Magia był potężną siłą. Tutaj smoki wykorzystywały ją w najróżniejszy sposób, a jednym z nich było wdzieranie się do cudzej jaźni by przekazać wieści. Obojętny nie lubił tego, drażniło go to, zupełnie jakby ktoś wchodził z brudnymi pazurami w jego prywatność. Nie znał tego głosu, więc tym bardziej był sceptyczny do słów jakie wykreował w jego umyśle nieznajomy. Mimo to, morski ruszył na Skały Pokoju, choćby po to, by nieprzychylnie spojrzeć w pysk wzywającemu.
Dotarł na miejsce po kilku naprawdę długich chwilach. Wdrapawszy się na skały dostrzegł zebranych, a wśród wielu nieznanych pysków, kilka, które już kojarzył. Jego uwagę przykuł jaskrawo ubarwiony smok. Czerwień... pamiętał ją, choć spotkanie było krótkie i bez znaczenia. Dostrzegł też Marę, która z uśmiechem na pysku rozmawiała z czerwono-futrym. Poza tym... młoda, biała samiczka Ognia, którą kojarzył z ceremonii, jej przywódca i... Ach tak, morski. Barwny samczyk, teraz wydawał mu się blady, jak wyschnięty koralowiec. Zapewne jednak, odzyska swoje barwy powracając do wody.
Obojętny nie ruszył się do żadnego ze smoków. Nie podszedł, nie witał się. Przysiadłszy z boku, wyprostowany, spokojny, chłodnym spojrzeniem omiatał zebranych. Wątpił, że długo tu zabawi. Zwabiła go jednak pasja przekazu, tak czysta i silna, że niemal obłudna, tym bardziej, że okraszono ją niepasującą doń obojętnością.
W końcu zatrzymał spojrzenie na czarno-łuskim samcu Ziemi, stojącym wśród zebranych. Przez kilka uderzeń serca przyglądał mu się jakby chciał zapamiętać wyraz jego pyska, tę jedną chwilę. Potem odwrócił wzrok, westchnął i skupił spojrzenie na panoramie terenów stad. Było coś kojącego w tym widoku, więc poddał się temu uczuciu zdając się kompletnie nieobecny, zupełnie jakby go tu nie było.
Znaleziono 63 wyniki
- 08 sty 2018, 13:17
- Forum: Skały Pokoju
- Temat: Młodzi naszą przyszłością.
- Odpowiedzi: 30
- Odsłony: 2181
- 03 sty 2018, 15:56
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Smoczy Grzbiet
- Odpowiedzi: 466
- Odsłony: 79476
Jej, pozostawionej za sobą rodzinie, stadu... czasem nie potrafił być szczery nawet ze sobą. Był chorobliwie podejrzliwy wobec innych. W pierwszej kolejności szukał powodów, by nie ufać, a był to proces długi i innym ciężko było przez niego przebrnąć nie zostając zranionym chłodnym zachowaniem morskiego.
Będąc zupełnie szczerym, Obojętny nigdy nie wyzbył się pisklęcego uporu wobec własnych przekonać. Bał się, że jeżeli jego światopogląd legnie w gruzach, to świat zobaczy jak żałośnie miękki był, pozbawiony muru nieufności i niechęci. Podczas ich poprzedniego spotkania obudziły się w nim nadzieje, naiwne i słodkie jak pierwsza miłość. Może tym właśnie Intencja była? Jednak z biegiem czasu wyciszył w sobie emocje wracając do równowagi, do poczucia, które dobrze znał. To niemożliwe żeby ktoś go pokochał, a więc i on nie kochał nikogo.
Szczerość wystarczyłaby, gdyby tylko oboje potrafili się na nią zdobyć, gdyby potrafili okazać słabość... ale do tego potrzebne było zaufanie więc koło się zamykało, trzymając ich w okowach niedomówień.
Uniósł pysk i zajrzał w jej ślepia. Widząc bijący od nich chłód, niemal równy temu jakim on karmił świat... złagodniał. Cofnął głowę, uwalniając się od dotyku jej łapy.
"Tak wiele bólu który można w prymitywny sposób teraz rozdać."
– Krąg nienawiści... – Mruknął, wykrzywiając pysk w pogardliwym grymasie. – Ciężko się od niego uwolnić. – Nie dla niej jednak była pogardliwa nuta, a dla niego. Przecież i on potrafił świadomie ranić, tylko dlatego, że kiedyś sam został zraniony. O tak, z radością sadysty odpłacał światu pięknym za nadobne.
Jego zachowanie i późniejsze słowa nie miały już nic wspólnego z powagą. Kryły prawdziwe uczucia, choć właściwie... jedno z nich było doskonale widoczne i dosadne. Pragnienie bliskości miało zagłuszyć wszystko, stać się podporą do budowania przedziwnej i zapewne nietrwałej relacji. Ale to nie miało znaczenia.
Popchnęła go, a on zaśmiał się kpiąco.
– Masz manię dominacji. – Stwierdził.
Przez chwilę pomyślał o tym, że od początku swojego istnienia przyciągał do siebie smoki, które chciały go zdominować. Może Płacz miał rację sądząc, że pozycja ofiary mu odpowiada? O bogowie, jakże ogromne poczuł do siebie obrzydzenie. Nie poddał mu się jednak. Nie chciał. Miał Intencję zbyt blisko i czuł, że w jakiś pokrętny sposób należała do niego. Nie chciał wypuścić jej z łap choćby jedynie po to, by czasem zapomnieć o świecie w najbardziej z prymitywnych sposobów.
Rozpalone pożądaniem ślepia na krótką chwilę utkwił w jej pysku. Kryło się w nich jednak coś więcej prócz pragnienia. Błękit błysnął agresją. Uśmiechnął się drapieżnie.
– Miotając się w wodach jeziora właśnie tak wyglądałaś. – Zakpił, korzystając z tego, że przysunęła ucho do jego pyska.
Czując ciepło jej ciała, drażniący ruch, spiął mięśnie, a z jego pyska uciekło warkliwe westchnienie. Uśmiechnął się nieprzytomnie do wiszącego nad nimi stalowo-sinego nieba, które zniknęło przykryte czernią jej skrzydeł. Powietrze szybko rozgrzało się od przyspieszonych oddechów.
Jej głos wezwał go, ale cokolwiek to oznaczało, dla niego miało tylko jeden wydźwięk.
Jego łapy zacisnęły się na jej przedramionach, a wężowe ciało pod jej ciężarem poruszyło niespokojnie, ponaglająco. On nie czuł potrzeby dominacji. Jego dumna nie cierpiała widząc ją, górującą, pragnącą, drapieżną... Schlebiała mu okazując swoje pożądanie, ale nie miał już ochoty na gierki.
Jego pazury zachrzęściły na łusce, kiedy przeciągnął nimi po jej łapach. Z trudem, ale sięgnął jedną z nich do zakręconego rogu smoczycy i pociągnął, by ustawić jej pysk bokiem do swojego. Gorący oddech samca parzył łuski.
– Nie drażnij się ze mną zbyt długo, bo z łowcy staniesz się ofiarą. – Warknął jej do ucha i dało się wyczuć, że się uśmiecha. Sądząc jednak po tym jak bardzo był podniecony nie miał zamiaru rzucać słów na wiatr. Całe jego ciało było spięte, oczekujące i niespokojne, a z pyska wyrywał się płytki, chrapliwy oddech.
Wciąż trzymając jej pysk pod zapewne niewygodnym kątem, lubieżnie przeciągnął jęzorem po jej policzku. Potem puścił, ale jedynie po to, by zacisnąć palce na jej brodzie, rozwierając pazurami pysk. Jego szpony otarły się o ostre kły, by w końcu dotknąć miękkiego jęzora.
Patrzył na nią z pełnym satysfakcji i pożądania uśmiechem, a już za chwilę jego własny język, wsunął się do jej pyska jakby jeden sposób połączenia ciał mu nie wystarczał, albo jakby właśnie rekompensował sobie brak tego najbardziej dosadnego.
Ich oddechy mieszały się, a świat kolejny raz przestał dla Obojętnego istnieć. Intencja stała się teraz wszystkim czego potrzebował.
Będąc zupełnie szczerym, Obojętny nigdy nie wyzbył się pisklęcego uporu wobec własnych przekonać. Bał się, że jeżeli jego światopogląd legnie w gruzach, to świat zobaczy jak żałośnie miękki był, pozbawiony muru nieufności i niechęci. Podczas ich poprzedniego spotkania obudziły się w nim nadzieje, naiwne i słodkie jak pierwsza miłość. Może tym właśnie Intencja była? Jednak z biegiem czasu wyciszył w sobie emocje wracając do równowagi, do poczucia, które dobrze znał. To niemożliwe żeby ktoś go pokochał, a więc i on nie kochał nikogo.
Szczerość wystarczyłaby, gdyby tylko oboje potrafili się na nią zdobyć, gdyby potrafili okazać słabość... ale do tego potrzebne było zaufanie więc koło się zamykało, trzymając ich w okowach niedomówień.
Uniósł pysk i zajrzał w jej ślepia. Widząc bijący od nich chłód, niemal równy temu jakim on karmił świat... złagodniał. Cofnął głowę, uwalniając się od dotyku jej łapy.
"Tak wiele bólu który można w prymitywny sposób teraz rozdać."
– Krąg nienawiści... – Mruknął, wykrzywiając pysk w pogardliwym grymasie. – Ciężko się od niego uwolnić. – Nie dla niej jednak była pogardliwa nuta, a dla niego. Przecież i on potrafił świadomie ranić, tylko dlatego, że kiedyś sam został zraniony. O tak, z radością sadysty odpłacał światu pięknym za nadobne.
Jego zachowanie i późniejsze słowa nie miały już nic wspólnego z powagą. Kryły prawdziwe uczucia, choć właściwie... jedno z nich było doskonale widoczne i dosadne. Pragnienie bliskości miało zagłuszyć wszystko, stać się podporą do budowania przedziwnej i zapewne nietrwałej relacji. Ale to nie miało znaczenia.
Popchnęła go, a on zaśmiał się kpiąco.
– Masz manię dominacji. – Stwierdził.
Przez chwilę pomyślał o tym, że od początku swojego istnienia przyciągał do siebie smoki, które chciały go zdominować. Może Płacz miał rację sądząc, że pozycja ofiary mu odpowiada? O bogowie, jakże ogromne poczuł do siebie obrzydzenie. Nie poddał mu się jednak. Nie chciał. Miał Intencję zbyt blisko i czuł, że w jakiś pokrętny sposób należała do niego. Nie chciał wypuścić jej z łap choćby jedynie po to, by czasem zapomnieć o świecie w najbardziej z prymitywnych sposobów.
Rozpalone pożądaniem ślepia na krótką chwilę utkwił w jej pysku. Kryło się w nich jednak coś więcej prócz pragnienia. Błękit błysnął agresją. Uśmiechnął się drapieżnie.
– Miotając się w wodach jeziora właśnie tak wyglądałaś. – Zakpił, korzystając z tego, że przysunęła ucho do jego pyska.
Czując ciepło jej ciała, drażniący ruch, spiął mięśnie, a z jego pyska uciekło warkliwe westchnienie. Uśmiechnął się nieprzytomnie do wiszącego nad nimi stalowo-sinego nieba, które zniknęło przykryte czernią jej skrzydeł. Powietrze szybko rozgrzało się od przyspieszonych oddechów.
Jej głos wezwał go, ale cokolwiek to oznaczało, dla niego miało tylko jeden wydźwięk.
Jego łapy zacisnęły się na jej przedramionach, a wężowe ciało pod jej ciężarem poruszyło niespokojnie, ponaglająco. On nie czuł potrzeby dominacji. Jego dumna nie cierpiała widząc ją, górującą, pragnącą, drapieżną... Schlebiała mu okazując swoje pożądanie, ale nie miał już ochoty na gierki.
Jego pazury zachrzęściły na łusce, kiedy przeciągnął nimi po jej łapach. Z trudem, ale sięgnął jedną z nich do zakręconego rogu smoczycy i pociągnął, by ustawić jej pysk bokiem do swojego. Gorący oddech samca parzył łuski.
– Nie drażnij się ze mną zbyt długo, bo z łowcy staniesz się ofiarą. – Warknął jej do ucha i dało się wyczuć, że się uśmiecha. Sądząc jednak po tym jak bardzo był podniecony nie miał zamiaru rzucać słów na wiatr. Całe jego ciało było spięte, oczekujące i niespokojne, a z pyska wyrywał się płytki, chrapliwy oddech.
Wciąż trzymając jej pysk pod zapewne niewygodnym kątem, lubieżnie przeciągnął jęzorem po jej policzku. Potem puścił, ale jedynie po to, by zacisnąć palce na jej brodzie, rozwierając pazurami pysk. Jego szpony otarły się o ostre kły, by w końcu dotknąć miękkiego jęzora.
Patrzył na nią z pełnym satysfakcji i pożądania uśmiechem, a już za chwilę jego własny język, wsunął się do jej pyska jakby jeden sposób połączenia ciał mu nie wystarczał, albo jakby właśnie rekompensował sobie brak tego najbardziej dosadnego.
Ich oddechy mieszały się, a świat kolejny raz przestał dla Obojętnego istnieć. Intencja stała się teraz wszystkim czego potrzebował.
- 12 gru 2017, 20:10
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Smoczy Grzbiet
- Odpowiedzi: 466
- Odsłony: 79476
Zaskoczyła go jej reakcja i nie bardzo mu się spodobała. Zabrakło czegoś, czego potrzebował, a nie potrafił powiedzieć wprost – wyrozumiałości. Odsunęła się i nakarmiła go złośliwością, kiedy okazał szczyptę słabości, kiedy na chwilę opuścił gardę.
Poczuł jak trzewia skręcają mu się ni to z irytacji na samego siebie ni z rozczarowania. Intencja mogła widzieć w nim idealnego partnera do zabaw, ale jeśli nie widziała w nim nic poza tym... Może to lepiej?
Przełknął ślinę i zmusił się do uśmiechu. Tym razem zdawał się bardziej przypominać siebie z ich poprzedniego spotkania. Grymas, który wykrzywił mu pysk był kpiący.
Nie skomentował jej docinku, odniósł się natomiast do pytania.
– Sam je uspokoiłem, dla własnego dobra. – Rzeczowy ton i lakoniczne słowa nie tłumaczyły nic, ale nie zamierzał się angażować. Intencja, być może nieświadomie, ale za to skutecznie spłoszyła go kiedy gotów był rozewrzeć muszlę, w której tkwił od wielu, wielu księżyców.
Nie przestał wodzić ogonem po jej grzbiecie, ale zabrał łapę. Zupełnie jakby się wymienili, teraz ona dotknęła jego łuski i zaczęła mówić. Obojętny przyglądał się pyskowi samicy, ale bez wcześniejszej ciekawości. Chłodny błękit błyszczał nieskrywanym pożądaniem, a po pysku błąkał się cyniczny uśmiech. Wewnątrz zaś, Obojętny wrócił do dawnej równowagi, choć słowa smoczycy mu nie pomagały. Słuchając imion, które nic mu nie mówiły, sytuacji, których nigdy nie był świadkiem... czuł się jakby Intencja przeciągnęła go po wybojach swojego życia, o których powinien wiedzieć. Powinien znać te imiona, powinien pamiętać sytuacje. Dziwne to było uczucie. Nieprzyjemne. Sprawiało, ze czuł się winny. A przecież sam zapytał i nie mógł mieć pretensji do nikogo więcej prócz siebie. Był ignorantem, obrzydliwym, samolubnym ignorantem. Zabawne, że tak nieważka rozmowa przypomniała mu o tym tak dobitnie. Tylko, że od dawna nie czuł się winny swojej obojętności wobec świata tak jak teraz. Jednak cokolwiek chodziło mu po głowie, zdusił to, kiedy cofnęła łapę.
Zadała mu pytanie, ale nie odpowiedział na nie. Może porozmawiałby z nią, może podjąłby kwestię zdrad, bólu jaki otrzymała od przywódczyni, wojen w jakich walczyła, ale to niosło za sobą melancholię i pozostawiało gorycz, której ona nie chciała w nim widzieć. Porzucił więc powagę na rzecz zabawy i tego, by być tym, kim chciała by był, kim wolał widzieć siebie.
– Tak wiele bólu... – Stwierdził odrobinę kpiąco, by następnie pieszczotliwie przesunąć ogonem po bliźnie nad jej ogonem, a potem po tylnej łapie. W tym samym momencie dotknął nosem przedniej. Dotykał dokładnie tych samych miejsc, które ona zaznaczała na jego ciele mówiąc o swoich walkach. Robił to nieśpiesznie, drażniąc jej łuski ciepłym oddechem.
Tak prosto było poddać się instynktowi zamiast poddawać się uczuciom. Instynkty rozumiał, uczucia natomiast często pozostawały zagadką. Nie bronił się więc, kiedy zapach jej ciała, jego ciepło zagrało na instynktach.
W końcu nachylił się do nasady szyi i naznaczył ją pociągnięciem języka, którą ona chwilę temu wskazała na jego ciele mówiąc o pierwszej ranie. Z ociąganiem uniósł pysk i lekko ugryzł delikatne miejsce, które kiedyś ktoś chciał rozszarpać. Na sam koniec podniósł na smoczycę spojrzenie, uśmiechnął się krzywo, by ostatecznie przesunąć jęzorem po jej pysku, tym samym całując ostatnie wspomnienie bitew.
– Tak dzielnie go znosiłaś... – Kpił dalej, prosto do jej ucha, kiedy uniósł się na łapach. Potem mocniej zaznaczył zębami bok jej szyi i wydał z siebie niski warkot. – Pomogę ci o nim zapomnieć.
Poczuł jak trzewia skręcają mu się ni to z irytacji na samego siebie ni z rozczarowania. Intencja mogła widzieć w nim idealnego partnera do zabaw, ale jeśli nie widziała w nim nic poza tym... Może to lepiej?
Przełknął ślinę i zmusił się do uśmiechu. Tym razem zdawał się bardziej przypominać siebie z ich poprzedniego spotkania. Grymas, który wykrzywił mu pysk był kpiący.
Nie skomentował jej docinku, odniósł się natomiast do pytania.
– Sam je uspokoiłem, dla własnego dobra. – Rzeczowy ton i lakoniczne słowa nie tłumaczyły nic, ale nie zamierzał się angażować. Intencja, być może nieświadomie, ale za to skutecznie spłoszyła go kiedy gotów był rozewrzeć muszlę, w której tkwił od wielu, wielu księżyców.
Nie przestał wodzić ogonem po jej grzbiecie, ale zabrał łapę. Zupełnie jakby się wymienili, teraz ona dotknęła jego łuski i zaczęła mówić. Obojętny przyglądał się pyskowi samicy, ale bez wcześniejszej ciekawości. Chłodny błękit błyszczał nieskrywanym pożądaniem, a po pysku błąkał się cyniczny uśmiech. Wewnątrz zaś, Obojętny wrócił do dawnej równowagi, choć słowa smoczycy mu nie pomagały. Słuchając imion, które nic mu nie mówiły, sytuacji, których nigdy nie był świadkiem... czuł się jakby Intencja przeciągnęła go po wybojach swojego życia, o których powinien wiedzieć. Powinien znać te imiona, powinien pamiętać sytuacje. Dziwne to było uczucie. Nieprzyjemne. Sprawiało, ze czuł się winny. A przecież sam zapytał i nie mógł mieć pretensji do nikogo więcej prócz siebie. Był ignorantem, obrzydliwym, samolubnym ignorantem. Zabawne, że tak nieważka rozmowa przypomniała mu o tym tak dobitnie. Tylko, że od dawna nie czuł się winny swojej obojętności wobec świata tak jak teraz. Jednak cokolwiek chodziło mu po głowie, zdusił to, kiedy cofnęła łapę.
Zadała mu pytanie, ale nie odpowiedział na nie. Może porozmawiałby z nią, może podjąłby kwestię zdrad, bólu jaki otrzymała od przywódczyni, wojen w jakich walczyła, ale to niosło za sobą melancholię i pozostawiało gorycz, której ona nie chciała w nim widzieć. Porzucił więc powagę na rzecz zabawy i tego, by być tym, kim chciała by był, kim wolał widzieć siebie.
– Tak wiele bólu... – Stwierdził odrobinę kpiąco, by następnie pieszczotliwie przesunąć ogonem po bliźnie nad jej ogonem, a potem po tylnej łapie. W tym samym momencie dotknął nosem przedniej. Dotykał dokładnie tych samych miejsc, które ona zaznaczała na jego ciele mówiąc o swoich walkach. Robił to nieśpiesznie, drażniąc jej łuski ciepłym oddechem.
Tak prosto było poddać się instynktowi zamiast poddawać się uczuciom. Instynkty rozumiał, uczucia natomiast często pozostawały zagadką. Nie bronił się więc, kiedy zapach jej ciała, jego ciepło zagrało na instynktach.
W końcu nachylił się do nasady szyi i naznaczył ją pociągnięciem języka, którą ona chwilę temu wskazała na jego ciele mówiąc o pierwszej ranie. Z ociąganiem uniósł pysk i lekko ugryzł delikatne miejsce, które kiedyś ktoś chciał rozszarpać. Na sam koniec podniósł na smoczycę spojrzenie, uśmiechnął się krzywo, by ostatecznie przesunąć jęzorem po jej pysku, tym samym całując ostatnie wspomnienie bitew.
– Tak dzielnie go znosiłaś... – Kpił dalej, prosto do jej ucha, kiedy uniósł się na łapach. Potem mocniej zaznaczył zębami bok jej szyi i wydał z siebie niski warkot. – Pomogę ci o nim zapomnieć.
- 10 gru 2017, 21:44
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Smoczy Grzbiet
- Odpowiedzi: 466
- Odsłony: 79476
Dostrzegłszy jej wzburzenie, uśmiechnął się z przekorą. Lubił się z nią droczyć, ale miał wrażenie, że wydoroślała od ich ostatniego spotkania. Była bardziej pewna siebie, i zupełnie świadomie go prowokowała, ale to może dlatego, że przez kilka słów jakie dzisiaj padło była pewna jego? Miał chęć nazwać ją naiwną. Z taką ufnością zdecydowała się wdepnąć w coś, co jego przerażało. Jednak czy nie byłby wtedy hipokrytą? Przecież gdzieś głęboko w zwykle nieporuszonym sercu tlił się ogień przeznaczony specjalnie dla niej. Czy to nie naiwne ufać komuś tylko dlatego, że przy tym kimś serce zaczyna bić mocniej?
Przez jedną, krótką chwilę pomyślał o Płaczu i przeszył go chłodny dreszcz. Zacisnął szczęki i odetchnął powoli, by pozbyć się niepotrzebnego wspomnienia. Z pomocą przyszła mu nieoczekiwana czułość. Gest smoczycy skutecznie zdusił chłód. Sprawił, że lekko przymknął oczy, wyraźnie czerpiąc przyjemność z dotyku.
– To się okaże... z czasem. – Odparł powoli i czuć było, że faktycznie podchodzi do tego poważnie. Na chwilę bowiem, w jego ślepiach pojawił się dziwny cień. Zupełnie jakby przeżywał na nowo jakieś odległe wspomnienie. Cień zniknął jednak, kiedy pazury smoczycy z cichym chrzęstem przesunęły się po jego łusce, sprawiając, że spojrzał Dirlilth w oczy całkiem przytomnie. Uśmiechnął się pobłażliwie, nieświadomie sprawiając wrażenie dużo bardziej zmęczonego i doświadczonego.
To oczywiste, że nikt prócz niego nie zweryfikuje jej szczerości, ale na to potrzeba było czasu i on zamierzał go sobie dać, nawet jeśli obawiał się, że to wszystko jest kolejnym nietrafionym wyborem. Dziwił się jednak tej jej szczerości, temu z jaką ufnością podchodziła do niego. Wyglądała jakby żadne obawy nie zaprzątały jej myśli. Była tak pewna jego intencji?
Przez chwilę dzieliło ich milczenie. Dostrzegł zmianę jaka zaszła w jego towarzyszce kiedy wyjawił swoje imię. Nie wiedział dlaczego, ale Intencja wydawała mu się wtedy smutna. Gdy więc znów na niego spojrzała, on już od kilku chwil patrzył na jej posagowy profil. W chłodnych, błękitnych ślepiach samca pojawił się cień zatroskania. Widać jednak było, że chciał to ukryć. Nie skomentował więc jej zachowania.
– Myślę, że kiedyś bardziej przypominałem Sztorm. – Uśmiechnął się kpiąco. – Ale podoba mi się, że tak sądzisz.
Podobało mu się też jak jego imię brzmiało wypowiadane jej głosem, ale tego nie zdecydował się powiedzieć. Zachował dla siebie samolubną myśl.
Jego uwadze nie uszło spięcie mięśni, kiedy zuchwale przesuwał ogonem po jej ciele. Nie mógł odmówić sobie złośliwego, lekko kpiącego uśmiechu satysfakcji. Wprawdzie pozwolił, by splotła ich ogony, ale to nie przeszkadzało mu przed ułożeniem się na boku i wodzeniu łapą po gładkiej łusce u nasady jej szyi.
Więc nie pomylił się sądząc, że Intencja była wojownikiem. A choć pochwaliła jego spostrzegawczość, on nie sądził, by jej profesja była trudna do wydedukowania. Całą sobą cienista zdawała się mówić o sile i niebezpieczeństwie. Od przenikliwego spojrzenia ślepi, po drapieżny uśmiech i ostrzegawczo nastroszone kolce.
– Opowiedz o swoich bitwach. – Mruknął nagle, leniwie przesuwając pazurami po jej łusce. Z rozmysłem, łagodnie wyswobodził ogon, tylko po to, by prowokacyjnie raz jeszcze wodzić jego końcówką tuż nad blizną. Wyraz jego pyska jasno sugerował, że doskonale zdaje sobie sprawę z jej reakcji i zwyczajnie się z nią droczy. Wynagradzał jednak tę drobną złośliwość własnym głębszym oddechem i przeszywającym spojrzeniem, które jasno sugerowało, że niezwykle podoba mu się to, co widzi.
Przez jedną, krótką chwilę pomyślał o Płaczu i przeszył go chłodny dreszcz. Zacisnął szczęki i odetchnął powoli, by pozbyć się niepotrzebnego wspomnienia. Z pomocą przyszła mu nieoczekiwana czułość. Gest smoczycy skutecznie zdusił chłód. Sprawił, że lekko przymknął oczy, wyraźnie czerpiąc przyjemność z dotyku.
– To się okaże... z czasem. – Odparł powoli i czuć było, że faktycznie podchodzi do tego poważnie. Na chwilę bowiem, w jego ślepiach pojawił się dziwny cień. Zupełnie jakby przeżywał na nowo jakieś odległe wspomnienie. Cień zniknął jednak, kiedy pazury smoczycy z cichym chrzęstem przesunęły się po jego łusce, sprawiając, że spojrzał Dirlilth w oczy całkiem przytomnie. Uśmiechnął się pobłażliwie, nieświadomie sprawiając wrażenie dużo bardziej zmęczonego i doświadczonego.
To oczywiste, że nikt prócz niego nie zweryfikuje jej szczerości, ale na to potrzeba było czasu i on zamierzał go sobie dać, nawet jeśli obawiał się, że to wszystko jest kolejnym nietrafionym wyborem. Dziwił się jednak tej jej szczerości, temu z jaką ufnością podchodziła do niego. Wyglądała jakby żadne obawy nie zaprzątały jej myśli. Była tak pewna jego intencji?
Przez chwilę dzieliło ich milczenie. Dostrzegł zmianę jaka zaszła w jego towarzyszce kiedy wyjawił swoje imię. Nie wiedział dlaczego, ale Intencja wydawała mu się wtedy smutna. Gdy więc znów na niego spojrzała, on już od kilku chwil patrzył na jej posagowy profil. W chłodnych, błękitnych ślepiach samca pojawił się cień zatroskania. Widać jednak było, że chciał to ukryć. Nie skomentował więc jej zachowania.
– Myślę, że kiedyś bardziej przypominałem Sztorm. – Uśmiechnął się kpiąco. – Ale podoba mi się, że tak sądzisz.
Podobało mu się też jak jego imię brzmiało wypowiadane jej głosem, ale tego nie zdecydował się powiedzieć. Zachował dla siebie samolubną myśl.
Jego uwadze nie uszło spięcie mięśni, kiedy zuchwale przesuwał ogonem po jej ciele. Nie mógł odmówić sobie złośliwego, lekko kpiącego uśmiechu satysfakcji. Wprawdzie pozwolił, by splotła ich ogony, ale to nie przeszkadzało mu przed ułożeniem się na boku i wodzeniu łapą po gładkiej łusce u nasady jej szyi.
Więc nie pomylił się sądząc, że Intencja była wojownikiem. A choć pochwaliła jego spostrzegawczość, on nie sądził, by jej profesja była trudna do wydedukowania. Całą sobą cienista zdawała się mówić o sile i niebezpieczeństwie. Od przenikliwego spojrzenia ślepi, po drapieżny uśmiech i ostrzegawczo nastroszone kolce.
– Opowiedz o swoich bitwach. – Mruknął nagle, leniwie przesuwając pazurami po jej łusce. Z rozmysłem, łagodnie wyswobodził ogon, tylko po to, by prowokacyjnie raz jeszcze wodzić jego końcówką tuż nad blizną. Wyraz jego pyska jasno sugerował, że doskonale zdaje sobie sprawę z jej reakcji i zwyczajnie się z nią droczy. Wynagradzał jednak tę drobną złośliwość własnym głębszym oddechem i przeszywającym spojrzeniem, które jasno sugerowało, że niezwykle podoba mu się to, co widzi.
- 06 gru 2017, 23:48
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Smoczy Grzbiet
- Odpowiedzi: 466
- Odsłony: 79476
"Pokaż więc, może uda ci się za mną nadążyć."
Uśmiechnął się na te słowa, drapieżnie i z wyższością. Zupełnie jakby prowokował ją, by faktycznie musiał postarać się, by jej dorównać w... czymkolwiek. Wiedział przecież, że cienista nie lubiła oddawać pola bez walki, nawet jeśli były momenty, kiedy jej spojrzenie bliższe było nieśmiałej młódki niż silnej wojowniczki.
Obserwował jak z niewymuszonym dostojeństwem kładzie się na skałach, jakby właśnie wzięła je w posiadanie. Nie mógł powstrzymać uśmiechu satysfakcji, kiedy w głowie pojawiła się myśl "uczyniłem ją moją." Jednak dziwna duma, która mieszała się z masą innych uczuć, obawą, pożądaniem, sympatią... zniknęła, kiedy samiczka odezwała się kolejny raz, tym razem po prostu się przedstawiając.
Roześmiał się. Tak, śmiał się z jej imienia, ale nie złośliwie. Po prostu zupełnie mu do niej nie pasowało. Tak jak pierwsze nic mu nie mówiło, przydomek wydawał się całkiem adekwatny, tak ostatniego nie mógł do niej dopasować. I w tamtej chwili nawet przez myśl nie przeszło mu, że być może właśnie imię ma niezwykle pasujące. Może miała naturę manipulatora i kłamcy? Ale nie pomyślał o tym, chcąc widzieć ją szczerą wobec siebie. Nic nie mógł na to poradzić, przynajmniej w tamtej chwili. Podjął pewne kroki, wytłumaczył sobie pewne kwestie i teraz musiał mierzyć się z konsekwencjami.
Zbliżył się do niej, spoglądając w jej oczy z leniwym uśmiechem, który zastąpił bezczelne szczerzenie kłów.
– Ukryta Intencja. – Wymówił powoli, niskim, mruczącym głosem, choć jego ślepia wciąż roziskrzone były rozbawieniem. – Ładnie, choć mi bardziej podobałyby się szczere intencje. – Choć mówił żartobliwym tonem, to podkreślił ostatnie słowa w nieoczywisty sposób przekazując cienistej swoje oczekiwania. Potem usiadł obok niej, ledwie tylko stykając swój bok z jej bokiem. Miał ochotę znów sprawić, by topniała w jego uścisku, by jej oddech parzył mu łuski, ale nie wykonał ku temu żadnego kroku, choć wiedział, że by mu nie odmówiła. Uznał jednak, że nim znów pozwolą sobie na zapomnienie, najpierw uczynią siebie godnymi zapamiętania i wszystkich tych uniesień.
Spojrzał na zasnute mgłą jezioro wsłuchując się we własny ciężki oddech. Jakkolwiek rozmowa o imionach byłaby... żenująca, on zdawał się czuć całkiem swobodnie, swobodniej nawet niż wtedy, gdy wyciągnął ją z wody i złośliwie żartował.
Spojrzał na nią gdy zapytała. Uśmiechnął się krzywo i z wolna kiwnął głową.
– Nadano mi imię Sztorm. Tutaj natomiast przyjąłem imię Obojętny Kolec i jak na razie przy nim pozostaję. – Odpowiedział, na dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na jej pysku. Nawiedziła go naiwnie romantyczna myśl, że jej oczy rozświetlone blaskiem dnia zyskują nowy wymiar piękna. Były zupełnie inne niż te, które zapamiętał z ostatniego spotkania. Czystsze, łagodniejsze.
– Teoretycznie szkolę się na łowcę. – Dodał po chwili, a potem przesunął końcówką ogona po bliźnie u nasady jej ogona. Zapamiętał to miejsce i teraz wykorzystał do poparcia swojej teorii. – Ty, jak wnioskuję po szramach i posturze jesteś wojownikiem... – Przesunął ogonem po jej tylnej łapie, jak gdyby nigdy nic.
Uśmiechnął się na te słowa, drapieżnie i z wyższością. Zupełnie jakby prowokował ją, by faktycznie musiał postarać się, by jej dorównać w... czymkolwiek. Wiedział przecież, że cienista nie lubiła oddawać pola bez walki, nawet jeśli były momenty, kiedy jej spojrzenie bliższe było nieśmiałej młódki niż silnej wojowniczki.
Obserwował jak z niewymuszonym dostojeństwem kładzie się na skałach, jakby właśnie wzięła je w posiadanie. Nie mógł powstrzymać uśmiechu satysfakcji, kiedy w głowie pojawiła się myśl "uczyniłem ją moją." Jednak dziwna duma, która mieszała się z masą innych uczuć, obawą, pożądaniem, sympatią... zniknęła, kiedy samiczka odezwała się kolejny raz, tym razem po prostu się przedstawiając.
Roześmiał się. Tak, śmiał się z jej imienia, ale nie złośliwie. Po prostu zupełnie mu do niej nie pasowało. Tak jak pierwsze nic mu nie mówiło, przydomek wydawał się całkiem adekwatny, tak ostatniego nie mógł do niej dopasować. I w tamtej chwili nawet przez myśl nie przeszło mu, że być może właśnie imię ma niezwykle pasujące. Może miała naturę manipulatora i kłamcy? Ale nie pomyślał o tym, chcąc widzieć ją szczerą wobec siebie. Nic nie mógł na to poradzić, przynajmniej w tamtej chwili. Podjął pewne kroki, wytłumaczył sobie pewne kwestie i teraz musiał mierzyć się z konsekwencjami.
Zbliżył się do niej, spoglądając w jej oczy z leniwym uśmiechem, który zastąpił bezczelne szczerzenie kłów.
– Ukryta Intencja. – Wymówił powoli, niskim, mruczącym głosem, choć jego ślepia wciąż roziskrzone były rozbawieniem. – Ładnie, choć mi bardziej podobałyby się szczere intencje. – Choć mówił żartobliwym tonem, to podkreślił ostatnie słowa w nieoczywisty sposób przekazując cienistej swoje oczekiwania. Potem usiadł obok niej, ledwie tylko stykając swój bok z jej bokiem. Miał ochotę znów sprawić, by topniała w jego uścisku, by jej oddech parzył mu łuski, ale nie wykonał ku temu żadnego kroku, choć wiedział, że by mu nie odmówiła. Uznał jednak, że nim znów pozwolą sobie na zapomnienie, najpierw uczynią siebie godnymi zapamiętania i wszystkich tych uniesień.
Spojrzał na zasnute mgłą jezioro wsłuchując się we własny ciężki oddech. Jakkolwiek rozmowa o imionach byłaby... żenująca, on zdawał się czuć całkiem swobodnie, swobodniej nawet niż wtedy, gdy wyciągnął ją z wody i złośliwie żartował.
Spojrzał na nią gdy zapytała. Uśmiechnął się krzywo i z wolna kiwnął głową.
– Nadano mi imię Sztorm. Tutaj natomiast przyjąłem imię Obojętny Kolec i jak na razie przy nim pozostaję. – Odpowiedział, na dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na jej pysku. Nawiedziła go naiwnie romantyczna myśl, że jej oczy rozświetlone blaskiem dnia zyskują nowy wymiar piękna. Były zupełnie inne niż te, które zapamiętał z ostatniego spotkania. Czystsze, łagodniejsze.
– Teoretycznie szkolę się na łowcę. – Dodał po chwili, a potem przesunął końcówką ogona po bliźnie u nasady jej ogona. Zapamiętał to miejsce i teraz wykorzystał do poparcia swojej teorii. – Ty, jak wnioskuję po szramach i posturze jesteś wojownikiem... – Przesunął ogonem po jej tylnej łapie, jak gdyby nigdy nic.
- 27 lis 2017, 19:51
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Smoczy Grzbiet
- Odpowiedzi: 466
- Odsłony: 79476
Siła jej spojrzenia wywołała w nim przyjemne uczucie ekscytacji. Tęsknił za tym. Chciał widzieć ją taką. Chciał widzieć ją silną, bo sam był egoistą. Nie zniósłby myśli, że będzie pokładać w nim wszystkie nadzieje. Nienawidził odpowiedzialności za innych. Nie miał przyjaciół. Na własne życzenie, choć czasem żałował. I teraz... albo będzie żałował, albo wszystko okaże się kolejną smutną farsą.
Nieznajoma robiła uniki, ale... on również je robił. Ona robiła je, według niego, mniej sprawnie, ale w pokrętny sposób ta nieoczywista siła mu odpowiadała. Nie uciekła, nie wycofała się, kiedy dostała sygnał, by tego nie robić. Ale gdy się zastanowił, to przecież nigdy tego nie zrobiła. Nie cofnęła się nawet wtedy, gdy bezczelnie ją uwiódł. Dała mu tyle samo ile on dał jej. Nic nie byli sobie winni. Byli siebie warci.
Ta myśl go rozbawiła, ale to nie czas na durne szczerzenie kłów.
Powietrze było naelektryzowane, między ich ciałami skakały iskry pragnień, niedopowiedzeń i zawoalowanej agresji. Ta ostatnia jednak zniknęła zupełnie, kiedy nieznajoma złagodniała.
– To, co poczułem, nie ma znaczenia. – Zadrwił, złośliwie odnosząc się do jej poprzednich słów, a potem szepnął, uprzednio nachyliwszy się do jej ucha. – Nie masz pojęcia jaki jestem. – W jego głosie nie było tak wyraźnego napięcia jak poprzednio. Najwyraźniej uspokoiła go swoimi słowami, czy raczej wyraźnym przekazem, którego się nie wstydziła. – Ale, pokażę ci. I lepiej dla ciebie żeby to nie poszło na marne, bo nie skoczyłbym za wrogiem. – W złowróżbnych słowach pojawił się uśmiech. Potem mogła poczuć ciepły jęzor na swojej szyi i delikatny dreszcz, który wstrząsnął jego ciałem, kiedy jego pierś przywarła do niej na kilka chwil. Odetchnął głębiej, jakby właśnie pozbył się jakiegoś ciężaru.
Nie spodziewał się, że świadomość jej zainteresowania, jej pragnienia, by była dla niego kimś wyjątkowym, sprawi mu satysfakcję. Nie mogła tego zobaczyć, ale mimo to, albo może właśnie dlatego, cholernie bał się następstw swoich wyborów. Bo nie rzucał słów na wiatr i w myślach błagał los, by tym razem dokonał dobrego.
Cofnął się, a cienista mogła dostrzec jak pysk przecina mu znajomy, szelmowski uśmiech. Ślepia, które zwykle karmiły świat zimną obojętnością, teraz spoglądały na nią z uznaniem, może nawet sympatią.
– Jak masz na imię?
Nieznajoma robiła uniki, ale... on również je robił. Ona robiła je, według niego, mniej sprawnie, ale w pokrętny sposób ta nieoczywista siła mu odpowiadała. Nie uciekła, nie wycofała się, kiedy dostała sygnał, by tego nie robić. Ale gdy się zastanowił, to przecież nigdy tego nie zrobiła. Nie cofnęła się nawet wtedy, gdy bezczelnie ją uwiódł. Dała mu tyle samo ile on dał jej. Nic nie byli sobie winni. Byli siebie warci.
Ta myśl go rozbawiła, ale to nie czas na durne szczerzenie kłów.
Powietrze było naelektryzowane, między ich ciałami skakały iskry pragnień, niedopowiedzeń i zawoalowanej agresji. Ta ostatnia jednak zniknęła zupełnie, kiedy nieznajoma złagodniała.
– To, co poczułem, nie ma znaczenia. – Zadrwił, złośliwie odnosząc się do jej poprzednich słów, a potem szepnął, uprzednio nachyliwszy się do jej ucha. – Nie masz pojęcia jaki jestem. – W jego głosie nie było tak wyraźnego napięcia jak poprzednio. Najwyraźniej uspokoiła go swoimi słowami, czy raczej wyraźnym przekazem, którego się nie wstydziła. – Ale, pokażę ci. I lepiej dla ciebie żeby to nie poszło na marne, bo nie skoczyłbym za wrogiem. – W złowróżbnych słowach pojawił się uśmiech. Potem mogła poczuć ciepły jęzor na swojej szyi i delikatny dreszcz, który wstrząsnął jego ciałem, kiedy jego pierś przywarła do niej na kilka chwil. Odetchnął głębiej, jakby właśnie pozbył się jakiegoś ciężaru.
Nie spodziewał się, że świadomość jej zainteresowania, jej pragnienia, by była dla niego kimś wyjątkowym, sprawi mu satysfakcję. Nie mogła tego zobaczyć, ale mimo to, albo może właśnie dlatego, cholernie bał się następstw swoich wyborów. Bo nie rzucał słów na wiatr i w myślach błagał los, by tym razem dokonał dobrego.
Cofnął się, a cienista mogła dostrzec jak pysk przecina mu znajomy, szelmowski uśmiech. Ślepia, które zwykle karmiły świat zimną obojętnością, teraz spoglądały na nią z uznaniem, może nawet sympatią.
– Jak masz na imię?
- 27 lis 2017, 18:36
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Smoczy Grzbiet
- Odpowiedzi: 466
- Odsłony: 79476
Z pewnej perspektywy można było sądzić, że Obojetny ze swoim podejściem do życia trafił do kompletnie nieodpowiedniego stada. Z tak silnie zakorzenionym strachem przed okazaniem słabości byłby doskonałym nabytkiem. Gdy tu trafił, ktoś z giętkim umysłem łatwo mógł zrobić z niego pozbawioną uczuć maszynę do zabijania. A jednak przydarzyło mu się coś zupełnie innego. Trafił w wir zdarzeń, które namieszały mu w głowie, sprawiając, że od wielu, wielu księzyców był rozdarty pomiędzy dawnymi przyzwyczajeniami, a naiwną wiarą w nowy początek. Tylko nowego początku wciąż nie widział na horyzoncie. Sentymentalny i naiwny.
Zignorował jej słowa o bohaterstwie, bo nie miały najmniejszego znaczenia w obliczu jej zachowania.
Speszyła się i nie toego oczekiwał. I próbowała zmienić temat. A przecież tak naprawdę ion miał pewne... oczekiwania. Wystarczająco to okazał. Liczył więc, że gdyby powiedziała głośno to, co chodziło im po łbach, musiałby się zmierzyć z tymi słowami i własnymi pragnieniami. Tak się jednak nie stało. Może to lepiej? Może lepiej było, gdyby zdusił wszystko w zarodku?
– Czyżby? – Zmrużył ślepia, a ich spojrzenie stało się przeszywające, jakby dusił w sobie irytację. Patrzył wprost w jej oczy, zdając się mówić, że nie powinna z nim igrać, że w tym momencie nie ma na to najmniejszej ochoty.
W jednej chwili znalazł się bardzo blisko, niemal przygniatając ją do skały, którą miała za grzbietem. Zwiesił nad nią głowę, lekko przekręcając w bok. Wyglądał jakby chciał samym tylko spojrzeniem wydrzeć myśli z jej głowy.
– Nie jesteś szczera ze sobą więc dlaczego chcesz, żebym to ja był szczery z tobą? – Syknął i choć w nos drażniła go słodka woń jej ciała, nie cofnął się nawet o krok. Ta sytuacja przypominała mu inną. Dlaczego samice były takie... głupie? Dlaczego sądziły, że wystarczy podwinąć ogon, załkać, a każdy będzie rozdzierał sobie serce jedynie po to, by ukoić ich smutek? W tym momencie nie widział w cienistej silnej wojowniczki, którą była. Widział w niej smoczycę, która mu się poddała, która miała wobec niego oczekiwania, ale była zbyt słaba, by powiedzieć o nich wprost. Był hipokrytą? Tak, ale nie dbał o to. Minął czas, kiedy to on śmiało otwierał przed innymi serce. Przyrzekł sobie, że teraz by w nie zajrzeć, ktoś musi własne wydrzeć sobie z piersi i wepchnąc mu w łapy. Smoczyce były głupie, ale czyż on nie był głupszy, że mimo wszystko nie potrafił rezygnować z kogoś, kto próbował do niego dotrzeć?
Zignorował jej słowa o bohaterstwie, bo nie miały najmniejszego znaczenia w obliczu jej zachowania.
Speszyła się i nie toego oczekiwał. I próbowała zmienić temat. A przecież tak naprawdę ion miał pewne... oczekiwania. Wystarczająco to okazał. Liczył więc, że gdyby powiedziała głośno to, co chodziło im po łbach, musiałby się zmierzyć z tymi słowami i własnymi pragnieniami. Tak się jednak nie stało. Może to lepiej? Może lepiej było, gdyby zdusił wszystko w zarodku?
– Czyżby? – Zmrużył ślepia, a ich spojrzenie stało się przeszywające, jakby dusił w sobie irytację. Patrzył wprost w jej oczy, zdając się mówić, że nie powinna z nim igrać, że w tym momencie nie ma na to najmniejszej ochoty.
W jednej chwili znalazł się bardzo blisko, niemal przygniatając ją do skały, którą miała za grzbietem. Zwiesił nad nią głowę, lekko przekręcając w bok. Wyglądał jakby chciał samym tylko spojrzeniem wydrzeć myśli z jej głowy.
– Nie jesteś szczera ze sobą więc dlaczego chcesz, żebym to ja był szczery z tobą? – Syknął i choć w nos drażniła go słodka woń jej ciała, nie cofnął się nawet o krok. Ta sytuacja przypominała mu inną. Dlaczego samice były takie... głupie? Dlaczego sądziły, że wystarczy podwinąć ogon, załkać, a każdy będzie rozdzierał sobie serce jedynie po to, by ukoić ich smutek? W tym momencie nie widział w cienistej silnej wojowniczki, którą była. Widział w niej smoczycę, która mu się poddała, która miała wobec niego oczekiwania, ale była zbyt słaba, by powiedzieć o nich wprost. Był hipokrytą? Tak, ale nie dbał o to. Minął czas, kiedy to on śmiało otwierał przed innymi serce. Przyrzekł sobie, że teraz by w nie zajrzeć, ktoś musi własne wydrzeć sobie z piersi i wepchnąc mu w łapy. Smoczyce były głupie, ale czyż on nie był głupszy, że mimo wszystko nie potrafił rezygnować z kogoś, kto próbował do niego dotrzeć?
- 25 lis 2017, 18:31
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Smoczy Grzbiet
- Odpowiedzi: 466
- Odsłony: 79476
Nie był pewny co popchnęł go do tego, by ją uratować. Najprawdopodobniej to, że tak należało. Gdy targał bezwładne ciało Mary na tereny Wody, również nie myślał o tym akcje jako o czymś niezwykłym. Tak należało, bo nikt nie zasługuje na śmierć w bezsensowny sposób, również nieznajoma cienista. A moze nawet ona bardziej.
Spojrzał jej w pysk i dostrzegł to, co nie raz gościło na jego własnym.
Brzydziła się sobą.
W pierwszej chwili nie pojął tego grymasu, nie powiązał go z zaistniałą sytuacją. Chciała umrzeć? Nieświadomie uratował ją przed pochopnymi wyborami?
Trzewia ścisnęła mu nieokreślona obawa i gdzieś w głębi jego umysłu rozpaliła się iskra gniewu. Po chwili jednak okazało się, że nieznajoma po prostu nie chciała być mu dłużna. To akurat doskonale rozumiał, on również unikał sytuacji, w któych mógłby stać się czyimś dłużnikiem. I już otwierał pysk, by odpowiedzieć, zapewnić, że tak naprawdę nie potrzebuje nawet jej wdzięczności, bo przecież był zwyczajnie w dobrym miejscu i czasie, ale wtedy padło pytanie.
Zatrzasnął paszczę, patrząc na jej profil w zamyśleniu. Zaskoczyła go, ale nie wytrąciła z równowagi. Czas odmierzał cichy plusk spływających z ich ciał kropel wody.
Może mu się wydawało, ale miał wrażenie, że kryje się w tym pytaniu drugie dno. Że smoczyca chciała usłyszeć bardzko konkretne słowa. Ale czy on mógł nimi szastać z taką łatwością?
Była dla niego kimś wyjątkowym? W pewnym sensie... Często gościła w jego myślach, częsciej niż sam by tego chciał, ale wystrzegał się podobnych emocji, wiedząc jak bywają zgubne. A teraz, stawał przed przedziwnym wyborem.
Nie nawykł do myśli, że mógłby dzielić z kimś życie, po prostu nigdy nie przyszło mu na myśl, by ktoś tego chciał, ale czy on chciał? Czy chciał uczynić kogoś wyjątkowym dla siebie?
– Również bym skoczył. – Przynał, bo tak brzmiała prawda. – Ale nie to chciałaś usłyszeć. – Stwierdził, bez cienia zażenowania. Jego głos stał się głębszy, łagodniejszy. Zbliżył się, a gdy znów zabrał głos, zniżył ton do mrukliwszego, cieplejszego, jakby chciał jedynie tym przekazać, że nie ma zamiaru jej skrzywdzić. Błekitne ślepia szukały jej spojrzenia i były niepokojąco poważne.
– Co chciałaś usłyszeć?
Spojrzał jej w pysk i dostrzegł to, co nie raz gościło na jego własnym.
Brzydziła się sobą.
W pierwszej chwili nie pojął tego grymasu, nie powiązał go z zaistniałą sytuacją. Chciała umrzeć? Nieświadomie uratował ją przed pochopnymi wyborami?
Trzewia ścisnęła mu nieokreślona obawa i gdzieś w głębi jego umysłu rozpaliła się iskra gniewu. Po chwili jednak okazało się, że nieznajoma po prostu nie chciała być mu dłużna. To akurat doskonale rozumiał, on również unikał sytuacji, w któych mógłby stać się czyimś dłużnikiem. I już otwierał pysk, by odpowiedzieć, zapewnić, że tak naprawdę nie potrzebuje nawet jej wdzięczności, bo przecież był zwyczajnie w dobrym miejscu i czasie, ale wtedy padło pytanie.
Zatrzasnął paszczę, patrząc na jej profil w zamyśleniu. Zaskoczyła go, ale nie wytrąciła z równowagi. Czas odmierzał cichy plusk spływających z ich ciał kropel wody.
Może mu się wydawało, ale miał wrażenie, że kryje się w tym pytaniu drugie dno. Że smoczyca chciała usłyszeć bardzko konkretne słowa. Ale czy on mógł nimi szastać z taką łatwością?
Była dla niego kimś wyjątkowym? W pewnym sensie... Często gościła w jego myślach, częsciej niż sam by tego chciał, ale wystrzegał się podobnych emocji, wiedząc jak bywają zgubne. A teraz, stawał przed przedziwnym wyborem.
Nie nawykł do myśli, że mógłby dzielić z kimś życie, po prostu nigdy nie przyszło mu na myśl, by ktoś tego chciał, ale czy on chciał? Czy chciał uczynić kogoś wyjątkowym dla siebie?
– Również bym skoczył. – Przynał, bo tak brzmiała prawda. – Ale nie to chciałaś usłyszeć. – Stwierdził, bez cienia zażenowania. Jego głos stał się głębszy, łagodniejszy. Zbliżył się, a gdy znów zabrał głos, zniżył ton do mrukliwszego, cieplejszego, jakby chciał jedynie tym przekazać, że nie ma zamiaru jej skrzywdzić. Błekitne ślepia szukały jej spojrzenia i były niepokojąco poważne.
– Co chciałaś usłyszeć?
- 15 lis 2017, 19:37
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Smoczy Grzbiet
- Odpowiedzi: 466
- Odsłony: 79476
W gęstej mgle ciężko było coś dostrzec, ale w lepkiej ciszy popołudnia łopot skrzydeł był doskonale słyszalny. Obojętny z ociąganiem otworzył ślepia, by dostrzec jak wzburzając mgłę i rozcinając szponami taflę wody, mknęła w jego kierunku znajoma sylwetka. Uniósł głowę nie do końca wierząc własnym zmysłom, ale... tak. Jaskrawe łuski, których fakturę doskonale pamiętał, pamiętał nawet ich smak, wyraźnie odcinały się na tle bieli... Nie mylił się. Nieznajoma-znajoma szybowała tuż nad wodą niesiona majestatycznymi, połyskliwymi skrzydłami. Lecz nim zdążył choćby skonfrontować się z uczuciami jakie ogarnęły go na jej widok, głośny plusk otrzeźwił uśpione instynkty.
Bez zastanowienia skoczył w wodę. Chłód uderzył w niego nieprzyjemną falą, ale już po chwili co innego rozgrzewało jego ciało – gniew.
Pośród kotłującej się wody dostrzegł wężowe ciało potwora, który mocno oplótł przedramię smoczycy i ciągnął ją w głębiny. Obojętny odruchowo nastroszył pióropusz kolców i obnażył kły. Nie wahał się, a dosłownie jedno mrugnięcie okiem później, wodę zabarwił szkarłat. Potwór zwinął się w bólu, kiedy kły samca zatrzasnęły się na śliskim ciele. Czerwień utrudniała widok, ale morski zdawał się doskonale wiedzieć, co robi.
Uścisk na łapie smoczycy zelżał, ale zamiast tego mogła poczuć, jak łapy samca chwytają ją w talii, jak jego ciało wężowym ruchem ociera się o jej grzbiet gdy wyciągał ją z chmury czerwieni.
– Do brzegu. – Zimny, rozkazujący ton smagnął jej jaźń, ale morski jej nie puścił. Nie był pewny, czy potrafiła pływać. Jeśli nie, utonie jeśli ją puści. Pchnął ją więc ku górze, a gdy głowa przebiła taflę wody, odeskortował ją do samego brzegu z jej pomocą lub bez.
Bestia nie ruszyła w pogoń, najwyraźniej zbyt zaskoczona bólem i liczebną przewagą wroga. Obojętny natomiast wysunął się z wody na skalisty, wąski brzeg tej samej skały, która wcześniej robiła mu za legowisko. Gdy cienista poszła w jego ślady, otaksował ją spojrzeniem. Nie dostrzegł na jej ciele świeżych ran, co znaczyło, że stwór nie zdążył zatopić w jej ciele swoich kłów.
– Spotykamy się w... dziwnych okolicznościach. – Rzucił cierpko i odwrócił wzrok ku leniwie falującej mgle, która nie zdążyła jeszcze scalić się po tym jak zmącili ją ruchem swoich ciał. – Ale wychodzi na to, że dla ciebie to spotkanie okazało się całkiem korzystne. – Pokusił się o cyniczny uśmiech i skrzyżował spojrzenie z jej jasnymi ślepiami. Wyraz jego pyska zdawał się mówić kpiąco: "nie ma za co."
Bez zastanowienia skoczył w wodę. Chłód uderzył w niego nieprzyjemną falą, ale już po chwili co innego rozgrzewało jego ciało – gniew.
Pośród kotłującej się wody dostrzegł wężowe ciało potwora, który mocno oplótł przedramię smoczycy i ciągnął ją w głębiny. Obojętny odruchowo nastroszył pióropusz kolców i obnażył kły. Nie wahał się, a dosłownie jedno mrugnięcie okiem później, wodę zabarwił szkarłat. Potwór zwinął się w bólu, kiedy kły samca zatrzasnęły się na śliskim ciele. Czerwień utrudniała widok, ale morski zdawał się doskonale wiedzieć, co robi.
Uścisk na łapie smoczycy zelżał, ale zamiast tego mogła poczuć, jak łapy samca chwytają ją w talii, jak jego ciało wężowym ruchem ociera się o jej grzbiet gdy wyciągał ją z chmury czerwieni.
– Do brzegu. – Zimny, rozkazujący ton smagnął jej jaźń, ale morski jej nie puścił. Nie był pewny, czy potrafiła pływać. Jeśli nie, utonie jeśli ją puści. Pchnął ją więc ku górze, a gdy głowa przebiła taflę wody, odeskortował ją do samego brzegu z jej pomocą lub bez.
Bestia nie ruszyła w pogoń, najwyraźniej zbyt zaskoczona bólem i liczebną przewagą wroga. Obojętny natomiast wysunął się z wody na skalisty, wąski brzeg tej samej skały, która wcześniej robiła mu za legowisko. Gdy cienista poszła w jego ślady, otaksował ją spojrzeniem. Nie dostrzegł na jej ciele świeżych ran, co znaczyło, że stwór nie zdążył zatopić w jej ciele swoich kłów.
– Spotykamy się w... dziwnych okolicznościach. – Rzucił cierpko i odwrócił wzrok ku leniwie falującej mgle, która nie zdążyła jeszcze scalić się po tym jak zmącili ją ruchem swoich ciał. – Ale wychodzi na to, że dla ciebie to spotkanie okazało się całkiem korzystne. – Pokusił się o cyniczny uśmiech i skrzyżował spojrzenie z jej jasnymi ślepiami. Wyraz jego pyska zdawał się mówić kpiąco: "nie ma za co."
- 10 lis 2017, 13:54
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Smoczy Grzbiet
- Odpowiedzi: 466
- Odsłony: 79476
Nad Zimnym Jeziorem leniwie unosiła się mgła i przy odrobinie wyobraźni skały wydawały się wynurzać spomiędzy chmur, wysoko, wysoko na niebie. To jedyne złudzenie przebywania w przestworzach na jakie Obojętny mógł sobie pozwolić, ale nie dlatego się tu znalazł. Przysiadł nisko, tuż nad jeziorem łagodnie omywającym potężną skałę. Jego łuski wciąż ociekały wodą i błyskały blado w świetle chmurnego popołudnia. Właściwie... brakowało mu celu. Jedna z górujących nad jeziorem skał stała się jego legowiskiem tego dnia, jak poprzednio było nim koryto rzeki, a jeszcze innego dnia głębiny zatoki. Przez jakiś czas unikał wszystkich i zapewne niektórym mogłoby się zdawać, że odszedł, tak jak miał zamiar na samym początku, jednak on po prostu miotał się z kąta w kąt popychany pragnieniem zmian. Nie przywykł do trzymania się jednego miejsca, bo też żadnego nie uważał za dom. Dusił się we własnej jaskini, a wychodząc z wody na ląd przerażała go przestrzeń pełna samotności i złudnych nadziei. Trzymał się więc jezior i rzek, nurzając w głębinach ciało i myśli. Czasami tylko nawiedziło go wspomnienie niedawnego ciepła, ale zamiast zmusić go do podejmowania decyzji, pchało jedynie ku nieznanemu, byle dalej od wyimaginowanego zagrożenia. A przecież był tak pewny, że jeszcze się spotkają...
Westchnął ciężko i rozciągnął ciało na wychylonej nad wodą skalnej półce. Szponem wydłubał obluzowany przez wiatr i deszcz kamyk, by po chwili cisnąc go w dół. Ciszę zakłócił plusk. Mgła nad wodą na chwilę zakotłowała się, ale potem zamknęła nad tonącym kamykiem wtórując wodom jeziora.
Samiec ułożył pysk na chłodnej skale i zamknął ślepia. Otoczył go łagodny nimb ciepła, który rozgrzał wilgotne łuski chroniąc go przed chłodem. Szkoda, że nie mógł zrobić tego samego z własnym sercem.
Uśmiechnął się cierpko, ganiąc się w myślach za niepotrzebną melancholię.
Westchnął ciężko i rozciągnął ciało na wychylonej nad wodą skalnej półce. Szponem wydłubał obluzowany przez wiatr i deszcz kamyk, by po chwili cisnąc go w dół. Ciszę zakłócił plusk. Mgła nad wodą na chwilę zakotłowała się, ale potem zamknęła nad tonącym kamykiem wtórując wodom jeziora.
Samiec ułożył pysk na chłodnej skale i zamknął ślepia. Otoczył go łagodny nimb ciepła, który rozgrzał wilgotne łuski chroniąc go przed chłodem. Szkoda, że nie mógł zrobić tego samego z własnym sercem.
Uśmiechnął się cierpko, ganiąc się w myślach za niepotrzebną melancholię.
- 09 lis 2017, 13:05
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Kanion Szeptów
- Odpowiedzi: 834
- Odsłony: 104363
Wiła się w jego uścisku, a on w uszach miał szelest ich łusek i szum przyspieszonych oddechów. W głowie zaś pękały tamy, które utrzymywały jego uczucia. Każdy jej pomruk, każdy dotyk był jak uderzenie, które roztrzaskiwało mury samokontroli i już po chwili nie dbał o nic. Było tylko tu i teraz – zapomnienie i wybawienie.
Pozbawiony ograniczeń własnego umysłu, Obojętny był wzburzonym morzem pełnym pasji i zmienności. Był mruczącym burzowym niebem i gwałtownym sztormem, który zachłannie pochłaniał bliskość darowaną mu przez cienistą, ale i darował jej własną z nie mniejszą odwagą.
Zapomniał jak to jest do kogoś należeć, choćby przez kilka krótkich chwil. Uczucia wypełniły go, wywołały chaos w jego umyśle i ciele, ale on poddał się mu beztrosko, oddając los w jego ręce. Niech dzieje się co chce! Niech świat się kończy dopóki trwa ta chwila!
Milczące, nocne niebo było świadkiem namiętności zrodzonej z zagubienia i fascynacji. Przypadkowej, ale nie mniej słodszej i prawdziwej niż ta wiążąca partnerów. Karmili się swoją bliskością, głodni jej, być może z różnych powodów, ale prowadzących do tego samego, oboje głęboko wierząc, że to tylko raz...
Gdy w ogniu spalili się na popiół, gdy szaleńcze oddechy stały się ledwie cichym szumem, niebo nad nimi rozpogodziło się, rzucając na nich blade światło, jakby chciało ujawnić łączącą ich tajemnicę.
Zburzone mury jego świadomości z ociąganiem podnosiły się z ruin tworząc w jego głowie niepotrzebne obawy i chęć obrony przed własną lekkomyślnością. Nim jednak zupełnie zamknęły jego uczucia w bezpiecznym wnętrzu, uśmiechnął się, z czułością dotykając jej policzka. Tylko raz, teraz... był dla kogoś...
Dla niej.
Podniósł się powoli i poczekał aż nieznajoma uczyni to samo, a wtedy otarł pysk o jej, tak jak na początku. Tylko w jego spojrzeniu brakło poprzedniej zadziorności – zdawało się mówić "to pożegnanie".
– Uważaj na siebie... – Wyglądał jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, nawet otworzył pysk, ale ostatecznie uśmiechnął się szelmowsko i wyprostował się spoglądając w noc. Minęła chwila nim znów się odezwał. Odnalazł jej spojrzenie i tym razem wyglądał jakby wrócił do siebie z początku ich spotkania. Błękitne ślepia odzyskały dziwny chłód i błysk złośliwości.
– Zobaczymy się jeszcze. – Nie pytał, w tamtej chwili był tego pewny, choć od początku sądził odwrotnie. Potem ruszył przed siebie, nieśpiesznie, ale wiedział, że jeśli zostanie przy niej chwilę dłużej może zdarzyć się coś, czego bardzo się obawiał. Nie potrafił teraz się z tym zmierzyć, ale nawiedziło go naiwne uczucie, że może jest jakiś sens by tu zostać? Może właśnie dla takich chwil zapomnienia warto czasem zastanowić się dwa razy nad podjęciem decyzji?
Pozbawiony ograniczeń własnego umysłu, Obojętny był wzburzonym morzem pełnym pasji i zmienności. Był mruczącym burzowym niebem i gwałtownym sztormem, który zachłannie pochłaniał bliskość darowaną mu przez cienistą, ale i darował jej własną z nie mniejszą odwagą.
Zapomniał jak to jest do kogoś należeć, choćby przez kilka krótkich chwil. Uczucia wypełniły go, wywołały chaos w jego umyśle i ciele, ale on poddał się mu beztrosko, oddając los w jego ręce. Niech dzieje się co chce! Niech świat się kończy dopóki trwa ta chwila!
Milczące, nocne niebo było świadkiem namiętności zrodzonej z zagubienia i fascynacji. Przypadkowej, ale nie mniej słodszej i prawdziwej niż ta wiążąca partnerów. Karmili się swoją bliskością, głodni jej, być może z różnych powodów, ale prowadzących do tego samego, oboje głęboko wierząc, że to tylko raz...
Gdy w ogniu spalili się na popiół, gdy szaleńcze oddechy stały się ledwie cichym szumem, niebo nad nimi rozpogodziło się, rzucając na nich blade światło, jakby chciało ujawnić łączącą ich tajemnicę.
Zburzone mury jego świadomości z ociąganiem podnosiły się z ruin tworząc w jego głowie niepotrzebne obawy i chęć obrony przed własną lekkomyślnością. Nim jednak zupełnie zamknęły jego uczucia w bezpiecznym wnętrzu, uśmiechnął się, z czułością dotykając jej policzka. Tylko raz, teraz... był dla kogoś...
Dla niej.
Podniósł się powoli i poczekał aż nieznajoma uczyni to samo, a wtedy otarł pysk o jej, tak jak na początku. Tylko w jego spojrzeniu brakło poprzedniej zadziorności – zdawało się mówić "to pożegnanie".
– Uważaj na siebie... – Wyglądał jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, nawet otworzył pysk, ale ostatecznie uśmiechnął się szelmowsko i wyprostował się spoglądając w noc. Minęła chwila nim znów się odezwał. Odnalazł jej spojrzenie i tym razem wyglądał jakby wrócił do siebie z początku ich spotkania. Błękitne ślepia odzyskały dziwny chłód i błysk złośliwości.
– Zobaczymy się jeszcze. – Nie pytał, w tamtej chwili był tego pewny, choć od początku sądził odwrotnie. Potem ruszył przed siebie, nieśpiesznie, ale wiedział, że jeśli zostanie przy niej chwilę dłużej może zdarzyć się coś, czego bardzo się obawiał. Nie potrafił teraz się z tym zmierzyć, ale nawiedziło go naiwne uczucie, że może jest jakiś sens by tu zostać? Może właśnie dla takich chwil zapomnienia warto czasem zastanowić się dwa razy nad podjęciem decyzji?
- 03 lis 2017, 14:39
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Kanion Szeptów
- Odpowiedzi: 834
- Odsłony: 104363
Jej słowa zabrzmiały niemal oskarżycielsko i jakoś tak słabo i słodko, że w tej jednej chwili wydała mu się dużo bardziej krucha i niewinna niż na początku. Gdzieś na dnie jego umysłu cichy głosik szepnął, że ona traktuje to poważnie.
Jakże niepotrzebnie.
Później będzie gościć w jego myślach jako ofiara jego własnej złośliwości, wzbudzając w nim wyrzuty sumienia. Nie chciał jej skrzywdzić. Nikogo nie chciał krzywdzić... A jednak w tamtej chwili zalała go fala ciepła, które chciał zatrzymać, choćby za cenę późniejszych smutków. To go... niepokoiło, ale nie miał sumienia, by teraz się wycofać, teraz, kiedy powierzyła mu swoje zaufanie. Nienawidził być za kogoś odpowiedzialny, a w głębi duszy wciąż tego pragnął.
Osunęła się w jego objęcia, a jego uśmiech gasł powoli jak gwiazdy przesłaniane szarym kłębowiskiem chmur. Jednak uciekając od niego spojrzeniem nie mogła dostrzec cienia, który zagościł w błękicie.
Na przekór wszystkim obawom, narastającej niepewności, nagrodził jej odwagę miękkim pomrukiem, a chwilę po tym na ramionach mogła poczuć ciepło i siłę jego łap. Przez moment zaciskał lekko palce, a potem łagodnie przesunął je w dół i w górę kilka razy jakby chciał rozgrzać zmarznięte pisklę.
Gdy uniosła głowę, by przytulić się do jego pyska, znów się uśmiechnął, melancholijnie, niemal po ojcowsku i spojrzał w niebo. Nieumyślnie odsłonił przy tym całą szyję, ale nie dbał o to.
– Chmury ukryły nas przed wzrokiem przodków. – Szepnął drwiąco, w łagodnym zamyśleniu wodząc palcami po łuskach jej łap. Po krótkiej chwili znów odnalazł jej ślepia błyszczące w półmroku słodkim zaintrygowaniem. Uśmiechnął się sugestywnie. – Nie zmarnujmy tego.
Nieco gwałtowniej niż dotychczas zbliżył pysk do jej szyi i naznaczył ją długim, leniwym pociągnięciem języka, aż do żuchwy. Ugryzł lekko miękkie miejsce tuż pod jej brodą i zamruczał nisko. Możliwe, że poczuła wibracje jego głosu we własnej krtani. Potem ugryzł mocniej, mocniej zaciskając też łapy na jej przedramionach, jakby chciał utrzymać ją w miejscu, jakby obawiał się, że spanikuje i ucieknie. A przecież nie krzywdził jej, przynajmniej nie fizycznie. Jego kły nie sprawiały bólu, drażniły i podsycały drapieżną, smoczą naturę. Prowokował ją, będąc ciekawym do czego się posunie kiedy zabraknie już wszystkich barier.
Jakże niepotrzebnie.
Później będzie gościć w jego myślach jako ofiara jego własnej złośliwości, wzbudzając w nim wyrzuty sumienia. Nie chciał jej skrzywdzić. Nikogo nie chciał krzywdzić... A jednak w tamtej chwili zalała go fala ciepła, które chciał zatrzymać, choćby za cenę późniejszych smutków. To go... niepokoiło, ale nie miał sumienia, by teraz się wycofać, teraz, kiedy powierzyła mu swoje zaufanie. Nienawidził być za kogoś odpowiedzialny, a w głębi duszy wciąż tego pragnął.
Osunęła się w jego objęcia, a jego uśmiech gasł powoli jak gwiazdy przesłaniane szarym kłębowiskiem chmur. Jednak uciekając od niego spojrzeniem nie mogła dostrzec cienia, który zagościł w błękicie.
Na przekór wszystkim obawom, narastającej niepewności, nagrodził jej odwagę miękkim pomrukiem, a chwilę po tym na ramionach mogła poczuć ciepło i siłę jego łap. Przez moment zaciskał lekko palce, a potem łagodnie przesunął je w dół i w górę kilka razy jakby chciał rozgrzać zmarznięte pisklę.
Gdy uniosła głowę, by przytulić się do jego pyska, znów się uśmiechnął, melancholijnie, niemal po ojcowsku i spojrzał w niebo. Nieumyślnie odsłonił przy tym całą szyję, ale nie dbał o to.
– Chmury ukryły nas przed wzrokiem przodków. – Szepnął drwiąco, w łagodnym zamyśleniu wodząc palcami po łuskach jej łap. Po krótkiej chwili znów odnalazł jej ślepia błyszczące w półmroku słodkim zaintrygowaniem. Uśmiechnął się sugestywnie. – Nie zmarnujmy tego.
Nieco gwałtowniej niż dotychczas zbliżył pysk do jej szyi i naznaczył ją długim, leniwym pociągnięciem języka, aż do żuchwy. Ugryzł lekko miękkie miejsce tuż pod jej brodą i zamruczał nisko. Możliwe, że poczuła wibracje jego głosu we własnej krtani. Potem ugryzł mocniej, mocniej zaciskając też łapy na jej przedramionach, jakby chciał utrzymać ją w miejscu, jakby obawiał się, że spanikuje i ucieknie. A przecież nie krzywdził jej, przynajmniej nie fizycznie. Jego kły nie sprawiały bólu, drażniły i podsycały drapieżną, smoczą naturę. Prowokował ją, będąc ciekawym do czego się posunie kiedy zabraknie już wszystkich barier.
- 03 lis 2017, 14:07
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Samotna Skała
- Odpowiedzi: 597
- Odsłony: 76540
Być może był zbyt nieuważny, zbyt rozproszony, by dostrzec obecność nieznajomego. Dlatego niepomny czegokolwiek, wbijał wzrok w mruczące niebo nad Czarnymi Wzgórzami. Dopiero kiedy w usypiającą, odległą pieśni burzy wdarł się nieoczekiwany łoskot, obrócił się gwałtownie, strosząc pióropusz wysychających kolców i szczerząc kły ostrzegawczo. Jednak kły szybko zniknęły za wargami, gdy dostrzegł jaskrawą sylwetkę morskiego i niepewne spojrzenie jego malinowych ślepi.
Kolce powoli opadły, na powrót stanowiąc wątpliwą ozdobę karku. Pysk Obojętnego wygładził zwyczajowy chłód. Odwrócił spojrzenie znów patrząc przed siebie, ale przesunął się lekko, robiąc młodemu miejsce obok siebie.
Więc przyszedł tu za nim, by znów dręczyć go obecnością, której wcale nie pragnął? Tak dziwnie było znów czuć u boku kogoś podobnego sobie, przynajmniej w tych kilku podstawowych aspektach. Naturalnie przyszło mu na myśl pytanie "dlaczego?" Dlaczego młody za nim polazł? Był ciekawy, a może samotny? Zabawne. Ostatnio wokół siebie dostrzegał jedynie samotne smoki. Gdzie podziały się te, które chlubiły się umiłowaniem stada, wielką rodziną i szczęściem?
Minęła chwila nim zdecydował się odpowiedzieć na pytanie.
– Nie ma morskich "stąd". – Mrukliwy ton zdawał się wtórować odległym grzmotom. Zerknął na nieznajomego, mrużąc błyszczące, błękitne oczy. – Więc i ty nie jesteś stąd.
Nie zapytał dlaczego młody porzucił poprzednie życie na rzecz tego, nie zapytał też czy znalazł się tu w jakikolwiek inny sposób i z innych przyczyn. Nie rozmawiał o swojej przeszłości, a tego wymagano by od niego, gdyby sam zadawał pytania. Nie robił więc tego, zresztą, niewiele obchodził go los innych.
Kolce powoli opadły, na powrót stanowiąc wątpliwą ozdobę karku. Pysk Obojętnego wygładził zwyczajowy chłód. Odwrócił spojrzenie znów patrząc przed siebie, ale przesunął się lekko, robiąc młodemu miejsce obok siebie.
Więc przyszedł tu za nim, by znów dręczyć go obecnością, której wcale nie pragnął? Tak dziwnie było znów czuć u boku kogoś podobnego sobie, przynajmniej w tych kilku podstawowych aspektach. Naturalnie przyszło mu na myśl pytanie "dlaczego?" Dlaczego młody za nim polazł? Był ciekawy, a może samotny? Zabawne. Ostatnio wokół siebie dostrzegał jedynie samotne smoki. Gdzie podziały się te, które chlubiły się umiłowaniem stada, wielką rodziną i szczęściem?
Minęła chwila nim zdecydował się odpowiedzieć na pytanie.
– Nie ma morskich "stąd". – Mrukliwy ton zdawał się wtórować odległym grzmotom. Zerknął na nieznajomego, mrużąc błyszczące, błękitne oczy. – Więc i ty nie jesteś stąd.
Nie zapytał dlaczego młody porzucił poprzednie życie na rzecz tego, nie zapytał też czy znalazł się tu w jakikolwiek inny sposób i z innych przyczyn. Nie rozmawiał o swojej przeszłości, a tego wymagano by od niego, gdyby sam zadawał pytania. Nie robił więc tego, zresztą, niewiele obchodził go los innych.
- 01 lis 2017, 21:31
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Samotna Skała
- Odpowiedzi: 597
- Odsłony: 76540
Morski wspiął się na skałę i usiadł na jej szczycie, wlepiając spojrzenie w kłębiące się na nieboskłonie chmury. Niebo wyglądało jakby zaraz miało spaść na ziemię i przykryć ją puchatym, szarym kocem, ale Obojętny nie obawiał się możliwej ulewy ani nawet końca świata jeśli miałby nastąpić po tym jak niebo zamieni się z ziemią miejscami. Musiał przyznać, że widok burzowych chmur wydawał mu się piękny w taki sposób w jaki tylko piękny może być zwiastun nawałnicy.
Oddychał płytko zastygłym w oczekiwaniu powietrzem, sam zastygłszy niczym skała pod łapami. Jego umysł był przyjemnie pusty. Był jedynie on i przestwór gniewnego nieba cichutko mruczący z oddali echem grzmotów.
Dopóki nie wyszedł na ląd nie dostrzegał piękna przestrzeni. Wprawdzie nadal nie zamieniłby swoich karłowatych skrzydeł na takie, zdolne unieść go w powietrze, ale mógł zrozumieć dlaczego niektóre smoki lubowały się w locie. Czy wznosząc się wysoko, ponad chmury czyli to samo co on gdy otaczała go głębia? Czy czuły się... wolne?
Oddychał płytko zastygłym w oczekiwaniu powietrzem, sam zastygłszy niczym skała pod łapami. Jego umysł był przyjemnie pusty. Był jedynie on i przestwór gniewnego nieba cichutko mruczący z oddali echem grzmotów.
Dopóki nie wyszedł na ląd nie dostrzegał piękna przestrzeni. Wprawdzie nadal nie zamieniłby swoich karłowatych skrzydeł na takie, zdolne unieść go w powietrze, ale mógł zrozumieć dlaczego niektóre smoki lubowały się w locie. Czy wznosząc się wysoko, ponad chmury czyli to samo co on gdy otaczała go głębia? Czy czuły się... wolne?
- 01 lis 2017, 15:14
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Kanion Szeptów
- Odpowiedzi: 834
- Odsłony: 104363
– Może kiedyś jeszcze je zobaczysz. – Odparł, lekko wzruszywszy barkami.
Miała rację, pod pewnymi względami był szczęściarzem. Nie każdy mógł rozkoszować się spokojem głębin. Jej słowa jeszcze raz nasunęły mu myśl, że samica wcale nie czuła się tak dobrze, jak na pozór mogło to wyglądać. Przyjrzał jej się uważniej, jakby chciał doszukać się całego tego smutku, i szczerej niechęci do świata, którą on zwykle odczuwał, ale przeliczył się. Nieznajoma była spokojna... do czasu.
Gdy z taką śmiałością podarował jej pocałunek, nie cofnęła się. Co jednak najbardziej zaskakujące, wyczuł jak jej oddech przyspiesza, w pewien sposób nagradzając jego złośliwość i rozbudzając ciekawość, przed którą zawsze się bronił.
Ciepły policzek stał się wręcz gorący i chcąc nie chcąc, sam poczuł jak rozgrzewa go znajome ciepło. Mógłby pociągnąć to dalej, a potem zatrzymać tę chwilę ciepła i celebrować ją w pamięci. Bo ani razu nie przyszło mu do głowy, by w przyszłości spotkał nieznajomą raz jeszcze. W tym spotkaniu najpiękniejsze było, że się nie znali, że żadne nie miało oczekiwań wobec drugiego, i że zapewne nigdy więcej się nie spotkają...
Nim zaskoczyła go gwałtownością, pozwolił sobie ponownie przesunąć pysk po jej policzku, tym razem po to, by znów oprzeć nos na jej nosie. Gdy spojrzał jej w oczy, mogła dostrzec jego bezczelne rozbawienie, które... zniknęło chwilę po tym jak zwinnie podcięła mu łapy.
Padł jak długi, rozganiając ciszę nocy śmiechem. Choć to on leżał na ziemi, to wciąż naigrawał się z jej pewności i próby odzyskania kontroli nad sytuacją. Bo czy tak naprawdę faktycznie mogła mu ją odebrać? Przecież wyraźnie nie przejął się jej reakcją. Był rozbawiony, ale gdy jego śmiech ucichł, obrócił pysk w jej stronę, lekko dotykając jej nosa z racji tego, że się nad nim pochylała. W jego ślepiach odbiło się dziwne ciepło. Wyciągnął do niej łapy jakby chciał ją przytulić, choć nie dotknął jej nawet szponem.
– Chodź do mnie. – Jego ton był miękki i złudnie łagodny.
Miała rację, pod pewnymi względami był szczęściarzem. Nie każdy mógł rozkoszować się spokojem głębin. Jej słowa jeszcze raz nasunęły mu myśl, że samica wcale nie czuła się tak dobrze, jak na pozór mogło to wyglądać. Przyjrzał jej się uważniej, jakby chciał doszukać się całego tego smutku, i szczerej niechęci do świata, którą on zwykle odczuwał, ale przeliczył się. Nieznajoma była spokojna... do czasu.
Gdy z taką śmiałością podarował jej pocałunek, nie cofnęła się. Co jednak najbardziej zaskakujące, wyczuł jak jej oddech przyspiesza, w pewien sposób nagradzając jego złośliwość i rozbudzając ciekawość, przed którą zawsze się bronił.
Ciepły policzek stał się wręcz gorący i chcąc nie chcąc, sam poczuł jak rozgrzewa go znajome ciepło. Mógłby pociągnąć to dalej, a potem zatrzymać tę chwilę ciepła i celebrować ją w pamięci. Bo ani razu nie przyszło mu do głowy, by w przyszłości spotkał nieznajomą raz jeszcze. W tym spotkaniu najpiękniejsze było, że się nie znali, że żadne nie miało oczekiwań wobec drugiego, i że zapewne nigdy więcej się nie spotkają...
Nim zaskoczyła go gwałtownością, pozwolił sobie ponownie przesunąć pysk po jej policzku, tym razem po to, by znów oprzeć nos na jej nosie. Gdy spojrzał jej w oczy, mogła dostrzec jego bezczelne rozbawienie, które... zniknęło chwilę po tym jak zwinnie podcięła mu łapy.
Padł jak długi, rozganiając ciszę nocy śmiechem. Choć to on leżał na ziemi, to wciąż naigrawał się z jej pewności i próby odzyskania kontroli nad sytuacją. Bo czy tak naprawdę faktycznie mogła mu ją odebrać? Przecież wyraźnie nie przejął się jej reakcją. Był rozbawiony, ale gdy jego śmiech ucichł, obrócił pysk w jej stronę, lekko dotykając jej nosa z racji tego, że się nad nim pochylała. W jego ślepiach odbiło się dziwne ciepło. Wyciągnął do niej łapy jakby chciał ją przytulić, choć nie dotknął jej nawet szponem.
– Chodź do mnie. – Jego ton był miękki i złudnie łagodny.
- 24 paź 2017, 0:58
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Kanion Szeptów
- Odpowiedzi: 834
- Odsłony: 104363
Tymczasem chmury zgasiły gwiazdy i przesłoniły blady księżyc, a kanion niemal zupełnie zalała miękka czerń. Mrok okrył dwójkę smoków, wygładził kontury i przydał chwili dusznego mistycyzmu.
Melancholia znów odbiła się w jego oczach i uśmiechu, który powrócił zwabiony słowami nieznajomej. Nie obchodziło go stado, czyż nie? To dlaczego wciąż tu tkwił? Miał ochotę zapytać ją czy tak naprawdę również nie obchodzi jej stado, ale darował sobie. Zdecydowanie nie miał ochoty zagłębiać się teraz w swoje problemy. Nie kiedy kolczasta cienista siedziała obok i droczyła się z nim jakby znali się od wieków.
Nie pamiętał by kiedykolwiek przydarzyło mu się podobne spotkanie. Zwykle swoją gburowatością odstraszał potencjalnych rozmówców. Ale też teraz nie dostrzegł momentu, w którym odrobinę zmiękł, co zapewne było przyczyną, dla której kolczasta samiczka wciąż tu tkwiła. Nieświadomie poświecił jej bardzo dużo swojej uwagi, a ona siedziała na przeciw niego pod chmurzącym się niebem i zaglądała mu w ślepia, świadomie lub nie, bezczelnie flirtując.
Może był zbyt pewny siebie w tej chwili, ale czuł jakby młoda cienista faktycznie chciała zatrzymać go dłużej. Wydawała się nie mieć ukrytych motywów i czerpać z tego spotkania przyjemność. Tak po prostu. Jeszcze kilka księżyców temu uznałby to za podejrzane, ale dzisiaj, jak nigdy wcześniej, wszystko było mu obojętne. Tak długo jak nie straci kontroli nad sytuacją, nic się nie stanie.
– Zwiedzam dna mórz i jezior. – Odpowiedział na jej naiwną próbę podtrzymania rozmowy, zamiast skupiać się na wymówce, przez którą nie chciała wracać do obozu. Pozornie zignorował również ostatnie słowa, w których kryło się pytanie czy czasem przestał życzyć sobie jej towarzystwa. Właściwie, zaskoczyła go nimi. Nie spodziewał się, że tak nieudolnie ukrywał swoją, bądźmy szczerzy, chęć ucieczki. Nieznajoma zdawała się prowokować go do odpowiedzi, do zaprzeczenia, a on jakże głupio, kolejny raz dał się sprowokować.
Do tej pory myślał, że to on naprzykrza się cienistej, bo przecież była w tym miejscu pierwsza. On jedynie wyłonił się z cienia i został, rzucając kąśliwe, lakoniczne uwagi. Dlaczego więc samica poczuła się jakby to ona była nie na miejscu?
Bez słowa podniósł się, a jego ślepia gorejące w ciemności wyrażały łagodną pewność, jakby to, co zamierzał zrobić w jego odczuciu było zupełnie właściwe. Nieśpiesznym ruchem pokonał ostatnią dzielącą ich odległość, stając tak blisko, że czuli bijące od siebie ciepło.
Bez względu na minę cienistej jego długi pysk ozdobiony leniwym uśmiechem zawisł na wysokości jej oczu, a potem bezczelnie przylgnął do jej własnego z czułością właściwą jedynie kochankom. Zapach peonii do tej pory łagodnie otulający smoczycę, teraz uderzył w jego nozdrza, mieszając się z wonią jej ciała. Odetchnął nią i w błyskawicznym, ale przemyślanym ruchu przesunął nosem bo boku jej pyska, zatrzymując się przy skroni.
– Możesz zostać. – Szepnął, a choć nie mogła dostrzec wyrazu jego pyska, to w tonie głosu wyraźnie słychać było rozbawienie.
Nie cofnął się, drażniąc jej ucho ciepłym oddechem. Był niemal w stu procentach pewien, że to ona się cofnie, speszona jego poufałością. Właściwe, to właśnie do tego dążył. Trochę na przekór samemu sobie, chciał udowodnić, że samiczka sama nie wie z czym igra i z łatwością przestraszy się, kiedy wykona ku niej śmielszy krok.
Melancholia znów odbiła się w jego oczach i uśmiechu, który powrócił zwabiony słowami nieznajomej. Nie obchodziło go stado, czyż nie? To dlaczego wciąż tu tkwił? Miał ochotę zapytać ją czy tak naprawdę również nie obchodzi jej stado, ale darował sobie. Zdecydowanie nie miał ochoty zagłębiać się teraz w swoje problemy. Nie kiedy kolczasta cienista siedziała obok i droczyła się z nim jakby znali się od wieków.
Nie pamiętał by kiedykolwiek przydarzyło mu się podobne spotkanie. Zwykle swoją gburowatością odstraszał potencjalnych rozmówców. Ale też teraz nie dostrzegł momentu, w którym odrobinę zmiękł, co zapewne było przyczyną, dla której kolczasta samiczka wciąż tu tkwiła. Nieświadomie poświecił jej bardzo dużo swojej uwagi, a ona siedziała na przeciw niego pod chmurzącym się niebem i zaglądała mu w ślepia, świadomie lub nie, bezczelnie flirtując.
Może był zbyt pewny siebie w tej chwili, ale czuł jakby młoda cienista faktycznie chciała zatrzymać go dłużej. Wydawała się nie mieć ukrytych motywów i czerpać z tego spotkania przyjemność. Tak po prostu. Jeszcze kilka księżyców temu uznałby to za podejrzane, ale dzisiaj, jak nigdy wcześniej, wszystko było mu obojętne. Tak długo jak nie straci kontroli nad sytuacją, nic się nie stanie.
– Zwiedzam dna mórz i jezior. – Odpowiedział na jej naiwną próbę podtrzymania rozmowy, zamiast skupiać się na wymówce, przez którą nie chciała wracać do obozu. Pozornie zignorował również ostatnie słowa, w których kryło się pytanie czy czasem przestał życzyć sobie jej towarzystwa. Właściwie, zaskoczyła go nimi. Nie spodziewał się, że tak nieudolnie ukrywał swoją, bądźmy szczerzy, chęć ucieczki. Nieznajoma zdawała się prowokować go do odpowiedzi, do zaprzeczenia, a on jakże głupio, kolejny raz dał się sprowokować.
Do tej pory myślał, że to on naprzykrza się cienistej, bo przecież była w tym miejscu pierwsza. On jedynie wyłonił się z cienia i został, rzucając kąśliwe, lakoniczne uwagi. Dlaczego więc samica poczuła się jakby to ona była nie na miejscu?
Bez słowa podniósł się, a jego ślepia gorejące w ciemności wyrażały łagodną pewność, jakby to, co zamierzał zrobić w jego odczuciu było zupełnie właściwe. Nieśpiesznym ruchem pokonał ostatnią dzielącą ich odległość, stając tak blisko, że czuli bijące od siebie ciepło.
Bez względu na minę cienistej jego długi pysk ozdobiony leniwym uśmiechem zawisł na wysokości jej oczu, a potem bezczelnie przylgnął do jej własnego z czułością właściwą jedynie kochankom. Zapach peonii do tej pory łagodnie otulający smoczycę, teraz uderzył w jego nozdrza, mieszając się z wonią jej ciała. Odetchnął nią i w błyskawicznym, ale przemyślanym ruchu przesunął nosem bo boku jej pyska, zatrzymując się przy skroni.
– Możesz zostać. – Szepnął, a choć nie mogła dostrzec wyrazu jego pyska, to w tonie głosu wyraźnie słychać było rozbawienie.
Nie cofnął się, drażniąc jej ucho ciepłym oddechem. Był niemal w stu procentach pewien, że to ona się cofnie, speszona jego poufałością. Właściwe, to właśnie do tego dążył. Trochę na przekór samemu sobie, chciał udowodnić, że samiczka sama nie wie z czym igra i z łatwością przestraszy się, kiedy wykona ku niej śmielszy krok.
- 22 paź 2017, 22:50
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Kanion Szeptów
- Odpowiedzi: 834
- Odsłony: 104363
Najwyraźniej faktycznie się przeliczyła, bo nie wyłapał jej sarkazmu w tamtej chwili, dlatego odpowiedział całkiem poważnie. Ale kto wie, może miał fantazję, by trochę się zwierzyć?
"Nie obchodzą mnie inni"
Zerknął na nią i westchnął płytko. Ciekawe. Wiele smoków mówiło to tak łatwo, a w praktyce w sercu nosili żal do wszystkich, którzy się z nimi nie zgadzali. Jak naprawdę było z cienistą? Też szafowała tymi słowami?
– Pod tym względem jesteśmy podobni. – Powiedział chwilę po niej i chyba pierwszy raz tak zupełnie brakło w jego słowach złośliwości. Ile jednak było w tych sowach prawdy? Tak w jego jak i w jej?
Lekko pokręcił głową, uśmiechając się melancholijnie.
– Zasadniczy wobec własnych zasad, jak najbardziej. – Przyznał bez cienia wahania, nawet pomimo tego, że smoczyca parsknęła śmiechem, zdając się z niego żartować. Nie przeszkadzało mu to, bo przecież jej zdanie nie miało znaczenia, prawda?
Jej zabarwione zainteresowaniem słowa i błyszczące w ciemności, wyczekujące spojrzenie przykuło jego uwagę na tyle, by chwilowa melancholia zeszła na dalszy plan. Było coś w tym kolczastym pysku nieznajomej, co na jego własnym wywoływał uśmiech. Powstrzymał go jednak.
Powoli nachodziło go rozleniwiające, przyjemne uczucie, jakby znał cienistą dużo dłużej, jakby spędził z nią już wiele księżyców na takich nic nieznaczących dyskusjach... To uczucie było cholernie przyjemne, ale nim w pełni go omamiło, odsunął je od siebie kategorycznie. To bzdura, tak cieszyć się przypadkowym spotkaniem. To piekielnie niebezpiecznie cokolwiek... czuć.
– To i wiele innych, równie przyjemnych rzeczy – Zaśmiał się krótko, by odgonić melancholię i rodzące się gdzieś wewnątrz piersi ciepło. – Mówią wiele, ale na pewno nic ponad to, co już wiesz. – Zapewnił z teatralnie poważną miną, a potem wywrócił oczami. Nie do końca wierzył w to, że samica tak zupełnie nie przejmuje się tym, co mówią o jej stadzie. Wydawała się mu mocno z nim związana, gotowa topić świat we krwi, by ratować jego honor. Może się mylił, ale w tamtej chwili właśnie tak myślał, prawdopodobnie przez pierwsze słowa jakie usłyszał z jej pyska.
Gdy zauważyła na głos, że nie ucieka pomimo rzeczy jakie mówią o cienistych, uśmiechając się przy tym jakby chciała go sprowokować, pozwolił sobie faktycznie odrobinę dać się sprowokować. Wbrew ciepłu rozlewającemu się po ciele, wbrew własnym zasadom.
– Nie uciekam jak inni, bo... – Wyciągając ku niej pysk tak, że niemal się nimi zetknęli. Zniżył głos do szeptu, łaskocząc jej nos ciepłym oddechem, podczas gdy ślepia wciąż patrzyły jej w oczy, kpiąco i z pobłażliwą wyniosłością. Trochę tak, jakby w jego oczach wciąż była jedynie niewinną młódką. – ..."Nie obchodzą mnie inni." – I tym razem to jego pysk ozdobił drapieżny uśmiech, co w zestawieniu z błyszczącymi, zimnymi oczyma dawało naprawdę niepokojący efekt. Gdyby tylko nie... sugestywność jego słów, mogłaby odebrać jego ton jako wyjątkowo złośliwy.
Chwila nie trwała jednak długo, bo potem faktycznie odwrócił wzrok zerkając w niebo jak gdyby nigdy nic. Ale nieznajoma trąciła go skrzydłem, jakby faktycznie nie znali się od dzisiaj, jakby to było właściwe. Spojrzał więc na nią, lekko przechyliwszy pysk. Jakoś w tamtym momencie nie wyglądał tak drapieżnie jak przed momentem. Był raczej... zamyślony.
– Tylko czasami. – Przyznał zaskakująco łagodnie. Kiedyś chętniej to robił, kiedyś... kiedy nie czuł się tak obco jak obecnie. Niemal zapomniał o tym gdzie był i po co. Powinien skupić się na swoim problemie, a nie na flirtowaniu z przypadkową smoczycą. Westchnął ciężko i choć miało się wrażenie, ze zaraz powie coś poważnym głosem, to zamiast tego jego pysk znów rozciągnął szelmowski uśmiech.
– Nie musisz wracać do obozu na jakiś krwawy, nocny rytuał? – Rzucił zaczepnie.
"Nie obchodzą mnie inni"
Zerknął na nią i westchnął płytko. Ciekawe. Wiele smoków mówiło to tak łatwo, a w praktyce w sercu nosili żal do wszystkich, którzy się z nimi nie zgadzali. Jak naprawdę było z cienistą? Też szafowała tymi słowami?
– Pod tym względem jesteśmy podobni. – Powiedział chwilę po niej i chyba pierwszy raz tak zupełnie brakło w jego słowach złośliwości. Ile jednak było w tych sowach prawdy? Tak w jego jak i w jej?
Lekko pokręcił głową, uśmiechając się melancholijnie.
– Zasadniczy wobec własnych zasad, jak najbardziej. – Przyznał bez cienia wahania, nawet pomimo tego, że smoczyca parsknęła śmiechem, zdając się z niego żartować. Nie przeszkadzało mu to, bo przecież jej zdanie nie miało znaczenia, prawda?
Jej zabarwione zainteresowaniem słowa i błyszczące w ciemności, wyczekujące spojrzenie przykuło jego uwagę na tyle, by chwilowa melancholia zeszła na dalszy plan. Było coś w tym kolczastym pysku nieznajomej, co na jego własnym wywoływał uśmiech. Powstrzymał go jednak.
Powoli nachodziło go rozleniwiające, przyjemne uczucie, jakby znał cienistą dużo dłużej, jakby spędził z nią już wiele księżyców na takich nic nieznaczących dyskusjach... To uczucie było cholernie przyjemne, ale nim w pełni go omamiło, odsunął je od siebie kategorycznie. To bzdura, tak cieszyć się przypadkowym spotkaniem. To piekielnie niebezpiecznie cokolwiek... czuć.
– To i wiele innych, równie przyjemnych rzeczy – Zaśmiał się krótko, by odgonić melancholię i rodzące się gdzieś wewnątrz piersi ciepło. – Mówią wiele, ale na pewno nic ponad to, co już wiesz. – Zapewnił z teatralnie poważną miną, a potem wywrócił oczami. Nie do końca wierzył w to, że samica tak zupełnie nie przejmuje się tym, co mówią o jej stadzie. Wydawała się mu mocno z nim związana, gotowa topić świat we krwi, by ratować jego honor. Może się mylił, ale w tamtej chwili właśnie tak myślał, prawdopodobnie przez pierwsze słowa jakie usłyszał z jej pyska.
Gdy zauważyła na głos, że nie ucieka pomimo rzeczy jakie mówią o cienistych, uśmiechając się przy tym jakby chciała go sprowokować, pozwolił sobie faktycznie odrobinę dać się sprowokować. Wbrew ciepłu rozlewającemu się po ciele, wbrew własnym zasadom.
– Nie uciekam jak inni, bo... – Wyciągając ku niej pysk tak, że niemal się nimi zetknęli. Zniżył głos do szeptu, łaskocząc jej nos ciepłym oddechem, podczas gdy ślepia wciąż patrzyły jej w oczy, kpiąco i z pobłażliwą wyniosłością. Trochę tak, jakby w jego oczach wciąż była jedynie niewinną młódką. – ..."Nie obchodzą mnie inni." – I tym razem to jego pysk ozdobił drapieżny uśmiech, co w zestawieniu z błyszczącymi, zimnymi oczyma dawało naprawdę niepokojący efekt. Gdyby tylko nie... sugestywność jego słów, mogłaby odebrać jego ton jako wyjątkowo złośliwy.
Chwila nie trwała jednak długo, bo potem faktycznie odwrócił wzrok zerkając w niebo jak gdyby nigdy nic. Ale nieznajoma trąciła go skrzydłem, jakby faktycznie nie znali się od dzisiaj, jakby to było właściwe. Spojrzał więc na nią, lekko przechyliwszy pysk. Jakoś w tamtym momencie nie wyglądał tak drapieżnie jak przed momentem. Był raczej... zamyślony.
– Tylko czasami. – Przyznał zaskakująco łagodnie. Kiedyś chętniej to robił, kiedyś... kiedy nie czuł się tak obco jak obecnie. Niemal zapomniał o tym gdzie był i po co. Powinien skupić się na swoim problemie, a nie na flirtowaniu z przypadkową smoczycą. Westchnął ciężko i choć miało się wrażenie, ze zaraz powie coś poważnym głosem, to zamiast tego jego pysk znów rozciągnął szelmowski uśmiech.
– Nie musisz wracać do obozu na jakiś krwawy, nocny rytuał? – Rzucił zaczepnie.
- 18 paź 2017, 1:03
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Kanion Szeptów
- Odpowiedzi: 834
- Odsłony: 104363
Nie rozmawiałby z nią gdyby nie poczucie niemal bolesnej pustki. Nieświadomie chciał ją czymś zapełnić, czymkolwiek, nawet jeśli wiązało się to z uszczerbkiem na zdrowiu. Jednak pozornie nieważka dyskusja z obcym smokiem przyniosła mu wiele spokoju i nieoczekiwanej beztroski, których w ostatnim czasie tak było mu brak. To dlatego z każdą chwilą czuł się swobodniej, zdając się odsuwać nieufność i niechęć do smoków na dalszy plan.
– Wielu by się z tobą nie zgodziło. – Odparł lekkim tonem, zdając się odrobinę z siebie kpić. Było przecież wręcz odwrotnie, zwykle jego szczerość była tak dosadna, że raniła. Dlatego słowa smoczycy trochę go zdziwiły. Być może jednak zrozumiał je zbyt dosłownie. – I wątpię, by powód był ten sam. – Dodał po chwili milczenia, śmiejąc się cicho, co właściwie bardziej przypominało parsknięcie. Bo co też nieznajoma mogła wiedzieć o jego motywach?
Gdy już odwróciła do niego pysk i napotkała jego spojrzenie, zapewne dostrzegła w nim subtelne zaskoczenie. Najwyraźniej nie do końca spodziewał się właśnie takiej odpowiedzi jaka padła z jej pyska.
Więc lubisz być gnębiona? Miał ochotę zapytać po tym, co wcześniej mu zarzuciła. Że niby lubi dokuczać innym. Ale zdecydowanie ugryzł się w język. Ta rozmowa za bardzo przypominała mu tę, którą niedawno odbył więc nie chciał żeby potoczyła się tak samo. Wobec tego nie posądził smoczycy o zamiłowanie do wysłuchiwania złośliwości pod swoim adresem. Tym bardziej, że naprawdę nie miał na myśli niczego złego wymieniając z nią tych parę zdań.
Ale aż do chwili w której się uśmiechnęła, był przekonany, że samiczka faktycznie fuknie i odejdzie. Tym bardziej, że był gotowy sprowokować ją do tego. Pytanie o jej odczucia wobec jego towarzystwa było wstępem, który miał przerodzić się w kolejny dowód na to, że wszystkie smoki są takie same. Wszystkie niegodne poświęcania im czasu, zapatrzone w siebie, swoje tradycje i przekonania. Nie potrafiące wyjść ze swojej strefy komfortu... Hipokryta. Był nim, wiedział o tym, ale nie czuł potrzeby by się zmieniać, skoro świat był jaki był. On wpasowywał się w jego wymogi idealnie, będąc nieczuły i obojętny na zakłamanie innych. Radził sobie tak jak potrafił.
Ale nieznajoma zamiast podążyć śladem wszystkich na jego drodze, po prostu ruszyła na bezdroża. Takie miał poczucie. Zachowywała się wobec niego jak żaden smok do tej pory, wywołując zainteresowanie, przed którym tak strasznie się bronił.
Widząc jej reakcje na swoje gesty i słowa coś się w nim zmieniło. W chłodnym spojrzeniu zaiskrzyły błyski rozbawienia, a złośliwość zastąpił pobłażliwy uśmiech.
– To nie prawda... – Odezwał się nagle, kompletnie zmieniając temat. – ...że cieniści pałają nienawiścią do wszystkiego, co się rusza. – Lekko przechylił głowę, przyglądając się pyszczkowi samiczki w taki sposób, jakby chciał wyrysować w pamięci jej obraz. Zaraz jednak przerwał chwilowe milczenie i wzruszył brakami odsłaniając kły w krzywym uśmiechu. Tym samym kompletnie zburzył chłód poprzedniej powagi własnych słów.
– Ale to i tak bez znaczenia. Idioci z Wolnych Stad wiedzą lepiej, prawda? – Wszystko wiedzą lepiej, miał ochotę dodać, ale w porę się powstrzymał.
– Wobec tego, mogę dalej siedzieć tutaj i bezsensownie wlepiać ślepia w niebo. – Obrócił pysk i zerknął na nieboskłon. – Skoro tak lubisz moje towarzystwo. – Choć odwrócił wzrok, widać było teatralnie ukrywane prześmiewcze przeświadczenie o swojej wygranej w tej małej słownej potyczce. Droczył się z nią i samiczka musiałaby być kompletnie pozbawiona empatii, by nie dostrzec, że zamiarem Obojętnego wcale nie było dokuczanie jej.
Nie długo jednak patrzył w milczące, zimne gwiazdy, zaraz bowiem jego spojrzenie wróciło do oczu rozmówczyni, tym razem jawniej okazywały rodzące się w morskim zainteresowanie. Co prawda ta ciekawość miała inny, bardziej zaczepny wymiar, ale wciąż oznaczała jedno – Obojętny pierwszy raz od dawna poświęcał komuś tyle szczerej i nieskrępowanej uwagi.
– Wielu by się z tobą nie zgodziło. – Odparł lekkim tonem, zdając się odrobinę z siebie kpić. Było przecież wręcz odwrotnie, zwykle jego szczerość była tak dosadna, że raniła. Dlatego słowa smoczycy trochę go zdziwiły. Być może jednak zrozumiał je zbyt dosłownie. – I wątpię, by powód był ten sam. – Dodał po chwili milczenia, śmiejąc się cicho, co właściwie bardziej przypominało parsknięcie. Bo co też nieznajoma mogła wiedzieć o jego motywach?
Gdy już odwróciła do niego pysk i napotkała jego spojrzenie, zapewne dostrzegła w nim subtelne zaskoczenie. Najwyraźniej nie do końca spodziewał się właśnie takiej odpowiedzi jaka padła z jej pyska.
Więc lubisz być gnębiona? Miał ochotę zapytać po tym, co wcześniej mu zarzuciła. Że niby lubi dokuczać innym. Ale zdecydowanie ugryzł się w język. Ta rozmowa za bardzo przypominała mu tę, którą niedawno odbył więc nie chciał żeby potoczyła się tak samo. Wobec tego nie posądził smoczycy o zamiłowanie do wysłuchiwania złośliwości pod swoim adresem. Tym bardziej, że naprawdę nie miał na myśli niczego złego wymieniając z nią tych parę zdań.
Ale aż do chwili w której się uśmiechnęła, był przekonany, że samiczka faktycznie fuknie i odejdzie. Tym bardziej, że był gotowy sprowokować ją do tego. Pytanie o jej odczucia wobec jego towarzystwa było wstępem, który miał przerodzić się w kolejny dowód na to, że wszystkie smoki są takie same. Wszystkie niegodne poświęcania im czasu, zapatrzone w siebie, swoje tradycje i przekonania. Nie potrafiące wyjść ze swojej strefy komfortu... Hipokryta. Był nim, wiedział o tym, ale nie czuł potrzeby by się zmieniać, skoro świat był jaki był. On wpasowywał się w jego wymogi idealnie, będąc nieczuły i obojętny na zakłamanie innych. Radził sobie tak jak potrafił.
Ale nieznajoma zamiast podążyć śladem wszystkich na jego drodze, po prostu ruszyła na bezdroża. Takie miał poczucie. Zachowywała się wobec niego jak żaden smok do tej pory, wywołując zainteresowanie, przed którym tak strasznie się bronił.
Widząc jej reakcje na swoje gesty i słowa coś się w nim zmieniło. W chłodnym spojrzeniu zaiskrzyły błyski rozbawienia, a złośliwość zastąpił pobłażliwy uśmiech.
– To nie prawda... – Odezwał się nagle, kompletnie zmieniając temat. – ...że cieniści pałają nienawiścią do wszystkiego, co się rusza. – Lekko przechylił głowę, przyglądając się pyszczkowi samiczki w taki sposób, jakby chciał wyrysować w pamięci jej obraz. Zaraz jednak przerwał chwilowe milczenie i wzruszył brakami odsłaniając kły w krzywym uśmiechu. Tym samym kompletnie zburzył chłód poprzedniej powagi własnych słów.
– Ale to i tak bez znaczenia. Idioci z Wolnych Stad wiedzą lepiej, prawda? – Wszystko wiedzą lepiej, miał ochotę dodać, ale w porę się powstrzymał.
– Wobec tego, mogę dalej siedzieć tutaj i bezsensownie wlepiać ślepia w niebo. – Obrócił pysk i zerknął na nieboskłon. – Skoro tak lubisz moje towarzystwo. – Choć odwrócił wzrok, widać było teatralnie ukrywane prześmiewcze przeświadczenie o swojej wygranej w tej małej słownej potyczce. Droczył się z nią i samiczka musiałaby być kompletnie pozbawiona empatii, by nie dostrzec, że zamiarem Obojętnego wcale nie było dokuczanie jej.
Nie długo jednak patrzył w milczące, zimne gwiazdy, zaraz bowiem jego spojrzenie wróciło do oczu rozmówczyni, tym razem jawniej okazywały rodzące się w morskim zainteresowanie. Co prawda ta ciekawość miała inny, bardziej zaczepny wymiar, ale wciąż oznaczała jedno – Obojętny pierwszy raz od dawna poświęcał komuś tyle szczerej i nieskrępowanej uwagi.
- 14 paź 2017, 1:43
- Forum: Czarne Wzgórza
- Temat: Kanion Szeptów
- Odpowiedzi: 834
- Odsłony: 104363
Kiedy wybuchał śmiechem nie przyszło mu do głowy, że Cienista może być jedną z tych, którzy za krzywe spojrzenie rzucają się do gardła. Po prostu poddał się rozbawieniu naturalnie i szczerze. Dlatego gdy młoda zamachnęła się wielkim skrzydłem uderzając w niego falą nasyconego jej zapachem powietrza, nieco cofnął głowę odrobinę zaskoczony. Dopiero oburzony wyraz jej pyska znów wywołał w nim falę rozbawienia. Ta była jednak subtelniejsza, jakby nie chciał jeszcze bardziej jej zezłościć.
Tłumaczenie nieznajomej, że gdyby sama zastanowiła się nad swoim zachowaniem, to jej również wydałoby się zabawne, uznał za niepotrzebne. Może gdy kiedyś wróci do tego spotkania pamięcią, faktycznie się uśmiechnie i w duchu uzna jego reakcję za adekwatną, bo czy była właściwa? W jej odczuciu najwyraźniej nie.
Potem usiadła bokiem, obrażona, więc mógł obserwować jej naburmuszone oblicze zupełnie bezkarnie.
Skrzywił się jednak, słysząc odpowiedź na zadane pytanie. Po prostu nie sądził, że ktoś w taki sposób mógł go odbierać. W pierwszej chwili poczuł nieprzyjemny uścisk w żołądku. Dawno nie nawiedziło go podobne uczucie... Przejmował się? Bzdura. Zdanie nieznajomej nie miało żadnego znaczenia, więc ostatecznie przywołał na swój pysk leniwe zadowolenie. Brakowało w nim jednak naturalności.
Przeszło mu przez myśl, by nieco nakłamać, by zaburzyć jej swój obraz jeszcze bardziej i stać się w jej oczach kimś dużo paskudniejszym niż był w istocie, ale w porę się powstrzymał z nie do końca zrozumiałych dla siebie pobudek.
– Który uśmiech? Ten? – I na zawołanie odsłonił część swoich kłów w krzywym, nonszalanckim, trochę cynicznym uśmiechu, który był jego wizytówką. Potem zaśmiał się cicho, lekko kręcąc głową. – Ani jedno moje słowo nie było obraźliwe. – Odparł i zdawał się mówić całkiem szczerze. Taka była prawda. Nie miał żadnego interesu w dokuczaniu nieznajomej, choć przez mowę jego ciała mogła odnieść odmienne wrażenie. Owszem, odrobinę sobie z niej żartował, ale nie po to, by ją skrzywdzić. Nie zamierzał jednak jej w tym utwierdzać. Zamiast tego, zmienił temat. Zignorował jej ostatnie pytanie uznając, że zwyczajnie nie chce szczerze na nie odpowiadać, a nie zwykł kłamać komukolwiek w żywe oczy. Bo gdyby chciał być szczery z samym sobą, musiałby przyznać smoczycy odrobinę racji. Czuł satysfakcję wiedząc, że nie łatwo było go rozgryźć.
Sam odwrócił wzrok znów spoglądając w niebo, które powoli zasnuwało się chmurami gasząc blask gwiazd. Może w końcu powinien przestać się okłamywać?
Zapadła chwila milczenia przerywana jedynie wyciem wiatru, a po niej ton głosu smoka znów przybrał inną barwę, bardziej ponurą i mrukliwą.
– Skoro tak bardzo nie podoba ci się sposób w jaki mówię i, jak wnioskuję, ogólnie moje towarzystwo, to dlaczego wciąż ze mną rozmawiasz? – Tym razem to on obrócił się do niej przodem, a pozbawione błysku rozbawienia ślepia raziły wypracowaną przez księżyce beznamiętnością. I tylko gdzieś na dnie błękitu czaił się dawny cień zainteresowania, jakby samiec starał się schować go prze światem. Jakby sądził, że jest niewłaściwy.
Tłumaczenie nieznajomej, że gdyby sama zastanowiła się nad swoim zachowaniem, to jej również wydałoby się zabawne, uznał za niepotrzebne. Może gdy kiedyś wróci do tego spotkania pamięcią, faktycznie się uśmiechnie i w duchu uzna jego reakcję za adekwatną, bo czy była właściwa? W jej odczuciu najwyraźniej nie.
Potem usiadła bokiem, obrażona, więc mógł obserwować jej naburmuszone oblicze zupełnie bezkarnie.
Skrzywił się jednak, słysząc odpowiedź na zadane pytanie. Po prostu nie sądził, że ktoś w taki sposób mógł go odbierać. W pierwszej chwili poczuł nieprzyjemny uścisk w żołądku. Dawno nie nawiedziło go podobne uczucie... Przejmował się? Bzdura. Zdanie nieznajomej nie miało żadnego znaczenia, więc ostatecznie przywołał na swój pysk leniwe zadowolenie. Brakowało w nim jednak naturalności.
Przeszło mu przez myśl, by nieco nakłamać, by zaburzyć jej swój obraz jeszcze bardziej i stać się w jej oczach kimś dużo paskudniejszym niż był w istocie, ale w porę się powstrzymał z nie do końca zrozumiałych dla siebie pobudek.
– Który uśmiech? Ten? – I na zawołanie odsłonił część swoich kłów w krzywym, nonszalanckim, trochę cynicznym uśmiechu, który był jego wizytówką. Potem zaśmiał się cicho, lekko kręcąc głową. – Ani jedno moje słowo nie było obraźliwe. – Odparł i zdawał się mówić całkiem szczerze. Taka była prawda. Nie miał żadnego interesu w dokuczaniu nieznajomej, choć przez mowę jego ciała mogła odnieść odmienne wrażenie. Owszem, odrobinę sobie z niej żartował, ale nie po to, by ją skrzywdzić. Nie zamierzał jednak jej w tym utwierdzać. Zamiast tego, zmienił temat. Zignorował jej ostatnie pytanie uznając, że zwyczajnie nie chce szczerze na nie odpowiadać, a nie zwykł kłamać komukolwiek w żywe oczy. Bo gdyby chciał być szczery z samym sobą, musiałby przyznać smoczycy odrobinę racji. Czuł satysfakcję wiedząc, że nie łatwo było go rozgryźć.
Sam odwrócił wzrok znów spoglądając w niebo, które powoli zasnuwało się chmurami gasząc blask gwiazd. Może w końcu powinien przestać się okłamywać?
Zapadła chwila milczenia przerywana jedynie wyciem wiatru, a po niej ton głosu smoka znów przybrał inną barwę, bardziej ponurą i mrukliwą.
– Skoro tak bardzo nie podoba ci się sposób w jaki mówię i, jak wnioskuję, ogólnie moje towarzystwo, to dlaczego wciąż ze mną rozmawiasz? – Tym razem to on obrócił się do niej przodem, a pozbawione błysku rozbawienia ślepia raziły wypracowaną przez księżyce beznamiętnością. I tylko gdzieś na dnie błękitu czaił się dawny cień zainteresowania, jakby samiec starał się schować go prze światem. Jakby sądził, że jest niewłaściwy.
- 13 paź 2017, 22:46
- Forum: Zimne Jezioro
- Temat: Jezioro
- Odpowiedzi: 938
- Odsłony: 148548
Barwna istota szarpnęła się i wydawało mu się, że czmychnie spłoszona, ale wtedy spomiędzy zasłony wzburzonych bąbelków spojrzały na niego jaskrawe, różowe ślepia. Przez kilka uderzeń serca patrzył w nie, nie ruszając się nawet o milimetr. Łapa, którą wcześniej dotykał porowatego rogu, tkwiła teraz wyciągnięta w jego stronę, jakby właśnie puścił w przepaść trzymanego wcześniej przyjaciela i zamarł w przerażeniu.
Dziwne było to spotkanie. Obudziło w nim tak uparcie odsuwaną tęsknotę za tym, co utracone. Tak, jakby naraz zalało go morze sprzecznych emocji. Jakby znalazł się na właściwym miejscu, pomimo świadomości, że to niemożliwe.
Bzdurne, niepotrzebne nikomu wspomnienia i uczucia.
Nie ruszył się dopóki łapa nieznajomego nie tknęła pióropusza kolców. Wtedy, ruchem rybich oskrzeli uniosły się nieco, a potem opuściły, niemal przyklejając do smukłego karku. Samiec nie cofnął się, a jedynie przekrzywił głowę, mrużąc gorejące ślepia. Dziwaczny uśmiech żywej rafy koralowej wprawił go w konsternację. Może dlatego, że się go nie spodziewał? A może dlatego, że nie był pewny jak go odczytać? Młody morski również różnił się od jego pobratymców, nie tylko wyglądem, ale przede wszystkim swoją reakcją na dotyk. Obojętny spodziewał się gwałtownej ucieczki, agresji, a dostał... no właśnie, co? Uśmiech i śmiałość?
W końcu sam również zdecydował się na uśmiech, ale jego był mroczniejszy, odrobinę złośliwy, choć złośliwość kierował bardziej do siebie niż do młodzika. Tak, własnie zobaczył pierwszego morskiego od wielu, naprawdę wielu księżyców, ale przecież to niczego nie zmieniało. Stare czasy nie wrócą, nic nie wraca tak po prostu.
Pysk Obojętnego złagodniał po chwili i samiec zwinnym, wężowym ruchem wycofał się, sugerując, że nie będzie nieznajomego dłużej niepokoił. Widok innego morskiego wzbudzał w nim głównie niechciane emocje, a nie potrzebne były mu kolejne zawirowania. Czuł się wystarczająco zagubiony. Niech więc żywa rafa koralowa żyje sobie gdzieś tam w innym stadzie, a on nie będzie musiał się nią przejmować.
Dziwne było to spotkanie. Obudziło w nim tak uparcie odsuwaną tęsknotę za tym, co utracone. Tak, jakby naraz zalało go morze sprzecznych emocji. Jakby znalazł się na właściwym miejscu, pomimo świadomości, że to niemożliwe.
Bzdurne, niepotrzebne nikomu wspomnienia i uczucia.
Nie ruszył się dopóki łapa nieznajomego nie tknęła pióropusza kolców. Wtedy, ruchem rybich oskrzeli uniosły się nieco, a potem opuściły, niemal przyklejając do smukłego karku. Samiec nie cofnął się, a jedynie przekrzywił głowę, mrużąc gorejące ślepia. Dziwaczny uśmiech żywej rafy koralowej wprawił go w konsternację. Może dlatego, że się go nie spodziewał? A może dlatego, że nie był pewny jak go odczytać? Młody morski również różnił się od jego pobratymców, nie tylko wyglądem, ale przede wszystkim swoją reakcją na dotyk. Obojętny spodziewał się gwałtownej ucieczki, agresji, a dostał... no właśnie, co? Uśmiech i śmiałość?
W końcu sam również zdecydował się na uśmiech, ale jego był mroczniejszy, odrobinę złośliwy, choć złośliwość kierował bardziej do siebie niż do młodzika. Tak, własnie zobaczył pierwszego morskiego od wielu, naprawdę wielu księżyców, ale przecież to niczego nie zmieniało. Stare czasy nie wrócą, nic nie wraca tak po prostu.
Pysk Obojętnego złagodniał po chwili i samiec zwinnym, wężowym ruchem wycofał się, sugerując, że nie będzie nieznajomego dłużej niepokoił. Widok innego morskiego wzbudzał w nim głównie niechciane emocje, a nie potrzebne były mu kolejne zawirowania. Czuł się wystarczająco zagubiony. Niech więc żywa rafa koralowa żyje sobie gdzieś tam w innym stadzie, a on nie będzie musiał się nią przejmować.












