Znaleziono 19 wyników

autor: Vartherhius
11 lip 2016, 17:40
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Wydrążony pień
Odpowiedzi: 446
Odsłony: 69588

Vartherhius nie przerywał Srebrnemu, obserwując go jednym ślepiem. Siedział w bezruchu z przekrzywionym łbem i tylko dyszenie przy oddychaniu oraz sapanie zdradzały, że nie jest posągiem. Nie przeszkadzał, by wiedzieć, jakie Srebrny robi błędy.
Gdy ten już się rzucał na śpiącą lwicę, ta rozchyliła ślepia, syknęła na niego dziko i uciekła w las.
– Wszystko źle – mruknął Samotnik. Wziął głębszy wdech i odchrząknął. – Zanim zaczniesz sie podkradać, wytycz w umyśle najlepszą drogę. Najlepszą znaczy niekoniecznie najkrótszą, a taką, na której nie ma przeszkód lub jest miejsce do ukrycia. I oczywiście pod wiatr. Ponadto to, że jesteś już blisko ofiary nie znaczy, że możesz przestać zwracać uwagę na otoczenie. Trzeba zwracać wręcz bardziej, bo jesteś bardziej słyszalny – wymruczał gardłowo samiec.
– Jeszcze raz – dodał, a wśród drzew, znacznie dalej niż wcześniej lwica, pojawił się rogaty, puszysty baran z zakręconym zabawnie porożem. Stał bokiem do Adepta i skubał trawkę.
autor: Vartherhius
09 lip 2016, 14:57
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Bliźniacze Skały
Odpowiedzi: 640
Odsłony: 82380

Vartherhius nie miał pojęcia o istnieniu takiej rangi jak Łowca. Tam, skąd pochodził, polował każdy. Jeśli ktoś czegoś nie upolował, to oczywiście mógł liczyć na pomoc kogoś ze stada – które w całości stanowiło dalszą lub bliższą rodzinę – jednak w założeniu każdy powinien umieć polować dla siebie. Kiedyś szło mu to lepiej. Miał siłę witalną, wigor, energię... Teraz stracił to wszystko. Zapał. Był ponadto wyczerpany tułączką, która trwa już dziesiątki księżyców.
Sapał i dyszał. W chwili, w której do jego nozdrzy dotarła woń smoczycy, nieopodal wylądowało mięso. Vartherhius spiął gwałtownie mięśnie i najeżył się, a z jego gardzieli wydostał się ostrzegawczy warkot. Reakcja na zaskoczenie. Nie spodziewał się, że z nieba spada tu mięso. Rozejrzał się i ujrzał ją. Czarna niczym noc o ślepiach idealnego drapieżnika i zabójcy. Patrzyła na niego. Słyszała burczenie jego żołądka i postanowiła się podzielić?
Przechylił łeb na bok, by móc jej się lepiej przyjrzeć swoim jedynym, zielonym ślepiem. Oddychał chrapliwie. Wypuścił z nozdrzy czarne kłęby drapiącego gardło dymu.
Nie znał jej, ale jej zapach przypominał nieco zapach tej złotołuskiej, krwistogrzywej smoczycy, którą poznał. Ale ona jeszcze dodatkowo pachniała ziołami. Niemniej, nie znał opinii na temat stada Cienia, karta była czysta.
Skinął Łowczyni ciężko rogatym łbem. W ramach powitania? Może podziękowania.
– Mogę? – spytał, upewniając się jeszcze. Gdy uzyskał od niej jakikolwiek znak, podczłapał w stronę szczątek żubra i zabrał się za jedzenie.
Jadł jak bestia, wyrywając kłami płaty mięsa, rozkapując dookoła krew, połykając pośpiesznie, jakby zaraz ktoś miał mu odebrać zdobycz. Stał bokiem od Przedwiecznej od strony oka, by móc ją obserwować. Z jego tempem cała porcja szybko zniknęła. Gdy skończył, oblizał zakrwawiony pysk jęzorem i skierował rogaty łeb w stronę Przedwiecznej. Trzymał go nisko, był ciężki.
– Jestem Vartherhius. Jak mogę się odwdzięczyć... ? – spytał gardłowo, zawieszając głos, by poznać miano Łowczyni. O ile oczywiście zechce mu się przedstawić, ale skoro go nakarmiła, to nie powinna mieć złych zamiarów. Chyba.
autor: Vartherhius
06 lip 2016, 22:35
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Wydrążony pień
Odpowiedzi: 446
Odsłony: 69588

Czerwono-czarnołuski smok skinął powoli rogatym łbem.
– Niech będzie, młody – mruknął i rozejrzał się jednym ślepiem. Nie było tu nic ciekawego. On sam nie byłby też dobrym obiektem treningowym, jest zbyt powolny i głośny, absolutnie nie nadaje się do łowiectwa.
W końcu sapnął niechętnie, uznając, że będzie musiał posłużyć się magią. Stworzył maddarą lwicę – w jego stronach było to dość często spotykane zwierzę, nie wiedział, że tutaj niekoniecznie. Duży kot spał w oddaleniu od nich wśród krzewów, tyłem do nich, jednak jego uszy poruszały się, zdradzając, iż drapieżnik jest czujny i nasłuchuje.
– Skradaj się.
autor: Vartherhius
06 lip 2016, 18:48
Forum: Błękitna Skała
Temat: Lazurowe Jeziorko
Odpowiedzi: 826
Odsłony: 97985

// Oj, nie zauważyłam posta :>

Vartherhius pokiwał lekko rogatym łbem z trudem.
– Rozumiem – mruknął gardłowo. No tak, zapewne wiele młodych smoków postanawiało tu zostać i dołączało do któregoś ze stad. Zaś taki stary samiec, który właściwe miał już połowę życia za sobą, na pewno nie zdarzał się tu tak często.
Słysząc, że bycie bez stada jest nudne, spojrzał uważniej na samca, zastanawiając się, dlaczego to powiedział. Wiedział, jak to jest być samotnikiem? On sam... lubił samotność.
Kłamstwo. Cierpiał katusze, odkąd stracił swoją rodzinę, którą naprawdę kochał. Jednak nie potrafił się już otworzyć na inne smoki, a rodziny nie odzyska.
Zielone ślepię zmrużyło się, kiedy samiec się przedstawił. A więc Przywódca? Ależ zaszczyt kopnął go w rzyć. Oraz szczęście. Dobrze się składa, chciał o coś zapytać, a kompletnie nie miał pojęcia, gdzie szukać któregoś z Przywódców.
– Uch. Daruj, to odruch – sapnął ciężko, gdy Cichy zwrócił mu uwagę na mięśnie. Potrząsnął lekko ciałem, chcąc je rozluźnić i przysiadł na zadzie. Nie miał zamiaru się na nikogo rzucać. Przynajmniej tak bez powodu. Po prostu męczy się w swym ciele, doskwiera mu upał, ogień pali gardło, uniemożliwiając oddychanie, to może dać złudne wrażenie wściekłej bestii.
Odczuł małe zaskoczenie, kiedy Przywódca zaproponował mu pomoc. Oraz niewielkie nuty nieufności. Nie przywykł do bezinteresownej pomocy. Tamci, którzy zabili jego rodzinę... też oferowali pomoc. Wiedział, że przemawia przez niego paranoja. Zresztą teraz nie ma już nic do stracenia.
– Dziękuję, Przywódco. Nie sądzę, by mi coś było... mam tak od zawsze – rzekł i uśmiechnął się krzywo, nieco ponuro. Zawsze sapał, rzęził i zipiał, jak dogorywający bawół, zawsze miał problemy z oddychaniem i mówieniem, zawsze poruszanie się oraz upały powodowały zmęczenie.
Odkaszlnął i postanowił o coś zapytać.
– Bardziej niż leczenie przydałoby mi się zapełnić żołądek – zaczął. Czuł głód od dawna, może dlatego był słabszy niż zazwyczaj? Jednak próba znalezienia zwierzyny na terenach, które tutejsi nazywali wspólnymi, spełzła na niczym. – Czy zgodziłbyś się raz na księżyc polować mi na ternach waszego stada? Odwdzięczę się... jakoś. Mogę oddawać znalezione kamienie, uczyć młodych albo stanąć po wasze stronie w wojnach... jeśli jakieś prowadzicie – zaproponował gardłowo i sapnął, wypuszczając z paszczy drapiący dym. Nic więcej do zaoferowania niem iał.
autor: Vartherhius
06 lip 2016, 18:06
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Ukryty zagajnik
Odpowiedzi: 593
Odsłony: 84352

Las tętnił życiem. Wiewiórki przemykały po gałęziach drzew, gdzieniegdzie dało się dostrzec w oddali polującego na drobnego gryzonia lisa bądź leśną kunę, które jednakże umykały w popłochu, ledwie gad zwracał w ich kierunku spojrzenie zmrużonych ślepi bądź stąpał po miękkiej ściółce, choć ostrożnie, to przez swe rozmiary wywołując niekontrolowane poruszenie się ziemi pod łapami. Działające w pełni zmysły odbierały setki zachwycających, mniej lub bardziej subtelnych bodźców. Jednostajny szum poruszanych wiatrem liści i dzikich krzewów przerywany był barwnym śpiewem ptaków. Doskonały słuch smoka zdolny był wychwycić w tej mieszance nawet poruszenie skrzydeł przelatującego ptaka.
Czerwono-czarna, łuskowata bestia rogatym łbem robiła sobie miejsce pomiędzy drzewami, przyglądając się uważnie ich korze, wtykała nos w krzewy i przesuwała nim po ziemi, poruszając rozsuniętymi nozdrzami z irytacją i prychając w celu usunięcia tępego intruza, gdy przypadkiem któryś z owadów, miast rozsądnie umknąć przed gadem w przeciwnym kierunku, uznał je za idealne przed nim schronienie. To właśnie robiąc, uniósł nagle łeb i zamarł w bezruchu, gdy skonstatował, co miał przed dopiero na nowo otartym okiem. Świeże otarcia po porożu jelenia na niedawno powalonym, opartym wciąż liściastą koroną na głazie drzewie. Na ziemi były jeszcze ślady po zdartej korze, a z obdartych miejsc ciekła żywica. Musiał mieć pokaźne i silne poroże, by zedrzeć ją do tego stopnia, wręcz płatami. Najpewniej dojrzały, starszy byk. Jeżeli szczęście dopisze, samotnik.
Smok postanowił podążać tym tropem, licząc na zwierzynę, która zapewni mu syty posiłek. Postawił zmysły na stan gotowości, łeb pochylił nisko, ogon płasko położył, potężne skrzydła zahaczające o gałęzie zaś stulił, by nic nie przeszkadzało mu w poruszaniu się po stanowczo zbyt ciasnym dla tak ogromnego cielska terenie. Wypatrywał pilnie, a kolejny ślad ujrzał już po parunastu krokach. Zadowolony z siebie, wyszczerzył zębiska. Pozostałe po deszczowej nocy błoto na bardziej piaszczystej ścieżce ukazało cztery nieco zatarte odciski sporych jak na jeleniowatego racic, co upewniło gada w przekonaniu, iż zmierza w dobrym kierunku, a jego osąd dotyczący zwierzęcia był słuszny. Ruszył dalej, pełen optymizmu i głodny.
Zapach jego planowanej zdobyczy w końcu doń dotarł. Świeże odchody zwierzęcia jasno informowały, że smok się do niego zbliżał. Czerwona łuska zalśniła w rzucanym pomiędzy koronami drzew słońcu, czarna zaś rozgrzała się, gdy gad wystąpił na mniej zarośniętą połać, na której rosły jednakże wysokie trawy. Gad przytulił się brzuchem i szczęką do podłoża, wyciągnął łapy, chcąc być możliwie płaskim, gdy wreszcie ujrzał swój cel ze sporej odległości. Jeleń miał uniesioną głowę i rozglądał się. Patrzył, próbując dostrzec ruch pomiędzy szumiącymi od wiatru źdźbłami. Smok musiał trwać w idealnym bezruchu. Wstrzymał oddech. Trzymał szpony wbite w ziemię, powstrzymując się od lekkomyślnego w tym momencie skoku na ofiarę. Jego ogon nie wił się, nie unosił, a leżał całkowicie płasko w jednej pozycji, imitując cielsko długiego, nieszkodliwie wygrzewającego się na słońcu węża. W końcu oczy byka przymknęły się, a on sam zajął się wyłącznie skubaniem, chcąc napełnić żołądek jeszcze wilgotną, słodką trawą. Smok rozsunął pysk w czymś, co zapewne miało przypominać uśmiech. Powstrzymał się od oblizania kłów, świadom, iż nawet niewinne mlaśnięcie jęzora mogłoby spłoszyć jego upragniony obiad.
Kontynuował swą wędrówkę w stronę zwierzyny. Kroczek za kroczkiem, pomału, wręcz ociężale wlókł swe potężne ciało, uważając na każdy szczegół. Wiatr mu sprzyjał, nie niosąc jego zapachu, jak również uspokajając czujnego jelenia świadomością, iż trawy poruszane między drzewami robią to tylko w skutek ruchu powietrza. Gad starał się w nich skryć, pozostać niezauważonym, choć było to ciężkie zadanie przy jego masie i wielkości, jak również zupełnie nieułatwiającej zadania barwy łusek. Starł się oddychać płytko i cicho, co przy jego wiecznie zachrypniętej gardzieli było trudne. Zacisnął szczęki, by nie wydostał się spomiędzy nich gardłowy, głodny pomruk. Zdołał się zakraść bardzo blisko, na odległość skoku, by móc rzucić się na ofiarę z całą swą siłą i szybko uśmiercić, gdy nadejdzie odpowiedni moment. Zamknął ślepia i zastygł w bezruchu w tej ostatniej chwili przed atakiem.
Później wszystko potoczyło się błyskawicznie. Gad napiął mięśnie i gwałtownie wyłonił się spod traw. Spłoszony tym ruchem jeleń chciał uciec, widząc znacznie groźniejszego przeciwnika, lecz smok był za blisko. Złapał szczękami jego grzbiet i wbił w niego kły, miażdżąc kości i kręgosłup biednego rogacza, co natychmiast sparaliżowało go i uspokoiło miotanie się i rzucanie porożem. Do pyska łowcy popłynęła świeża krew. Przyciśnięcie byka łapą do ziemi i szarpnięcie wciąż trzymającym go pyskiem skutecznie zakończyło jego żywot. Następnie wszystko się rozwiało. Martwe ciało rozpłynęło się, a zadowolony z siebie samiec skierował w dalszą stronę, chcąc znaleźć jakąś wodę, by się napoić i odpocząć.
autor: Vartherhius
06 lip 2016, 17:57
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Las przy Skałach
Odpowiedzi: 574
Odsłony: 76509

Znudzony Vartherhius ostatnio czuł się ospały, a jego cielsko robiło się rozleniwione. Postanowił to zmienić i powalczyć trochę, dlatego też znalazł sobie trochę wolnej przestrzeni.
Smok czuł, jak krew zaczyna niespokojnie buzować mu w żyłach, tętno przyśpiesza, potężne mięśnie wielkiego, gadziego cielska uwypuklają się pod pancerzem z łusek. Wyobraził sobie wilka, lecz nie zwykłego. Było to ogromne, szybkie i silne wilczysko, bojowy basior o wydłużonych kłach i pazurach wzbudzających postrach. Gdy jego wizja pojawiła się przed smokiem, gęste czarne futro psowatego było nastroszone, bystre ślepia wbite prosto w cel, a pysk zmarszczony. Kolczasty ogon przesunął się po ziemi, a jego właściciel pochylił łeb, obnażając wściekle zębiska, po których przesunął jęzorem, gotów do zatopienia ich w ciele przywołanego myślą przeciwnika.
Wilk skoczył pierwszy. Naparł na czerwono-czarnego gada, rzucając mu się do gardła mimo znacznie mniejszych rozmiarów. Ten zablokował atak, odrzucając psa od siebie silnym szarpnięciem łbem. Odrzucony zwierz zawarczał, cudem umykając przed ogonem, który świsnął mu tuż obok pyska.
Smok odpowiedział niskim, gardłowym warkotem, smagnięciem tegoż ogona o ziemię prowokując czającą się bestię do kolejnego skoku. Złapał ją wtedy łapą i zablokował przy ziemi, wbijając szpony na całą głębokość, z łatwością rozcinając nimi nawet kości, podczas gdy wilk szarpał się i wierzgał łapami, ryjąc nimi w ziemi i gryząc wszystko, co miał w zasięgu pyska. Wygiął się i zacisnął ze wszystkich sił szczęki tuż powyżej więżących go szponów. Kły wbiły się pomiędzy łuski, powodując cofnięcie łapy przez gada. Zaraz ten ponownie zamachnął się nią, lecz pokryty krwią basior już czaił się za nim. Skoczył nań od tyłu, po ogonie, wściekły smok zaś zarzucił gniewnie łbem, a następnie całym grzbietem, próbując zrzucić wroga bądź brutalnie nabić go na kolce. Jego ogon miótł każdą roślinność na swej drodze, wyrywał z korzeniami drzewa. Gad spróbował sięgnąć zębiskami do gryzącego go wściekle przeciwnika, lecz był niewystarczająco zwinny, by tego dokonać i miotał się jedynie niczym w gorączce. Zirytowany, rozpostarł nagle olbrzymie skrzydła i zamachał nimi, wzbijając się gwałtownie i z mocą w powietrze, którego pęd niemal strącił uczepionego zębiskami na jednym z kłów wilka. Silne uderzenie ogromnego cielska przy lądowaniu rzuciło jednakże jego psim ciałem i pozwoliło smokowi złapać je wreszcie kłami.
Basior pisnął i puścił się w tym samym momencie, gdy silne szarpnięcie szczęk niemal rozerwało go na dwie połowy. Gad potrząsnął łbem mocno i wziąwszy zamach, rzucił bestią tak mocno, iż ta poleciała kilka ogonów od niego, ostatecznie zatrzymując się po desperackim zaryciu pazurami w ziemi. Raptownie pozbierała się z ziemi i otrzepała. Krew kapała jej z pyska, sierść zaś była nią posklejana, lecz nie próżnowała. Zbliżyła się do składającego skrzydła smoka, unikając dzięki swej szybkości powolnych, niemal ociężałych, lecz potężnych ciosów jego łap, ogona i szczęk i ponownie zaatakowała. Gad odrzucił ją celnym uderzeniem łapy. Raz za razem basior nacierał i rzucał się z kłami, błądził od kończyny do kończyny czerwono-czarnego osobnika, powodując jego dezorientację i łapanie się zębami za własne łapy, co wywoływało stłumione ryki bólu. Umysł smoka był teraz jego wrogiem. Bestia doskonale znała każdy jego najsłabszy punkt i umiejętnie korzystała z tej wiedzy, choć to nie wystarczało, by pokonać przedstawiciela najpotężniejszej z ras. Bynajmniej. Walka się przedłużała i smok przestał być cierpliwy, jego wściekłość rosła z każdym momentem, w którym nie nadążał z reakcjami. Choć był to tylko trening, a jego przeciwnik nie był prawdziwy, postanowił potraktować wilczysko jak prawdziwego wroga z krwi i kości. Zgiął łeb w momencie krwiożerczego ataku na jego pierś i zaatakował rogami. Cios był niezwykle silny i powalił wilka, powodując chwilę ogłuszenia. Wbił szpony w odsłonięty brzuch zwierzęcia, powaliwszy je wcześniej na plecy. Wściekły warkot zadowolonego z bojowego szału i pewnego swej wyższości gada zbiegł się w czasie z przeciągłym skomleniem uwięzionego przeciwnika. Wyrwane czarne futro pokrywało aż gołą od starcia ziemię, powodując obraz choć nieprawdziwy, to satysfakcjonujący.
Gad trzasnął łbem prosto w wilczy odpowiednik z siłą tak ogromną, że aż ziemia pod jego łapami zadrżała. Pysk bestii został wręcz zmiażdżony, liczne kolczaste wyrostki przeciągnięte przez jego ciało rozorało je, nie dając szans na ponowne podniesienie się i dalszą walkę. Smok wyszczerzył zakrwawione kły, oblizując się, lecz nie poczuł na nich metalicznego smaku. Iluzja rozmyła się, a trening został zakończony sukcesem.
autor: Vartherhius
06 lip 2016, 17:52
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Gorąca zatoczka
Odpowiedzi: 1013
Odsłony: 133793

Vartherhius zaciekawił się nieco tym, co mówiła smoczyca. Co prawda nie dał tego po sobie poznać w żaden sposób. Nadal był nieufny, choć już mniej. Jeśli byłaby wrogo nastawiona, już by to okazała. Chyba, że jest mistrzem fałszu.
Słuchał smoczycy uważnie, chcąc poznać tutejsze tradycje, które wydawały mu się kuriozalne i naprawdę dziwaczne – co nie znaczy złe. Po prostu inne. Szanował je.
– Rozumiem... – odpowiedział gardłowo z zamyśleniem. – Kim jest Naranlea? – spytał zaraz, marszcząc lekko łuki brwiowe. Skoro była w stanie postawić taka barierę, musiała być jakimś potężnym czarodziejem. – Jeśli irytują cię moje pytania, nie musisz odpowiadać – dodał. Rozgadał się trochę, co nienaturalne dla niego. Właściwie to nie lubi o nic pytać, woląc dowiadywać się sam, ale w smoczycy było coś, co aż się prosiło o rozmowę.
Gdy to ona go o coś zapytała, zacisnął mocno szczęki, a z jego gardzieli wydostał się cichy pomruk. Czy powinien powiedzieć jej prawdę? Tak po prostu? Dopiero ją poznał.
– Ścigam kogoś – odpowiedział spokojnie w końcu. Wziął głęboki, charkliwy wdech. – Mam rachunki do wyrównania – dodał. – Nie chciałem się zbyt długo zatrzymywać, ale przez tę mgłę najwyraźniej będę musiał. Poczekam tu, aż sprawa się nie rozwiąże.
autor: Vartherhius
06 lip 2016, 17:34
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Wydrążony pień
Odpowiedzi: 446
Odsłony: 69588

Vartherhius usadawiał się wygodnie na ziemi, słuchając przy okazji Srebrnego Kolca... bo tak się przedstawił, prawda? Dziwne imię. Dwuczłonowe. Samiec nie spotkał wcześniej takiego... zwyczaju. Nazywali się od koloru swoich łusek? W takim razie co, jeśli było pięciu Zielonych Kolców? Czy samice też były Kolcami? Miał sporo pytań, ciekawiły go i nurtowały te sprawy, ale nie był typem, który by zalewał innych pytaniami. Wolał sam poznać odpowiedzi.
Kiedy młodszy smok skończył mówić, starszy samiec uniósł lekko łuk brwiowy.
– I to wszystko? – spytał krótko i sapnął, wypuszczając z nozdrzy drażniący go dym. Nie można zaprzeczyć, że wszystko, co powiedział Adept, było prawdą, jednak zrobił to bardzo... lakonicznie. Jakkolwiek walka i inne umiejętności nie potrzebują teorii, tak przy śledzeniu i skradaniu, ogólnie przy polowaniu, trzeba cośtam wiedzieć. – Jeśli zwierzyna śpi, albo jeśli warunki terenu za nią są mniej sprzyjające na przykład usłane suchymi liśćmi, lepiej zaryzykować i podkraść się od przodu. Trzeba zwracać uwagę nie tylko na zachowanie upatrzonej ofiary, ale i na inne zwierzęta, która mogą zdradzić twą obecność. Moja rada, zawsze patrz w górę, młody. Ptaki zrywające się do lotu go najprostszy sposób, by cię zdemaskować. Istotny jest też wiatr, musisz go pilnować, gdy będzie się zmieniał. Nigdy nie skradaj się z wiatrem, zawsze pod wiatr, inaczej twoja zdobycz cię wyczuje – rzekł samotnik i aż musiał odkaszlnąć i odchrząknąć warkliwie. Nie lubił mówić, nie mówił dużo. To był chyba jego miesięczny rekord słów. Jego gardziel źle to znosiła. Sapnął, postanawiając napić się, gdy tylko skończy z młodym. – Jakieś pytania?
autor: Vartherhius
06 lip 2016, 16:57
Forum: Bliźniacze Skały
Temat: Bliźniacze Skały
Odpowiedzi: 640
Odsłony: 82380

Vartherhius dotarł do Bliźniaczych Skał w dość wietrzny dzień, chcąc wśród nich znaleźć osłonę od wiatru jak również od irytującego słońca. Wiatr dawał co prawda ulgę od skwaru, ale był mocny i uciążliwie utrudniał poruszanie się, szczególnie tak ciężkiemu i mało zwrotnemu smokowi. Do tego piekielnie głodnemu. Co jakiś czas czuł burczenie w swoim żołądku i zaciskał ze złości zębiska. Próbował zniwelować nieco głód, żłopiąc wodę, wiedział jednak, że musi coś upolować jak najszybciej. Dlatego rozglądał się i nasłuchiwał, próbując wyłapać jakąś woń w nadziei, iż zwietrzy jakąś zwierzynę. Zdawał sobie jednak sprawę, że Łowca z niego marny. Jest powolny, niezgrabny, do tego głośny jak zawodzący bawół. Dyszy i rzęzi podczas oddychania jak gruźlik. Niemniej, nie poddawał się.
autor: Vartherhius
27 cze 2016, 21:14
Forum: Błękitna Skała
Temat: Lazurowe Jeziorko
Odpowiedzi: 826
Odsłony: 97985

Vartherhius, choć półślepy, powolny, ociężały oraz zadyszany i zmęczony upałami, był czujny, a plusk wody wywołany przez sporawą kelpie wskakującą doń, dość słyszalny. Samiec natychmiast uniósł ciężki, rogaty łeb i obrócił łeb w lewo, by zerknąć swym jedynym ślepiem za siebie. Woda pociekła mu pomiędzy szczękami. Przełknął ją i powoli odwrócił się przodem do nowoprzybyłego smoka. Zmrużył podejrzliwie ślepie, gdy ujrzał dziwny, spory kształt znikający pod powierzchnią wody, a zaraz potem kruka, który się na niego gapił. Dlaczego tutejsze smoki są otoczone zwierzyńcem? To dziwne, samotnik nie mógł tego pojąć.
Uznając to jednak za nieistotne, wbił wzrok w obcego samca. Jego nozdrza poruszyły się, gdy czerwono-czarnołuski wciągnął charkliwie powietrze. Wyczuł od niego ten sam zapach, co od niedawno poznanej Szeptu Burzy. Może pochodzili z tego samego stada?
– Rzadko miewacie gości z zewnątrz, hę? – spytał retorycznie. Każdy, kogo tu napotkał, pytał o to samo. – Podróżuję przed siebie, jestem tu przypadkiem. Vartherhius – przedstawił się, lekko tylko skinąwszy łbem. Był za ciężki, kark odzywał się już bólem, więc samiec oszczędzał ruchy, jak tylko mógł. Postąpił nieco bliżej Cichego, nie chcąc krzyczeć. Dyszał jak stary gruźlik przy każdym oddechu.
Nie okazywał wrogości, jednak samemu nie tracąc czujności.
– Z którego Stada pochodzisz? – spytał spokojnie. O istnieniu czterech Stad już wiedział. Miał przeczucie, że ten samiec jest od niego starszy, co nie zdarzało się często. Sam miał już większą część życia za sobą.
autor: Vartherhius
27 cze 2016, 20:57
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Ustronie
Odpowiedzi: 619
Odsłony: 89409

Vartherhius uniósł lekko łuk brwiowy, gdy usłyszał pierwsze słowa smoczycy, a potem uśmiechnął się z cierpkim, ironicznym rozbawieniem.
– Musicie być tu niezwykle znudzeni, jesteś kolejnym smokiem, który mi to mówi – wymruczał charkliwie i odchrząknął.
Powrócił spojrzeniem jedynego zielonego ślepia z powrotem do smoczycy. Była ciekawszym obiektem do obserwowania niż jakaś magiczna mgła.
– Powodzenia zatem. Zdaje się, że mój pobyt tu trochę się przedłuży – wymruczał gardłowo niskim głosem. Skoro mgła blokowała tereny, będzie musiał trochę poczekać. Zresztą wzbudziło to jego ciekawość. Chętnie poczeka i dowie się, cóż jest powodem takiej anomalii.
Czy każda rozmowa musi zaczynać się od wykrzykiwania swojego imienia bądź przezwiska, a w innym wypadku zarzucania prostactwa? O ileż lepiej zacząć zgrabną pogawędkę, by naturalnie wpleść przedstawienie w rozmowę.
– Idę, gdzie mnie łapy poniosą. Nie mam takiego miejsca, które można nazwać "domem". Znalazłem się tu... czystym przypadkiem – odpowiedział Uzdrowicielce. Jego pierś unosiła się ciężko, gdy oddychał zirytowany upałem.
Nagle usłyszał wizg i podniósł leniwie ciężki, rogaty łeb, a jego spojrzenie odnalazło przecinającą niebo sylwetkę ptaka. Czy był piękny, czy nie, na to Vartherhius nie zwrócił uwagi. Oblizał się jedynie nieświadomie, jednak nie uczynił nic ponadto. Nie byłby w stanie upolować nic w powietrzu. Był zbyt powolny i stanowczo za mało zwrotny.
autor: Vartherhius
27 cze 2016, 20:42
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Gorąca zatoczka
Odpowiedzi: 1013
Odsłony: 133793

Czerwonołuski wykonał kolejny, powolny krok w stronę smoczycy, tylko po to, by usiąść ciężkim, kolczastym zadem w wodzie. Jego ogon z ciężką maczugą na końcu spoczywał bezwładnie obok. Przyglądał się smoczycy jednym okiem z łbem przechylonym na prawo.
Zmarszczył lekko łuki brwiowe w zastanowieniu.
– Dlaczego stada mają nazwy od żywiołów? – spytał i podrapał się po piersi szponiastą łapą. Miał nań sporo blizn i miejsc, które były wybrakowane, jeśli chodziło o łuski i znacznie jaśniejsze. – Ta cała bariera... po co istnieje? – zadał kolejne pytanie, unosząc lekko łeb, jak gdyby chcąc ją dojrzeć.
Potem powrócił wzrokiem do smoczycy i skinął łbem. Rozsunął nozdrza i sapnął warkliwie.
– Pochodzę znikąd. Od zawsze jestem w drodze – odpowiedział Szeptowi. Życie koczownicze. – Mów mi Vartherhius – przedstawił się.
autor: Vartherhius
27 cze 2016, 20:35
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Wydrążony pień
Odpowiedzi: 446
Odsłony: 69588

Ciemnołuski samiec w istocie zatrzymał się, kiedy usłyszał wołanie i obrócił lekko łeb w lewo, by ujrzeć swą niedoszłą ofiarę. Przyjrzał mu się, unosząc łuk brwiowy. Otaksował go spojrzeniem zielonego ślepia i parsknął charkliwie. Srebrny musiał być młody, nie tylko sądząc po różnicy ich wielkości, ale i po zdziwieniu adepta w reakcji na zwykłe skradanie.
– Bez przednich łap i ze skrzydłami ciągniętym po ziemi będzie ciężko – skomentował, obracając się cielskiem przodem do wywernowego smoka.
Vartherhius potrząsnął łbem i zarzęził jak gruźlik. Mlasnął zirytowany brakiem wody w najbliższej okolicy i powrócił spojrzeniem do Srebrnego. Właściwie czemu nie? Nie była to jakaś wielka filozofia.
– Wiesz w ogóle, co jest istotne przy skradaniu, młody? – spytał mrukliwie, sadzając ciężki zad na ziemi z sapnięciem.
autor: Vartherhius
26 cze 2016, 19:56
Forum: Dzika Puszcza
Temat: Wydrążony pień
Odpowiedzi: 446
Odsłony: 69588

Czarno-czerwonołuski samiec cały czas zwiedzał tereny, na których się znalazł. Szedł niezwykle powoli i niespiesznie, bardziej czołgając się, niż idąc. Łeb miał nisko przy ziemi, jednak lewe oko obserwowało czujnie okolicę, a nozdrza drżały. Słuch na nic by mu się zdał, ciężkim chrapaniem i dyszeniem samiec zagłuszał każdy dźwięk. Łowcą by dobrym nie był. Nie tylko przez hałas, ale i przez powolne ruchy i masywne cielsko uniemożliwiające zwinne poruszanie i szybkie reakcje.
Jednak wiatr w końcu przyniósł mu woń obcego smoka. Rozejrzał się i w oddali pomiędzy liśćmi ujrzał coś szarawego, poruszającego się nieznacznie. Sądząc, że to wilk lub inne futerkowe stworzenie, zaczął się zakradać, starając wyciszyć oddech. Ciężko jednak było czerwonej górze kolców skryć się za krzakami.
Srebrny, rozglądając się, dojrzał Vartherhiusa, który wbijał w niego jedno ślepię polującego drapieżnika. Widząc jednak, że ma do czynienia ze smokiem, a nie zwierzyną, wydał z siebie pełne rozczarowania, zirytowane, chrapliwie sapnięcie i uniósł rogaty łeb wyżej. Z gardłowym pomrukiem odwrócił się, by zacząć odchodzić.
autor: Vartherhius
26 cze 2016, 18:45
Forum: Zimne Jezioro
Temat: Gorąca zatoczka
Odpowiedzi: 1013
Odsłony: 133793

Vartherhius nie tracił czujności. Choć miał tylko jedno ślepię, wodziło ono czujnie po otoczeniu i natychmiait wyłapało ruch. Szczęśliwie Szept nadeszła od strony lewej, ujrzenie czegokolwiek z prawej graniczyło dla niego z niemożliwością. Sapnął chrapliwie nozdrzami i uniósł lekko rogaty, ciężki łeb nad wodę. Strugi pociekły mu pomiędzy kłami i kostnymi wyrostkami. Obrócił pysk w stronę smoczycy, nieświadomie jeżąc się, kiedy ta zbliżyła się do niego. Mięśnie spięły się, a liczne kolce stanęły na baczność. Instynkt podpowiadał mu, że każdy smok jest potencjalnym wrogiem. Doświadczenie tak samo.
Kiedy więc odezwała się do niego, milczał chwilę, jakby analizując sytuację. Po paru sekundach rozluźnił się i z chrapliwym dyszeniem obrócił cielsko przodem do Szeptu. Łeb jak zwykle przechylony był na prawo, by jedyne pozostałe mu oko mogło otaksować obcą smoczycę.
– Wolne Stada... – powtórzył gardłowym, zachrypniętym głosem. Nieprzyjemnym w brzmieniu, ale co poradzić.
Wiedział już, jak nazywają się tereny, na których się znalazł.
– Pogoń za dniem – odpowiedział jej spokojnie i postąpił jeden zaledwie krok w jej stronę. – Cóż to za stada, skoro mają tak wdzięczną nazwę?

Wyszukiwanie zaawansowane