wydawało się, aby Mwanu chciał testować jego twór tak, jak jabłko, zwłaszcza, że była to jego miniaturka, ale na wszelki wypadek upewnił się, że ciało na całej długości, pod łuskami, było dość twarde, nie zapadało zapadało się pod wpływem dotknięcia, ale reagowało na nie w minimalny sposób odkształcając się.
Pachniało dziką różą i mokrą trawą, poza tym typowym dla Cienia zapachem. Smok miał stać, z lekko ugiętymi łapami, w bezruchu. Ogon opierał o łapę Maestu; jego klatka piersiowa miała wolno unosić się i opadać, w miejscu, gdzie był pysk powietrze miało być zasysane do środka podczas wdechu i lekko wypychane podczas wydechu. Miniaturka ważyła znacznie mniej niż jej odpowiednik w realnym świecie, mniej więcej tyle, co duży, mieszczący się w łapie kamień. Aby wyglądała na nieco bardziej żywą pisklak sprawił, że jej mięśnie ruszały się minimalnie, co jakiś czas łapy spinały się, końcówka ogona ruszała się na boki, zaś ślepia patrzyły przed siebie.
Wyciągnął nieco maddary ze źródła, znacznie więcej niż wcześniej, po czym tchnął ją w wyobrażenie. Moc zaszeleściła, zasyczała nieprzyjemnie, łapa zapiekła gdy dotknął nią wyobrażenia, we łbie zakręciło się tak, że stracił panowanie nad maddarą, nad tworem, nad wszystkim dookoła. Iluzja zamigotała na jego łapie, utrzymała się tam przez jakieś pięć uderzeń serca, po czym zamazała się, wszystkie parametry zmieszały się ze sobą, tworząc dziwnego stwora, zupełnie niepodobnego do Mwanu, który po chwili zniknął. Maestu oparł się drugą łapą o podłoże, przypadł do niego, z wciąż zamkniętymi ślepiami, biorąc ciężkie oddechy.
Łapa piekła, niesamowicie piekła, jakby właśnie ktoś włożył ją do smoczego ognia...
//stwierdziłam, że cieciowi się to nie powinno udać, nawet gdyby się bardzo skupił + fabularnie już wprowadzam konsekwencje drugiego atutu który chcę wziąć, niestabilny ^^
Nie wystarczyło, aby twór istniał. Musiał też wyglądać... i do tego ważne były najdrobniejsze szczegóły. O czym adept uświadomił go od razu, gdy tylko jabłko się pojawiło. Połysk. Waga. To dało się przeżyć, jednak gdy Mwanu chciał odgryźć kawałek, na pysku Maestu na sekundę pojawiło się przerażenie.
– N-nie wiem... – przyznał się, niepewny, czy powinien to wiedzieć, bo to wiedza elementarna, czy nie. Zaraz jednak Mwanu go pochwalił, chociaż nie pomogło to zbyt wiele. Wiedział, że musi się bardziej postarać. Ale musiał też pamiętać, że to dopiero początek, musi znać swoje granice...
Co go cieszyło? O! Teraz będzie mógł się popisać!
Zanim jednak zdążył rozpocząć tkanie, odezwał się drugi smok. O, nie... przed nim też musiał się zbłaźnić! Maestu czekał na kolejną naganę, jednak... otrzymał coś zupełnie innego. Spojrzał na Ognistego, przekrzywiając łeb. W jego ślepiach błyskała pisklęca, niczym nie skrępowana ciekawość i zaskoczenie. Obydwoje podchodzili do nauki zupełnie inaczej niż jego matka, łagodniej... pomagali mu. Znacznie bardziej podobała mu się taka forma edukacji.
Wziął głęboki wdech, po czym wolno wypuścił powietrze. Spokój. Szczegóły. Musiał się skupić. Zanim jednak przeszedł do ćwiczenia, uśmiechnął się lekko, jakby nieco niepewnie do Płomienia. Tylko teraz... jak miał pokazać nieożywione coś, co sprawiało mu przyjemność?
Nie. Spróbuje, po prostu, jeszcze raz. Dokładnie, powoli. I będzie pamiętał o wszystkim. I ich zadziwi. Czuł, że jego źródło było przepełnione energią, którą miał zamiar wykorzystać niemalże w całości.
Zamknął ślepia, znowu wyciągając łapę. Jabłko zniknęło, a na jego miejscu miała pojawić się kolejna iluzja. Tym razem wyobraził sobie smoczą sylwetkę, w znacznie zmniejszonej wersji, bojąc się, że nie utrzyma całego smoka w pełnym rozmiarze. Smok miał podłużne ciało, cztery niezbyt umięśnione łapy, drobne skrzydła i wyjątkowo długi ogon. Jego szyja była masywna, nieco dłuższa niż u smoka zwyczajnego, zaś od czoła do połowy ogona ciągnęła się błona pławna, przerywana wyrostkami kostnymi, które miały ją utrzymywać. Łapy miały po cztery palce, zginające się w dwóch miejscach, zakończone szponami, obciągniętymi u nasady skórą, tak, by wyglądało to jakby szpony z niej wystawały. Pysk smoka miał być lekko zaokrąglony z obu stron, przy policzku, który był pełny, przechodząc u góry w oczodół. Para ślepi patrzyła na razie na wprost, miały kształt migdałów, były wypukłe; nad nimi pojawił się łuk brwiowy, lekko wystający, zaś jeszcze wyżej para długich uszu. Były uniesione na sztorc, zakończone spiczasto i dość cienkie. Maestu wyobraził sobie, że pysk nieco się wydłuża, zaokrąglił go na tym końcu, stworzył dodatkowo usta, oddzielające jedną jego część od drugiej. Na tej wyższej pojawiły się dwie kropki nozdrzy, małe dziurki, nad którymi pojawiło się lekkie zgrubienie. Czas na resztę szczegółów!
Łeb sam w sobie był dość mały; szyja tej samej grubości w miejscu, gdzie łeb się zaczynał, stawała się nieco grubsza, z widocznymi zarysami mięśni, które tak naprawdę były jedynie wypchanymi ciasno powietrzem pojemnikami obciągniętymi skórą. Miały po prostu wyglądać, imitować mięśnie, aby twór nie był całkowicie pusty w środku. Szyja stawała się coraz grubsza, aż w końcu rozszerzała się na tułów, klatka piersiowa była wyraźnie zarysowana, w miejscu gdzie zamieniała się w brzuch zwężała się, aby później znowu rozszerzyć na zadzie. Z przodu były barki, przechodzące w łapy, grube na początku, wystające ponad grzbietem, z delikatnie zarysowanymi mięśniami ciągnącymi się aż do łokcia. Ten był zaokrąglony, zginał się, przechodził dalej zwężając się coraz bardziej w łapy. Te były rozcapierzone, zakończone palcami, pomiędzy którymi skóra lekko wisiała, napinała się w miejscach, gdzie były kości. Łapa z drugiej strony była taka sama. Tylne łapy wyglądały nieco inaczej, udo było znacznie większe i łączyło się z zadem. Mniej więcej pośrodku obu łap znajdowało się kolano, wygięte; do tego miejsca łapa zwężała się, łydka była dość cienka, choć wciąż na tyle gruba by utrzymać cały ciężar smoka. Obie łapy były zakończone smoczymi dłońmi, które były podobne do tych z przodu, chociaż... nie do końca. Miały dłuższe kości, tak, żeby smok mógł bardziej się na nich oprzeć. Za to szpony i pazury pozostały takie same. Ogon również się zwężał, dość wolno, ponieważ był długi, nie był całkowicie kulisty, a jakby spłaszczony. Zakończony twardą, kulistą wypustką.
Ah, jeszcze błona pławna pomiędzy pazurami! Była delikatnie postrzępiona, na wpół przezroczysta, znajdowała się pomiędzy wszystkimi palcami. Podobnie postrzępiona była błona na grzbiecie, ciągnąca się nad kręgosłupem smoka.
Maestu wyobraził sobie łuskę; miała charakterystyczny, lekko kulisty z jednej, spiczasto zakończony z drugiej kształt, błyszczała się, była nieco śliska, wyjątkowo lekka. Poza tym biała i bardzo drobna, w końcu smok miał zmieścić się na jego łapie! Wyobraził sobie wiele takich łusek, które przylgnęły do iluzji, układając się w specyficzny dla gadów smoków, jedna przykrywała drugą, tworząc zwartą osłonę. Łuski rzucały drobny cień na te pod nimi; miały pojawić się na grzbiecie, ogonie, łapach, wyrostkach na których opierała się błona na grzbiecie oraz pysku smoka. No, i na górnej części szyi. Nie wszystkie łuski były tego samego rozmiaru, te na palcach, uszach, wokół oczodołów i nozdrzy były znacznie mniejsze od pozostałych, aby mogły osłonić całą powierzchnię o nieregularnym kształcie. Te na policzkach były nieco od nich większe, ale wciąż mniejsze od reszty. Na podbrzuszu łuski były miękksze, bardziej przylegające i miały inny kształt – były szerokie, prostokątne, ledwo widocznie zaokrąglone przy końcach. Również białe, nieco mniej błyszczące od tych na grzbiecie, ale wciąż gładkie. Miały pokrywać dół smoka; od miejsca, gdzie kończył się łeb a zaczynała szyja, aż do końca ogona. Były znacznie miękksze od drugiego rodzaju łusek.
Całe ślepia były czerwone, ale ta czerwień nie była jednolita, stawała się ciemniejsza w miejscu, gdzie po chwili pojawiła się czarna, podłużna linia. Para oczu była wilgotna, błyszczała się delikatnie. Maestu nie wydawało się, aby Mwanu chciał testować jego twór tak, jak jabłko, zwłaszcza, że była to jego miniaturka, ale na wszelki wypadek upewnił się, że ciało na całej długości, pod łuskami, było dość twarde, nie zapadało zapadało się pod wpływem dotknięcia, ale reagowało na nie w minimalny sposób odkształcając się.
Pachniało dziką różą i mokrą trawą, poza tym typowym dla Cienia zapachem. Smok miał stać, z lekko ugiętymi łapami, w bezruchu. Ogon opierał o łapę Maestu; jego klatka piersiowa miała wolno unosić się i opadać, w miejscu, gdzie był pysk powietrze miało być zasysane do środka podczas wdechu i lekko wypychane podczas wydechu. Miniaturka ważyła znacznie mniej niż jej odpowiednik w realnym świecie, mniej więcej tyle, co duży, mieszczący się w łapie kamień. Aby wyglądała na nieco bardziej żywą pisklak sprawił, że jej mięśnie ruszały się minimalnie, co jakiś czas łapy spinały się, końcówka ogona ruszała się na boki, zaś ślepia patrzyły przed siebie.
Wyciągnął nieco maddary ze źródła, znacznie więcej niż wcześniej, po czym tchnął ją w wyobrażenie. Moc zaszeleściła, zasyczała nieprzyjemnie, łapa zapiekła gdy dotknął nią wyobrażenia, we łbie zakręciło się tak, że stracił panowanie nad maddarą, nad tworem, nad wszystkim dookoła. Iluzja zamigotała na jego łapie, utrzymała się tam przez jakieś pięć uderzeń serca, po czym zamazała się, wszystkie parametry zmieszały się ze sobą, tworząc dziwnego stwora, zupełnie niepodobnego do Mwanu, który po chwili zniknął. Maestu oparł się drugą łapą o podłoże, przypadł do niego, z wciąż zamkniętymi ślepiami, biorąc ciężkie oddechy.
Łapa piekła, niesamowicie piekła, jakby właśnie ktoś włożył ją do smoczego ognia...
//stwierdziłam, że cieciowi się to nie powinno udać, nawet gdyby się bardzo skupił + fabularnie już wprowadzam konsekwencje drugiego atutu który chcę wziąć, niestabilny ^^
- 30 sty 2018, 18:20
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Dolina płaczących wierzb
- Odpowiedzi: 803
- Odsłony: 110092
Nie tylko Maestu zwrócił uwagę na zły stan jednego z uczniów; gdy Misterna mówiła do Hili, cienisty zerknął na niego, przypatrując mu się nieco intensywniej. Ognista pytała o uzdrowiciela, więc temat stanu drugiego smoka tym bardziej go zainteresował. Szkoda tylko, że nie rozwinęła tematu, tylko kontynuowała naukę... może gdyby powiedziała coś więcej, mógłby wyciągnąć z tej nauki coś jeszcze poza nudną umiejętnością ukrywania się.
Słuchał słów Misternej, ba, nawet próbował robić to uważnie... co nie było trudne, co samica opowiadała ciekawie, rozwijając każdy szczegół. Może ta nauka nie będzie jednak aż tak zła?
W duchu liczył na to, że Ognista wszystko im opowie i będą mogli przejść do praktyki, ponieważ ta z każdą chwilą brzmiała coraz ciekawiej, jednak nie – musieli odbębnić jeszcze trochę teorii. Maestu przekrzywił łeb, słysząc swoje zadanie. Słuch...
– Można całkowicie pozostać w bezruchu, zastawiając na ofiarę pułapkę i czekając, aż się zbliży. – zaczął, machając delikatnie ogonem w zamyśleniu. – Jeśli jednak chce się podkraść... trzeba zwracać uwagę na wszystko, co może wywołać nienaturalny dźwięk. Cichy szelest liści przy kamuflażu będzie dobry, ale nadepnięta gałązka już nie. Trzeba też uważać na oddech, aby był płytki, cichy lub zupełnie bezdźwięczny, ale nie można go wstrzymywać. Ofiara musi zacząć go postrzegać jako coś naturalnego. Poza tym, oczywiście, nie można nic mówić, trzeba omijać szeleszczące krzaki i rzeczy, które mogą wbić się w łapę. Niewiele smoków mogłoby na coś nadepnąć i pozostać milczącym. – postanowił się rozgadać, może uda mu się jakoś zaimponować reszcie swoją wiedzą? W końcu naukę skradania miał już za sobą, a ukrywanie dźwięku bardziej podchodziło właśnie pod skradanie niż pod kamuflaż...
Słuchał słów Misternej, ba, nawet próbował robić to uważnie... co nie było trudne, co samica opowiadała ciekawie, rozwijając każdy szczegół. Może ta nauka nie będzie jednak aż tak zła?
W duchu liczył na to, że Ognista wszystko im opowie i będą mogli przejść do praktyki, ponieważ ta z każdą chwilą brzmiała coraz ciekawiej, jednak nie – musieli odbębnić jeszcze trochę teorii. Maestu przekrzywił łeb, słysząc swoje zadanie. Słuch...
– Można całkowicie pozostać w bezruchu, zastawiając na ofiarę pułapkę i czekając, aż się zbliży. – zaczął, machając delikatnie ogonem w zamyśleniu. – Jeśli jednak chce się podkraść... trzeba zwracać uwagę na wszystko, co może wywołać nienaturalny dźwięk. Cichy szelest liści przy kamuflażu będzie dobry, ale nadepnięta gałązka już nie. Trzeba też uważać na oddech, aby był płytki, cichy lub zupełnie bezdźwięczny, ale nie można go wstrzymywać. Ofiara musi zacząć go postrzegać jako coś naturalnego. Poza tym, oczywiście, nie można nic mówić, trzeba omijać szeleszczące krzaki i rzeczy, które mogą wbić się w łapę. Niewiele smoków mogłoby na coś nadepnąć i pozostać milczącym. – postanowił się rozgadać, może uda mu się jakoś zaimponować reszcie swoją wiedzą? W końcu naukę skradania miał już za sobą, a ukrywanie dźwięku bardziej podchodziło właśnie pod skradanie niż pod kamuflaż...
- 23 sty 2018, 22:43
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Ustronie
- Odpowiedzi: 653
- Odsłony: 97633
Przymknął ślepia, słuchając głosu Mwanu. Ten był przytłumiony, dobiegał jakby zza tafli wody, nieco rozmyty, ale mimo to sens słów dotarł do Maestu. A więc... w końcu miał się dowiedzieć, jak się z tej całej maddary korzysta. Na pierwszy rzut oka to nie wyglądało skomplikowanie. Musiał po prostu pamiętać o wszystkim i być pewnym tego, co wymyślił. Przekrzywił lekko łeb, przyglądając się dwóm punktom. Dopiero teraz zauważył, że tak naprawdę były ze sobą połączone cienką linką; setki żyłek wychodziły ze ślepi, trzaskając, powiększając się, niemal miziając łuski pisklaka, po czym znikając. Na ich miejscu pojawiały się nowe. Jedynie ta jedna, nieco grubsza, niezmiennie trwała.
Sięgnął w kierunku jednej z kul; poczuł przy tym dziwne mrowienie w łapie, skóra na palcach zapiekła. Źródło niechętnie oddawało mu swoją moc. Mimo tego, że parzyła go w łapy bawił się nią, przekładając z jednej, do drugiej, obserwując jej zachowanie. Maddara znikała gdy była za długo za źródłem, po prostu... rozpływała się, najpierw było jej coraz mniej, aż do momentu gdy znikała całkowicie. Nie wyglądało na to że wracała do źródła. Czy może się ono wyczerpać? Co się wtedy stanie? Mwanu mówił, że smok nie może żyć bez maddary. Czy wtedy.. umarłby?
Cofnął się, siadając. To wszystko działo się w jego umyśle. Może tak naprawdę nie znalazł źródła, a teraz działa jedynie jego wyobraźnia..? Cóż, jest tylko jeden sposób aby się o tym przekonać.
Wyciągnął łapkę. Widział liście, jednak nie miał okazji im się przyjrzeć, urodził się, gdy te były już zbutwiałe i przegniłe. Nawet jako pisklak wolał bawić się innymi rzeczami. Za to istniała pewna rzecz którą znał dość dobrze i którą teraz mógłby... wyczarować.
Wyobraził sobie kulę, miała pojawić się na jego łapce. Była wielkości może trzech jego palców, wystarczająca, aby mógł ją trzymać w jednej łapie. Była zimna w dotyku, gładka. Najpierw cała zielona, dopiero po chwili dodał do niej odrobinę czerwieni, u góry. Mniej-więcej na środku czerwień przechodziła w zieleń. Poza tym, w jednym miejscu ponad te dwa kolory przebijała się nierównomierna, żółta plama. Uniósł drugą łapkę, po czym zbliżył pazur do tworu. U góry, tam, gdzie był czerwony. Uformował dziurę, z której zaraz wyciągnął odrobinę masy, tworząc z niej ogonek. Był czarny, twardszy od reszty tworu, miał chropowatą powierzchnię i gorzki smak. W pobliżu miejsca, z którego wystawał, jabłko było nieco przebarwione, miało jasno-brązowe krosty. Obrócił jabłko do góry nogami, po czym zaczął mącić przy jego drugim końcu. Tutaj również naruszył pazurem kulistą strukturę, jednak dziura tym razem była mniejsza i nie wystawał z niej ogonek. Była ona niemal niewidoczna, zasłonięta pięcioma ciemnozielonymi, wystającymi z jabłka... liśćmi? Były zakończone ostro, chociaż same w sobie miały być delikatne i gibkie, łatwo można było przy nich manipulować. Twór miał wydzielać słodkawy zapach, odpowiedni dla dojrzałego jabłka. Poza rzeczami na górze i na dole miał być twardawy...
To tyle. Nie wiedział, co było w środku, dotychczas obserwował je z drugiego kąta jaskini matki, więc nic więcej nie mógł o nich pomyśleć. Jabłko miało w środku takie same kolory jak na zewnątrz, brakowało rozróżnienia pomiędzy skórką i miąższem oraz pestek, ale... Maestu nie mógł mieć o tym pojęcia. Wydawało mu się, że twór jest idealny, taki, jak sobie wymarzył. Wciąż trzymając go w jednej łapie, drugą sięgnął do źródła, wyciągając z niego migoczącą, czerwoną energię i szybko, zanim jej drobinki zdołały ulecieć... pchnął ją w wyobrażenie jabłka. Jego łapka już była wystawiona, teraz był w takiej samej pozycji w myślach oraz realnie, więc... więc jabłko powinno już teraz pojawić się przy jego szponach!
Wciąż miał zamknięte ślepka, skupiał się na tworze, nie chcąc, aby ten tak po prostu się rozpłynął. Czekał na werdykt.
Sięgnął w kierunku jednej z kul; poczuł przy tym dziwne mrowienie w łapie, skóra na palcach zapiekła. Źródło niechętnie oddawało mu swoją moc. Mimo tego, że parzyła go w łapy bawił się nią, przekładając z jednej, do drugiej, obserwując jej zachowanie. Maddara znikała gdy była za długo za źródłem, po prostu... rozpływała się, najpierw było jej coraz mniej, aż do momentu gdy znikała całkowicie. Nie wyglądało na to że wracała do źródła. Czy może się ono wyczerpać? Co się wtedy stanie? Mwanu mówił, że smok nie może żyć bez maddary. Czy wtedy.. umarłby?
Cofnął się, siadając. To wszystko działo się w jego umyśle. Może tak naprawdę nie znalazł źródła, a teraz działa jedynie jego wyobraźnia..? Cóż, jest tylko jeden sposób aby się o tym przekonać.
Wyciągnął łapkę. Widział liście, jednak nie miał okazji im się przyjrzeć, urodził się, gdy te były już zbutwiałe i przegniłe. Nawet jako pisklak wolał bawić się innymi rzeczami. Za to istniała pewna rzecz którą znał dość dobrze i którą teraz mógłby... wyczarować.
Wyobraził sobie kulę, miała pojawić się na jego łapce. Była wielkości może trzech jego palców, wystarczająca, aby mógł ją trzymać w jednej łapie. Była zimna w dotyku, gładka. Najpierw cała zielona, dopiero po chwili dodał do niej odrobinę czerwieni, u góry. Mniej-więcej na środku czerwień przechodziła w zieleń. Poza tym, w jednym miejscu ponad te dwa kolory przebijała się nierównomierna, żółta plama. Uniósł drugą łapkę, po czym zbliżył pazur do tworu. U góry, tam, gdzie był czerwony. Uformował dziurę, z której zaraz wyciągnął odrobinę masy, tworząc z niej ogonek. Był czarny, twardszy od reszty tworu, miał chropowatą powierzchnię i gorzki smak. W pobliżu miejsca, z którego wystawał, jabłko było nieco przebarwione, miało jasno-brązowe krosty. Obrócił jabłko do góry nogami, po czym zaczął mącić przy jego drugim końcu. Tutaj również naruszył pazurem kulistą strukturę, jednak dziura tym razem była mniejsza i nie wystawał z niej ogonek. Była ona niemal niewidoczna, zasłonięta pięcioma ciemnozielonymi, wystającymi z jabłka... liśćmi? Były zakończone ostro, chociaż same w sobie miały być delikatne i gibkie, łatwo można było przy nich manipulować. Twór miał wydzielać słodkawy zapach, odpowiedni dla dojrzałego jabłka. Poza rzeczami na górze i na dole miał być twardawy...
To tyle. Nie wiedział, co było w środku, dotychczas obserwował je z drugiego kąta jaskini matki, więc nic więcej nie mógł o nich pomyśleć. Jabłko miało w środku takie same kolory jak na zewnątrz, brakowało rozróżnienia pomiędzy skórką i miąższem oraz pestek, ale... Maestu nie mógł mieć o tym pojęcia. Wydawało mu się, że twór jest idealny, taki, jak sobie wymarzył. Wciąż trzymając go w jednej łapie, drugą sięgnął do źródła, wyciągając z niego migoczącą, czerwoną energię i szybko, zanim jej drobinki zdołały ulecieć... pchnął ją w wyobrażenie jabłka. Jego łapka już była wystawiona, teraz był w takiej samej pozycji w myślach oraz realnie, więc... więc jabłko powinno już teraz pojawić się przy jego szponach!
Wciąż miał zamknięte ślepka, skupiał się na tworze, nie chcąc, aby ten tak po prostu się rozpłynął. Czekał na werdykt.
- 22 sty 2018, 23:07
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Srebrzysty staw
- Odpowiedzi: 757
- Odsłony: 120841
Widział, że Misterna się położyła, jednak to wcale nie pomogło. Wręcz przeciwnie, oddech pisklaka przyspieszył, we łbie zamigotały niemiłe wspomnienia. Przecież z takiej pozycji też można zaatakować. Można być tak szybkim, że Maestu nawet nie zdążyłby się obronić. Sam był tego świadkiem. Dlatego cofnął się odrobinę, odruchowo, niemal całkowicie tracąc kontrolę nad swoim ciałem. Dopiero gdy zaczęła mówić udało mu się nad sobą zapanować, zatrzymując ruch łapek.
...Rodziną?
– Więzi rodzinne nic nie znaczą. – powiedział cicho, w jego głosie wibrował strach połączony w dziwaczny sposób ze złością i jakąś... tęsknotą. – Ze stada nie można ot tak odejść. – dodał zaraz, rozwścieczony. Ona... zupełnie nie wiedziała co mówi! Zupełnie nie rozumiał tego całego wyższego celu, dla niego liczyło się tu i teraz. Jedyną rodziną, która cokolwiek znaczyła był Cień, a skoro oni traktowali go tak, jak... jak teraz, to znaczy, że tak należy traktować rodzinę. Na tę myśl przeraził się jeszcze bardziej. Ale przecież ona zupełnie inaczej go traktowała... widziała to wszystko w inny sposób.
Spojrzał na nią spode łba, zupełnie nie zwracając uwagi na brak energii w jej ślepiach. Płynęła w nim adrenalina, przyspieszając oddech i bicie serca, napinając mięśnie i nadając myślom dziwny tor. Był na skraju paniki, opanowywał się tylko dzięki gniewowi, ale nie wiedział jak długo ta radę to robić.
– Skąd wiesz, że przekażę tą wiedzę dalej? – spytał w końcu zanim zdołał ugryźć się w język. Spiął się jeszcze bardziej, po raz kolejny zaskoczony swoim brakiem kontroli i głupotą. Powinien częściej myśleć, zanim coś powie...
– Skąd ja mam wiedzieć że mnie obronisz, a nie zostawisz na pastwę losu, mówiąc, że to tylko... wypadek? – dodał zaraz, chcąc szybko zmienić temat. Cała koncepcja smoki ponad stadami wydawała mu się tak abstrakcyjna, nie potrafił jej cały czas pojąć...
Speszyło go to, że druga samica popierała Misterną. Opatulił się skrzydłami, niepewny. Emocje przelewały się przez jego umysł, łeb rozbolał po raz kolejny. Rodzina. Czemu musiały użyć akurat tego słowa, czemu musiały mu przypominać o przeklętej matce, która sprawiała że każda myśl o rodzinie sprawiała mu ból?
– Rodzina to Cień... – powiedział jeszcze, w ostatnim porywie buntu, zanim poddał się, zaciskając zęby i spuszczając łeb. Czy powinien tak trzymać się swojego podejścia? Wcześniej nie skończyło się to dla niego dobrze... a teraz? Teraz nie wiedział, co powinien zrobić. Pozwolił się opatulić skrzydłem, w tym samym momencie uniósł nieco łeb, rozglądając się dookoła niechętnie i węsząc. Ani śladu innych cienistych. Ani śladu matki. Może powinien... spróbować?
Wolno i niepewnie podszedł do Misternej. Bardzo, bardzo wolno. Stanął obok niej, spięty. Faktycznie było już zimno.... nie poruszył się jednak dalej, jedynie patrzył na nią dziwnie. Z tego wzroku ciężko było coś wyczytać.
...Rodziną?
– Więzi rodzinne nic nie znaczą. – powiedział cicho, w jego głosie wibrował strach połączony w dziwaczny sposób ze złością i jakąś... tęsknotą. – Ze stada nie można ot tak odejść. – dodał zaraz, rozwścieczony. Ona... zupełnie nie wiedziała co mówi! Zupełnie nie rozumiał tego całego wyższego celu, dla niego liczyło się tu i teraz. Jedyną rodziną, która cokolwiek znaczyła był Cień, a skoro oni traktowali go tak, jak... jak teraz, to znaczy, że tak należy traktować rodzinę. Na tę myśl przeraził się jeszcze bardziej. Ale przecież ona zupełnie inaczej go traktowała... widziała to wszystko w inny sposób.
Spojrzał na nią spode łba, zupełnie nie zwracając uwagi na brak energii w jej ślepiach. Płynęła w nim adrenalina, przyspieszając oddech i bicie serca, napinając mięśnie i nadając myślom dziwny tor. Był na skraju paniki, opanowywał się tylko dzięki gniewowi, ale nie wiedział jak długo ta radę to robić.
– Skąd wiesz, że przekażę tą wiedzę dalej? – spytał w końcu zanim zdołał ugryźć się w język. Spiął się jeszcze bardziej, po raz kolejny zaskoczony swoim brakiem kontroli i głupotą. Powinien częściej myśleć, zanim coś powie...
– Skąd ja mam wiedzieć że mnie obronisz, a nie zostawisz na pastwę losu, mówiąc, że to tylko... wypadek? – dodał zaraz, chcąc szybko zmienić temat. Cała koncepcja smoki ponad stadami wydawała mu się tak abstrakcyjna, nie potrafił jej cały czas pojąć...
Speszyło go to, że druga samica popierała Misterną. Opatulił się skrzydłami, niepewny. Emocje przelewały się przez jego umysł, łeb rozbolał po raz kolejny. Rodzina. Czemu musiały użyć akurat tego słowa, czemu musiały mu przypominać o przeklętej matce, która sprawiała że każda myśl o rodzinie sprawiała mu ból?
– Rodzina to Cień... – powiedział jeszcze, w ostatnim porywie buntu, zanim poddał się, zaciskając zęby i spuszczając łeb. Czy powinien tak trzymać się swojego podejścia? Wcześniej nie skończyło się to dla niego dobrze... a teraz? Teraz nie wiedział, co powinien zrobić. Pozwolił się opatulić skrzydłem, w tym samym momencie uniósł nieco łeb, rozglądając się dookoła niechętnie i węsząc. Ani śladu innych cienistych. Ani śladu matki. Może powinien... spróbować?
Wolno i niepewnie podszedł do Misternej. Bardzo, bardzo wolno. Stanął obok niej, spięty. Faktycznie było już zimno.... nie poruszył się jednak dalej, jedynie patrzył na nią dziwnie. Z tego wzroku ciężko było coś wyczytać.
- 22 sty 2018, 22:19
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Szmaragdowe ustronie
- Odpowiedzi: 1029
- Odsłony: 141983
Czuł się niesamowicie niekomfortowo, jakby przeszkadzał w jakimś zjeździe rodzinnym... w dodatku ta rodzina była taka zwyczajna, przyjazna i otwarta, zupełnie inna od tej, w której sam się wychowywał. Nie przyznałby się nawet przed samym sobą, ale... dopadła go zazdrość, która w tym momencie jedynie pogarszała jego humor, sprawiając że był smutny i wściekły jednocześnie. Starał się zachować neutralny wyraz pyska, co nawet mu się udawało, jednak wciąż miał problem ze ślepiami, w których teraz odbijało się to wszystko, co tak bardzo chciał przed nimi wszystkimi ukryć.
– Maestu. – przedstawił się krótko w odpowiedzi. Spojrzał szybko na drugiego Ognistego, który przybył tuż za nim, po czym na Ziemistego, któremu odpowiedział jedynie kiwając lekko łbem, zanim skupił wzrok na Misternej. Był tutaj najmłodszy, w dodatku otaczały go smoki z innych stad, przez co czuł się jeszcze bardziej niekomfortowo. Na szczęście niedawno nauczył się korzystać z maddary! Teraz był gotów w każdej chwili sięgnąć po nią, by wysłać sygnał do Mwanu, gdyby zaczęło dziać się coś... nieprzyjemnego. Adeptowi wyraźnie spodobał się pomysł z bezinteresowną nauką młodych, pewnie kręcił się gdzieś w pobliżu.
Pisklak uważnie obserwował Misterną, każdy jej krok, a gdy odeszła kawałek dalej – podążył za nią. Przekrzywił lekko łeb, skupiając się na jej słowach, chociaż jego ślepia co jakiś czas wędrowały po jej ciele, czekając na jakąkolwiek oznakę agresji, na jakiekolwiek napięcie mięśni.
Gdy skończyła, pokręcił krótko łbem. Na początku... chciał o coś zapytać, ale z drugiej strony – nie chciał wyciągać na światło dzienne brudów jego stada. Ogniści nie musieli wiedzieć co działo się w Cieniu. Zastanawiał się tylko jak długo zdoła trzymać język za zębami i czy w ogóle uda mu się dokończyć tę naukę. Pokojowe rozwiązywanie sporów... dobre sobie. Powinni zawołać tutaj wszystkich cienistych i im o tym poopowiadać. Przydałoby im się to.
Z zamyślenia wyrwał go drugi smok, który zaczął opowiadać swoją tyradę. Patrzenie sercem... Maestu w tym momencie odwrócił wzrok od Nocnego, skupiając się na nowo na Misternej. Na szczęście wywód Ziemnego pozwolił mu się uspokoić. Teraz w jego ślepiach pojawiło się znudzenie.
– Możemy przejść do następnej części. Chcę to już mieć za sobą. – mruknął, rozsiadając się nieco wygodniej na ziemi i owijając łapy ogonem.
– Maestu. – przedstawił się krótko w odpowiedzi. Spojrzał szybko na drugiego Ognistego, który przybył tuż za nim, po czym na Ziemistego, któremu odpowiedział jedynie kiwając lekko łbem, zanim skupił wzrok na Misternej. Był tutaj najmłodszy, w dodatku otaczały go smoki z innych stad, przez co czuł się jeszcze bardziej niekomfortowo. Na szczęście niedawno nauczył się korzystać z maddary! Teraz był gotów w każdej chwili sięgnąć po nią, by wysłać sygnał do Mwanu, gdyby zaczęło dziać się coś... nieprzyjemnego. Adeptowi wyraźnie spodobał się pomysł z bezinteresowną nauką młodych, pewnie kręcił się gdzieś w pobliżu.
Pisklak uważnie obserwował Misterną, każdy jej krok, a gdy odeszła kawałek dalej – podążył za nią. Przekrzywił lekko łeb, skupiając się na jej słowach, chociaż jego ślepia co jakiś czas wędrowały po jej ciele, czekając na jakąkolwiek oznakę agresji, na jakiekolwiek napięcie mięśni.
Gdy skończyła, pokręcił krótko łbem. Na początku... chciał o coś zapytać, ale z drugiej strony – nie chciał wyciągać na światło dzienne brudów jego stada. Ogniści nie musieli wiedzieć co działo się w Cieniu. Zastanawiał się tylko jak długo zdoła trzymać język za zębami i czy w ogóle uda mu się dokończyć tę naukę. Pokojowe rozwiązywanie sporów... dobre sobie. Powinni zawołać tutaj wszystkich cienistych i im o tym poopowiadać. Przydałoby im się to.
Z zamyślenia wyrwał go drugi smok, który zaczął opowiadać swoją tyradę. Patrzenie sercem... Maestu w tym momencie odwrócił wzrok od Nocnego, skupiając się na nowo na Misternej. Na szczęście wywód Ziemnego pozwolił mu się uspokoić. Teraz w jego ślepiach pojawiło się znudzenie.
– Możemy przejść do następnej części. Chcę to już mieć za sobą. – mruknął, rozsiadając się nieco wygodniej na ziemi i owijając łapy ogonem.
- 22 sty 2018, 21:47
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Skalna Polanka
- Odpowiedzi: 475
- Odsłony: 70531
Fioletowołuski... Maestu niemalże wzdrygnął się, gdy to usłyszał. Jaskiniowy. Miał być jaskiniowy, ale pisklak nie mógł usunąć ze swojego umysłu wizji wywernowej smoczycy, leżącej w bezruchu w jaskini, obserwującej go liliowymi ślepiami.
– Najpierw bym go oślepił, żeby ciężej mu było się bronić. Bardzo jasną kulą światła. – zaczął, oczyma wyobraźni widząc jak jego twór pojawia się, jest tak jasny że sam musi mrużyć ślepia, ale przecież jego przeciwnik się tego nie spodziewa, a kula jest też niemal tuż przy jego oczach... – Później stworzyłbym... węża, albo linię która miałaby pojawić się tuż nad jego zadem. Tak, żeby jej nie zauważył. Ze żrącego kwasu. Miałaby spaść na niego, utrzymując się na łuskach lub rozpryskując przy zderzeniu na ogon i skrzydła... – uniósł lekko łeb, przekrzywiając go, w zastanowieniu. – Uodporniłbym ją na wodę... żeby nie mógł jej rozcieńczyć. A, poza tym kwas byłby bardzo ciężki, żeby nie dało się go tak po prostu strzepnąć z ciała. – powiedział, patrząc na Mwanu. Zastanawiał się, dlaczego od razu nie przejdą do praktyki, tylko zajmują się teorią... ale ufał starszemu cienistemu, już dużo się u niego nauczył i nie kwestionował jego metod. Mimo tego, że w takich kwestiach wydawało mu się że lepiej będzie dać się wykazać wyobraźni i maddarze, a nie słowom. Nie był najlepszy jeśli chodziło o słowa.
– Najpierw bym go oślepił, żeby ciężej mu było się bronić. Bardzo jasną kulą światła. – zaczął, oczyma wyobraźni widząc jak jego twór pojawia się, jest tak jasny że sam musi mrużyć ślepia, ale przecież jego przeciwnik się tego nie spodziewa, a kula jest też niemal tuż przy jego oczach... – Później stworzyłbym... węża, albo linię która miałaby pojawić się tuż nad jego zadem. Tak, żeby jej nie zauważył. Ze żrącego kwasu. Miałaby spaść na niego, utrzymując się na łuskach lub rozpryskując przy zderzeniu na ogon i skrzydła... – uniósł lekko łeb, przekrzywiając go, w zastanowieniu. – Uodporniłbym ją na wodę... żeby nie mógł jej rozcieńczyć. A, poza tym kwas byłby bardzo ciężki, żeby nie dało się go tak po prostu strzepnąć z ciała. – powiedział, patrząc na Mwanu. Zastanawiał się, dlaczego od razu nie przejdą do praktyki, tylko zajmują się teorią... ale ufał starszemu cienistemu, już dużo się u niego nauczył i nie kwestionował jego metod. Mimo tego, że w takich kwestiach wydawało mu się że lepiej będzie dać się wykazać wyobraźni i maddarze, a nie słowom. Nie był najlepszy jeśli chodziło o słowa.
- 22 sty 2018, 21:28
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Dolina płaczących wierzb
- Odpowiedzi: 803
- Odsłony: 110092
Znowu ta dziwna czułość, która sprawiała, że Maestu chciał krzyczeć. Nie potrafił pojąć, dlaczego samica jest tak miła, dlaczego im pomaga, mimo tego, że już mu to tłumaczyła. Nie rozumiał jej podejścia, nauczony żyć w zupełnie inny sposób.
Dlatego, zamiast skupiać się na jej tonie, postanowił zwracać największą uwagę na jej słowa oraz naukę samą w sobie, inaczej... inaczej mógłby znowu wybuchnąć, a na to sobie nie mógł pozwolić. Jeden, jedyny raz wystarczył. I tak czuł się przez to wystarczająco źle z samym sobą.
Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, blady smok pachnący Ziemią odpowiedział na pytanie. Maestu spojrzał na niego oceniająco. Było z nim coś nie tak, tylko tyle na chwilę obecną cienisty mógł wywnioskować. Nie wiedział o chorobie, ale instynktownie trzymał się raczej bliżej dwóch ognistych smoków niż tego ziemistego.
– Ukrywanie się... kojarzy mi się z zabawą. – dopowiedział, cicho, bardziej do siebie niż do Misternej. Głupie skojarzenie... ale skoro drugi samczyk już wszystko powiedział, jemu zostały do dopowiedzenia właśnie takie rzeczy. – Z pozostawaniem w bezruchu, bo inaczej wszystko spadnie z ciała. Wszystko, czyli jakieś liście, inne kawałki roślin, patyczki... – próbował desperacko rozwinąć wypowiedź Hili, a było to bardzo ciężkie, ponieważ o kamuflażu nie wiedział praktycznie nic. Spojrzał wyczekująco na Valerię; miał nadzieję że ona nie wymyśli nic więcej tylko uzna temat za wyczerpany, inaczej będzie do końca życia bił się co wieczór łapką po łbie przez myśl, że podczas tej jednej nauki kamuflażu zapomniał o czymś tak oczywistym...
Wcale nie. Po prostu czułby się głupio przez pierwsze pięć uderzeń serca, a potem pewnie by zapomniał.
Dlatego, zamiast skupiać się na jej tonie, postanowił zwracać największą uwagę na jej słowa oraz naukę samą w sobie, inaczej... inaczej mógłby znowu wybuchnąć, a na to sobie nie mógł pozwolić. Jeden, jedyny raz wystarczył. I tak czuł się przez to wystarczająco źle z samym sobą.
Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, blady smok pachnący Ziemią odpowiedział na pytanie. Maestu spojrzał na niego oceniająco. Było z nim coś nie tak, tylko tyle na chwilę obecną cienisty mógł wywnioskować. Nie wiedział o chorobie, ale instynktownie trzymał się raczej bliżej dwóch ognistych smoków niż tego ziemistego.
– Ukrywanie się... kojarzy mi się z zabawą. – dopowiedział, cicho, bardziej do siebie niż do Misternej. Głupie skojarzenie... ale skoro drugi samczyk już wszystko powiedział, jemu zostały do dopowiedzenia właśnie takie rzeczy. – Z pozostawaniem w bezruchu, bo inaczej wszystko spadnie z ciała. Wszystko, czyli jakieś liście, inne kawałki roślin, patyczki... – próbował desperacko rozwinąć wypowiedź Hili, a było to bardzo ciężkie, ponieważ o kamuflażu nie wiedział praktycznie nic. Spojrzał wyczekująco na Valerię; miał nadzieję że ona nie wymyśli nic więcej tylko uzna temat za wyczerpany, inaczej będzie do końca życia bił się co wieczór łapką po łbie przez myśl, że podczas tej jednej nauki kamuflażu zapomniał o czymś tak oczywistym...
Wcale nie. Po prostu czułby się głupio przez pierwsze pięć uderzeń serca, a potem pewnie by zapomniał.
- 22 sty 2018, 18:58
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Ukryty zagajnik
- Odpowiedzi: 603
- Odsłony: 91689
Dobrze, jego nauczycielką miała być smoczyca z Ognia, ale nie ta z białym futrem. Jej widok nieco podniósł go na duchu... za to jej słowa wręcz przeciwnie. Zastępczyni, huh? Omiótł ją zaciekawionym spojrzeniem. Największym problemem było to, że powinien się zachowywać, a... nadal miał pewne problemy z zaakceptowaniem autorytetów i odpowiednim stosunkiem do smoków z pewnymi tytułami. Nie chciał niepotrzebnie pogarszać stosunków międzystadnych, więc... będzie musiał nad sobą panować.
Powstrzymał się od westchnięcia, za to zmusił do lekkiego uniesienia gadzich warg w czymś, co miało imitować uśmiech. Zaraz jednak, czując, że wygląda gorzej niż sztucznie, przywołał na pysk neutralny wyraz.
– Maestu, z Cienia – powiedział, kiwając jej lekko łbem na znak... szacunku, po czym zamyślił się na chwilkę. – Śledzenie to sztuka podążania za tropem, jaki zostawia cel. Zwierzyna, drapieżnik, inny smok. Korzysta się przy tym z węchu, słuchu oraz wzroku, zależnie od tego, na jaki trop trafimy. – odpowiedział na pytanie, dodając coś od siebie, aby trochę przyspieszyć naukę. Mniej czasu w towarzystwie zastępczyni to mniejsza szansa na gafę.
Powstrzymał się od westchnięcia, za to zmusił do lekkiego uniesienia gadzich warg w czymś, co miało imitować uśmiech. Zaraz jednak, czując, że wygląda gorzej niż sztucznie, przywołał na pysk neutralny wyraz.
– Maestu, z Cienia – powiedział, kiwając jej lekko łbem na znak... szacunku, po czym zamyślił się na chwilkę. – Śledzenie to sztuka podążania za tropem, jaki zostawia cel. Zwierzyna, drapieżnik, inny smok. Korzysta się przy tym z węchu, słuchu oraz wzroku, zależnie od tego, na jaki trop trafimy. – odpowiedział na pytanie, dodając coś od siebie, aby trochę przyspieszyć naukę. Mniej czasu w towarzystwie zastępczyni to mniejsza szansa na gafę.
- 19 sty 2018, 23:38
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Srebrzysty staw
- Odpowiedzi: 757
- Odsłony: 120841
Zachowanie Misternej wyjątkowo go zaskoczyło. Miękkość jej głosu i spojrzenia, sama propozycja padająca z jej ust... czy to był... jakiś podstęp? Jeśli będzie bliżej, łatwiej będzie jej go zaatakować. Mogła przecież być świetnym kłamcą, ukrywać uczucia znacznie lepiej od Maestu... W ślepiach pisklaka robiła to tak nachalnie, że niemal był pewien że to wszystko było jedną wielką farsą, aby pozabijać młode z innych stad, tym samym niszcząc ich nadzieje na przyszłość... a on tak łatwo dał się w to wciągnąć!
Spojrzał na samicę nerwowo, cofając się. Jego mięśnie napięły się, był gotów do uniku przed ewentualnym atakiem i ucieczki, całe jego ciało pokazywało, że czuje się tutaj niekomfortowo, a nawet więcej – że czuje się zagrożony. Zacisnął kły, wściekły.
– Na pewno są. – mruknął, ledwo powstrzymując się od warknięcia. Był... zagubiony. Z jednej strony wszystkie elementy układanki w jego umyśle zaczynały łączyć się w dziwną, przepełnioną brutalnością całość. Z drugiej zaś... wiedział że układały ją jego lęki, nieufność i nieprzyjemne wspomnienia. Poza tym, samica była niewiele większa od niego. I na zebranie przybyły smoki większe od niej. Mogły tutaj przyjść w każdej chwili. Gdyby go zaatakowała... nie, to brzmiało jak samobójcza misja. Przecież nie pomoże jej pisklę z jej stada...
A może był tutaj ktoś jeszcze?! Maestu zaczął węszyć, jednak... do jego nozdrzy nie dotarł żaden dodatkowy zapach. Tylko on, Misterna i Valeria.
Machnął ogonem, tracąc pewność siebie. Tym samym rosło jego zaniepokojenie i zagubienie; nadal był tylko dzieckiem, które nie rozumiało wielu rzeczy, było za to nauczone że jest zdane tylko na siebie, że na świecie nie ma nic za darmo, że wszędzie jest pełno intryg, że inne smoki poza Cieniem są... złe. Tymczasem Misterna burzyła jego światopogląd, emanując spokojem i dobrocią, w dodatku nie żądając niczego w zamian za nauki.
Patrzyła na niego tak czule, jakby... jakby był jej pisklakiem, którego ma uczyć. Tak, jak matka powinna patrzeć na swoje młode.
– Ty... – wychrypiał, patrząc na nią, zupełnie nie rozumiejąc jakie są jej motywy, co dzieje się w jej umyśle, co sobie myślała wzywając ich tutaj, żeby im... pomóc.
Skulił się, przeklinając w myślach siebie, ogniste smoki, organizatorów spotkania, matkę i każdą sekundę swojego życia. Najbardziej jednak siebie, że przez kontrast podejścia dwójki samic jego łeb zaczął pękać z bólu, gdy próbował zrozumieć. W miarę rozumiał przyjaźń, wiedział, czym jest zabawa, ale takie uczucia... łagodność, chęć pomocy słabszym... ciepło. Nie rozumiał.
– ...dlaczego? – rozejrzał się nerwowo, cały czas szukając haczyka, będąc podświadomie pewnym, że wlazł właśnie prosto w pułapkę. – Czemu to robisz? – dodał jeszcze, nawet nie wiedząc jak sformułować to, co chodziło mu po łbie.
Spojrzał na samicę nerwowo, cofając się. Jego mięśnie napięły się, był gotów do uniku przed ewentualnym atakiem i ucieczki, całe jego ciało pokazywało, że czuje się tutaj niekomfortowo, a nawet więcej – że czuje się zagrożony. Zacisnął kły, wściekły.
– Na pewno są. – mruknął, ledwo powstrzymując się od warknięcia. Był... zagubiony. Z jednej strony wszystkie elementy układanki w jego umyśle zaczynały łączyć się w dziwną, przepełnioną brutalnością całość. Z drugiej zaś... wiedział że układały ją jego lęki, nieufność i nieprzyjemne wspomnienia. Poza tym, samica była niewiele większa od niego. I na zebranie przybyły smoki większe od niej. Mogły tutaj przyjść w każdej chwili. Gdyby go zaatakowała... nie, to brzmiało jak samobójcza misja. Przecież nie pomoże jej pisklę z jej stada...
A może był tutaj ktoś jeszcze?! Maestu zaczął węszyć, jednak... do jego nozdrzy nie dotarł żaden dodatkowy zapach. Tylko on, Misterna i Valeria.
Machnął ogonem, tracąc pewność siebie. Tym samym rosło jego zaniepokojenie i zagubienie; nadal był tylko dzieckiem, które nie rozumiało wielu rzeczy, było za to nauczone że jest zdane tylko na siebie, że na świecie nie ma nic za darmo, że wszędzie jest pełno intryg, że inne smoki poza Cieniem są... złe. Tymczasem Misterna burzyła jego światopogląd, emanując spokojem i dobrocią, w dodatku nie żądając niczego w zamian za nauki.
Patrzyła na niego tak czule, jakby... jakby był jej pisklakiem, którego ma uczyć. Tak, jak matka powinna patrzeć na swoje młode.
– Ty... – wychrypiał, patrząc na nią, zupełnie nie rozumiejąc jakie są jej motywy, co dzieje się w jej umyśle, co sobie myślała wzywając ich tutaj, żeby im... pomóc.
Skulił się, przeklinając w myślach siebie, ogniste smoki, organizatorów spotkania, matkę i każdą sekundę swojego życia. Najbardziej jednak siebie, że przez kontrast podejścia dwójki samic jego łeb zaczął pękać z bólu, gdy próbował zrozumieć. W miarę rozumiał przyjaźń, wiedział, czym jest zabawa, ale takie uczucia... łagodność, chęć pomocy słabszym... ciepło. Nie rozumiał.
– ...dlaczego? – rozejrzał się nerwowo, cały czas szukając haczyka, będąc podświadomie pewnym, że wlazł właśnie prosto w pułapkę. – Czemu to robisz? – dodał jeszcze, nawet nie wiedząc jak sformułować to, co chodziło mu po łbie.
- 19 sty 2018, 22:39
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Ustronie
- Odpowiedzi: 653
- Odsłony: 97633
Gdy Mwanu wytłumaczył mu dokładnie jak praktyka ma wyglądać, skinął krótko łbem, potwierdzając że zrozumiał. Chociaż tak naprawdę rozumiał niewiele, ale... dowie się w swoim czasie. Nie chciał bezsensownie przyspieszać nauki, czekał na nią tyle czasu, wytrzyma jeszcze te kilka minut poświęconych podstawom i teorii. Skinął łbem po raz kolejny, gdy adept zachęcił go do zadawania pytań. Tylko że... nie miał na razie żadnych. Wszystko było jasne.
No, może nie wszystko. Ale najwyraźniej wytłumaczenie Mwanu miało być jedyną instrukcją jaką otrzyma. Ciekawe. Smoki tyle wiedziały o maddarze, za to jej źródło najwyraźniej nadal pozostawało dla nich tajemnicą. Zapewne znacznie utrudniłoby to jego znalezienie, gdyby nie fakt, że Maestu... już dawno je znalazł.
Zamknął ślepia, a w ciemności przed nim, daleko, rozbłysła para czerwonych punkcików. Ślepi. Do niedawna myślał, że jest to skutkiem traum z udziałem kompanki jego matki... traumy, przez którą starał się unikać cienia, jakkolwiek źle w kontekście jego stada by to nie brzmiało. Jakiś czas temu jednak, podczas jednej z wielu samotnych podróży przez tereny Cienia, oraz wgłąb siebie samego, odkrył, że ze ślepiami jest coś nie tak. Zdawały się pulsować, zachęcając go do zbliżenia się do nich, jednak nie miał wtedy pojęcia jak to zrobić. Teraz... teraz to wydawało się proste. Musiał podejść. Tak po prostu. Oczywiście dla Mwanu i Płomienia cały czas siedział, jednak dla dwóch błyszczących w oddali punktów zbliżał się... Czerwień obiecywała moc, kule wydawały się nią wręcz przepełnione, strzelając dookoła cienkimi nitkami, które przecinały powietrze z sykiem. Obiecywały potęgę, której Maestu tak pragnął. Obiecywały bezpieczeństwo, obiecywały zemstę za wszystkie poniżenia jakich doznał. Nie mówiły jednak nic o cenie, jaką przyjdzie mu za to wszystko zapłacić...
Otworzył ślepia, jednocześnie biorąc płytki, świszczący wdech. Spojrzał na Mwanu, jakby z zaskoczeniem że smok nadal tu jest, po czym pokręcił łbem, wydychając powietrze i powracając całkowicie do rzeczywistości.
– ...znalazłem. – powiedział, jednak wciąż był wyraźnie zamyślony. Gdy uświadomił sobie, czym jest para ślepi w jego umyśle, był w stanie niemal widzieć ją nie tylko z zamkniętymi oczami, ale także teraz, gdy miał je szeroko otwarte. To... to pewnie tylko jego wyobraźnia płatała mu figle, ale... nie mógł się temu nadziwić ani skupić na niczym innym.
No, może nie wszystko. Ale najwyraźniej wytłumaczenie Mwanu miało być jedyną instrukcją jaką otrzyma. Ciekawe. Smoki tyle wiedziały o maddarze, za to jej źródło najwyraźniej nadal pozostawało dla nich tajemnicą. Zapewne znacznie utrudniłoby to jego znalezienie, gdyby nie fakt, że Maestu... już dawno je znalazł.
Zamknął ślepia, a w ciemności przed nim, daleko, rozbłysła para czerwonych punkcików. Ślepi. Do niedawna myślał, że jest to skutkiem traum z udziałem kompanki jego matki... traumy, przez którą starał się unikać cienia, jakkolwiek źle w kontekście jego stada by to nie brzmiało. Jakiś czas temu jednak, podczas jednej z wielu samotnych podróży przez tereny Cienia, oraz wgłąb siebie samego, odkrył, że ze ślepiami jest coś nie tak. Zdawały się pulsować, zachęcając go do zbliżenia się do nich, jednak nie miał wtedy pojęcia jak to zrobić. Teraz... teraz to wydawało się proste. Musiał podejść. Tak po prostu. Oczywiście dla Mwanu i Płomienia cały czas siedział, jednak dla dwóch błyszczących w oddali punktów zbliżał się... Czerwień obiecywała moc, kule wydawały się nią wręcz przepełnione, strzelając dookoła cienkimi nitkami, które przecinały powietrze z sykiem. Obiecywały potęgę, której Maestu tak pragnął. Obiecywały bezpieczeństwo, obiecywały zemstę za wszystkie poniżenia jakich doznał. Nie mówiły jednak nic o cenie, jaką przyjdzie mu za to wszystko zapłacić...
Otworzył ślepia, jednocześnie biorąc płytki, świszczący wdech. Spojrzał na Mwanu, jakby z zaskoczeniem że smok nadal tu jest, po czym pokręcił łbem, wydychając powietrze i powracając całkowicie do rzeczywistości.
– ...znalazłem. – powiedział, jednak wciąż był wyraźnie zamyślony. Gdy uświadomił sobie, czym jest para ślepi w jego umyśle, był w stanie niemal widzieć ją nie tylko z zamkniętymi oczami, ale także teraz, gdy miał je szeroko otwarte. To... to pewnie tylko jego wyobraźnia płatała mu figle, ale... nie mógł się temu nadziwić ani skupić na niczym innym.
- 19 sty 2018, 2:35
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Ustronie
- Odpowiedzi: 653
- Odsłony: 97633
Maestu słuchał uważnie, nie mogąc opanować drżenia końcówki ogona. Na szczęście tylko ona oraz jego ślepia zdradzały podekscytowanie pisklaka. No, może jeszcze jego wyraz pyska. I postawa. Był lekko przechylony do przodu, w stronę Mwanu, z czego nawet nie zdawał sobie sprawy, tak zaabsorbowany nauką. Nie miał pojęcia, że o magii można powiedzieć... aż tyle. Myślał że to jakaś tajemnicza moc, którą smok uczy się kontrolować wraz z wiekiem, ale nigdy w całości. Nikt nie opowiadał mu o niej więcej, nawet gdy pytał zbywali go krótkimi odpowiedziami i znienawidzonym przez niego 'jesteś zbyt młody'.
Zawiódł się nieco słysząc, że maddara ma jakieś ograniczenia. W pewnym sensie... spodziewał się tego. Z drugiej zaś strony wydało mu się to przeczyć wszystkiemu, co do tej pory o magii wiedział. Przeczyć temu, jak ją postrzegał. Nie była wcale enigmatyczną siłą, smoki znały ją prawie na wylot, w dodatku bardzo często z niej korzystały...
– Nie można niszczyć? – powtórzył, zaskoczony. Przez to jedno zdanie jego entuzjazm nieco ostygł, jednak gdy Mwanu zalał go kolejną dawką informacji wrócił ze zdwojoną siłą. Słysząc o barierze, bez namysłu dotknął jednym ze szponów lewej łapy palca prawej, przekrzywiając lekko łeb. Naturalna bariera, huh? Pewnie dowie się o niej wszystkiego podczas nauki leczenia! Ale najpierw musi dowiedzieć się do końca jak panować nad maddarą... z tego co zrozumiał, było mu to bardzo potrzebne jako przyszłemu uzdrowicielowi. Miał tylko nadzieję, że nauka magii z biegiem czasu okaże się bardziej interesująca niż teraz, a ograniczenia nie aż tak ważne... w końcu nie było ich tak dużo!
Słuchał dalej, o iluzjach. I znowu przekrzywił lekko łeb, zastanawiając się.
– Ale... jak to ma wyglądać? – spytał, zupełnie nie mogąc sobie tego wyobrazić. Prawdopodobnie tylko przy Mwanu był gotowy odważyć się na tak głupkowate pytania... ale przecież obok były też inne smoki! Szybko zreflektował się, przechylając się do tyłu, gdy zdał sobie sprawę z tego, jak siedzi, ogonem owinął swoje przednie łapki, by ten przestał wariować, a wciąż błyszczące ślepia wbił w drugiego cienistego. – Nieważne, nieważne. Możemy przejść do praktyki! – powiedział pewnie, z entuzjazmem, którego od naprawdę długiego czasu nie czuł. Tłamszony i poniżany, nauczony nie okazywać radości tak bardzo, jak pisklak w jego wieku powinien... ale teraz nie był na terenach Cienia, kompani matki go nie obserwowali, mógł się trochę rozluźnić! Był przy Mwanu, wszystko było w porządku.
Zawiódł się nieco słysząc, że maddara ma jakieś ograniczenia. W pewnym sensie... spodziewał się tego. Z drugiej zaś strony wydało mu się to przeczyć wszystkiemu, co do tej pory o magii wiedział. Przeczyć temu, jak ją postrzegał. Nie była wcale enigmatyczną siłą, smoki znały ją prawie na wylot, w dodatku bardzo często z niej korzystały...
– Nie można niszczyć? – powtórzył, zaskoczony. Przez to jedno zdanie jego entuzjazm nieco ostygł, jednak gdy Mwanu zalał go kolejną dawką informacji wrócił ze zdwojoną siłą. Słysząc o barierze, bez namysłu dotknął jednym ze szponów lewej łapy palca prawej, przekrzywiając lekko łeb. Naturalna bariera, huh? Pewnie dowie się o niej wszystkiego podczas nauki leczenia! Ale najpierw musi dowiedzieć się do końca jak panować nad maddarą... z tego co zrozumiał, było mu to bardzo potrzebne jako przyszłemu uzdrowicielowi. Miał tylko nadzieję, że nauka magii z biegiem czasu okaże się bardziej interesująca niż teraz, a ograniczenia nie aż tak ważne... w końcu nie było ich tak dużo!
Słuchał dalej, o iluzjach. I znowu przekrzywił lekko łeb, zastanawiając się.
– Ale... jak to ma wyglądać? – spytał, zupełnie nie mogąc sobie tego wyobrazić. Prawdopodobnie tylko przy Mwanu był gotowy odważyć się na tak głupkowate pytania... ale przecież obok były też inne smoki! Szybko zreflektował się, przechylając się do tyłu, gdy zdał sobie sprawę z tego, jak siedzi, ogonem owinął swoje przednie łapki, by ten przestał wariować, a wciąż błyszczące ślepia wbił w drugiego cienistego. – Nieważne, nieważne. Możemy przejść do praktyki! – powiedział pewnie, z entuzjazmem, którego od naprawdę długiego czasu nie czuł. Tłamszony i poniżany, nauczony nie okazywać radości tak bardzo, jak pisklak w jego wieku powinien... ale teraz nie był na terenach Cienia, kompani matki go nie obserwowali, mógł się trochę rozluźnić! Był przy Mwanu, wszystko było w porządku.
- 19 sty 2018, 2:01
- Forum: Dzika Puszcza
- Temat: Ukryty zagajnik
- Odpowiedzi: 603
- Odsłony: 91689
Maestu wkrótce również pojawił się w tym uroczym, ustronnym miejscu. Na szczęście nie osiągnął jeszcze swoich maksymalnych rozmiarów, mógł więc bez większego problemu poruszać się w zagajniku... obawiał się jednak, że jego nauczyciel nie mógł powiedzieć o sobie tego samego.
Jakby go to w ogóle obchodziło.
Usiadł, przez brak miejsca niemal tuż obok młodej samiczki z Ognia, po czym omiótł ją szybkim, badawczym spojrzeniem. Widział ją już wcześniej, jak miziała się na powitanie z organizatorami spotkania. Miał nadzieję, że jego nauczycielką nie będzie ta białofutra samica, wtedy chyba by nie wytrzymał... ona i w dodatku jej córka, jak uroczo, rodzinnie. Aż mu się od tego wszystkiego robiło niedobrze.
Westchnął, kręcąc wolno łbem, jakby chciał odgonić od siebie te nieprzyjemne myśli. Jest tutaj po to, aby się czegoś nauczyć, a nie pluć w myślach jadem na inne smoki. Jeśli już chciał pluć jadem, mógł to przynajmniej robić... naprawdę. Po ostatnich wydarzeniach w jego życiu nie miał na to jednak ochoty. Nie miał pojęcia, czy któryś ze smoków tuż obok niego nie jest przywódcą któregoś ze stad! Poza tym, większość smoków tutaj była od niego starsza i większa... nie chciał ryzykować potyczki.
Jakby go to w ogóle obchodziło.
Usiadł, przez brak miejsca niemal tuż obok młodej samiczki z Ognia, po czym omiótł ją szybkim, badawczym spojrzeniem. Widział ją już wcześniej, jak miziała się na powitanie z organizatorami spotkania. Miał nadzieję, że jego nauczycielką nie będzie ta białofutra samica, wtedy chyba by nie wytrzymał... ona i w dodatku jej córka, jak uroczo, rodzinnie. Aż mu się od tego wszystkiego robiło niedobrze.
Westchnął, kręcąc wolno łbem, jakby chciał odgonić od siebie te nieprzyjemne myśli. Jest tutaj po to, aby się czegoś nauczyć, a nie pluć w myślach jadem na inne smoki. Jeśli już chciał pluć jadem, mógł to przynajmniej robić... naprawdę. Po ostatnich wydarzeniach w jego życiu nie miał na to jednak ochoty. Nie miał pojęcia, czy któryś ze smoków tuż obok niego nie jest przywódcą któregoś ze stad! Poza tym, większość smoków tutaj była od niego starsza i większa... nie chciał ryzykować potyczki.
- 18 sty 2018, 1:16
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Dolina płaczących wierzb
- Odpowiedzi: 803
- Odsłony: 110092
Kolejnym miejscem które Maestu miał odwiedzić tego dnia była dolina płaczących wierzb. Pierwszy raz był na terenach wspólnych a już zdążył zawitać w tyle nowych miejsc! Szkoda tylko że nie miał czasu nacieszyć się tą namiastką wolności i pięknem krajobrazów... zamiast tego musiał uczyć się od kompletnie nieznanych mu w większości smoków z innych stad, w dodatku kompletnie za darmo, cały czas mając z tyłu łba niechęć do samego siebie – bo biorąc udział w tych naukach pokazywał, że popiera całą inicjatywę. Musiał cały czas przekonywać samego siebie, że to naprawdę nie tak... w dodatku obawiał się, że z każdą kolejną nauką będzie mu to przychodzić coraz trudniej. Smoki które to organizowały były dziwnie miłe, tak miłe i przekonane o prawdziwości swoich słów i przekonań że ciężko było je traktować z pogardą na którą w jego ślepiach zasługiwały. Dawały się bezsensownie wykorzystywać, pomagając młodym smokom z wrogich stad w nauce... kompletnie nie rozumiał jakim cudem przywódcy się na to zgodzili. Czyżby oni także wierzyli w tą całą brednię o szczytnym celu?
Z zamyślenia wyrwało go zauważenie Misternej Łuski. Zbliżył się do niej, po czym usiadł, kiwając jej krótko łbem. Nie okazywał żadnego zainteresowania nauką, ale jednocześnie nie emanowała z niego ta dziwna niechęć, raczej... niepewność, zdziwienie. Dawała się wykorzystywać... dla szczytnego celu... przez chwilę czuł się nieswojo z myślą o byciu dla niej niemiłym.
Zaraz jednak w jego umyśle zamigotały złowieszczo dwa czerwone punkciki, czarny jęzor wysunął się z fioletowego pyska, sycząc. A na jego własny pysk wstąpiła niechęć.
Z zamyślenia wyrwało go zauważenie Misternej Łuski. Zbliżył się do niej, po czym usiadł, kiwając jej krótko łbem. Nie okazywał żadnego zainteresowania nauką, ale jednocześnie nie emanowała z niego ta dziwna niechęć, raczej... niepewność, zdziwienie. Dawała się wykorzystywać... dla szczytnego celu... przez chwilę czuł się nieswojo z myślą o byciu dla niej niemiłym.
Zaraz jednak w jego umyśle zamigotały złowieszczo dwa czerwone punkciki, czarny jęzor wysunął się z fioletowego pyska, sycząc. A na jego własny pysk wstąpiła niechęć.
- 17 sty 2018, 23:24
- Forum: Bliźniacze Skały
- Temat: Skalna Polanka
- Odpowiedzi: 475
- Odsłony: 70531
Maestu dzielnie podążał za trójką smoków, która wraz z nim miała uczestniczyć w nauce magii ofensywnej i defensywnej. I tym razem jego podekscytowanie było widoczne z każdym krokiem, nadal zbyt słabo ukrywał swoje emocje gdy te były tak silne... ale po prostu nie mógł się doczekać! Nauka niszczenia i zadawania bólu była zwieńczeniem całej jego edukacji, najważniejszym jej elementem. No, może poza nauką leczenia, ale ten temat był zupełnie inną sprawą. Atak i obrona były mu bardziej potrzebne w tej konkretnej chwili. Żeby mógł czuć się bezpieczniejszy... i pewniejszy siebie. Zwłaszcza na terenach swojego stada.
Gdy dotarli na miejsce nawet nie wrócił uwagi na otoczenie, szybko omiatając je spojrzeniem, po którym zawiesił wzrok na Mwanu. Słuchał uważnie jego słów, niemal spijał je z jego pyska. Ta nauka... była dla niego naprawdę ważna.
– Nie, możemy zaczynać. – powiedział, nieco zbyt szybko i entuzjastycznie. Pewnie nawet gdyby miał jakieś pytania nie zadałby ich, chcąc jak najszybciej zacząć. Co było bardzo głupim i dziecinnym podejściem, ale...! Tak długo czekał na tę naukę!
Gdy dotarli na miejsce nawet nie wrócił uwagi na otoczenie, szybko omiatając je spojrzeniem, po którym zawiesił wzrok na Mwanu. Słuchał uważnie jego słów, niemal spijał je z jego pyska. Ta nauka... była dla niego naprawdę ważna.
– Nie, możemy zaczynać. – powiedział, nieco zbyt szybko i entuzjastycznie. Pewnie nawet gdyby miał jakieś pytania nie zadałby ich, chcąc jak najszybciej zacząć. Co było bardzo głupim i dziecinnym podejściem, ale...! Tak długo czekał na tę naukę!
- 17 sty 2018, 22:13
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Srebrzysty staw
- Odpowiedzi: 757
- Odsłony: 120841
Niedługo po Valerii na miejscu pojawił się kolejny smok. Zielonołuski pisklak wylądował niedaleko dwójki samic, przeklinając w myślach swoją ciekawość... Nauka wiedzy od smoków, które tak chętnie opowiadają o bogach mogła nie skończyć się dobrze. Był młody, bardzo łatwo byłoby go zindoktrynować... a jako cienisty powinien wierzyć w jednego, cienistego boga. Ewentualnie w Aterala, ponieważ on był namacalny, istniał w świecie rzeczywistym, można go było zobaczyć. Reszta? Nie wiedział o nich nic, zupełnie nic. Poza tym, że smoki z pozostałych stad od wielu księżyców w nich wierzyły.
Usiadł przed Misterną; na szczęście czekając na naukę nie musiał ukrywać swojego sceptycznego wyrazu pyska na myśl o całym przedsięwzięciu – ten zniknął, przynajmniej częściowo, zastąpiony rządzą wiedzy. Jej brak zapewne wiele razy w przyszłości wpakuje go w kłopoty, czego może już teraz uniknąć! Same pozytywy.
Przeniósł wzrok na drugiego pisklaka, gdy ta zaczęła mówić. Ah, tak. Podstawy. Przydałoby się przywitać i przedstawić, tak chyba nakazywała ta enigmatyczna, nieznana cienistemu grzeczność.
– Maestu, z Cienia. – powiedział tylko, a z tonu jego głosu niewiele można było wyczytać. – Również jestem gotowy. – dodał zaraz, w myśl tego, że im szybciej będą mieli to wszystko za sobą, tym szybciej zaczną naukę.
Usiadł przed Misterną; na szczęście czekając na naukę nie musiał ukrywać swojego sceptycznego wyrazu pyska na myśl o całym przedsięwzięciu – ten zniknął, przynajmniej częściowo, zastąpiony rządzą wiedzy. Jej brak zapewne wiele razy w przyszłości wpakuje go w kłopoty, czego może już teraz uniknąć! Same pozytywy.
Przeniósł wzrok na drugiego pisklaka, gdy ta zaczęła mówić. Ah, tak. Podstawy. Przydałoby się przywitać i przedstawić, tak chyba nakazywała ta enigmatyczna, nieznana cienistemu grzeczność.
– Maestu, z Cienia. – powiedział tylko, a z tonu jego głosu niewiele można było wyczytać. – Również jestem gotowy. – dodał zaraz, w myśl tego, że im szybciej będą mieli to wszystko za sobą, tym szybciej zaczną naukę.
- 17 sty 2018, 0:13
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Ustronie
- Odpowiedzi: 653
- Odsłony: 97633
Szedł niedaleko za Mwanu i wielkim smokiem pachnącym siarką i ziołami – z jednej strony aby się nie zgubić, w końcu pierwszy raz był na terenach wspólnych, zaś z drugiej... zaintrygował go ten czarnołuski samiec. Był duży i silny, poza tym intensywna woń ziół wskazywała jednoznacznie na jego rangę. Był uzdrowicielem. A uzdrowiciele, zwłaszcza ogniści, wyjątkowo intrygowali małego Maestu – w końcu jedna z nich zabiła mu matkę.
We wzroku pisklaka jednak na próżno można by się doszukiwać oznak wrogości – była w nich widoczna jedynie ciekawość, a też nie zawsze, bo starał się pozostać na tyle obojętnym na ile to było możliwe. Nie chciał, żeby tak duży samiec zauważył, że się na niego gapi. Silne smoki napawały go lękiem.
Aby nieco odwrócić swoją uwagę od ognistego, Maestu zastanawiał się nad zachowaniem swojego cienistego przyjaciela. Dlaczego postanowił im pomagać? Będą musieli pogadać gdy wrócą do obozu. I to bardzo poważnie.
Usiadł, gdy dotarli na miejsce. Omiótł otoczenie wzrokiem bez większego zainteresowania, po czym skupił się na Mwanu. I wtedy w jego ślepiach błysnęło to, co starał się cały czas ukrywać gdy był przy innych smokach. Szczera ciekawość, chęć poznania nowych rzeczy, zdobycia kolejnych umiejętności oraz... podekscytowanie! W końcu tak długo czekał na tą naukę! Od pamiętnej lekcji skradania z matką...
Przekrzywił łeb, słysząc pytanie. Chciał nauczyć się panować nad magią, jednak nigdy nie zastanawiał się bardziej, czym ona tak naprawdę była. Sięgnął pamięcią wstecz, starając się przypomnieć sobie co na ten temat miały do powiedzenia Zmora oraz Epilleth.
– Maddara... to energia, pozwalająca tworzyć. Znajduje się w ciele każdego smoka. – powiedział, starając się jak tylko mógł, aby zaraz nie zacząć paplać bezsensu, podekscytowany nadchodzącą nauką. – Nikt nigdy nie mówił mi o niej nic więcej. Widziałem jedynie jak matka i Epilleth z niej korzystały. I... czułem. – dodał po krótkim zastanowieniu. Spojrzał na Mwanu wyczekująco; zapewne znał już ten wyraz, nie raz go uczył. Maestu czekał na instrukcje, czekał na opowieść, czekał na wiedzę. Widoczne to było właśnie w jego ślepiach, ale zdradzała to również końcówka ogona, z podekscytowania zamiatająca podłoże.
We wzroku pisklaka jednak na próżno można by się doszukiwać oznak wrogości – była w nich widoczna jedynie ciekawość, a też nie zawsze, bo starał się pozostać na tyle obojętnym na ile to było możliwe. Nie chciał, żeby tak duży samiec zauważył, że się na niego gapi. Silne smoki napawały go lękiem.
Aby nieco odwrócić swoją uwagę od ognistego, Maestu zastanawiał się nad zachowaniem swojego cienistego przyjaciela. Dlaczego postanowił im pomagać? Będą musieli pogadać gdy wrócą do obozu. I to bardzo poważnie.
Usiadł, gdy dotarli na miejsce. Omiótł otoczenie wzrokiem bez większego zainteresowania, po czym skupił się na Mwanu. I wtedy w jego ślepiach błysnęło to, co starał się cały czas ukrywać gdy był przy innych smokach. Szczera ciekawość, chęć poznania nowych rzeczy, zdobycia kolejnych umiejętności oraz... podekscytowanie! W końcu tak długo czekał na tą naukę! Od pamiętnej lekcji skradania z matką...
Przekrzywił łeb, słysząc pytanie. Chciał nauczyć się panować nad magią, jednak nigdy nie zastanawiał się bardziej, czym ona tak naprawdę była. Sięgnął pamięcią wstecz, starając się przypomnieć sobie co na ten temat miały do powiedzenia Zmora oraz Epilleth.
– Maddara... to energia, pozwalająca tworzyć. Znajduje się w ciele każdego smoka. – powiedział, starając się jak tylko mógł, aby zaraz nie zacząć paplać bezsensu, podekscytowany nadchodzącą nauką. – Nikt nigdy nie mówił mi o niej nic więcej. Widziałem jedynie jak matka i Epilleth z niej korzystały. I... czułem. – dodał po krótkim zastanowieniu. Spojrzał na Mwanu wyczekująco; zapewne znał już ten wyraz, nie raz go uczył. Maestu czekał na instrukcje, czekał na opowieść, czekał na wiedzę. Widoczne to było właśnie w jego ślepiach, ale zdradzała to również końcówka ogona, z podekscytowania zamiatająca podłoże.
- 16 sty 2018, 23:38
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Szmaragdowe ustronie
- Odpowiedzi: 1029
- Odsłony: 141983
Niedługo po Misternej i Nocnym, w tym uroczym miejscu pojawił się ich pierwszy uczeń – młody cienisty, który chyba jako jedyny był sceptycznie nastawiony do całego tego zebrania. Wylądował naprzeciwko dwójki adeptów, kiwając im lekko łbem na przywitanie, po czym rozejrzał się i... zdał sobie sprawę z tego, jak dookoła było ładnie. Mógł udawać ile chciał, że jest zimnym, mrocznym członkiem Cienistej Braci, którego nic nie obchodzi, jednak... no właśnie, udawał. W chwilach takich jak ta pozwoliłby sobie na odetchnięcie od maski godnego reprezentanta stada... gdyby nie fakt, że był tutaj z dwoma innymi smokami.
Natychmiast przestał się rozglądać, mimo tego, że krajobraz był naprawdę piękny, przywołał na pysk lekko zaciekawiony wyraz i wbił wzrok w Misterną. Świetnie, nauka z dwójką organizatorów. Na język cisnęło mu się pytanie 'po co?', jednak po chwili zastanowienia nie miał najmniejszej ochoty po raz kolejny wysłuchiwać ich wyssanych z palca prawd, więc jedynie usiadł, starając się nie dać ponieść emocjom. I wyglądać na znacznie bardziej dumnego i pewnego siebie niż był w rzeczywistości. Nauka była dla niego bardzo ważna – a jeśli jedyną jej ceną będzie chwila udawania, to... nie była to wygórowana cena. Był w stanie ją zapłacić.
Natychmiast przestał się rozglądać, mimo tego, że krajobraz był naprawdę piękny, przywołał na pysk lekko zaciekawiony wyraz i wbił wzrok w Misterną. Świetnie, nauka z dwójką organizatorów. Na język cisnęło mu się pytanie 'po co?', jednak po chwili zastanowienia nie miał najmniejszej ochoty po raz kolejny wysłuchiwać ich wyssanych z palca prawd, więc jedynie usiadł, starając się nie dać ponieść emocjom. I wyglądać na znacznie bardziej dumnego i pewnego siebie niż był w rzeczywistości. Nauka była dla niego bardzo ważna – a jeśli jedyną jej ceną będzie chwila udawania, to... nie była to wygórowana cena. Był w stanie ją zapłacić.
- 12 sty 2018, 20:39
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młodzi naszą przyszłością.
- Odpowiedzi: 30
- Odsłony: 2190
Maestu wyjątkowo nie lubił, gdy ktoś grzebał w jego umyśle. Wiadomości mentalne męczyły go i drażniły, przypominając o matce, która przez jakiś czas musiała komunikować się tylko w ten sposób... dlatego na początku niemalże zignorował wibracje maddary przekazujące wiadomość. Dopiero gdy usłyszał jej faktyczną treść, uniósł łeb, zaskoczony. Bogowie? Zmienianie świata?
Z początku wydało mu się to pomysłem nie tyle głupim, co po prostu dziecinnym. Sam nie był szczególnie starym smokiem, jednak zdążył już wyzbyć się ambicji zmieniania świata, wiedząc, że samemu nic nie osiągnie. Na świecie było zbyt wiele zła. Ale w grupie...?
Nie, to głupie. To jednak po prostu głupie. Dlatego właśnie musiał długo przekonywać samego siebie, że do źródła wiadomości ciągnie go ciekawość, a nie jakiś wyższy cel. Czuł się przy tym jak ostatni idiota. Dać się ponieść czemuś takiemu...
Dotarcie na skały zajęło mu dużo czasu. Za dużo. Masa smoków zdążyła już znaleźć się na miejscu przed nim. Zacisnął zęby, składając skrzydła, aby zapikować niedaleko miejsca zebrania. Przy lądowaniu jego nozdrza uderzyła feeria zapachów; tak różnorodna, że zakręciło mu się we łbie, niemal przewrócił się. Zamachał skrzydłami aby złapać równowagę i spojrzał uważnie na zgromadzone smoki, szukając kogoś z Cienia.
Zauważył Mwanu oraz Amarillę. Otworzył szeroko ślepia ze zdumienia, podchodząc nieco bliżej, chociaż nadal pozostając poza główną grupą – na tyle blisko jednak, aby usłyszeć słowa tych, którzy przemawiali do tłumu. Siedząc, rozsiewał dookoła siebie woń Cienia, oraz woń przywódczyni, swojej matki. Mimo tego że była to jedyna godna uwagi rzecz którą dysponował, szczycił się nią, wyglądał na dumnego z siebie. Poza tym w dziwny, cienisty sposób obserwował resztę zebranych, sceptycznie oceniając nie tylko sam cel spotkania, ale także każdego smoka który odpowiedział na wezwanie.
Zwłaszcza gdy zaczęli mówić. Szczytny cel? Bogowie? Pf. Już miał odchodzić, gdy nagle odezwała się mała samica. A więc nie chodziło o nic innego jak o nauki? I po co w takim razie była ta cała otoczka boskiego posłańca który miał połączyć stada w jedno?
Z jego ślepi zniknął niezadowolony wyraz, na jego miejscu pojawiła się ciekawość. Przekrzywił łeb, uważnie słuchając gdzie będą prowadzone jakie nauki. Może jednak pierwsze odwiedziny na terenach wspólnych będą bardziej owocne niż mu się na początku wydawało...
Z początku wydało mu się to pomysłem nie tyle głupim, co po prostu dziecinnym. Sam nie był szczególnie starym smokiem, jednak zdążył już wyzbyć się ambicji zmieniania świata, wiedząc, że samemu nic nie osiągnie. Na świecie było zbyt wiele zła. Ale w grupie...?
Nie, to głupie. To jednak po prostu głupie. Dlatego właśnie musiał długo przekonywać samego siebie, że do źródła wiadomości ciągnie go ciekawość, a nie jakiś wyższy cel. Czuł się przy tym jak ostatni idiota. Dać się ponieść czemuś takiemu...
Dotarcie na skały zajęło mu dużo czasu. Za dużo. Masa smoków zdążyła już znaleźć się na miejscu przed nim. Zacisnął zęby, składając skrzydła, aby zapikować niedaleko miejsca zebrania. Przy lądowaniu jego nozdrza uderzyła feeria zapachów; tak różnorodna, że zakręciło mu się we łbie, niemal przewrócił się. Zamachał skrzydłami aby złapać równowagę i spojrzał uważnie na zgromadzone smoki, szukając kogoś z Cienia.
Zauważył Mwanu oraz Amarillę. Otworzył szeroko ślepia ze zdumienia, podchodząc nieco bliżej, chociaż nadal pozostając poza główną grupą – na tyle blisko jednak, aby usłyszeć słowa tych, którzy przemawiali do tłumu. Siedząc, rozsiewał dookoła siebie woń Cienia, oraz woń przywódczyni, swojej matki. Mimo tego że była to jedyna godna uwagi rzecz którą dysponował, szczycił się nią, wyglądał na dumnego z siebie. Poza tym w dziwny, cienisty sposób obserwował resztę zebranych, sceptycznie oceniając nie tylko sam cel spotkania, ale także każdego smoka który odpowiedział na wezwanie.
Zwłaszcza gdy zaczęli mówić. Szczytny cel? Bogowie? Pf. Już miał odchodzić, gdy nagle odezwała się mała samica. A więc nie chodziło o nic innego jak o nauki? I po co w takim razie była ta cała otoczka boskiego posłańca który miał połączyć stada w jedno?
Z jego ślepi zniknął niezadowolony wyraz, na jego miejscu pojawiła się ciekawość. Przekrzywił łeb, uważnie słuchając gdzie będą prowadzone jakie nauki. Może jednak pierwsze odwiedziny na terenach wspólnych będą bardziej owocne niż mu się na początku wydawało...












