Dzika patrzyła po zgromadzonych, zastanawiając się kiedy ktoś zawoła "skrócić ją o głowę". O dziwo nic takiego się nie stało. Jak zwykle było trochę zaskoczonych pysków, trochę rozczarowanych, trochę pogardliwych, kilka ziewających i tyle. Zatem będzie jej dane dożyć kolejnego dnia? Fantastycznie! Miło było jej widzieć, jak młodzież rwie się do działania. Nie interesowało jej czy ta chęć do działania bierze się z młodzieńczej potrzeby wykazania się, braku rozwagi czy płomienia wiary. Wszystko jedno, byle udało się odnaleźć chodzić jedną z iskier. Prorokini czuła w swoim sercu ciężar – być może wysyła ich na śmierć, z daleka od domu w imię... czegoś czego sama nie była do końca pewna. Zapewne zostanie z tego prędzej czy później rozliczona i to nie jeden razy. Cóż, teraz było już za późno, żeby zawrócić i położyć się do grobu.
– To postawa warta naśladownictwa, jeśli nie jest jednorazowa. – zwróciła się do Kaskady, a potem potoczyła wzrokiem po zgromadzanych. – Pamiętajcie, że nie jest to sprawa pojedynczych smoków lub stad, proszę. Musimy działać wspólnie i dzielić się informacjami. – przypadek, że słowa zielonołuskiej odnosiły się akurat do myśli przepływających przez umysł Kaskady. Dzika mogła mieć jedynie płonną nadzieję, że Wolni wezmą sobie jej słowa do serca. Następnie spojrzała na Perspektywę oraz Nakrapianą.
– Jeśli jesteście ciekawe, przyjdźcie zobaczyć się ze mną w świątyni. Tylko proszę, przemyślcie dobrze tę decyzję. – powiedziała z troską pobrzmiewającą w głosie. O bogowie, cóż ona uczyniła? Gdyby Nakrapiana nie wróciła z misji... nie, nie będzie teraz o tym myśleć. Na sam koniec przeniosła wzrok na Dar, uśmiechając się łagodnie.
– Zrobiłam to co musiało zostać robione. – odpowiedziała krótko. Być może można było z kulą uczynić coś innego, być może można było poszukać innego wyjścia. Zobaczyła możliwe rozwiązanie i postanowiła z niego skorzystać, a teraz będzie musiała żyć z ich konsekwencjami. – Zostawiłam Ziemię w dobrych łapach. – dodała ciepło, a uzdrowiciel wiedział że odnosi się nie tylko do jego obietnicy, ale także tego że prawdopodobnie niedługo sam zostanie przewodnikiem stada. Rozejrzała się dookoła czujnie, w razie gdyby ktoś jeszcze miał pytania, uwagi lub groźby które chciałby skierować w jej stronę.
Znaleziono 317 wyników
- 05 sie 2019, 21:49
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Spotkanie VII
- Odpowiedzi: 105
- Odsłony: 8969
- 29 lip 2019, 21:14
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Spotkanie VII
- Odpowiedzi: 105
- Odsłony: 8969
Dzika siedziała i czekała. Spokojnie obserwowała jak Wolni, całkiem tłumnie nawet, przybywają na Skały Pokoju. Na zewnątrz pozostawała spokojna i niewzruszona, ale nic nie mogła poradzić że mimowolnie czuła igły adrenaliny rozchodzące się po jej ciele. Teraz rozstrzygnie się wszystko, jej prawdziwe być albo nie być. Kaltarel określił się jasno, nie zamierzał nawet kiwnąć palcem jeśli ktoś postanowi ukrócić ją o głowę. Dlatego cieszyła się, widząc przybywających członków rodziny – Żera, Dar i Khagara wraz z dzieciarnią. Cieszyła się widząc Szablę, a także kogoś, kogo nie spodziewała się już zobaczyć: Cioteczną Kołysankę. Z każdym momentem zlatywało się coraz więcej smoków, ku jej zaskoczeniu także z Wody i Ognia.
Uśmiechnęła się do Żeru, spoglądając na niego z pod oka.
– Moja, a jakże. Nie tylko ty magicznie pojawiasz się tam skąd idzie dym. – doparła, chichocąc cicho. Gdy odezwał się do niej Dar, mrugnęła do niego. – Domyślam się, że nie wystarczy ci stwierdzenie, że od śmierci uratował mnie gorejący płomień mojej wiary? – zapytała, dodając po chwili: – Twoja matka trochę nabroiła, więc mogę nie dożyć końca tego spotkania. Ale jeśli mi się to uda, z pewnością znajdę chwilę. – następnie zwróciła się do marudzącego Khagara. – A skąd wiesz, że nie próbowałam? Spałeś tak twardo, że mogłabym rozbić ci na łbie głaz, a i tak byś nie wstał. – odparła, kręcąc lekko łbem, ale uśmiechając się przy tym pogodnie. Uwielbiała patrzeć na to, jak ta zwalista góra mięśni która miażdżyła czaszki, łamała kości i spopielała swoje ofiary zaskakująco delikatnie i czule obchodziła się ze swoimi potomkami. Cieszyła się w duchu, że przynajmniej w teorii, miała całą wieczność by na to patrzeć.
Dzika nie spieszyła się, wciąż widząc nadlatujące smoki. W pewnym momencie jednak, gdy zrobiło się już dość tłoczno. Smoczyca podniosła się i przemówiła:
– Smoki Wolnych Stad, z pewnością macie wiele pytań. Lecz nim na nie odpowiem i rozpoczniemy dyskusję, skorzystam ze swojego przywileju, nadając tytuły tym, którzy już dostatecznie długo na nie czekali. – zaczęła, a Azura wystąpiła na przód, unosząc się obok smoczycy. – Pacyfikacjo Pamięci. – zaczęła, zwracając się do biało-czarnej kradziejki, która całkiem dumnie dzierżyła gustowne znamię. Hm, następnym razem zamiast płatka śniegu powinna chyba zastosować coś brzydszego. Może muchomora o jednoznacznym kształcie lub dydelfa? – Energia aż rozsadza twoje łapy, tak chętne do nauki, że zasłużyłaś na miano łowczyni znacznie szybciej niż twoi rówieśnicy. Dlatego nadaję ci Kryształ Pojętnego ucznia, żeby twoje ciało nadążało za twoim umysłem. – Azura przepłynęła pomiędzy smokami, kładąc u łap smoczycy amulet wykonany z sosny, rzeźbionych dziczych kłów i niedźwiedziej kości. Jeśli smoczyca go podniesie, poczuje dodatkowy przypływ energii jak gdyby zjadła właśnie coś bardzo pożywnego. – Podobnie jak ty, Perspektywo Wieczności. Choć jesteś młoda na polowaniach poczynasz sobie dzielnie i dumnie dzierżysz imię łowcy. Tobie również nadaję miano Pojętnego Ucznia i daruję ci ten amulet. – gdy mówiła, Azura przepłynęła w stronę młodej samiczki, kładąc przed nią amulet wykonany z sosny, kolejnych rzeźbionych dziczysz szabli oraz przyozdobionego kasztanowymi, gryfimi piórami. – Lecz nie tylko młodzież zasłużyła przez te wszystkie księżyce na wyróżnienie. Darze Tadry, mój synu – powiedziała z dumą. – Nadaję ci tytuły Ideału oraz Szamana. Stałeś się mistrzem swego fachu i wzorem do naśladowania dla każdego, kto się tego fachu chce nauczyć. Niech pomagają ci w dalszej pracy. – Azura podpłynęła do wężowego samca, wyciągając w jego kierunku dwa amulety: pierwszy wykonany był błękitny kryształ znajdujący się pomiędzy dwoma dziczymi kłami. Kryształ połyskiwał, zdawał się wręcz delikatnie świecić od środka. Nie był to kamień znany wolnym smokom. Drugi amulet był podobnym kryształem, jednak tym razem o krwiście czerwonej barwie. Został pieczołowicie umocowany w wyjątkowo dużej, pokrytej misternymi rzeźbieniami przedstawiającymi rośliny, dziczej szabli. Dzika rozdała już sporo tytułów, a Azura wciąż miała miała pośród swoich ciemnych kłębów kolejne amulety. Po Darze podpłynęła w kierunku Żeru Zwierząt, a następnie do Ciotecznej Kołysanki. – Chęć nauki i rozwijania swoich umiejętności oraz przede wszystkim dzielenie się tą wiedzą są rzeczami godnymi pochwały niezależnie od wieku. Żerku, Cioteczna Kołysanko, nie mogliście wcześnie otrzymać tytułów Pojętnego Ucznia. Nadaję je teraz razem z tymi kryształami. Ponieważ czekaliście tak długo i jesteście już dorosłymi smokami, zwykły amulet nie przedstawiałby dla was żadnej wartości, po za byciem ładną ozdobą. Te zawierają w sobie cząstkę boskiej mocy. Mogą was uleczyć, odmłodzić wasze ciała lub możecie je rozbić i posiąść zawarte w nich odłamki wiedzy. Wybór należy do was, lecz wybierajcie mądrze. – każdy z tych dwóch amuletów był dziczą szablą przeciętą na trzy części. Części były połączone lśniącym na fioletowo kawałkami kryształów. – Kołysanko, przez wiele księżyców służyłaś nie tylko stadu Ognia, ale wszystkim wolnym, prowadząc nauki i będąc podporą dla młodego pokolenia. To wiedzą wszyscy, lecz wiedzieć muszą coś jeszcze- o tym jak bezinteresowne jest twoje serce. Przez całe swoje życie rozdałaś wiele kamieni szlachetnych, które pomogły wielu smokom w nauce czy napełnieniu brzucha. Teraz te kamienie wrócą do ciebie i sprawią, że dalej będziesz mogła kontynuować swoje dzieło. Nadaję ci tytuł Szczodrobliwej, a wraz z nim ten amulet. – cienista położyła przed łapami starszej drobną, acz misternie wykonaną kolię. Przedstawiała ona malutkie, splecione liście bluszczu utworzone z srebrzystego i lekkiego metalu. Każdy liść zawierał w sobie niewielki odłamek jakiegoś kamienia szlachetnego. Platynowa smoczyca mogła wyczuć drzemiącą w nim moc, która choć nie była potężna z całą pewnością była obecna niczym delikatny szept wiatru. Po tym cienista wróciła w stronę swojej opiekunki, która nie przestawała nadal mówić. – Na sam koniec chciałabym wyróżnić Mahvran tytułem Dyplomatki. – powiedziała, zwracając się w stronę młodej cienistej, która jako jedna z pierwszych przybyła na spotkanie. Skąd starucha o tym wiedziała? Oczywiście, że wiedziała w końcu była Boską Staruchą. – Nawiązała nić porozumienia z jaszczuroludźmi, a umiejętność negocjowania to coś, co może się nam wszystkim bardzo przydać w nadchodzących księżycach.
Łowczyni przysiadła, rozchylając lekko skrzydła. Azura kłębiła się dookoła jej szyi, przesłaniając naszyjnik z dziczych kłów i obserwując zgromadzenie pomarańczowymi ślepiami. – Przechodząc do sedna: bariera już nie istnieje. Jej moc skoncentrowana w kuli na Wyspie Proroków została wchłonięta przez Nauczyciela, który ponownie stał się Kaltarelem, a ja jego wysłanniczką. Od tej pory jeśli miłe są wam wasze terytoria, każde stado powinno prowadzić regularne patrole swoich granic, nie tylko tych z innymi stadami ale także tych, które do tej pory sąsiadowały z barierą. Nasze ziemie są cenne nie tylko przez wzgląd na ich wielkość i obfitość w zwierzynę. Tutaj granica między światem bogów, a śmiertelnych jest najcieńsza. To tutaj bogowie mogą pojawiać się i manifestować swoją obecność najmocniej. Być może któregoś dnia ktoś postanowi to wykorzystać, dlatego musimy być gotowi. – urwała na moment by wziąć oddech. Jej głos był mocny i głośny, słychać w nim było determinację. – Niektórzy z was wiedzą, że badałam sprawę zniknięcia bogów. Wiem już co było tego przyczyną. Świat bogów i śmiertelników pozostaje w delikatnej równowadze. Gdyby opiekunowie zstąpili na nasze ziemie i zaczęli dowolnie nimi rozporządzać, zalaliby nas swoją mocą, a świat zacząłby obumierać nie mogąc pomieścić jej nadmiaru. Prorocy są pomostem pomiędzy światem bogów i smoków, łącząc cechy nas obu. Nagła i okrutna śmierć Jadu Duszy wytworzyła pustkę, wyłom, który umożliwił działanie obcym, wrogim nam siłom. Patroni próbowali powstrzymać wyłom mianując Zmierzch Gwiazd, lecz już wtedy było za późno. Gdy Zmierzch Gwiazd także została zamordowana kontakt pomiędzy bogami, a nami został zerwany. Nie mogą sami po raz kolejny go odtworzyć, jeśli nie chcą by się to na nas odbiło. Musieli odejść do swojego świata i zasnąć, ale są w nim i nadal na nas czekają. Nie mogą uczynić nic więcej, ale my, śmiertelnicy wciąż możemy. Nasz wspólny wysiłek i poświęcenie są tym co oczyści wyłom i pozwoli nam znów nawiązać kontakt z patronami. – mówiła, przetaczając wzrokiem po zgromadzonym kolorowym tłumie. – Jeśli chcemy to zrobić musimy odnaleźć okruchy ich mocy, boskie iskry. Są one rozsiane po różnych ziemiach, także tych położonych daleko od nas. Nie będzie to zadanie ani łatwe, ani bezpieczne, lecz jeśli Wolne Stada mają przetrwać to jedyny sposób. Jeśli znajdą się chętni by poprowadzić wyprawę, będę oczekiwać ich w Świątyni, w Ciemnej Grocie, w której niegdyś można było spotkać Aterala, gdzie udzielę im niezbędnych informacji. Ja także będę od tej pory ładować wasze amulety, lecz nadal będą potrzebne do tego kamienie. Kalteral zaś może pomóc wam w ochronie ziem, oczywiście jak możecie się spodziewać ochrona ta będzie miała swoją cenę. Bądźcie ostrożni, bo wyłom pozwala na działanie siłom z zewnątrz. To dlatego na naszych ziemiach pojawił się gigant, obce smoki oraz duch podszywający się pod znane nam duszki To nie były i nie będą ostatnie odwiedziny obcych, więc miejcie oczy dookoła łbów. I na sam koniec prosze, odwiedzajcie ponownie Świątynie. Patroni was słyszą choć nie mogą odpowiedzieć. Być może dostrzeżecie coś, co pomoże w ich obudzeniu. To wszystko co chciałam wam przekazać. – zakończyła, spoglądając na Cioteczną Kołysankę. Po łapie zielonołuskiej smoczycy spłynęła pojedyncza złota iskra łza, manifestując przepływ maddarry.
– Jeśli nikt nie będzie się domagać mojej głowy, poczekaj proszę po spotkaniu. Chciałabym zamienić parę słów. – rozległo się w głowie starszej Ognia. Potem łowczyni wyczekująco spojrzała na tłum. Co teraz?
//Kryształy Pojętnego Ucznia Żerka oraz Ciotki – przedmioty jednorazowego użytku, które można wymieniać na: wyleczenie pojedynczej rany (maksymalnie ciężkiej)/dowolnego stadium choroby lub odmłodzenie o 5 księżyców lub natychmiastową naukę umiejętności specjalnej po spełnieniu warunków na nią. Amulety działają tylko dla postaci które je otrzymały.
Uśmiechnęła się do Żeru, spoglądając na niego z pod oka.
– Moja, a jakże. Nie tylko ty magicznie pojawiasz się tam skąd idzie dym. – doparła, chichocąc cicho. Gdy odezwał się do niej Dar, mrugnęła do niego. – Domyślam się, że nie wystarczy ci stwierdzenie, że od śmierci uratował mnie gorejący płomień mojej wiary? – zapytała, dodając po chwili: – Twoja matka trochę nabroiła, więc mogę nie dożyć końca tego spotkania. Ale jeśli mi się to uda, z pewnością znajdę chwilę. – następnie zwróciła się do marudzącego Khagara. – A skąd wiesz, że nie próbowałam? Spałeś tak twardo, że mogłabym rozbić ci na łbie głaz, a i tak byś nie wstał. – odparła, kręcąc lekko łbem, ale uśmiechając się przy tym pogodnie. Uwielbiała patrzeć na to, jak ta zwalista góra mięśni która miażdżyła czaszki, łamała kości i spopielała swoje ofiary zaskakująco delikatnie i czule obchodziła się ze swoimi potomkami. Cieszyła się w duchu, że przynajmniej w teorii, miała całą wieczność by na to patrzeć.
Dzika nie spieszyła się, wciąż widząc nadlatujące smoki. W pewnym momencie jednak, gdy zrobiło się już dość tłoczno. Smoczyca podniosła się i przemówiła:
– Smoki Wolnych Stad, z pewnością macie wiele pytań. Lecz nim na nie odpowiem i rozpoczniemy dyskusję, skorzystam ze swojego przywileju, nadając tytuły tym, którzy już dostatecznie długo na nie czekali. – zaczęła, a Azura wystąpiła na przód, unosząc się obok smoczycy. – Pacyfikacjo Pamięci. – zaczęła, zwracając się do biało-czarnej kradziejki, która całkiem dumnie dzierżyła gustowne znamię. Hm, następnym razem zamiast płatka śniegu powinna chyba zastosować coś brzydszego. Może muchomora o jednoznacznym kształcie lub dydelfa? – Energia aż rozsadza twoje łapy, tak chętne do nauki, że zasłużyłaś na miano łowczyni znacznie szybciej niż twoi rówieśnicy. Dlatego nadaję ci Kryształ Pojętnego ucznia, żeby twoje ciało nadążało za twoim umysłem. – Azura przepłynęła pomiędzy smokami, kładąc u łap smoczycy amulet wykonany z sosny, rzeźbionych dziczych kłów i niedźwiedziej kości. Jeśli smoczyca go podniesie, poczuje dodatkowy przypływ energii jak gdyby zjadła właśnie coś bardzo pożywnego. – Podobnie jak ty, Perspektywo Wieczności. Choć jesteś młoda na polowaniach poczynasz sobie dzielnie i dumnie dzierżysz imię łowcy. Tobie również nadaję miano Pojętnego Ucznia i daruję ci ten amulet. – gdy mówiła, Azura przepłynęła w stronę młodej samiczki, kładąc przed nią amulet wykonany z sosny, kolejnych rzeźbionych dziczysz szabli oraz przyozdobionego kasztanowymi, gryfimi piórami. – Lecz nie tylko młodzież zasłużyła przez te wszystkie księżyce na wyróżnienie. Darze Tadry, mój synu – powiedziała z dumą. – Nadaję ci tytuły Ideału oraz Szamana. Stałeś się mistrzem swego fachu i wzorem do naśladowania dla każdego, kto się tego fachu chce nauczyć. Niech pomagają ci w dalszej pracy. – Azura podpłynęła do wężowego samca, wyciągając w jego kierunku dwa amulety: pierwszy wykonany był błękitny kryształ znajdujący się pomiędzy dwoma dziczymi kłami. Kryształ połyskiwał, zdawał się wręcz delikatnie świecić od środka. Nie był to kamień znany wolnym smokom. Drugi amulet był podobnym kryształem, jednak tym razem o krwiście czerwonej barwie. Został pieczołowicie umocowany w wyjątkowo dużej, pokrytej misternymi rzeźbieniami przedstawiającymi rośliny, dziczej szabli. Dzika rozdała już sporo tytułów, a Azura wciąż miała miała pośród swoich ciemnych kłębów kolejne amulety. Po Darze podpłynęła w kierunku Żeru Zwierząt, a następnie do Ciotecznej Kołysanki. – Chęć nauki i rozwijania swoich umiejętności oraz przede wszystkim dzielenie się tą wiedzą są rzeczami godnymi pochwały niezależnie od wieku. Żerku, Cioteczna Kołysanko, nie mogliście wcześnie otrzymać tytułów Pojętnego Ucznia. Nadaję je teraz razem z tymi kryształami. Ponieważ czekaliście tak długo i jesteście już dorosłymi smokami, zwykły amulet nie przedstawiałby dla was żadnej wartości, po za byciem ładną ozdobą. Te zawierają w sobie cząstkę boskiej mocy. Mogą was uleczyć, odmłodzić wasze ciała lub możecie je rozbić i posiąść zawarte w nich odłamki wiedzy. Wybór należy do was, lecz wybierajcie mądrze. – każdy z tych dwóch amuletów był dziczą szablą przeciętą na trzy części. Części były połączone lśniącym na fioletowo kawałkami kryształów. – Kołysanko, przez wiele księżyców służyłaś nie tylko stadu Ognia, ale wszystkim wolnym, prowadząc nauki i będąc podporą dla młodego pokolenia. To wiedzą wszyscy, lecz wiedzieć muszą coś jeszcze- o tym jak bezinteresowne jest twoje serce. Przez całe swoje życie rozdałaś wiele kamieni szlachetnych, które pomogły wielu smokom w nauce czy napełnieniu brzucha. Teraz te kamienie wrócą do ciebie i sprawią, że dalej będziesz mogła kontynuować swoje dzieło. Nadaję ci tytuł Szczodrobliwej, a wraz z nim ten amulet. – cienista położyła przed łapami starszej drobną, acz misternie wykonaną kolię. Przedstawiała ona malutkie, splecione liście bluszczu utworzone z srebrzystego i lekkiego metalu. Każdy liść zawierał w sobie niewielki odłamek jakiegoś kamienia szlachetnego. Platynowa smoczyca mogła wyczuć drzemiącą w nim moc, która choć nie była potężna z całą pewnością była obecna niczym delikatny szept wiatru. Po tym cienista wróciła w stronę swojej opiekunki, która nie przestawała nadal mówić. – Na sam koniec chciałabym wyróżnić Mahvran tytułem Dyplomatki. – powiedziała, zwracając się w stronę młodej cienistej, która jako jedna z pierwszych przybyła na spotkanie. Skąd starucha o tym wiedziała? Oczywiście, że wiedziała w końcu była Boską Staruchą. – Nawiązała nić porozumienia z jaszczuroludźmi, a umiejętność negocjowania to coś, co może się nam wszystkim bardzo przydać w nadchodzących księżycach.
Łowczyni przysiadła, rozchylając lekko skrzydła. Azura kłębiła się dookoła jej szyi, przesłaniając naszyjnik z dziczych kłów i obserwując zgromadzenie pomarańczowymi ślepiami. – Przechodząc do sedna: bariera już nie istnieje. Jej moc skoncentrowana w kuli na Wyspie Proroków została wchłonięta przez Nauczyciela, który ponownie stał się Kaltarelem, a ja jego wysłanniczką. Od tej pory jeśli miłe są wam wasze terytoria, każde stado powinno prowadzić regularne patrole swoich granic, nie tylko tych z innymi stadami ale także tych, które do tej pory sąsiadowały z barierą. Nasze ziemie są cenne nie tylko przez wzgląd na ich wielkość i obfitość w zwierzynę. Tutaj granica między światem bogów, a śmiertelnych jest najcieńsza. To tutaj bogowie mogą pojawiać się i manifestować swoją obecność najmocniej. Być może któregoś dnia ktoś postanowi to wykorzystać, dlatego musimy być gotowi. – urwała na moment by wziąć oddech. Jej głos był mocny i głośny, słychać w nim było determinację. – Niektórzy z was wiedzą, że badałam sprawę zniknięcia bogów. Wiem już co było tego przyczyną. Świat bogów i śmiertelników pozostaje w delikatnej równowadze. Gdyby opiekunowie zstąpili na nasze ziemie i zaczęli dowolnie nimi rozporządzać, zalaliby nas swoją mocą, a świat zacząłby obumierać nie mogąc pomieścić jej nadmiaru. Prorocy są pomostem pomiędzy światem bogów i smoków, łącząc cechy nas obu. Nagła i okrutna śmierć Jadu Duszy wytworzyła pustkę, wyłom, który umożliwił działanie obcym, wrogim nam siłom. Patroni próbowali powstrzymać wyłom mianując Zmierzch Gwiazd, lecz już wtedy było za późno. Gdy Zmierzch Gwiazd także została zamordowana kontakt pomiędzy bogami, a nami został zerwany. Nie mogą sami po raz kolejny go odtworzyć, jeśli nie chcą by się to na nas odbiło. Musieli odejść do swojego świata i zasnąć, ale są w nim i nadal na nas czekają. Nie mogą uczynić nic więcej, ale my, śmiertelnicy wciąż możemy. Nasz wspólny wysiłek i poświęcenie są tym co oczyści wyłom i pozwoli nam znów nawiązać kontakt z patronami. – mówiła, przetaczając wzrokiem po zgromadzonym kolorowym tłumie. – Jeśli chcemy to zrobić musimy odnaleźć okruchy ich mocy, boskie iskry. Są one rozsiane po różnych ziemiach, także tych położonych daleko od nas. Nie będzie to zadanie ani łatwe, ani bezpieczne, lecz jeśli Wolne Stada mają przetrwać to jedyny sposób. Jeśli znajdą się chętni by poprowadzić wyprawę, będę oczekiwać ich w Świątyni, w Ciemnej Grocie, w której niegdyś można było spotkać Aterala, gdzie udzielę im niezbędnych informacji. Ja także będę od tej pory ładować wasze amulety, lecz nadal będą potrzebne do tego kamienie. Kalteral zaś może pomóc wam w ochronie ziem, oczywiście jak możecie się spodziewać ochrona ta będzie miała swoją cenę. Bądźcie ostrożni, bo wyłom pozwala na działanie siłom z zewnątrz. To dlatego na naszych ziemiach pojawił się gigant, obce smoki oraz duch podszywający się pod znane nam duszki To nie były i nie będą ostatnie odwiedziny obcych, więc miejcie oczy dookoła łbów. I na sam koniec prosze, odwiedzajcie ponownie Świątynie. Patroni was słyszą choć nie mogą odpowiedzieć. Być może dostrzeżecie coś, co pomoże w ich obudzeniu. To wszystko co chciałam wam przekazać. – zakończyła, spoglądając na Cioteczną Kołysankę. Po łapie zielonołuskiej smoczycy spłynęła pojedyncza złota iskra łza, manifestując przepływ maddarry.
– Jeśli nikt nie będzie się domagać mojej głowy, poczekaj proszę po spotkaniu. Chciałabym zamienić parę słów. – rozległo się w głowie starszej Ognia. Potem łowczyni wyczekująco spojrzała na tłum. Co teraz?
//Kryształy Pojętnego Ucznia Żerka oraz Ciotki – przedmioty jednorazowego użytku, które można wymieniać na: wyleczenie pojedynczej rany (maksymalnie ciężkiej)/dowolnego stadium choroby lub odmłodzenie o 5 księżyców lub natychmiastową naukę umiejętności specjalnej po spełnieniu warunków na nią. Amulety działają tylko dla postaci które je otrzymały.
Kąciki pyska prorokini uniosły się w delikatnym uśmiechu, jak u pisklęcia dumnego ze swojej psoty. Lepiej, żeby nie nadużywał swojego przywileju, inaczej rzeczy które mógł zobaczyć w jej umyśle nawiedzałby go przez resztę jego wiecznego żywota. Umysł Dzikiej był studnią bez dna, pełną inspiracji i sugestii, których nie powstydziłby się sam Uessas.
Smoczyca słuchała kolejnych słów o równowadze, które można by streścić w dwóch zdaniach: pomogę wam, ale nie za darmo, bo nie jestem waszą matką. Co było dla niej całkiem rozsądnym podejściem i czym wyjaśniła sobie dlaczego za nauki u Kaltarela trzeba było płacić. Kamień i mięso były symbolami wysiłku, jaki podejmował smok by udowodnić, że jest godzien nauki. Wysiłek ten był równoważony otrzymaną nagrodą: poszerzeniem swoich umiejętności, kompanem lub wyraźnym wzmocnieniem ciała. Wcześniej nie wiedziała tylko, że wynika to z bardziej boskich praw, a nie samej zachcianki Nauczyciela
– Gdybym była pewna twoich zamiarów lub boskiej natury nie siedziałabym tutaj i nie zadawałabym ci tylu pytań, tylko była w drodze po iskrę. – Dzika szukała odpowiedzi nie tylko dla siebie samej i zaspokojenia własnej ciekawości, ale też dla wszystkich smoków Wolnych Stad. Na pewno zebranie nie obejdzie się bez tabunu pytań, wątpliwości i czekających na nią zaostrzonych pali. Dla dobra swojego zielonego zadu chciała być w stanie na nie odpowiedzieć. – Może to co mówisz jest prawdą. A może właśnie podpisałam wyrok nie tylko na swój stary tyłek, ale także całe Wolne Stada. Jaka więc jest cena za twoje błogosławieństwo? W jaki sposób będzie ono chronić zwiadowców? – na szybko nadała roboczą nazwę smokom, które zamierzała wokół siebie zgromadzić. Bo tym w zasadzie były dla nich wyprawy po za Barierę: zwiadem. Mieli jakieś tam ułamki wiedzy o tych, którzy przybyli spoza niej, ale nic nie było wyryte w kamieniu i musieli najpierw wybadać otaczające ich tereny. Jej ogon zachrobotał na twardej, świątynnej skale, kiedy Kaltarel wspomniał o konsekwencjach nadużywania mocy. Oględnie i ogólnie, co nie zmieniało faktu, że Tarram kiedyś tę równowagę złamał i zagarną sporą część mocy dla siebie. Skutki odczuli w pierwszej kolejności oni, zaś skutki tego działania na bogach nie były im znane lub zatarły się w pokoleniowej pamięci. – Dałeś mi część swojej mocy, jestem twoją Iskrą. Mam jej niewielki ułamek, więc skoro jesteś w stanie stąd wyczuć nici pozostałych, ja także będę mogła je rozpoznać. Coś poczuję, zobaczę, a może usłyszę ich wołanie, jeśli znajdę się dostatecznie blisko. Gdy uczyniłeś mnie prorokiem, przez chwilę miałeś wokół siebie złotą poświatę, która nie była zwykła maddarą. Podejrzewam, że pozostałe iskry, przedmioty dotknięte przez bogów będą miały podobną aurę. – odpowiedziała. Nie patrzyła jednak na czarnołuskiego, ale przyglądała się stojącemu przed nią posągowi Immanora, badając go dokładnie wzrokiem. Czy skoro teraz widziała ślady boskich ingerencji mogła dostrzec na nim coś nowego? Jakieś magiczne znaki? Symbole? Coś czego nie zauważała wcześniej?
– Jeszcze jedna sprawa. O ile uda się odzyskać chociaż jedną iskrę, zakładam że niedługo zrobi się tu tłoczniej i nie będzie miejscana rozmowę w cztery oczy. Zmierzch i Jad mieszkali w jaskiniach w centrum Zimnego, ale gigant zamienił je w gruzowisko. Zakładam, że kiedy dogadam się z Opiekunem zachowam swoją grotę na terenach Ziemi, ale przydałaby mi się siedziba na bardziej neutralnym terenie, gdzie będą mogli mnie odwiedzać zwiadowcy, ciekawscy, przyjaciele, mąciwody i wszyscy ci, którzy będą mieli za dużo czasu, i w którym będziemy mogli porozmawiać w spokoju. Mam sama się zorganizować czy zająć konkretne miejsce? – zapytała, wracając wzrokiem do postury boga Zimy. Rozmawiali już dość długo, powinna zrobić się już głodna po takiej masie przeżyć. Dziwne.
Smoczyca słuchała kolejnych słów o równowadze, które można by streścić w dwóch zdaniach: pomogę wam, ale nie za darmo, bo nie jestem waszą matką. Co było dla niej całkiem rozsądnym podejściem i czym wyjaśniła sobie dlaczego za nauki u Kaltarela trzeba było płacić. Kamień i mięso były symbolami wysiłku, jaki podejmował smok by udowodnić, że jest godzien nauki. Wysiłek ten był równoważony otrzymaną nagrodą: poszerzeniem swoich umiejętności, kompanem lub wyraźnym wzmocnieniem ciała. Wcześniej nie wiedziała tylko, że wynika to z bardziej boskich praw, a nie samej zachcianki Nauczyciela
– Gdybym była pewna twoich zamiarów lub boskiej natury nie siedziałabym tutaj i nie zadawałabym ci tylu pytań, tylko była w drodze po iskrę. – Dzika szukała odpowiedzi nie tylko dla siebie samej i zaspokojenia własnej ciekawości, ale też dla wszystkich smoków Wolnych Stad. Na pewno zebranie nie obejdzie się bez tabunu pytań, wątpliwości i czekających na nią zaostrzonych pali. Dla dobra swojego zielonego zadu chciała być w stanie na nie odpowiedzieć. – Może to co mówisz jest prawdą. A może właśnie podpisałam wyrok nie tylko na swój stary tyłek, ale także całe Wolne Stada. Jaka więc jest cena za twoje błogosławieństwo? W jaki sposób będzie ono chronić zwiadowców? – na szybko nadała roboczą nazwę smokom, które zamierzała wokół siebie zgromadzić. Bo tym w zasadzie były dla nich wyprawy po za Barierę: zwiadem. Mieli jakieś tam ułamki wiedzy o tych, którzy przybyli spoza niej, ale nic nie było wyryte w kamieniu i musieli najpierw wybadać otaczające ich tereny. Jej ogon zachrobotał na twardej, świątynnej skale, kiedy Kaltarel wspomniał o konsekwencjach nadużywania mocy. Oględnie i ogólnie, co nie zmieniało faktu, że Tarram kiedyś tę równowagę złamał i zagarną sporą część mocy dla siebie. Skutki odczuli w pierwszej kolejności oni, zaś skutki tego działania na bogach nie były im znane lub zatarły się w pokoleniowej pamięci. – Dałeś mi część swojej mocy, jestem twoją Iskrą. Mam jej niewielki ułamek, więc skoro jesteś w stanie stąd wyczuć nici pozostałych, ja także będę mogła je rozpoznać. Coś poczuję, zobaczę, a może usłyszę ich wołanie, jeśli znajdę się dostatecznie blisko. Gdy uczyniłeś mnie prorokiem, przez chwilę miałeś wokół siebie złotą poświatę, która nie była zwykła maddarą. Podejrzewam, że pozostałe iskry, przedmioty dotknięte przez bogów będą miały podobną aurę. – odpowiedziała. Nie patrzyła jednak na czarnołuskiego, ale przyglądała się stojącemu przed nią posągowi Immanora, badając go dokładnie wzrokiem. Czy skoro teraz widziała ślady boskich ingerencji mogła dostrzec na nim coś nowego? Jakieś magiczne znaki? Symbole? Coś czego nie zauważała wcześniej?
– Jeszcze jedna sprawa. O ile uda się odzyskać chociaż jedną iskrę, zakładam że niedługo zrobi się tu tłoczniej i nie będzie miejscana rozmowę w cztery oczy. Zmierzch i Jad mieszkali w jaskiniach w centrum Zimnego, ale gigant zamienił je w gruzowisko. Zakładam, że kiedy dogadam się z Opiekunem zachowam swoją grotę na terenach Ziemi, ale przydałaby mi się siedziba na bardziej neutralnym terenie, gdzie będą mogli mnie odwiedzać zwiadowcy, ciekawscy, przyjaciele, mąciwody i wszyscy ci, którzy będą mieli za dużo czasu, i w którym będziemy mogli porozmawiać w spokoju. Mam sama się zorganizować czy zająć konkretne miejsce? – zapytała, wracając wzrokiem do postury boga Zimy. Rozmawiali już dość długo, powinna zrobić się już głodna po takiej masie przeżyć. Dziwne.
Dzika zmrużyła podejrzliwie żółte ślepia. Miał wgląd w jej myśli? Śmiała wątpić. Nie czuła w swoim umyśle obecności innej niż Azury, a nawet jeśli to była prawda to powinien ją chyba teraz skrócić o głowę? Absolutnie nie martwił go fakt, że jego służebnica chętnie widziałaby go na kolanach? Był pewny siebie jak na kogoś, kogo już raz odarto z mocy. Zatem albo kłamał w żywe oczy, albo posługiwał się półprawdami. A może po prostu do czegoś jej potrzebował? Gdy Nauczyciel urwał na moment, zaczęła intensywnie myśleć o dzikach, jednocześnie patrząc twardo w jego ślepia. Przez jej umysł przebiegały całe stada dzików, myślała o ich sierści, kłach, zapachu, kwiku. Każda jej myśl stała się dzikiem. Zrobiła tak z dwóch powodów: po pierwsze chciała sprawdzić reakcję czarnołuskiego, po drugie w szybki sposób pozbyć się ze swojej głowy myśli, które mogły być teraz niebezpieczne.
Dziki zniknęły gdy Kaltarel zaczął dalej opowiadać o iskrach. Ta nazwa dziwnie rezonowała w jej duszy, zapewne ze względu na dawne imię. Zaranna Iskra musiała zebrać smoki Wolnych Stad, z których co najmniej jakaś połowa jej nie lubiła i udać się w dalekie, niebezpieczne wojaże. Los czasami chichotał aż nazbyt głośno. Czarnołuski pozostawał nieodgadnionym dla niej smokiem. Dostrzegła wszystkie drobne zmiany w tonie jego głosu i zastanawiała się jaką ma korzyść z tego, że im pomaga? Mógł sobie teraz przecież odejść dokąd chciał, mógł ich wszystkich trzymać twardą łapą sprowadzając wieczną zimę, mógł ich zmienić w kolorowe motylki, a potem rozpędzić na cztery strony świata, a jednak tego nie zrobił. W głowie rozbrzmiały jej słowa Alaleyi – smoki były zależne od bogów, ale bogowie byli także zależni od poczynań śmiertelników. Podejrzewała, że jego władza ma swoje granice. Może, gdyby spróbował się oddalić od ich terenów znacznie by osłabł? Może wiedział, że gdzieś tam są istoty, które chętnie ograbiłyby go z mocy i miały ku temu środki. Może właśnie dlatego potrzebował Wolnych, żeby chronić nimi własny zadek?
Tak czy inaczej, Dzika nie była tu bez powodu. To, że uwolniła Nauczyciela nie stało się przypadkiem. Może odrobinę. Jej cel pozostawał jasny niczym Złota Twarz: bogowie musieli się przebudzić. Nikt nie mówił, że to będzie łatwe zadanie. Nikt nie mówił, że to będzie bezpieczne zadanie. Nikt nie mówił, że otrzyma pomoc i wsparcie każdego stada. Zamierzała zabrać w podróż jedynie tych, którzy będą tego chcieli, bo wierzyła że ich patroni muszą powrócić i chciała mieć przy sobie smoki, które tę wiarę podzielają.
– Mhm. Możesz zmniejszyć to ryzyko, ale zapewne nie za darmo. – mruknęła, spoglądając na samca. – I w jaki sposób? – zapytała, urywając na chwilę. – Brzmisz jakbyś się nami martwił, a o to bym cię nie podejrzewała. Wciąż nie wiem dlaczego nam pomagasz. Masz tę moc i jesteś wolny, możesz z nią robić co ci się żywnie podoba, a jednak zostałeś i opowiadasz mi o tym wszystkim. Dlaczego? Nie sądzę, że z powodu bliżej nieokreślonej równowagi między światem bogów, a śmiertelników. Może gdybyś był nim. – wskazała machnięciem łapy na posąg ojca bogów. – Zwołam zebranie stad i zorganizuję pierwszą wyprawę. Czy wiesz cokolwiek na temat którejkolwiek z iskier? Jakikolwiek ślad lub pogłoskę?
Dziki zniknęły gdy Kaltarel zaczął dalej opowiadać o iskrach. Ta nazwa dziwnie rezonowała w jej duszy, zapewne ze względu na dawne imię. Zaranna Iskra musiała zebrać smoki Wolnych Stad, z których co najmniej jakaś połowa jej nie lubiła i udać się w dalekie, niebezpieczne wojaże. Los czasami chichotał aż nazbyt głośno. Czarnołuski pozostawał nieodgadnionym dla niej smokiem. Dostrzegła wszystkie drobne zmiany w tonie jego głosu i zastanawiała się jaką ma korzyść z tego, że im pomaga? Mógł sobie teraz przecież odejść dokąd chciał, mógł ich wszystkich trzymać twardą łapą sprowadzając wieczną zimę, mógł ich zmienić w kolorowe motylki, a potem rozpędzić na cztery strony świata, a jednak tego nie zrobił. W głowie rozbrzmiały jej słowa Alaleyi – smoki były zależne od bogów, ale bogowie byli także zależni od poczynań śmiertelników. Podejrzewała, że jego władza ma swoje granice. Może, gdyby spróbował się oddalić od ich terenów znacznie by osłabł? Może wiedział, że gdzieś tam są istoty, które chętnie ograbiłyby go z mocy i miały ku temu środki. Może właśnie dlatego potrzebował Wolnych, żeby chronić nimi własny zadek?
Tak czy inaczej, Dzika nie była tu bez powodu. To, że uwolniła Nauczyciela nie stało się przypadkiem. Może odrobinę. Jej cel pozostawał jasny niczym Złota Twarz: bogowie musieli się przebudzić. Nikt nie mówił, że to będzie łatwe zadanie. Nikt nie mówił, że to będzie bezpieczne zadanie. Nikt nie mówił, że otrzyma pomoc i wsparcie każdego stada. Zamierzała zabrać w podróż jedynie tych, którzy będą tego chcieli, bo wierzyła że ich patroni muszą powrócić i chciała mieć przy sobie smoki, które tę wiarę podzielają.
– Mhm. Możesz zmniejszyć to ryzyko, ale zapewne nie za darmo. – mruknęła, spoglądając na samca. – I w jaki sposób? – zapytała, urywając na chwilę. – Brzmisz jakbyś się nami martwił, a o to bym cię nie podejrzewała. Wciąż nie wiem dlaczego nam pomagasz. Masz tę moc i jesteś wolny, możesz z nią robić co ci się żywnie podoba, a jednak zostałeś i opowiadasz mi o tym wszystkim. Dlaczego? Nie sądzę, że z powodu bliżej nieokreślonej równowagi między światem bogów, a śmiertelników. Może gdybyś był nim. – wskazała machnięciem łapy na posąg ojca bogów. – Zwołam zebranie stad i zorganizuję pierwszą wyprawę. Czy wiesz cokolwiek na temat którejkolwiek z iskier? Jakikolwiek ślad lub pogłoskę?
- 21 lip 2019, 1:53
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Zagajnik
- Odpowiedzi: 732
- Odsłony: 97090
Obcy jej się nie podobał. Balansował na cienkiej granicy i jedynie na tym, że wolałaby aby mimo wszystko zasilił szeregi Ziemi, niż jakiegokolwiek innego stada. Była o krok by kazać mu iść w swoją stronę, ale coś kazało jej się powstrzymać.
– Bo nie słuchasz. – posumowała krótko. – Lepiej zacznij, bo nasz przywódca ma dużo mniej cierpliwości niż ja. – powiedziała. Nie skomentowała wyciągnięcia fajki i zaciągnięcia się dymem. Wielokrotnie obserwowała jak robi to Dar, toteż nie była to dla niej nowość. Przez moment przyglądała mu się wątpiąco. Stado wygoniło kogoś za bycie grubą dżdżownicą? Niespotykanie, ale kim ona była by oceniać zasady obcych stad. Niech Opiekun rozsądzi czy chce mieć takiego ptaszka w stadzie. – Zatem chodź ze mną, Da-vidzie. Spotkamy się z Opiekunem Ziemi i zobaczymy co on na ciebie powie. – dodała i obróciła się, dając głową znak do wymarszu. Czujne ślepia Azury cały czas spoczywały na fioletowym samcu, obserwując go z mieszaniną nieufności i zaciekawienia. Gdy przeszli kawałek, smoczyca stanęła na niewielkiej polanie i wysłała impuls do Opiekuna Ziemi.
– Jestem w Szklistym Zagajniku. Rozmawiam z samotnikiem, który wyraził chęć dołączenia do Ziemi. Osobliwy ptaszek, ale całkiem sprawie włada maddarą. Chcesz rzucić na niego okiem? – zapytała.
– Bo nie słuchasz. – posumowała krótko. – Lepiej zacznij, bo nasz przywódca ma dużo mniej cierpliwości niż ja. – powiedziała. Nie skomentowała wyciągnięcia fajki i zaciągnięcia się dymem. Wielokrotnie obserwowała jak robi to Dar, toteż nie była to dla niej nowość. Przez moment przyglądała mu się wątpiąco. Stado wygoniło kogoś za bycie grubą dżdżownicą? Niespotykanie, ale kim ona była by oceniać zasady obcych stad. Niech Opiekun rozsądzi czy chce mieć takiego ptaszka w stadzie. – Zatem chodź ze mną, Da-vidzie. Spotkamy się z Opiekunem Ziemi i zobaczymy co on na ciebie powie. – dodała i obróciła się, dając głową znak do wymarszu. Czujne ślepia Azury cały czas spoczywały na fioletowym samcu, obserwując go z mieszaniną nieufności i zaciekawienia. Gdy przeszli kawałek, smoczyca stanęła na niewielkiej polanie i wysłała impuls do Opiekuna Ziemi.
– Jestem w Szklistym Zagajniku. Rozmawiam z samotnikiem, który wyraził chęć dołączenia do Ziemi. Osobliwy ptaszek, ale całkiem sprawie włada maddarą. Chcesz rzucić na niego okiem? – zapytała.
- 21 lip 2019, 1:34
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Spotkanie VII
- Odpowiedzi: 105
- Odsłony: 8969
Dzika ponownie przybyła na Skały Pokoju, a wraz z nią Azura, która wyglądała jak obwieszona ozdobami choinka. Trzymała wszystkie wykonane przez smoczycę amulety, które Żółtooka zamierzała rozdać na stadnym zebraniu, o ile dożyje jego końca. Nie wykluczała, że decyzja by zaprowadzić Nauczyciela do kuli nie przysporzy jej zbyt wielu przyjaciół. Nawet jeśli jej łeb miał stać się dodatkiem do czyjegoś amuletu, musiała podjąć ryzyko. Sama przecież nie da rady przebudzić patronów.
Smoczyca przez chwilę zbierała myśli, wodząc łapą po naszyjniku z dziczych kłów. W pewnym momencie nabrała powietrza w płuca, jednocześnie sięgając do swojego źródła. Ryknęła potężnie, przyzywająco, wlewając w dźwięk także część swojej mocy by był słyszalny w najdalszych zakątkach terenów Wolnych Stad. Upłynęło wiele księżyców odkąd prorok ostatni raz ryczał na Skałach Pokoju. Pozostawało mieć jedynie nadzieję, że nie ostatni.
Gdy skończyła ryczeć, przysiadła na skałach oplatając sobie łapy ogonem i nasłuchując szumu skrzydeł. Niech zacznie się przedstawienie.
Smoczyca przez chwilę zbierała myśli, wodząc łapą po naszyjniku z dziczych kłów. W pewnym momencie nabrała powietrza w płuca, jednocześnie sięgając do swojego źródła. Ryknęła potężnie, przyzywająco, wlewając w dźwięk także część swojej mocy by był słyszalny w najdalszych zakątkach terenów Wolnych Stad. Upłynęło wiele księżyców odkąd prorok ostatni raz ryczał na Skałach Pokoju. Pozostawało mieć jedynie nadzieję, że nie ostatni.
Gdy skończyła ryczeć, przysiadła na skałach oplatając sobie łapy ogonem i nasłuchując szumu skrzydeł. Niech zacznie się przedstawienie.
Dzika wydała z siebie dziwny dźwięk, ni to pomruk, ni to prychnięcie, ni to kaszlnięcie. Rozchyliła lekko szczęki, by oblizać pysk, a Kaltarel, o ile zaszczycał ją swoim spojrzeniem, mógł na tym języku dostrzec małe kropelki krwi. Smoczyca ugryzła się w język, by nie powiedzieć tego, co cisnęło się jej do pyska. Mogłaś zastosować kulę do sprowadzenia Naranlei. Mogłeś nie zbijać łapy ze swoim przyjacielem Tarramem, wtedy nie byłbyś uwięziony z nami, miała ochotę odpowiedzieć, ale jej nowe, wieczne życie było jej jeszcze zbyt miłe. Przyrzekła sobie w duchu, że jeśli kiedykolwiek będzie miała okazję, żeby spuścić z Kaltarela boską moc i ukraść ją dla siebie, zrobi to jakby jutro miało nie istnieć. Chciała go widzieć na kolanach, chciała poczuć jego wściekłość i desperację, gdy odbiera mu moc. Na razie jednak znosić jego intelektualne prężenie muskuł, jakby miał nie tysiące, a 10 księżyców.
– Co się już stało to się już nie odstanie. – odpowiedziała krótko, kręcąc nosem. Czy miała jakieś wyrzuty sumienia z powodu oddania mocy Kaltarelowi? Oczywiście, że nie. Jakby im łaskawie zostawiono informacje, lub jakiekolwiek ich okruszki, co z kulą zrobić, wtedy mogłaby się kajać, że od nich odstąpiła.
– Że jeśli wyjdziemy po za barierę to odnajdziemy ślady ich działalności. Może inne świątynie? Tereny na których ich obecność jest szczególnie widoczna? Plemiona wyznawców? Ale nawet jeśli, to wszystkie te ślady muszą być tak samo martwe jak posągi tutaj, skoro patroni wycofali się ze świata śmiertelnych. Jaki mają one związek z nami? Bogowie uwili sobie gdzieś za... – szukała przez chwilę słowa, które mogłaby obrazować granicę miedzy światem boskim i śmiertelnym – ...zasłoną bezpieczne legowisko, a my musimy ich odnaleźć i ich obudzić? – zapytała, również podchodząc do posągu Immanora, przed którym spędzała niegdyś tyle czasu. Mówiła chłodnym, spokojnym głosem. Czarnołuski musiał bardziej się postarać, by wyprowadzić ją z równowagi. Daleko mu było do Grzmota czy wszelkiej maści pachołków sprawiedliwości.
– Co się już stało to się już nie odstanie. – odpowiedziała krótko, kręcąc nosem. Czy miała jakieś wyrzuty sumienia z powodu oddania mocy Kaltarelowi? Oczywiście, że nie. Jakby im łaskawie zostawiono informacje, lub jakiekolwiek ich okruszki, co z kulą zrobić, wtedy mogłaby się kajać, że od nich odstąpiła.
– Że jeśli wyjdziemy po za barierę to odnajdziemy ślady ich działalności. Może inne świątynie? Tereny na których ich obecność jest szczególnie widoczna? Plemiona wyznawców? Ale nawet jeśli, to wszystkie te ślady muszą być tak samo martwe jak posągi tutaj, skoro patroni wycofali się ze świata śmiertelnych. Jaki mają one związek z nami? Bogowie uwili sobie gdzieś za... – szukała przez chwilę słowa, które mogłaby obrazować granicę miedzy światem boskim i śmiertelnym – ...zasłoną bezpieczne legowisko, a my musimy ich odnaleźć i ich obudzić? – zapytała, również podchodząc do posągu Immanora, przed którym spędzała niegdyś tyle czasu. Mówiła chłodnym, spokojnym głosem. Czarnołuski musiał bardziej się postarać, by wyprowadzić ją z równowagi. Daleko mu było do Grzmota czy wszelkiej maści pachołków sprawiedliwości.
Dzika uśmiechnęła się nieznacznie, samymi kącikami pyska
– Niestety, my śmiertelnicy nigdy nie jesteśmy idealni, po tych wszystkich księżycach wiesz o tym chyba najlepiej. Moją wadą akurat jest wścibskość, ale to również mogłeś zauważyć wcześniej. – odpowiedziała pewnie. Jeśli Kaltarel oczekiwał bezrozumnej sługi, która da mu spokój po zdawkowym wyjaśnieniu, miał ogromnego pecha. Dzika lubiła wiedzieć. Dzika musiała wiedzieć. – Znajdę tego smoka i wypytam go. – miała co do tego wątpliwości. Była najstarsza na tych terenach i mimo wieku pamiętała dobrze większość istotniejszych wydarzeń, a że jak wspomniała była wścibska, pchała się niemal w każdą aferę i dziwne wydarzenie jakie mogła spotkać na swojej drodze. – Po prostu wyobrażam sobie, że skoro patroni musieli odejść by nadmiar mocy nie rozerwał naszego świata na kawałki, musimy mierzyć się z nielichym zagrożeniem. Dużą, zorganizowaną frakcją, innym bogiem lub kimś, komu z jakichś powodów zależny na tych ziemiach. A nasza bliskość do świata nieśmiertelnych może być całkiem dobrym powodem by położyć na nas łapę. Czy dlatego nam pomagasz? Jesteś ostatnim znanym nam bogiem, który tu pozostał, reszta to martwe i głuche posągi. Nie obawiasz się, że nasi nieznani przeciwnicy dowiedzą się o twojej mocy i przybędą by cię z niej odrzeć? – zapytała. To układało się w logiczną całość: skoro z ich terenów przejście do świata nieśmiertelnych było najbliższe, dlaczego ktoś miałby z tego nie skorzystać? Mało to dziwnych duchów, demonów i innych paskud czekało, żeby wejść do świata śmiertelników? A może ktoś chciał podbić świat bogów? – Oczywiście, że jestem zainteresowana. Nie po to przyjęłam służbę u ciebie, by siedzieć na tyłku i patrzeć jak przybysze z zewnątrz rozmontowują mój dom kawałek, po kawałku. – odpowiedziała krótko. Miała też swoje osobiste powody. Po pierwsze uważała, że Wolni są nierozerwalnie związani z bogami. Im dłużej nie było z nimi patronów, tym większa szansa że ktoś boleśnie użre ich w zady. A po drugie... po drugie lepiej, żeby w jej łapy nie wpadły istoty odpowiedzialna za porwanie Zmierzchu Gwiazd i zabicie Gonitwy Myśli na terenach Wody.
– Niestety, my śmiertelnicy nigdy nie jesteśmy idealni, po tych wszystkich księżycach wiesz o tym chyba najlepiej. Moją wadą akurat jest wścibskość, ale to również mogłeś zauważyć wcześniej. – odpowiedziała pewnie. Jeśli Kaltarel oczekiwał bezrozumnej sługi, która da mu spokój po zdawkowym wyjaśnieniu, miał ogromnego pecha. Dzika lubiła wiedzieć. Dzika musiała wiedzieć. – Znajdę tego smoka i wypytam go. – miała co do tego wątpliwości. Była najstarsza na tych terenach i mimo wieku pamiętała dobrze większość istotniejszych wydarzeń, a że jak wspomniała była wścibska, pchała się niemal w każdą aferę i dziwne wydarzenie jakie mogła spotkać na swojej drodze. – Po prostu wyobrażam sobie, że skoro patroni musieli odejść by nadmiar mocy nie rozerwał naszego świata na kawałki, musimy mierzyć się z nielichym zagrożeniem. Dużą, zorganizowaną frakcją, innym bogiem lub kimś, komu z jakichś powodów zależny na tych ziemiach. A nasza bliskość do świata nieśmiertelnych może być całkiem dobrym powodem by położyć na nas łapę. Czy dlatego nam pomagasz? Jesteś ostatnim znanym nam bogiem, który tu pozostał, reszta to martwe i głuche posągi. Nie obawiasz się, że nasi nieznani przeciwnicy dowiedzą się o twojej mocy i przybędą by cię z niej odrzeć? – zapytała. To układało się w logiczną całość: skoro z ich terenów przejście do świata nieśmiertelnych było najbliższe, dlaczego ktoś miałby z tego nie skorzystać? Mało to dziwnych duchów, demonów i innych paskud czekało, żeby wejść do świata śmiertelników? A może ktoś chciał podbić świat bogów? – Oczywiście, że jestem zainteresowana. Nie po to przyjęłam służbę u ciebie, by siedzieć na tyłku i patrzeć jak przybysze z zewnątrz rozmontowują mój dom kawałek, po kawałku. – odpowiedziała krótko. Miała też swoje osobiste powody. Po pierwsze uważała, że Wolni są nierozerwalnie związani z bogami. Im dłużej nie było z nimi patronów, tym większa szansa że ktoś boleśnie użre ich w zady. A po drugie... po drugie lepiej, żeby w jej łapy nie wpadły istoty odpowiedzialna za porwanie Zmierzchu Gwiazd i zabicie Gonitwy Myśli na terenach Wody.
- 13 lip 2019, 23:05
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Zagajnik
- Odpowiedzi: 732
- Odsłony: 97090
Dzika zmierzyła chłodnym spojrzeniem obcego. Może traktowała go odrobinę twardo, ale po jego pokazie wolała od razu wyłożyć Dzika na skałę. Zmarszczyła nos na jego lakoniczą wypowiedź. Nie rozumiał jej czy nie słuchał?
– Imię, skarbie, imię, prosiłam o nie. Jedno z tych, które wymieniłeś. – powiedziała szorstko, mrużąc ślepia. – A czemu nie zostałeś tam skąd pochodzisz? Hm? – zapytała, patrząc jak zbiera się do drogi. Nie zamierzała nigdzie go prowadzić, dopóki nie odpowie na jej pytania. Chciała wierzyć, że jej nie rozumie, ale po ostatnich wydarzeniach wolała być ostrożna. Opiekun i tak będzie pewnie marudził, że sprowadza mu do stada smoka, o którym w zasadzie nic nie wie po za imieniem, o ile je łaskawie w końcu przybierze i mglistego pojęcia skąd pochodzi. – Musisz mi odpowiedzieć, inaczej nigdzie cię nie zaprowadzę. Mieliśmy nieprzyjemne, podejrzane ataki po przyjęciu smoków z zewnątrz. – nie wchodziła w głębsze szczegóły, które i tak pewnie nie obchodziłby obcego. – Ostrożność przede wszystkim, czyż nie? – zadała retoryczne pytanie, spoglądając na fioletowołuskiego. – Szybko się zgodziłeś. Pytań żadnych nie masz, nic cię nie interesuje jak się tu żyje? – zapytała z powątpiewaniem. Coś zdesperowany był ten ptaszek jak dla niej.
– Imię, skarbie, imię, prosiłam o nie. Jedno z tych, które wymieniłeś. – powiedziała szorstko, mrużąc ślepia. – A czemu nie zostałeś tam skąd pochodzisz? Hm? – zapytała, patrząc jak zbiera się do drogi. Nie zamierzała nigdzie go prowadzić, dopóki nie odpowie na jej pytania. Chciała wierzyć, że jej nie rozumie, ale po ostatnich wydarzeniach wolała być ostrożna. Opiekun i tak będzie pewnie marudził, że sprowadza mu do stada smoka, o którym w zasadzie nic nie wie po za imieniem, o ile je łaskawie w końcu przybierze i mglistego pojęcia skąd pochodzi. – Musisz mi odpowiedzieć, inaczej nigdzie cię nie zaprowadzę. Mieliśmy nieprzyjemne, podejrzane ataki po przyjęciu smoków z zewnątrz. – nie wchodziła w głębsze szczegóły, które i tak pewnie nie obchodziłby obcego. – Ostrożność przede wszystkim, czyż nie? – zadała retoryczne pytanie, spoglądając na fioletowołuskiego. – Szybko się zgodziłeś. Pytań żadnych nie masz, nic cię nie interesuje jak się tu żyje? – zapytała z powątpiewaniem. Coś zdesperowany był ten ptaszek jak dla niej.
Dzika po załatwieniu sprawy z Pacyfikacją podążyła za Nauczycielem w stronę świątynnych grot. Nie miała pojęcia dlaczego czarnołuski zmierzał akurat w tę stronę, ale z całą pewnością nie odpowiedział na wszystkie jej pytania.
– W grocie opowiadałeś mi o równowadze boskiej mocy, Kaltarelu. Bogowie pewnego dnia po prostu zniknęli. Czy wiemy co teraz zachwiało tę równowagę? Możemy temu przeciwdziałać? – zapytała idąc obok postawnego samca. Zanim zwoła zebranie na Skałach Pokoju musiała wyciągnąć z niego tak wiele informacja jak tylko zdoła, zanim znudzony jej pytaniami pstryknie palcami i magicznie przeniesie ją na jakieś pustkowie, żeby dała mu spokój. Była świadoma, że jej mianowanie wzbudzi wątpliwości i pytania, których nie zmyją fikuśne błyskotki, które mogła teraz przygotowywać. Nie mówiąc już o tym, że Serce prawdopodobnie kopnie ją w tyłek i nie będzie chciała mieć nic wspólnego po tym co zaszło na Zdradliwym Urwisku. Kaskada zaś... hm, na pewno będzie chciała usłyszeć konkrety, nie mgliste opowieści o równowadze. – Nie pamiętam by działo się coś dziwnego przez zniknięciem patronów. Dopiero jakiś czas po tym gdy w świątyni zapadła cisza zaczęły się ataki i rozpad bariery. – smoczyca urwała na moment, nie będąc pewna czy powinna zadawać kolejne pytanie. Ale ciekawość i dociekliwość nie pozwalały jej zamknąć pyska, a mimo wszystko wciąż nie była pewna intencji Kaltarela. – Czy to co przed chwilą zrobiłeś nie było kolejnym kamieniem zaburzającym tę równowagę i mogącym wywołać lawinę? – chciała wiedzieć czy może w jakiś sposób rozpoznawać stan tej równowagi i poziom jej zaburzenia. Na razie nie chwaliła się tym, że widziała złoty poblask na ciele czarnołuskiego.
– W grocie opowiadałeś mi o równowadze boskiej mocy, Kaltarelu. Bogowie pewnego dnia po prostu zniknęli. Czy wiemy co teraz zachwiało tę równowagę? Możemy temu przeciwdziałać? – zapytała idąc obok postawnego samca. Zanim zwoła zebranie na Skałach Pokoju musiała wyciągnąć z niego tak wiele informacja jak tylko zdoła, zanim znudzony jej pytaniami pstryknie palcami i magicznie przeniesie ją na jakieś pustkowie, żeby dała mu spokój. Była świadoma, że jej mianowanie wzbudzi wątpliwości i pytania, których nie zmyją fikuśne błyskotki, które mogła teraz przygotowywać. Nie mówiąc już o tym, że Serce prawdopodobnie kopnie ją w tyłek i nie będzie chciała mieć nic wspólnego po tym co zaszło na Zdradliwym Urwisku. Kaskada zaś... hm, na pewno będzie chciała usłyszeć konkrety, nie mgliste opowieści o równowadze. – Nie pamiętam by działo się coś dziwnego przez zniknięciem patronów. Dopiero jakiś czas po tym gdy w świątyni zapadła cisza zaczęły się ataki i rozpad bariery. – smoczyca urwała na moment, nie będąc pewna czy powinna zadawać kolejne pytanie. Ale ciekawość i dociekliwość nie pozwalały jej zamknąć pyska, a mimo wszystko wciąż nie była pewna intencji Kaltarela. – Czy to co przed chwilą zrobiłeś nie było kolejnym kamieniem zaburzającym tę równowagę i mogącym wywołać lawinę? – chciała wiedzieć czy może w jakiś sposób rozpoznawać stan tej równowagi i poziom jej zaburzenia. Na razie nie chwaliła się tym, że widziała złoty poblask na ciele czarnołuskiego.
- 11 lip 2019, 22:43
- Forum: Wyspa na Jeziorze
- Temat: Wyspa na Jeziorze
- Odpowiedzi: 373
- Odsłony: 25547
Gdy Kaltarel skończył mówić, Dzika milczała, obserwując pręgowaną smoczycę. Nie wiedziała jak się zachować, nawet nie próbowała udawać jakiekolwiek skruchy. A może to i nawet lepiej? Czarnołuski na pewno szybko by ją przejrzał. Zielonołuska wierzyła, że brak jakiekolwiek ogłady doprowadzi smoczycę Ognia do rychłej śmierci. W końcu natrafi na kogoś, kto postanowi zwrócić na nią uwagę i wtedy prawdopodobnie na dobre pożegna się z głową. Ale to nie do Dzikiej należało już uczenie jej czegokolwiek – do niej należało wyrównanie rachunków. Żółte ślepia starej smoczycy rozjarzyły się dziwnym, wyraźnym blaskiem.
– Trzy kamienie, trzy smoki, trzy owoce czyjejś pracy przeznaczone na naukę. Dług jest długiem, obojętnie kiedy zaciągnięty, dlatego dopóki długu nie spłacisz nie ujrzysz żadnego kamienia. Wyszkól trzy różne smoki z trzech różnych umiejętności, każdego z jednej, wszystko jedno łowieckich, magicznych, walki czy negocjacji, wybierz sobie. – w miarę jak zielonołuska mówiła, Pacyfikacja mogła poczuć, że coś dziwnego dzieje się z jej barkiem. Ogarniał go chłód, zimno, jakby przyłożyła sobie do niego sopel. Poczuła ostre pieczenie, ból, gdy na czarno-białych łuskach wykwitło błękitne znamię w kształcie płatka śniegu. Dzika zamrugała, wzdrygnęła się i potrząsnęła głową jakby coś użarło ją w tyłek, po czym podniosła się po chwili. – Ugh, mniej przyjemne niż się spodziewałam. Nie musisz mi się meldować ani raportować. Samo zejdzie jak odrobisz pracę. – powiedziała, odchodząc w stronę Świątyń. – Do zobaczenia, Pacyfikacjo.
//zt
//Na Pacyfikację zostaje nałożone Piętno Kaltarela: dopóki nie nauczy trzech różnych smoków trzech umiejętności wszystkie poszukiwania kamieni są automatycznym niepowodzeniem.
– Trzy kamienie, trzy smoki, trzy owoce czyjejś pracy przeznaczone na naukę. Dług jest długiem, obojętnie kiedy zaciągnięty, dlatego dopóki długu nie spłacisz nie ujrzysz żadnego kamienia. Wyszkól trzy różne smoki z trzech różnych umiejętności, każdego z jednej, wszystko jedno łowieckich, magicznych, walki czy negocjacji, wybierz sobie. – w miarę jak zielonołuska mówiła, Pacyfikacja mogła poczuć, że coś dziwnego dzieje się z jej barkiem. Ogarniał go chłód, zimno, jakby przyłożyła sobie do niego sopel. Poczuła ostre pieczenie, ból, gdy na czarno-białych łuskach wykwitło błękitne znamię w kształcie płatka śniegu. Dzika zamrugała, wzdrygnęła się i potrząsnęła głową jakby coś użarło ją w tyłek, po czym podniosła się po chwili. – Ugh, mniej przyjemne niż się spodziewałam. Nie musisz mi się meldować ani raportować. Samo zejdzie jak odrobisz pracę. – powiedziała, odchodząc w stronę Świątyń. – Do zobaczenia, Pacyfikacjo.
//zt
//Na Pacyfikację zostaje nałożone Piętno Kaltarela: dopóki nie nauczy trzech różnych smoków trzech umiejętności wszystkie poszukiwania kamieni są automatycznym niepowodzeniem.
- 08 lip 2019, 20:50
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Wypalona plaża
- Odpowiedzi: 756
- Odsłony: 119048
Dzika była w drodze z wyspy na Zimnym. Leciała prędko, kiedy Azura sięgnęła do jej naszyjnika z dziczych kłów. Ciemna macka wpłynęła pod jeden z nich i wydłubała z niego lśniący granat. Przyciągnęła go do siebie i klejnot zniknął pośród ciemnych kłębów, wchłonięty, wessany. Wydobyła całą skrytą w nim moc, tak że na łuski jej właścicielki nie opadł nawet jeden opiłek klejnotu. Gdy nasyciła się, objęła mackami szyję Żółtookiej, lekkim chłodem przypominając o swojej obecności i wyrażając wdzięczność.
- 07 lip 2019, 3:06
- Forum: Wyspa na Jeziorze
- Temat: Wyspa na Jeziorze
- Odpowiedzi: 373
- Odsłony: 25547
Dzika w niemym przerażeniu obserwowała dalsze poczynania Nauczyciela. Niemal zamknęła ślepia, gdy chwycił zębami świecącą kulę, ale ku jej zdumieni nic nie eksplodowało, nie było wybuchu światła, świat nie zatrząsł się w posadach. Może po za barierą, która po prostu przestała istnieć. Smoczyca obserwowała jak skały pokrywają się szronem, kiedy czarnołuski zwracał się w jej stronię. Co ona zrobiła...
– Aaach! – sapnęła, chwytając powietrze niczym ryba wyjęta z wody, gdy jej ciało przeszyło okropne zimno, zimno jakiego nigdy jeszcze nie czuła. Po chwili wszystko ustało, a ona potrząsnęła łbem patrząc na swoje łapy. Nic... Nic się nie zmieniło. Wciąż była stara. Pamiętała, że gdy Zmierzch Gwiazd stała się prorokinią, wróciła znacznie odmłodzona, w znacznie lepszym stanie. Ach, ale ją mianował Immanor. Kaltarel najwyraźniej miał inne podejście do swoich sług. Chętnie by je zakwestionowała, wszak gdyby została odmłodzona miałaby więcej sił do działania i wyglądałaby lepiej niż takie stare próchno, milej by się na nią patrzyło, przez co szybciej mogłaby dochodzić z innymi do porozumienia. Wyglądało na to, że Pan Zimy wysoko ustawiał jej poprzeczkę. Jej myśli rozwiały się jednak, gdy dostrzegła złotą poświatę dookoła jego postaci. Co to było? Coś czego nie miała ani ona, ani Pacyfikacja. Znak bogów?
Spojrzała na smoczycę Ognia, gdy Czarnołuski zadał jej pytanie. Poczekała cierpliwie aż mu odpowie, a potem odezwała się.
– Zwołam zebranie Wolnych na Skałach Pokoju, tak jak zawsze miało to miejsce. Muszą wiedzieć, że bariera już ich nie chroni i że muszą być gotowi. Do walki jak i do... eksploracji, jak sądzę. – urwała na moment. – Czy mam im przekazać coś jeszcze? Czy jest coś czego od nich oczekujesz? Czego oczekujesz ode mnie? – zapytała. Jej głos był cichy, ale nadal zdeterminowany. Teraz nie było już odwrotu. Musiała doprowadzić wszystkie sprawy do końca.
– Aaach! – sapnęła, chwytając powietrze niczym ryba wyjęta z wody, gdy jej ciało przeszyło okropne zimno, zimno jakiego nigdy jeszcze nie czuła. Po chwili wszystko ustało, a ona potrząsnęła łbem patrząc na swoje łapy. Nic... Nic się nie zmieniło. Wciąż była stara. Pamiętała, że gdy Zmierzch Gwiazd stała się prorokinią, wróciła znacznie odmłodzona, w znacznie lepszym stanie. Ach, ale ją mianował Immanor. Kaltarel najwyraźniej miał inne podejście do swoich sług. Chętnie by je zakwestionowała, wszak gdyby została odmłodzona miałaby więcej sił do działania i wyglądałaby lepiej niż takie stare próchno, milej by się na nią patrzyło, przez co szybciej mogłaby dochodzić z innymi do porozumienia. Wyglądało na to, że Pan Zimy wysoko ustawiał jej poprzeczkę. Jej myśli rozwiały się jednak, gdy dostrzegła złotą poświatę dookoła jego postaci. Co to było? Coś czego nie miała ani ona, ani Pacyfikacja. Znak bogów?
Spojrzała na smoczycę Ognia, gdy Czarnołuski zadał jej pytanie. Poczekała cierpliwie aż mu odpowie, a potem odezwała się.
– Zwołam zebranie Wolnych na Skałach Pokoju, tak jak zawsze miało to miejsce. Muszą wiedzieć, że bariera już ich nie chroni i że muszą być gotowi. Do walki jak i do... eksploracji, jak sądzę. – urwała na moment. – Czy mam im przekazać coś jeszcze? Czy jest coś czego od nich oczekujesz? Czego oczekujesz ode mnie? – zapytała. Jej głos był cichy, ale nadal zdeterminowany. Teraz nie było już odwrotu. Musiała doprowadzić wszystkie sprawy do końca.
- 06 lip 2019, 23:10
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Zagajnik
- Odpowiedzi: 732
- Odsłony: 97090
Dziką niespecjalnie ruszały syki i powarkiwania obcego Nie byłby obolały, gdyby nie nabroił lesie, więc nadal obserwowała go niewzruszona. Gdy zaczął wymieniać litanię imion, smoczyca kiwała głową w rytm jego wyliczanki, nie zapamiętując ani jednego miana. Gdy zaś zaproponował by nie tytułowała go żadnym imieniem, pokręciła przecząco głową przymykając ślepia. Czyżby brak miana był jakąś nową modą, której jej starczy rozum już nie pojmował?
– Jedną Bezimienną już mamy. Podobno walnęła się głową o kamień i niczego nie pamięta, w tym swojego miana. Wybierz sobie jedno z tych, które mi powiedziałeś. Wolni nie praktykują takich wyliczanek. – wzruszyła ramionami. Nie jej oceniać czy czyjaś tradycja miała sens, wolała mu powiedzieć jak jest. A było tak, że jak Opiekun usłyszy jak obcy recytuje swoje imię przez pół dnia to pogoni ich na granicę. Nie wzruszyło jej również magiczne przywołanie torby. Powie później Darowi, żeby ją obejrzał, może on będzie coś wiedział na ten temat.
– Szkoda, że z tym potworem nie poszło ci tak sprawnie. – skomentowała z brzydkim grymasem na pysku, który wygładził się po chwili. – A przylazłeś tu, bo...? Swoi cię wygnali, znudzili czy sam miałeś ich dość? A może szukasz tu czegoś po za schronieniem?– zapytała, mrużąc podejrzliwie ślepia. Po tych wyskokach ze szpiegami z zewnątrz stała się bardziej nieufna. Nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby Ziemia została najechana z powodu zdrady smoka, za którego ona poręczyła.
– Słuchaj, w stadzie Ziemi mamy proste zasady. Zaatakujesz jednego z nas podczas czegoś co nie jest treningiem/okradniesz lub wyrządzisz mu jakąkolwiek krzywdę – jesteś martwy. Uciekniesz do innego stada – jesteś zdrajcą i jesteś martwy. Zdemolujesz nasze tereny – jesteś martwy. Nie uciekniesz i się nie schowasz, bo znajdę cię wszędzie nawet na Srebrnej Twarzy. Będziesz się uczyć, trenować i pojawiać na zgromadzeniach stadnych – możesz sobie spokojnie żyć w obozie. Zostaniesz mianowany na jedną z rang – możesz zapracować sobie na uznanie i szacunek. Chcesz prowadzić badania – mój syn chętnie z tobą porozmawia. Chcesz obić sobie z kimś pysk – mój brat i jego córka chętnie ci to zapewnią. U mnie w legowisku zawsze czeka żarcie, nawet polować nie musisz. Wszystko elegancko i na wyciągniecie łapy. Pasuje?– zapytała, unosząc brew. Zupełnie nie przeszkadzał jej fakt, że liczba wypowiedzianych przez nią słów co najmniej trzykrotnie przewyższała tę, którą wydusił z siebie fioletowy. Uwielbiała brzmienie swojego głosu i absolutnie nie przeszkadzałaby jej fakt, że musi nadrabiać za obcego. Gorzej, że chciałaby coś o nim wiedzieć, a nie ułatwiał jej tego.
– Jedną Bezimienną już mamy. Podobno walnęła się głową o kamień i niczego nie pamięta, w tym swojego miana. Wybierz sobie jedno z tych, które mi powiedziałeś. Wolni nie praktykują takich wyliczanek. – wzruszyła ramionami. Nie jej oceniać czy czyjaś tradycja miała sens, wolała mu powiedzieć jak jest. A było tak, że jak Opiekun usłyszy jak obcy recytuje swoje imię przez pół dnia to pogoni ich na granicę. Nie wzruszyło jej również magiczne przywołanie torby. Powie później Darowi, żeby ją obejrzał, może on będzie coś wiedział na ten temat.
– Szkoda, że z tym potworem nie poszło ci tak sprawnie. – skomentowała z brzydkim grymasem na pysku, który wygładził się po chwili. – A przylazłeś tu, bo...? Swoi cię wygnali, znudzili czy sam miałeś ich dość? A może szukasz tu czegoś po za schronieniem?– zapytała, mrużąc podejrzliwie ślepia. Po tych wyskokach ze szpiegami z zewnątrz stała się bardziej nieufna. Nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby Ziemia została najechana z powodu zdrady smoka, za którego ona poręczyła.
– Słuchaj, w stadzie Ziemi mamy proste zasady. Zaatakujesz jednego z nas podczas czegoś co nie jest treningiem/okradniesz lub wyrządzisz mu jakąkolwiek krzywdę – jesteś martwy. Uciekniesz do innego stada – jesteś zdrajcą i jesteś martwy. Zdemolujesz nasze tereny – jesteś martwy. Nie uciekniesz i się nie schowasz, bo znajdę cię wszędzie nawet na Srebrnej Twarzy. Będziesz się uczyć, trenować i pojawiać na zgromadzeniach stadnych – możesz sobie spokojnie żyć w obozie. Zostaniesz mianowany na jedną z rang – możesz zapracować sobie na uznanie i szacunek. Chcesz prowadzić badania – mój syn chętnie z tobą porozmawia. Chcesz obić sobie z kimś pysk – mój brat i jego córka chętnie ci to zapewnią. U mnie w legowisku zawsze czeka żarcie, nawet polować nie musisz. Wszystko elegancko i na wyciągniecie łapy. Pasuje?– zapytała, unosząc brew. Zupełnie nie przeszkadzał jej fakt, że liczba wypowiedzianych przez nią słów co najmniej trzykrotnie przewyższała tę, którą wydusił z siebie fioletowy. Uwielbiała brzmienie swojego głosu i absolutnie nie przeszkadzałaby jej fakt, że musi nadrabiać za obcego. Gorzej, że chciałaby coś o nim wiedzieć, a nie ułatwiał jej tego.
- 03 lip 2019, 22:19
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Zagajnik
- Odpowiedzi: 732
- Odsłony: 97090
Milczała długą chwilę po jego odpowiedzi. Jej wyraz pyska nadal był nieprzyjemny, jakby rozważała czy nie zakończyć jego życia tu i teraz. W końcu usiadła, składając rozłożone do tej pory skrzydła, a paskudny grymas wygładził się lekko. Nie cofnęła się jednak, więc obcy musiał znosić jej starczą obecność nieznośnie blisko siebie. Aczkolwiek trzeba było przyznać, nie była ona taka zła: łowczyni zawsze pachnęła jak sosnowy bór, przywodząc na myśl chłodny, górski poranek.
– Z gór czy zza nich? – zapytała, mrużąc lekko żółte ślepia. – Mogłabym zaoferować ci pewne schronie. Miejsce, gdzie mógłbyś polować i ćwiczyć nie tylko sam ze sobą. – powiedziała. – Ale muszę najpierw wiedzieć co z ciebie za ptaszyna. Imię jakieś masz? Wiesz gdzie jesteś w ogóle? – urwała na moment, mierząc go taksującym spojrzeniem. – Nie lubię kłamców, więc nie próbuj mi tu kręcić. – odchrząknęła. – Ja jestem Dzika Gwiazda.– przedstawiła się. Skoro wymagała od obcego imienia i szczerości, on mógł wymagać tego samego od niej. Dopóki znów nie postanowi wysadzić połowy lasu, wtedy Dzika się zdenerwuje, a jej denerwować się już nie było wolno. Dla dobra siebie i otoczenia.
– Z gór czy zza nich? – zapytała, mrużąc lekko żółte ślepia. – Mogłabym zaoferować ci pewne schronie. Miejsce, gdzie mógłbyś polować i ćwiczyć nie tylko sam ze sobą. – powiedziała. – Ale muszę najpierw wiedzieć co z ciebie za ptaszyna. Imię jakieś masz? Wiesz gdzie jesteś w ogóle? – urwała na moment, mierząc go taksującym spojrzeniem. – Nie lubię kłamców, więc nie próbuj mi tu kręcić. – odchrząknęła. – Ja jestem Dzika Gwiazda.– przedstawiła się. Skoro wymagała od obcego imienia i szczerości, on mógł wymagać tego samego od niej. Dopóki znów nie postanowi wysadzić połowy lasu, wtedy Dzika się zdenerwuje, a jej denerwować się już nie było wolno. Dla dobra siebie i otoczenia.
- 01 lip 2019, 21:08
- Forum: Wyspa na Jeziorze
- Temat: Wyspa na Jeziorze
- Odpowiedzi: 373
- Odsłony: 25547
Popełniłam błędy, a Pan we w mnie uderzył
Zaplątana w osuwisku, uwięziona pod ziemią
Stojąca niedaleko Pacyfikacja przestała dla Dzikiej istnieć. Łowczyni słuchała Czarnołuskiego, a z każdym jego słowem czuła chłód rozchodzący się na karku. To był ten rodzaj chłodu, jaki czuła zawsze, kiedy miało stać się coś złego. Tak jak wtedy, gdy razem ze stadem podążała w głąb Pekeri. Tak jak wtedy, gdy wracając z polowania spotkała Aurę rozszarpywaną przez dziki. Tak jak wtedy, gdy stała za Gonitwą na Skałach Pokoju. Tak jak wtedy gdy stała się przywódczynią, a zaczęło ją zdradzać własne ciało. Tak, jak wtedy gdy stanęła na przeciwko plugawej na Zdradliwym Urwisku. Tak jak wtedy, gdy usłyszała za sobą szelest na terenach Wody.
Tak jak teraz.
Słyszę bramy otwierające się na oścież
nadchodzi północ, zesłała mnie ciemność
Do tego momentu Dzika nie zdawała sobie do końca sprawy z tego co robi. Sądziła, że Nauczyciel jest spętany, że z niewoli może go oswobodzić jedynie wola wolnych smoków lub bogów. Pomyliła się. Pomyliła gwiazdy na nocnym niebie z ich odbiciem w stawie. Łowczyni drgnęła, gdy samiec zbliżył się do kuli, jakby zamierzała go powstrzymać. Nie mogła. On mógł niemal zetknąć się z nią nosem, on nie mogła już zbliżyć się nawet o krok. Co zrobi? Odepchnie go? Jeśli on odepchnie ją połamie jej kark w pięciu miejscach samym dotknięciem. Popełniła błąd, straszliwy błąd. Dlaczego? Dlaczego Alaleya ją do niego wysłała? Czy to od samego początku był podstęp? Czy nie ma innej możliwości? On im nie pomoże. On... on ich zniewoli. Coona zrobiła? W końcu on o tym nie wiedział, nie wiedział o kuli. A może wiedział? Co było w tym prawdą, a co kłamstwem? Chłód na jej karku wzmagał się na sile, jakby coś miało ją złapać zębami za kark. Co ma robić? Co? Walczyć z nim? Uderzyć go i wezwać pomoc? Rozpruje ją szybciej niż ona sarnę.
Śmierć potrafi być doskonałą motywacją...
Dzika wzięła głęboki wdech. Nie ze strachu, choć ten ściskał jej trzewia twardymi kleszczami. Nie z frustracji na własną głupotę i niesprawiedliwość tego świata. Gdy Czarnołuski wypowiedział te słowa w głowie smoczycy coś kliknęło. Poczuła determinację wraz z adrenaliną rozchodzącą się po ciele, zmywającą strach i zaniepokojenie. Z zewnątrz wyglądało to jakby smoczycę podekscytowała perspektywa wieczności. Jej ślepia rozszerzyły się pożądliwie, ogon uderzył o skałę, a z piersi wyrwał się niski pomruk. Oszuka śmierć. Umrze, ale będzie żyć wiecznie jako wysłanniczka Pana Zimy. Czy nie było dla niego lepszej posłanniczki niż smoczyca która ukochała sobie śnieg i lód?
Przywykłam do ciemności,
ale jestem za młoda by porzucić światło.
W najgłębszym zakamarku świadomości Dzikiej tlił się jednak nowy płomień, którego nie mogła ugasić wieczna zima. Zyska czas. Znajdzie rozwiązanie i pomoc. Sprowadzi ich z powrotem i odeśle Kaltarela w ciemności z których wypełzł. Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie teraz. Teraz musi zagrać swoją rolę najlepiej jak potrafi. Nie tylko dla siebie, ale dla nich wszystkich.
– Po co zadajesz mi to pytanie? Znałeś odpowiedź w momencie, gdy moja łapa przekroczyła progi twojego leża. Byłabym głupcem, odrzucając taki dar od samego nieśmiertelnego. – powiedziała poważnie, nie odrywając wzroku od Czarnołuskiego. – Naucz mnie, a przekażę im nauki. Wskażę drogę. Zostanę twoim głosem Panie Zimy. – zadeklarowała, przymykając ślepia.
Dzika Gwiazda umarła na Wyspie Proroków.
W końcu nadszedł słodki zapach róż.
Zaplątana w osuwisku, uwięziona pod ziemią
Stojąca niedaleko Pacyfikacja przestała dla Dzikiej istnieć. Łowczyni słuchała Czarnołuskiego, a z każdym jego słowem czuła chłód rozchodzący się na karku. To był ten rodzaj chłodu, jaki czuła zawsze, kiedy miało stać się coś złego. Tak jak wtedy, gdy razem ze stadem podążała w głąb Pekeri. Tak jak wtedy, gdy wracając z polowania spotkała Aurę rozszarpywaną przez dziki. Tak jak wtedy, gdy stała za Gonitwą na Skałach Pokoju. Tak jak wtedy gdy stała się przywódczynią, a zaczęło ją zdradzać własne ciało. Tak, jak wtedy gdy stanęła na przeciwko plugawej na Zdradliwym Urwisku. Tak jak wtedy, gdy usłyszała za sobą szelest na terenach Wody.
Tak jak teraz.
Słyszę bramy otwierające się na oścież
nadchodzi północ, zesłała mnie ciemność
Do tego momentu Dzika nie zdawała sobie do końca sprawy z tego co robi. Sądziła, że Nauczyciel jest spętany, że z niewoli może go oswobodzić jedynie wola wolnych smoków lub bogów. Pomyliła się. Pomyliła gwiazdy na nocnym niebie z ich odbiciem w stawie. Łowczyni drgnęła, gdy samiec zbliżył się do kuli, jakby zamierzała go powstrzymać. Nie mogła. On mógł niemal zetknąć się z nią nosem, on nie mogła już zbliżyć się nawet o krok. Co zrobi? Odepchnie go? Jeśli on odepchnie ją połamie jej kark w pięciu miejscach samym dotknięciem. Popełniła błąd, straszliwy błąd. Dlaczego? Dlaczego Alaleya ją do niego wysłała? Czy to od samego początku był podstęp? Czy nie ma innej możliwości? On im nie pomoże. On... on ich zniewoli. Coona zrobiła? W końcu on o tym nie wiedział, nie wiedział o kuli. A może wiedział? Co było w tym prawdą, a co kłamstwem? Chłód na jej karku wzmagał się na sile, jakby coś miało ją złapać zębami za kark. Co ma robić? Co? Walczyć z nim? Uderzyć go i wezwać pomoc? Rozpruje ją szybciej niż ona sarnę.
Śmierć potrafi być doskonałą motywacją...
Dzika wzięła głęboki wdech. Nie ze strachu, choć ten ściskał jej trzewia twardymi kleszczami. Nie z frustracji na własną głupotę i niesprawiedliwość tego świata. Gdy Czarnołuski wypowiedział te słowa w głowie smoczycy coś kliknęło. Poczuła determinację wraz z adrenaliną rozchodzącą się po ciele, zmywającą strach i zaniepokojenie. Z zewnątrz wyglądało to jakby smoczycę podekscytowała perspektywa wieczności. Jej ślepia rozszerzyły się pożądliwie, ogon uderzył o skałę, a z piersi wyrwał się niski pomruk. Oszuka śmierć. Umrze, ale będzie żyć wiecznie jako wysłanniczka Pana Zimy. Czy nie było dla niego lepszej posłanniczki niż smoczyca która ukochała sobie śnieg i lód?
Przywykłam do ciemności,
ale jestem za młoda by porzucić światło.
W najgłębszym zakamarku świadomości Dzikiej tlił się jednak nowy płomień, którego nie mogła ugasić wieczna zima. Zyska czas. Znajdzie rozwiązanie i pomoc. Sprowadzi ich z powrotem i odeśle Kaltarela w ciemności z których wypełzł. Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie teraz. Teraz musi zagrać swoją rolę najlepiej jak potrafi. Nie tylko dla siebie, ale dla nich wszystkich.
– Po co zadajesz mi to pytanie? Znałeś odpowiedź w momencie, gdy moja łapa przekroczyła progi twojego leża. Byłabym głupcem, odrzucając taki dar od samego nieśmiertelnego. – powiedziała poważnie, nie odrywając wzroku od Czarnołuskiego. – Naucz mnie, a przekażę im nauki. Wskażę drogę. Zostanę twoim głosem Panie Zimy. – zadeklarowała, przymykając ślepia.
Dzika Gwiazda umarła na Wyspie Proroków.
W końcu nadszedł słodki zapach róż.
- 28 cze 2019, 20:28
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Mała plaża
- Odpowiedzi: 944
- Odsłony: 138936
Dzika uśmiechneła się i kiwnęła rogatym łbem z którego upadła odrobina szronu, migocąc przez uderzenie serca i niknąc w wodach Zimnego Jeziora. Smoczyca poruszyła się na boki, usadawiając się wygodniej, zaś Azura rozpłaszczyła się na grzbiecie smoczycy, ciemną plamą rozlewając się także na czubku głowy smoczycy. Ognistopomarańczowe ślepia przyglądały się z ciekawością granatowołuskiemu, ale macki cienistej poruszały się spokojnie, przywodząc na myśl rozleniwionego kota.
Smoczyca słuchała uważnie słów uzdrowiciela, od czasu do czasu uciekając wzrokiem gdzieś nad horyzont, niemal jakby oczekiwała, że zobaczy barierę walącą się im na głowy. Nie przerywała mu i milczała jeszcze przez moment, gdy skończył mówić i zadał jej pytanie.
– Pytam cię, ponieważ kilka księżyców temu spotkałam się z hm...chciałabym powiedzieć, że z Alaleyą, ale nie jestem tego do końca pewna. Niedługo po tym jak spotkaliśmy się w świątyni, poczułam tam przymus udania się na wyspę proroków. Po prostu czułam, że muszę tam pójść, więc poszłam. Tam, pośród szczątków skalnego tytana pokazała mi się Alaleya. Spotkałeś ją kiedyś? – smoczyca mówiła spokojnym, pogodnym głosem, jakbym rozmawiali o ostatnim polowaniu nad rozdartym właśnie dzikiem, nie zaś o potencjalnych zagrożeniach dla Wolnych Stad. – Zaczęłam z nią rozmawiać o sytuacji, która panuje pośród Wolnych. Była ciekawa dlaczego Woda dała się zaatakować, dlaczego gigant zniszczył jaskinię, dlaczego nie możemy sobie poradzić bez bogów. – przez chwilę szukała właściwego słowa. – Na początku mówiła tak jak zwykle, czyli kilku-księżycowe pisklę. Jednak gdy zbliżyła się do kuli, jej ton i sposób w jaki mówiła zmieniły się, na znacznie bardziej dojrzalsze i spójne. Miałam wrażenie, że skądś znam ten głos, takie samo wrażenie jak obudzenie się po przyjemny śnie, którego za dzika nie pamiętasz. Opowiedziała mi o Jadzie Duszy, o tym w jaki sposób zginął. Siedziałeś chyba jeszcze w jajku, kiedy poprowadziłam wyprawę w głąb terenów Cienia, gdzie w sercu lasu Ataiur znaleźliśmy szczątki jego i kompanów. Miał złamaną każdą kość jaką mogłam dostrzec. Każdą. – opowiadała, a jej ton zmienił się na bardziej warkliwy – Jego kompani także. Nie wiedzieliśmy wtedy kto dopuścił się tej zbrodni. I kto był na tyle kompetentny by ją wykonać. Znałam Jad Duszy, słuchałam jego słów na spotkaniu młodych, zgromadzeniach stadnych, raz odwiedziłam go na wyspie. Był inteligentnym, przebiegłym i niezwykle silnym smokiem. W jaki sposób go osaczyli? Nie mam absolutnie zielonego pojęcia. – pokręciła rogatym łbem. – Ale, odbiegam od tematu. Gdy spytałam jak możemy naprawić barierę Alaleya nakazała mi poznać opinię smoków z innych stad i tego, czy życzą sobie naprawy bariery. A potem kazała szukać pomocy u Nauczyciela, który jak sam zauważyłeś, pozostał jedynym boskim bytem pod barierą. Więc to właśnie robię: łażę od granicy do granicy, po terenach wspólnych, zaczepiam, wzywam i pytam. Do Czarnołuskiego wybiorę się niedługo. Jestem świadoma, że to może być jakiś podstęp, ale to jedyny trop jaki na razie mam. – całkiem zabawnym był fakt, że Dzika snuła plany jakby miała przed sobą co najmniej kolejne stulecie życia. – Ale bariera to jedna sprawa. Bardziej niepokoi mnie brak bogów. Odkąd zniknęli dzieją się różne rzeczy. Prorokini porwana, gigant, napad obcych, zamęt na spotkaniu młodych. Nakrapiana odpowiedziała mi o tym nieco, ale była okropnie wzburzona. Widziałeś zresztą, mijałeś nas na granicy. Nie dałam rady jej uspokoić, uciekła chwilę potem. Mówiła o tym, że niektóre smoki, w tym między innymi ty, utraciły zmysły za sprawą czarnego proszku i że zostały wam one przywrócone za pomocą jasnych kul? – potrząsnęła lekko łbem na boki, próbując w miarę składnie przekazać chaotyczną relację młodej wojowniczki. – Ach i uważaj na nią proszę. Na Nakrapianą. Rozmawiałam z nią krótko, ale mam wrażenie że coś się stało. Jej lub komuś dla niej bliskiemu. – Dzika miała za sobą już setki księżyców obserwowania smoczych zachowań i nastrojów. Potrafiła wyczuć kiedy coś dręczyło drugiego smoka, a pomimo wieku jej instynkt macierzyński nie osłab ani o krztynę. Czuła potrzebę ochrony bliskich jej smoków, a do tej grupy zaliczyła też wojowniczkę Wody. Nie mogła chronić jej bezpośrednio, ale zawsze mogła poprosić o pomoc kogoś kompetentnego, kogo Kaskada nie zdekapituje za postawienie łapy na terenach swojego stada.
Smoczyca słuchała uważnie słów uzdrowiciela, od czasu do czasu uciekając wzrokiem gdzieś nad horyzont, niemal jakby oczekiwała, że zobaczy barierę walącą się im na głowy. Nie przerywała mu i milczała jeszcze przez moment, gdy skończył mówić i zadał jej pytanie.
– Pytam cię, ponieważ kilka księżyców temu spotkałam się z hm...chciałabym powiedzieć, że z Alaleyą, ale nie jestem tego do końca pewna. Niedługo po tym jak spotkaliśmy się w świątyni, poczułam tam przymus udania się na wyspę proroków. Po prostu czułam, że muszę tam pójść, więc poszłam. Tam, pośród szczątków skalnego tytana pokazała mi się Alaleya. Spotkałeś ją kiedyś? – smoczyca mówiła spokojnym, pogodnym głosem, jakbym rozmawiali o ostatnim polowaniu nad rozdartym właśnie dzikiem, nie zaś o potencjalnych zagrożeniach dla Wolnych Stad. – Zaczęłam z nią rozmawiać o sytuacji, która panuje pośród Wolnych. Była ciekawa dlaczego Woda dała się zaatakować, dlaczego gigant zniszczył jaskinię, dlaczego nie możemy sobie poradzić bez bogów. – przez chwilę szukała właściwego słowa. – Na początku mówiła tak jak zwykle, czyli kilku-księżycowe pisklę. Jednak gdy zbliżyła się do kuli, jej ton i sposób w jaki mówiła zmieniły się, na znacznie bardziej dojrzalsze i spójne. Miałam wrażenie, że skądś znam ten głos, takie samo wrażenie jak obudzenie się po przyjemny śnie, którego za dzika nie pamiętasz. Opowiedziała mi o Jadzie Duszy, o tym w jaki sposób zginął. Siedziałeś chyba jeszcze w jajku, kiedy poprowadziłam wyprawę w głąb terenów Cienia, gdzie w sercu lasu Ataiur znaleźliśmy szczątki jego i kompanów. Miał złamaną każdą kość jaką mogłam dostrzec. Każdą. – opowiadała, a jej ton zmienił się na bardziej warkliwy – Jego kompani także. Nie wiedzieliśmy wtedy kto dopuścił się tej zbrodni. I kto był na tyle kompetentny by ją wykonać. Znałam Jad Duszy, słuchałam jego słów na spotkaniu młodych, zgromadzeniach stadnych, raz odwiedziłam go na wyspie. Był inteligentnym, przebiegłym i niezwykle silnym smokiem. W jaki sposób go osaczyli? Nie mam absolutnie zielonego pojęcia. – pokręciła rogatym łbem. – Ale, odbiegam od tematu. Gdy spytałam jak możemy naprawić barierę Alaleya nakazała mi poznać opinię smoków z innych stad i tego, czy życzą sobie naprawy bariery. A potem kazała szukać pomocy u Nauczyciela, który jak sam zauważyłeś, pozostał jedynym boskim bytem pod barierą. Więc to właśnie robię: łażę od granicy do granicy, po terenach wspólnych, zaczepiam, wzywam i pytam. Do Czarnołuskiego wybiorę się niedługo. Jestem świadoma, że to może być jakiś podstęp, ale to jedyny trop jaki na razie mam. – całkiem zabawnym był fakt, że Dzika snuła plany jakby miała przed sobą co najmniej kolejne stulecie życia. – Ale bariera to jedna sprawa. Bardziej niepokoi mnie brak bogów. Odkąd zniknęli dzieją się różne rzeczy. Prorokini porwana, gigant, napad obcych, zamęt na spotkaniu młodych. Nakrapiana odpowiedziała mi o tym nieco, ale była okropnie wzburzona. Widziałeś zresztą, mijałeś nas na granicy. Nie dałam rady jej uspokoić, uciekła chwilę potem. Mówiła o tym, że niektóre smoki, w tym między innymi ty, utraciły zmysły za sprawą czarnego proszku i że zostały wam one przywrócone za pomocą jasnych kul? – potrząsnęła lekko łbem na boki, próbując w miarę składnie przekazać chaotyczną relację młodej wojowniczki. – Ach i uważaj na nią proszę. Na Nakrapianą. Rozmawiałam z nią krótko, ale mam wrażenie że coś się stało. Jej lub komuś dla niej bliskiemu. – Dzika miała za sobą już setki księżyców obserwowania smoczych zachowań i nastrojów. Potrafiła wyczuć kiedy coś dręczyło drugiego smoka, a pomimo wieku jej instynkt macierzyński nie osłab ani o krztynę. Czuła potrzebę ochrony bliskich jej smoków, a do tej grupy zaliczyła też wojowniczkę Wody. Nie mogła chronić jej bezpośrednio, ale zawsze mogła poprosić o pomoc kogoś kompetentnego, kogo Kaskada nie zdekapituje za postawienie łapy na terenach swojego stada.
- 26 cze 2019, 23:03
- Forum: Wyspa na Jeziorze
- Temat: Wyspa na Jeziorze
- Odpowiedzi: 373
- Odsłony: 25547
Ach ten młody bunt. Kula jest normalna, to wasze spojrzenie jest niewłaściwe, wolność dla kuli, kula ma prawo mieć plamy!. Dzka uśmiechnęła się leciutko, kącikiem pyska. Sama taka była jeszcze kilkadziesiąt, hm, a może już kilkaset księżyców temu? Gotowa obalić ramy i ograniczenia, nikt nie będzie jej mówił, że białe jest białe, a czarne jest czarne. Z każdym kolejnym księżycem jej zainteresowanie obalaniem czegokolwiek spadało, po prostu przestała zwracać na to uwagę.
– Oczywiście, że nie. Ty jesteś przecież czarna w białe pasy, to widać od razu. Nawet jakbyś się uparła i pomalowała na malinowo. – odpowiedziała jedynie, chichocąc lekko. Paskudna starucha.
Jej uwagę odwróciły słowa Nauczyciela. Połączenie z bogami, które pozwala im tutaj i tylko tutaj kroczyć na ziemi i nawet ingerować w życie... Achhh, dobrze czuła, że nie rozmawiała wtedy z Alaleyą. Tylko pytanie z kim?
– A świątynia? Bogowie najczęściej objawiali się właśnie tam, tam też mianowali poprzednią prorokinię. Skoro kula ta pozwala na przebywanie im w świecie śmiertelników, dlaczego nie postawiono na niej świątyni? – zapytała, zerkając na Czarnołuskiego, gdy wspomniał o swojej niewoli. Dlaczego jeszcze nie wyciągnął po nią łapy? Co go obchodziły mieszkające tu smoki? Co go obchodził świat śmiertelników
– A jednak nie wyrywasz się by sięgnąć po wolność. Jaki jest tego powód? Bogowie Wolnych odeszli, nie należysz też do świata śmiertelników, więc jego rozpad nie będzie cię interesował. – powiedziała, zwracając głowę w jego kierunku. – Na tych ziemiach wciąż są smoki, którym zależy na powrocie bogów, ja sama jestem jednym z nich. Możemy pomóc sobie na wzajem. Pomóż mi sprowadzić ich z powrotem, a ja pomogę ci się uwolnić, cokolwiek trzeba będzie zrobić. – powiedziała. Jej głos był stanowczy i zdeterminowany. Dzika nie składała słów na wiatr. Cokolwiek trzeba będzie. Ona do stracenia nie miała już nic. Oni do zyskania mieli wszystko.
– Oczywiście, że nie. Ty jesteś przecież czarna w białe pasy, to widać od razu. Nawet jakbyś się uparła i pomalowała na malinowo. – odpowiedziała jedynie, chichocąc lekko. Paskudna starucha.
Jej uwagę odwróciły słowa Nauczyciela. Połączenie z bogami, które pozwala im tutaj i tylko tutaj kroczyć na ziemi i nawet ingerować w życie... Achhh, dobrze czuła, że nie rozmawiała wtedy z Alaleyą. Tylko pytanie z kim?
– A świątynia? Bogowie najczęściej objawiali się właśnie tam, tam też mianowali poprzednią prorokinię. Skoro kula ta pozwala na przebywanie im w świecie śmiertelników, dlaczego nie postawiono na niej świątyni? – zapytała, zerkając na Czarnołuskiego, gdy wspomniał o swojej niewoli. Dlaczego jeszcze nie wyciągnął po nią łapy? Co go obchodziły mieszkające tu smoki? Co go obchodził świat śmiertelników
– A jednak nie wyrywasz się by sięgnąć po wolność. Jaki jest tego powód? Bogowie Wolnych odeszli, nie należysz też do świata śmiertelników, więc jego rozpad nie będzie cię interesował. – powiedziała, zwracając głowę w jego kierunku. – Na tych ziemiach wciąż są smoki, którym zależy na powrocie bogów, ja sama jestem jednym z nich. Możemy pomóc sobie na wzajem. Pomóż mi sprowadzić ich z powrotem, a ja pomogę ci się uwolnić, cokolwiek trzeba będzie zrobić. – powiedziała. Jej głos był stanowczy i zdeterminowany. Dzika nie składała słów na wiatr. Cokolwiek trzeba będzie. Ona do stracenia nie miała już nic. Oni do zyskania mieli wszystko.
- 26 cze 2019, 22:16
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Zagajnik
- Odpowiedzi: 732
- Odsłony: 97090
Dzika stała nad obcym z na wpół rozłozonymi skrzydłami i pyskiem wykrzywionym przez wściekły grymas. Górna warga poniosła się ponownie, odsłaniając zaskakująco białe jak na taką staruchę kły. Naszyjnik z rzeźbionych, dziczych kłów zakołysał się, gdy smoczyca stanęła pewnie na wszystkich, czterech łapach. Tylko Azura pozostawała niewzruszona, powoli mrugając pomarańczowymi ślepiami i nie odrywając ich od nieznajomego. W nim i jego mocy było coś co ją intrygowało, co nie oznaczało, że przestała być ostrożna. Po prostu była mniej wzburzona niż Żółtooka, dla której tak bezsensowne dewastowanie lasu i okolicznej natury było oznaką głupoty i niedojrzałości.
– Jeszcze jeden taki wyskok, a twoja czaszka ozdobi moje legowisko. – zawarczała. – Ten las potrzebował dziesiątek lat by wyrosnąć, a ty zniszczyłeś go w uderzeniu serca. Nie toleruję takiego marnotrawstwa, więc dam ci to jedno i ostatnie ostrzeżenie. – powiedziała, patrząc mu w ślepia, a jej żółte oczy połyskiwały gniewem. Zwężone jak u żbika czarne źrenice śledziły uważnie każdy ruch fioletowołuskiego. – Skąd przylazłeś i czego tu szukasz? – zapytała chłodno, składając skrzydła i cofając się o krok. Dostrzegła jego spojrzenie, jakim obdarzył torbę, ale na razie postanowiła ją zignorować. Lepiej, żeby jej nie denerwował, bo wtedy najpewniej się nią zainteresuje.
– Jeszcze jeden taki wyskok, a twoja czaszka ozdobi moje legowisko. – zawarczała. – Ten las potrzebował dziesiątek lat by wyrosnąć, a ty zniszczyłeś go w uderzeniu serca. Nie toleruję takiego marnotrawstwa, więc dam ci to jedno i ostatnie ostrzeżenie. – powiedziała, patrząc mu w ślepia, a jej żółte oczy połyskiwały gniewem. Zwężone jak u żbika czarne źrenice śledziły uważnie każdy ruch fioletowołuskiego. – Skąd przylazłeś i czego tu szukasz? – zapytała chłodno, składając skrzydła i cofając się o krok. Dostrzegła jego spojrzenie, jakim obdarzył torbę, ale na razie postanowiła ją zignorować. Lepiej, żeby jej nie denerwował, bo wtedy najpewniej się nią zainteresuje.
- 23 cze 2019, 0:27
- Forum: Szklisty Zagajnik
- Temat: Zagajnik
- Odpowiedzi: 732
- Odsłony: 97090
Dzika spoglądała na obcego nieufnie. Był jakiś dziwny. Wyglądał dziwnie, miał przy sobie dziwne przedmioty i jego maddara również była dziwna. Nie widziała nigdy by ktoś trenował z przyznanym przez siebie potworem, wyobrażeniem. Były tego dwa powody: trudno było utrzymać zaklęcie i jednocześnie się przed nim bronić. Twory były marionetkami, jaki był sens walki z nimi, gdy znało się ich każdy ruch, bo i każdy ruch musiał zostać wymyślony przez twórcę? To już trening z kompanem swoim lub obcym miał więcej sensu, bo nawet jeśli znało się przeciwnika, posiadając wolną wolę wciąż mógł czymś zaskoczyć. Co miała na celu to przedstawienie, po za zwykłym szlifowaniem maddary?
Łowczyni skuliła się i pochyliła łeb, warcząc jak wściekł wilk, gdy potwór i jego twórca wrzasnęli donośnie, przekrzykując się wzajemnie. Pisk potwora ranił jej uszy, na dodatek fioletowołuski zdawał się nad nim nie panować. Gdy żywiołak podniósł łapę dała syngal Azurze by miotnęła jakimś zaklęciem w obcego by go rozproszyć. Potwór wszak był jego dziełem, zaklęciem jak każde inne, które zniknie, rozpłynie się gdy odetnie się zasilającą go moc. Nim jednak cienista choćby zdążyła pomyśleć o jakimś sensownym ataku, fioletowy uderzył łapą o podłoże, a ziemia zaczęła drżeć. Drzewa, krzewy, trawy wszystko zaczęło się zapadać. Dzika spięła mięśnie i odruchowo odskoczyła w tył, rozkładając i unosząc skrzydła, by wzbić się w powietrze. Gdy jednak wzięła zamach wszystko ustało, a kurz zaczął opadać.
Łowczyni wyjrzała zza krawędzi uskoku, dostrzegając długie, wężowe cielsko w dole. Wyszczerzyła kły i zeskakując zwinnie po większych kawałach podłoża, w kilku susach znalazła się przy obcym smoku. Poruszała się zwinnie, lekko, balansując ciałem i skrzydłami. Opadła przy fioletowym i niezależnie od tego czy po swoim występie był przytomny czy nie, trzasnęła go zieloną łapą prosto w pysk. Rozprostowała łapę, odginając szpony do tyłu – obcy oberwał więc tylko wnętrzem kończyny, płazem. Cios był szybki i precyzyjnie zadany. Nie zamierzała pochlastać mu pyska, przynajmniej jeszcze nie. Uderzenie z całą pewnością powinno wstrząsnąć łbem, zapiec i zostawić otarcie. Jak na razie pragnęła go obudzić, jeśli był nieprzytomny lub przywołać do porządku, bo z tego co zobaczyła, nie panował ani nad maddarą ani nad sobą samym. Azura pozostawała owinięta dookoła szyi starszej, ale jej poruszające się szybko macki zdradzały, że jest równie poruszona jak jej właścicielka.
Łowczyni skuliła się i pochyliła łeb, warcząc jak wściekł wilk, gdy potwór i jego twórca wrzasnęli donośnie, przekrzykując się wzajemnie. Pisk potwora ranił jej uszy, na dodatek fioletowołuski zdawał się nad nim nie panować. Gdy żywiołak podniósł łapę dała syngal Azurze by miotnęła jakimś zaklęciem w obcego by go rozproszyć. Potwór wszak był jego dziełem, zaklęciem jak każde inne, które zniknie, rozpłynie się gdy odetnie się zasilającą go moc. Nim jednak cienista choćby zdążyła pomyśleć o jakimś sensownym ataku, fioletowy uderzył łapą o podłoże, a ziemia zaczęła drżeć. Drzewa, krzewy, trawy wszystko zaczęło się zapadać. Dzika spięła mięśnie i odruchowo odskoczyła w tył, rozkładając i unosząc skrzydła, by wzbić się w powietrze. Gdy jednak wzięła zamach wszystko ustało, a kurz zaczął opadać.
Łowczyni wyjrzała zza krawędzi uskoku, dostrzegając długie, wężowe cielsko w dole. Wyszczerzyła kły i zeskakując zwinnie po większych kawałach podłoża, w kilku susach znalazła się przy obcym smoku. Poruszała się zwinnie, lekko, balansując ciałem i skrzydłami. Opadła przy fioletowym i niezależnie od tego czy po swoim występie był przytomny czy nie, trzasnęła go zieloną łapą prosto w pysk. Rozprostowała łapę, odginając szpony do tyłu – obcy oberwał więc tylko wnętrzem kończyny, płazem. Cios był szybki i precyzyjnie zadany. Nie zamierzała pochlastać mu pyska, przynajmniej jeszcze nie. Uderzenie z całą pewnością powinno wstrząsnąć łbem, zapiec i zostawić otarcie. Jak na razie pragnęła go obudzić, jeśli był nieprzytomny lub przywołać do porządku, bo z tego co zobaczyła, nie panował ani nad maddarą ani nad sobą samym. Azura pozostawała owinięta dookoła szyi starszej, ale jej poruszające się szybko macki zdradzały, że jest równie poruszona jak jej właścicielka.












